PDA

View Full Version : Zbigniewa Religi refleksje o życiu i śmierci ...


z centrum
01-11-2008, 15:24
i samotności, o byciu tolerancyjnym ateistą ... powiedział tak , "Ja po prostu nie lubię być z ludźmi; nie chodzę na bankiety, nienawidzę rozmów o niczym. Większość tych ludzi po prostu strasznie mnie nudzi. Rzadko spotykam takich, z którymi łączy mnie dobry kontakt psychiczny. Ja wolę być sam. Rozmawiać ze sobą albo z żoną. ".

Nie uważam i nie odczuwam, że samotność z wyboru lub życiowej sytuacji musi być czymś uciążliwym.
Jeżeli tylko mamy swój świat wewnętrzny otwarty na być i ograniczymy mieć do zwyczajnego tyle aby spokojnie żyć.

Może po przeczytaniu wypowiedzi Profesora zechcecie napisać swoje przemyślenie, dzisiaj jest taki dzień lirycznej pamięci ...

http://www.dziennik.pl/opinie/article259157/Religa_Musze_tylko_napisac_testament.html

aannaa235
01-11-2008, 15:30
Miałam przyjemność kiedyś poznać prof.Z. Religę i z tego co pamietam, a napewno dobrze pamiętam to bardzo lubił towarzystwo, ale ludzie sie zmieniają więc może z wiekiem i On sie zmienił.

jolita
01-11-2008, 16:19
Wizytówka jaką sam sobie wystawiłeś, a wypowiedzi profesora R. to w moim odczuciu całkowite skrajności!
Nie neguję żadnej z wypowiedzi ale ... takie zestawienie nie pasuje mi.

z centrum
01-11-2008, 16:42
Wizytówka jaką sam sobie wystawiłeś, a wypowiedzi profesora R. to w moim odczuciu całkowite skrajności!
Nie neguję żadnej z wypowiedzi ale ... takie zestawienie nie pasuje mi.
To nie wizytówka, to po prostu refleksja - a możesz wykazać te skrajności ...

gratka
01-11-2008, 17:40
W 2006 roku pożegnalam bardzo mi bliskie trzy osoby. Dziś byłam na ich grobach, spotkałam na cmentarzu kilku znajomych. Ktoś mówił - pani teraz taka samotna... Byłam samotna dopóki nie nauczyłam się żyć w pojedynkę.
Polubiłam swoją samotność, a nawet odczuwam ją jako pogłębienie swojej wolności. Nic z nikim nie uzgadniam, sama decyduję o wielu sprawach. Spotykam się z ludźmi, ale z zadowoleniem wracam do swojego domu. Wolę pomilczeć, lub poczytać niż wdawać się w puste, do niczego nie prowadzące rozmowy.
Pewnie, że są sytuacje, w ktorych we dwoje byłoby łatwiej, ale mam wrażenie, że osiąga się taki stan ducha, kiedy życie wydaje się uporządkowane, bilans mimo wszystko dodatni, a odejście naturalne. Rozumiem doskonale profesora Religę i podzielam zdanie januszwm.

Jadzia P.
03-11-2008, 00:59
Janino, zgadzam się z Tobą w 100%.
Choć nie jestem samotna, mam męża i wokół mnie są moi bliscy, to ja też lubię być sama.
Nie przepadam i nigdy nie przepadałam za dużymi przyjęciami. Raczej małe , kameralne spotkanie.
Gdybym miała do wyboru udział w dużej imprezie lub wycieczke do lasu,to z pewnością wybrałabym to drugie.
Kocham cisze, spokój, las i długie spacery we dwoje...

gratka
03-11-2008, 08:29
Cieszę się Jadziu, że mnie rozumiesz.:D :D
Obawiałam się, że moja wypowiedź może być odczytana jako przejaw zarozumialstwa, bo klasyfikuję rozmowy na puste i interesujące. Czy uznam rozmowę za próżną i nudną - zależy od stanu mojego umysłu.:rolleyes: Dlatego lubię to forum, bo tu mam duży wybór tematów i rozmówców, tu są bardzo ciepli i empatyczni ludzie, a tych, którzy tacy nie są można omijać, szczególnie gdy się nie posiada temperamentu wojownika.
A do lasu mam daleko, ale dopiero las daje mi poczucie wolności i jedności z naturą, jak profesorowi Relidze wędkowanie.

Jadzia P.
03-11-2008, 08:48
Może to nieprawdopodobne, ale i z tą Twoją wypowiedzią
zgadzam się :D
Cieszę się, że na tym forum jest więcej osób myślących i czujących podobnie jak ja :D

Alsko
03-11-2008, 09:48
Jak to jest z tą samotnością? Chyba tak: ja jej nie szukałam, to ona mnie znalazła. Ja ją tylko oswoiłam, chociaż się jej bałam, bo jestem stadne zwierzę.
Okazało się, że nie było się czego bać.
Pod warunkiem, że można z niej się czasem wychylić i że jest do kogo się wychylić :D
Samotność daje mi luksus wyboru.

maja59
03-11-2008, 09:49
Jadziu i Janinko, zgadzam się z każdym, słowem napisanym przez Was obie. Kocham święty spokój, zgiełk i gwar mnie męczy, lubię chodzić własnymi ścieżkami. Po pracy przejść spacerem Stare Miasto, nigdy pod rząd tą samą drogą, spokojnie poczytać, pogdać z mężem, albo nie gadać gdy każde z nas jest zajęte swoim hobby. Tak mogę żyć do ostatnie mojego dnia:).

Jadzia P.
03-11-2008, 10:59
To, że lubię być sama wcala nie oznacza, że stronię od ludzi.
Jestem zwierzęciem stadnym i lubię otaczać się ludżmi. Lecz nie robię tego na siłe.
Nawet będąc w tłumie lubię iść swoją ścieżką, nie ulegam nastrojowi ogółu. Lubię się izolować.
Jestem ostrożna w doborze przyjaciół (przychodzi to z wiekiem , przynajmniej u mnie tak jest ).
Nie szukam towarzystwa na siłe i stronie od ludzi którzy według mnie nie są szczerzy, którzy , jak to się mówi...lubią lać wodę.

jakempa
03-11-2008, 11:00
Profesor Religa słynął w swoim środowisku z uwielbiania wesolego trybu życia, lubił mocniejsze trunki, do czego publicznie się przyznawał, no i związane z tym towarzystwo, ale to była młodość i dobrze, że tak ją przeżył, dzisiaj jest schorowanym człowiekiem, więc nic dziwnego że szuka óóukojenia w obcowaniu z przyrodą, moim zdzniem w pewnym wieku, czlowiek potrzebuje wyciszenia i poznania swojej duszy, Jeżeli potrafi pokochać siebie, wsłuchać sie w mowę swego wnętrza, potrafi dostrzec piękno każdego dnia, niezależnie od aury za oknem, obserwować przyrodę i odgrodzić się od zła i problemów tego świata, na które i tak nie mamy wpływu, to nikt nie czuje się samotny, bycie bez towarzystwa nie oznacza samotnosci, Ja bardzo lubie być sama ze sobą lub pogadac z kwiatkiem w doniczce, czy na rabatce,

Lila
03-11-2008, 11:05
Prof.Religa zawsze był samotnikiem.Także w piciu wódki.Powtarzał niejednokrotnie ,że najbardziej lubi towarzystwo swojego psa,bo ten nie strzępi mu jęzora nad uszami.
Można zrozumieć ,nie powiem.
Ale ja ,jakbym zaczęła gadać do kwiatka,to rodzina wezwałaby pogotowie.

Basia.
03-11-2008, 11:37
Jestem samotnikiem, zasze byłam co nie znaczy że nie lubię ludzi. Znajomych w świecie realnym wybieram sobie bardzo ostrożnie :D i nie zdarzyło mi się wybrać niewłaściwie. :D Unikam ludzi małego formatu, szkoda mi na nich czasu. Jednego nie potrafię :D nie potrafię żyć bez zwierzaków, mam tak przez całe swoje życie. Rozumiem doskoale prof. Religę i podobnie jak on żyję normalnie ze swoją chorobą, staram się nie marnotrawić czasu jaki mi pozostał na rzeczy mało istotne.

Jadzia P.
03-11-2008, 14:30
Basiu, ja też mam słabość do zwierząt.

maja59
03-11-2008, 14:42
Basiu, ja też mam słabość do zwierząt.
I ja mam, a szczególnie do kotów, one to wiedzę, więc stadnie przybywają w porach karmienia, coraz ich więcej, a jakie niektóre brzydkie, takie brzydkie, że aż piękne.

POLA
03-11-2008, 15:19
Ludzie, w sytuacji wyroku, jaki na nich ciąży, zachowują się różnie.
Jedni chcą rozmawiać o swojej chorobie, co pozwala im się oswoić z świadomością zbliżającego się końca, inni uciekają od ludzi, a jeszcze inni są rozgoryczeni i tę gorycz wolą przeżywać w samotności.
Taką gorycz w pewnych sformułowaniach odebrałam w wypowiedzi prof. Religi. Pod pozornym spokojem kryje się niepokój i żal, ale przecież lekarz do tego się głośno nie przyzna, zwłaszcza teraz i to przed dziennikarzem.

Tak to odebrałam, ktoś inny może inaczej.

Basia.
03-11-2008, 15:35
Ludzie, w sytuacji wyroku, jaki na nich ciąży, zachowują się różnie.
Jedni chcą rozmawiać o swojej chorobie, co pozwala im się oswoić z świadomością zbliżającego się końca, inni uciekają od ludzi, a jeszcze inni są rozgoryczeni i tę gorycz wolą przeżywać w samotności.
Taką gorycz w pewnych sformułowaniach odebrałam w wypowiedzi prof. Religi. Pod pozornym spokojem kryje się niepokój i żal, ale przecież lekarz do tego się głośno nie przyzna, zwłaszcza teraz i to przed dziennikarzem.

Tak to odebrałam, ktoś inny może inaczej.
taka choroba nie jest komfortową sytuacją wiem coś na ten temat bo sama choruję, masz rację różnie ludzie zachowują się w takiej "podbramkowej sytuacji". Najgorszym wyjściem jest zamkniecie się w sobie i czekanie na nieuchronny koniec, w onkologii nie ma niczego pewnego na 100% /tak mi powiedział mój lekarz/ wszyscy chorzy siedzą na bombie zegarowej i to nie jest miłe.

Alsko
03-11-2008, 15:59
Od tego jest podobno "wywiadowcze" dziennikarstwo, żeby ciekawskiemu czytelnikowi dostarczyć żeru. Tu na pierwszy plan wysunęła się nachalność dziennikarza.
Zniesmaczył mnie ten wywiad.

POLA
03-11-2008, 16:38
Od tego jest podobno "wywiadowcze" dziennikarstwo, żeby ciekawskiemu czytelnikowi dostarczyć żeru. Tu na pierwszy plan wysunęła się nachalność dziennikarza.
Zniesmaczył mnie ten wywiad.
Nie chciałam tego napisać wcześniej, ale teraz muszę: niektóre pytania są brutalne, dla mnie nietaktowne, ale z drugiej strony... gdyby profesor nie chciał mówić, nie mówiłby, nie zgodził się na tę rozmowę.

Alu, piszesz, że to żer dla ciekawskich czytelników. Nie traktuję tego w ten sposób.
Coraz więcej ludzi umiera na różne nowotwory, a często najbliższe otoczenie zupełnie nie wie, jak ma się zachować wobec osób dotkniętych taką chorobą. Nikt tego nas nie uczy, podobnie jak nikt nas nie uczy, jak zachować się w ostatnich chwilach życia chorego, jak pomóc mu przejść na tamtą stronę.
Wiem, co piszę, wiem, jak ludzie omijają dom dotknięty nieszczęściem, jak bardzo są bezradni albo po prostu się boją.
Ten wywiad, choć dla mnie brutalny w swoich niektórych pytaniach, potraktowałam też jak kolejną lekcję, mimo że pobrałam już w swoim życiu kilka.

Alsko
03-11-2008, 17:35
Polu, masz rację. Wydaje się, że profesor R. udzielił wywiadu na zasadzie "nie chcę, ale muszę". Coś tam musiał mieć na względzie...

