PDA

View Full Version : Ulga po stracie? - komentarze


Basia.
01-03-2008, 21:05
Komentarz do artykułu: Ulga po stracie? (http://www.senior.pl/84,0,Ulga-po-stracie,3664.html)
--------------------
Bardzo dobry artykuł, tak się ułożyło w moim życiu że bylam opiekunką najpierw syna /był postrzelony z broni milicyjnej/, zaraz po tym jak syn już przestał wymagać opieki musiałam zająć się jego ojcem. Miałam w domu chorego na raka nie chodzącego 1,5 roku. Po śmierci męża musiałam włączyć się do opieki nad Matką, amputowano jej nogę z powodu cukrzycy. Dźwigałam tych swoich chorych kiedy chceli zmienić pozycję łapali mnie za szyję i w ten sposób się podnosili w łóżku. Za to podnoszenie chorych zapłaciłam wysoką cenę bo musiałam się poddać operacji kręgosłupa /usunięto mi 2 dyski/. Opieka nad osobą przewlekle i śmiertelnie chorą jest wielką traumą, opiekun przeżywa huśtawkę emocjonalną, raz jest w rozpaczy że traci kogoś bliskiego, za chwilę marzy o uwolnieniu się od tego koszmaru. Opiekowałam się swoimi chorymi najlepiej jak umialam, sama nabawiłam się nerwicy, choroby kręgoslupa. Marzę o tym żeby dane mi było umrzeć nagle, taka śmierć jest szokiem dla najbliższych ale jest jednocześnie wybawieniem dla wszystkich a przede wszystkim dla chorego.

POLA
01-03-2008, 21:18
Ruzumiem najzupełniej to, co napisałaś.
Życie ma swoją cenę, czasem zbyt wysoką...

inka-ni
01-03-2008, 21:30
Calkowicie się zgadzm z autorką tego komentarza.Smierc uwalnia od cierpienia,które przerasta dwie strony,w bezsilnosi.

ammi1952
01-03-2008, 23:32
Niejednokrotnie śmierc jest wybawieniem dla obu stron i dla cierpiacego i dla osoby opiekujacej się ,a nie mogacej ulzyć w cierpieniu. Ta niemoc też jest bardzo bolesna.

gratka
03-03-2008, 12:38
Moja babcia umarła na raka , ale w bardzo póżnej starości (92 lata). Mama opiekowała się babcią. Potem moja mama była przez kilka lat ciężko chora, a ostatnie 3 lata leżąca. Nie była w stanie nawet usiąść na łóżku o własnych siłach. Opiekowałyśmy się nią z siostrą.
W międzyczasie zachorowała, też na raka, siostra. Przeszłam na " wcześniejszą" emeryturę, przeniosłam na wieś, aby zamieszkać tuż obok nich i zajęłam się nimi. Pomagały mi dzieci siostry, bo mąż opuścił ją wcześniej. Mój mąż miał wtedy zaawansowaną cukrzycę, i częste mikrowylewy krwi do oka, nie mógł się schylać, nie mógł dżwignąć. W jednym pokoju leżała jedna chora, w drugim druga. Przeżyłam to wszystko o czym pisze Basia. Najgorsze było to, że siostra miała taką niechęć do mamy, że się wogóle prawie nie widywały. Codziennie słuchałam narzekań i ich wzajemnych żalów. Każdej nocy przeżywałam koszmarne myśli, że jeszcze trochę, a nie udźwignę, nie dam rady. Miały tak silne poczucie intymności swej choroby, że żadna z nich nie wyrażała zgody choćby na wynajęcie kogoś do pomocy; pielęgniarki, czy sąsiadki.
Mama umarła w wieku 85 lat; jako przyczynę podano nowotwór płuc.
Za pół roku pochowałam męża - pierwszy zawał był śmiertelny.
A po następnych dwóch miesiącach - siostrę. Żyła 49 lat, z tego szacuję, że 20 lat była nieszczęśliwa.

gratka
03-03-2008, 12:53
Przepraszam, że jeszcze ciągnę wątek.
Pozostały mi dzieci, urodziwe (nie chwaląc się ) wnuki, a w pobliżu mam siostrzeńców, którzy pomimo choroby i śmierci ich matki nie przerwali nauki, powoli kończą studia, borykając się z finansami. Obiecałam siostrze, że zaopiekuję się nimi.
Jako seniorka rodu doglądam dyskretnie tej trzódki, ale często czuję się samotna. Staram się polubić tę samotność, albo ją przepędzić, instynktownie szukając kontaktu z własną generacją. Mam przyjaciół w realu, mam Was....
ale smuteczki wracają falami, nigdy nie wiadomo kiedy dopadną.

