PDA

View Full Version : Jeż.


Strony : [1] 2 3 4 5

jozef49
19-04-2010, 16:20
Jeż

Bardzo ostry jest to zwierz,
A nazwisko nosi jeż.
O krawcowe się nie prosi,
Gdyż na grzbiecie igły nosi.

W noc pracuje, we dnie śpi,
Zimą słodkie miewa sny,
Szybko biega,dobrze pływa,
Choć zjeżona igłą grzywa.

Gdy przeraża go wróg-smoka,
Chrząka,tupie,gwiżdże ,cmoka.
Zwija się w obronie w kulkę,
Na niej z igieł ma koszulkę.

Józef Bieniecki

jozef49
19-04-2010, 16:23
Czarny jak noc,a nie w łatki,
Niepodobny do swej matki.
Lubi za to też ciepełko,
Gdy się wciska pod kołderką.

Ciekawią go świata dziwy,
Stał się z kotka więc myśliwy.
Sprytny łowczy,jak wiewiórka,
W drzewa wspina na pazurkach.

Życie gotów jest poświęcić,
By się wróblom dać przekręcić.
Tak przekręcać z łapki w łapkę,
Zrobić na chwilę zabawkę.

Gdy mu smaczek nie zabrania,
Spożywa je na śniadania.
Och!Na myszy cięty-kosa,
Nic nie smyrnie koło nosa.

Śpi -udaje ,że zabity,
A pracuje koniec kity.
Oczy mrużąc zaś pociesznie,
Myśli miewa tylko grzeszne.

Józef Bieniecki

jozef49
19-04-2010, 17:13
To ciekawe nocne zwierze,
Nazywają nietoperzem.
Fruwa wszędzie i jest ssakiem,
Nazywają stąd zwierzakiem.

W nocy żyje w świecie ciszy,
I dlatego wszystko słyszy.
Co na drodze jego stanie,
Miewa zawsze na śniadanie.

Echosąda zaś mu służy,
By nie zderzyć się w podróży.
W grotach sypia i jaskiniach,
Łebkiem na dół,łapką trzyma.

Józef Bieniecki

jozef49
19-04-2010, 17:14
Ciężko mu jest gdy przy budzie,
Na łańcuchu, żyje-w trudzie.
On z natury nie niewolnik,
Zwierz to wolny i swawolnik.

Kocha, tęskni i też czuje,
I przyjażni potrzebuje.
Tęsknie patrzy w niebo wolne,
Na nim ptaki niepokorne.

Zimna buda-ciepła buda,
Nie poczyni dla nich cuda.
Na łańcuchu-jak w niewoli.
A to gorzkie-a to boli.

Józef Bieniecki

jozef49
19-04-2010, 17:16
"Stara miłość nie rdzewieje",
I cóż z tego -jak uciekła?
Czyżby jakieś czarodzieje?
Uciekając nic nie rzekła.

Po wspomnieniach choć się snuje,
Dziś już stara i samotna.
O przeszłości konkluduje.
Byłam kiedyś nader psotna.

Młoda ,piękna i zalotna,
Miała z czego -wybierała.
A że cwana i obrotna,
Wybrała i odleciała.

Czas odmienia ,myśleć umie,
I oddaje się zadumie.
Można dzisiaj powspominać,
I na przeszłość powypinać.

Choć nie gardzę sentymentem,
Ten przyjmuję z jakimś wstrętem.
Kiedyś był dla mnie potworem.
Dzisiaj tylko jest zadziorem.

Teraz pewnie ja ucieknę,
Nie odpowiem,nic nie rzeknę.
Zagojone ,niech nie ranią,
Nie jest serca mego panią.

Józef Bieniecki

jozef49
19-04-2010, 17:19
Już się kładą spać motyle,
Ptaków brzmi melodia cicha,
W kartofliska, na badyle,
Wiatru siadła też muzyka.

Wkrótce boćki w dal popłyną,
Chmur zwiśnięte już firany.
Liść się złoci pod brzeziną,
Często deszczem zapłakany.

Babią nicią rok przeleci,
Oddech lata czasem chuchnie.
Może słonko tam zaświeci,
W dębczak dzięcioł słabo puknie.

Wron zebrało już się stadko,
Wierci ,kłamie i narzeka.
Ale zgodne są gromadką,
Czas niezmiennie im ucieka.

Wirtuoz ,zaś skrzypek polny,
Solo wygra nam pod strzechą.
W kominie usiadł przezorny,
Cieszy ciepła się pociechą.

Józef Bieniecki

jozef49
19-04-2010, 17:31
Młodości lata, których piętno,
Mignęły chwilą beznamiętną,
Wachlarza migło - chwilką,
Byłem kiedyś też dziecinką.

Dmuchawiec już poszybował,
Na łaskę , niełaskę zdany.
Los spokojny często psował,
Pędził wiatrem potargany.

Nie pozwolił opaść zgodnie,
Gasił , świecił dnia pochodnie.
Wzlatał, padał,znowu wzlata,
Kaleczona myśl skrzydlata.

Chybił gruntu tuż nad wodą,
Tafli palcem, prawie sięgał,
Dobrze , mając duszę młodą,
Nie dosięgała go mitręga.

Siadł na liściu jak żaglowiec,
Płynie życiem mój dmuchawiec,
Targany i bity deszczem,
Nie pamiętam, co i jeszcze.

Kurczowo trzyma listeczka,
Życiem płynie ma łódeczka.
Mam ci szczęścia bardzo wiele,
Uparcie drążą me cele.

Józef Bieniecki

jozef49
19-04-2010, 17:34
Wróble się kąpią w piasku-zamiast w wodzie,
Dziobek wyciąga do słonka radośnie.
Albo we wodzie,kurz brudu otrzepie,
I zaćwierkają sennie i bezgłośnie.

Na studni siadła kocica z synalkiem,
I niby drzemie,tak na to wygląda.
Oba przez oka spoglądając szparkę,
I czujnym uchem w kierunku spogląda.

Reks wyciągnięty zaległ na betonie,
Zamknąwszy ślepka, natęża słuchawy.
Bociek na dachu zasiadł jak na tronie,
Obok zaś jesion,suchy i koślawy.

Jaskółek parka ,śmiga w niebo -w stajnię,
W gniazdku dokarmia wciąż głodne maleństwa.
Z stajni zrobiły ptasią jadłodajnię,
Tak krążyć będą do pełni-zwycięstwa.

Krowa na łące zamiata ogonem.
I częściej leży,a rzadziej się pasie.
W kierunku stajni spoglądając stronę,
Bo i pasienie nie leży na czasie.

Skowronek ciągle pracowicie dzwoni,
Stojąc w przestrzeni,wyśpiewuje trele.
On tylko jeden,od pracy nie stroni,
Tego tak mało,a tak bardzo wiele.

Józef Bieniecki

jozef49
19-04-2010, 17:39
Wrośnięta w ziemię,chateńka wiekowa,
W rogu z południa ,kępa kalinowa,.
Okienka małe, wejście miała jedno,
Z wyglądu pusta,spróchniała i biedna.

Pokryta słomą,komin pobielały,
Strzechę przebija na wskroś od powały.
Jedna izdebka,piec w rogu z przypieckiem,
Na nim babeńka przyśpiewuje z dzieckiem.

Sążeń na środku, chłopu ponad głowę,
Gruby, podpiera belki powałowe.
Na ścianach wiszą wsze święte obrazy,
Prośby słuchały,już tysiące razy.
Od dawnych czasów ino Matka Święta,
Czasy obrazów od dawna pamięta.
Półmrok panował, pachniało grzybami,
Świętym kadzidłem z wszystkimi ziołami.

Latem czy zimą ciepliła zagata,
Widok przysiadły daje chatki skrzata.
Przed chatką ławka,studnia zmurszała z kamienia,
Czapa czereśni zadawała cienia,
Wodę czerpano,tyczką wraz z wiązadłem,
Kulką nazwana albo też prowadłem.
Płot był drewniany, młody wprawdzie jeszcze,
Chatkę z podwórzem obciskała kleszczem.

Człeka wiek zmorzył,cmentarz niedaleko,
Spoglądać można stąd ku dalszym wiekom,
Dzieci odeszły,w chatki podwalinach,
Czeremcha gości,bez dziki zacienia.
Ciężko na sercu,już nie może płakać,
W pamięci słowa ku tym czasom wracać.

Józef Bieniecki

jozef49
19-04-2010, 17:41
A gdy za wiarę trzeba lec,
Ojczyżnie oddać drogiej,
Kładzie najdroższą z życia rzecz,
W objęcia śmierci srogiej.

Na ołtarz rzuca młody los,
Z odkrytym staje czołem.
Z miłością przyjął wrogi cios,
Dla katów jest aniołem.

W stosie zapalił wieczny czas,
Ten płonął będzie wiecznie.
Puki ostatni wrogi raz,
Ustąpić z drogi zechce.

Kapłan męczeńską drogą szedł,
A ciężki krzyż przygniatał.
A Dobry Bóg na pewno chciał,
Nie do skończenia świata.

I nim zbrodniarze ześlą noc,
Zamknęli mu powieki.
Bolesnych doznań zaznał moc,
Wrzucono go do rzeki.

Józef Bieniecki

jozef49
19-04-2010, 17:43
Na okienku kotka Łatka,
Leży pośród kociąt stadka.
Stać jest na to kocią matkę,
Każdy więc ma jedną łatkę.

Dwoje liże -trzech mamusia,
Przytuliła do cycusia.
Szóste bardziej zbuntowane,
Wychowuje swoją mamę.

Łapka w uchu,to po chrapkach,
Już po nosku bije łapka.
Wierci się i kręci Psotka,
Po braciszkach łazi ,kotkach.

Zabrzęczała jakaś muszka,
Koło noska, koło uszka.
Zamiast w muszkę,trafia Psotka,
Pazur w nosek brata kotka.

Miau-miau miauczy, bracik kotki,
Nie chce mieć tu siostry Psotki.
Niech jej mama da po łapie,
Póki pazur jej nie zdrapie.

I dostała lanie kotka,
Nie cycusia-głodna Psotka.
Będzie za to w nocy głodna,
Zawsze trzeba jadać do dnia.

Józef Bieniecki

jozef49
20-04-2010, 12:57
Kos króluje w orkiestrze poranka,
Jako pierwszy staje w lubych szrankach.
Solo śpiewa,na anielską nutkę,
Czyniąc wszystkim zarazem pobudkę.

Skowronkowie nocą wypoczęte,
Trochę póżniej zaczną arie święte.
Otrząsnąwszy z pierwszej rosy piórka,
Kokietują panie swoje w chmurkach.

Kiedy ranek słoneczko olśniewa,
Do nadziei obecnych zagrzewa.
Budzi resztę opóżnionych śpiochów,
Bałamutnych, krzykliwych pieściochów.

Na podwórkach ,okolicznych drzewach,
Wróbli stadko ćwierkaniem zagrzewa.
Raz zajęci na wspólnym śniadaniu,
Dwa ,oddani wspólnoty śpiewaniom.

Gdy dzień odda swe życie na tacy,
Wstają nocy solidni śpiewacy.
To szczególne indywiduom lasu,
Ciemnej nocy i sennego czasu.

Słowikowie ze szczególnym darem,
Nocy niosą miłosną ofiarę.
Zakochanych podpatrują w parku,
Pieśń miłości zanosząc w podarku.

Józef Bieniecki

jozef49
20-04-2010, 13:02
Mróz siarczysty mróz.
W uszy szczypie,w nosy szczypie,
Pod nogami śniegiem skrzypie.
Haft misterny lśni srebrzyście,
Wpisał w szyby zamaszyście.
Mróz siarczysty mróz.

Wiatr w jeziorze rzeżbi wodę,
Dzisiaj mrozu tchnięty chłodem,
W brylantowych skrzy się gwiazdach,
Gdy dzień wstaje w pierwszych brzaskach,
Mróz siarczysty mróz.

Huczy w lesie pękłym drzewem,
Postękuje wiatru śpiewem.
Otuliwszy drzewo w szronie,
Śpią cichutkie jak w kokonie.
Mróz siarczysty mróz.

Chociaż siwy już staruszek,
Wiecznie silny ,przyznać muszę.
Sił ostatkiem zima dmuchnie,
Odkładając pieśni lutnię.
Mróz siarczysty mróz.

Józef Bieniecki

jozef49
20-04-2010, 13:04
Złota jesień,jesień już,
Kolorami się prześciga.
Złoto liści,purpur róż,
Promień słońca często miga.

Chleba zapach, burych pól,
Przygaśnięte łąk zieleni.
W starym drzewie skrzypi ból,
Wiele krótszy dzień jesieni.

Bociek kula,bólu żal,
Wypłakał się już klekotem.
Wpisał się w jesieni czar,
Łzy powinien wylać w słotę.

Skrzypek czasu,senny wiatr,
Przycichł trochę, ton podnosi.
Jest z jesieni złotej rad,
Kompozycji daje grosik.

Krew-purpura,złota czar,
Niechaj nocy zamknie oko.
Bo mnie ciągle wiosny żal,
I spoglądam ku obłokom.

Józef Bieniecki

jozef49
20-04-2010, 13:06
Wzdłuż dróg,rosochate wierzby stoją w rzędy,
Chaty strzechą pokryte,przykucnięte wszędy,
Ściany z dala się bielą,małe ślepka okien,
Błyskają szybą prosząc,gości swym urokiem.

Ściany chałup malowane, w fantazyjne kwiaty,
W drewnie podkreślają w talenta bogatych,
Od polepy do pował,ogrodem wśród stała,
I bogactwem ogrodów ścianami bielała.
Gdy zajrzymy pod strzechę,dekoracja taka,
Brakiem śpiewu skojarzy miejscowego ptaka.
Nawet na drzwiach komory,poszczególnych sprzętach,
Drzewem ,kwiatem i kwieciem, z smakiem "porośnięta",

Sień strzela przez środek,izba czarna ,biała,
Dwie komory z sienią właśnie rozdzielała.
Biała izba to duma, każdej gospodyni,
Miejsce najważniejsze w powinnościach czyni.

Stolik z białym obrusem,domowy ołtarzyk,
I domowa kapliczka, święte i lichtarze.
Kwiaty barwne, piękne,z bibuły ozdobnej,
Jakby z łąk zrywane,do żywych podobne.
Inne jeszcze ozdoby,świętym cześć oddają,
Ich szczególne miejsce w domu podkreślają.

Łoże w izbie drewniane piętrzy poduszkami,
Im dom zamożniejszy ,większe z pierzynami.
Aż pod sufit.Skrzynie pod ścianami,
Wypychane dobrem,wszelkimi szmatami,
Stanowią każdej panny tu wyprawę ślubną,
I ozdobą bywały też niejako główną.
Rzemieślnik, który skrzynie one wykonywał,
Dla niej z siebie talenta najlepsze dobywał,
Chojnie zdobiona,misternie,w czym oko zawiesić,
Wyobrażnię i talent ,artystyczny wskrzesić.

Tu wszystko bliskie sercu,od wierzb rosochatych,
Do strzech słomą krytych,pobielane chaty,
Poprzez łany kaczeńców,niezapominajek,
I bocianie przyloty,i z nimi rozstaje.
Babie lato sunące po polach jesiennych,
W złotych liściach jesieni,w urodzie niezmiennej.
W mazurkach ,kujawiakach grywanych Chopina,
Bliska sercu polskiemu najszczersza gościna.
Stroje piękne łowickie ,malowane tęczą,
I piękne Łowiczanki,w pięknie owym wdzięczą.

Józef Bieniecki

jozef49
20-04-2010, 13:08
Świt ,jesienny świt.
Pośród pól i łąk.
Liść opadły ,drzew kikuty,
Wyciągniętych rąk,

Mgła, jesienna mgła,
Szalem skrywa łzy.
Łezki żalem poronione,
Dla pomarłych czci.

Wiatr ,jesienny wiatr,
Tęskny snuje żal.
I pogdera smętnie liściem,
Płynie zmiennie w dal.

Deszcz,jesienny deszcz,
W żagle nieba dmie.
Pochlipuje w ziemi deszczem,
Na jesiennym śnie.

Noc,jesienna noc,
Strach rozpiętych mar.
Wyszemrany,zaplakany,
Księżycowy czar.

Świat ,jesienny świat,
liść zapląta nić.
I osiądzie w szarym polu,
By o wiośnie śnić.

Józef Bieniecki

jozef49
20-04-2010, 13:10
Ty, który światła promień nam przynosisz
Suszę serc naszych pokropiłeś zdrojem.
Piękna przepychem, możność swoją głosisz,
W jesieni złotej tulisz świat pokojem.

W czerwieniach, złocie,brązach i zieleni,
Dostojna jesień jak dojrzała dama,
W błękicie nieba i lasu półcieni,
Rozwarta raju tu na ziemi brama.

Na pożegnanie muskasz kwiatu płatkiem,
W kobiercach trawie jednako przyciętej,
W stokrotkach łąki,na rabacie bratkiem,
I w dzikiej róży w kajkach,przykucniętej.

Majestatyczna w mnogości owocach,
Hipnotyzuje w dojrzałej urodzie.
I w księżycowych romantycznych nocach.
I w srebnych świtach ,koronkowym chłodzie.

Jesienny wietrzyk niesie wiatr historii,
I serc dotyka i zmęczonych twarzy.
Na firmamencie unosi nas w glorii,
Z wdzięczności klęka u Świętych Ołtarzy.

Tulić się będzie ta iskra nadziei,
Wyhodowana w Narodowym zrywie.
I z historycznej wyrwie się zawiei,
W przyjażni wzrastać ,tu na polskiej Niwie.

Józef Bieniecki

jozef49
20-04-2010, 13:14
Ciężko mu jest gdy przy budzie,
Na łańcuchu, żyje-w trudzie.
On z natury nie niewolnik,
Zwierz to wolny i swawolnik.

Kocha, tęskni i też czuje,
I przyjażni potrzebuje.
Tęsknie patrzy w niebo wolne,
Na nim ptaki niepokorne.

Zimna buda-ciepła buda,
Nie poczyni dla nich cuda.
Na łańcuchu-jak w niewoli.
A to gorzkie-a to boli.

Józef Bieniecki

jozef49
20-04-2010, 13:17
Wychodzę w wieczór razem z tobą,
By kwiaty zrywać z nieba łąki.
A cisza nocy, naszą mową,
I w twych ramionach kwiatów pąki.

Na rozmarzonym firmamencie,
W gwiazdach przemyka splot nadziei.
I spływa na nas, jak zaklęcie,
Ziemi życzliwych czarodziei.

Księżyca piękno nas uwodzi,
Na skrzydłach środkiem płynie lata.
I srebrnym włosem z nieba schodzi,
Wspólna nadziei ,myśl skrzydlata.

Ramieniem nocy otuleni,
Jednakim rytmem serca biją.
I sami sobą upojeni,
Ja twój fiołek ,ty lilią.

A noc faluje ponad nami,
I Drogą Mleczną myśli wiedzie.
I ku nam spada ,kometami,
A księżyc z nami choć na przedzie.

Słowik umyślne grzechy czyni,
Aby zalotnie nas pokusić.
Żaden z nas za to go nie wini,
Bo do miłości nie trza zmusić.

Józef Bieniecki

jozef49
20-04-2010, 13:19
Unoś miła z sobą wdzięk,
Gdyż młodości nam się kończy.
Gdy starości minie lęk,
Niech nas zawsze wiele łączy.

Niech młodości serca pieśń,
Odgrywa w nas dawną nutę.
Dziś małżeńska wspólna więż,
Do wieczności jest przykute.

Jak przechodzi nocka w dzień,
Niechaj troski również miną.
I z pamięci wytrą cień,
I nie będą nam przyczyną.

By wspólnota naszych serc,
Wykuwała nam przymierze.
I na przekór złości trwa,
Tarczą serca będzie w wierze.

Suknią letnią wiatr powiewa,
Kwiaty chyli do twych stóp.
Skowron w niebie,śpiewa,śpiewa,
Jak by nam zazdrościć mógł.

Pięknem lata urzeczeni,
Aż na zawsze wspólny grób.
Idą z myślą narzeczeni,
Mówią słowa -tamte znów.

Józef Bieniecki

jozef49
20-04-2010, 13:24
Zimowy dzień,wyjęty wprost z obrazka,
Za oknem gil,a okno szczypie mróz.
W pobliżu las,we drzewach zima trzaska,
W zadymce wiatr puszysty miota kurz.

W prześwicie pól,Królowej Śnieżnej sanie,
W porywach gna,w potrójnych parach koń.
Na nutach wiatr,przygania z pól wołanie,
Wożnicy bicz unosi nad nich dłoń.

Z przydrożnych zasp jałowców zdobią bicze,
Od wiatru fal,ku ziemi chylą kark.
W przecince dróg,podróżnych stoją kicze,
Z obrazu nocy ,zgarbiony śniegiem mark.

Świerkowy las,pod śniegu skrył baldachem,
Pochyla się i z siłą wiatru drży.
A zimy czas jak gdyby zdjęty strachem,
Zimowym snem o wiośnie pewnie śni.

Gdzieś dziki wiatr, z Królową Śniegu spłynął,
Znikł ponad las,by innym czasem wyć.
A cisza dnia została tu jedyną,
Ze starych brzóz spływała srebrna nić.

Warkocze kit chyliły chen ku ziemi,
A ciszy czas,posypał złote skry.
Miejscami drżał,z chwiejących się półcieni,
A gwiezdny pył bladymi padał łzy.

Józef Bieniecki

jozef49
20-04-2010, 13:27
Myślę sobie całe ranki,
Jak układać rymowanki.
Jaką myślą dzisiaj błyśnie,
Wena twórcza ,piórem ryśnie.

Myśl błądziła,myśl szukała,
Rymowanki układała.
Stało się tak jak myślałem,
W wierszach już się zakochałem.

Nie napiszę-brak mi was.
Wypalony męczy czas.
Poszukuję więc tematu,
Chcąc go ubrać wierszem kwiatów.

Dzięki Bogu myśl się jąka,
Zawsze jednak w głowie błąka.
Kwiatem czasem jak stokrotka,
Też jest różą-piękna,słodka.

Dumam, wisząc na przestworzu,
To nad polem,na rozdrożu.
Ze zwierzyną przekamarzam,
Śpiewy ptasie wraz powtarzam.

Mam więc w sobie coś ze sztuki,
Bliżej piękna i nauki.
Dziś dziękuję za tę z dróg,
Którą kazał kroczyć Bóg.

Józef Bieniecki

jozef49
20-04-2010, 13:30
Kiedy stanąłem na skraju przepaści,
Z myślą burzową,z wszech stron rozognioną,
Los podpowiedział:masz że,masz że,naści,
Fortunę twoją,w niczym nieskończoną.

Będziesz poetą-i to bez gdybania.
Niechaj twa wena dzieła będzie morzem.
Tysiąc trudności wciąż do pokonania,
Raz tu na ziemi ,a drugi przestworzem.

Słowem krytyki wiecznie będą poić,
Garczek piołunu-powiedziałem lubię.
Wrogowie będą dwoić się i troić,
I myśl wątpliwa zawiśnie ci w czubie.

Na swoje hołdy poczekasz wiekami,
Nim cię odnajdą,podeptają trochę.
Gdy już w wieczności pożyjesz z duchami,
Tu ,wciąż na ziemi pozostaniesz prochem.

Nie nie jęknąłem,cóż to za fortuna,
Która cię tylko twórczą pasją dręczy.
Łach niepotrzebny z chorobom kołtuna,
Jęczy poezją-niemożnością jęczy.

Jeszcze za mało-nadzieja odrzekła,
Cóż byś chciał,wyskoczyć na kasę?
Wzięła w te pędy i precz gdzieś uciekła,
Nie chcesz poetą,pozostań fagasem.

Nie kęs ogromny ze złotego runa,
Bo gdy posiądziesz nad pieniądza rządzę,
Poznasz pojęcie co znaczy fortuna.
Sam ze swą kasą,ze swoim pieniądzem.

Józef Bieniecki

jozef49
20-04-2010, 13:32
Wśród wielu zdarzeń,na wieków skrzydłach,
W nich podróżują ludzkie mamidła.
Filozoficznym wzrosłe kamieniu,
W ciemności myśli ,w myśli promieniu.

Toczą się spory,z Bogiem ze światem,
I myśli zgubnej wkładają szatę.
Kładą tam łapska,gdzie Pan Bóg tworzył,
Tchnął w jego życie,piękno ułożył.

Na skrzydłach płyną historię chore,
Stoją przekleństwem,wieków potworem,
Myślą skrzydlatą jak czarne ptaki,
Prują porządek i mnożą wraki.

Z myślą się bije,z myślą skłócona,
Z indeksu rwana ,z Boga stworzona,
Uzurpatorską dzierżąc buławę,
Dla swej idei,nie dobra sprawę.

Myśl potarganą idea sprzęga,
Bożków bezdusznych tworzy potęga.
Trują umysły i kadry kują,
Kłócą ze światem-prawa dyktują.

W lawie zastygła,znowu kamieniem,
Jest nowej myśli piekła natchnieniem.
Sejsmiczną falą uderza w mroku,
Z siłą żywiołu,we mgle amoku.

Józef Bieniecki

jozef49
20-04-2010, 13:38
A ja byłem i ty byłaś,
Dzwoni w uszach słów twych echo.
Czemu żeś mi złorzeczyła,
Przywracając pamięć grzechom.

Kiedy wszystko dobrze było,
Bóg jedyny zechce wiedzieć.
Zgodnie wspólnie nam się żyło,
Każdy wiedział gdzie ma siedzieć.

W końcu spokój wzieło licho,
Do alkowy cicho wkradło.
Baraszkuje względnie cicho,
Obracając swe mieszadło.

Niezliczonych świadków -mrowie,
Swoje dwa grosze dokłada.
Mętlik w domu,mętlik w głowie,
Niepotrzebna moc sąsiada.

Wieść się niesie,słów nie miara,
Bo pospólstwo baja sobie.
Boga nie ma ,domu kara,
Bajka z bajką mnoży mrowie.

Pusta głowa ,mądra głowa,
Bez bajania w domu siedzi.
W łeb nie wali myśl sodowa,
Nie wie ,co mówią sąsiedzi.

Józef Bieniecki

jozef49
20-04-2010, 13:40
Och wietrze wiej ,od Dzikich Pól,
Z podolską pieśnią nieś.
Od synów twoich -dzielnych cór,
Prawdziwie smutną wieść.

Stepowym deszczem brudy spierz,
Zbrodniarzy-zdrajców grono.
Historię dawnym czasem mierz,
Potęgą nieskończoną.

Od Dzikich Pól,po Odry brzeg,
Niech Orzeł Biały płynie.
Potęgę niesie każdy wiek,
A polska nie zaginie.

Ześlij o Matko łaski grom,
By ogień w nas rozpalił
I w końcu wznieśli własny dom,
Który się nie zawali.

A sławę wieków powtórz znów,
By polskie ramię męża,
Wiedeń przypomni-zbrojny huf,
W obronie Twej -oręża.

Zwycięskim szlakiem prowadż nas,
W Przedmurzu- twej obronie.
Powróć zwycięstwa -chwały czas.
I wielkość Twą w Koronie.

Józef Bieniecki

jozef49
20-04-2010, 13:42
A wścipski wiatr,
Wywiał już z chat,
Wsze ciepło,i wcisnął ziąb.
Popędzi precz,
Jak wielką rzecz,,
Przez pola,w lasu głąb.

Po polach gnał,
Jak konie w cwał,
Wzniósł zamieć,śniegu pył.
Tańczył mazurka,
W podniebnych chmurkach,
W kominach domów ponuro wył.

Gdy się wytańczył,
Śnieg z pól wyniańczył,
Upadł bez tchu i zaległ cicho.
Krótko się zdrzemnął,
Znów z siłą wiewnął,
Skąd siły tyle ma wietrzne licho?

Józef Bieniecki

jozef49
20-04-2010, 13:44
Spod zmrużonych powiek pryska,
Myśl zbliżona,górom bliska.
Gdzie je pasmo gór otula,
Zamieć śnieżna i wichura.
Tam halnego spływa chór,
Dolinami spoza gór.

Śni się nocą, budzi rankiem,
Myślą czułą i kochankiem.
W sercu zawsze i pamięci,
Pała ciepłem,myślą nęci.
A gdy dłużej jej zabraknie,
Jako wody człowiek łaknie.

Zima piękne miny stroi,
Lato dwoi się i troi.
Choć się wiosna zimy trzyma,
Jesień z zimą zawsze zżyma.
Czarodziejski śliczny świat,
Pośród gór i dolin siadł.

Na błękitnym nieboskłonie,
Sterczą wierchy w mgieł koronie.
Zadumane,rozmodlone,,
Igły biją w nieba stronę.
Spokój ,cisza,wieczny czar,
Spływa na cię ze wszech miar.

Józef Bieniecki

jozef49
20-04-2010, 13:45
Czas ich kroki marszowe odmierzał,
Tam na szlakach bitewnych żołnierza.
Pieśń żołnierza jak listy miłosne,
Przywracały wspomnienia radosne.

Choć ich wielu z szeregów ubyło,
Dzień się każdy pieśniami kończyło.
Do rodzinnych pieleszy chyliły,
Matki, żony i dzieci tuliły.

Łzę niejedną otarto rękawem,
Za zwycięską i przegraną sprawę.
Zaciśnięto i zęby i pas,
Oczy zimne jak skała i głaz.

Dziś w ramionach chcę odpocząć brzozo,
Chylę czoło, wierzbo ,polskim łozom.
Kiedy będziesz w wezgłowiu wzrastała,
Pieśnie lasu wojenne szumiała.

Zanieś z wiatrem marzenia me w dal,
Ku Beskidom ,w skalisty świat hal.
Wpisz w modlitwę szumiących strumyczków,
Zawieś w niebie srebrzystych wiersycków.