Druga sprawa - nikt nas nie uczył, jak rozmawiać, jak pomóc, jak w ogóle zachować się w obliczu takiej choroby. I dlatego taka wdzięczna jestem Ewie-Ewicie za jej posty w czasie choroby.
Jestem przekonana, że wątkiem Klub Raczków powinni zainteresować się specjaliści. Powinien zostać szerzej wykorzystany.

Basia.
03-11-2008, 17:39
Nie chciałam tego napisać wcześniej, ale teraz muszę: niektóre pytania są brutalne, dla mnie nietaktowne, ale z drugiej strony... gdyby profesor nie chciał mówić, nie mówiłby, nie zgodził się na tę rozmowę.

Alu, piszesz, że to żer dla ciekawskich czytelników. Nie traktuję tego w ten sposób.
Coraz więcej ludzi umiera na różne nowotwory, a często najbliższe otoczenie zupełnie nie wie, jak ma się zachować wobec osób dotkniętych taką chorobą. Nikt tego nas nie uczy, podobnie jak nikt nas nie uczy, jak zachować się w ostatnich chwilach życia chorego, jak pomóc mu przejść na tamtą stronę.
Wiem, co piszę, wiem, jak ludzie omijają dom dotknięty nieszczęściem, jak bardzo są bezradni albo po prostu się boją.
Ten wywiad, choć dla mnie brutalny w swoich niektórych pytaniach, potraktowałam też jak kolejną lekcję, mimo że pobrałam już w swoim życiu kilka.
mnie osobiście to śmieszyło ale straciłam większość "serdecznych znajomych" kiedy dowiedzieli się o mojej chorobie :D bali się, że ich zarażę czy co? Osobiście uważam, że o chorobie powinno sie rozmawiać szczerze. Dziennikarze faktycznie subtelnością nie grzeszyli ale profesor jako osoba publiczna zdążył się do chyba do tego przyzwyczaić.

almara
03-11-2008, 18:03
Ja odebrałam ten wywiad, jako szukanie dziennikarskiej sensacji. Dziennikarki być może chciały sprowokować Religę do bardziej osobistych wynurzeń człowieka skazanego na śmierć. Może zostały "natchnione" ostatnim wykładem chorego na raka trzustki Randy'ego Pausch'a, który okazał się nie lada sensacją. Nie udało im się, bo profesor potraktował chorobę i śmierć, jak rzecz naturalną. Czy tak myślał naprawdę, to pozostanie Jego tajemnicą.
Basiu, masz rację. Choroba nowotworowa to nadal jeszcze temat tabu. Można stracić znajomych, przyjaciół, krewnych... Jedni się boją, jak zarazy, inni nie potrafią się zachować. A jedni i drudzy widzą osobę chorą już po "tamtej stronie". Dobrze, że osoby "publiczne" zaczęły ten schemat trochę przełamywac.

tadeusz50
03-11-2008, 18:17
cytat
Choroba nowotworowa to nadal jeszcze temat tabu. Można stracić znajomych, przyjaciół, krewnych... Jedni się boją, jak zarazy, inni nie potrafią się zachować. A jedni i drudzy widzą osobę chorą już po "tamtej stronie". Dobrze, że osoby "publiczne" zaczęły ten schemat trochę przełamywac.
Zastanawiam się ile czasu to przełamywanie potrwa. W czasie choroby na raka traci się przyjaciół, znajomych. Doświadczyłem tego gdy chorowała małżonka.

Basia.
03-11-2008, 18:27
cytat
Choroba nowotworowa to nadal jeszcze temat tabu. Można stracić znajomych, przyjaciół, krewnych... Jedni się boją, jak zarazy, inni nie potrafią się zachować. A jedni i drudzy widzą osobę chorą już po "tamtej stronie". Dobrze, że osoby "publiczne" zaczęły ten schemat trochę przełamywac.
Zastanawiam się ile czasu to przełamywanie potrwa. W czasie choroby na raka traci się przyjaciół, znajomych. Doświadczyłem tego gdy chorowała małżonka.
to nie byli przyjaciele, też tego doświadczyłam kiedy chorował mój mąż i dlatego nie poczułam się zawiedziona kiedy "niby przyjaciele" odsunęli się ode mnie.

Basia.
03-11-2008, 19:36
ja też, ja też!
ma słabości. :D :D Dodam jeszcze więcej chociaż wiem, że na moją głowę posypią się gromy. Wolę zwierzęta od wielu ludzi, tak mam przez całe życie. Moja Mama twierdzila, że zostanę starą panną. :D :D

gratka
03-11-2008, 19:42
Gdy mnie dopadły nieszczęścia to też część osób się odsunęła. Potem jeden ze znajomych ( mocno utytułowany, bardzo inteligentny ) wyjaśniał mi sam, że nie wiedział jak się zachować, że bał się rozmów ze mną, bo miał pewność, że sytuacja go przerasta. Ja wierzę, że to jest istotny powód osłabienia kontaktów w trudnych życiowych sytuacjach, bo w młodości też nie umiałam rozmawiać z chorymi i nieszczęśliwymi ludźmi i też starałam się ich unikać.

gratka
03-11-2008, 19:49
ma słabości. :D :D Dodam jeszcze więcej chociaż wiem, że na moją głowę posypią się gromy. Wolę zwierzęta od wielu ludzi, tak mam przez całe życie. Moja Mama twierdzila, że zostanę starą panną.

Basiu dokładnie mam to samo. Gdy z wyjazdów dzwoniłam do domu, to musiałam się bardzo pilnować, aby w pierwszych słowach zapytać jak się czuje mąż, a dopiero potem o psa. Na ogół mi się przestawiała kolejność.:D
Cholera, nie wiem, czy myśmy się tak tu dobrały ?
Co za wzajemne zrozumienie na tym wątku!

Basia.
03-11-2008, 19:59
swój do swego zawsze drogę znajdzie. :DJeżeli chodzi o inne tematy możemy mieć odmienne zdanie ale to nie powód żebyśmy miały się wzajemnie zwalczać :D szanuję ludzi i nie drażni mnie wcale jeżeli mają inne spojrzenie na świat.

maja59
03-11-2008, 20:08
swój do swego zawsze drogę znajdzie. :DJeżeli chodzi o inne tematy możemy mieć odmienne zdanie ale to nie powód żebyśmy miały się wzajemnie zwalczać :D szanuję ludzi i nie drażni mnie wcale jeżeli mają inne spojrzenie na świat.
Ja też i nie zwalczam, chociaż czasem coś napiszę jak mnie złość chwyci, a potem nawet żałuję:)

Jadzia P.
03-11-2008, 20:10
Wiecie co, ja kiedyś słyszałam , że po stosunku człowieka do zwierząt można rozpoznać jaki to człowiek.
Może troche to zagmatwałam ale myślę, że wiecie o co chodzi.

Basia.
03-11-2008, 20:12
Ja też i nie zwalczam, chociaż czasem coś napiszę jak mnie złość chwyci, a potem nawet żałuję:)
u każdego klawisz może stracic cierpliwość :) i coś napisze w złości :) ale generalnie nie zwalczamy się i o to chodzi.

Scarlett
03-11-2008, 20:13
Jadziu a ja słyszałam, że człowiek, który nie lubi zwierząt, nie lubi ludzi.
Chyba w tym jest jakaś prawda z moich obserwacji.

Basia.
03-11-2008, 20:14
Wiecie co, ja kiedyś słyszałam , że po stosunku człowieka do zwierząt można rozpoznać jaki to człowiek.
Może troche to zagmatwałam ale myślę, że wiecie o co chodzi.
moim zdaniem tak właśnie jest i przyznam Wam się do jeszcze jednej rzeczy :D unikam ludzi, którzy mają wrogi stosunek do zwierzaków. :D

almara
03-11-2008, 20:16
Dodam jeszcze więcej chociaż wiem, że na moją głowę posypią się gromy. Wolę zwierzęta od wielu ludzi, tak mam przez całe życie.

Z mojej strony gromów nie będzie. Też tak czasami mam :D

gratka
03-11-2008, 20:19
To jest bardzo trudna sprawa sprzeciwiać się hasłom, czy idei głoszonej przez kogoś, i równocześnie zachować uprzejmy i stoicki spokój.

Basia.
03-11-2008, 20:24
To jest bardzo trudna sprawa sprzeciwiać się hasłom, czy idei głoszonej przez kogoś, i równocześnie zachować uprzejmy i stoicki spokój.
to jest badzo trudne dla mniej zdolnych od nas :D :D dla nas to jest jak przysłowiowy pryszcz. :D :D

Malwina
03-11-2008, 20:27
No tez tak mam-unikam ludzi nie lubiących zwierząt, tak to prawda,że człowieka poznaje sie po stosunku do zwierząt.W hierarhii waznosci zwierzaki moje domowe stoją w pierwszej kolejnosci, reszta domu dalej ( no może i wstyd, ale tak jest)reszta da sobie radę, zwierzę jest skazane na mnie.Pani w mięsnym wie, ze najpierw coś dla piesków, a potem pasztetowa podwędzana dla męża- nigdy odwrotnie..Sa typy co tak mają..i nie jest to szczególnie mile widziane przez "normalnych"a ja mam to gdzies -przepraszam.

maja59
03-11-2008, 20:29
Jak kotu z pyska spadnie polędwica wołowa to my może zjemy.

Jadzia P.
03-11-2008, 20:33
Malwinko, wśród nas znajdziesz zrozumienie, bo my mamy podobnie.

Basia.
03-11-2008, 20:35
Operowana z powodu raka byłam w czwartek rano, nie myślałam o sobie tylko o swoich pieskach co robią czy bardzo tęsknią. Okazało się, że one chociaż zostały w domu z moją drugą połówką jabłka nic nie jadły tylko leżały przy drzwiach czekając na mój powrót. Kiedy w sobotę rano wróciłam do domu moje futrzaki po serdecznym powitaniu poszły nadrabiać "zaległości żywieniowe". :D

gratka
03-11-2008, 20:40
Poznałam kiedyś takiego zakapiora bieszczadzkiego o ksywie Majster Bieda, ktory ze wszystkich ludzi najbardziej kochał swojego psa. Pokazałam jego nagrobek w wątku podkarpackim.

maja59
03-11-2008, 20:46
Mój kot jest sam przez większą część dnia, nie je, nie pije, nie sika, wracamy do domu kot nadrabia wszystko, trzy razy sika, wszystko zjada, łasi się, pełnia szczęścia. Mam wrażenie, że jak jest sam to hibernuje.

Jadzia P.
03-11-2008, 21:07
Basiu, Maju , wszyscy co mają zwierzęta znają ich przywiązanie do ludzi.
Ja z racji tego, że mieszkam w swoim domu zawsze miałam psa na podwórku. Od dziewięciu lat mamy Yorka " Sonie "i oczywiste było ,że musi być w domu.
Dawniej nawet nie myślałam, że pies to takie mądre zwierze.
Dam przykład.
Sonia leży w pokoju córki na kanapie , a my obie tzn. ja i córka rozmawiamy w kuchni. W pewnym momencie coś powiedziałam na temat mojego psa wymieniając jej imie. Wcale jej nie wołałam, tylko normalnie rozmawiałyśmy.
Nawet nie zauważyłam jak moja Soniusia przybiegła do kuchni i oparła swój łepek o moje kolana i pieknie patrzyła mi prosto w oczy.
Powiedzcie sami, czy ludzie potrafią tak pięknie patrzeć sobie w oczy kiedy o czymś rozmawiają. Nie...
Chyba, że są to zakochani.
Ale to już inna bajka...;)

POLA
04-11-2008, 01:03
I tak poważny temat o sprawach ostatecznych i problemach z tym związanych zszedł na psy i koty.
Czyżby to kolejny dowód na ucieczkę przed tym, co nieuchronne i każdego z nas czeka prędzej czy później?
...dlatego taka wdzięczna jestem Ewie-Ewicie za jej posty w czasie choroby.
Podczas czytania wywiadu z prof. R. myślałam też o Ewicie i paru jeszcze innych osobach.
Suma tych przypadków daje jakieś pojęcie o problemie...

Basia.
04-11-2008, 01:22
I tak poważny temat o sprawach ostatecznych i problemach z tym związanych zszedł na psy i koty.
Czyżby to kolejny dowód na ucieczkę przed tym, co nieuchronne i każdego z nas czeka prędzej czy później?