BUNIA
03-03-2008, 13:27
Los ?? opatrznosc ?? oszczedzil mnie i nie bylam "skazana" na dlugofalowe opiekowanie sie smiertelnie chorym mezem.Cierpial cichutko - tak jak cale jegoi zycie bylo bardzo stonowane i wyciszone.Nie chcial mnie martwic , i do konac swoich chwil byl bardzo meski - staral sie nie okazywac cierpienia i to on mnie uspakajal ,to on sciskal coraz to slabszymi dlonmi ma reke i prosil zebym nie plakala bo mu bedzie ciezko odchodzic.
Od 14- do 21.30 bardzo sie meczyl prosil o powetrze ,tlen -byl podlaczony ale to juz nie wystarczalo - dusil sie , blagal abym otwarla okna /styczen mroz -15 C/ - te godziny byly mneczarnia zarowno dla niego jak i dla nas tzn. mnie syna siostry i synowej.Prosil o pomoc a my wszyscy na czele z lekarzami bylismy bezsilni - nie moglamm mu pomoc a tak bardzo o to prosil.
Przyszedl moment - oddech sie wyrownal stal sie spokojniejszy i wtedy mi powiedzial "kocham was /bylam tylko ja z synem ,kocham cie ..umieram .Oczy zrobily sie ogromne wilgotne . lekko sie usmiechnal i . cichutko .
sobie odszedl .
Wtedy poczulam ulge bo On przestal sie meczyc juz nie musial lapac powietrza juz nie sinial - skonczylo sie cierpienie i skonczyl sie szczesliwy rozdzial mego zycia .
Za rok odszedl moj kochany Ojciec - to byl bardzo rozlegly zawala - zmarl na stole operacyjnym w Ochojcu dokod zostal przewiweziony karetka .Szok- ale zarazem ulga bo nie widzialam jak cierpial ...

http://img406.imageshack.us/img406/9761/150000donie30hf5.jpg (http://imageshack.us)

chickita
03-03-2008, 22:44
Przezyłam. To nie życie tylko walka z wiatrakami. Choć żal zerce ściska i zostaja tylko wspomnienia to jest tez ulga, ze juz nie cierpi, ze nie boli. Miesiące mijały a doba byla dla mnie zbyt krótka. Zasypialam gdzie sie da, w kazdej pozycji. Przyplaciłabym to zyciem. Czy było warto? Tak. Były momenty, ze miałam dość i juz nie dawałam rady ale jakimś cudem znajdowałam poklady nowych sił. Trzymały mnie: sters, poczucie obowiązku, samozaparcie. Jest juz po wszystkim. Teraz czekam na efekty. Faktem jest, że za to zaplace. Mam problem z brzuchem. Wiele szyc i zrobiły sie bliznowce. Dźwigałam dziadka, nosilam, szarpałam sie. Bolało, bolało i boli coraz bardziej. Mam jeszcze poczucie winy, ze nie wszystko zrobilam, starałam sie jak mogłam. Czy mogłam więcej? Tego to ja juz sie nigdy nie dowiem.

Basia.
03-03-2008, 23:00
zawsze ma się poczucie winy ale to przejdzie, teraz musisz myśleć o sobie i córce.

martunia
03-03-2008, 23:02
Sama nie wiem co czuję, ale napewno to nie jest ulga.

chickita
03-03-2008, 23:05
To nie jest takie proste kiedy mój "twardy dysk" był zaprogramowany na dawanie. Musze zadbac o mała i to pewne ale musze tez zadbac o siebie bo bedzie krucho. Basiu, powiedziałas mi, ze czlowiek musi sie nauczyc egoizmu. Teraz wiem o czym mówiłaś. To dokladnie tak samo jak ktos mi opowiadał o opiece nad kims z rodziny. Jesli tego nie przezyjesz do konca nie wiesz co to. Jeśli nie zadbam o siebie, nie zrobie cos dla siebie to albo sie wykończe albo w najżejszym przypadku - oszaleje.

chickita
03-03-2008, 23:08
Sama nie wiem co czuję, ale napewno to nie jest ulga.
Ja mam bałagan w głowie to ciężko powiedzieć. Ulga to dobre słowo na okreslenie faktu, ze widzialam jak cierpi i umiera na raty. To ulga, jesli juz nie cierpi ale ból bo przyczyną nie jest cudowne ozdowienie tylko zgon.