Gdy halnemu przyjdą chęci grania,
Wspólnie z lasem do muzykowania,
Wspomnij w nutkach ,że ja z tobą był,
Pieśnią w boju,głodzie ,chłodzie żył.

Józef Bieniecki

jozef49
20-04-2010, 13:47
W żałosnym bim-bam,dzwonów śpiew,
Wiatr niesie,to przygasza.
Wraz z kołyszącym wiatrem drzew,
Zaduszny Dzień ogłasza.

Ornatów fiolet,świtu mrok,
Choć w wizji jest ponury.
Wieczności zrobił duży krok,
Mgły ubierają pióry.

W zakątki myśli liściem śle,
Brunatnym,złotym mieni.
By zniknąć chwilę w gęstej mgle,
W wygasłej już zieleni.

Czas umierania życia czas,
Łzawi się rosą ranka.
Granitem kryje szary głaz,
Gdy w życia zgasł przystankach.

I w końcu zgaśnie stary kadr,
Stanę na Drodze Mlecznej.
Chcę pozostawić jeden ślad,
Tu, ku pamięci wiecznej.

Tam gdzieś na niebie,pośród gwiazd,
Hymny pisywać Bogu.
Z góry spoglądać w oczy miast,
Na bramie-nieba progu.

Józef Bieniecki

jozef49
20-04-2010, 13:48
Biją dzwony pokutne,
Lud odmawia pacierze.
Za pomarłych, zabitych,
Za nieznanym żołnierzem.

Płyną święte zdrowaśki,
Łza się w oku kręci.
Prośby niosą gorące,
Aby byli święci.

Wiatr skrzydłami uderza,
Ptakiem w okna szalony.
Jakby chciały je wyrwać,
Z modlitewnej obrony.

Wyśpiewują pieśni,
Daj wieczne spocznienie,
Bóle,żale weż nasze,
Za wieczne zbawienie.

Ksiądz wychodzi z Mszą Świętą,
W żałobnym ornacie.
Gromnic ognie błyskają,
W świątecznej poświacie.

Józef Bieniecki

jozef49
20-04-2010, 13:50
Szare obłoki gnały w dal,
Siwy się zbliżał mrok.
Kwiaty malował w szybach mróz,
Na Koziorożca skok.

Ciszę wieczora mącił krzyk.
Tysięcy kawek ,wron,
Na nieba łacie bielił się ,
W drzewach osiadły szron.

W polach spoczywa biały skrzek,
W zaspach puszysty śnieg.
Na polnych ścieżkach,wiejskich dróg,
Po horyzontu brzeg.

Na skraju lasu śnieżnych pól,
Głośne krakanie wron.
Gęsta wieczoru kryje ćma,
Tłumiąc kościoła dzwon.

Niebo sypnęło puchem dnia,
Wiatry usnęły gdzieś.
A ściana śniegu polem szła,
Tam gdzie spoczywa wieś.

Przykryła również wroni skrzek,
I ciszą nocy szła.
Tam skrajem pola nocy brzeg,
Jak gęsta ranka mgła.

Józef Bieniecki

jozef49
21-04-2010, 15:24
Na horyzoncie cuda dnia,
Zdejmują cień opończy,
Marzenia z świtem łączy.
Słońca promieniem gra.

Na szarych polach mgielne tła,
Przegania wietrzyk rączy,
Widziadła nocy kończy.
W przesieki nocne gna.

Nadziei spływa jutrzni włos.
I chłodem ranka kąsa,
Siwe od szronu ostu wąsa.

Trąca ostrożny kos .
Wśród mgielnych panien pląsa.
Ptasząt zbudzony głos.

Józef Bieniecki

jozef49
21-04-2010, 15:26
Wy polskie wierzby, w marcowej szarudze,
Tam zasiedziałe na błękitnych drogach.
Mgłami podszyte,w zimowej kolczudze,
Wiosna wraz z zimą przeplatuje sroga.

Listkami pierwsza powraca tu wiosna,
I wypatruje dzwoneczków skowronka.
Tulisz w opończy zieleni radosna,
Tu każdy promyk,cieplejszy od słońca.

Na łozach twoich wyśpiewane trele,
Dziuplami wita wracające ptactwo.
By w słonka cieple ,urządzać wesele,
I dzieci tamtych ochraniasz bogactwo.

Czas opłakujesz korzystnej pogody,
Łzy nieba spijasz przeplatane deszczem.
Dusza przyjazna dla reszty przyrody,
Żyjąc w symbiozie ,zapłakana jeszcze.

Na polskich drogach,mazowieckim piasku,
Odwieczny dróżnik ,wypatrujesz z dala.
Póżnym wieczorem,czy o wczesnym brzasku.
I polskie niebo z ziemią w dole scalasz.

Smagają wichry i deszcze biczują,
A ty tam stoisz ,twarda ,nieugięta.
Duchy pokutne ,które pokutują,
Na drodze życia,dusza życiem święta.

Józef Bieniecki

jozef49
21-04-2010, 15:27
Odleciały już bociany,
Bańką pryska lata czar.
Pewnie porę nam podrzuci,
Zima mrożna ,biały dar.

Wiatr posprząta liści śmiecie,
By po polach wolno wyć.
Przez podmuchy i zamiecie,
Śnieżne zaspy ryć.

Nautyka i nawieje,
Na jałowce-sosny.
Będą białe czarodzieje,
W kożuchach do wiosny.

Zatrze zaspą drogi ślady,
I na polach miedze.
Zamaskuje dla sąsiadów,
O granicach wiedzę.

Pogna niebem,pogna ziemią,
Skrupułów nie ima.
Oby przestrzeń,oby wolność.
Śnieżna wokół zima.

Hulaj wietrze póki pary,
Masz w płucach na tyle.
Oby tylko nie huragan,
Stanowił o sile.

Józef Bieniecki

jozef49
21-04-2010, 15:29
Na podusi u wezgłowia,
Leży kotka salonowa.
Gdy po brzuszku ją podrapiesz,
Ona mruczy ,słodko chrapie.

Jak puszysta w częściach szmatka,
Stąd się zowie, Kotka-Łatka.
I do tego jest milusia,
Bo to Łatka i podusia.

Ogon gruby i puszysty,
Pyszczek w łatki,nosek czysty.
Tuż u pyszczka,u podbródka,
Łatka czarna,niczym bródka.

Bywa często taka chwila,
Że się łasi i przymila.
Przy tym miałkiem opowiada,
Że należy się biesiada.

Wypatruje godzinami,
Na ptaszęta-za oknami.
Ze zacięciem myśliwego,
Mając szczerą chęć na niego.

Raz gdy chciałem strzeć podłogę.
Wziąłem szmatkę raz za brodę,
Miałk ,pazurki kociej córki,
Nie chcę takiej już powtórki.

Józef Bieniecki

jozef49
21-04-2010, 15:31
Suche kwiaty w wazonie,
Zwiędłe na rabatach.
W piętnie śmierci pobladły,
Na krawędzi lata.

W kartach księgi zaschnięty,
Klonowy listeczek.
Święty wisi nad drzwiami,
Ze kwiatów wianeczek.

Z drzewa jesień spoziera,
Umarła oczami.
Ścieląc lata podusie,
Spadłymi liściami.

Legło na pieprz wyschnięte.
Drzewo opałowe.
Położyło na pieńku,
Dla przeżycia głowę.

Koło pieca starzyki,
Czekają na chwilę.
Jak na ścięcie dwie róże.
Pytanie za ile?

Józef Bieniecki

jozef49
21-04-2010, 15:33
Za kominem świerszcz wygrywa,
Smutną pieśń o lecie.
A przy piecku ,babcia wnukom,
Stare baje plecie.

Kotek Tofik na przypiecku,
Mróży ślepka bure.
Mając czasem je łagodne,
Czasem burzy chmurę.

Myszy widząc go spod stoła,
Bezczelnie hulają.
Mając drogę na uwadze,
Wprost go olewają.

Babcia z mamą targa pierze ,
Bez ustanku baja.
Dziadek drzemie koło pieca,
W ustach zwisa faja.

We fajerkach ogień mruga,
Połyskuje żwawo.
Strojąc figle na suficie,
Mozaiką krwawą.

Mróz na oknach wyrysował,
Z bajek babci cuda.
I z księżycem maszeruje,
Po zimowych grudach.

Józef Bieniecki.

jozef49
21-04-2010, 15:34
Spod Oleandrów wywiał wiatr,
Halnego wpisał nutki.
I wolność wydął z poza krat,
Hejnałem sygnał krótki.

Powiew pobudki płynie w świat,
Ten poniósł Orzeł Biały.
A niósł na skrzydłach Boży wiatr,
Ucięmiężonej chwały.

Mury więzienne,kajdan stal,
Prysneły od naporu.
Ojczyznę wrócił,tęskny żal,
I Boga i Honoru.

I szła żołnierska z nimi pieśń,
Wolności niosąc treści.
Pielęgnowała flagi cześć,
Historii wzniosłe wieści.

I tamtych dni mi ino żal,
Tych spontanicznych zrywów.
Szerokim wzrokiem patrząc w dal,
Serdecznych słów podziwu.

Każda epoka piętno ma,
Zaprzańców -sprzedawczyków.
Nam niechaj tamta nuta gra,
Na miarę Hubalczyków.

Józef Bieniecki

jozef49
21-04-2010, 15:36
Kadrowa szła,legionów śpiew,
Na polskich słychać drogach.
Pokłon zbierali polskich drzew,
Wolności dar od Boga.

I śmiał się w głos ,z nich kusy los,
Bo każdy dziury łata.
A z brakiem żołdu,pusty trzos,
Niewolę zamkli w kratach.

I wolny szedł w powiewie flag,
Stawał gdzie było trzeba.
A wroga gonił tępy strach,
Dla nieba i dla chleba.

Noce niewoli prysły precz,
Wypełnił czas do końca.
I Najjaśniejsza wzeszła Rzecz,
Jak jutrznią promień słońca.

Uświęć nas Boże,to Twój dar,
Na skrzydłach Orła wzlata.
Wdzięczność nosimy ze wszech miar,
Za zdjęte sztangi w kratach.

Niech krew przelaną, więżni ból,
Poruszy świat koślawy.
Nieba wolności Wieczny Król,
Wolność w nas Błogosławi.

Józef Bieniecki

jozef49
21-04-2010, 15:38
Z daleka słychać równy krok,
Dziarskie,wesołe głosy.
A szczęście łzami poci wzrok,
Jak tejże jutrzni rosy.

Nie przyjdzie im w wolności żyć,
Bo z czasem Boga brakło.
Piekło zerwało wolną nić,
Tego od wieków łakło.

W zła matecznikach,piekła głos,
Dyktuje swoje prawa.
I dla wolności stawia stos,
Ideą wykoślawia.

Wstecznictwem hydry toczy rak,
Przeżarty zabobonem.
I święte stawia nam na wspak,
Z natury odchylone.

W bagnie niewoli, zdrajców tłok,
Łokciami się rozpycha.
Ci odwracają tępy wzrok,
Od Krzyża i kielicha.

W objęciu gierek i kupczenia,
Nagiej już krzywdy bryła.
Dziś niejednego już watażkę ,
We trybach przemieliła.

Józef Bieniecki

jozef49
21-04-2010, 15:41
Wśród pól złotych pszenicą,droga długa kręta,
W kilku miejscach tym samym strumykiem przecięta.
Jak powój pnący wiła,by zniknąć w wąwozie,
By w dolince wypłynąć,przy sierocej brzozie.
Łany złote szumiały,przesiąknięte chlebem,
Darem Bożym spływając pod błękitnym niebem,
Po horyzont ciągnęła.Granatową kępą,
Drzewa z dala kudłate okolice sępią.

Pośród dwoje olbrzymów, poszarpane burzą,
Nie zdradziły od wieku,osłaniając służą.
Rosłe silne topole,wciąż żywo szumiące,
W czasie wiatrów zimowych smutno zawodzące.
One świadki przysięgłe,Powstań Narodowych,
I okrucieństw ,bandyctwa dwóch wojen światowych.
Wąska droga ginęła pomiędzy ich pniami ,
Jako słupy strzelały,otwarte bramami.

Rosły graby żylaste,kiedyś obcinane,
Dzisiaj żywopłotem utworzyły ścianę.
Poplątawszy konary oparły o bramę,
Gęstą nie do przebycia,podszytą krzewami,
Tarniny niskopiennej,iglastej cierniami.

Wszystko to masywne,ogromne i większe,
Przeto się zdawało nad inne piękniejsze.
Lata wpisane czasem, było można czytać,
I pomniki przyrody o historię pytać.

Stara z drewna kapliczka ,zębem czasu rwana,
Zawsze ozdobiona,latami zadbana.
W niej figurka z Dzieciątkiem,kryła Matkę Boską,
Piękną Panią Miłości,tak prawdziwie polską.

Okół który ogradzał ze grabowej ściany,
Był porosły bluszczem,pnączem pozwieszanym,
Tworząc wielką altanę,przez nią droga biegła,
Do parkowej ścieżyny w części równoległa.
Mrok zielony panował,chłód,świeżością tchnący,
Wiosną,latem ,jesienią,zielenią pachnący.
Niespotykana cisza ,potarga go wrzesień,
Z ptactwem się żegnający,oczekuje jesień.

Dalej gazon okrągły,jak talerz wypukły,
Głębiej tui orszak,stał szeregiem smukłym.
Grządki od strony ścieżki zrobione w gazonie,
Dały kwiatom początek jak w wielkim wazonie.
Rosła gęsto maciejka,nasturcje ,gożdziki,
Nie te jednak z kwiaciarni ,lecz kępkami dziki.
Nad nimi baldach rój białych motyli,
To siadał ,to unosił,w podmuchu się chylił.

Ruda trawa zmierzwiona,kładła w ziemię kłosy,
Jak niedbale czesane,poszarpane włosy.
Pośrodku wielka tuja pokrywała płaszczem,
Środek gazonu kryjąc ,niewidoczną paszczę..

Dwór stał poza gazonem,tuż za ścianą malwy,
Kolorze narodowym ,biała -czerwień barwy.
Fronton długi,przykucły,zapadnięty w ziemię,
Dawał z razu odczucie ,że od wieków drzemie.
Oprócz dużych kominów,wszystko małe było,
Jedno wcale nie widać,a reszty nie kryło.
Chociaż nie budowano ze wskazaną modą,
Nic mu ująć nie można,tchnął wieku urodą,
Kryty czasu patyną oraz dostojeństwa,
Wracał czasem młodości,panków i panieństwa.
Otoczony swoistą historią poezji,
Sztuki,piękna,,tradycji,wiary i finezji.
Których duch się unosił,nad parkiem i domem,
I porażał przyjezdnych swym piękna ogromem.

Józef Bieniecki

jozef49
22-04-2010, 13:29
Do piersi Twojej ,Matki,
Tulą się z ufnością dziadki.
Jako słowa brzmią w litanii,
Bądż nam Matką, Śliczna Pani.

Od Tatr pięknych ,po Wybrzeże,
Każdy Polak kocha szczerze.
I dziękuje albo prosi,
Swej miłości niosąc grosik.

Tyś szczególnie czułą Matką,
Gdy się chmur nazbiera stadko.
Kryjesz płaszczem swej opieki,
Dbasz o wszystkie polskie strzechy.

Matko Boska Częstochowska,
I Kozielska,Ostrobramska.
Ta, co niesie Cud Miłości,
Bądż w nadziei i radości.

I po górach i dolinach,
Niech się z Tobą dzień zaczyna.
Dniem, zmęczone koi oczy,
We śnie z Tobą się jednoczy.

Ufni Twej Matki możności,
Bądż przy zgonie w szczególności.
Tym, co bezdrożami kroczą,
Użycz światła grzesznym oczom.

Józef Bieniecki

jozef49
22-04-2010, 13:30
Piosenko,piosenko,
Barwna i wierszowa.
Ty wojny panienko,
Umrzeć w nas gotowa.

Kule ci nie straszne,
Gdy śmierć patrzy w oczy.
W czas na barykadach,
Po bezdrożach kroczysz.

W marzeniach i smutkach,
Wzdychasz do pieleszy.
Każda pieśni nutka,
Tęsknotami cieszy.

Pozdrów żonę,dzieci,
Mamie dziękczynienie.
Niech w nutkach poleci,
Wojenki pragnienie.

Wiele smutku ,trudów,
Śmierci i boleści.
Ducha jednak podnoś,
We bojowej treści.

Bądż wojny piastunką,
Brak nam tu pieszczoty.
Dodasz animuszu,
Do wojny ochoty.

Józef Bieniecki

jozef49
22-04-2010, 13:33
Na frywolnych twoich nutkach,
W skrzydłach pięciolinii.
Treść rozkazu,zwięzła-krótka,
Cuda w sercach czyni.

Chęć do walki-duch bojowy,
Porwał bataliony.
Choć zapłaczą po nich wdowy,
Został rogromiony.

Łopotając na sztandarach,
Myśli w sercu czytasz.
Gdy na ustach z tobą wiara,
O nic się nie pytasz.

Tylko wiater nas dogania,
Często w twarze wieje.
Byle było coś do prania,
Coś się w końcu dzieje.

Wojsko z dziada i pradziada,
Z rycerstwa wyrosło.
Jak historia opowiada,
Rzemiosło przerosło.

Choć brak broni,amunicji,
Jest ci walki wola.
Braki,- w naszej już tradycji,
Zrobią z parasola.

"Z drzwi stodoły"w niebo fruną,
Nie udając ptaka.
I na wroga gromem runą,
Bo potrzeba taka.

Józef Bieniecki

jozef49
22-04-2010, 13:34
W nieboskłonie turkusowym,
Szmaragdowe brzozy -liście.
W nocnym niebie atłasowym,
Połyskują tam srebrzyście.

Nim się łzami brzask rozpłacze,
I osuszy słońca świtem,
Zapłakane ,szmaragdowe,
Między ziemią , a zenitem.

Zadrży śpiewem rannym ptaka,
I pozłoci się promieniem.
I podąży w nieba szlakach,
Za porannym wiatru tchnieniem.

Uśpi senny wiatr południa,
W rozpalonym skurczy słońcu.
Bezgraniczna nieba studnia,
Liść utopi,w jej gorącu.

Będzie tulić ramionami,
Nocą i dniem, od niechcenia.
W czasie wiatru jak skrzydłami,
Frunie w niebo-do widzenia.

Buja się z obłokiem w niebie,
Albo płynie jak chmur statki,
Lub utuli się w potrzebie,
Z żywicielką-ziemi matki.

Józef Bieniecki

jozef49
22-04-2010, 13:36
W mojej Ojczyżnie zabrakło słowa,
Pustka i głód.
A to co mówią ,to pustomowa,
Daremny trud.

Chociaż nadzieja wstała pogodna,
Dziś mżonką -snem.
Narodem rządzi myśli wyrodna,
Deszczowym dniem.

Po rozhukany kres oceanu,
Łupina mknie,
W świecie utopii,kłamstwa,tyranów,
Jak w chorym śnie.

Nie trud daremny,lecz trudów siła,
Wiara i chęć.
W wyborach własnych się poniżyła,
Nie chcieli mieć.

Gdy chorą władzę chory zastąpi,
Bratanek -syn.
W przyszłość należy jedynie wątpić,
Giń Polsko,giń!

A z chorej matki i chore dzieci,
Rodzinny grób.
Póki Duch Światła nas nie oświeci,
Na dziś to trup.

Józef Bieniecki

jozef49
22-04-2010, 13:38
Rozstanie odbiera mi duszę,
Pożegnań poniewiera los.
Co kocham porzucić muszę,
Zadając sercu bólu cios.

Tęsknoty jak kolce cierniowe,
Skutecznie zadawają ból.
I rodzą reakcje niezdrowe,
Stawiają uczucia pod mur.

Gdy wracam z daleka pamięcią,
Na zawsze przy mnie rozstań cień.
Czy kiedyś się czasy uświęcą,
Powróci stabilności dzień ?

Do dzisiaj rozstania jednoczą,
By kolić i zadawać ból.
Ty losie pozwól wyschnąć oczom,
Nie stawiaj oschłości nam mur.

Z dalekiej podróży gdy wrócę,
Podróżną torbę rzucę precz.
Nie licząc się z żadną jałmużną,
By koniec -na ostatku rzec.

Józef Bieniecki

jozef49
22-04-2010, 13:39
Z humorkiem na szczęce,
Choć żałoba w koło trwa.
Daj spokój piosence,
Zaśnij w ustach piosnko ma.

Słów boskie skaranie,
Jak litania długi grzech.
Oddech,przeklinanie,
Z rzeczy świętych pusty śmiech.

Pustka w sercu,wzdłuż i w szerz,
Uczuć wyższych nie wyzwoli.
Chcesz czy nie chcesz, nie wierz,wierz,
Taki tylko się warcholi.

Smutna prawda,smutne kłamstwa,
Wodzi większość już za nos.
Miast kultury,drętwe chamstwa,
Puste wnętrze ,pusty trzos.

Usta pełne zakłamania,
Diabeł by odczuwał wstyd.
Choć ma duszę do sprzedania ,
Diabeł myśli -wstyd nie wid.

Zbałamucił nawet muchę,
Która u sąsiada ssie.
Gdy popije miewa skruchę.
W zależności -jedną ,dwie.

Józef Bieniecki

jozef49
22-04-2010, 13:41
Niech od bagien ,tam Poleskich,
I stepów Podola.
Poetycką myślą wieszczy,
Słowem Wernyhora.

A myśl każda nam przyświeca,
Wrogom nie dowierza.
Bo Słowacki w przepowiedni,
Wybrał nam Papieża.

Słowo ,słowem,myśl jak ptaki,
Nie związane niczem.
Szuka często odpowiedzi,
Przed Boga Obliczem.

W wyobrażni lotnej myśli,
Bóg się dzieli zdaniem.
I rozdaje tam Prorokom,
Swoje przykazanie.

Myśli Duchem uskrzydlonej,
Długo każe czekać.
Aby w ludziach je dopełnić,
Nie rzadko po wiekach.

Józef Bieniecki

jozef49
22-04-2010, 13:43
Ile cudów na jednym ramieniu,
Krzyż zakwitły na stworzeniu świata.
Ile odczuć we każdym stworzeniu,
Myśli ile,na cierpieniu wzlata.

Uwieńczony koroną cierniową,
Wysmagany nienawistnym biczem.
Testamentu wniósł nadzieję nową,
A odchodząc nie zostawił, z niczem.

Świstu słychać nienawistne razy,
I pod krzyżem zadawane ciosy.
Ofiar ile i tyle ołtarzy,
Ile krzyży ludzkich ,ich że losy.

Nim ogarną mnie hiobowe wieści,
A świat stanie na granicy cudu.
Serca matek zbodzie miecz boleści,
To ty staniesz wyzwoleniem ludów.

Zawierzona miłość i nadzieja,
Opasana koroną boleści.
Niechaj słowem ,słowem kaznodzieja,
Będzie prawdą przekazanej treści.

Pod krzyż idę z boleści kropelką,
Uczestniczę, dziś w Twoim Ołtarzu.
Ja uznaję boleść Twoją wielką,
By choć w cząstce być w tamtym
Łazarzu.

Józef Bieniecki

jozef49
22-04-2010, 13:44
Więc schodzę w dół,I patrzę w spak.
Po krętych długich schodach,
Chwilę patrzyłem jako ptak,
Po domach i ogrodach.

Tam zawieszony w górze drżał,
Od wiatru ,strachem zdjęty.
Z dala od ziemskich,nieba bram,
Samotny i przejęty.

I ciało drżało,drżała myśl,
W przestrzeni wietrznej ptaka.
I czułem się jak drzewa liść,
Wiatr gdy gna precz biedaka.

Rzucony losem,w ziemi pył,
Pomyśleć by się zdało,
Jakim ja kiedyś ważny był,
A czym jest dzisiaj ciało.

I ducha mego twórcza myśl,
Z wiatrami się przeplata.
I dzięki Bogu,jutro,dziś,
Ku niebu ptakiem wzlata.

Dzięki za wielki duszy dar,
Że niczym nie zniszczalna.
I według ludzkich, chęci ,miar
Człowiekiem jest widzialna.

Józef Bieniecki

jozef49
23-04-2010, 11:14
U potoka, w pięknym gaju,
Stadkiem ptaszki się zbierają.
Dałbym pewnie głowę za nie,
Że śpiewają swą litanię.

A modlą się bardzo słodko,
Bo jest życia ich Stokrotką.
Łąk i pól,w lesie ,ugorze,
Słonkiem zawsze jako zorze.

Antyfonę już śpiewają,
Strumyk z wiatrem smyczkiem
grają
A podniosła atmosfera,
Do serduszek im zaziera.

Pierwsze skrzypki- słowik
z kosem,
Oczarują świat patosem.
Pozostałe razem wszystkie,
Czynią gaik przytuliskiem.

Jak kapliczka gaik bywa,
Każdy modlitwę zaśpiewa.
Gdy czuję taką potrzebę,
Może chwilę pobyć w Niebie.

Jest otwarta cały dzionek,
Wisi często nad skowronek.
Tak, że bywa jego celem,
By zaśpiewać Jej w kościele.

Józef Bieniecki

jozef49
23-04-2010, 11:16
Wiatr w włosach zakręcił,
Pokręciwszy loki.
Potargał lasu szatę,
Na halach Rozstoki.

Spada często tu halnym,
Lubi pozbójować.
Aby grożną wojaczką,
W ludziach pokutować.

Grożne chwile wycia,
Harce jego dzikie.
Szkód zawsze narobi,
Jak ogień płomykiem.

Na Roztoki hale,
Spada naraz nagle.
Zostawia obwiesiów,
Porządek po diable.

Nagle spad-,przepada,
Jakby go nie było.
Ponownie uderza,
Z niewyżytą siłą.

Wiej sobie maleńki,
My siły świadomi.
Dzisiaj potrafimy,
Od ciebie obronić.

Józef Bieniecki

jozef49
23-04-2010, 11:21
Ogrody dworskie, w możności i zbytku,
Dzieliły się trojako, w obrębie pożytku.
Ogród spacerowy,część dzisiaj parkowa,
Ogród owocowy,dziś zwana sadowa.
Botaniczny ogród,wiarydarzem zwany,
Był kwietnym ogrodem-wypielęgnowany.
Pani ręka,wizytówka,walor estetyczny,
Kwitem zdobny wszelakim,jak jej wnętrze ,śliczny.

Stąd też tyle zachodu.Rzadko się zdarzało,
Aby dworskie obejście trzy ogrody miało,
Łączono więc w jeden,zwany widydarzem,
Który był wszystkim, i dworu ołtarzem,
Zieloną był spiżarnią,łączy i świat z dworem,
Ostoją wypoczynku,ozdoba i punktu honorem.

Tu w ogrodzie warzywnym,dzielono na grządki,
Prędzej niż li gdzie indziej robiono porządki,
Pod uprawy sposobiąc, gdy słonko radosne,
W pierwszych ciepłych promieniach obwieszczało wiosnę.
Sucha ziemia w kolorze szarofioletowych,
Tłem była dla liści,zielonych nawet i brązowych,
Kwiatów wielobarwnych,pełzających cieni,
Otwartych powiek nieba,barwą błękitnymi,
Świat bogatszy o wiele,o te przebarwienia,
Mówił duszy językiem, już nawet w pół cieniach,
I nocą księżycową gdy językiem srebrnym,
Muskał liście i ziemię, swym pięknem wylewnym.
Pomijam dzień i słońce, gdzie bez tęczy tęczą,
W wszystkich barwach,odcieniach.finezyjnie wdzięczą.
Taką Bóg to przyrodę podarował ziemi,
Z jej wszechstronną urodą,skarbami wszystkimi.
Obok rosną buraki z wywiniętym liściem,
Kolorystykę głosząc,potrząsając kiściem,
Pełnych nasion buraczanych.Jak dywan bogaty,
Misternie nić spleciona, kolorowej szaty,
Zieleni z czerwienią,na tle liści chrzanu,
Często gęsto ściśnione jak narośl burzanu.
Z którym żyją w symbiozie,z sobą życie wikła,
Dając w grzędzie początek i rodzi się ćwikła,
W słońcu iskier skąpane, w zacisznym nastroju,
Swą ostoja fantazji,finezji , spokoju.

W nieznanej przyjemności gdy oko zawiesisz,
Forma kształt różnorodnych zmysłem oka cieszysz,
Tu fasola na tyczki pnie się po drabinie,
Wężem łodyg wypływa,to za tyczką ginie,
Tam bób rośnie strączkowy,strąg kryty futerkiem,
Maskuje emalią, znów słońca sreberkiem.
Selery zgodnie z marchwią,cebulą z sałatą,
Z dala można się przyjrzeć, ziemniaczanym kwiatom,
Które z znanych powodów rastają z osobna,
Gdyż zgodność z warzywami raczej niepodobna.
Kwiat biały,fioletowy na zielonym łanie,
Pomrugują do siebie, jak znajome panie,

Pną się jedne rośliny, a drugie pełzają
Jeszcze inne w symbiozie siebie podpierają .
Jedne wiotkie,wysmukłe,są krępe i mocne,
Te co rosną latami i te jednoroczne.

Dalej zagon kapusty,ma inna urodę,
Przypomina powiewem pomarszczoną wodę ,
Lub stalowy aksamit.Zaś liście żylaste,
Dłonią ręki podobne ,żyłami palczaste,

Zagon wielki ogórków, z liśćmi w pięknym wzorze,
Pewnie plamy by nie zniósł na swoim honorze,
Gdyby owoc nie ukrył, na tyle skutecznie,
By choć jeden owocnik wychować bezpiecznie.
Maskowane dokładnie ,aż do końca lata,
Na jesieni opasłe ,posturą pękate,
Żółkną, a nawet kolor ich pomarańczowy
Jeden wielki magazyn ,czeka nasionowy.