Podczas czytania wywiadu z prof. R. myślałam też o Ewicie i paru jeszcze innych osobach.
Suma tych przypadków daje jakieś pojęcie o problemie...
to nie jest dowód na ucieczkę przed tym co nieuchronne, po prostu chorując na raka nie można się nieustająco dosmucać. Trzeba brać z życia to co nas cieszy bo to co nieuchronne i tak nas dopadnie, dosmucaniem sobie nie pomożemy a z pewnością możemy zaszkodzić.

doda
04-11-2008, 01:41
Witajcie! jestem "nowa" i podzielam Wasze poglądy.Jak nie ma o czym pogadać to napewno lepiej poczytać.A jak się czyta to koniecznie trzeba mieć na kolanach kota.MRUCZĄCEGO !!!!!!!I ja tak mam i to sa moje najmilsze chwile w ciągu dnia POzdrawiam wszystkich serdecznie Doda

maja59
04-11-2008, 10:15
Polu, cóż więcej możemy powiedzieć na bardzo poważny temat dotyczący naszej śmierci. Profesor Religa podał swój sposób na oswojenie własnej śmierci, każdy z nas ma najprawdopodobniej przemyślane swoje zakończenie życia. Tylko terminu nie znamy, koniec jest wiadomy. Każdy we własnym sumieniu rozlicza się z życiem, robi bilans powodzeń i niepowodzeń, myśli o najblizszych, którzy zostaną. Ja myślę często o zabezpieczeniu przed bólem, marzę sobie jaki rodzaj śmierci najbardziej by mi się podobał. Wydaje mi się jednak, że dyskusja na ten temat nie ma najmniejszego sensu. Możemy jedynie dyskutować czy model moralny profesora podoba nam się czy nie, ale co obchodzi profesora nasze stanowisko w jego sprawie. W obliczu nieuchronnej śmierci, każdy z nas pozostanie zupełnie sam bez względu na miłość i opiekę najbliższych, bo ten ostatni krok wykonamy samotnie, nikt nam nie będzie towarzyszył. Do tego kroku należy się przygotować, aby zrobić go z godnością i tyle.

Jadzia P.
04-11-2008, 10:16
Polu, a czy Ty uważasz, że jak zbliża się starość i człowiek podupada na zdrowiu to jedyne o czym należy mówić, myśleć to nasza choroba ?
To własnie w takich sytuacjach potrzebna jest nam jakaś odskocznia by nie zwariować. A czy znasz coś wspanialszego niż taki mały , tulący się do ciebie zwierzaczek. Obojętnie, kot czy pies.
W takich chwilach zapominasz o tym co boli .
A w chorobie chyba właśnie o to zapomnienie chodzi.
Wiem coś o tym bo mam chorego w domu.
On właśnie poprzez kontakt ze swoim pupilem zapomina o chorobie.
Daj Boże oby nie okazała się tą najgorszą . Właśnie czekamy na wyniki.

Lila
04-11-2008, 10:37
Witajcie! jestem "nowa" i podzielam Wasze poglądy.Jak nie ma o czym pogadać to napewno lepiej poczytać.A jak się czyta to koniecznie trzeba mieć na kolanach kota.MRUCZĄCEGO !!!!!!!I ja tak mam i to sa moje najmilsze chwile w ciągu dnia POzdrawiam wszystkich serdecznie Doda

A co byś powiedziała na 10 mruczących kotów ?:D To ja tak mam.

largetto
04-11-2008, 10:48
Lilu - to musisz być szczęśliwa :)
ja chciałabym mieć choć jednego kota - a mam psa ;)

jakempa
04-11-2008, 10:48
Kwiatki, mają żywą energię i lubią jak się do nich mówi, wtedy rosną pięknie, a jeżeli mam rozmawiać z osobą, która mi nie odpowiada pod żadnym względem, a szuka okazji, żeby sobie pogadać, to wolę byc sama, chociaż z natury jestem towarzyska, i znajomych mam dużo,

Lila
04-11-2008, 10:52
Kwiatki, mają żywą energię i lubią jak się do nich mówi, wtedy rosną pięknie, a jeżeli mam rozmawiać z osobą, która mi nie odpowiada pod żadnym względem, a szuka okazji, żeby sobie pogadać, to wolę byc sama, chociaż z natury jestem towarzyska, i znajomych mam dużo,

Coś w tym jest.Ponoć dobrze rosną .Ja nie umiem rozmawiać z kwiatami i dlatego z każdego ,najpiękniejszego ,zrobię rachitycznego badyla.
Za to z każdej kociej i psiej biedy ,stworzę lśniącego futrzaka.:D

Largetto -psów mam 5 sztuk.

Jadzia P.
04-11-2008, 10:56
Jadziu, nie przejmuj się . Moja mama całe życie rozmawia z kwiatkami i rosną jej piękniej niż w naszej łódzkiej palmiarni :D

z centrum
04-11-2008, 11:59
Poznałam kiedyś takiego zakapiora bieszczadzkiego o ksywie Majster Bieda, ktory ze wszystkich ludzi najbardziej kochał swojego psa. Pokazałam jego nagrobek w wątku podkarpackim.
Coś, czego słowami nie opiszę jest w poezji o Nim śpiewanej przez Wolną Grupę Bukowina - szczególnie ostanie wiersze

Aż nastąpił taki rok
Smutny rok, tak widać trzeba
Nie przyszedł Bieda zieloną wiosną
Miejsce, gdzie siadał, zielskiem zarosło
I choć niejeden wytężał wzrok
Choć lato pustym gościńcem przeszło
Rudymi liśćmi jesienną schedą
Wiatrem niesiony popłynął w przeszłość
Majster Bieda

z centrum
04-11-2008, 12:06
I tak poważny temat o sprawach ostatecznych i problemach z tym związanych zszedł na psy i koty.
...
Nasz wielorasowiec piesek Bobik odszedł wiele lat temu - a jednak pamiętamy. To był mądry zadziorny kundelek.
Bobik był w naszej rodzinie więc i pamiętamy o nim z sentymentem.

Basia.
04-11-2008, 12:15
Polu, a czy Ty uważasz, że jak zbliża się starość i człowiek podupada na zdrowiu to jedyne o czym należy mówić, myśleć to nasza choroba ?
To własnie w takich sytuacjach potrzebna jest nam jakaś odskocznia by nie zwariować. A czy znasz coś wspanialszego niż taki mały , tulący się do ciebie zwierzaczek. Obojętnie, kot czy pies.
W takich chwilach zapominasz o tym co boli .
A w chorobie chyba właśnie o to zapomnienie chodzi.
Wiem coś o tym bo mam chorego w domu.
On właśnie poprzez kontakt ze swoim pupilem zapomina o chorobie.
Daj Boże oby nie okazała się tą najgorszą . Właśnie czekamy na wyniki.
kiedy w czerwcu 2004 r. dowiedzialam się o swojej chorobie po operacji i badaniach zażądałam od lekarza prawdy. Dowiedziałam się, że mam 50% szans na przeżycie 5 lat i że w onkologii nie ma nic pewnego, można rokować wspaniale i odejść w ciągu kilku dni albo nie mieć szans i żyć długie lata. Moje 5 lat minie w czerwcu 2009 r. i mam w nosie rozmyślanie o nieuchronnym końcu, cieszę się życiem staram się czerpać z niego pełnymi garściami co się da :D bo na to mam wpływ. Bywają momenty kiedy nie mam siły przejechać szczotką po włosach ale to mija i dalej idę do przodu. :DGdybym zaczęła rozmyślać o 7 miesiącach życia jakie mi zostaly to bym zeszła przed tym terminem, nie mam zamiaru nigdzie odchodzić a dzięki swoim pieskom czy mi się podoba czy nie muszę spacerować i bardzo dobrze.

jakempa
04-11-2008, 12:44
Basiu, nie myśl, że to 5 czy 50 lat mija od wykrycia choroby, medycyna nie odkryła wszystkiego, jest tyle niewyjaśnionych rzeczy na tym swiecie, wiem co znaczą te choroby, patrzylam na rozwój, pokonywanie,i niestety klęskę osób najblizszych, wierzę, jednak w przeznaczenie, i moc podświadomości, nie wolno myślec o chorobie, bo mózg zareaguje wysyłką złej energii. Moja wnuczka, chorowala na raka węzłów chlonnych, miala 4 stopień zaawansowania, i niewiele szans na przeżycie, 9 letnie, pelne zycia dziecko stało sie kościotrupem w przeciągu 3 miesiecy, i co... siła życia, chemia wyniszczajaca młody organizm, została połączona z bioenergoterapią , do której lekarze, chociaż nie wszyscy na oddziale onkologii dziecięcej są przekonani, ppodeszli w sposób zrozumiały i na oczach , których dziecko odzyskiwało siły,, dzisiaj ma 13 lat i jest w pelni zdrowa, pelna życia, chociaż psychicznie dojrzała, Jak ma slabszy dzień korzysta z bioterapeuty, wiele jest zjawisk niewyjaśnionych, ale prawdziwych, bądż zawsze optymistką Basiu.

POLA
04-11-2008, 13:01
po zmasowanym "ataku" na Polę za to, co napisała.
Polu, a czy Ty uważasz, że jak zbliża się starość i człowiek podupada na zdrowiu to jedyne o czym należy mówić, myśleć to nasza choroba ?
To własnie w takich sytuacjach potrzebna jest nam jakaś odskocznia by nie zwariować. .
Otóż nigdzie nie napisałam, że tak uważam, a problem widzę nie w tym, czy chorzy mają mówić czy nie o swojej chorobie, ale w tym, jak zdrowi powinni traktować chorego.
Sprawa jest złożona i im więcej wiemy na ten temat, tym lepiej, dla chorego.
Pies czy kot nie poda szklanki wody, nie przyklei plastra przeciwbólowego, nie zmieni pampersów, nie nakarmi i nie przytuli Cię w chwili przejścia na tamtą stronę. O to mi chodziło i o to jeszcze, że nie zawsze się wie, jak rozmawiać i czy rozmawiać, czy raczej taktownie milczeć.
Jeśli osoba jest bliska, to na ogół czuje się sercem, ale czasem strach tłumi uczucia i jest na tyle silny, że powoduje ucieczkę przed kontaktem z chorym. Tych ucieczek od chorych z wyrokiem jest całkiem sporo (opinia nie moja, a lekarzy, personelu opieki paliatywnej, hospicjów) i tu widzę problem.

Do klubu miłośników psów, kotów i jeszcze innych zwierzaczków słów kilka na zakończenie:
Niech się nikomu nie wydaje, że Pola nie lubi zwierząt, przeciwnie, bardzo lubi i sympatia bywa odwzajemniana, skoro lgną do niej z taką samą ufnością jak małe, duże i te całkiem duże dzieci, ale zawsze człowiek był, jest i będzie u mnie na pierwszym miejscu.

A o kotkach i pieskach mogłabym pisać w nieskończoność - swego czasu sporo tego było w moim domu - jednak nie w tym wątku, a w tym wątku nie będę już więcej nikogo dręczyć swoimi wątpliwościami i rozważaniami.
Pozdrawiam miłośników ludzi i zwierząt:)

maja59
04-11-2008, 13:17
Nasze wypowiedzi i odpowiedź Poli najlepiej świadczy jak łatwo o nieporozumienie w dialogu pisanym, a nie w rozmowie na żywo. Pola założyła, że tematem będzie nas zyjących stosunek do ciężko chorego, umierającego człowieka, a jest to fundamantalne zagadnienie. Od naszego stosunku zależy łatwość przejścia na drugą stronę bliskiej nam osoby. Ja potraktowałam temat wątku dosłownie czyli Zbigniew Religa jego stosunek do życia i śmierci i w odniesieniu mój stosunek do mojego zycia i śmierci. Proszę cię Polu nie rezygnuj, to nieporozumienie, uważam, że powinniśmy podyskutować o tym jak najlepiej opiekować się chorym, co mu mówić, a przede wszystkim jak się zachowywać w ekstremalnej dla wszystkich sytuacji. Wybacz Polu, że cię nie zrozumiałam, myślę, że inni tez chętnie wymienią poglądy na szerszy temat jakim jest umieranie w naszej obecności.

Basia.
04-11-2008, 13:23
nie ma ataku bo być nie może. :D Maja ma rację w dyskusjach wirtualnych bardzo łatwo o nieporozumienie, również myślalam że Tobie chodzi o dyskusję na temat podejścia prof. Religi do jego choroby.