Basia.
03-03-2008, 23:13
teraz przeżywasz trudne chwile bo tak musi być, pamiętaj że masz małe dziecko i musisz pomyśleć o sobie dla siebie, dla dziecka. DZIECKO POTRZEBUJE MATKI zdrowej, szczęśliwej. Będzie dobrze ale najpierw musi boleć, innej opcji nie ma. Trzymaj się mała, zawsze możemy pogadać.

martunia
03-03-2008, 23:14
Może człowiek, czyli ja , jest samolubny i dlatego nie odczuwa ulgi, myśli o sobie,myśli ,że został sam,a nie o tym ,który odszedł.

Basia.
03-03-2008, 23:18
Może człowiek, czyli ja , jest samolubny i dlatego nie odczuwa ulgi, myśli o sobie,myśli ,że został sam,a nie o tym ,który odszedł.
Twoja rana jest jeszcze bardzo świeża, wiem jak to bardzo boli. Może to zabrzmi niestosownie ale wierz mi, czas naprawdę leczy rany tylko to leczenie trwa niestety dosyć długo. Buziaki.

chickita
03-03-2008, 23:20
Może człowiek, czyli ja , jest samolubny i dlatego nie odczuwa ulgi, myśli o sobie,myśli ,że został sam,a nie o tym ,który odszedł.
Widzisz Marunia? To jest własnie to i pare jeszcze innych "ekstremalnych uczuc", które mną targają. To jest właśnie mój "bałagan w głowie". Za duzo pytan bez odpowiedzi.

martunia
03-03-2008, 23:24
Basiu, dziękuję wiem , usiłuję wiedzieć.
Aniu,wiem mam to samo.

Anielka
03-03-2008, 23:25
Chikito jesteś madra "dziewczynką"i na wszystkie pytania znajdziesz odpowiedż.Tylko nie staraj sie znalęźć odpowiedź na wszystkie od razu.powoli,po prostu zwolnij Kochana.Zjamij sie soba,Twoja córeczka,Twoim zyciem a odpowiedzi na wszystkie pytania,które Cie teraz nurtuja powoli przyjda same.Pozdrawiam cieplutko.

chickita
03-03-2008, 23:27
Strasznie to wszystko skomplikowane. Za bardzo jak na mnie. Na wszystko potrzeba czasu. Do cierpliwych nie należe ale tu to chyba nie da sie nic przyspieszyć? Bedzie dobrze bo byc musi.

chickita
03-03-2008, 23:29
Chikito jesteś madra "dziewczynką"i na wszystkie pytania znajdziesz odpowiedż.Tylko nie staraj sie znalęźć odpowiedź na wszystkie od razu.powoli,po prostu zwolnij Kochana.Zjamij sie soba,Twoja córeczka,Twoim zyciem a odpowiedzi na wszystkie pytania,które Cie teraz nurtuja powoli przyjda same.Pozdrawiam cieplutko.
Moja kochana Anielka. Zawsze dobre, zlote mysli mi podaje na tacy. Na wszystko jedno lekarstwo - czas.

Basia.
03-03-2008, 23:29
Strasznie to wszystko skomplikowane. Za bardzo jak na mnie. Na wszystko potrzeba czasu. Do cierpliwych nie należe ale tu to chyba nie da sie nic przyspieszyć? Bedzie dobrze bo byc musi.
również do cierpliwych nie należę, wierz mi tutaj żadne przyspieszenie nie wchodzi w grę.

martunia
03-03-2008, 23:30
Tak trzymaj Aniu, ja też sobie powtarzam,że będzie dobrze.
Nie pociągnę dalej tego zdania, bo mam już doła.

Anielka
03-03-2008, 23:31
Niestety,albo stety,ktoś madry dawno to juz powiedzial,ze czas jest najlepszym lekarstwem.Sciskam Cię bardzo mocno.

chickita
03-03-2008, 23:32
również do cierpliwych nie należę, wierz mi tutaj żadne przyspieszenie nie wchodzi w grę.
Szkoda. Znaczy, sie trzeba pomęczyć. Ucze sie pokory do życia i cierpliwości. Trudna ta edukacja i bardzo bolesna.

chickita
03-03-2008, 23:34
Tak trzymaj Aniu, ja też sobie powtarzam,że będzie dobrze.
Nie pociągnę dalej tego zdania, bo mam już doła.
Nie waz sie miec doła. Uszy do góry. Nie mozemy sie dac!

Anielko - sciska mocno.