Gdy na ogród spojrzysz ,nieco z podwyższenia,
Słonko w nim rozpala, ogniki płomienia,
Złote i purpurowe, chowa za drzewa koronę,
Koloryt swój odmienia,cieniem pomarszczone,
Słoneczniki bardziej lśnią niż li czyste złoto,
Jakby czasem południa, nabrzmiało spiekotą
Liście roślin błyskają,dojrzałe makówki,
Drgają w słońcu przemiennie koronek końcówki,
Srebrzą się i połyskują ,kapuściane główki,
Tu i ówdzie dojrzewa już koper brązowy,
Siany dziko po grządkach,latem kolorowy.
W dole żaru płomieniem rozpalona łąka,
W której trzmiel albo motyl ostatni się błąka
Rdzawe kwiaty szczawiu,słońcem podświetlane,
W liczbie rośnie ogromnej,rudo podpalone,
Powietrze rozpalone faluje przemiennie,
Oddechem kadząc,odwiecznie ,niezmiennie,
Mieszając się z zapachem kopru i konopi.

W wirydarzach szlacheckich ,oprócz warzyw wszelkich
Cudzoziemskie sadzono od małych do wielkich
Krzewy,drzewa ozdobne,od mody zależne,
Szlachetne,wyszukane i kwiatem orężne.

Róża dzika,dobrana i zioła apteczne,
Wonne ziały zapachy dla zdrowia konieczne,
Dzięgielu,biedrzeńcu,kadzidle,ślazach kopytniku,
I wiele pospolitych,koło w warzywniku.
Wysiewane na zapas z wskazaniem znachora,
Zapachem odurzając każdego wieczora,

Oprócz róż ulubionych,tych ogni szkarłatnych,
Gwiazd ogrodowych,królewskich,bławatnych,
Bywały rozmaite także kwiaty pańskie,
Narcyzy,hiacynty i lilie albańskie,
Dwór oplatywały drzewa,właściciel majątku,
Sadził lipy,jawory,topole,dęby bez wyjątku.

Józef Bieniecki

jozef49
23-04-2010, 11:24
Na parkowych ścieżynach,
Liście złote, pokotem,
W kobiercowych trawnikach,
Słońce ciska złotem.

Karty liścia przekłada,
Jak z książek marzenia.
Nowe wzory układa,
Niby od niechcenia.

Buja liściem w obłokach,
Tamte maże w błocie.
Okiełzały kałużę,
Oblepiając krociem.

Liść się tarza złoty,
Snuje z babim latem.
Jeszcze miga w drzewach,
Połyska szkarłatem.

Ranny wietrzyk go porwał,
Uniósł w rzek zakole.
Inny usnął na miedzy,
W ozimin padole.

Mieni złotem ,szkarłatem,
Zielenią wiosenną,
Polski piękną jesienią,
I Polską niezmienną.

Józef Bieniecki

jozef49
23-04-2010, 11:26
Patrzyłem w oczy ,byłaś mą boginią,
A zły los tylko mógł mnie bałamucić.
Mówić za mało, żeś moją dziewczyną,
Każdym rozstaniem zbyt mało się smucić.

I szedł czas z tobą i życie me szare,
Jak promyk słońca byłaś mą jutrzenką.
Każdy następny dzień dopełniał czarę,
Boś mym marzeniem,miłości panienką.

I kwiaty świata chciałem u stóp złożyć,
Tkać mego życia szczęśliwe nadzieje.
Jednym westchnieniem serce twe otworzyć,
W każdej nadziei być twym czarodziejem.

Życie pisało swoją cichą prozę,
I choć nić trudów wysłupłało smutną,
Tak mimo wszystko,byłaś mym ukazem,
A może karą i śmierci okrutną.

Niech Bóg nie karze,bo już zapomniałem,
I choć wspomnienia powracają skutkiem.
Na nic pamięcie iż ciebie kochałem,
Życie jest w sobie i tak bardzo krótkie.

Czasem przemija miłość i rozpacze,
Jak statki nieba odływają w dale.
Dlatego dobrze ,że nie widzę wcale,
Serce me smutne ,że więcej nie płacze.

Józef Bieniecki

jozef49
23-04-2010, 11:28
Spoglądało wczesną wiosną,
Złote słońce, ponad ziemię.
Promieniami chciało wzbudzić,
Wszystko co w niej drzemie.

Obudziło już nadzieję ,
U stokrotek białych.
U złocistych też podbiałów,
Które smacznie spały.

Chce się łzami wiosny wzruszyć,
W wieczne zapłakanie.
Ludzkie serca, chce poruszyć,
W Syna Zmartwychwstanie.

U bram zimy zawsze duma,
Jak to wiosną będzie.
W końcu pęknie ludzka duma,
Z nadziei orędziem.

Po opłotkach wiejskich błądzi,
W serca ludzkie pada.
O nadziei swojej sądzi,
Tak trzeba -wypada.

Połączyło więc nadzieję,
Z pięknem niewiniątek.
I jednako wszystkim grzeje,
Choć wiosny początek.

Józef Bieniecki

jozef49
23-04-2010, 11:29
Panienko- wojenko,czemuś krwawa pani,
Za często chłopaków młode serca ranisz.
Przebierasz w szeregach,jak niby lada co,
Oni za sukienkę młodym życiem płacą.

Idziesz po opłotkach,snujesz po bezdrożach,
Zwiewna nie dościgła młoda dziewka hoża.
Mało kto nadąża,ty trzymasz za rękę,
I spoglądasz w oczy śmierci smutnym wdziękiem.

Dajże młodym spokój,krew w żyłach nie woda.
W niepamięć odchodzi powierzchowność młoda.
Zakop,że topory,,miecze i przyłbice,
A podwiń rękawy,zakasaj spódnicę.

Usiądż koło pieca,jak robota zmorzy,
Odpocznij po drodze we długiej podróży.
Więcej miotła daje i gary na piecu,
Krzątanie po domu, chłopaków podnieca.

Pójdą więc za tobą,poświecą oczami,
Bywaj ,że poezją pomiędzy wierszami.
Z każdej opcji wykrzesz dla siebie trzy grosze,
Za nim cię wojenko o rękę poproszę.

Józef Bieniecki

jozef49
23-04-2010, 11:30
Imię twoje z szelestem listowia,
Wywołuje uczucia wrażliwe.
Kiedy leżąc u mego wezgłowia.
Szeptasz z wiatrem dykteryjki tkliwe.

Wdzięcznym dzwonkiem z skowronkiem
się błąka,
Miesza razem z potoka szemraniem.
Tam pod lasem ,mocarzowa łąka,
Powróciła z boćkowym klekaniem.

Błądzi łąką w ciepło popołudnia,
Z chorałami cykadów się trąca.
Aniołami w motylach przecudna,
Nad kobiercem kwiatów falująca.

W tataraku szepta czułe słowa,
I wieczornym rechem żabek niesie.
A brzezina , od słońca pąsowa,
Hen powtarza po sosnowym lesie.

I w miłosnych wyznaniach słowika,
Gdy się chwali przy pełni księżyca.
Kiedy lasu przycicha muzyka,
Wiernych wspomnień imienia kotwica.

W księżycowe wpletwszy warkocze,
W srebrzystych wypłynowszy falach.
Pieśń imienia, na sercu łaskocze,
Na gitarach podpływając z dala.

Twoje imię jest moim westchnieniem,
Sennym pięknem wychyla się z nocy.
Każdym brzaskiem ,ust moich promieniem,
Z namiętnością zapatrzone oczy.

Józef Bieniecki

jozef49
23-04-2010, 11:31
Po pięknym lecie tęskny żal,
Jesiennie chlipie łzami.
I myślą często biegnie w dal,
Letnimi wieczorami.


Od sielankowych pól i łąk,
Brzęczenie- ptaków gwar.
Czerwono -złoty nieba krąg,
I błogi świata czar.

Spisany wierszem czasu dzień,
Na tarczy księżycowej.
Samotny w drodze drzewa cień,
W poświacie brylantowej.

Łagodna szarość,blady dzień,
Burzy tamtejszy czas.
Na polu ,w lesie,brudu cień,
Niemową milczy las.

Wisi w powietrzu tęskny żal,
Chlipie jesieni deszczem.
Skręconych z drzewa, z bólu mar,
Na śmierć czekają jeszcze.

Józef Bieniecki

jozef49
23-04-2010, 11:33
Już się i księżyc na niebie nasrożył,
Ciemnością nocy cały świat zamroził,
W chwilę powagi uderzając strunę,
Będąc prorokiem i czasu zwiastunem.
Ziemia przygasła w upiornej ciemności,
Piekło odsłania swe żądze,podłości,
Działając w Synu,za cały lud zgniły,
Przemocą słowa i czynu i siły.
Zjawy wszelakie,piekielne potwory,
Bestie okrutne,nienawistne zmory,
Razy zadają,by na drodze Krzyża,
Grzech wielokrotnie Jezusa poniżał.
Gdy w końcu księżyc stanął w nieboskłonie,
Perły gór sine przygasły w koronie,
Na znak żałoby,jakby w poły zgięte,
Z czołem pochmurnym milczały,wyklęte....

Józef Bieniecki

jozef49
23-04-2010, 11:38
A na ziemi mej pięknej,
Kiedy ranek wstaje,
Uklękają wierzący,
Wielbiąc Ciebie majem.

Zórz witają jutrzenkę,
Skłonią się z przyrodą.
Wychwalając Panienkę,
Zachwycą urodą.

W Przenajświętszej Ofierze,
Pokłonią się Bogu.
Rozmawiając z Nim w wierze,
W Nieba samym progu.

Podziękują Panience,
Za dar Zwiastowania.
Upraszając przez ręce,
Pokój spoczywania.

W Różańcowej Koronce,
Życia niepokoje.
Złożą ranne swe serce,
Radości i znoje.

Miłosierdziu Bożemu,
Kornie się pokłonią.
I od wiecznej zapaści,
Dusze swe osłonią.

Na modlitwie wieczornej,
Modlą się słów kilka,
Aby z ciszy pozornej,
Wybronić od wilka.

Józef Bieniecki

jozef49
24-04-2010, 18:13
Na astralnym zegarze słonko wstało czasem,
Krople rosy złociło,szmaragdy igliwia,
Życia światłem częstując,skąpane nad lasem,
W mgieł targanych warkoczy, spoczęła leniwa.

Noc ciemnością swawolna wyciszyła strachy,
Wystających korzeni,dziupli trupie oka.
Pniaki cisów skręcone, spokorniały gachy,
Kucające jałowce,wyłuskały z mroka.


Potok, który noc przeżył, mrucząc coś pod nosem,
We dnia półśnie gaworzy, wśród koloni kalin.
Cichnie pełen podziwu,z lasu śpiewne głosy,
Czasem wietrzyk przygoni z przepastnych oddali.

Nocka zgasła na długo,w gęstwie ciemnym mroku,
Dębów ciche westchnienie, uskarża to stęka.
Na zdrowia poprawy już nie ma widoków.
Pod naporem wiatru, tu niejedna klęka

Rzeżkość ranka zbudziła już gromady ptaków,
Złotym pisząc promieniem ,wiolinowe nutki.
Chmurką popłynęła, do nabrzeżnych krzaków,
W chwilę potem wygrają hymn rannej pobudki.

W jutrzni Boga uświęcą, w Maryjnej litanii ,
Ptasią złożą modlitwę,swe wdzięczne hosanna,
Cały dzień wychwalają,wyśpiewują dla Niej,
Bo ich gwiazdą przewodnią jest Najświętsza Panna.

Józef Bieniecki

jozef49
24-04-2010, 18:15
Na złamanie karku pędzi,
W przepaście się rzucił.
Tam wyciszył na głębinie,
W niej kozła wywrócił.

Wężem sunie wyciszony,
Syczy na przesmyku.
Znów oporem rozsierdzony,
Zmierzwionych patyków.

Niżej siadł na pniu okrakiem,
Czuje jak na koniu.
A, że jeżdzcem byle jakim,
Zkiełz z grzbietu w ustroniu.

Pluska się o pnie w korycie,
Lub chowa pod jazem.
Opala się często w słonku,
Pogaworzy z głazem.

Po dolinie sennie snuje,
Łakomy widoków.
Już się w rzece górskiej pławi,
Gdzie wiele potoków.

Wziął początek w słodkiej wodzie,
We słonej zakończy.
W smaku choć jak niebo ,ziemia,
Wiele jednak łączy.

Józef Bieniecki

jozef49
24-04-2010, 18:17
Kotek psotek ma ochotę,
Pobyć dzisiaj psem nie kotem.
Przekamarza się we figlach,
Pewnie w końcu się doigra.

Rex jak szczeniak poszedł na to,
Wypinając pierś kudłatą.
Szczerzy zęby pokojowo,
Łapę trzyma tuż nad głową.

Kłapnął pyskiem,Funiek łapa,
Myśli ogon,to atrapa.
W lewo w prawo,wężem gnie się,
Wietrzy wyższość w interesie.

Kłapnął Reksio w kłąb futerka,
Funiek gniewny, w stronę zerka.
Pazur-nosek, był w robocie
W tą z powrotem,,już po kocie.

Blisko było, ten do bramy,
Rex ujada sflustrowany.
Kota nie ma,ból pozostał,
W przebiegłości mu nie sprostał.

Ból świdruje,do roboty.
Wezmę za was ja się koty.
Jak Fuńkowi nie dam radę,
Skutecznie zajmę sąsiadem.

Józef Bieniecki

jozef49
24-04-2010, 18:20
W owym czasie chłodnikiem zwała się altana,
Różne były konstrukcje, z drzewa budowana.
Winem dzikim cieniona, bluszczem, a nawet fasolą,
Zgodnie ze smakiem pańskim, fochami lub wolą.
Także gaik w ogrodzie z lip, brzostów lub klonów,
Miał charakter cienisty, przytulnych kokonów.
Zwłaszcza w tyle ogrodu gdy strumyk przepływał,
I nad wodą z wysepką, gdy staw tamże bywał.
Zarosłe często chmielem, także malinami,
Wyciszony, zakryty stał za zasłonami.
Miejsce spotkań, umizgów, starszych i młodzieży,
Intymności doglądał i do serca mierzył.


Budowano biedarzyk, droga ogrodowa,
Myśl praktyczna naówczas, w wielu dworach nowa.
Szpaler drzew posadzony z boków obcinany,
Tworzył chłodny korytarz, z obu stron drzew ściany,
Koronami stykały, budowały czachę,
Który z czasem szczelniejszym stawał się baldachem.


Chłodniki obsadzano często dzikim winem,
Różą dziką, powojem, indyjskim jaśminem,
Służąc boskim zapachem, a kwiatem dla oka.
Godzinami siadano w tych przemiłych mrokach.
Szukać chwile wytchnienia, zadumy, spokoju,
Od gwaru domowego, obowiązków, znoju.


Ogród użytkowy na koniec powstały,
Dla potrzeb gospodarzy, rozgatunkowały,
Folwarcznymi nazwany, fruktowym, winnice, figarnie,
Basztany, trebhauzy, chmielniki, oraneżernie.


Ogrodowe scenerie niczym by tu były,
Gdyby lasy, bory, dworu nie koliły.
Puszcze i knieje, prócz leśnego runa,
Była dworu zwierzyńcem, rozrywek korona.
Czarne chmury ze wschodu nad Polską osiadły,
Suwerenność Narodu na lata ukradły.
I dla serca potrzeby, by nie leczyć rany,
Aby Polak w Ojczyźnie bywał rozkochany,
Ogrody tworzono, zwane romantyczne,
Aby ducha budować w niemocy fizycznej,
Malownicze, niezwykłe, sprzyjały marzeniom,
Zadumie, rozmyśleniom, ku dawnych westchnieniom,
Wieczorkom literackim, tu smutne rozmowy,
O czasie niepodległym, fizycznej odnowy.


Przyszedł czas dekoracji, dzikiej promenady,
Klombów, gaików i wszelkiej przesady.
Dopóki jednak piękno było estetyczne,
Warte były zachodu, by stały dziedziczne.


Józef Bieniecki

jozef49
24-04-2010, 18:23
Już zadymek kurz,
Po bezdrożach hula.
Uszczypliwy mróz ,
Futrami otula.

Ornament wmalował,
Na szybie okiennej.
I kwiaty haftuje,
W urodzie wiosennej.

Ściął wodę w kałuży,
Oko stawu pieści.
A obok w jeziorze,
Krą pościnał treści.

Gdy uderza z wiatrem,
Żądli bezlitośnie.
Powraca pamięcie ,
Ku kochliwej wiośnie.

Póki co, na fali,
Mróz z wiatrem harcuje.
A ostrze swych żądeł,
Skutecznie szlifuje.

Z nienacka uderza,
To zabija w ciszy.
On jeden do ciepła ,
Nienawiścią dyszy.

Józef Bieniecki

jozef49
24-04-2010, 18:25
Idę lasem,idę borem,
Tryskam zdrowiem i humorem.
Miasta gdzieś zrzuciłem brzemię,
Radość życia we mnie drzemie.

Czas i wolność, skarbem świata,
Niech jaskółka w niebo wzlata.
Wśród listkowia siada w drzewie,
I dołancza w ptaków śpiewie.

Śpiewy ptaków,szmer strumyka,
Chórem lasu mnie przenika,
A radocha w tą z powrotem,
W listkach mruga słońca złotem.

I tak będzie dzionek cały,
W ramiona spokoju brały.
Wyciszę się i rozmażę,
Modlitwą westchnę w ołtarze.

Pod kaliną stałem chwilkę,
Fascynując się motylkiem.
A na lipie, rój pszczół radził,
Wonnym miodem mnie okadził.

Tuż z wieczora, zza pagórka,
Księżyc w pełni,wełny chmurka.
Zakochany głos słowika ,
I litania lasu cicha.

Józef Bieniecki

jozef49
24-04-2010, 18:26
Na początek wiatr hulaka,
Niepokoi szumem w krzakach.
Na koronach drzew potańczył,
Chcąc być królem samozwańczym.

Tu zaszumiał,tam przewodzi,
Przechodniów za nos powodzi.
Porozrzuca w mieście śmieci,
Ptasim skrzydłem wnet odleci.

W różnych stronach mieszka świata,
Jego starsza brać skrzydlata.
Tam nie igra z ludzkim losem.
Ryczy zwierza dzikim głosem

Huraganem lub tajfunem,
Zrywa świata słabą strunę.
Rwie ,wywraca,ziemię,morze,
Katem ziemi,wszystkich stworzeń

Nasz czasami z nieba spadnie,
Narozrabia nam przesadnie.
Pędzi z twarzą,choć ponurą.
U nas tylko jest wichurą.

Halny pędzi,tańczy ,wyje,
Sypie w oczy,tłucze kijem.
Naszym swojskim bywa wiatrem,
Przysparzając piękno Tatrom.

Józef Bieniecki

jozef49
24-04-2010, 18:30
Na łące siedzi, z wyglądem aniołka,
Główkę nakrywa kapelusz słomkowy.
Trochę za mały,czubek kryje głowy.
Mała dziewczynka w sukience fijołka.

Łąka majowa obsypana złotem,
Wianuszek z kwiatów dziewczyneczka plecie.
Aby się ubrać szczerozłotym kwieciem.
Mniszek słonecznym obejmuje splotem.

I młode dziecię,wiosny wczesny dzionek,
I zapach miodu, i w pieśni skowronek.
Dzisiaj już pełny zielonej nadziei.

Pełne radosnych form piękno dotyka,
Świat onieśmiela ,a wieczorem znika.
W kilka dni w kwiatach,pełne czarodziei.

Józef Bieniecki

jozef49
24-04-2010, 18:34
Poeta czując w sercu,w bezmiarze natchnienia,
Sięga pióra ,skrobie,to pod dyktat weny,
Ważne by myśl żyła,nieważne oceny.
Serca były wyrazem,i myśli brzemienia.

Słów misterne koronki,wygłaska,wychucha,
Tęczy muska barwami,posadzi wśród kwiatów,
Niedoścignioną myślą dosięgnie zaświatów.
W końcu trzykroć powtarza,i po trzykroć słucha.

Do żywego był jednak opinią dotknięty,
Gdy krytykę odczytał,tamten wyraz święty.
Wyzuty ze złudzeń, z duszą ograbioną,

Polityczna poprawność od dziś twórczość modzi,
I często po zaszczytne nagrody zachodzi.
Duszę bezwolną mu w końcu skradziono.

Józef Bieniecki

jozef49
24-04-2010, 18:35
W podniebnym tańcu śniegu puch,
Z akordem wiatru sunie.
A kołyszący,lekki ruch,
W wietrzyku jest piastunem.

Śnieżne stokrotki, z ruchem fal,
We płynnym siądą tańcu.
A z nimi jakiś cichy żal,
Zimowych przebierańców.

Już w białym futrze róży krzak,
Jałowiec przywdział kitę.
W lesie na sosnach wspólny dach,
I pola nim spowite.

Niewinnej bieli przybył świt,
I brudy pozamiatał.
Zniknął horyzont ,wid nie wid,
Nie ma granicy świata.

Zmarznięty zimą życia kres,
Wzdryga się mrozu dreszczem.
Chwilę ożywa wiatru bies.
Nim zaśnie-długo jeszcze.

Opatulony brudny świat,
Na chwilę w śniegu kucnął.
Póki nie wróci zimny wiatr,
W marach jesieni usnął.

Józef Bieniecki

Malwina
25-04-2010, 15:00
Nie powiem, ze pzreczytałąm wszystkie, ale powiem, że ogarnęłam wzrokiem wszystkie, łapiąc klimat, zainteresowania...łapiesz wszystko co Cię otacza....jestes zachłanny na życie....trochę w Tobie dziecka(i chwała)i nie jestes skomplikowany w wyrażaniu się....będę wracać do Twoich strof.Powodzenia....

jozef49
25-04-2010, 20:00
Psią na sobie noszą skórę,
Chociaż wilczą ma naturę.
Na łańcuchu się nie widzi,
Gdyż niewolą wszelką brzydzi.
Turystyczne tło natury,
Kocha pola ,lasy,góry.

I myśliwska w nim taktyka,
Przemyślana,sprytna ,dzika.
Lubi upolować zwierzę ,
A za ludzi też się bierze.

Gdy na zwierza idzie stadnie,
Taki pewniakiem przepadnie.
Wytrzymały ponad miarę,
Nim dopadnie swą ofiarę.

Józef Bieniecki

jozef49
25-04-2010, 20:01
Gę,gę,gę,gę,gę,gę,
,Nigdy nie wiem co ja chcę.
Taką mam ci ptasią duszę,
Że pogęgać zawsze muszę.
Gę,gę,gę...

Tu uszczypie,tam poskubię,
A,że gęgać zawsze lubię,
To ci więc odpowiem tak:
Też pogęgać lubi ptak.

Na podwórku się nie nudzi,
Gęga,gęga- coś do ludzi.
A w gęganiu jest pytanie,
Kiedy dacie mi śniadanie.

Józef Bieniecki

jozef49
26-04-2010, 12:35
Dzisiaj, grzesznie spędzić muszę,
Oddać ego tej pokusie.
Ona z rana brodzi we mnie,
Gnębi chytrze,no i pewnie.

Mam z sumieniem tarapaty,
Spiszą pewnie mnie na straty.
Pytam siebie-więc dlaczego,
Ja tam będę z dwojga złego.?

Zleciało się diabłów grono,
Aby duszę mą zdradzoną,
Włączyć w piekła swe szeregi,
Przyglądają jej się szpiegi.

Śląc pokusy w pokuszenie,
Bije z grzechem się sumienie.
Z dwojga złego,me wybory,
Zło odrzucę dla pokory.

I wściekło się całe piekło,
Zło co było,precz uciekło.
Nie wie czym zaskoczyć mogę,
Temu pewnie dało nogę.

Wiem że diabląt padło kilka,
Serca dobro-dobra chwilka.
Na prawości wzrosło broni,
Ja z swym dobrem ,jak złem oni.

Józef Bieniecki

jozef49
26-04-2010, 12:37
Jak długo jeszcze będziesz czcił,
Obwiesiów i morderców ?
Tragedią jest-że taki żył.
I wierci dziurę w sercu.

Czerwono-czarny załopotał,
Sztandar morderczy UPA.
Myślą oprawców się łaskota,
By w rajdzie nieść po trupach.

Szowinistycznych głosów chór,
Najgorszych promotorów.
Pamięcią wraca tamten twór,
Nie ludzi ,a potworów.

Bandery imię wskrzesza dreszcz,
Męczonych słychać jęki.
A ten "bohater" niczym wieszcz,
Z Hitlera jadł poręki.

Nacjonalizmu wraży syn,
Patronem wszelkiej zbrodni.
Chcą dziś przekuwać w niecny czyn,
W brunatną noc pochodni.

Józef Bieniecki

jozef49
26-04-2010, 12:38
I milion nóg deptało bruk,
Polesia ,Ukrainy.
Aż pod Warszawą stanął wróg,
Ogromny walec z gliny.

Po trupie Polski musi przejść,
Czerwone niósł sztandary.
By burżuazji władzę zgnieść,
I katolickiej wiary.

I Polak stanął wobec hord.
Od dziecka aż po starca.
Aby powstrzymać grabież,mord,
Czerwony potok walca.

Modlitwy biały pomknął ptak,
Ku niebu,białopióry.
Zawisł na niebie,Boży znak,
I Błogosławił z góry.

I walec stanął-cofnął w tył,
I toczył się szalony.
Kto żył uciekał,ile sił,
W swe barbarzyńskie strony.

Matka Królowa,Bóg tak chciał,
Piekielny sen ich prysnął.
Viktorii wieniec Polsce słał.
Objawił Cud nad Wisłą.

Józef Bieniecki

jozef49
26-04-2010, 12:39
W mojej Ojczyżnie rachunki krzywd,
są niewymierne,
Gdy rządzi Niemiec,Ruski lub Żyd,
dla Polski bierne.
Swołocz,banditen,i menda parch,
zdrajcą jest podłym,
Wprowadza zamęt ,grabież i wstyd,
jak syn wyrodny.

Wczoraj bandytą ojciec i dziad,
I kat i złodziej,
Dziś niewinnością czarują świat,
czasów czarodziej.
Na prawdzie,krzywdzie ,sprawiedliwości,
kłódki powiesił,
Tak pokrzywdzonych katem ogłosił,
oskarżył,zbiesił.

U wrót hadesu i sam lucyfer,
odmówi wstępu,
W śmieciach historii nie godni leżeć,
ani postępu.
Krzyk poprawiaczy nieludzkiej krzywdy,
o pomstę woła,
Tu stalinowców i hitlerowców ,
powraca szkoła.

Na mentalności wczoraj Kalego,
zbito fortuny,
I te obwiesie rządzą na stałe,
stare kołtuny.
Historii zegar zatacza koło,
normy zatraca,
Kalekie prądy,w sztuce i mediach,
znów mają kaca.


Upiór przeszłości z lewa i prawa,
zębiska szczerzy,
Władza sprzedajna w partyjnych gierkach,
dziś wrogom wierzy.
Na kruchym lodzie spisano układ,
a lód już trzeszczy,
To "ciemnogrodu"orzekła masa,
-układ złowieszczy.

Ta wredna nacja politykierów,
kiedyś Poniński,
W obce koryta wsadzają ryje ,
układem świńskim.
Bożek pieniądza, dzisiejsza dżuma,
wielu już karze,
Wierne i bierne sługi poniesie ,
w piekła ołtarze.

Józef Bieniecki

jozef49
26-04-2010, 12:41
Ludzki odruch to kochać, przed nim nie uciekniesz,
Prędzej kocham, kocham, takie słowa rzekniesz.
Tęsknisz ku ukochanej, serce dla niej bije,
Na ustach jej imię, a inne niczyje.


Podmiot uczuć jest różny, czym innym urzeka,
Ale każda miłości jest warta człowieka.
A gdy piękno umyśle, stanie w serca stronie ,
Bywa cudem tworzenia, jak perła w koronie.
Ubóstwiane, bo warte tego ubóstwiania,
Błędów nawet nie widzisz, bo warte kochania.


Rozmiłowani w koniach, historia pamięta,
Stała się dla Polaków i dla koni święta.
Obdarzone przyjaźnią, były wdzięczne za nie,
Bardzo użyteczne, w każde zawołanie.
Od narodzin szły w parze, a gdy życie kończył,
Pocałunek na chrapach kładąc, w wieczność łączył.
Źrebięciem uwielbiany, po powiew starości,
Do dnia ostatniego w dworze pańskim gościł.
Przez wielu traktowany jak członek rodziny,
Pewny wdzięcznej miłości, w ostatnie godziny.
A gdy oddał już tchnienie, miał grób wraz z kamieniem,
Epitafium z sentencją ze swoim imieniem.


Służył w każdej potrzebie, pod siodło, w podróży,
W zaprzęgu, polowaniu i do pracy służył.
W gospodarstwie. Szlachcic nade wszystko w boju,
Znosząc pasmo niewygód, niebezpieczeństw, znojów.
Nie było żadnej dziedziny by nie służył onej,
Niosąc palmę pierwszeństwa, zwierzęcia koronę.