Jadzia P.
04-11-2008, 13:34
No i Pola zabrała zabawki i........uciekła z piaskownicy .:mad:
Polu, zarówno Ty, jak i ja czy Maja lub Basia mamy prawo mieć swoje zdanie na każdy temat.
To, że nasze zdania są inne, tylko wzbogaca naszą dyskusje.
Właśnie z takiej dyskusji możemy się dowiedzieć więcej i nauczyć czegoś nowego.
Prawdziwa i mądra dyskusja nie polega na wzajemnym przytakiwaniu. Polega na kulturalnej wymianie własnych opini na dany temat.
A więc, dyskutujmy dalej !!!!:)

weronika1
04-11-2008, 14:05
[QUOTE=januszwm]i samotności, o byciu tolerancyjnym ateistą ... powiedział tak , "Ja po prostu nie lubię być z ludźmi; nie chodzę na bankiety, nienawidzę rozmów o niczym. Większość tych ludzi po prostu strasznie mnie nudzi. Rzadko spotykam takich, z którymi łączy mnie dobry kontakt psychiczny. Ja wolę być sam. Rozmawiać ze sobą albo z żoną. ".

Nie uważam i nie odczuwam, że samotność z wyboru lub życiowej sytuacji musi być czymś uciążliwym.
Jeżeli tylko mamy swój świat wewnętrzny otwarty na być i ograniczymy mieć do zwyczajnego tyle aby spokojnie żyć.

Może po przeczytaniu wypowiedzi Profesora zechcecie napisać swoje przemyślenie, dzisiaj jest taki dzień lirycznej pamięci ...

http://www.dziennik.pl/opinie/article259157/Religa_Musze_tylko_napisac_testament.html[/QUOT

Popieram refleksje prof. Religi w całej rozciągłości.

Mar-Basia
04-11-2008, 14:21
Proszę cię Polu nie rezygnuj, to nieporozumienie, uważam, że powinniśmy podyskutować o tym jak najlepiej opiekować się chorym, co mu mówić, a przede wszystkim jak się zachowywać w ekstremalnej dla wszystkich sytuacji. Wybacz Polu, że cię nie zrozumiałam, myślę, że inni tez chętnie wymienią poglądy na szerszy temat jakim jest umieranie w naszej obecności.

Nie wypowiadalam sie w tej dyskusji ale podziele sie z Wami moim doswiadczeniem jako swiadka smierci drogiej mi osoby. Nie wazne detale kim byla ta osoba. Mody 35-letni mezczyzna, ojciec rodziny, pelen sily zapadl w nieuleczalna chorobe. Wiedzial, ze jego dni sa policzone. Nie bylo dla niego ratunku. Moge Wam powiedziec, ze sie potwornie bal umierac, martwil sie o zone, dzieci, robil analize swego zycia: bledow, dobrych uczynkow. Resztkami sil, ktore mu zostaly zapisywal drobnymi literkami kartki, ktore zdecydowal zostawic zonie. Rodzaj spowiedzi. Moge Was zapewnic, ze jest to bardzo ciezkie przezycie dla osob towarzyszacyh, ktore wiedza, ze ich obowiazkiem jest zrobic wszystko co mozliwe, poruszyc niebo i ziemie aby chory umieral w godnosci, nie cierpial i najwazniejsze aby sie nie bal. Czlowiek boi sie umierac w samotnosci, czuje sie lepiej jak ktos trzyma go w ramionach, gladzi jego reke. Nie chce abysmy mowili o jego chorobie, on sam wie co go czeka, ale oczekuje pomocy w przygotowaniu go do tej dlugiej i niewiadomej drogi.

Dlaczego to napisalam. Poprostu dlatego, ze jezeli macie mozliwosc pomoc umierajacej osobie pokonac strach i odejsc w pokoju - nie wachajcie sie, badzcie z nia do konca.

To tylko chce powiedziec.

Malwina
04-11-2008, 14:52
Tak Marbelko, ale nikt nikogo do tego nie przygotowuje a to wielki błąd-uważam ,że małe , calkiem małe dzieci powinny wiedziec , że człowiek rodzi sie , żyje i umiera i co sie z tym wiaże ,ale w naszej kulturze to temat tabu.Dopiero jak przychodzi wymuszona przez życie sytuacja uczymy sie "na gorąco" odchodzic z najbliższymi, czasem oni nas tego uczą...Ci, którym bliscy umierali na rękach, albo w ramionach wiedzą o czym mowię....

POLA
04-11-2008, 15:46
Maju, czasem nadmiar słów, a czasem ich niedobór bywa źródłem nieporozumień. Naprawdę nie mam powodu, aby się na kogokolwiek obrażać, bo i za co?
No i Pola zabrała zabawki i........uciekła z piaskownicy .:mad:
Nic bardziej błędnego, Pola nie należy ani do obrażalskich, ani do tchórzliwych, po prostu nie ma tyle czasu, aby przesiadywać dłużej w piaskownicy;)
Ponadto doszła do wniosku, że może poruszony problem tylko ją dręczy i dlatego nie zamierzała dalej ciągnąć tego tematu, taka taktowna jest:) To zaduszkowa atmosfera i wczorajszy film poświęcony prof. Tischnerowi tak ją nastroił.
Malwino,
no właśnie, wiedzą, ale nie są pewni, czy to, co robili, było wystarczające? Czy pomogło?

A teraz znowu zmykam... cóż na to poradzę, że mój dom jak Okęcie?

Malwina
04-11-2008, 16:02
Polu w takich chwilach robi sie wszystko co w mocy i nie trzeba zastanawiać sie mało? dużo?wystarczająco?Ta dobra energia zostaje w odchodzacym i krzywdy mu nie robi tylko pomaga, bardzo pomaga..nie trzeba sie zastanawiać nad dobrem..ono działa...

Lila
04-11-2008, 16:12
Muszę się pozbierać

--------------------------------------------------------------------------------

po zmasowanym "ataku" na Polę za to, co napisała.


Atak ? Na ''moją ''Polę ?
Nie wiem o co chodzi i nie mam czasu czytać .Ale niech Was ręka boska broni.:D !!! I wszyscy święci -też !:D

Basia.
04-11-2008, 17:08
Atak ? Na ''moją ''Polę ?
Nie wiem o co chodzi i nie mam czasu czytać .Ale niech Was ręka boska broni.:D !!! I wszyscy święci -też !:D
Pola jest wspólna :D nie bądź pazerna. Nie było żadnego ataku i nie będzie.

tadeusz50
04-11-2008, 17:44
Tak Marbelko, ale nikt nikogo do tego nie przygotowuje a to wielki błąd-uważam ,że małe , calkiem małe dzieci powinny wiedziec , że człowiek rodzi sie , żyje i umiera i co sie z tym wiaże ,ale w naszej kulturze to temat tabu.Dopiero jak przychodzi wymuszona przez życie sytuacja uczymy sie "na gorąco" odchodzic z najbliższymi, czasem oni nas tego uczą...Ci, którym bliscy umierali na rękach, albo w ramionach wiedzą o czym mowię....
Malwino piszesz małe całkiem małe jak mam to rozumieć? Małe to kilkumiesięczne?. Kto to ma robić i czemu w zasadzie bez faktów dokonanych ma to robić i straszyć dzieci życiem dorosłych. Ja naprawdę nie widzę takiej potrzeby, choć okoliczności życiowe zmuszały mnie do mówieniu małym dzieciom o tym czym jest śmierć i czym jest choroba. I naprawdę bez powodu nie mówiłbym o tym.

Lila
04-11-2008, 19:41
Malwino piszesz małe całkiem małe jak mam to rozumieć? Małe to kilkumiesięczne?. Kto to ma robić i czemu w zasadzie bez faktów dokonanych ma to robić i straszyć dzieci życiem dorosłych. Ja naprawdę nie widzę takiej potrzeby, choć okoliczności życiowe zmuszały mnie do mówieniu małym dzieciom o tym czym jest śmierć i czym jest choroba. I naprawdę bez powodu nie mówiłbym o tym.

Dzecko nie rozumie śmierci.Masz rację,Tadziu.
Mój pięcioletni synek ,gdy chodził na grób babci,dopytywał się ciagle ,kiedy babcia wyjdzie z tego grobu.Dzieci nie rozumieją spraw ostatecznych.

ps.jak to Pola jest wspólna ? Moja ona ci jest !!:D

tadeusz50
04-11-2008, 19:53
Można oczywiście powiedzieć, że jest na chmurce i patrzy na nas z góry. Tak przynajmniej powiedzieliśmy wnuczce młodszej gdy zmarł jej chomik i pradziadkowie od strony jej ojca (jakiś kontakt jest utrzymywany z dziadkami bo z ojcem żadnego). Ale jak to jest ułożone w maleńkiej główce nie mam pojęcia, choć jestem z nią na co dzień. Starsza wnuczka której ojciec zginął tragicznie jakoś szybciej pojęła gdy bywała na grobie ojca.

Babcia Iwa
04-11-2008, 19:56
Ja też zaliczam się do osób samotnych co nie znaczy do odludków. Bardzo lubię kontakty z ludźmi przyjaznymi, pogodnymi i bez wydumanych problemów. Jestem samotna ale nie sama. Mam syna, wnuki ale mieszkam sama i jest mi nawet bardzo dobrze. Kocham swoje mieszkanko i jak mi jest źle to idę do osób przyjaznych i nie zawistnych. Trochę humoru, wesołości i pogodnych tematów i już jest mi lepiej. Kocham ludzi i pieski. Jak mi smutno to włączam swój komputer i już jest pełna chata.Mam znajomych przeważnie młodzi ludzie, pracowałam przed emeryturą w Domu Maklerskim z młodymi ludźmi i świetnie się z nimi dogadywałam. Do tej pory mam z niektórymi kontakty. W środku czuję się młodo i uważam że tak trzeba trzymać. Nie robić z siebie "kokoty" ale tak naturalnie bez przymusu.

Malwina
04-11-2008, 20:27
Tadeusz- my "starzy" nie byliśmy uczeni rozmawiania o smierci, więc i my nie potrafimy z naszymi dziecmi tez rozmawiac o śmierci i większosć uwaza ,że to niepotrzebne, a ja uważam,że tzreba..pewnie,że rózne wzorce panują w różnych domach(stopień zażenowania, wstydu niewiedzy itd)ale jesli dziecko pyta skąd sie biora dzieci- będziesz dziś opowiadał o kapustce, bocianku?, bo ja nie.Powiem o milości rodziców , o przytulaniu o dotyku, troskliwości, o nasionkach.Wszystko zalezy , w jakim wieku dziecko pyta...3latek nie będzie drążył a my nie musimy wychodzić przed szereg z informacjami..ale 5 latek już może drążyć i musi dostac więcej informacji o powstawaniu zycia.Kazdy etap zycia dziecka ma swoją zachłanność i pojemność na wiedzę.Tak samo jest z informacjami o życiu i jego końcu, dzioecko łatwiej oswaja sie z tym co juz wie- tylko trzeba to umiec zrobić...ale czasem najpierw powalczyc z samym sobą....

Basia.
04-11-2008, 20:38
Po raz pierwszy byłam przy śmierci ukochanego wujka kiedy miałam 7 lat, brat mojej Matki a mój chrzestny ojciec /44-letni/ miał kłopoty z sercem i musiał iść do szpitala. Odwiedziliśmy go w niedzielę 17 grudnia i mój wujek niespodziewanie umarł w czasie naszej wizyty. Było to dla mnie potworne przeżycie, po raz drugi miałam wtedy 10 lat bylam świadkiem śmierci mojego dziadka. Dziadek chorował na astmę /mial 73 lata/ poczuł się źle więc babcia wezwała karetkę i dziadek zostal odwieziony do szpitala. W szpitalu dostal leki, poczuł się o wiele lepiej odwiedziłyśmy go z babcią w niedzielę 25 sierpnia i dziadek niespodziewanie po naszym przyj ściu umarl. Umierał przytomnie pamiętam, że pocałowal moją babcię w rękę i skonał, było to dla mnie straszne. Po raz trzeci byłam przy smierci swojej babci /miała 64 lata/ cierpiała na nadciśnienie, miała wylew i lekarze twierdzili, że jak babcia przeżyje miesiąc po wylewie to będzie żyła. Babcię dopadł wylew 14 listopada, była sparaliżowana, nie mowiła, 13 grudnia babci nagle ustąpił paraliż odzyskała mowę, przywitała nas siedząc w łóżku. Rozmawiałyśmy dużo, babcia byla bardzo wesoła i często powtarzała ''żeby tylko minąl ten 14 grudzień''. Nastepnęgo dnia 14 grudnia babcia rano powiedziala do swojej sąsiadki z sali, że powinny natychmiast wyjść ze szpitala na własne żądanie bo jeżeli tego nie zrobią wieczorem obie znajdą się w kostnicy. Kiedy prosto ze szkoły pojechalam do babci /miałam wtedy 14 lat/ babcia zaczęła umierać /jej towarzyszka z sali już nie żyła/, umierała przytomnie prosiła żeby ją przykryć bo jest bardzo zimno, mówiła że nic nie widzi, prosiła żeby ją trzymac za rękę. Uczestniczenie przy śmierci moich bliskich wtedy kiedy byłam dzieckiem spowodowalo u mnie paniczny strach przed nieboszczykami, bałam się zostawać sama w domu nie mogłam zasnąć przy zgaszonym świetle. Jako osoba dorosła byłam przy śmierci swoich bliskich i też później potwornie się bałam, ten poworny strach przeszedł mi 14 lat temu po śmierci mojego brata.