Basia.
03-03-2008, 23:35
Szkoda. Znaczy, sie trzeba pomęczyć. Ucze sie pokory do życia i cierpliwości. Trudna ta edukacja i bardzo bolesna.
może to głupio zabrzmi ale ta edukacja robi człowieka silniejszym, naprawdę.

chickita
03-03-2008, 23:38
może to głupio zabrzmi ale ta edukacja robi człowieka silniejszym, naprawdę.
Czyli "co mnie nie zabije to mnie wzmocni"? Dam rade bo potarfie i chce. To nie ostatni raz, więc moze bede silniejsza?

martunia
03-03-2008, 23:39
Jutro rano się pozbieram, zrobię jakiś mikijaż, pójdę do pracy i będę udawała ,że wszystko jest cacy, nie mogę inaczej bo wtedy wszyscy pytają , co się stało?
Po takim pytaniu, jestem "naga".

chickita
03-03-2008, 23:44
Jutro rano się pozbieram, zrobię jakiś mikijaż, pójdę do pracy i będę udawała ,że wszystko jest cacy, nie mogę inaczej bo wtedy wszyscy pytają , co się stało?
Po takim pytaniu, jestem "naga".
Odpowiadaj jak ja - jak to co sie stało? Życie! Ot co! Nie jest cacy i długo pewnie nie bedzie. Pamietaj, mój dziadek powiedzial, ze "trzeba z zywymi naprzód iść po zycie sięgac nowe". jakie to zycie bedzie to tylko od nas zależy. Dasz rade i ja dam i wszyscy Ci, którym przyszło sie z tym zmagać.

Anielka
03-03-2008, 23:45
Martuniu ,niczego nie udawaj.Masz prawo do takich zachowań ,mysli,dolków.I nic nikomu do tego.Dobrze,ze sie starasz,zebyś nie byla "naga",ale to jeszcze potrwa.Pozdrawiam cieplutko i spokojnej nocy zyczę.

martunia
03-03-2008, 23:52
Dziękuję,Anielko, Aniu .
Życzę spokojnej nocy.

Basia.
03-03-2008, 23:53
to Ciebie wzmocni, nikt nie rodzi się silny i twardy to życie kształtuje człowieka. Miałam ogromną ilość traumatycznych przeżyć, mogłabym nimi obdzielić kilka osób. Tych tragedii nie sposób było przewidzieć, nie można było im również zapobiec. Zastanawiałam się nieraz kim byłam w poprzednim wcieleniu, co takiego strasznego zrobilam w przeszłości że teraz tak obrywam? Dzięki tym tragediom wiadomość o mojej chorobie nie zrobila na mnie wrażenia, gdybym miała w przeszłości życie "usłane różami" prawdopodobnie już by mnie było bo poddałabym się chorobie.

chickita
03-03-2008, 23:58
Masz siłe, masz wiare. To chyba o to chodzi? Wierze, ze mozna. Jesteś człowiekiem, który zycie bierze garściami bo chcesz. Basiu, silna z Ciebie babka a w dodatku wesoła. Tak trzymaj. Jak mówie, ze forum edukacyjne jest to mi nikt nie wierzy.

martunia
04-03-2008, 00:01
Pa Aniu, Basiu.
Spokojnych snów.

Ewita
05-03-2008, 12:05
i kiedy wracam myślą do tych najtrudniejszych chwil - dochodzę do wniosku, że świadomość zakończenia cierpienia była mi potrzebna, żebym potrafiła przejść nad tą śmiercią.
Z moim Ondraszkiem los obszedł się na tyle łaskawie, że cierpiał tylko (albo aż) od godziny 14 do 24, kiedy wreszcie poziom narkotyku skumulował się na tyle, aby go wyłączyć. Ulgę, że nie cierpi odczułam właśnie wtedy, kiedy zasnął nieprzytomnym, narkotycznym snem. Byłam przygotowana na całe tygodnie opieki. Miałam przerobioną pod kątem jego potrzeb sypialnię, pod ręką tlen, leki, materiały pomocnicze, stały kontakt z lekarzem i pielęgniarką paliatywną. Chciał umierać w domu i miał do tego pełne prawo. Ale śmierć? To nie była ulga. Tylko świadomość, że nie cierpi powodowała, że znajdowałam w sobie jakąkolwiek iskierkę chęci dalszego bytowania.
Stwierdzam więc, że to jest bardzo różnie. Chyba bym wolała, żeby był jeszcze chociaż parę miesięcy ze mną!