Ciągłe walki obronne, wycisnęły piętna,
I czci hołdowała uczuciem namiętna.
Wierne w każdej potrzebie, bezinteresowne,
I odruchach zwierzęcych stawały wymowne.
Ponieważ zwierz szlachetny, w dworze wychowany,
Często wracał z daleka , z tym miejscem związany.
Wzięty za granicę.
Szczególny dla koni szlachecki stosunek,
Współistnienie, opieka, codzienny frasunek,
Daleko poza użyteczność wybiegał zwierzęcia,
Szedł z nim wiecznie do końca, od czasu źrebięcia,
Traktowani na równi, byli równi sobie,
Zwierze, człowiek. Nie stawiano miłości na głowie.
Prowadził pogawędki, czcił tkliwą czułością,
A pracy nie wymagał z ludzką pazernością.
Przyjaźń taka się rodzi gdy chęć obcowania,
Łączy czuła rozmowa jest chęć do dawania,
Poprzez jadę, czystość i pokarm.
Właściwa zaś umiejętność, wiązania kontaktów,
Konia, przysporzyła historii niezliczonych faktów.
Otoczony kultem i wiarą, w jego niezwykłości,
Z takim uczuć bezmiarem, w polskim domu gościł.


Oprócz różnych wartości, samych w sobie też
droższe posiadał,
Reprezentacyjność, piękno, rozumnością władał,
Przywiązanie do opiekuna, miłość do wolności,
Były cechą szczególną, tej polskiej tkliwości,
U nas docenianą. Pośród legend wielu,
Były konie co w boju stawały na celu,
Nad panem poległym, jakby chciały chronić,
Przed stratowaniem innych, a może i bronić,
Za wszelkie dobrodziejstwa.
To z bitwy ranionego daleko unosił,
Choć pan nieprzytomny konia nic nie prosił.


Na stepach Ukrainy, także w polskich puszczach,
Do osiemnastego wieku, żyła koni tłuszcza,
Dzikie wprawdzie lecz w części je udomowiano,
Z obcych stron usidlone również sprowadzane,
Do poprawy rodzimych.
Co możniejszy chciał dosiadać przecie,
Na pięknym rosłym koniu, hiszpańskim dzianecie.
Szwedzkie do ciężkiej jazdy, tatarskie, w lekkiej kawalerii,
Holenderskie w powozach, woźnica w liberii.
Wiózł państwo do kościoła.
Były arabskie, tureckie i perskie,
Do rozpłodu klacze i samce, ogierskie.
Araby smukłą kibic unosiły w kształcie,
Tatarskie zwinność, prędkość, w pędzącym bachmacie.
Ciężki Fryz, od Niemca, Sekiel z Siedmiogrodu,
Turecki ognisty, do szybkich pochodów.
W Polsce w każdym dworze, kilka sztuk, w stadninie,
Trzymano by uszlachetniać też polskiej rodzinie.
Dochowano się konia pięknego, jezdnego,
Wychowano woźniki, też chowu własnego.
Stada Czartoryskich, Potockich, Sagnuszków
były kiedyś sławne,
Takie czasy dawne, a przecież niedawne.


Gdy umierał Czarnecki sprowadzono konia,
Żegnał śmiertelnym wzrokiem, chrapy pieścił w dłoniach.
I pułkownik powstańców też Emilia Plater,
Do izby kazała sprowadzić, spod chaty.
Gdy Marszałek Piłsudski, na łożu umierał,
Klacz Kasztanka, żegnał się, ze łzami spozierał.


Puki czerwona chołota nie wdarła od wschodu,
Niosąc śmierć i spustoszenie, koniom i narodom.
Niszcząc polską pańskość, dumę narodową,
Wnieśli światu przekleństwo, "z Lenina odnową".


Józef Bieniecki

jozef49
26-04-2010, 12:43
Z dymów popiołów,
Łkanie biednych matek.
Ciche ,bezsilne,
Płacze sierot dziatek,
Brudne i głodne.
Ognie domostw w dali,
To ich rodzinne,
Ogień domy pali.

Skry wiatr rozsypał,
Piekła wrót rozwarte.
Dym w oczy buchnął,
Zaśmierdziało czartem.
Raniony upadł.
Zabici pokotem.
A pieśń "wolności",
Sierp wykuwa z młotem.

We krwi utopił,
A łzami obmywa.
Nic nie uświęca,
I ciągle przegrywa.
I kuł nam będzie,
Kajdanów okowy,
Puki Duch Światła,
Nie ześle odnowy.

Józef Bieniecki

jozef49
26-04-2010, 12:45
Matko Boska umajona z pól i łąki kwieciem,
W głowie wianek ,łąk korona,wiło polskie dziecię.
Nie rubiny i brylanty,stokrotek korale,
Ino wiarą przesiąknięte,wyznaniem i żalem.

Na przydrożnym siedzisz tronie,choć Królowa,bosa,
Umajonym kwieciem skronie, w ptaszkowych głosach.
Od ruczaju strumyk szemra,śpiew żabi wieczorem,
I odurza zapach łąki,zaległej ugorem.

Też spóżnialski słowik w lesie ,litanie wyśpiewa,
I poszumem drzew w bezkresie,wyśpiewają drzewa.
Już upadli na kolana,choć twardo lecz szczerze,
Przez Twe Serce ślą do Pana,wyznania w wierze.

Matko Boska Częstochowska,Ostrobramska Matko,
Tyś prawdziwie taka polska,Błogosław twym dziatkom.
Możesz liczyć na żołnierzy,i matki rycerskie,
Każdy Tobie tutaj wierzy,w Królestwo Niebieskie.

Ty przez wieki jesteś z nami,teraz nie opuszczaj,
Tak jak zawsze przed wiekami, legnie wrogów tłuszcza.

Józef Bieniecki

jozef49
26-04-2010, 12:46
I w końcu nowy wstanie świat,
Gdzie Bóg ma głos ostatni.
Z ptakiem wolności spoza krat,
Połączy w węzeł bratni.

Wieszczom zabraknie w sercu słów,
Gdy się dopełni czas.
A każde inne będzie zdrów,
Odmieni serca głaz.

Z ziemią połączy nieba nić,
I każdy to zrozumie.
Nie zechce mieć ,a zechce być,
Stanie wspólnotą sumień

Po krańce świata ścichnie jęk.
Połączy mądrość Ducha,
Przestanie istnieć słowo lęk,
Zła pęknie myśli krucha.

I Duch Pokuty ze wszech stron,
Wypełni nam jestestwo.
I ważny będzie tylko On,
I wieczne z Nim Królestwo.

Józef Bieniecki

jozef49
26-04-2010, 12:48
Kiedy spojrzałaś,kwiaty w oczach miałaś,
I zachód słońca w złotym słoneczniku,
Płatków promienie rozlewał bez liku.
Ty niebo złotem słońca rozjaśniałaś,

A twarz aniołka,włos targany wiatrem,
Przywiał przeżycia młodości spragnionej,
W słońca spojrzeniu,kwiatem oświeconej.
I wszystko było tego czasu warte.

Pod stopy kładę mój słodki aniele,
Złote me myśli, choć wiele,niewiele.
Niech cię Bóg w niebie swym szczęściem ozłoci.

I będę tęsknił każdej chwili czasem,
Ty będziesz czekać,na powrót pod lasem.
Pójdę i znajdę,kwiat złotej paproci.

Józef Bieniecki

jozef49
26-04-2010, 12:52
Te wielkie obwisłe,jak uszy jamnika,
Ujmą w zwięzłe rygory reformy stanika.
Aby jedne i drugie, jędrnością pogodzić,
Niektóre winny panie na czworakach chodzić.

Jeśli jednak je stanik tajemnie okrywa,
Wokół krąży cichutka, myśli pożądliwa.
Co schowano przed okiem,niebrzydkie koniecznie,
Ale formą wyrazu,krzykliwe odwiecznie.

Wyobrażnie rozpala,pożądliwość chuci,
I z słowem o brzydocie od zawsze się kłóci.
Choćby małe czy duże, jakiekolwiek były,
Są po to by twe ręce człowieku- pieściły.

O karmieniu nie wspomnę,to najwyższe loty,
A historia poważna,pozwól ,wspomnę potem.
Niech, że o nich wspomina myślący odważnie
I sprawy potraktuje ostrożnie ,poważnie.

Nijak mają pieszczoty do daru tworzenia,
Gdy je tylko zmysłowość hucią rozpromienia.
Na ołtarzu życia,są ofiarą z siebie,
Ofiarą pierwociny- darowaną w chlebie.

Józef Bieniecki

jozef49
26-04-2010, 16:59
Kwa,kwa,kwa,kwa,kwa,kwa,
Taką dziwną minkę ma.
Jakby ciągle czegoś bała,
I dlatego wciąż kwakała.
Kwa ,kwa, kwa.
Moja siostra wolność kocha,
I dlatego jestem płocha.
Lepiej czuję się na wodzie,
Na głębokiej na swobodzie.
Kwa,kwa,kwa.
Pokwakała by znów jeszcze,
Ale popadało deszczem.
I poczuła się jak w wodzie,
Na jeziorze-na swobodzie.

Józef Bieniecki

jozef49
26-04-2010, 17:01
Choć podobny do zająca,
W życie jego się nie wtrąca.
W łatki,siwy,czarny ,biały,
Jakby dzieci malowały.

Zamieszkuję tam gdzie chcesz,
Chociaż mało o mnie wiesz.
Też pokicać lubię w trawie,
I popasać na murawie.

Zającowi też zazdrości,
Pragnie liznąć gram wolności.
Dla większości to ułłuda,
Patrzy czy się czmychnąć uda.

Józef Bieniecki

jozef49
28-04-2010, 02:25
Głęboka studnia,ze sto stóp,
Wilgoci tchnie pachnidłem.
U dołu lustro,wody słup.
Chochlika śpi straszydłem.

Kamiennych cembrzyn bity krąg,
W ziemię się wciska wężem.
Ku słońcu mchami,tysiąc rąk,
W jedności staje mężem.

Na tafli wody nieba płat,
Obrazem nieba ciska.
Przemierza wodę od stu lat,
Z chmurami mkną ptaszyska.

I często nocy wierny wróż,
Jesionów cichy słuchacz.
Gdy wiecznej ciszy dość ma już,
Przedrzeżnia z nocą puchacz.

Jednej dekady ,nocy pan,
Gdy księżyc nań w zenicie.
Wróżebnej wody daje dzban,
Dziewicom na obmycie.

U wrót poranka,w kalin śnie,,
Baldachów białe łoże.
I która tylko z dziewic chce,
Tej nocy wszystko może.

Józef Bieniecki

jozef49
28-04-2010, 02:27
I hula wiatr,modami cnót,
Przekleństwem świat poraża.
A niepotrzebny myśli brud,
Na piekła ćmi ołtarzach.

W cykadach nocy, lata śpiew,
Od Boga pięknem ciska..
Uroczyskami mami gniew,
Na duszach śląc śmietniskach.

Tu ugłaskany,tam czuć swąt,
Gdy rzuci gównem w twarze.
Przeciw porządku i pod prąd,
Kultury wszej grabarze.

Autorytetów czarny dzień,
Na goło z pomponami.
By rzucić pięknu choćby cień,,
Nowymi szykanami.

Z kolczykiem w nosie pędzi wół,
Ostatkiem sił oddycha,.
Tocząc biedotę ,choć bez kół,
Głośnym wyzwaniem cyka.

A w szklanych domach, w Nowym Jorku.
W morderstwach Robespiera.
Do życia klucze ma w rozporku,
I kartą gra w pokera.

Józef Bieniecki

jozef49
29-04-2010, 11:41
Demon z piekieł-niosą wieści,
Zna posunięć niecnych treści.
Wie do czego,co zwichrować,
By w działaniu nie główkować.

Te co ludzi opętały,
Z wybraków pewnie zostały.
I małpują piekła wstręty,
Wypatrzając ich przekręty.

Gdy się głupkiem już posłuży,
Żle to Niebu ,piekłu wróży.
"Lepiej z mądrym dziesięć zgubić,
niż jedno z głupkiem poślubić."

Piekieł hańba,i sromota,
Opęntano Palikota,
Ze Stefuniem w grze żempolą,
Porażeni błaznów rolą.

W zwichrowanej wyobrażni,
Donaldowi z nimi rażniej.
Kumpli w czasie rola żadna,
Ale taka rola stadna.

Dalszych losów śledzić szkoda,
Bo ich guru-to jest Doda.
Nie ma mózgu,wielką dupę,
Jest właściwie żywym trupem.

Prymitywizm zbiera żniwo,
Okazując twarz prawdziwą.
Chociaż krzywdzą historycznie,
Oby nie wsiąkł w nas dziedzicznie.

Józef Bieniecki

jozef49
29-04-2010, 11:43
Kubeł pomyj na cię wylali,
Imię herosa sponiewirali.
Na pień szlachetny wchodzą już kozy,
Oszczerców stadko,zechce-dołoży.

Za przyzwoleniem twoim Narodzie,
Wybrańcy zdrajcy,idą na przedzie.
Im większa szuja,tym większe brawa,
Już we twym domu w kątach ustawia.

Chociaż nie rządzą się prawem kata,
Syn zmiata tobą,wnuk psychopata.
Banki sprzedali,prawo kupili,
Co było święte głośno wykpili.

Niemiec i Ruski,odwieczni kaci,
Mordował ojców,kradł i bogacił.
Przed całym światem z ciebie zakpili,
Bo polską ręką cię ograbili.

Dzisiaj przeprasza, jeden cap z drugim,
Grzecznie ogłasza: Polska ma długi !
Pytam się za co?-za niewolenie,
Noc okupacji i upodlenie.

Szanuj się Brachu ,bo cię zdeptają,
Wyrzucą z Kraju,sponiewierają.
Słowo niewolnik ,nic znaczyć będzie.
Takie wolności twoje orędzie.

Józef Bieniecki

jozef49
29-04-2010, 11:45
Moja Oleńko dam ci kwiatuszek,
A ty mi upleć z niego wianuszek.

Plotę ja plotę,piękny sąsiada,
Pewnie opłotkiem ku mnie zakrada.

Bił się z myślami,nie szukam zwady,
Po co mi jakieś obce sąsiady.

Nie wiedział zatem co Ola plecie,
Czy o wianuszku,czy dwa po trzecie.

Kwiatuszek nosi ,a ona plecie,
Panna dojrzała ,niemałe dziecię.

Sąsiad nie nosi,zerka zza płotka,
Jak mu dojrzewa przecudna kotka.

Ostrzy więc swoje kocie pazury,
Patrząc na kotkę ,na niego z góry.

Aż w końcu niesie pierwszy bukiecik,
Uśmiechy,słowa,drugi i trzeci.

I już nie plecie małych wianuszków,
Dała od siebie ,pierwszy na łóżku.

Pierwszy co nosił,sam sobie plecie,
Raz pojedyńcze lub dwa po trzecie.

Myśl się nasuwa,nie będzie brania,
Gdzie brak odwagi do podrywania.

A Ola dalej dwa po trzy plecie,
Ukochanemu placuszki piecze.

Józef Bieniecki

jozef49
29-04-2010, 11:48
Szablo - towarzyszko! Któż cię nie pamięta?
Byłaś w Polsce zawsze, droga sercu, święta.
Nieodstępna, niezbędna, zawsze no i wszędzie,
W kościele, domu, w gościach, w sejmie, na urzędzie,
W podróży, na weselu, na pogrzebie, targu,
Jako główna sędzina, kłótni i zatargów.
Przede wszystkim zaś w boju, kto umiał fechtować,
Potrafił nadzieje, szyki wrogom psować.
I nie ważna ilość lecz miłość do ciebie,
Na ziemi dała spokój lub w wieczności w Niebie,
O, bitni byli bitni, w proch pryskały karki,
Uciekali Moskale, Niemcy, niedowiarki.
Bojowość i fantazja stawiała ich górą,
Pojedyńczej szlachcie, nad wrogami chmurą.


Szabla polska odrębna i autonomiczna,
Rozwiązaniem konstrukcji była specyficzna,
Na potrzeby miejscowe i dla wizerunku,
Tradycji, przyzwyczajeń, w tak zwanym fechtunku,
Specyficznych form zdobnych, treść, marek, symboli,
I użycia jej w boju, wedle temperamentu, kunsztu no i woli.
Produkt całkiem polski, i w guście, i w stylu,
Albo z głownia obcą, o polskim profilu.
Z znakami polskimi, jak każe tradycja,
I w opisach fachowców mówi definicja.


Była bronią białą, a wielkie zwycięstwa,
Stawiały ją na równi w glorii również męstwa.
Broń kochana Narodu, historia niezbicie,
Mówi, że oddawano tylko razem z życiem.


Szabla krzywa do Polski przychodzi ze wschodu,
Razem z wojskim tureckim, tatarskich narodów,
Kiedy weszła broń długa, do stroju karabelą zwana,
Ozdobnie oprawnej lub w pałasik polski,
dla szlachcica, pana,
W pojedynkach i boju, szabla była długa,
Zwana "czarną", cieła po wrogich kolczugach.


Gatunki szabli, wiązano z sarmacką kulturą,
A okresom ich wejścia, imię dane królom.
Były więc "augustówki", "batorówki", "zygmuntówki",
Lwowskie i wyszkowskie, a także "staszówki",
Pochwy miały skórzane lub pochwy wężowe,
Zwane również często jako jaszczurowe.


Prosta czarna szabla, w żelazo oprawna,
Była bronią groźną, oby ręka wprawna,
Umiała nią władać. Obszyta w węgorzową skórę,
Wpisała się na zawsze z rodzimą kulturę.
Pospolita była dla szlachty ubogiej,
Choć bez ozdób, a druga w ozłoceniach drogiej.
Umiała wokół siebie zjednywać szacunek,
Gdy z żelazną głownią szedł w parze fechtunek.
Pomiędzy drobną szlachtą, a bogatym panem,
Szabla między obiema była równa stanem.
Z ojca na syna, a dalej w sukcesji,
Jak klejnot najdroższy.
Użyta w pojedynkach, gdy z różnej przyczyny,
Spodziewano tumultu, wszelkiej rąbaniny,
Gdy sejmy, trybunały bywały burzliwe,
Wówczas były poręczne również szable krzywe.
Jedynym, drugim dodano krzyż, i służył ochronie,
Zasłaniając nadgarstek przede wszystkim dłonie,
A nawet cała rękę.
Od początku szabla jako broń codzienna,
Od szabel obcych bywała odmienna,
Z czasem i je wyparła, usuwając z kraju,
Przywiązani do własnych przekonań, zwyczajów.
Wpływy jednak orientu, w Kraju pozostały,
I w ozdobach ,i w stylach, dalej przyświecały.
Dziś zwana karabelą, od wieków też krzywa,
Służyła jak staruszka, wierna i poczciwa.
W powszechnym przekonaniu, że odwiecznie polska,
Dobrze się zasłużyła dla polskiego wojska.


Broń jako ważny element w szlacheckim ubiorze,
Ornamentem zdobiono. Był w pańskim honorze,
Mieć przy boku szablisko, zdobione, bogate,
Godne jego pozycji, i zamożną szatę.
Zdobione kamieniami, na złocie i srebrze,
Rytowana, w mistrzowsko wyszukanej rzeźbie.
Nie żałowano grosza, cennych materiałów,
Nim kawałek metalu doszedł do finału.
Była zdrowia gwarantem, nade wszystko życia,
To i wiele dawano, co pan miał do zbycia,
Pozycję opiewała , jako rodu perła,
Stawiana na pozycji królewskiego berła.


Na brzeszczotach głowni ryt bywał wszelaki,
Wizerunki władców i rodowe znaki,
Herby, daty, napisy i sentencje różne,
Z przeznaczeniem dla wiary, Ojczyźnie usłużne,
Dla przykładu:
" Matko Boża Opiekunko Polski, uciekam się
Pod Twoją obronę", " Bogu jedynemu chwała",
"Zwyciężyć lub umrzeć", "Nie włócz mnie
bez honoru, nie nie dotykaj bez racji",
i wiele innych pisanych po łacinie.
Ryty w swoich sentencjach szły bliźniaczo w parze,
Boga sławiąc, Ojczyznę wznosząc na Ołtarze,
Czyny sławiąc rycerskie i chwałę oręża,
Wodzów sławę, honor i bitności męża.


Nade wszystko służyły do wiary obrony,
Niepodległości, i o czyste strony.
Do osiemnastego wieku także zwyczaj bywał,
Gdy ksiądz na Mszy Świętej Ewangelię śpiewał,
Obecni do połowy szable wyciągają,
Do obrony wiary życia swoje dają.
Opis Jana Długosza barwny i obszerny,
Dał świadectwo Narodu, jaki Bogu Wierny.
Każdy szlachcic polski, z prawa, obowiązku,
Czy w senacie, rolnikiem, czy nie służył w wojsku,
Na znak gotowości, do obrony kraju,
Na ścianie, nad łożem szable zawieszają.
Zaś w każdym domu polskim, nad inny dobytek,
Szabel nie brakowało, było ponad zbytek.

Józef Bieniecki

jozef49
29-04-2010, 11:50
W Kainowym interesie -po staremu,
Tak się rzekło.
Porzekadło stare niesie,
Nie Gomora, ale piekło.

I szamota się włóczęga,
Stary świata.
Na swój sposób,po żydowsku,
Chce zamiatać.

W koncentracjon uzyskawszy
doświadczenie,
Doktor-Kapo.
Okazuje wszem zdziczenie,
Zbója łapą.

Murem hańby ogrodziwszy ,
Pół Synaju.
W zagrabionej osiadł ziemi,
Całą zgrają.

Będzie na tym uroczysku ,
Twoje Getto.
Póki w końcu Bóg ukarze,
Ręką świętą.

Za krew ludzką,łzy krzywdzonych,
Długich noży.
Anioł Mściciel krwawą dłonią,
Miecz położy.

Józef Bieniecki

jozef49
29-04-2010, 11:52
Otwórz skrzydła przestworzy.
Wznieś się orłem ku niebom.
Wyobrażnię otworzysz,
Świat ku twoim potrzebom.

Biją świata się myśli,
Jakby chciały uciekać.
By nad ranem się przyśnić,
Iż nie można już zwlekać.

Światło oka przymróżysz,
Niezatarte wspomnienia.
Jak z dalekiej podróży,
Wrócą chwile westchnienia.

Stare myśli odkurzę,
Kart odwróci się strona.
I w kosmicznej podróży ,
Stanie się nieskończona.

Mignął księżyc ,mgławice,
Drogę Mleczną przeciołem.
Zapuszczając kotwicę,
Stoję z własnym Aniołem.

Jako orzeł w przestworzach,
Oko ziemi nie sięga.
Nieskończoność ogarnia,
Wyobrażni potęga.

Józef Bieniecki

jozef49
30-04-2010, 12:01
Tęsknotą kwilą me wierne skrzypki,
Na nutkach słodkich poranka.
Młodości dawnej wracają chwilą,
Jak pierwsze kocham-kochanka.

Lasem w poszumie,łąką zieloną,
I modrą taflą jeziora.
Gdy wiatr trzcinami smutno zanuci,
Pieśnią pogodną wieczora.

I tęsknym smyczkiem na fali sosen,
Liściastym tchnieniem gaików.
Gdy ranka wietrzyk strzepuje rosę,
Z modlitwą wiernych strumyków.

We wrotach burzy w struny uderza,
Echo pomnaża je grzmotem.
I bezkresami nieba przemierza,
Zachłysta jego łoskotem.

I zawsze wierny w polu skowronkiem,
W miłosnym słowika trelu.
Kiedy się ziemia upaja słonkiem,
W wieczornym żabim weselu.

Grajcie skrzypeczki, niech słodkim tonem,
Na muzy oddanym pięknie.
Natchnienie chłonie serca wzruszone,
I w zatwardziałości mięknie.

Józef Bieniecki

jozef49
30-04-2010, 12:06
Otocz czułym ramieniem,
Serca,myśli i ducha.
Niech jaśnieją płomieniem,,
Gdy miłości posucha.

Niech miłości marzenia,
W liściach kwiatów szeleszczą.
Na miłości promieniach,
Letnim wiatrem się pieszczą.

Błyska pośród listowia,
Łzawym okiem,słoneczka.
Promyk płochych nadziei,
Mych nadziei dzieweczka.

Okiem wrócą wspomnienia,
Pod baldachem kaliny.
Kwiatu musną usteczka,
Pięknej Polskiej dziewczyny.

W sercach czułość zapiszą,
Piękną pieśnią słowika,
Gdy nad ranem cię cieszą,
Sen wspomnienia przenika.

Moja piękna kalino,
Wzrosłaś piękna jak ona.
Jesteś wspomnień dziewczyną,
Pieśnią mą nieskończona.

Józef Bieniecki,

jozef49
30-04-2010, 12:09
A makabryczny konkurs trwa,
Jak Bogu naubliżać.
I wobec Polski passa zła,
Z Narodem wraz poniżać.

Są genitalia w znaku krzyża,
I matki twarz pogięta,
Biało -czerwonej pies ubliża,
Wciskając w ekstrementa.

A,to w Papieża cisną głaz.
Upodlą krzyż przydrożny.
To na świątyniach w podły czas,
Napiszą kłam bezbożny.

I tak masoński konkurs trwa.
O ile jeszcze można?
Ludzkiego bydła toczy gra,
Drapieżna i bezbożna.

A kłamstwo z brudem,prowokacja,
Nieludzkie ma korzenie.
Choć bydło gnębi już flustracja,
Rzucając nagie cienie.

To w psełdofilmie ,instalacji,
Opluje, naubliża.
Świętości podda profanacji,
Z mentalnościami zwierza.

Czyżby władzunia na współpracy,
Kokosy wielkie zbiła,
I targowiczan dziś metodą,
W rozbiory dołączyła.

Józef Bieniecki

jozef49
30-04-2010, 12:13
Kosz różowych niecierpek,
Pełne kwiaty w krasie,
Mnóstwo pączuni białych.
Zakwita po czasie.

Jedne zwiędły, odchodzą,
Młodych pełnia za to,
Wystawiają ku słońcu,
Swą buzię pyzatą.

Obdarzone płodnością
Stąd też ich bez liku.
Bóg urody nie skąpi,
Częstują po cichu.

Na różowym bukiecie,
Chwilka wspomnień siadła.
Róż naręczem z zaręczyn,
Łezką z oka spadła.

Tamte były czerwone,
Do tego sztamowe.
Te mi chwile przywiodły,
Miłe ,wspomnieniowe

Chwile wspomnień,czułości,
Nie za wiele w życiu.
Przykre niechaj zamilkną,
Przeminą w ukryciu.

Józef Bieniecki

jozef49
30-04-2010, 12:14
Więc głosuję,partia chciała,
Choć nieprawda-dla niej chwała.
Polityczny z niego dupek!
Ja dodaję, stadny głupek.

J tak kręci się wrzeciono,
Z wody, ognia je stworzono.
To co jedno już ugasi,
Drugie ogniem znowu straszy.

Wywleczono ciężkie działa,
By prawica się poddała.
Okazało się -prawica,
To lewicy rękawica.

I na ławę wyłożono,
Myśl wyborców podkupioną.
Ci posłowie to fagasy,
Figurują tam dla kasy.

Lenin zadał im pokutę,
Więc na jedną grają nutę.
Piekło chciało i dostało,
Im zaś zbrodni ciągle mało.

Dziś nad psim lub kota losem,
Wszyscy płaczą jednym głosem.
Demokracja psu na budę,
Wnosi kłamstwo i obłudę.

Józef Bieniecki

jozef49
30-04-2010, 12:16
Od ucha do ucha, uśmiechał się będę,
Nawet wtedy gdy śliwką ze starości zwiędnę.
Nie daj Boże ,gdy rak twarz mą do końca
stoczy,
Uśmiechać będę,choć boleścią oczy.

Kochał będę na zawsze,jako ślubowałem,
Tam przy Ołtarzu,nie musiałem ,chciałem.
By stałość serca nie przebrzmiała krótką,
Tutaj do końca-we wieczności nutką.

Tak urzeczony niech do końca łaknę,
Póki strudzone oczy moje zamknę.
Serce niech pała,tą miłością pierwszą,
Miłością piękną i myślą bezgrzeszną.

Myślą powrócę do chwil narzeczonych,
Nadziei do dziś jeszcze nie spełnionych.
Z życia brał będę, w miłości objęciach,
Z sercem oddanym, jak serce dziecięcia.

W rosie odczytam czy jej dobre wróżki,
Senne marzenia przyśnią do poduszki.
Odczytam wiernie,czy może pokuszą,
W oczekiwaniach nadziejami wzruszą.

Promień zachodni gdy spocznie na twarzy,
Myśli ogarnę przelotnych miraży,
Będę aniołem ,szeptał słowa miłe,
Uczynię wszystko czego nie czyniłem.

Józef Bieniecki

jozef49
30-04-2010, 12:17
Gnaj ponure chmurzyska,
Niech pogody nie mącą.
Jak pirackie okręty,
Odgrażają się słońcu.

Artylerii niebieskiej,
Grzmią armaty korsarzy.
Moje skąpe nadzieje,
Gną się w ogniu miraży.

Drzew runęły już maszty,
Wiatr poszerzył zła żniwo.
Jak na morzu bitewnym,
Grzmi już bitwą prawdziwą.

Szopa stoi już w ogniu,
I stodoła na przeciw.
Piorun ogniem kulistym,
Ku chałupie już leci.

Biją nieba armaty,
Nieba pluszczą chmurzyska.
Ogniem nieba błyskawic,
I w niebieskich pociskach.

Morze wyje wzburzone,
Chociaż jakby zelżało.
Ziemia pachnie świeżością,
Oczyszczone nawałą.

Józef Bieniecki

jozef49
01-05-2010, 11:34
"Hulaj dusza, piekła nie ma",
Bierz wsze dobro, w dłoń- obiema.
Póki śmierć się nie przytuli,
Złość swym jadem nie zamuli.


Polska ludzi radosnych, jak tradycja każe,
Zabaw nie przedkładano nad Boże Ołtarze,
Lecz cieszono się życiem, powszechnie bawiono,
I dla onej zabawy też sztukę tworzono.
Ta o szarej godzinie, była codziennością,
I nad wyraz obfita darowana gościom.