Mar-Basia
04-11-2008, 20:40
Malwino, moge Cie zapewnic, ze dzieci potrafia zrozumiec smierc, nawet duzo lepiej niz nam sie wydaje. Nigdy nie zapomne tego co powiedzial moj maly 3 letni synek kiedy umieral jego ojciec. To ten maly brzdac, maly, dzielny chlopiec pocieszal swoja matke, mowiac : "mamciu, nie placz, tatko bedzie sie bal". Razem ze swoim bratem zaciskali usteczka, tarli oczki aby nie pokazac ojcu, ze cierpia. Nikt ich nie przygotowal, bo nie bylo na to czasu - poprostu rozumieli. Moze byli za bardzo wyrosnieci jak na swoj wiek?
Uwazam, ze dzieci w pewnych sytuacjach zyciowych nalezy traktowac jak partnerow, one tylko na to czekaja.

Scarlett
04-11-2008, 20:51
Tak Marabello, masz rację. Dzieci są często silniejsze od nas.

Malwina
04-11-2008, 20:54
tak traktowac jak partnerów - oczywiście, ale dla mnie oznacza to przede wszystkim rozmawiać.Marbello przeciez wszystko zalezy od tego jak chowamy nasze dzieci , w jakiej atmosferze, jakie dajemy im przykłady, czego od nich oczekujemy i kazda z nas będzie miała inne zdanie na kazdy temat.Ja w przeciwieństwie do Basi nie zetknełam sie tak blisko ze śmiercią w dzieciństwie, natomiast ogromnie się bałąm umarłych.Zetknęłam sie brutalnie pierwszy raz ze śmiercią w wieku ok 35 lat, kiedy to z powodu idiotycznego(ale niewazne)musiałam dzwigać swoją ciocię z lodówki do trumny z pomoca pana z kostnicy- do dziś czuję ten lód na pzregubach rąk.Ale był to przełom, przestałam sie bać, obca babinka umierała na moich rękach w zimie pzred kościołem po mszy, kolezanka z pracy na balu w tańcu w mojej obecności a potem bliscy na moich rękach.Jestem świeżo własnie po takich"ostatecznych "rozmowach z moją wnusią 5letnią, bo zmarł w rodzinie prapradziadek, którego widziała, znała.Bardzo nam sie ciekawie i ciepło rozmawia...bez drążenia, ale z odpowiadaniem na pytania..

tadeusz50
04-11-2008, 21:10
Malwino odniosłem się do Twojej wypowiedzi
ale nikt nikogo do tego nie przygotowuje a to wielki błąd-uważam ,że małe , calkiem małe dzieci powinny wiedziec , że człowiek rodzi sie , żyje i umiera i co sie z tym wiaże ,ale w naszej kulturze to temat tabu.
Gdy dziecko zapyta lub odejdzie ktoś bliski to się zgadzam, czego zresztą dałem przykłady, nie poruszałem moich osobistych przeżyć. Z Twojej wypowiedzi ja zrozumiałem że mamy sami uczyć dzieci o chorobie i śmierci.

Malwina
04-11-2008, 21:20
Tadziu ,nie uczyc jak pani w szkole o chorobie i śmierci tylko zaznajamiać z problematyką życia i śmierci,chorób, "złego dotyku"i całym tym "bagażem cięzkich tematów", ale towarzyszącym nam przez całe życie.I uważam tez ,że to powinno sie robić od najmłodszych lat-w róznej formie, bajki, opowiadania, odpowidania na "trudne"pytania, ale nie izolowania od tematu...

ostatek
04-11-2008, 23:11
[...] nikt nikogo do tego nie przygotowuje a to wielki błąd-uważam ,że małe , calkiem małe dzieci powinny wiedziec , że człowiek rodzi sie , żyje i umiera i co sie z tym wiaże ,ale w naszej kulturze to temat tabu.
Tak, to prawda. Temat tabu w kulturze chrześcijańskiej. Piekło, którym nas straszono, stoi przed oczami... i jak się nie bać? :mad: Śmierć ukryta za parawanem szpitalnym, odarta z godności, wstydliwa, odczłowieczona...
Buddyzm z tym sobie poradził. Sprawdźcie sami - "Buddyjska księga śmierci", "Tybetańska księga życia i umierania". Czytałam wypowiedzi prof. Religi i przez moment pomyślałam, że właśnie ON rozumie filozofię buddyzmu, że zaakceptował istnienie śmierci, również własnej... umie o tym mówić bez fałszu i z szacunkiem...

POLA
04-11-2008, 23:39
Zgadzam się w pełni z Malwiną i jakkolwiek to zabrzmi - śmierć trzeba oswajać, tak uważam.
Moja Mama oswajała mnie z tym problemem, od czasu, kiedy umierała pierwsza z babć, a nie chodziłam wtedy jeszcze do szkoły.
Pamiętam, jak córki babci i moja Mama brały kolejno urlopy, aby czuwać przy chorej (była w domu, nie w szpitalu). Czy dzisiaj jest to możliwe? Chyba już nie, przynajmniej nie zawsze.

Dawniej na ogół najbiżsi odchodzili w domu, w obecności rodziny, dzisiaj bywa inaczej i myślę, że te inne warunki, praca zawodowa, a także warunki lokalowe wpłynęły w znacznym stopniu na zmianę naszego stosunku do śmierci, z którą jednak nie mamy kiedy i jak się oswoić.

Malwina
05-11-2008, 00:17
Wyraziłas Polu to co myslę i czuję..

z centrum
05-11-2008, 00:38
"dostępność" śmierci w serwisach informacyjnych, grach, filmach TV jest wystarczająco znieczulająca i to właśnie dzieci.

z centrum
05-11-2008, 00:45
Temat tabu w kulturze chrześcijańskiej.
Z wypowiedzi Zbigniewa Religi wynika jego ateizm i zupełna niewiara w jakiekokwiek życie po życiu.

maja59
05-11-2008, 09:52
Z wypowiedzi Zbigniewa Religi wynika jego ateizm i zupełna niewiara w jakiekokwiek życie po życiu.
Dlatego nie traktuje swojej ewentualnej śmierci jako tabu.

Malwina
05-11-2008, 15:02
Januszwm
W telewizji?? jest mnóstwo pzremocy, agresji, śmierci w wyniku tej agresji, brak szacunku dla człowieka , zwłok, rytuału umierania-nijak to sie ma do łagodnego oswajania ze zjawiskiem zwanym śmiercią.Tymbardziej trzeba oswajać widząc brutalizm wokół.Nie mozna dac dziecviom myślec ,że to co na filmie to normalka, bo to nienormalka...a i znieczulać ich nie trzeba, trzeba przywracać śmierci normalność i szacunek, własnie dlatego, że w telewizji tyle "znieczulenia"

nutaDo
05-11-2008, 21:39
"trzeba przywracać śmierci normalność i szacunek, własnie dlatego, że w telewizji tyle "znieczulenia"."
Jak dobrze Malwino, że tak jasno to wyraziłaś.Myślę, że rozmawianie o śmierci z młodymi, nie jest tematem tabu, tylko jakoś tego tematu się unika.
Moi rodzice kilka lat temu umierali w swoim domu w naszej obecności, wspierani modlitwą i spokojem. Jestem szczęśliwa, że to im zapewniliśmy.
,

z centrum
06-11-2008, 00:20
Rano przeczytałem tekst zatytułowany "Dlaczego nie można wyobrazić sobie śmierci" Jarosława Grzędowicza (w internecie nie znalazłem linku) o badaniach psychologicznych na temat istnienia świadomości po śmierci...
Doświadczenia odbywane były w grupach ludzi wierzących i ateistów. Ekesperyment wykonano również z udziałem dzieci w wieku 3 do 12 lat.
Wnioski zasadnicze jakie z tych badań w swoim omówieniu streszcza J.Grzędowicz;
- od wczesnego dzieciństwa posiadamy zdolność do rozpoznawania śmierci oraz przekonanie o psychicznej egzystencji osób z którymi jesteśmy wewnętrznie związani,
- przekonanie o posiadaniu przez każdego człowieka duszy nieśmiertelnej to intuicja z którą przychodzimy na świat.

PS. wydaje się normalnym zwyczajem rozmawianie w rodzinie o odchodzeniu ostatecznym najbliższych.

Basia.
06-11-2008, 00:42
Na wszelki wypadek przekazałam swojemu dorosłemu synowi gdzie chcę być pochowana /mamy kilka grobów rodzinnych/ nie chciał mnie słuchać, był wściekły że plotę głupstwa. :confused: Zatkał sobie uszy.

Jadzia P.
06-11-2008, 00:55
Basiu, kilka lat temu mój sąsiad podczas jakiejś zakrapianej uroczystości żartował sobie, że jak umrze to mają go skremować.
Pech chciał , że za dwa dni ten sąsiad zmarł. Urwał sie skrzep i zgon nastąpił nagle.
Żona i córka kazały go skremować.
Jego żona powiedziała, że nigdy by tak nie postąpiła gdyby on tego sobie nie życzył.
Jedno mnie tylko zastanawiało, czy gdyby nie był wypity, jego życzenie byłoby takie samo .

Basia.
06-11-2008, 01:04
Jadziu, faktycznie mógł się facet zagalopować przy wydawaniu dyspozycji.

tadeusz50
06-11-2008, 07:07
Basiu, kilka lat temu mój sąsiad podczas jakiejś zakrapianej uroczystości żartował sobie, że jak umrze to mają go skremować.
Pech chciał , że za dwa dni ten sąsiad zmarł. Urwał sie skrzep i zgon nastąpił nagle.
Żona i córka kazały go skremować.
Jego żona powiedziała, że nigdy by tak nie postąpiła gdyby on tego sobie nie życzył.
Jedno mnie tylko zastanawiało, czy gdyby nie był wypity, jego życzenie byłoby takie samo .
Widocznie los tak chciał i pewnie nie ważne jest to , że powiedział swoje życzenie w stanie nietrzeżwym. Po prostu miał większą śmiałość.
Basiu bo dzieci nie chcą słuchać o o naszym odejściu. Przypominam sobie podobne dialogi z rodzicami, chociaż mama po śmierci taty przygotowała sobie miejsce dla siebie. Zresztą ja postąpiłem podobnie i mam miejsce obok żony.

z centrum
06-11-2008, 09:08
Takie żachnięcie się dziecka to naturalny odruch.
Pewnie jest w tym zwyczajna obawa przed samodzielnością - dopóki rodzice żyją to zawsze czujemy, że na wszelki wypadek mamy wsparcie.
Ta mądrość jest przepięknie ujęta w balladzie Okudżawy - nie ma jak u Mamy.

z centrum
06-11-2008, 09:14
Przypominam sobie podobne dialogi z rodzicami, chociaż mama po śmierci taty przygotowała sobie miejsce dla siebie. Zresztą ja postąpiłem podobnie i mam miejsce obok żony.
Podobnie, bardzo podobnie przygotowywała nas do swojej śmierci moja Mama.