Kontakty towarzyskie jak woda, powietrze,
Niosły naukę, rozrywkę, informację jeszcze,
Były nośnikiem wiedzy, stąd gość był ceniony,
Jak dzisiaj w świecie media, w wiedzy nie ścigniony.
Wypatrywano gości z sąsiedztwa, daleka,
Każdy swoją innością miejscowych urzekał.
Zapraszany bez skutku, wtenczas go zwabiano,
A nawet z gościńca gwałtem porywano.
Polak starodawny bywał towarzyski,
W samotności szczególnie do załamań bliski,
Gwar i ruch lubił, zmianę wokół siebie,
Tą rozkoszną potrzebę życia, a czuł się jak w niebie.

Gdy rodziny nie miał,krewnych, to obcych zapraszał,
Dał gościnę dozgonną, serdecznie ugaszczał.
Gościł starych przyjaciół lub powinowatych.
Przygodnym znajomym nie odmawiał chaty,
Przypadkiem gdy gość zjechał, czuł się znakomicie,
Dawał utrzymanie, dach do końca życia,
Gdy nie miewał u siebie nawet rezydentów.
Spraszał wówczas sąsiadów, duchownych, innych prominentów,
Których mało ugaszczał, obdarzał sowicie,
Kochał szczodrość, gościnę, ponad swoje życie.
Polak sam jeść nie lubił więc spraszał do domu,
By się zbytkiem podzielić, nie jeść po kryjomu,
Sobkostwo uznawano, że wymysł nie polski,
Nie zrozumiały dla nas, niemiecki, angielski.
Domy nasze otwarte były nawet wrogom,
Azyl obowiązywał gdy wszedł naszym progom,
Protektorat włodarza narzucał przymierze,
Wpisaną w gościnność, postrzegane w wierze.

Monotonię codzienności gnębi do przesady,
Odwiedza rodzinę, nieznanych, sąsiady.
Osobowością, talentem nadrabiano w skutku,
Samotności smak gorzki, monotonię smutku.
Pozostawiał po sobie w dalsze pokolenia,
Frapującą opowieść, pieśnią świat odmieniał,
Przede wszystkim w poczuciu braterskiej wspólnoty,
Gdyż zmyślone koneksje kładły mury, płoty,
Pokrewieństwa szukając od Rzymian po Piastą,
W konkluzji szedł do wniosku, że w wielką urasta,
Rodzinę, stąd nigdy nie ponosił w nagłym najściu, sromu,
Iż czuł się w każdym dworze jak we własnym domu.
Każdy odjazd gościa niemal jak tragedie,
Stąd środki zaradne imają , powszednie,
Upijając stangreta, zdjęcie kół z kolasy,
Pito strzemiennego, różne wygibasy.
Strzemienny skuteczny, trwał aż do obiadu,
Od obiadu w kolacje ,tu zmuszał sąsiadów,
Na noc znowu pozostać. Obfite śniadanie,
Było dnia poprzedniego także powtarzaniem.
W dzień go zmogła gościnność, został na dni kilka,
Gdy dni kilka minęło, strzemienny do nocy,
Nocą bał się wilka,szczególnie w karocy.
Nieraz sąsiad, mieszkał kroków kilkanaście,
A kilometr do domu, wracał dni szesnaście,
Po drodze znowu dwory, od nowa gościna,
I poprzednie powtórki od nowa zaczynał.
Mógł tak wracać do domu aż kilka miesięcy,
Byli również mistrzowie, dużo, dużo więcej,
Gość w domu dawał pretekst do picia, jedzenia,
Obfitszego niż co dzień, dał możność tworzenia,
Nowych zabaw, rozrywek, nie brakło inwencji,
Nade wszystko z obu stron, zawsze twórczej chęci.
Gość był darem dla domu, stąd zachodu ogrom.
Stare polskie przysłowie: " Gość w dom i Bóg w dom".

W większych polskich majątkach, a w części
przemiennie,
Urządzano bale, w niektórych codziennie.
Bal zwykły, kostiumowy, sztuki wystawiano,
W pantomimach, operetkach, szaradach ,
się rozkochiwano,
Nie mówiąc o siurpryzie lub lubianej fecie,
Która w sukurs stawiała osobie przyjęcie,
Jej fotel ustrajano kwiatem girlandami,
Uczestnicy schodzili z powinszowaniami,
Składały się one często z recytacji,
Nierzadko w ważnej chwili, inscenizacji,
Patriotyczne mają w czasie niewoli ,
szczególne znaczenie.
Budząc ducha polskiego,niwecząc zwątpienie,
Fety bywały wstępem, w balu całonocnym,
U jednych codziennie, w innych jednorocznym,
Szczególnie gdy na wydaniu były młode panny,
Sprawowano dopóki świt powitał ranny.
Na dzień solenizanta gości nie spraszano,
Zjeżdżali się sami, od lat już wiedziano,
Iż stawić się mają godnie, sąsiedzi, rodzina,
Że w dniu takim i takim, w godzinie zaczynał,
Każdy miejsce przy stole miewał też te same,
Już od wejścia prowadził żonę, inną damę,
Choć bal bywał liczny i po pięćset osób,
Bywał często, pomylić nie było się sposób.
Wydawano więc bale, byle się zabawić,
Znajomym, domownikom przyjemności sprawić.
Wiele trzeba zachodu było wcześniej włożyć,
Miejsce balu i wystrój, pracę z sercem tworzyć.
Tam gdzie mieli pałace, twórcze piękne sale,
Pochłaniały też prace każde nowe bale,
Ozdobione malarstwem, różnych sztukatorów,
Girladem kwietnym ubrane, i festonów.
Lubiano przyozdabiać w draperie z muślinu,
perkalu,
Pod sufitem sprytnie upięte, dając nastrój balu,
Podtrzymane u dołu wiecznymi włóczniami,
Strzałami lub w kołczanem, samymi tarczami.
Na nich emblematy, stosowane sentencje,
Patriotyczne, osobiste, wpisane intencje.

Na dworach zachodnich zmyślano intrygi,
U nas zabawą miłą bywały kuligi.
Wypełniały długie i senne, wieczory zimowe,
I gościnną rozrzutność, zwyczaje piastowe,
Były formą zajazdu, barwny, hałaśliwy.
W zabawowej intencji, szczery i uczciwy,
Rozpoczynał wyjazd ,zwykle do sąsiada,
Ugoszczeni przez niego, z nim większa gromada,
Weseląc się, udaje na następne dwory,
A wąż sań się wydłużał, młodzież dla przekory,
Konno wokół sań pędzi.
Tak wędrował kulig przez cały karnawał,
Już wszystkie siły ludzkie wyczerpać wydawał.
Ochoty jednak brakło w przededniu Popielca,
Kiedy ryba zawisła na końcu widelca.

Kuligi możnowładców przepychem kipiały,
I tej zabawie klimat właściwie dawały.
Trębacze dają sygnał, kulig rusza rzędem,
Zrazu kłusem, to stępa, galopem lub pędem,
W przodzie kilku Tatarów, sanie w cztery konie,
Oddział drabantów zamykał, paradę w ogonie.
Kilka lub kilkadziesiąt, na każdym muzyka,
Z początku swe kawałki wygrywają z cicha.
Żydzi w kapel cymbałów, trębacze, fajfry,
Ukraińcy z teorbanami i z dworów janczary,
Sanie perskim kobiercem kryte, lampartami,
Sobolowe, różnymi drogimi futrami.
Koni u sań po cugu, strojne w czuby, pióra,
Kokardy i kutasy, szarpie wiatr, wichura,
W każdych saniach państwo zatopione w
w futrach,
Płci obojga, bez obaw, że zmarzną do jutra,
Konno młodzież dworska, setka ekwipażów,
W liberii hajducy siedzą dla kurażu,
Dobór koni, sani, i futer kosztowny,
Był nade wszystko pański i wielce wymowny.
Gdzie kulig tylko przybył, hojność gospodarza,
Klucz z spiżarni od pani, pan z piwnic obdarza,
Mogą brać podług woli, wszędzie gra kapela,
Chwilę tańczą, orszak w drogę, na nutkach wesela.
Nocą orszak gdy wracał, płonąca pochodnia,
Daje światło, jakby było wszystko za dnia.

U przywódcy kuligu młodzież się zbierała,
Na saneczkach wygodnie parami siadała.
I jak kazał obyczaj, przy świetle kagańców,
Ruszano w dom pierwszy, w strojach przebierańców,
A muzyka na każde była zawołanie,
Niosła razem z sanną, granie, granie, granie,
Wpierw do domu gdzie panien godne było grono,
W pełnych parach do tańca ,po izbach wiedziano.
Las nastrzępiony śniegiem, skrzył się brylantami,
Skrzypiąc cicho po śniegu, przemyka saniami.
Z dala tętent słychać, jak gdyby szwadrony,
Dźwięk dzwonków różnogłośnych, rozbrzmiewają dzwony,
Odgłos skocznej muzyki, z trzaskiem bicza wiedzie,
A na każdym woźiciel, powozi na przedzie,
Krzyki młode, wesołe, słyszano z daleka,
To i kmiotków wyległych przy drodze urzekał.
W otwartą wpadał bramę, pan też z naprzeciwka,
Z okna chyłkiem spogląda, utęskniona dziewka,
Jedna, piąta i szósta, będzie, będzie żniwo,
Wpadnij w oko, a wezmę ,z urodą o dziwo.
Przystrojone do tańca, po wstępnych grzecznościach,
Nić sympatii zawiązał w gospodarzach, gościach,
I zaczęły się tańce.
Często też przybywali goście przebierańce,
I z takimi ochoczo szły panienki w tańce.

Józef Bieniecki

jozef49
01-05-2010, 11:35
Chodż moja piękna,moja duszko,
Ty też przyrody czujesz drżenie,
Znowu pozostań dobrą wróżką,
I bądż ponownie mym natchnieniem.

Piękno poezji lasu czytasz,
I w każdym liściu zawieszona.
Chociaż nie mówisz i nie pytasz,
Jest jak jej Stwórca,nieskończona.

U tamtych brzezin jest kalina,
W baldachach kwiatów wonią dycha.
W patosie chwili,jak dziewczyna,
Zabrzmi jej wyznań-pieśni cicha.

Akompaniament pieśni śpiewnej,
Połączy serca,w wspólnej myśli,
Nocy upojnej,i wylewnej,
W każdej na jawie nocy przyśni.

Księżyc już muska nas promieniem,
A ja,z gwiazd nieba ci wybieram.
Las podsłuchuje nas z westchnieniem,
Serce przed tobą me otwieram.

Tak zostaniemy do jutrzenki,
Lato już w pełni ,całej krasie.
Puki co księżyc pełny,wielki,
I zakochany słowik,w transie.

Serce przy sercu,warg pieszczoty,
I oddech lasu,w cudzie lata.
I ust upadki i ust wzloty,
I serca,które w jedno wzlata.

Józef Bieniecki

jozef49
01-05-2010, 11:36
Cóż znaczą słowa i kwiatów naręcze?
Kwiat za się mówi,ja się słowem wdzięczę.
Brakło w nadmiarze,albo takie płoche,
Nic nie znaczące .Jakbym miał macochę.

Niech nawałnica słów moich jak burza,
Z serca płynące ,ścielą u podnóża.
Bucha płomieniem,rozpali i gorze,
Płonie gdy zmierzcha,ranne wstają zorze.

Spływa potokiem,życia dzieńkczynieniem,
W stosie spalają się świętym płomieniem,
Wonią kadzidła w wieczności zasłonią,
Od wszego złego na zawsze obronią.

Pieśnie śpiewają .Weż posłuchaj pieśnie,
Są te o matce,piękne niczym we śnie.
I niosą tobie przesłanie na ziemi,
Kwiaty z łąk świata,z ogrodów-z wszystkimi.

Dar twej miłości matczynej pozostał,
Wszystkim trudnościom życiowym twym sprostał.
I dał jesieni dziś owoce żrałe.
Boga ,Ojczyzny i na twoją chwałę.

Piękno miłości,które w sercu nosisz,
Niechaj ci wieczną szczęśliwość wyprosi.,
Przy Tronie Matki od Pięknej Miłości,
By zasłużonej doświadczyć radości.

Józef Bieniecki

jozef49
01-05-2010, 11:39
Leżał sobie nieboszczyk,spoglądał znad wieka,
Jak po niego zbliża się, sto diabłów z daleka.
Dążą wprawdzie powoli,wciąż w jego kierunku,
On się nie mógł poruszyć,jak na posterunku.

Użył owy postronek,zawisnął na chwilę,
Wkrótce się przekonując , jego własnej sile.
Zadyndał,tak zostało.By tak w lesie dyndał,
W końcu przypadkiem znalazł go przybłęda.

Teraz patrzy z boku co się wokół dzieje,
Idą głów mąciciele i duszy złodzieje.
Chce uciekać-nie może,krzyczeć, brak mu siły,
Wszystko przeciw ,wrogie, na nim się skupiły.

I tak sobie w głowie do siebie mamrota,
Że mu na wieszanie nie przyjdzie ochota.
Tymczasem tego skutki są zanadto srogie,
Bo się skłócił,nie jednał, z samym Panem Bogiem.

Cały strachem podszyty,trzęsie jak osika,
Mało nie oszalał,już dostaje bzika.
Poczuł mokro w piżamie,zaworki puściły,
Samobójcze myśli naraz się zemściły.

W obesranych galotach,spocony się budzi,
Chociaż smrodzik wokoło-szczęśliwy, wśród ludzi.
Wie od dzisiaj-będzie wiedział potem,
I nie podda kuszeniom,diabelskim bełkotom.

Józef Bieniecki

jozef49
01-05-2010, 11:40
Gwiazdo moich przemyśleń ,Tobie to pozwolę,
Objąć serce, nadzieję,w wieczystą niewolę.
Gwiazdo na firmamencie,przeczysta ,wspaniała,
Tobie pokłon,cześć,uwielbienia chwała.

Perło pośród Aniołów,niewinna Lilijo,
Dzięki Twojej miłości me nadzieje żyją.
W serca kwitnij ogrodzie,by podatna gleba,
Owoc dobry rodziła ,dla ludzi i Nieba.

Niech Twa miłość Matczyna Naród święci cały,
Dla Matczynej radości i dla Syna Chwały.
Aby pośród narodów przez Ciebie wybrany,
Serca Twego nie zawiódł,był wiecznie kochany.

Spraw o Najjaśniejsza by w Światła ujęciu,
Duchem Świętym człek wzrastał,,już w samym
poczęciu.
Światłem onym rozpalał w sercach wątpiących,
I był jako Krzyż Święty,ogniem gorejącym.

Spraw o Pani Królowo,by kajdan okowy,
Były wszystkich Polaków początkiem odnowy.
Aby mogli zrozumieć,że niewola ona,,
Jest bez mała dwóch wieków dzisiaj
powtórzona.

Ślepcom otwórz oczy ,a dla głuchych stanie,
Jasnogórskie Królewskie do cię zawołanie.
Niech uświęcą co święte,tak,tak,nie niech będzie,
Wypełniają w działaniu synowskie orędzie.

Józef Bieniecki

jozef49
03-05-2010, 12:06
Płaska gęba,wygląd sowi,
Gęsta broda do połowy.
Uszy ośle jak u żbika,
Z frędzelkami lub kucykach.

Wzrok kaprawy-na Maroko,
Ciągle cieknie z nich posoką.
Włos rudawy,w części płowy,
Nos spiczasty na pół głowy.

Gęba w piegach i kurzajkach,
W nosie czubku wielka kaika.
Garb wielbłądzi zgiął w pałąki,
Rąk piszczele jak postronki.

Nogi chude ,pokręcone,
W różne strony koślawione.
Chód kaczuchy pół kulawej,
Oszpeconej i kaprawej.

Głos krzykliwy i skrzeczący,
Wzrok przyćmiony ,niewidzący.

Sen mi widmo przerwać chciało,
Gdy się wtedy pokazało.
I udało się do rana ,
Całą nocą poszarpana.

Józef Bieniecki

jozef49
03-05-2010, 12:08
Pewnie bym cię pokochał i kochał wciąż szczerze,
Lecz już w ogrom twych uczuć po prostu nie wierzę.
Pogardzony ,zdradzony,trudno jest zaufać,
Lepiej od dziś zawczasu na zimne podmuchać.

Wybacz miły mu rzekła,jestem ci już obca,
Ja z natury każdego rozkochuję chłopca.
Przwykłam doń szybko,w końcu mi się znudzi,
A ciekawość przygody każe poznać ludzi.

Miewasz w sobie coś z osy ,z kwiatu chyb na kwiatek,
Chociaż nektar wypijasz,mały ten twój światek.
Czas nieuchronnie płynie i zaśniesz jesienią,
Zmienność uczuć i kwiatu,faktu nie odmienią.

Co przeżyję to moje,nie sieję, nie zbieram
A,że czasem uczucia chłopca sponiewieram.
Jestem ja z urodą,nic więcej nie rzekła,
Odwróciwszy na pięcie, po prostu uciekła.

Biedny wybryk natury,jak pcheł wszelkich maści,
Chyba z miejsca na miejsce,ugryzie- ach masz ci.
Błędne koło rzec można,to co pchle wystarcza,
Nie przystoi ludziom,niech ich nie obarcza.

Udzieliwszy porady poszedłem na miedzę,
Pośród pól malowanych owady pośledzę.
Pełnią swoje zadanie, za Bożym nakazem,
Pchła jak pchła kombinuje ,jak ugryżć tym razem.

Józef Bieniecki

jozef49
03-05-2010, 12:09
Na kaskadzie wód krople-perełki,
Ożywają w świetle słońca, za dnia.
Chociaż strumień płytki i niewielki,
Czas południa rozpali pochodnia.

Na jedlinie szmaragdów poświata,
Rozjaśniła półmrok lasu, knieje,
Na przełomie tak wiosny i lata,
Zachwyt świata po prostu,truchleje.

Już zmierzch szary rozjaśnia jutrzenka,
Dniem nadziei przypłynie skrzydlata.
Jej błękitna w haft złota sukienka,
Oczy cieszy,z tą chwilą pół świata.

Świecy światło promykiem zamruga,
Ciepłym blaskiem ogrzeje spojrzenie.
Chociaż nocka jak sadza i długa,
Miłym ognia ogarnia płomieniem.

Światło bije dziś z twego oblicza,
Chociaż lat nam przybyło tak wiele.
Czas kolejny znów roczek odlicza,
Promieniują spełnione w nich cele.

Ciemnej nocy, opończy atrament,
Dnia promienie pochowały lica.
Tylko Boga niebieski firmament
W świetle lampy zadniało księżyca.

Józef Bieniecki,

jozef49
03-05-2010, 12:11
Nade mną Turbacz z zachmurzonym czołem,
Wokół gniazdowo dzikie Gorce kołem.
Twarz zasępiona,lasów bokobrody,
Łysina wierchu opłukana chłodem.
Odkryty golec,część drzewem cieniony,
Pięknym widokiem cieszy wszystkie strony,
Dostęp do wierchu,karkołomny ,trudny,
Wysiłek,widok nagradza przecudny.
Cała ta przestrzeń pokryta górami,
Wstęgą wzgórz ciągnie,piętrząc kopułami.
Doliny ,pola ,wiją się rzek pasma,
Na widnokręgu w mgłach polnych przygasła.

W obliczu Tater,wijąca wężem,to Raby Kotliną,
Tu nowotarską otula doliną,
Od spiskiej ziemi,Dunajcem burzliwym,
I kamienieckim potokiem ruchliwym.

Tulą lub dzielą Beskidów krainy,
I chociaż różne ,jak piękne dziewczyny,
W krasie,potrafią zaskoczyć ,uwodzić,
Tu w tych przypadkach chce się po nich chodzić.

Połacie lasów,przez pól szachownice,
I wartkie rzeki ,strumienie -krynice,
Po wiatr od Tater,który tchnieniem Bożym,
Z nieodgadnionych spływa nam przestworzy....
itd.
Józef Bieniecki

jozef49
03-05-2010, 12:12
Od stepów gdzieś i Dzikich Pól,
Złowieszczy wieje wiatr.
Na barbarzyńskich ustach pieśń,
Zbrodniarzy z Kraju Rad.

Historii widmo ,ciemnych chmur,
Na falach krzywd ze złem.
A ludzkiej masy zbrodni mur,
Złowieszczym dyszy kłem.

U wrót Stolicy ,groza, śmierć,
Niewoli czarny cień.
Uczeń ,robotnik,wierny kmieć,
Nadziei czyni dzień.

Modlitwy ciągłej żal i płacz.
I serca szczery zew.
Zaczął trupami wroga słać,
Krwi odwracając bieg.

Na Jasnogórską wyszła Grań,
By postrach wrogom siać.
Składając poły płaszcza nań,
Srebrzysto -białą szadż.

I Naród łaską,serca Jej,
Kolejny raz zachłysnął.
Biorąc z opieki wiecznej -Twej,
Kolejny Cud nad Wisłą.

Józef Bieniecki

W 84-Rocznicę Cudu nad Wisłą.

jozef49
05-05-2010, 14:47
Płyń Biały Orle,wysoko nad granie,
Którą wiatr halny wybrał na hulanie.
I bystrym okiem spoglądaj z wysoka,
A Panu Bogu cześć oddaj w obłokach.

Wielcy bywają gdzie mały nie sięga,
,Stąd władzy możność,i Twoja potęga,.
Chociaż na laurach też potrafisz siadać,
To co królewskie będziesz wciąż posiadać.

Zerwiesz do lotu,buntowniczy ,wolny,
Boś nie stworzony by siedzieć pokorny.
I z ręki jadać.W Twoich silnych szponach,
Wznosi ku niebu,ta Biało- Czerwona,
A wiatr wolności flagi jej łopoce,
Jako husarii zwycięskie proporce.

Wiej wietrze wolny,spływaj strugą wrzenia,
Wypalaj wątłych w chwilach powątpienia.
Na skrzydłach Orłów ,niechaj wolność wzlata,
By była skrzydłem Narodu, skrzydlata.

Jak ogień ,który nie chce się wypalić,
Pozwól w tym ogniu wolną ją ocalić.
A co się rodzi z Boga świętej woli,
Niech oswobodzi z szatańskiej niewoli.
I świętą będzie Twoja zbawcza męka,
Tarczą obronną Twa Matka, Panienka.

Płyń Orle Święty, bo Bóg stworzył ciebie.
Wolnym na ziemi i wolnym na Niebie.

Józef Bieniecki

jozef49
05-05-2010, 14:48
Grzmij Boże grzmij.
W rękę knut lub kij.
Niechaj świat ten wyzamiata,
Armia Aniołów skrzydlata.

Pomsta woła już do nieba,
Cięgów, batów nam potrzeba.
Niech pokornych też dosięga ,
Twoja rózga i potęga.

Świat Sodomy i Gomory,
Z piekła rodem grzmią potwory.
Ryczą dobru prosto w twarz,
To już piekła przednia straż.

Chichotu upiorne echo,
Deprawacja poklask grzechom.
Taniec brzucha,krzyk chocholi,
Lży ,oskarża i niewoli.

Sztukę podli raka piętno,
Słowem,pieśnią beznamiętną.
Malarz poszedł też w zaparte,
Cyrograf spisując z czartem.

Filozofii dół-utopie,
Sączą krew i rany ropie.
Myślicieli mierne zera,
Odwieczny historii kierat.

Józef Bieniecki

jozef49
05-05-2010, 14:53
Płacze deszczem zziębnięta,jesień smutna,szara,
Wszystkie cuda przyrody zaległy na marach.
Chłody pierwsze i mrozy ,siąpi deszcz i plucha,
Prawie cała przyroda dała Bogu ducha.
Do snu w końcu sposobiąc,nie uległy wszystkie,
Ku,rzadkiemu słoneczku wypinając listkiem.
Kwiaty czasem się zdarzą,astry,chryzantemy,
Szałwi i stokrotek,schylonych ku ziemi.
Niepozorne,drobniutkie,nawet przymarznięte,
Odtajane kwitną,niebem uśmiechnięte.

Wszechobecna szarzyzna,taka byle jaka,
Weseli owocem w wielu drzewach ,krzakach.
Paciorki rokitnika,berberys czerwony,
Lub w czerwonych kuleczkach w ogniku rzucony.
Kalin i jarząbów,czerwienią się grona,
Irys ,głogów korali,czerwień rozogniona.
Szmaragdową zielenią cieszą się iglaki,
Jodły,świerki i sosny ,i jałowca krzaki.

Ptaków liczne rodziny po Kraju rozsiane,
Też przez chłody zostały jak zdziesiątkowane.
Większość z nich odleciała,dotarła do celu,
Ale mamy przyjaciół skrzydlatych też wielu.
Obciążona zimą cała brać skrzydlata,
Jedne u nas zostają,a druga przylata.
Pól spiżarnie i lasów, w stopniu dostatecznym,
Obdarują pokarmem ,w poziomie bezpiecznym.
Przydomowe karmiki,nie żałują chleba,
Poprzez ludzi w pokarmie ,darowanym z Nieba.

Większość zwierząt zasypia,zimowe zapasy,
Sposobiły im pola i bogate lasy.
Często śniegiem pokryte,jak w leśnej chłodziarce,
Wystawione na mrozy i na wiatru harce.
Służą wszystkim bogactwem,głód stawia na próbę,
Dobre chęci oddalą,każdą głodu zgubę.

Józef Bieniecki

jozef49
05-05-2010, 14:55
Wierzbo,polska ,wspaniała,która srebrnym łozem,
Łzy wylewasz sowicie nad Polaka losem.
Ty o duszy słowiańskiej,kto ze srebrnym piórem,
Nie był piękna twym piewcą,nie pisał laurę.?

Byłaś ,jesteś symbolem, tyś mej Ziemi znakiem,
Jak ten co po niebie białym płynie ptakiem.
Tyś Mazurkom Chopina swe nutki szeptała,
I z wieszczami ich dzieła we spójni pisała.
We wspomnieniach żołnierza,z dala obolały,
Niósł sztandary tej Ziemi, i dla twojej chwały.

Ile wierszy poświęcą?Wyszukane słowa,
Z patrioty wzruszeniem piękna będzie mowa.!
Ile łez wylejesz?Kto twą mowę umie,
Kochać i rozumieć,,w liści twych poszumie,,
Siada by mieć w wezgłowiu twoje jasne lica,
Uwielbieniu oddając.Jak płocha dziewica,
Płatkami swoich liści na łozach szeleścisz,
Wprawne ucho słuchacza subtelnością pieścisz.

Wzrok w tobie zawieszony,w listkowia przesmykach,
Pieści złote iskierki na słońca promykach,
Mruga nimi filutnie jak Anioł dobroci,
Który za uwielbienie każdego ozłoci.

Kiedy nocą wiatr cichnie ,ty na nieba skłonie,
W srebrne piórka ubierasz w księżyca ogonie.
Jako gwiazdy na niebie, pięknem onym mruga,
Jesteś mgławic ozdobą ,kończąc warkocz,,długa.

Zaś na jutrzni w słoneczku zapłakana jeszcze,
Rosą pereł oniemiasz,,niczym tęczy deszczem.
Ukojona przeżyciem,łaską darzysz cienia,
Boś jest piękna i dobra ,Polka bez wątpienia.
Wzrokiem pośród listowia ,myśl do cię umyka,
A ty wielka wspaniała i pokorna cicha.

Józef Bieniecki

jozef49
05-05-2010, 14:56
Nad oknem moim jest jaskółcze gnizdko,
Małe spoiste,przykryć można garstką.
Jeszcze chwil kilka,małe zaczną chwilić,
Mama i tata na przemian się silić.
Jeść ,będą piskać,rodzice w ukropie,
Raz strzałą w niebo,to w gniazdko przy stropie.
Biegiem błyskawic w tą, znowu z powrotem,
Nie straszna słota,pokona spiekotę.
***
Obok w szczelinach gniazdują cimelki,
Rejwach, ćwirkanie,ruch bez przerwy wielki.
Gospodarz ziaren rozsypał bez liku,
One przy jednym ,tłuką się wśród krzyku.
Jako przekupki na targu w jazgocie,
Myślą o kłótni,mało o robocie.
W końcu to ziarnko najsprytniejszy zdzierży,
Reszta ćwirkając dumna że zwycięży
***
Kogut na nodze,grożnym okiem wodzi,
Pewnie mu jakaś niecna myśl przychodzi.
Zachłysnął pianiem,bałamuci kury,
Okiem świdruje i nasrożył pióry.
Przysłowie mówi,nie ten, który pieje,
J budzi wszystkich,kiedy jutrznia dnieje,
Ten co już w jajku piać sobie poczyna,
Już wtedy jego wybiła godzina.
***
Indyk bulga do współbraci,
Odbulgują mu kamraci.
Choć nie wiedzą o co chodzi,
On z przekąsem-jeszcze młodzi.
Może łączność sprawdzał z nimi,
Raczej ostrzegł,że dziewczyny,
Wszystkie jego ,się nie ważą,
Czasem na nie nie powłażą.
***
Długie nogi ma nasz bociek,
By z żab nie miał ze sto pociech.
Gdyby one tak zechciały,
By go na śmierć załechtały.
Dzób też długi,pewnie po to,
By nie musiał klękać w błoto.
Ropuch gdy się o ,tym dowie,
Będzie pukał się po głowie.
***
Słowik,w sobie ma ten czar,
Iż miłości posiadł dar.
Niby to kochankom śpiewa,
Strumień łez wylewa z drzewa,
Zapatrzony w zakochanych,
Swej miłości zdziera rany.
Nauczony doświadczeniem,
Woli cieszyć się westchnieniem.
***
Pani sroka jak przystało,
Nie cieszy się u nas chwałą.
Ocenili tak biedactwo,,
Za złodziejstwo i cwaniactwo.
Kłusownicze ma zapędy,
Gdzie obecna -trupy wszędy.
Więc zakazy jej nie chronią ,
Możesz jej pogrozić bronią.

Józef Bieniecki

jozef49
06-05-2010, 10:13
W przestrzeni serca ,czas i pora,
Aby wyrazić co ja czuję.
Bo z obfitości usta mówią,
Że ja od zawsze cię miłuję.

Nie kryję faktu ,czas ku temu,
Aby komnaty,serca bramy,
Otwarte były ku wszystkiemu,
I wykrzyczały,że kochamy.

Chcę z tobą razem czuć i myśleć,
Wzajemnie dusze swe otworzyć.
Nocą ,na jawie,czasem przyśnić,
I wszystko dobre stokroć mnożyć.

I nie udawać, nie unikać,
Puścić korytem życia rzeki.
Połączyć to co się dotyka,
I życiem chodzić całe wieki.

A w sercu ,tajnych zakamarkach,
Intymny kącik ci wyszukam.
Jako posłaniec takiej misji,
Do twego szczerze będę pukał.

Józef Bieniecki

jozef49
06-05-2010, 10:20
Myślistwo w części jest rycerską sztuką,
Jest w sobie kuźnią, zdrowia i hartu nauką,
I sił fizycznych i zdrowego ducha,
Dyscypliny, wie kiedy, gdzie powinien- słucha.
Udział zaprawiał do sztuki wojennej,
Podjazdowej, partyzanckiej, w sytuacji zmiennej.
Uczy podchodów, znajomość zwyczajów,
Nieprzebytych puszcz wokół, bagien czy zagajów.
Trzeżwość umysłu i fizyczna siła,
Mocą odwagi ,oby w zdrowiu była.
Zwierz groźny dodał myślistwu uroku
Puszczę w oparach, na świtania mroku.
Emocja wisi, tu strzał, tam ryczenie,
I wycie z bólu, rzężenie albo skowyczenie.
Puszcze dziewicze, bo ręką nietknięta,
Jak takie w Raju, nieskalana, święta.


Zwierz gruby: dziki, łoś, żubry , niedźwiedzie,
Szło się z toporem, oszczepem- na przedzie,
Do późnych czasów z łukiem, ten bywał skuteczny,
Pewny w obsłudze, w użyciu bezpieczny,
Od krzoskowego półhaka, o zbyt krótkim strzale,
Pali raz tylko, niepotrzebny wcale,
Nie miał wartości sękatego kija,
Z brakiem innego, w obronie wywijasz.
Dwie możliwości, zwierz- człowiek, ofiara,
Wraca myśliwy z trofea albo też na marach.
Trzecia, gdy jeden ucieczką salwował,
Tu miał przewagę - zwierz, człek na drzewo chował.


Miłość przyrody wzrastała od wieków,
Wiara chrześcijan, zasiała w człowieku,
Do Stwórcy miłość, ludzką. Dlatego kochają,
Miłość przyrody cześć Stwórcy oddają.
Z nią jest współżycie, jak słońca potrzeba.
Łyk słodkiej wody , powietrza i chleba.


Jak dzieje ludzkie, było polowanie,
Z dawien i dawna staje powołaniem,
Jest warstwy wiejskiej,całej społeczności,
Z zamiłowania, często z konieczności.
Z myśliwskim życiem tradycje, zwyczaje,
I niezbywalne także obyczaje,
Natura każe jak winien postrzegać,
Człowiek jej prawa i zgodnie przestrzegać.
Porą znaczone, od czasu wzrastania,
Kończą jesienią, czasem dojrzewania.
Zwyczaj zachować, stać się musi prawem,
Oby owoce nie były koślawe.
Rosły w harmonii, tam skąd się wywodzi,
Człowiekiem, który wśród przyrody chodzi.
Tam gdzie Stwórca, przy stworzeniu dotknął,
Człek niech nie szkodzi, oby się nie potknął.


W cienistych drzewach, namiot w gwiazdach nieba,
Cenisz naturę, widokiem olśniewa,
Tworzy wrażenia, wśród wymownych głosów,
Dopełnia w związku, powiązanych losów.


Łowy z hartami, ogarami, obława z sieciami,
Te szlachetniejsza- bywała z ptakami.
Sokół najczęściej, żądał cierpliwości,
Trudu , wydatków. Często jednak gościł,
Na polowaniu los jednak zależał,
Dziś na jakiego przymierzano zwierza,
To unoszenie było trudną sztuką,
Też specjalnością, inne też ptaki objęto nauką,
Orzeł należał, krogulec, jastrzębie,
I nawet sowy, rorogi. ostatnie były ostre w gębie.
Krogulec , sokół, prócz kuropatw, dzisiaj mało kto wie,
Chwytał żurawie, dropie i cietrzewie,
Jastrząb zająca. Roróg albo orzeł,
Dał radę sarnie, jak i dzikiej kozie.


Ptactwo się krząta tuż przy żrałych kłosach,
Rankiem obsycha z pól srebrzysta rosa,
Z nim wiele zwierząt. Polują na łodzi,
Wodną ptaszynę, gdy świt blady wschodzi,
A ciągi małe, wielkie, budzą myśliwego,
Mknie we czeredach, w poświacie bladego,
Dnia,ku odległym halawom.
W wieczór wzdłuż grobli, czatują przy brzegach,
Gdy ptactwo na żer nad ziemią, w szeregach.


Mają patronów, świętego Huberta,
Święty Eustachy , Idziego od święta,
Gdy chce myśliwy by prośba była wysłuchana,
Ma na uwadze z świętych ,Sebastiana.
Każdy z nich w niebie- w lesie kule nosi.
Kiedy myśliwiec z przekonaniem prosi.


Niedźwiedź zwierz dziki, silny i ogromny,
Zwierzem ponętnym, był najbardziej łowny.
Polują zimą, nie znosił wybiegu,
Wrażliwe łapy, nie chodzą po śniegu.
Wcześniej w barłogu, w środku matecznika,
Nie niepokoi go zwierzyna dzika.
Człowiek wypatrzył, psy, różne sposoby,
Znajomość jego, puszczy czy dąbrowy,
Skuteczny dały efekt.
Otoczą obszar, gdzie niedźwiedź zalega,
Na czasie mrozu ostrego i dużego śniega.
Myśliwi zajmą swoje stanowiska,
Rusza obława, ofiara, czując człeka z bliska,
Straszą hałasem, strzałami, szczekaniem,
Wybiegł z barłoga, prosto na strzelanie,
Zdarza się niedźwiedź, też dziurę wywierci,
W kniei przepada, unikając śmierci.


Po trudach i wysiłkach, gospodarskich pracach,
Myślistwo wszystkim trudy ubogaca,
Niosąc różne korzyści.
Melancholię wypędza, czyniąc głowę wolną,
Temperuje człowieka i duszę swawolną.
Do rycerstwa sposobi, wnosi do spiżarni,
Z skóry czyni użytek, mięsa do wędzarni.
Wilka trzebi, odstrasza, wódz wszelkich szkodników,
Wśród właścicieli ziemskich ma swych przeciwników,
Zagorzałych zresztą.
I dziki szkody czynią we uprawach,
Na nich myśliwy szczególnie nastawa,
Nie gardząc mięsem także.
Trąby głośne myśliwych i w ogarów głosie,
Dwoją, troją harmider, po porannej rosie,
Zwierzynie, kto panem na długo ogłasza,
Charcia pogoń daleko, od dziedzin odstrasza.
Dzięki zamiłowaniom dworów do polowań,
Było więcej pożytku, niż dworskich filtrowań,
Zaopatrzył w dziczyznę, skóry i rozrywkę,
Do wyżycia młodzieży dawając przygrywkę.
Poczucie niósł wolności, odporność, zaprawę,
I męstwa, na późniejszą w obronie wyprawę.
Chociaż w polowaniach było niebezpiecznie,
Zajęcie to lubian bezsprzecznie i wiecznie.


Gdy Król, Hetman wyprawę takową sposobił,
Myśliwych zwoływano i zwierzynę łowił.
Armii aprowizacja w puszczy miała źródła,
Kiesa na wyżywienie z tych przyczyn nie chudła.
A i stoły pańskie zastawione suto,
Mięsem z grubej zwierzyny, no i ptactwa śrutą.
Łowy też traktowano w zasiewach obronie,
Które często niszczone na pańskim zagonie.
Stąd aprobata pełna do ich zabijania,
Niedźwiedzie, wilków, dzików ,ta śmierć ich przysłania.


Józef Bieniecki

jozef49
06-05-2010, 10:21
Płynę wiatrem nad ziemią,
Pośród chmur i nieba.
Łąk nadzieją kwieconych,
Kłosów zboża ,chleba.

Muskam piersią cię ziemio,
Byś pięknem stworzenia,
Była natchnieniem ducha,
Wrogiem powątpienia.

Niech w szlachetnym twym
pięknie,
Łaska wiary wschodzi,
Prawa będą przykładem,
Mądrych ludzi rodzisz.

By lud umiał dziękować,
W pięknie znaki czytał.
Nie próbował zepsować,
A głupich nie pytał.

Na życiowym wirażu,
Do ciebie nie wracał.
U doczesnych ołtarzy,
Winy umiał skracać.

Perło pośród wszech świata,
Niech duchem rozumiem.
Do ducha myśli wzlata,
Piękno czytać umiem.

Józef Bieniecki

jozef49
06-05-2010, 10:23
O czasie zdrady-czasie cnót,
W pogardzie lat niewoli.
Polskę germański deptał wróg,
A świat mu to zezwolił.

Za klęskę Moskwy mścił się kat,
Rozdarto na dwie poły.
I karmił zdradą brata brat,
Jak wrogie dwa sokoły.

Dymy obozów,stos nad stos,
Trup trupem ścieli pole.
Jęków męczonych głuchy głos,
Nad kajdan szczęk ,niewolę.

Rozdartych piekieł nadszedł wiek,
Zwycięstwa antychrysta.
I w barbarzyńcę zmienił człek,
Żył w wielu terrorystach.

I choć pokoju przyszedł czas,
Przeszłości nie pamięta.
Gdyż wraz z głupotą,serca głaz
Jest czasem zła nie tknięta.

I łeb podnosi stary wróg,
By w piersi bić ofiary.
I choć przekleństwem,stary dług,
Historii nie da wiary.

Józef Bieniecki

jozef49
06-05-2010, 10:24
Na płaszczu nocy sadzy cień,
Gdyby nie gwiazdek krocie.
Nieba poświatą spływa zeń,
Upiętych kwiatów w złocie.

A cisza nuci pieśni snu,
Głęboko w sercu marzeń.
Wonieje boski zapach bzu,
Odurza bukiet wrażeń.

Pośród wszechświata ,mały cud,
Bo zechciał to i widzi.
I duszy czystej ,piękna głód,
A z piękna jej nie szydzi.

Zakwitł maleńki nocy kwiat,
W księżyca świetle błyska.
I każe wierzyć w piękny świat,
Iż dobroć jemu bliska.

Gdy pocałunkiem rosy wstał,
Pomnożył cud stworzenia.
Szeptem na liściach drzewa grał,
Swą pieśń-do zobaczenia.

I w cudzie nieba odszedł gdzieś,
Gdy pierwsze gwiazdy bledły.
A wiatr znów śpiewał ranną pieśń,
Aż liście nie owiędły.

Józef Bieniecki

jozef49
09-05-2010, 19:32
Rok czas zamyka,wielu dróg,
Nowym się czasem skrada.
Chcę by w tej drodze stał mój Bóg,
Polaków zmiękła zdrada.

By czasem rządził,tak jak był,
Układnie w mych zamiarach.
W oddechu każdym moim żył,
A życiem była wiara.

Gdzieś u podnóży-Nieba stron,
Odnalazł świat daleki.
Wierzył,że tworzył tylko On,
I poszedł z Nim przez wieki.

Poznawał piękno,Jego świat,
I Jego był oczami.
I dla każdego był jak brat,
Wychwalał Go wierszami.

W jesieni życia,szedł przez czas,
Cieszył się życia blaskiem.
I każdą chwilą cieszył w nas,
Każdą zaś noc żył brzaskiem.

Nawet w ugorach pól i łąk,
Dał widzieć swoje piękno.
Bym nad ugorem serca kląkł,
Tam gdzie już serca miękną.

Józef Bieniecki

jozef49
09-05-2010, 19:34
Ciepłe spojrzenia noszę w sercu,
W objęciach duszy myślą pieszczę.
Tęsknym wieczorem zawsze wracam,
I myślę głośno-spojrzyj jeszcze.

Szeptane słowa,milczeń mowa,
Mowy gorącej słów tysiące.
Bzami pachnąca ,jaśminowa,
Westchnieniem nocy gorejące.

Myślą tęsknoty wracam kołem,
Tulę pamięcią me marzenia.
I jesteś w sercu gdy cię nie ma,
Bo ja słoneczne mam wspomnienia.

Niech jednocząca nić uplecie,
Z łąkowych kwiatów ,życia wianek.
By zaplątało gorejące,
Dwa serca w sobie zakochane.

Serce przy sercu,wspomnień czara,
Bukietem wina ukołysze.
Ja ci mój talent złożę w darach,
Słów kilka wiersza ci napiszę.

Józef Bieniecki

jozef49
09-05-2010, 19:37
Weż w panieńskie twe rączki kochana,
Bukiet kwiatów dziś który zerwałem.
Spojrzyj w oczy, tak pięknie od rana,
Tak jak wtedy gdy ciebie ujrzałem.

Nie ,nie szeptaj bo czasu wymowa,
Twego serca najczulszym obrazem.
A twa buzia jak róża pąsowa,
Jest bez słowa, najczulszym przekazem.

Patrz ,skowronek z orkiestrą łąk całych,
Pewnie dla nas poświęca swe solo.
Wyśpiewuje miłosne horały,
Piękna miłość i dla nich jest wolą.

Pozwól ująć jedwabne rączęta,
Iść wśród piękna,co ludziom Pan
Stworzył.
I spoglądać w błękitne oczęta,
By uczucia stokrotnie pomnożył.

Oba serca o jednym marzeniu,
Spiszą wiersze o naszej miłości.
I dopełnią, nadzieję w pragnieniu,
Dając owoc ku wspólnej radości.

Pierwsze gwiazdy i księżyc rogalik,
Czas rozstania i nocą nas wita.
Chce podglądać jak my się kochali,
Nasze myśli na pewno chce czytać.

Józef Bieniecki

jozef49
09-05-2010, 19:44
Pod gołym niebem zamieszkali domu,
Wierni przysiędze i na służbie Boga.
Czas beznadziei poniewierał sromu,
Przyszłość spogląda oczyma złowroga.

Los -życie młode złożono na szali,
Tamten języczek,prawdy nie przeważył.
Elegie wrogie okupanci grali,
Na grobie Polski stanęli na straży.

Wszelka nadzieja na grobie przygasła,
A duchem Orzeł niósł się ponad światy.
Wierząc, że Polska ino chwilę zasła,
Wolał przestrzenie niż budynków kraty.

Słowo się rzekło i stało się ciałem,
Moskiewskie łapska niewoli odcięto.
I Zmartwychwstałą -tak wtedy widziałem,
Czciłem Ojczyznę jako Matkę Świętą.

Nie dajmy burzyć poległych pamięcie,
Na Panteonach są naszym Ołtarzem.
Niech choć je tylko rocznica uświęci,
Dzisiaj ,po jutrze i za każdym razem.

Choć ciałem wolna, duch jadem zatruty,
Na antydotum konwulsyjnie miota.
Taki podtruty, szedł będzie na skróty
W ustach bezmyślnych jest bezduszna
Rota.

Józef Bieniecki

Żołnierzom Wyklętym i Niezłomnym.!!!

jozef49
09-05-2010, 19:46
Napisz proszę i przyślij nadziei okruszek,
Troszkę wlej w moje serce,w skołataną duszę.
Wiosna śpiewa wokoło,w kalendarza kartach,
Dla mnie póżna jesień,brudna, nic nie warta.
Tak mało, a wiele.Promykiem nadziei,
Czasem dawnym powracaj dobrych czarodziei.
Nostalgicznej pamięci powróć dawną świetność,
W imię starej przyjażni,odmień obojętność.
Dwoje małych gołąbków grucha sobie zgodnie,
Niosąc w życiu przed sobą wspólnoty pochodnie.
Chwilę sobie obcy,teraz tworzą parę,
Mierząc w drodze czas życia wspólnoty zegarem.
On grucha ,jest szczęśliwy,ona jak przystało,
W narzeczony ukłonach oddaje się całą.
Gniazdko pewnie uwiją,potomstwem pocieszą,
Chociaż zgodą bez końca życiową nie grzeszą.
Szepnij słówko jedyne,już wyciągam rękę,
Siedem róż czerwonych,uniżenie klęknę,
Tylko jedno,akt zgody,a po cóż się droczyć ?
Lepsza zgoda z miłością,nie po grudach kroczyć,
Na niebie dwie gwiazdki,jedna do mnie mruga,
Stoją blisko,ja jestem to ta właśnie druga.
Nie zamierzam spadać,choć my Drogą Mleczną,
Wspólnotową,życzliwą,w drodze nieba wieczną.
Tu na ziemi zacznijmy,aby w nieba kwiatach,
Po czasie nam pisanym,odpocząć ,w zaświatach.

Józef Bieniecki

jozef49
11-05-2010, 06:25
Zastygłe w pięknie myśli,akwarelą słowa,
W misternym kolorycie,wieczne od początku.
Inne puste w wyrazie, w sensie -pustomowa,
Tłem są sztuki upadłej,służące wyjątkom.

Wszystkie w księgach wyschnięte.a pośród
nich suche,
Niosą w sobie przesłanie w zastygłej pamięci,
Czasem zżółkłe,bezbarwne,ze starości kruche,
Wspomnień chwilą powrócą by nostalgię święcić.

Myśli forma choć różna lub innym przekazie,
Wyrzeżbiła ,obrazu pozostawia kliszę.
Odstawiona na półkę,we wieczności ciszę.

Wyobrażnię pobudza w właściwym wyrazie.
I powraca jak wicher,gdy adres właściwy,
Uczuciem pobudza,tym pierwszym prawdziwym.

Józef Bieniecki

jozef49
11-05-2010, 06:26
Ojczyzno-moja Bolesna,
Jak Matka Boska pod Krzyżem.
Z matczynym bółem na twarzy,
Nad umęczonym żołnierzem.

Krwią Ziemio nasza przesiąkła,
W szkarłatnym płaszczu od bicza.
Łez morze matek wylanych,
Gorączko w polowych zniczach.

Każni bolesna biczownio,
Bólowi łzy są nie obce.
Wielka cieniowa korono,
Pod okupantów bykowcem.

Na szubienicy Judasza,
Odchłanio hańby i zdrady.
Matko czci bohaterów,
Narodowej zagłady.

Mar obozowych tragedio,
Smierć z umęczenia osłabła.
Gmino gęby katowskiej,
O jednym obliczu-diabła.

Ty umęczona na Krzyżu,
Szyderstwem żółci pojona.
Na dróżkach Polskiej Golgoty,
Dumna -niezwyciężona.

Józef Bieniecki

jozef49
11-05-2010, 06:28
Ciskam słowa i myśli na darmo,
Rwie na strzępy lub wiatr je porywa.
Czasem słowo już we mnie umarło,
Innym razem strumieniem -jak żywa.

Wiatr ugina pod ciężarem smutku,
Las gałęzi,i nie chce pamiętać.
Z latem starsze i tak po malutku,
Myśl staruszka,znów staje się święta.

Na obrzeżach niebieskiej przestrzeni,
Przepadają me myśli nabrzmiałe.
Lub odbite od szarej zieleni,
Powracają jak koniki,cwałem.

Dekorują ,bo trzeba coś robić,
Pierś szeroka i pióro uległe.
Warto czasem więc go przyozdobić,
I w historie wpisać niepodległe.

Polityka utopią jak rzeka,
Lub Polesia wieczyste bagniska.
Kiepskim graczem,palcami ucieka.
Wylęgarnia-przeróżne gadziska.

że kolesiom dawał kiedyś słowo,
Obietnice wyborcze nie tknięte.
Balansuje dzisiaj pustomową,
A do prawdy podchodzi ze wstrętem.

W politykę zawsze uwikłani,
Będą dobre albo podłe sługi.
W czynie diabłu na wiek zaprzedani,
Na wieczności płacić będą długi.

Józef Bieniecki

jozef49
11-05-2010, 06:29
Tysiące nóg wdeptuje bruk,
A czołgi płyną z chrzęstem.
Tysiące dział, rozbrzmiewa huk,
Gryzącym dymem gęstym.

Na niebie huk, na ziemi grzmot,
Bomb ,rwących się granatów.
Na kramrach pasów-"Main in got",
Naród oddano katu.

Wszelkie układy pominięte.
Została sama sobie.
Przymierza słowem dotąd święte,
Wypalą na Jej grobie.

Na Westerplatte grad kul,bomb,
Aż ziemia z bólu jęczy.
Pomoc nie przyjdzie,nie ma skąd,
Lecz żaden z nich nie klęczy.

Pierwsze ofiary, tysiąc ,pięć,
A będą ich miliony.
Przestań, że Niemcze dzisiaj pleść,
Że byłeś wypędzony.

Już dzikie hordy niszczą tron,
Gdzie siedzi Orzeł Biały.
Parszywa Niemca razi dłoń,
Znacząc nią wiek nasz krwawy.

Józef Bieniecki

jozef49
11-05-2010, 06:31
Gdy noc cierpienia słońce przysłania,
Myśl błądzi w cieniu końca.
Nadzieja w Krzyżu ,Jezusa Pana,
Śle jasny sygnał słońca.

Nadzieję chociaż ból już podeptał,
I łzy się kręcą w oku.
Sumienie cicho ,módl się wyszepta,
Bez niej już ani kroku.

Bólu-ty zawsze na drodze stajesz,
Śmierć i kalectwo chojnie rozdajesz.
Po tobie rany cicha istota.

I bez różnicy biedak,król ,rybak.
Miażdżysz chorobą w żelaznych trybach.
Ból,krzywda,żal ,sromota.

Józef Bieniecki

jozef49
12-05-2010, 15:12
Zeschnięte kwiaty ,senne w wazonie,
Relikty zeszłego lata.
Wortycz z trawami sterczy w koronie,
Poniżej piękno w kwiatach.

Róże królowe skąpane w tęczy,
Chryzantem liczne grono.
U stóp rumianek bez płatków kłęczy,
Najsłabszą kwiatów stroną.

Zaschnięta w ludziach starości smutna,
Choć się o wiele prosisz,
Bogactwa w sercu nosisz.

Zawsze obecna,nie okrutna.
Zaschnięte piękno z czasem patyny,
Nie odchodż z życia sceny.

Józef Bieniecki

jozef49
12-05-2010, 15:13
Wiatr uderza smętnie okiennicą,
Jakby musiał tu w tym miejscu wiać.
Pokłóciwszy się z wieczorną ciszą,
Przeciw sobie ma przyrody brać.

Na kominku iskier sypie deszczem,
Przywołuje rozognioną myśl.
Czy w twym sercu pozostaję jeszcze,?
Chociaż myśli ogień płonie dziś.

Serce w rytmie okiennic uderza,
Każe spojrzeć,tam, w księżyca dal.
Wraca wspomnień myśl kochana ,świeża,
Niezgłębiony tamtych nocy czar.

Miłość w ogniu, czasu nie da stopić,
Zapomnienia rzuci szary cień.
Będzie z sercem latami się droczyć,
Wracać każdy przeżyty nam dzień.

Wróć z podróży dalekiej kochana,,
Niech usłyszę aksamitny głos.
Bym przy boku obudził się rana,
I połączył w nierozłączny los.

Wiatr jesienny wspomnień falą płynie,
Chcę powiązać rozerwaną nić.
Ślę tęsknoty kochanej dziewczynie,
Trudno miła wspomnieniami żyć.

Józef Bieniecki

jozef49
12-05-2010, 15:15
Poskładane ze złomu archaiczne stwory,
Bóstwa czasem przelękłe,anioły, amory.
Wystrugany w drzewie ,okiem wieczność chłepta,
Zapatrzony z wdzięcznością,w pomyśle adepta


Inną bezsens potargał,w klice hołubioną,
Stoi w świata marażmie,niczym nieskończona.
Póki kornik nie stoczy lub nie stęchnie sama.
Porzucona,opluta,staroświecka dama.

W muzealnym haremie,daleka od sztuki,
Humorystą określą,wnuki i prawnuki.
Śmieciem myśl potargana,dwoi się tłumaczy,
Aby widza przekonać,co to wszystko znaczy.

Stoi stworek pokraczny,jak myśl człeka chora,
Nie wiadomo czy ludzka,czy inna potwora.
Huśta łbem w obie strony,nie widzi dlaczego,
Pewnie nie chce ją pojąć,,widzi coś chorego.

Na cokole postawił nieznane straszydło,
W dzień -po nocy straszy,umysłu powidło.
W próżni merda człowieka ogonek nie skory,
Stąd i chore pomysły,niewidy-potwory.

Józef Bieniecki

jozef49
12-05-2010, 15:18
Zanurz się troszkę w polskiej wiośnie,
Ku ziemi swoich przodków.
I duszy,sercem patrz oczyma,
W Jej dzieje od początku.

W Ziemię Chrobrego,Jagielonów,
Oręże,koni rżenie.
I zygmuntowskie bicie dzwonów,.
Rozbiorów upodlenie.

W niwę pisarzy i poetów.
Reymonta ,Sienkiewicza.
W Krainę Wisły i nad Niemen,
Tadeusz-Mickiewicza.

Na Jasnogórski spojrzyj wzgórek,
Oczyma spojrzyj wiary.
Odwagę synów ,polskich córek,
W Ołtarze ich ofiary.

W Panią w koronie z gwizd dwunastu
Na pielgrzymkowych szlakach.
Dumnego w niebie pośród wielu,
Bo królewskiego ptaka.

Polskich kapliczek wieczne piękno,
Jak oczka-modre miasta.
W polach bitewnych morze krzyży,
W mogiłach las wyrasta.

Wśród nekropolii wiecznej chwały,
Panteon sławnych ludzi.
W Polskę wpatrzeni,Polsce wierni,
Ojczyżnie życie trudził.

Ziemio pachnąca Polskim chlebem,
I w rzeki, mlekiem syte.
Bałtyk kąpiący z polskim niebem,
I Tatry nim przykryte.

Józef Bieniecki

jozef49
12-05-2010, 15:19
Mój mały krzyż,
Złożono na mych barkach.
Nim wzniosą wzwyż.
Przebierze bólu miarka.

Przed bólem strach.
W modlitwie mej ukorzę.
Nim kości me,
U Twego Krzyża złożę.

Niech grzechów brud,
Cierpienie krzyża kruszy.
W ranach sumienia,
Z podstawy świata ruszy.

Brzydota zła,
O pomstę piekła woła.
Zło dobrze ma,
Panosząc się dokoła.

Twoja ofiara,
Nie będzie w nas daremna.
Odmieni serca,
Pokorą kwitnie rzewna.

Daj nam cierpliwość,
Ludzkie udżwigać krzyże.
Czas zmartwychwstania,
By był nam coraz bliżej.

Józef Bieniecki

jozef49
14-05-2010, 15:22
Odarto Cię z ozdobnych szat,
By potem w oczy drwić.
W łapska ohydne wziął Cię kat,
By opluć Cię i bić.

Obdartą szatę rozdarł w pół,
Mordował metodycznie.
Zniszczenia plany dalsze snuł,
Uśmiercał Cię publicznie.

Wdeptaną w błoto dalej tłukł,
Tak zwierze by by mogło.
I dość powiedział wszystkim Bóg
I siłę dobro zmogło.

Choć hydrom ścięto wszystkie łby,
Odnowa jej odrasta,
Bez wiary ,prawdy ,,cienia czci,
Przeklęta zmora chwasta.

A było rzucić w ogień precz,
Na sposób nam żniwiarza.
I starł by wroga w prochy miecz,
By zło już nie powtarzał.

W zatrutych sercach zło i jad,
I całym krwioobiegu.
Z Niemca nie będzie sąsiad ,brat,
Teraz i w żadnym wieku.

Józef Bieniecki

jozef49
14-05-2010, 15:24
Poszarzał dzień by płaszczem okryć nocy.,
A ptaki dnia już dawno poszły spać.
Rola i łąki zamknąwszy ziemi oczy,
Wiatrami traw, do snu poczęły grać.

Na liściach drży ,patosu dzienna chwilka.
Już sennie śpi gdzie dywan legł cotyny.
I płynie noc, skrzydłami gdzieś motylka,
Pociemniał staw ,nadbrzeżny pas wikliny.

Na skłonie Bóg,otworzył nieba wrota,
Gwiazdy posypał,wszechświata wieczny kwiat.
A tęczą nocy poświatą legła złota,
A wierny księżyc osrebrzył nocy świat.

Po niebie wszerz przemknęła twarz komety,
Ciągnąc za sobą ogona złoty pył.
Pędzące w niebyt ,w ogonie jej dzianety,
Ze smutkiem kreślą ,że on też gwiazdą był.

Na fali snów już pewnie noc osiadła,
Aby odwieczny porządek czynić znów.
Choć miasta łuna tej nocy coś ukradła,
Do ciemnych nocy, powraca starych snów.

I szepta cisza,noc piękna i tajemna,
A gwiazd miliony w odwieczny zmienia słuch.
Podróżna w niebie, księżyca twarz przyjemna,
W wszechświecie wprawia i ziemię naszą w ruch.