Malwina
06-11-2008, 10:35
Bo młodzi,ale Ci starsi młodzi nie chća rozmawiac o sprawach ostatecznych- moje dzieci dorosłe tez " oj mamo pzrestań..",ale to wynika myslę z tego że my dojrzali kiedys nie rozmawialiśmy z nimi o śmierci tak zwyczajnie, bo kiedys to juz wogóle nie na miejscu było- ja tez tego nie robiłam bo po prostu sama tego temnatu sie bałam,Ale dziś juz tego błedu bym nie popełniła, mam okazję "naprawić" w bajkowych rozmowach z wnusią ...
Januszwm- ta intuicja z którą przychodzimy na świat bardzo mi odpowiada......
Nutado- ja tez jestem szczęśliwa, że dane mi było moim rodzicom ten czas zapewnić i własnie tak a nie inaczej.

z centrum
06-11-2008, 12:37
W naszej rozmowie napisano, że śmierć to temat tabu w kulturze chrześcijańskiej.
Raczej jest przeciwnie - ten temat istnieje więcej niż życie doczesne.
Z dzieciństwa jeszcze pamiętam jak Babcia kończyła swoje modlitwy wieczorne słowami - noc spokojną i śmierć szczęśliwą niech nam da Pan.

Ludgarda
06-11-2008, 21:16
Nie tak dawno, bo podczas Mszy świętej transmitowanej przez radiową Jedynkę, wysłuchałam pięknej homilii z okazji dnia Wszystkich Swiętych. Ksiądz mówił o tym, że życie jest darem, ale większym darem jest...śmierć. Dlaczego? Bo otwiera nowe życie, to wieczne. Byłam zdumiona, nigdy nie myślałam w ten sposób,że śmierć może być darem!Homilia wzbudziła we mnie nową świadomość, nowe zrozumienie... po odejściu z tego świata drogich mej pamięci serca Rodziców, Przyjaciół i krewnych, bardziej jestem świadoma tej rzeczy ostatecznej, jaką jest śmierć. Zżyłam się z myślą o niej, najważniejsza jest dla mnie terażniejszość- dobrodziejstwo chwili, korzystanie z każdego dnia.
Ktoś powiedział,że to najpiękniejsza chwila w życiu, że niebezpieczniej jest narodzić się, niż umrzeć.
I jeszcze na koniec, taka sentencja, którą szybko zapisałam po usłyszeniu,żeby nie zapomnieć: - " Jeśli umrzesz zanim umrzesz, to nie umrzesz, kiedy umrzesz". Ależ to filozoficzne i bez wątpienia prawdziwe. Tylko kto to potrafi?:)

Malwina
06-11-2008, 21:32
Tak to piekne- nie zatracić sie w życiu, to i śmierć nie będzie smiercią.... a wiec sumienie?ładne

gratka
06-11-2008, 21:55
Jak można o śmierci rzeczowo rozmawiać z osobą , która mimo sześć-dziesiątki na karku nie akceptuje określenia senior, seniorka, stary człowiek. Z takim podstarzałym podlotkiem nie da się rozmawiać rzeczowo, trzeba grać i udawać, że skoro mama się nie starzeje, to gdzie jej tam do śmierci..., nie, w ogóle nie ma o czym mówić.
Najpierw nękałam moje córki informacją, że jestem już stara, mimo, ze prowadzę aktywny tryb życia. Zakodowały, i to tak, że wnuczek pyta się mnie teraz z troską: babciu, czy to prawda, że jesteś dzisiaj starsza niż wczoraj?? -Tak, Bartusiu, jestem.:D Jest sprawą naturalną, że starzy ludzie umierają, więc i rozmowa o śmierci jest jak najbardziej na miejscu i nie budzi już zażenowania.

ostatek
06-11-2008, 22:21
W naszej rozmowie napisano, że śmierć to temat tabu w kulturze chrześcijańskiej.
Raczej jest przeciwnie - ten temat istnieje więcej niż życie doczesne.
Z dzieciństwa jeszcze pamiętam jak Babcia kończyła swoje modlitwy wieczorne słowami - noc spokojną i śmierć szczęśliwą niech nam da Pan.
Przyznaję się, to ja napisałam. Co gorsze, nie zmieniłam zdania. Cytujesz prośbę/modlitwę o śmierć szczęśliwą... a co to znaczy? Proszę, zechciej wyjaśnić... kultura chrześcijańska zajmuje się "czasem po śmierci" (sąd, niebo, piekło, czyściec)... o procesie umierania nic nie mówi i nie uczy umierania. Kiedyś zapalano gromnicę, otwierano drzwi i okna (żeby dusza mogła odlecieć), odmawiano "Anioł Pański"; teraz te zwyczaje poszły w zapomnienie... został szpitalny parawan, strach i samotność...

"Teraz, gdy rozpoczyna się dla mnie bardo umierania,
Porzucę lgnięcie, tęsknotę i przywiązanie,
Wejdę bez rozproszenia w czystą świadomość nauk
I wyrzucę świadomość w przestrzeń nie zrodzonej Rigpy;
Opuszczę to ciało złożone z mięsa i krwi,
Wiedząc, że jest ono przemijającą iluzją."
Fragment "Tybetańskiej księgi umarłych". W "Księdze" opisany jest cały cały proces umierania, sposób zachowania się przy umierającym a także pomoc jakiej można udzielić osobie odchodzącej... Jest również wyjaśniona istota praktyki Phoła, którą mogą stosować wszyscy, chrześcijanie też...

Powyższe wersy Padmasambhawy proszę potraktować jako informację - nie nawracanie na inną religię...

z centrum
07-11-2008, 00:33
Przyznaję się, to ja napisałam. Co gorsze, nie zmieniłam zdania. Cytujesz prośbę/modlitwę o śmierć szczęśliwą... a co to znaczy? ...
Właśnie tak jak napisałaś - po prostu jedną z modlitw.
W Europie istnieją hospicja - także chrześcijańskie.
Hospicja, w Polsce jeszcze nieliczne, gdzie wolontariusze pomagają w opiece domowej, spełniają misję - każdy człowiek ma prawo do godnej śmierci, w otoczeniu najbliższych, w atmosferze miłości, prawdy, wolny od upokarzających cierpień fizycznych.
Tylko tyle i aż tyle.

maja59
07-11-2008, 09:39
Hospicja są wspaniałym miejscem dobroci i miłosierdzia dla umierających, ale ja nie o hospicjach chciałam pisać, Chciałbym podyskutować o umieraniu w domu, we własnym domu. Uważam, że umierającego należy zabrać ze szpitala czy hospocjum do domu, żeby umierał w swoim łóżku wśród rodziny. Powinno się promować takie postępowanie bliskich. Nie mówię oczywiście o osobach samotnych, które nie mają rodziny i własnego domu. Często właśnie strach przed śmiercią powoduje że rodzina oddaje chorego do szpitala czy hospicjum. Mógłby jeszcze być w domu, ale stanowi nie tyle balast fizyczny ile psychiczny. Oczekiwanie na śmierć razem z nim przerasta mozliwości duchowe bliskich. Jak im pomóc, żeby potrafili przejść ten najtrudniejszy w życiu czas wspólnie i bez strachu?

Lila
07-11-2008, 09:57
Tym bardziej,że opieka hospicyjna może być także w domu.

maja59
07-11-2008, 10:06
Tym bardziej,że opieka hospicyjna może być także w domu.
Tym bardziej należy się starać aby chory był w domu. Wyobraźmy sobie jego paniczny strach przed oddaniem w obce jednak miejsce. Pomyślmy również o naszym strachu przed tym, że nie zdążymy na czas, że przyjedziemy do szpitala czy hospicjum za późno, do końca życia będziemy to sobie wyrzucać, nie zdążyłam do matki, ojca, umierali beze mnie.

Lila
07-11-2008, 10:10
Ba.Mój Ojciec umarł w swoim domu..

Ja też bym chciała.Aby moje koty siedziały przy mnie i odganiały strach przed Nieznanym.Tak jak towarzyszyły każdemu odchodzącemu psu ,czy któremuś ze współbraci.

Malwina
07-11-2008, 10:56
Tak Maju to bardzo wazne co piszesz-mysmy odliczali oddechy do ostatniego trzymajmac ojca za rękę-on był ja gdyby już poza, ale cienką nitką życia jeszcze z nami... i przez tę niteczkę jestem pewna przekazywalismy mu naszą miłosć do ostatniego tchnienia i zarazem spokój...
A jak pomóc ,zeby sie nie bac umierania, śmierci...trzeba chciec o tym duzo wiedziec jak sie wie, to człowiek się mniej boi(będę wracać z uporem maniaka do wczesnej edukacji dzieci- oswajania ze śmiercią jako procesem naturalnym)

maja59
07-11-2008, 11:27
Malwinko mój ojciec tez umarł we własnym łóżku, a ja do końca trzymałam go za rękę chociaż był nieprzytomny, ale wydawało mi się, że jest mu łatwiej.

z centrum
07-11-2008, 12:09
Rozważamy o samotności, o poszanowaniu śmierci, o tym jak ją godnie przyjąć jako coś nieuchronnego.
Dla mnie ta informacja jest ... w tej chwili nie znajduję odpowiedniego wyrażenia (niesmak to jeszcze nie tak) - sami przeczytajcie.

http://polskatimes.pl/dzienniklodzki/fakty24/58513,samotnych-poswieca-nauce,id,t.html

Czy ten pierwszy akapit nie jest ostrzeżeniem przed obecnymi reformatorami życia społecznego.
Bezdomni i samotni podopieczni domów pomocy społecznej są w szoku. Po śmierci ich zwłoki samorządy będą mogły przekazać akademiom medycznym, nawet jeśli za życia nie wyrażą na to zgody. Jeszcze w tym roku minister zdrowia Ewa Kopacz podpisze rozporządzenie w tej sprawie. Dzięki niemu rektorzy uczelni będą mogli skutecznie żądać od starostów dostarczenia zwłok, by prowadzić badania i zajęcia z anatomii dla studentów.

maja59
07-11-2008, 12:19
To jest tak przerażające, że trudno komentować, stosując czarny humor powinnismy się cieszyć, że ludzie samotni nie będą przekazywani przez samorządy żywcem.

siekierka
07-11-2008, 12:26
Nowi, libertyńscy właściciele Polski robią z nią co chcą, nie zważając na wolę narodu. Jak długo można tolerować rządy ekipy antypolskiej, antynarodowej, antyludzkiej? Przecież wszystkie posunięcia tego rządu świadczą o jego niebywałej, wprost bezprzykładnej arogancji !!!

z centrum
07-11-2008, 12:30
Mimo ogólnie znanych nienajlepszych doświadczeń z polską transformacją/prywatyzacją, uważam że jednak konkretna własność jest czymś naturalnym i pożądanym.
Ale jednak w opiece zdrowtnej - nie w wydaniu polskich liberałów. Jednak coraz bardziej uzasadniony jest apel profesora Zbigniewa Religi o zastopowanie "reformy" Ewy Kopacz

gratka
07-11-2008, 14:09
Ja nie wyczuwam bluesa, co jest przerażającego w tym, że studenci będą lepiej wyszkoleni? Myślę tak - jeżeli człowiek jest na garnuszku społeczeństwa, bezdomny i bezrodzinny i to tak nikt za trumną nie idzie oprócz urzędników . Nie sądzę, żeby zwłoki bezdomnych zwożono do AM z całej Polski, bo ich aż tyle nie potrzeba. Nie sądzę też, by to czyniono bez zgody bezdomnego, bo to byłoby naruszeniem prawa do godnego umierania. Teraz, gdy chory umrze, a wcześniej nie wyrazi zgody, aby jego dokumentację choroby udostępnić rodzinie, to nikt oprócz lekarza nawet w papiery nie może popatrzeć, a cóż dopiero do wnętrza ciała!

z centrum
07-11-2008, 15:29
Ja nie wyczuwam bluesa, co jest przerażającego w tym, że studenci będą lepiej wyszkoleni? Owszem, zgoda - pod warunkiem wcześniejszego wyrażenia takiej woli.
Nie sądzę też, by to czyniono bez zgody bezdomnego, bo to byłoby naruszeniem prawa do godnego umierania. !Właśnie to prawo narusza rozporządzenie minister Ewy Kopacz "Po śmierci ich zwłoki samorządy będą mogły przekazać akademiom medycznym, nawet jeśli za życia nie wyrażą na to zgody."

gratka
07-11-2008, 19:43
Owszem, zgoda - pod warunkiem wcześniejszego wyrażenia takiej woli.
Właśnie to prawo narusza rozporządzenie minister Ewy Kopacz "Po śmierci ich zwłoki samorządy będą mogły przekazać akademiom medycznym, nawet jeśli za życia nie wyrażą na to zgody."