Józef Bieniecki

jozef49
14-05-2010, 15:26
W cichych zakątkach naszych serc,
Przyszedłeś na świat Panie.
By w kochającym żłobku lec,
Na nasze zmartwychwstanie.

I nocy cichej korny szept,
Usteczek Twych kwilenie.
Mrożnego śniegu biały pled,
Pasterzy wszech zdziwienie.

Króli odwiedzi z dala trzech,
Ci zechcą Cię ozłocić.
Z serca wymieciem ludzki grzech,
Zawita czas dobroci.

Czasem wzrastania witasz nas,
Nadziei kwitniesz kwiatem.
Zmiękczając często serca głaz,
Brat staje w prawdzie bratem.

Choć oddech zimy razi nas,
Twe przyjście wschodzi tchnieniem.
Tak ubogacasz serca w nas,
Na Boże Narodzenie.

Niechaj łagodzi wieczny spór,
Bo słowo Ciałem stało.
I między piekłem stawia mur,
Pośród nas zamieszkało.

Józef Bieniecki

jozef49
14-05-2010, 15:27
Tam pod lasem, zakopane,
Chłopskie serce wierne.
Polskie ręce spracowane,
Silne ,choć mizerne.

Pokolenie w ziemi leży
Krzyż im przewodnikiem.
Polsce się nie sprzeniewirzył,
Choć miał życie liche.

W polu deszcz go z wiatrem chłostał.
Od dziedzica batem.
I kuksańce życia dostał.
A wróg zawsze katem.

Wierny Bogu,Polskiej Ziemi,
Słów nie zna - nie mogę.
Chwyta broń wraz ze wszystkimi,
Idzie w wojny drogę.

Czas już spisał Waszą kartę,
Polska jest z Was dumna.
Przy mogiłach trzyma wartę,
Bohaterów trumnach.

Ziemia Matka-łzy wysuszy,
Krwi przyjmując czarę.
Bardzo płacze,często wzrusza,
Przyjmując ofiarę.

Józef Bieniecki

jozef49
14-05-2010, 15:28
Myślą sięgałem daleko,
Iż się w Polsce zdarzy cud.
Tu nad naszą Wisłą rzeką,
Dziś daremny trud.

Choć cud cudem,
Życie trudem.
Rząd dla siebie,
A nie z ludem.

Łza się w oku zawsze kręci,
Gdy nie czyny,a są chęci.
A gdy w drugą się kieruje,
Nie zaczyna ,a już psuje.

Uwikłani ,zaprzedani,
Tylko w jedną,w drugą -ani.
Spór z buławą gniecie wolę,
Dla złodziei parasolem.

Bieda dalej drąży świat,
Idzie z ludżmi za pan brat.
A władzunia po cichutku,
Sieje grządki w swym ogródku.

Strach pomyśleć co to będzie,
Gdy się obcy tu dosiędzie?
Dwa koguty w jednej grzędzie.
Co to będzie? Co to będzie?

Józef Bieniecki

jozef49
18-05-2010, 13:23
Znam rządową definicję,
Jak skazywać na banicję.
Pod pozorem bezrobocia,
Następuje jej promocja.

Naród prawem nie skazany,
Do legalnej pędzi pracy.
Na obczyżnie zniewalany,
We wątpliwej integracji.

Wolno im -bo sami chcieli,
A wyboru-nie,nie mieli!!
Polskę starość.ból rozłoży
Rozbierając - upokorzy.

Pomysł wprawdzie z piekła
rodem,
Kielich piją już goryczy.
Tu banicję puszczą przodem,
Na rząd nie ma już co liczyć.

Hulaj dusza,jakoś będzie,
Mam piłkarstwo na urzędzie.
Spęd kibiców-tępogłowych,
To jest program nasz rządowy.

Niech się kula bieda z nędzą,
Niechaj jakoś życie pędzą.
"A gdy rzeknie dość soliter,
i wyskoczy z czterech liter,
Gdy przeleci świata kupę,
Znowu odda nura w dupę.
I odrzeknie:,że za równo,
w dupie *****-w Polsce *****".

Józef Bieniecki

jozef49
18-05-2010, 13:29
Będę Rosji konfidentem,
Nie dla Polski prezydentem.
Jestem partii kandydatem,
Kliki -która Polski katem.

Z ministralnym beztaleńciem,
I nieróbstwa też zacięciem.
Polska z sztormem podryfuje,
Co się da z statku zrabuję.

Obstawiwszy klakierami,
Których racje z różnych bytów,
Balansują z niemotami,
Do najwyższych pnąc zaszczytów.

Władek często z michy jada,
Tak naprawdę zwią korytem.
Mówić przekręt-nie wypada,,
Jak Poniński strzeli kitę.

Lech daruje też poparcie,
I bełkocze coś pod nosem.
Chociaż skończy się rozdarciem,
Ale szczeka jednym głosem.

Andrzej- w filmach od boleści,
Na historii zbił kapitał.
W poprawności mnie umieścił,
Nienawiści hasła czyta.

Grono mniejszych już obwiesiów,
"Mędrców ",ze sprzedajnym kontem,
Chce się w moim interesie,
Na starość-załapać plątem..

Tak inaczej-stęchłe stadko,
Potakuje mi gromadką.
Okazyjne biją brawa,
Rzeczywistość wykoślawia.

A ja mówię-choć ze wstrętem,
Będę opcji prezydentem.
Przykład ściągnę z mego Dodka,.
Robiąc gówna-dla wychodka.

Józef Bieniecki

jozef49
18-05-2010, 13:32
Do snu ciebie ukołysze,
Szkwał z góralskich hal.
Kołysankę ci napisze,
Płynąc w Polskę,w dal.

Skrzypki wdzięcznie rozweselą,
Aż zakręci łza.
Gdy powita Cię z kapelą,
Kolęd piękna gra.

Na jedlinie gwiazdka mruga,
Skrzypi dziadek Mróz.
Księżycowa światłość w strugach,
Sypie śniegu kurz.

Od jaworków u potucka,
Sanny gwarny śpiew.
Jadą goście do Pan Bócka,
Pewnie Króli Trzech.

Od pasterzy bierz osełkę,
Masz jagniątka dwa.
Naciupali na ognisko,
Brakujące drwa.

Po góralsku zaśpiewają,
I posługę obiecają.
Obiecają,dać i dadzą.
A z grzechami też poradzą.

Józef Bieniecki

jozef49
18-05-2010, 13:35
Poszli do Nieba,kazał Bóg,
Choć walczyć czym nie było.
Zbrojny po zęby stanął wróg,
Swą barbarzyńską siłą.

Obok młodego stanął mąż,
Nie ruszy go wróg wraży.
Chyłkiem uderza niczym wąż,
Oni wciąż szpicą straży.

Chociaż Goliata grozi pięść,
Nie boją się przemocy.
Obok wolności,ważna cześć,
Precz dla zaborczej nocy.

Naboi brak ,granatów brak,
Są ręce,pięści gołe.
Obce im będą śmierć czy strach,
Nie chylą przed nim czołem.

Wróg już zaczyna żywcem piec,
Nie daje polec w boju.
Słowo poddaję-trzeba rzec,
Na wieczny czas spokoju.

Metod krzyżackich wrócił czas,
Na Zaspie giną w lesie.
Strzały mordercze słyszał las,
Przez wieczne czasy niesie.

Józef Bieniecki
W 70 Rocznicę obrony Poczty Polskiej
w Gdańsku.

jozef49
18-05-2010, 13:38
Śmierć nadchodzi,klup,klup,klup,
Trochę życia ,a już trup.
Napisano:-"czas ucieka",
Po klupaniu" wieczność czeka."

Całe życie z Bogiem zżyma,
Myślał ,że za nogi trzyma.
Zaklupano,nie ma ciebie,
Ciało -ziemia,dusza -nie wiem.

Miałeś władzę i pieniądze,
Popęd ,seks,noi ciągłą żądzę.
A tu klup,już po tobie,
Dusza nie wiem,ciało w grobie.

Podzielili się na ludzi,
Z pochodzenia,z małpy drudzy.
Zaklupano,,noi jest,
Człowiek -dusza,małpa -bies.

Niejednemu będzie rzewnie,
Po klupaniu, rzeknie pewnie.
Nie wiedziałem o wieczności,
I drugiemu pozazdrości.

Winni będą zatem wszyscy,
Nieznajomi,dalsi,bliscy.
O klupaniu wprawdzie wiedział,
O wieczności nie dowiedział.

Józef Bieniecki

jozef49
18-05-2010, 13:43
Jesienny liść,
Zbrunatniał już pod śniegiem.
Wiosenny czas,
Już deszczu przyniósł łzy,
Kos pierwszy ptak,
Wśpiewuje się pod niebem,
A pierwszy liść,
Na łozie z chłodu drży.

U nieba bram,
Wiatr dmucha w nowe żagle.
A wieczny czas,
Nie liczy który raz .
Historię snów,
Choć pozamiata nagle,
Pomieszał znów,
Jakby był na świat zły.

W poświacie dnia,
Powraca zapach ziemi..
Podbiału kwiat,
Ziołami dał już znać.
A ula brać ,
Z siostrami, ze wszystkimi,
W tanecznym kroku,
Z rozkoszą przez świat gna.

A Stwórca Bóg,
Wersety wierszy pisze.
W koleje dróg,
Akwarel spływa czar.
Jednego z sług,
W śpiew świata wpisał ciszę.
Abyś ty mógł,
Odzyskać piękna dar.

Józef Bieniecki

jozef49
19-05-2010, 16:56
Hulaj dusza piekło jest,
Póki człowiek będzie zwierz.
A dla brata nie jest bratem,
A szubrawcem ,często katem.

Póki rządzi opcja zła,
Będzie sięgać piekła dna.
Piekło tu i piekło tam,
Dzisiaj pukasz do ich bram.

Nie miej żalu ,nie roń łez,
Hulaj dusza ,z życia bierz.
Piekło niesie ci orędzie,
Piekła nie ma ,klawo będzie.

A gdy zwiniesz świata kram,
Pójdziesz sobie tu lub tam.
Tam ci diabeł będzie grał,
Otwierając piekła kram.

Znów znajomki i znajome,
Wymerdają ci ogonem.
Tam też będzie wieczny" bal,"
Strasznie życia będzie żal.

Krzyki ,piski,wycia,wrzaski,
I bykowców suche trzaski.
Będzie wieczny smutny "bal",
Tylko życia będzie żal.

Józef Bieniecki

jozef49
19-05-2010, 16:59
Boże !Nasz hufiec w Niebie masz,
Żołnierzy z Westerplatte.
Wartość bojową wszystkich znasz,
Przy Tobie mają wartę.

To osobista Twoja straż,
Już oni nie popuszczą.
Przedmurzem będą w wieczny czas,
Przed wszelkiej bandy tłuszczą.

A prać umieją,ja ich znam,
Z odwagą i fantazją.
I skałą będą ,u twych bram,
Nie zwijać się z okazją.

Tam gdzie zburzono wojska dom,
Umieli walczyć w gruzach.
Choć broni mieli lichy złom,
Symbolem są Przedmurza.

Nie ważna śmierć,kalectwo ran,
Los rzucą w życia kartę.
Ważne jest serce,myśli stan,
Zażartą wolą wsparte.

Wszystkim poległym cichy grób,
My nie ponieśli stratę.
Mamy w historii wiele chlub,
I wojsko z Westerplatte.

Józef Bieniecki
W 70 Rocznicę obrony Westerplatte.

jozef49
19-05-2010, 17:01
To piękne wojsko,ułan- koń,
Gdy szarża pędzi kłusem.
A w ręku szabla,lancy broń,
By tępić zła pokusę,

Jakże czołgowi sprosta koń ?
Niewierny by się spytał.
Czy nie przeżytek-biała broń.
I śmiechem ich powitał.

To wola walki,a nie koń,
Dyktuje wojny prawa.
Hart i odwaga ,a nie broń
Na polu walki stawa.

Prysnęły mity,czołgów stal.
Stał ułan na koniku.
Wodze spojrzeli w wojny dal,
I twarze przeciwników.

Szybkie ,mobilne,wiatru moc,
Kiedy z impetem wieje.
Po oczach bije kurzu noc,
Aż serce w nich truchleje.

Przeszli jak burza.Czołgu stal,
Ich ogniem się wypali.
A wojska tego będzie żal.
Śpiew słychać ich w oddali.

Józef Bieniecki
W 70 Rocznicę bitwy pod Mokrą

jozef49
19-05-2010, 17:03
Gdy w końcu przyszło za Nią lec,
Staneli jednym murem.
Najświętszą broniąc w życiu Rzecz,
Choć czołgi grały chórem.

Nic to przewaga,broni moc,
Obrońców nie przestrasza.
Krzyżacką odpierając noc,
Obłudny czas Judasza.

Lawina ognia i ryk dział,
Dowodzą krwawe wodze.
A polski żołnierz wiernie stał,
Na barbarzyńców drodze.

I było ciężko,siła zła,
Tragiczne niosła chwile.
Za obrońcami nazwa szła,
"To polskie Termopile."

Raginis Władek-dzielny wódz,
Jak przysiągł tak i zrobił,
Gdy się nie dało Niemców tłuc,
Rannego siebie dobił.

Józef Bieniecki
W 70 Rocznicę bitwy pod Wizną

jozef49
19-05-2010, 17:05
Po domu,burzą drugi dom,.
Miasto cmentarnych trupów.
Kikut kominów z wszystkich stron.
Wagony cennych łupów.

Już do niewoli nie chcą brać,
Na miejscu egzekucje.
Niemców na mordy ino stać,
Eksterminacja kluczem.

Samotny w gruzach k-em grał,
Na wykrwawionych szańcach.
A na widecie dzieciak stał,
Stąpając boso w palcach.

Krwi morze toczą,krzywdę,ból.
W krzyżackim hołdzie prawa.
By psychopatom stawiać dwór,
Na miejscu gdzie Warszawa.

Legły tysiące ,setki już,
Niezwyciężona jęczy.
Smród trupi,głód,gryzący kurz,
Nie błaga i nie klęczy.

Poszło tysiące wiernych sług,
Na wartę, w chwale Pana.
I tam przed Stwórcą padli z nóg,
W kurz Nieba,na kolana.

Józef Bieniecki
W 70 Rocznicę Powstania Warszawskiego.

jozef49
26-05-2010, 12:51
Całuję twoje zmęczone ręce,
A łza się kręci w oku.
Wdzięczności łzami załka serce,
W uczuciach mych potoku.

Życia ołtarzem dzisiaj dziękuję,
Twym kwiatem jest strojony.
I tylko ja wiem,co serce czuje,
Za piękne jego strony.

Zazdroszczą pewnie ci aniołowie,
Za dar matczynej troski.
A żadne słowo nie wypowie,
Bo Nieba przymiot Boski.

Chciałbym znów żale swoje wylewać,
Uścisnąć ci kolana.
Po dziecięcemu trochę pozżymać,
Rozumiesz ty kochana.

Wrócić na książki dziecięcej strony,
I baśni twej legendy.
Pod płaszczem kryć się ,tarczę obrony,
Szeptałaś iść którędy .

Słowo dziękuję,trochę za małe,
Przekroczysz wieczność,progiem,
Rzekłem, nie będziesz za życie całe,
Wstydzić przed Panem Bogiem.

Józef Bieniecki

jozef49
27-05-2010, 04:49
A kiedy czas zapłacze w nas,
Swoją żałosną nutą.
Kolejnych wspomnień wróci czas,
Jak gdyby był pokutą.

I dobrych chęci tylko zew,
Złych snów melodią spłynie.
I wspomnień wzburzy w sercu krew,
W jesiennej już godzinie.

A złotych liści tylko czar,
Babiego lata włosy.
Kolejny Boga wzbudzi dar,
Pożegnań ptactwa głosy.

Na fali wspomnień zwiśnie myśl,
We szkiełku mrużąc czasu.
Bo czas już tamten,to nie dziś,
To czas starego lasu.

Szumi lub śpiewa starą pieśń,
Opiera wichrom często.
A myśli jego biegnie gdzieś,
Gdzie szumi młodnik gęsto.

Wtóruje dziś do śpiewu tak,
Jak kiedyś tamte ptaki.
Bo to kolejny taki znak,
Piękny- nie byle jaki.

Józef Bieniecki

jozef49
27-05-2010, 04:50
Moja rabatka zapłonie w kwiatkach,
Słońca złocieniem,wiosny promieniem.
Jedne z finezją dotkną pasteli,
Inne wypłyną spod akwareli.

Ozdobne w liście, inne kępiaste,
W tęczowych kwiatach,różą kolczaste.
Tam łączka wrzosów, w fioletu cieniach,
Będzie się mienić w słońca promieniach.

Szałwia ,posłanek,wraz z makiem wschodnim,
Z złotnicą żółtą ,Mikołaj Olbrzym.
Rumian,dziewanna,zawsze wspaniała,
Czosnek z ostnicą będzie rastała.

Może utworzę ją z małych kwiatów.
Pierwiosnków,bratków,innych bławatów,
Pośród żonkili i tulipanów,
Będzie rabatka u stóp kasztanów.

Lilii grządeczka wprost roześmiana,
Z boku frezjami poubierana.
Maciejka, fuksja,i pelargonie,
Rozchodnik wielki po drugiej stronie.

Stokroć,nagiętek, zapominajka,
Paszcza, lawenda po schódkach w rajkach.
Żepich z niecierpkiem usiądzie w parach,
Różne łubiny w długich falbanach.

Józef Bieniecki

jozef49
27-05-2010, 04:52
Kiedyś księżyc spoglądał-pogodnie ,wylewnie,
Chmurą dziś pogłaskany-złośliwie i gniewnie.
Czym ja Panie zasłużył,czy niebo sprzysięgło?
Takim nieba obrazem przeciw mnie wyległo?

Myśli wczesnego ranka,jako skarga sroga,
Smaga zimnem i deszczem Niebieskiego Boga.
Liściem straszy zranionym,jak starością człeka,
I niechciane z przeszłości boleści wywleka.
I czym dalej tym gorzej.Tu kałuża,błoto,
Chce się wyć człowiekowi,wyć z wielką ochotą,
W piekło przekleństw uderzyć,sponiewierać zda się,
Nie spoglądaj przed siebie,nie oglądaj za się.
Niebo ciągiem pochmurne,myśli,samo zdrowie,
I powodzie myślami,przeżycia hiobowe,
I to z samego rana.

Odyniec raniony podwija ogony,
Ostatkiem sił woli,w skraj lasu spłoszony,
Widzi nagle swój koniec.Był strach przed zabiciem,
A teraz z konieczności zawalczy o życie.

Deszczu ciągłe batogi,niebo bez litości,
Pluje ciągłe przekleństwa,za me ,ludzkie złości,
Potykając o kamień,w błoto nagle szurnął,
Kątem oka w kałuży ujrzał twarz pochmurną,
W poszarpanych kędziorach.Nadziei tchło śladem,
Choć patrzało promykiem jesiennym,choć bladym.

Myśl spłynęła z kałuży,po niebie,skąd jeszcze,
Jesień roni łezkami,rozsiewa wciąż deszczem.
Słońca promień bledziutki,choć marniutki spadał,
Jak płochliwe dziewczątko,przysiadał,to skradał,
W świadomości zakwitło,choć świat zionął pluchą,
Było mała iskierką-iskierki otuchą.

Innym okiem spojrzałem,potrzeba tak mało,
By z jesienią człowieka serce nie płakało.
W beznadziei pogody,przyszłość skrada blada,
Gdzieś w czeluściach jescestwa wątpliwość odkłada,
Wypluwając w pogodzie swe bóle i żale,
Takie życie obłudne-niegrożne szakale.

Józef Bieniecki

jozef49
01-06-2010, 06:40
Gnał wiatr drogą ku drzewom,
W liściach lato kruszył.
W szeleszczącym śpiewie,
Niejednego wzruszył.

A by było jednako,
W iglasty las wmieszał.
Tu jodełki ,tam sosny,
Pieścił i pocieszał.

Tulił w łąkach badyle,
Niósł na skrzydłach ptaki.
Albo śmigał biczyskiem,
Jałowcowe krzaki.

Piął się potem ku niebu,
W złej serca potrzebie.
Morze chmur poprzeganiał,
W swym jesiennym gniewie.

Wszystkich wszędzie batożył,
Srogi on,,och srogi.
Nawet w ludzkie obejścia,
Wciska się przez progi.

Wydmuchawszy swe płuca,
Legniesz hen na stepie.
Dotąd zimna babula,
Tam swą biedę klepie.

Józef Bieniecki

jozef49
01-06-2010, 06:41
Po domu,burzą drugi dom,.
Miasto cmentarnych trupów.
Kikut kominów z wszystkich stron.
Wagony cennych łupów.

Już do niewoli nie chcą brać,
Na miejscu egzekucje.
Niemców na mordy ino stać,
Eksterminacja kluczem.

Samotny w gruzach k-em grał,
Na wykrwawionych szańcach.
A na widecie dzieciak stał,
Stąpając boso w palcach.

Krwi morze toczą,krzywdę,ból.
W krzyżackim hołdzie prawa.
By psychopatom stawiać dwór,
Na miejscu gdzie Warszawa.

Legły tysiące ,setki już,
Niezwyciężona jęczy.
Smród trupi,głód,gryzący kurz,
Nie błaga i nie klęczy.

Poszło tysiące wiernych sług,
Na wartę, w chwale Pana.
I tam przed Stwórcą padli z nóg,
W kurz Nieba,na kolana.

Józef Bieniecki

jozef49
01-06-2010, 06:43
Otwórz Zosiu okienko,
Niech twą buzię zoczę.
No i piękne złociste,
Przydługie warkocze.

Łagodne brwi zakola,
Oczy głębią modre.
Rzęs rusałki motyli,
W nich spojrzenia mądre.

Spojrzyj, jak to ty umiesz.
Ja tak bardzo proszę.
Taką sercem cię kocham,
W nim na zawsze noszę.

Niech twe piersi falują.
Ja wiem skąd ta fala.
Każdym twoim oddechem,
Pieści mnie,zniewala.

Niech się tobą pocieszę,
Osobą i głosem.
Oby oko pieściło,
Choć wzruszenia rosę.

A gdy w końcu zamkniesz,
W sercu nosił będę.
Na śnie ,nocnym marzeniu,
Nadzieję uprzędę.

Józef Bieniecki

jozef49
05-06-2010, 06:30
Wiater nostalgii przyniósł głos,
We swej profesji rzewnej.
Skrzydłem jesieni spływał los,
Na święto Matki Siewnej.

Po roli ornej,miedzą szła,
Ze Psalmu cichym głosem.
A była zwiewna, jak ta mgła,
Co łzawi ziemi rosę.

Usiadła w cieniu,w kępie łóz,
By wzrokiem objąć pola.
Gdzie krzew kaliny wielki rósł,
W rzuconych tu ugorach.

I była smutna-człowiek chce,
Wyprzedać polską ziemię.
Źe nim głupota rządzi żle,
Osiągnie epidemie.

W Matczynym sercu ludzki głos,
Splamiony interesem.
I zniewolenia widzi los,
Bożka pieniądza-kiesę.

Wzdycha do Syna w skardze dnia,
Na ludzi się użala.
Człowiek przez życie ino gna,
Na pożądania falach.

I poszła dalej,w światło dnia,
Gdzie chłop obsiewał pole.
Razem z nim siejąc ,polem szła,
Modląc za jego dolę.

Józef Bieniecki

jozef49
05-06-2010, 06:32
Gdy w końcu przyszło za Nią lec,
Staneli jednym murem.
Najświętszą broniąc w życiu Rzecz,
Choć czołgi grały chórem.

Nic to przewaga,broni moc,
Obrońców nie przestrasza.
Krzyżacką odpierając noc,
Obłudny czas Judasza.

Lawina ognia i ryk dział,
Dowodzą krwawe wodze.
A polski żołnierz wiernie stał,
Na barbarzyńców drodze.

I było ciężko,siła zła,
Tragiczne niosła chwile.
Za obrońcami nazwa szła,
"To polskie Termopile."

Raginis Władek-dzielny wódz,
Jak przysiągł tak i zrobił,
Gdy się nie dało Niemców tłuc,
Rannego siebie dobił.

Józef Bieniecki
W 70 Rocznicę bitwy pod Wizną

jozef49
05-06-2010, 06:33
Na balkonie pelargonie,
Uśmiechnięte w słońca stronie.
Uśmiechać się nauczyły,
Uśmiechnięte piękne były.

Słońce razem w słonecznikach,
Śle uśmiechy na promykach.
Czy deszcz siąpi ,czy w pogodę,
Uśmiech mnoży ich urodę.

Kwiaty łąki, uśmiechnięte,
Pojedyńczo ,razem wzięte.
Uśmiechają się od rana,
Łąka śmiechem zakochana.

Ptaki by nie zaśpiewały,
Gdyby się nie uśmiechały.
Pięknem dzielą razem z nami,
Uśmiechając się śpiewami.

I w strumieniu szemra woda,
Bo w nim uśmiech i pogoda.
Dla wzburzonej długim deszczem,
Został zawsze uśmiech jeszcze.

Niebo w chmurach- wielka strzecha,
Chmurzyskami się uśmiecha.
Nieba łzami,ja w to wierzę,
Uśmiecha się do nas szczerze.

Jak powietrze w oddychaniu,
Moc do życia -w uśmiechaniu,
Bo to jedna życia siła,
Z nim z początkiem się poczęła.

Józef Bieniecki

jozef49
11-06-2010, 12:54
Tak jak w tyglu-na śmietniku,
Śmieć ,śmieciowi łba nie urwie,
Pewniej stanie na pomniku,
Politycznej wzniesion kurwie.

Przynależność do rozwiedki,
Bezpieczeństwo daje sitwie.
Czyni mu kręgosłup giętki,
I pierszeństwo rzekło brzytwie.

Haracz ciągle nakładany,
Kapitalizm konkladorski,
Wybrzydzanie posadami,
Styl rządzenia zaś aktorski.

Bezrobocie jest już plagą,
Wyganiają na banicję.
Rządy zaś oddają magom,
Polsce piszą definicję.

W "demokracji "się zanosi,
Będziem pisać do cenzora.
Aby jaśnie-go uprosić:
Nie krępuj, żę nam jęzora.

W liberalnych zdechniem dybach,
Od faszyzmu gorsze to,to.
Opcja ta już mieli w trybach,
Z komunizmu- imć hołotą.

Tak-inaczej ,prawdy gorzkiej,
Nam sąsiedzi w puchar leją.
I w obłudnych słowach troski,
Konfidentów Polsce sieją.

Józef Bieniecki

jozef49
11-06-2010, 12:57
Choć w Powstaniu Styczniowym wielka jest przegrana,
Wniosła nowe stosunki między chłopa, pana,
Wsią, a dworem. Czasy pańszczyzny poszły w zapomnienie,
A samorząd wiejski kwitnął z ożywieniem,
Tocząc świeżą krew w ludzi i z czystym podmuchem,
Stare żyźnią układy, odmienią posuchę.
W dworze w końcu i państwo zrozumiało wiele,
Że chłop nie tylko kmiotek, jest obywatelem,
Kraju, dla dobra którego służy również wiernie,
I nie szczędząc krwi własnej, też się biją dzielnie.
To też przełom dwóch wieków, jest czasem odnowy,
I pańszczyźnianych struktur również przebudowy.
Dwór aktywnie się włącza, w nurt życia społeczny,
Wieś modernizuje, błąd lecząc odwieczny,
Poziom wznoszą oświaty, zdaje sobie sprawę,]
Że nie tylko siłą, a Polski naprawę,
Szukać trzeba w oświacie i kulturze roli,
To ta rana od wieków jątrzy się i boli.
O wolność przyjdzie walczyć, ale z ludem światłym,
Nie pańszczyzno-niewolą, wewnętrznie rozdartym.
Najbardziej wyrazista była rola dworu,
Która od Powstania, miała punkt honoru,
Widoczne kwestie wnosić w sprawach oświatowych,
Równolegle postąpić również w wyznaniowych.


Na Podlasiu poczęto od kurnych chatynek,
W którym było klepisko, przypiec i kominek,
Okna małe w pół łokcia, dzień się ino sączył,
Gdyby nie praca w polu, słabym światłem łączył.
Biada temu, kto stary, styrany i chory,
Jak w rodzinnym grobowcu, leżał dla przekory.
Trudno było zwyczaje tych ludzi odmienić,
Ale trzeba możności swoje też docenić.
I powoli, powoli, kultura, oświata,
Najbardziej zagorzałym dając rękę - brata.


Zakładano ochronki, ich podwójna rola,
Religijno - oświatowa, opiekuńcza jak dach parasola,
Pełniła dwa zadania, na tą użyteczność,
Wieś nie tylko polska, czeka całą wieczność.
Uczono czytać, pisać, również i rachować,
Historii, geografii i apostołować,
Bogu Stwórcy Świata, wierny być Rzymowi,
I właściwie wartości we wierze stanowić.

Czytelnictwo w wieś wnika, oknami od fronta,
W dziełach Mickiewicza, Sienkiewicza,
Kraszewskiego i Chłopach- Reymonta,
Książki te, wartościowe, prawdziwej historii,
Upadków, błędów, zwycięstw, a także i glorii.
One w sercach sieją promień optymizmu,
Są szkołą polskości i patriotyzmu.


Z Królestwa Polskiego, właśnie w owym czasie,
Wydzielono Chełmszczyznę i całe Podlasie,
Tamtejsi ziemianie, duchowieństwo
i światli włościanie,
W fali manifestacji i licznych zebranie,
Nie godzą się z faktem.
Na uwagę zasłużył książę Czartoryski,
Przeciwnik wydzielenia włościanom, serdeczny
i bliski.
Daje dowód odwagi, ludzkiej życzliwości,
Staje w obronie ludzi, wiejskiej społeczności,
Przed prześladowaniem zaborcy,
Powołuje w swych dobrach szkołę elementarną,
Z prawdziwego zdarzenia także Straż Pożarną.
Zakłada orkiestrę, teatr amatorski,
Ciekawy repertuar ma charakter polski.
I bibliotekę wiejską.