Janusz idę o zakład, mogę postawić wcale nie wirtualny dobry koniak w ilości nie mniejszej niż 0,75 l jeżeli to przejdzie. :D Czuję w tej informacji, a dokładnie w cytowanym przez Ciebie zdaniu lekką fantazję dziennikarki.

POLA
07-11-2008, 23:58
Nie wierzę, że będzie takie rozporządzenie, że administracyjnie... ale czytałam artykuł na ten temat i apel, aby swoje ciało zapisać "w spadku" akademii medycznej.
Chcemy mieć dobrych lekarzy, a jak i na kim mają się uczyć?

Życie karmi się śmiercią.
Jakkolwiek to zabrzmi, jest prawdą.

z centrum
08-11-2008, 00:09
Janusz idę o zakład, mogę postawić wcale nie wirtualny dobry koniak w ilości nie mniejszej niż 0,75 l jeżeli to przejdzie. :D Czuję w tej informacji, a dokładnie w cytowanym przez Ciebie zdaniu lekką fantazję dziennikarki.
Studentom medycyny brakuje zwłok do nauki, ale sposób rozwiązania problemu jest taki nachalnie komercyjny "realizacja zapotrzebowania" - brak szacunku dla zmarłego człowieka pewnie nie umocni morale przyszłych lekarki/lekarza.

Zbyt wiele nazwisk przytaczanych jest w artykule aby to mógł być "fakt prasowy":

Brak możliwości sprzeciwu, w przypadku wykorzystania całego ciała to zamach na godność człowieka, ocierająca się wręcz o profanację zwłok - alarmuje dr Piotr Kładoczny, karnista z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

Jan Bondar, rzecznik Głównego Inspektoratu Sanitarnego, mówi, że podczas prac nad rozporządzeniem pojawił się pomysł, by wpisać tam możliwość odmowy osoby samotnej lub bezdomnej. - Uznano jednak, że zmiany wymagałaby cała ustawa o cmentarzach i chowaniu zmarłych, więc zaniechano tego pomysłu

Przemysław Solarski, salezjanin, próbuje zrozumieć obie strony. - Ludzkim zwłokom należy się szacunek i nie można ich traktować jak przedmiot, zawłaszczać bez jej zgody - mówi salezjanin. - Należy uwrażliwić ludzi na potrzebę oddawania zwłok dla celów naukowych. Według Kościoła, taki bezinteresowny i dobrowolny dar z siebie jest aktem miłości wobec człowieka.

z centrum
08-11-2008, 00:16
Janusz idę o zakład, mogę postawić wcale nie wirtualny dobry koniak w ilości nie mniejszej niż 0,75
Jakby tu napisać - do tematu rozporządzenia jakoś mi nie pasuje zakładanie się.

Ale tak w ogóle to koniak można skosztować i z innej okazji, jak temat ruszy i rozkwitnie - :),
na zlocie kulturoznawców.

z centrum
11-11-2008, 00:31
Na www.dziennik.pl z 10-11.XI.2008 zamieszczono polemikę Zbigniewa Religi z Ewą Kopacz o reformie służby zdrowia.

Religa: szlag mnie trafia, jak tylko pomyślę o reformie Ewy Kopacz
Kopacz: jeśli posłuchamy Religi, będziemy tylko marnować pieniądze.

Moje zdanie – jednak bardziej przkonuje mnie Religa.

POLA
11-11-2008, 01:06
Moje zdanie – jednak bardziej przkonuje mnie Religa.
No to będziesz więcej płacił (podwyżka składki), a figę z tego będziesz miał, tzn. nic się nie zmieni, niestety.

Basia.
18-12-2008, 18:01
ROZMOWA ZE ZBIGNIEWEM RELIGĄ.

- Całe moje życie to była nadzieja. Bez niej nie można żyć. I dlatego wszystkim tym, którzy zmagają się z tym draństwem, chcę życzyć takiej siły woli, jak moja - mówi w rozmowie z "Faktami" TVN Zbigniew Religa. Draństwem nazywa raka płuc, z którym walczy od dawna. Dziś prezydent odznaczył profesora Orderem Orła Białego.


Życzę Profesorowi wygranej z chorobą.
http://www.tvn24.pl/-1,1578037.1,0,1,walczcie-z-tym-dranstwem-jak-ja,wiadomosc.html

z centrum
18-12-2008, 21:16
- Całe moje życie to była nadzieja. Bez niej nie można żyć. I dlatego wszystkim tym, którzy zmagają się z tym draństwem, chcę życzyć takiej siły woli, jak moja - mówi w rozmowie z "Faktami" TVN Zbigniew Religa. Draństwem nazywa raka płuc, z którym walczy od dawna. Dziś prezydent odznaczył profesora Orderem Orła Białego.
To w pełni zasłużone odznaczenie.
Determinacja Pana Profesora godna uznania.

Tylko czy nadzieja wsparta silną wolą to wszystko ?

bogda
18-12-2008, 21:59
Też słuchałam jak podsumowywał swoje życie, stwierdzając, że jest już na tym etapie, głos mu się łamał....ale podziwiam go za odwage i determinację w walce z tą chorobą...

tadeusz50
18-12-2008, 22:13
Pozwolę sobie go porównać w determinacji z chorobą do naszej Ewity. Odznaczenie jak najbardziej zasłużone za przeszczepy serc i wyszkolenie świetnych kardiochirurgów.

maja59
18-12-2008, 22:31
Profesor jest wybitnym kardiochirurgiem, ocalił setki ludzkich istnień, diagnozował, operował, przeszczepiał. Wspaniały lekarz, cieszę się że został uhonorowany najwyższym polskim odznaczeniem.
Co do choroby to myślę, że każdy z nas podjąłby walkę to jest walka o życie i każde żywe stworzenie, człowiek też, z pełną determinacją walczy. Poddanie oznacza śmierć.

Basia.
18-12-2008, 22:35
w tej chorobie tak jest, poddasz się i nie ma oczym mówić. Odznaczenie Profesora jak najbardziej zasłużone, uratował życie wielu osobom i sława nie przewrócila Mu w głowie. W przypadku Profesora dramatem jest fakt, że jako lekarz wie doskonale co jest jeszcze przed nim. Człowiek przez przeogromne "C".

akusia
18-12-2008, 23:05
Słuchając rozmowy z profesorem Religą byłam pod wrażeniem.Tak wielki człowiek jak profesor nie wstydził sie łez.
Mam nadzieje że wygra tą walke.
Odznaczenie jakie otrzymał jest w pełni zasłużone.

babciela
18-12-2008, 23:25
No, nie wiem, czy wygra- pamietacie , jak zaraz po operacji przestraszyl pacjentow, mowiac , ze chemia i radioterapia sa bez znaczenia w leczeniu npl.Jest dla mnie wyjatkową osoba- twórcą kardiochirurgii w Polsce,i żal ,ze tak pózno podjął te walkę. WIELKI CZLOWIEK

Basia.
18-12-2008, 23:33
No, nie wiem, czy wygra- pamietacie , jak zaraz po operacji przestraszyl pacjentow, mowiac , ze chemia i radioterapia sa bez znaczenia w leczeniu npl.Jest dla mnie wyjatkową osoba- twórcą kardiochirurgii w Polsce,i żal ,ze tak pózno podjął te walkę. WIELKI CZLOWIEK
ja wystąpienie Profesora odebrałam jako pożegnanie, ponieważ w onkologii nie ma niczego pewnego /słowa mojego onkologa, guru w instytucie Onkologii w W-wie/ trzymam kciuki żeby Profesorowi udało się wygrać z tą potworną chorobą. Często operacje, chemia i naświetlania dokładają dodatkowych cierpień choremu, który i tak nie miał szans na wygraniez choroba. Na szczęście są też przypadki kiedy takie leczenie powoduje powrót chorego do normalnego wieloletniego życia.

babciela
19-12-2008, 10:29
Jasne , ze nie ma nic pewnego, ale mam pewna grupe kolezanek po tzw czerwonej chemii naswietlaniach, jedna z nich z najbardziej złosliwą postacią raka jest w jakims specjalnym programie- ktore zyja, maja sie bardzo dobrze- oprocz tej jednej, bo stale chodzi na kroplowki.Pewno, że zycie nabrało innych barw- ja musze sie przyznac,ze tez zmieniłam sie po doswiadczeniach czerwcowo- lipcowych.Juz nic nie jest takie jak przed operacja- jest inne-może nawet pelniejsze w sensie emocji- nabrałam dystansu do pewnych spraw( pewno, ze nie wszystkich), mam zdecydowanie cieplejszy stosunek do ludzi, znacznie wieksza tolerancje dla ich słabostek, i bardzo, bardzo ciagnie mnie do ludzi- co tez czynie...Pa, ide piec pierniki- tak wczesnie, ale mam dwie wnuczki, angielski jednej z nich w dniu dzisiejszym,obiad, corke pare godzin przed operacja , i musze sie usmiechac, aby dzieciaczki nie były przestraszone.HA-c"est la vie-SAMO.

z centrum
08-03-2009, 22:50
Miał 71 lat.
Był wybitnym polskim kardiochirurgiem.
W 1986 r. przeprowadził pierwszą w Polsce udaną transplantację serca.
W ostatnich latach był posłem klubu PiS i jednym z najbardziej znanych krajowych polityków, był ministrem zdrowia.
Kawaler Orderu Orła Białego.
Profesor chorował na raka płuc.

Basia.
08-03-2009, 22:51
odszedł WIELKI CZŁOWIEK. Niech spoczywa w spokoju.

polwieczna
09-03-2009, 04:54
...no wlasnie ! Z tego tez powodu, weszlam na ten watek, przeczytalam go , od "deski do deski".Jestem pod ogromnym wrazeniem, tego co przeczytalam. Nigdy nie bylam obecna przy niczyjej smierci, w mojej rodzinie umiera sie, niestety...w szpitalu! Prawie nic nie wiem na ten temat, smierc traktuje jako sacrum, ale zanim nastapi, jest czlowiek, tu i teraz i choc kazdy to "ostateczne: przechodzi samotnie , chyba warto jest umiec pomoc...? Tzn bylam obecna gdy umieraly moje zwierzeta, ale o tym innym razem. Nigdy nie wiedzialam jak sie zachowac, na wiesc o chorobie terminalnej, nie odsuwalam sie o nie.....ale tez nie wcinalam ...bylam obecna "po cichu" tzn na wyciagniecie reki, ale zawsze brakowalo mi slow, choc w innych sytuacjach zyciowych nie mam problemow z werbalizacja...i pomyslec..profesor zainicjowal ten watek...i tu tez go zegnamy...

aannaa235
09-03-2009, 08:12
Na śmierć nie można sie przygotować, bo zawsze jest za wcześnie, a na Twoją szczególnie profesorze mój druhu.
Spoczywaj w spokoju.

z centrum
09-03-2009, 18:33
Cytat, to tylko fragment wywiadu który zamieścił periodyk Służba Zdrowia nr 18-21 (3819-3822) - 9 marca 2009.
Jan Osiecki przygotowuje książkę o Profesorze.

Panie profesorze, czym jest dla Pana śmierć?
Snem. Tyle, że wiecznym.

Kiedy człowiek umiera?
Gdy zanika świadomość, a więc gdy przestaje funkcjonować mózg.

Boi się Pan śmierci?
Nie.

Dlaczego?
Mogę umrzeć w każdej chwili i nie stanowi to dla mnie żadnego problemu.
Nie ma mnie w tej chwili na moich ukochanych wyspach Zielonego Przylądka, bo rozmawiamy tu, w Warszawie.
Nie ma mnie też nad Bugiem.
I gdybym umarł, po prostu nie byłoby mnie tutaj, w tym miejscu. Poza tym - nic nie zmieniłoby się na świecie.

http://www.sluzbazdrowia.com.pl/html/more3819a.php

polwieczna
09-03-2009, 19:23
...takie odchodzenie w niebyt...ciekawe czy wierzacym jest latwiej, trudniej czy po prostu inaczej?

polwieczna
09-03-2009, 19:28
Na śmierć nie można sie przygotować, bo zawsze jest za wcześnie, a na Twoją szczególnie profesorze mój druhu.
Spoczywaj w spokoju.
..ale przeciez sa kultury w ktorych w obliczu zblizajacej sie smierci, zaczyna sie caly rytual przygotowawczy...zatem czlowiek czuje ze jego kres nadchodzi...za wczesnie? Dla niektorych jest to wrecz pragnieniem, ale to juz ma zwiazek z innym tematem - eutanazja.

z centrum
10-03-2009, 14:29
niewielu takich, niewielu ...
Dopiero czwarty pacjent prof. Religi wyszedł z kliniki na własnych nogach.

Naprawdę nikt nie wie, co wtedy czuł Religa. - Całe moje życie to była nadzieja. Bez niej nie można żyć - powiedział niedawno.

Wiele lat później w książce pt. "Dobry lekarz", wyznał, że nigdy nie operował 13 w piątek, a jak drogę przebiegał mu czarny kot, odczuwał strach.
Miewał też złe przeczucia i patrząc pacjentowi w oczy, potrafił powiedzieć, że go nie zoperuje. - Wiedziałem wtedy, że ten człowiek umrze - twierdził.W Dzienniku Łódzkim 10./03/2009 jest kolejne wspomnienie pożegnanie Profesora "Zbigniewa Religi nikt nie był w stanie powstrzymać". http://polskatimes.pl/92546,zbigniewa-religi-nikt-nie-byl-w-stanie-powstrzymac,id,t.html

z centrum
13-03-2009, 23:57
ON patrzył - słońce przywracał tylu innym ludziom odwracając od nich wzrok śmierci.
Śmierci spojrzał w oczy mówiąc; „Po prostu zdaję sobie sprawę z tego, że nie ma ludzi nieśmiertelnych. Wszyscy bez wyjątku muszą kiedyś umrzeć.”
Od dzisiaj patrzy w słońce.

jakempa
14-03-2009, 01:10
Nigdy nie operował 13 w piątek,.... a pogrzeb miał 13, w piątek o 13, dziwne

leluri
14-03-2009, 08:20
wczoraj w radiu usłyszałam coś co bardzo mi się spodobało...
wypowiedź ,w której prof. Zbigniew Religa dziekował za dar jaki otrzymał, a był to jego zawód, zawód w którym znalazł spełnienie swojego bycia tutaj. dostał dar i potrafił go spozytkować dla dobra ludzi i to było piękne. wielki czlowiek.

Scarlett
14-03-2009, 18:41
http://www.dziennik.pl/wydarzenia/zbigniew_religa_nie_zyje/article340635/Przyjaciel_Religi_Zbyszek_byl_porywczy.html

Scarlett
21-03-2009, 17:17
Recz: Śladami profesora RELIGI.
Jan Długi z Recza dbał o znanego kardiochirurga, gdy ten przyjeżdżał na te tereny wypoczywać. Profesor Zbigniew Religa odwdzięczył się panu Janowi jak prawdziwy lekarz – podarował mu 13 lat życia.

W 1996 roku jako konserwator opiekowałem się sprzętem w ośrodku w Jaworzu – wspomina pan Jan. – Mieszkańcy pobliskich pegeerów nagabywali mnie często o wypożyczenie wioseł czy łódki. Pewnego razu podszedł do mnie gość w gumiakach, drelichu i berecie z antenką. Oczywiście z prośbą o pożyczenie łódki. „To sprzęt zarezerwowany dla profesora. Na pewno nie dla ciebie” – odpowiedziałem. „To właśnie ja jestem profesorem” – usłyszałem od uśmiechniętego Zbigniewa Religi.

Słynny chirurg wcale się nie obraził. Obaj wędkarze szybko znaleźli wspólny język. Kiedy profesor zapytał kurtuazyjnie pana Jana o zdrowie, ten nie ukrywał poważnych problemów z sercem. Dopiero co powrócił załamany z wojskowego szpitala w Warszawie. Odmówiono mu zabiegu wstawienia bypasów. Z powodu tętniaków pozawałowych. Według prognoz lekarzy miał przed sobą trzy miesiące życia. Jego problem zainteresował kolegę od wędek.
- Przerwał wędkowanie na środku jeziora, kiedy stanąłem nad brzegiem ze szpitalnymi wynikami – wspomina pan Jan. „Panie Długi – ja tu nic nie widzę”, stwierdził kardiochirurg. Następnie na karcie badań odręcznie nagryzmolił adres swojej kliniki i zaprosił mnie do Zabrza.

Za trzy tygodnie pacjent z poligonu zameldował się w gabinecie profesora.
- Włosy mi stanęły dęba – opowiada reczanin, kiedy bez ogródek przedstawił mi trzy wyjścia. Albo umrę za dwa i pół miesiąca, albo umrę na stole operacyjnym, a jak się uda to będę długo żył. To trzecie rozwiązanie najlepiej mi wyszło. Dzięki temu człowiekowi przeżyłem już trzynaście lat. Ratunkiem dla mnie jest jeszcze przeszczep serca. Może pojadę do lekarzy w Aninie – planuje 62- latek.

- To był prawdziwy wędkarz - dodaje Jan Długi. - Taaakie ryby wypuszczał z powrotem do wody - pokazuje szeroko rozstawiając ręce. A fajki kurzył jak smok. Odpalał Carmena od Carmena. Kiedyś poprosiłem go o papierosa. Odmówił. Odpowiedział, że już mi zaszkodził bo w ogóle pomyślałem o paleniu.

Marek Huet - "Magazyn Głosu Szczecińskiego".

z centrum
15-05-2009, 15:15
O filmie Jeszcze nie wieczór w Rzeczpospolitej z 14.05.2009 pisze Marek Sadowski
W powodzi rodzimych niby-romantycznych komedii pojawiły się też filmy, których bohaterowie dawno przekroczyli smugę cienia.
..................................
A za sprawą Jacka Bławuta, debiutującego jako reżyser w kinie fabularnym, wytrawnego operatora, a przede wszystkim wybitnego dokumentalisty, kolejne nestorki i nestorzy sceny i ekranu dostali, być może ostatnią, szansę wspaniałego comebacku.

Jedni grają wymyślone na potrzeby scenariusza postacie, inni, jak Nina Andrycz, Irena Kwiatkowska, Wieńczysław Gliński czy Witold Gruca, po prostu są sobą. Bławut przywraca do społecznej świadomości wielu dziś dawno zapomnianych artystów. Ludziom, którym kilka pokoleń zawdzięcza niezapomniane przeżycia, buduje swoisty filmowy pomnik.

„Jeszcze nie wieczór” to opowieść o pensjonariuszach Domu Artystów Weteranów w podwarszawskim Skolimowie wspominających (na ile jeszcze pozwala im pamięć) dawne aktorskie sukcesy.

W ich smutną codzienność wkracza niespokojny duch, sporo od nich młodszy Jerzy (Nowicki). Jego pobyt jest czasowy, więc by zabić nudę i rozruszać – dosłownie i w przenośni – współmieszkańców, wpada na pomysł wystawienia „Fausta” z ich udziałem.

Ów szalony pomysł Jerzy konsekwentnie wprowadza w życie, za nic mając majestat starości. Chce wyrwać swych zastygłych w nostalgii starszych kolegów z rozmyślań nad własnym przemijaniem. I to mu się udaje. Szansa powrotu na scenę porusza nawet tych najbardziej schorowanych: po wylewach, zawałach, z alzheimerem i parkinsonem. Szalony pomysł staje się faktem – starzy aktorzy zagrają dla pensjonariuszy pobliskiego więzienia.
Cóż nam, nestorom codzienności, pozostaje - też radość ... :)

Malwina
15-05-2009, 17:40
myślę, ze to moze byc piękny film w odbiorze...no cóż nie ma to jak śmierć społeczna jakby to nazwać...
Pasje "trzymają "przy życiu, pozwalają czuć sie potrzebnym, wyzwalają hormony szczęścia,a w otoczeniu akceptację...a baaardzo starzy ludzie, którzy kiedyś byli "na świeczniku'tak jak aktorzy, nagle odcięci od sceny, oklasków, codziennego rytmu próba-garderoba-scena-aplauz zastygają w nicnierobieniu i beznadzieji....

znad Wisły
26-03-2010, 00:16
wspomnienie Żony Profesora;
Fakt: Gabinet profesora wygląda tak, jakby przed chwilą stąd wyszedł. Drzwi otwarte, wszędzie leżą dokumenty, teczki. Zaczęła Pani porządkować rzeczy męża?

Anna Religa: Dopiero teraz się za to zabrałam. Na stołach leżą też albumy ze zdjęciami. Niektóre już przejrzałam i powyrzucałam z nich część zdjęć. To były fotografie z oficjalnych spotkań, dla mnie bez wartości.

Nie szkoda ich wyrzucać?

Ważne też jest dla mnie, że wiele osób go wspomina. Ile razy jestem na Powązkach, zawsze są świeże kwiaty, dopiero co zapalone znicze.

Często pani odwiedza profesora na cmentarzu?

Właściwie co tydzień u niego jestem. Ale czasami nawet częściej. Zależy, ile mam pracy.

Praca pomaga zapomnieć?

Na pewno tak. Człowiek powinien pracować niezależnie od sytuacji, czy stracił kogoś bliskiego, czy nie. Ja będę pracować dopóki starczy mi sił. Ale zapomnieć się nie da. Teraz, gdy oglądam zdjęcia z naszych wspólnych podróży, z wakacji, przypominam sobie te sytuacje i miejsca, w których byliśmy razem z mężem. Bo my w ogóle dużo wyjeżdżaliśmy. Mąż więcej ze względu na pracę. Ale ostatnie lata jeździliśmy już razem.

A teraz? Często jeździ pani sama na działkę nad Bug?

Zimą wcale, za niskie temperatury. Teraz to nawet boję się, bo Bug ma wysoki poziom wody. Ale dzwoniłam już do sąsiadów, upewniłam się, że wszystko jest w porządku. Pewnie w marcu się wybiorę, jak trochę tu porządków zrobię.

Więc działka, którą tak kochał pan profesor, zostaje w rodzinie?

Tak, oczywiście. Chciałabym, żeby była dla wnuka. Już padła taka propozycja, ale nie wiem jeszcze jak zdecyduje.

A ciągnie go w stronę medycyny, i po ojcu, i dziadku?

Rozważa pójście na medycynę. Ale jeszcze ma trzy lata na decyzję, bo dopiero jest w pierwszej klasie liceum. Myślę, że opowie się w ostatniej chwili.

Dziadek pewnie by mu pomógł podjąć decyzję. Pani też się zdarza w myślach odwoływać do profesora?

Jeżeli przez kilkadziesiąt lat większość spraw uzgadnia się razem, to w człowieku zostaje taki nawyk, że musi z kimś sprawę omówić. I to przyzwyczajenie nie mija tak od razu. Jeśli są bardzo silne związki emocjonalne między ludźmi, to taka chęć, konieczność rozmowy zostaje. I to na długo.

A telefon profesora? Pani wciąż ma go przy sobie.

Czasem ktoś na ten numer zadzwoni. Ale ja nigdy go nie odbieram. Wyczekuję tylko do ostatniego sygnału. I jeżeli ktoś zostawia wiadomość, to ją odsłuchuję. Najczęściej chodzi o kontakt ze mną. Ale ja mam swoją komórkę, przez telefon męża nie rozmawiam z nikim.

Przywykła pani do samotności? Do tego, że jest wdową?

Wiem, że go ze mną nie ma. Ale drzwi do jego pokoju zawsze są otwarte. Każdy człowiek, jak kogoś bliskiego traci, to i tak zachowuje go w pamięci. To zostaje już na zawsze, na pewno na bardzo długo. W tej kwestii nie różnię się od nikogo.

Czas płynie teraz wolniej?

Chyba szybciej. Nie bardzo sobie zdawałam sprawę z tego, że już minął rok. W styczniu jeszcze był w Sejmie. A to już jest marzec, tyle że następnego roku.

[rozmawiali: Magda Kazikiewicz, Jarosław Sulikowski]

http://www.fakt.pl/Wiele-osob-wspomina-profesora-Anna-Religa-specjalnie-dla-nas-PRZECZYTAJ-,artykuly,66035,1.html

znad Wisły
01-05-2010, 14:13
minął rok i nikt nie wspomina Profesora.