Życie religijne, od wieków rzecz święta,
Od pradziadów, dziadów, dziś dziedzic pamięta.
Że ma Bogu dać Boskie, Królowi- królewskie,
Tu na ziemi mieć spokój. Tam życie niebieskie.

Gdy car gnębi Unitów, podlascy ziemianie,
Wiernych w obronę wzięli, jak na zawołanie,
Dając wsparcie moralne, zastrzyk finansowy,
Udzielając schronienia przed utratą głowy.
Gdy zechcieli odchodzić z Cerkwi prawosławnej,
Na katolicyzm, głoszonym we ukazie prawnym,
Wspomagano, a ruch ten stawał się masowy,
I tysiące przywrócił na łono odnowy.
Wielką sprawę, zasługi, wniósł biskup Jaczewski,
Duchowieństwo, ziemiaństwo, w diecezji lubelskiej.

W wielu dworach religia jest codziennym gościem,
Nie bożonarodzeniowym czy też w wielkim poście.
Tu modlitwa potrzebna jak pucom powietrze,
A pokarm dla ciała, dla rośliny deszcze.
O wyznaczonej porze, właściciel majątku,
Wszyscy inni mieszkańcy z służbą, bez wyjątku.
Czas w modlitwie spędzali do Boga na Niebie,
Widzą Go w przyrodzie, ludziach, wokół siebie,
Różaniec w Adwencie, i od dnia Popielca,
Płynie do stóp Maryi, składany od serca,
Na dany dzień żywot świętych.
Zaś w Wielkim Tygodniu, były rozmyślania,
W Wielki Czwartek i Piątek, poważne czytania.
Nabożeństwa "proszone" ku czci Maryi w maju,
Były liczne i częste, w domu, na rozstaju,
W kapliczce, w której Najświętsza Panna królowała,
Błogosławiąc urodzaj, od klęsk ochraniała.
W Oktawie Bożego Ciała, jak obyczaj kazał,
Dwór był zatrudniony w procesji Ołtarza,
Na Boże Narodzenie, tuż, tuż przed świętami.
Pani obdarowuje służbę prezentami.
I dożynki łączą odwiecznie ze dworem,
W odpowiednim czasie, w wyznaczoną porę,
Chłopi znoszą plon ziemi, owoce i ptactwa,
Złoty z barci miód pszczeli i inne bogactwa.
Zaproszonych do stołów goszczono do rana,
A kapela im grała, z ludem rozśpiewana.

Praca dworska miewała, raz, charakter stały,
Sezonowy, gdy prace czasem ją ścigały.
Rzesze wiejskiej ludności, robi za gotówkę,
W ordynarii, mający we dworze służbówkę,
Czworakami zwaną, prawo własne chowu,
Podstawową opiekę zapewnioną zdrowiu.
Modernizując włości, myśl nowa, techniczna,
Jest korzyścią dla dworu, korzysta i wieś okoliczna,
Wnosi nowe w produkcję, jest to w czasie owym,
Myślą nową postępu, bezprecedensowym.
Bo i z ową też myślą, potrzebni ślusarze,
Mechanicy, hodowcy i także mleczarze,
Do obsługi narzędzi i maszyn rolniczych.
I powstały jak grzyby ,osprzęt pożarniczy.


Właściciele dworów w sferze swej domeny,
Zajęli się żywieniem, i stroną higieny,
Sprowadzają warzywa, porzeczka, truskawka,
Pojawiają się nowe ziemniaki, pomidory, jabłka.
Fundują szpitale, ten fakt osiągnięciem,
Przez biednych włościan ma dobre przyjęcie.
Budują szpitale, w nich siostry zakonne,
Przygarniają chorych i dzieci bezdomne.


Nowoczesne metody gospodarowania,
Mają w samym początku, z samego zarania,
Czynne chłopów poparcie, Pan jakby nestorem,
A dwór do naśladowania bywał przednim wzorem,
I wnoszeniu w zagrody przybyłych nowinek,
Dawał agrokulturze należny przyczynek,
Agronomią nie gardził.
Wprowadzono maszyny, narzędzia rolnicze,
Rośliny przemysłowe, zboża, w odmianach pszenice.
Hodowlane zwierzęta, których nowe rasy,
Głosiły, że nadeszły dla wsi nowe czasy.
Dbać poczęto o konie, wspierać czystą rasę,
Uszlachetniać, podnosząc na ten sposób klasę.
Koń choć wspiera też w polu, w boju polityki,
Staje również aktorem w teatrze - hipiki.

Towarzystwa rolnicze, tego typu koła,
Wypełniły tu rolę, jako wiejska szkoła,
Dając wiedzę w sposobie gospodarowania,
Zmianowości, nawożenia, gruntu uprawiania.
Czytelnictwo zaś prasy, stało się nawykiem,
I wszelkiej ciemnoty ostrym przeciwnikiem.
Niezbędne wiadomości, spotkania z ludnością,
Stawały się na wsiach prawie codziennością.
Instruktorzy, ziemianie, w rolniczej kulturze,
Stali się w swym przesłaniu postępu , przedmurzem.


Józef Bieniecki

jozef49
11-06-2010, 12:59
I była cicha,puki noc zniewala,
Otula łąki obwoluty kirem.
I nieruchoma, jako piasku fala,
Nie ,nie wylała żadnych głosów lirę.

Smutna ,bezgłośna,jak kosmosu głębia,
W przepaściach wiecznych nie zdąża do końca.
Gdy się wiekami z wiecznością zazębia,
W nieskończoności oddala od słońca.

W przepaściach leśnych,za dnia kryta mrokiem,
Czas nocy wokół stokrotnie zniewalał.
Nocy ciemnością ,niewidzącym okiem,
Jakby na wieki nocami pokalał.

Gubi się w myślach,oko nie wykole,
Czy na krawędzi bezdenne przepaście.
Czy w łące stanę,a może na pole,
Rzucone skrajem jeżyny i chaszcze.

Mrokami trumny skryta potylica,
Skrzydłami nocy okrywa bezwiednie.
Z złowieszczą ciszą stapia okolica,
Złowrogie szepta w ucho przepowiednie.

I kuje w oczy, w uszach grzechem szumi,
Nie da rozpoznać gdzie koniec ,początek.
Bo tylko ona okłamywać umie,
I tylko nocy narzuca porządek.

Józef Bieniecki

jozef49
13-06-2010, 19:01
Nad historią,przeszłością zadumać się warto,
Jaką ją rozegrano współczesności kartą,
Na śmietniku historii wypalić na stosie,
Wsze wady narodowe -służące w chaosie.
Na wspaniałej historii bohaterskich czynów,
Ognie zawsze tlić będą, swąd toksycznych dymów,
Gdzie złodziejstwo,obłuda,zdrada narodowa,
Traktowana jak woda żródlana -firmowa.
Tu konfident i zdrajca odbiera profity,
I prezydenckiej władzy osiągają szczyty,
Nic z siebie nie dając-jedynie przeszkadza,
Razem z głową rządową-taka nasza władza.

Warto tu nad przeszłością zadumać się szczerze,
Co z głupoty oddano z mocarstwa i w wierze.
Czy napór barbarzyńskich orientalnych ludów,
Nie spaczył los ludzki w koleinach brudu.

Tam w kamienieckich murach,okopach Zbaraża,
Kipiała ciągła polskość,czynami pomnażał,
Cywilizacyjny napór rozbił o puklerze,
I o tarcze polskości stawiających w wierze.
O mury zamków,dworów ,o Kościoły Polskie,
Co Przedmurze tworzyły na szańcu podolskim.
O twierdzę Chocimską,Okop Świętej Trójcy,
Rozbijali swe ordy barbarzyńscy zbójcy.
Cywilizację łacińską stawiali nad życie,
Wiatr nad mury unosi i głosi niezbicie,
Że Świątyń nie oddadzą swym wrogom, niestety,
Nie pozwolą zamienić w Polsce na meczety.

Z barbarzyństwa marazmem,ateizmu jadem,
Można posiąść niewolę i dozgonną zdradę.
Więc broniono do końca,dziś jeszcze szczęk zbroi,
Barbarzyńskich sąsiadów pamięć niepokoi.

Mowy nie zapomniano,nie zdradzono wiary,
Mimo szykan więzienia i z życia ofiary,
Chociaż ziemię niewolą-tam Polskie Kościoły,
Są polskimi rękami dla wiary i szkoły.

I choć wróg wyszedł obok i stanął za sobą,
Pamięci nie odbierze, tamtym polskim grobom.
Choć milczą zapomniane,są ich testamentem,
W pokoleniach spisane i pamięci świętem.
Przepadł Rzym,Kraje Rad i faszystów racje,
Europę zboczono w nowe kombinacje,
Polska Krajem stać będzie-między ziemią-Bogiem,
Bo nikt nigdy nie wygrał z takim właśnie Wrogiem.

Józef Bieniecki

jozef49
18-06-2010, 04:34
"Chciałem być kamieniem",ale serce drżało,
Jakimś strasznym odruchem w gardle kołatało.
Kołaczące myśli-połapane cudem,
Nogi słabe drżące-powstrzymane z trudem.

Koniec świata- bo w piekle,nie może być gorzej,
Ciągła praca o głodzie,gdzie głowę położyć.
W ekstremalnych warunkach i na chwiejnych
nogach,
Tajnej organizacji wykuwała droga.

Duch przetrwania,oporu-to misja szczególna,
Likwidacja masowa-to opcja ogólna.
Raporty i meldunki z piekielnych czeluści,
Wzięte w ryzy wojskowe-nie można odpuścić.

Obozową gehennę przeżył z własnej woli,
I życie niewolnicze,obozowej doli,
By złożyć na stosie w Ołtarzu Ojczyzny,
Kiedy Polska goiła powojenne blizny.

Klice konfidentów podesłanych z Moskwy,
Apetyty na władzę w jej objęciach rosły.
Trzeba będzie wyniszczyć polskich patriotów,
Ci byli za Ojczyznę znowu polec gotów.

Zamęczono w katowniach,gnębiono fizycznie,
Stosowano udręki długo ,metodycznie.
A gdy w końcu zabito,grzebią bezimiennie,
Aby wszystkim narzucić po śmierci brzemienie.

Dziś pomniki zbrodniarzom,wyrodnym osobom,
Z człowieczeństwa wyzutych-czołobitnym grobom.
Już za chwilę odleją pomnik Robespiera,
Obok stanie bohater-Harego Potera.

Józef Bieniecki

jozef49
18-06-2010, 04:38
Wiek smarkaczów dziś nadęty,
Wejdzie kiedyś pewnie w pięty,
A na razie z skrzekiem mody,
Rzucą Bogu drzewa kłody.

Profesorska skrzeczy wrona,
W telewizji rozkroczona.
Naśladują ją smarkacze,
Na swój sposób-nie inaczej.

Dziś stanowią "większość "w walce,
Z piekła rodem ,trzy padalce.
Choć bez żądeł ,sztucznie syczą,
Na medialny rozgłos liczą.

Marksistowska swołocz stadła,
Krzyż we szpony już dopadła.
A dopadła kawał drzewa,
Marsyliankę nad nią śpiewa.

Krzyż -symbolem jest-i basta,
Czyż do Boga wam urasta.
Nie ma Boga ,piekła nie ma.
A to tylko kawał drzewa.

Józef Bieniecki

jozef49
18-06-2010, 04:40
Na skrzydłach chmur,
Spływa od gór.
Twórcza myśl skrzydlata.
A rymów wiersz,
Stanowi chór.
Dla nieba-granic świata.

I gna ją wiatr,
Od szczytów Tatr.
Na górnej niwie Śląska.
I myślą spada,
Piękny kadr.
Jak w pieśni-Jasia gąska.

I chyli twarz,
Kwiatami łąk,
Na niebie turkusowym.
I w bukiet składa,
Tysiąc rąk.
Pod krzewem kalinowym.

Na nutkach rymu,
Pieśnie muz.
Wybrane wśród tysięcy.
I zapach kwiatów,
Z tysiąc róż.
Czekany od miesięcy.

Józef Bieniecki

jozef49
18-06-2010, 04:41
Aniu ! Ty kiedyś maleńka iskierka,
Ja przed ołtarzem bał się na cię chuchać.
Dzisiaj dorodna i piękna panienka,
Chce się podziwiać i często cię słuchać.

Jak kwiat pierwiosnka,który budzi z wiosną,
Niesie nadzieje szczęścia i miłości.
Słoneczka złotem unosisz radosną,
Radością życia ,piękna i możności.

Niechaj te nicie nigdy się nie plączą,
Będą srebrzyste do końca jesieni.
I tylko piękno z sobą zawsze łączą,
A twego szczęścia nic pewnie nie zmieni.

Niech Bóg Radości, który wnosi wiarę,
Pozwoli krzyże życia nosić dzielnie.
Nieś je jak On niósł,pierwszy swą ofiarę,
I abyś zawsze służyła Mu wiernie.

Po każdej nocy dzień przychodzi brzaskiem,
Chociaż pochmurny, tam gdzieś słonko świeci,
Znowu powtórnie uśmiechnie się blaskiem,
A czas jest czasem ku wieczności leci.

Na zdrowej łące zdrowe kwiaty rosną,
Zmierzają w pięknie do życia w jesieni.
A ty być taka jak byś była wiosną,
Zapewniam,wieczność nic w tobie nie zmieni.
Ani Bienieckiej-Różyckiej w dniu ślubu.
Józef Bieniecki

jozef49
22-06-2010, 14:37
Głowa w chmurach.
Oczy w słup.
Subkultura.
Żywy trup.

Rządzi kasa,
Bóg i władca.
Na obcasach.
Zły doradca.

Człek maszyna,
Zgrzyty w trybach.
Gnić zaczyna,
Od łba ryba.

Prysło zdrowie.
Kasy brak.
Jest przysłowie,
Człowiek wrak.

Wrakiem ciało.
Wrakiem duch.
Żyć przestało.
Zamilkł słuch.

Chora moda.
Chory człek.
Życia szkoda.
Podły wiek.

Józef Bieniecki

jozef49
22-06-2010, 14:39
Lejce-uzda w czworo rękach,
Pociągnięty z musu klęka.
I karczycho gnie w ukłonach.
Odebrana z łba korona!

Dziś dwom panom-lepsi byli,
Gdyż jednemu tak służyli.
Ptaszek w klatce-pies przy budzie,
Służy wiernie jak podludzie.

Krew we żyłach gna niemiecka,
Oriętacja pro radziecka,
Wokół niego szui klika,
Widzi w każdym przeciwnika.

No i słusznie, że tak widzi,
Bo w decyzjach z ludzi szydzi,
Polityczny szajs i bydło,
Zbór dziadostwa i powidło.

U rozwietki,przy korycie,
Wykazują się niezbicie,
Że ich cynizm i obłuda,
Też nad Mińskiem czyni cuda.

Tak czy owak-też potrafią,
Żyć z katyńską kaligrafią.
Wszem i wobec nieść orędzie,
Że w Katyniu tak jak wszędzie.

Józef Bieniecki

jozef49
22-06-2010, 14:48
Nie ginąć żal gdy wróg u bram,
Nas armia nie powstrzyma.
Patrząc w historii światłą dal,
Zgniatamy też olbrzyma.

Na sercu wiara,w sercu Bóg,
Łopoczą z nim sztandary.
Nie zdzierży w nas tu żaden wróg,
Bo warci są ofiary.

Gdzie dwóch polegnie,stanie trzech,
Oddamy młode lata.
Ma takich synów każdy wiek,
Aż do skończenia świata.

Szybciej niż wicher,czołgów stal,
Wygody nikt nie pyta.
Im jest Ojczyzny-Polski żal,
W ustach Rzeczpospolita.

Gdy wojny miną-ciemny las,
Pieśń partyzancką w szumie.
Niech o nich pamięć żyje w nas,
Jak on pamiętać umie.

I miną lata,wieki już,
Na panteonie czasu.
Wiązankę wdzięczną,serca róż,
Ze śpiewem złóż od lasu.

Józef Bieniecki

jozef49
22-06-2010, 14:50
Wiklinowy koszyk niosę,
Zgadnij proszę co przynoszę?
Wieczko skrywa ,pozór błachy,
Może kapcie ,może łachy?

Sera rożek i masełka,
I śmietany jest kobiełka.
Może zatem to orzechy,
Wysuszone, wziął spod strzechy?

Kłębków pełny pewnie wełny,
Albo jabłek,na wskroś pełny.
Jak z jarmarku,to z jarzyną,
Albo pusty z swą wikliną.

Cóż by jeszcze mógł przenosić,
Powiedz ,czy się muszę,prosić?
Spróbuj-gwożdzie,nie pasują,
Pokaleczą,porysują.

Na śniadanie póżna pora,
Ryb nie nosi się z jeziora.
Kwiaty nosi nie przykryte,
I przycina się ze świtem.

Jajek kopę-nie ziemniaki,?
Dziś majowe mam maślaki.
Piszę o tem-mało kto wie,
W maju-żniwa maślakowe.

Józef Bieniecki

jozef49
28-06-2010, 15:54
Poprzez pajęczyn biały haft.
I niebo ścielisz pierzem.
Kłębiaste polem niesie w świat,
I śnieżne lśnią pancerze.

Na skrzydłach czasu płynie wpław,
Przestrzeni się nie lęka.
Stąpając wierzchnią szatą traw,
I słychać w lasu dzwiękach.

Próżnię wypełnia,bije w ton.
Na fali pianę jeży.
Gdy z nieba spada niczym grom,
Zawsze młodzieńczy,świeży.

Na modrych falach płynie w dal,
Burzliwym mknie tumanem.
Dmie przerażliwy, sponad hal,
I rzeżkim muska ranem.

Na skrzydłach ptaków niesie pieśń,
Samouk wieczny, gra.
Na raz tajemnie znika, gdzieś,
Jak nocna senna ćma.

Józef Bieniecki

jozef49
28-06-2010, 15:58
Znów mazgała zapłakała,
Gdy się o tym dowiedziała,
Że jak płacze, jest mazgała,
I takowej żadna chwała.

Czy się dzieje ,czy nie dzieje,
Ona płacze,łzami leje.
Łzy na każde zawołanie,
Szlochy,fochy i płakanie.

Często nie wie, o co chodzi,
Ale tonie w łez powodzi.
Może lubi w nich popływać,
Albo coś za łzami skrywać.

Dzisiaj się też dowiedziała,
Że w loterii los wygrała.
Wielu by się ucieszyło,
Ją na odwrót ,przygnębiło.

Płynie w życia łez powodzi,
Sama nie wie o co chodzi,
Swej radości nie dociecze,
Topiąc się we łzach rzece.

Józef Bieniecki

jozef49
28-06-2010, 15:59
Złote ścierniska mgła ranka ścieli,
W śnieżnych sukienkach , nieba anieli.
Nim tarczą słonka ziemię oświecą,
W niebo ulecą.

A skowronkowie czując chłód jesieni,
I złote zmiany w bujnej zieleni,
Dzwonią swe pieśnie, w żyznych ugorach,
Łąkach i polach.

Boćki poważne stoją na łące,
I choć przyświeca słonko gorejące,
Coś na poważnie we stadach radzą.
Klekocząc wadzą.

Na miedzy w polu,siedziała róża,
Gęsta nad wyraz ,krzaczasta duża.
Różane kajki godnej pasteli.
Bóg jej przydzielił.

W zakolach rzeki, górski potoka,
Jaz w głębi skryty, podwodne oka.
Woda jak kawa po tamtej burzy.
Kłębi się chmurzy.

Jodły z smrekami nie rzucą szaty,
Tworzą z sosnami lasu strój bogaty.
Tylko liściaste wpiszą w zieleni.
Tchnienie jesieni.

Na kartofliskach czuć smak ziemniaków,
Na skłonie nieba, rój drożnych ptaków.
W czas nostalgiczny uderza w strunę.
Posypie runem.

Józef Bieniecki

jozef49
29-06-2010, 15:18
Honor po Bogu- dumnym bywał słowem,
W tradycji polskiej dla Polaków święte,
Póki komunizm nie wniósł nowomowę,
I w kąt tradycji zostało kopnięte.

Cenili honor ,Ojczyznę kochali,
Kraj miodem spływał ,a opływał mlekiem
Póki rodzimi zdrajcy nie sprzedali,
I wytoczyli z Polaków krwi rzekę.

Dziś bez znaczenia wiążące wartości,
Szlachetność nosi pazerności imię,
Odpowiedzialność legła w uległości,
Zaś patriotyzm- pod mostami drzemie.

Odwaga jęczy pustymi hasłami,
Imię zła nosi większość polityków.
Farsę odgrywa,falszem i drwinami,
Nie ma elity,a banda fircyków.

Z dzienników swołocz knuje i podpuszcza,
To władza czwarta-byle gorzej było.
A durna w pisma wczytuje się tłuszcza,
Swołocz chce dobro, by się rozmydliło.

Powódż nie zmienia poczucia dobrego,
Jakby ta Polska nie była ich Krajem.
Tragedia tamtych,a wina Kalego,
Rządowym spędem rozkoszuje rajem.

Już nie honoru ,a zwykłego wstydu,
Za grosz nie mają z Platformy pijawki.
Kraina cudów ,pijaru -niewidów,
"ZGODA BUDUJE"-moc pijackiej czkawki.

Janusz z Stefanem ,partyjne czyraki,
We prymitywnym odstają chaosie.
Partyjna swołocz,podludzie-ich wraki.
Tusk wstrzymał oddech-kolesie przy głosie!!

Józef Bieniecki

jozef49
02-07-2010, 10:16
Dwoje oczu patrzało,surowo,ponuro,
Zygzak czoło rysuje piorunową chmurą.
Na Warszawę spogląda-Krakowskie Przedmieście,
Car w niewolę ujęty,w wrogim zmierza mieście.
Spisał traktat ze Szwecją-z ekspansji zamiarem,
Polskę chcieli obłupić-dostrzegli ofiarę.
Zamiar w wojsko przekuto,rozliczne oręża,
Ze czterdzieści tysięcy-stanęło dziś męża.
Siedem tylko tysięcy wystawiła Polska,
Obok jazdy z piechotą, są husarii wojska.

Jak wcześniej pod Grunwaldem,też mają zaciężne,
Ze Szwecji i Holandii,z Hiszpanii orężne.
Francja wojska nie skąpi,Niemieccy rycerze,
Protestantyzm na szali,przeciwstawią wierze.

Szujski Dymitr dowodzi-naprzeciw Żółkiewski,
Hetman-wódz nad wodze-wysłannik królewski.
I runęły na Polskę-pułki doborowe,
Te na prędko zebrane,różne przy sposobie.

Odwaga,determinacja i mobilność wojska,
Szalę walki przeważa-zwyciężyła Polska.
Choć przeciwnik liczebny umyka w popłochu,
Uzbrojony po zęby-nie dotrzyma kroku.
Sztandar główny złowieszczy-padł z orłem
dwugłowym,
Oddał złotą buławę,ledwie podda zdrowy.
Teraz nad nim Żółkiewski wygłaszając mowę,
Dał w łaskawość królowi-plemię kainowe.
Będą czołem bić przed nim,kniaż młodszy
zapłacze,
Tak się wtedy poniży plemienie sobacze.

Wcześniej Pruski dziś Ruski,czołobitni wodze,
Ku pamięci nam dzisiaj- im w wiecznej przestrodze.
Bo fortuna się toczy,a na pewno kołem,
Wcześniej- póżniej powraca-z historii mozołem.!!

Józef Bieniecki

jozef49
05-07-2010, 17:30
Wybór prosty-gdy w serce spoglądasz oczyma,
Które dobro Ojczyzny obłuda nie ima.
Świadomość historyczną- Moskwa nie zaczyna,
I racjami Lenina myśl się nie nadyma.
W liberalnym obozie widzisz zło wszelakie,
Które siadło na Polskę z komuną okrakiem.

Czy będzie Polska silna-suwerenna zatem,
A nie którejś mamusi podrzutkiem,bękartem.
Licząca się na świecie,nie lekceważona,
Na własne życzenie-ubezwłasnowolniona !!

Czy będziesz gospodarzem-na swoim parobkiem ?
Nad wolności prawem nie postawisz kropkę?
Demokracji nie utną głowy na początku,
Rządzenia myśl oddadzą -wrogom bez wyjątku!!

Kandydata z Platformy Ruscy oczekują,
Bez żenady Niemiaszki także wyrokują.
Czyżby tylko z miłości ?A może sługasek?
Bo taki ugodowy-frajer i kutasek !!

Zagrożenie widoczne z oddali oczyma,
Propagandy zaćma,takich się nie ima.
Partyjny u nas bełkot i kłamstwa w falbanach,
Świętym czyni szulera i prawdy profana.
Krótka pamięć publiki wymazuje zbrodnie,
I na lata mu wręcza przywództwa pochodnie.

Godny wodza "naród",wybrany większością,
Będzie Państwa dyktator- a nie imci mością.
Królem wszech i wobec, i sumień podludzi,
Który swoim dyktatem z marazmu wybudzi.

Tak jak większość graczy z połowy zechciała,
Mają swego lidera-wodza-liberała.
Ci obcym ulegają-rządzić nie potrafią,
Nie są rządem li tylko-ze spec służby-mafią.

Józef Bieniecki

bronczyk
05-07-2010, 18:49
A po co to poezję psuć takimi politycznymi wywodami. Nie lepiej pisać o stokrotkach i chabrach.

jozef49
08-07-2010, 11:15
Idą Krzyżacy , wojska zaciężne,
We walkach sprawne,zbrojne , orężne.
W szyku chłopiska potężne, ogromne,
Takiej potęgi nie zna potomne.

Srebrne pancerze ,ciężki rynsztunek,
W tych wielkich łapskach staje piorunem.
Twarz bez litości w stale zakuta,
Zwycięstwa pewne-okrutna buta.

Naprzeciw w skórach- chorągwie polskie,
Czeskie,litewskie,żmudzkie i ruskie.
Tarcze skórzane, dzidy i piki,
A z oczu skier grożne sypali dzikich.

Litwinów jazda prze nawałnicą,
Piechota polska,żmudzka konnicą.
Zbrojne rycerstwo, dobrzy szermierze,
Są Matki Boskiej wiernym żołnierzem.

Walka ,gonitwy i ciężkie boje,
Masz li Krzyżaku za krzywdy moje.
I gniew jak burza rozdarł pancerze,
Mocą niezłomną kipiącą w wierze.

Przeszli przez hufce i pułki zbrojne,
Zastępy lekkie ludziami rojne.
A śmierć skrzydłami zgarnęła ino,
Krzyżackie zbrodnie- z ich buty winą.

Józef Bieniecki

jozef49
10-07-2010, 11:03
Z Malborka i ze Szczytna,
Szły wojska potężne.
Przetaczały się światem,
Jednostki zaciężne.

Na pancerzach płaszcz biały,
I krzyże złowrogie.
Ogniem śmierci spluwały,
Trupem siejąc drogę.

Szczytne hasła Maryjne,
Głoszące odnowę.
W sercach mordu ohyda,
Plemiona żmijowe.

Na złowieszczych sztandarach,
Ptaszyska ogromne.
Czarne, grożą szponami,
Od sępów potomne.

Huczy basem pieśń wroga,
Słowami wygraża.
Nie ma nic wspólnego,
Z Maryją w Ołtarzach.

We łbach myśli złowieszcze,
Myśli twórcza mieczem.
Do niewoli nie biorą,
Na miejscu usiecze.

Józef Bieniecki

jozef49
12-07-2010, 13:01
Stoją wojska zaciężne,
Koło konia koń.
Chłopy rosłe ,potężne,
Miecze dzierży dłoń.

Zjechali z pół świata,
By z nami się bić.
Pieśń huczy skrzydlata,
Chce się z strachu wyć.

Naprzeciw bojowy,
Stanął polski kwiat.
I chłopskie szturmowe.
Tak nie walczy świat.

Dość przemocy ,niewoli,
O wolność chcą bić.
Każdy polec woli,
Niż li w strachu żyć.

Modlitwa gruchnęła,
Do Matki wołanie.
Miecz karę ujęła,
Zadając im lanie.

Pycha padła trupem,
Królowi rzucono.
Zwycięstwo wraz z łupem,
Co kiedyś zdradzono.

Józef Bieniecki

jozef49
15-07-2010, 10:17
Złowieszczy wisiał na nich krzyż,
Zakutych w stal zastępów.
I rykiem pieśni pobiegł wzwyż,
Zew krwi,zbroczonych sępów.

Ryk pożadania pomknął w dal,
Drapieżny i złowieszczy.
W przekrwionych ślepiach złość i stal,
Przestrachem wzdryga dreszczy.

Z dokonań duma i krwi zew,
Codziennej zbrodni widma.
Na szponach krzywda,ludzka krew.
Tubylczym ludom zbrzydła.

Pułki smoleńskie i litewskie,
Tatarskie wiódł czambuły.
Żmudzkie chorągwie i królewskie,
A czerni chłopskiej kłuły.

I pękła stal,żelazny mur,
Bezbożne zwisa ramię.
Bogurodzicy zabrzmiał chór,
We narodowej gamie.

Prysnął komturów -mistrzów mit,
Zmiażdżono dwór zbrodniarzy.
A sprzymierzonych stali zgrzyt,
Pozbawił wszech miraży.

Dziś by się chciało mordę tłuc,
Wyprawić gdzieś na Marsa.
Bo to pokoju jeden klucz,
A nie współpracy farsa.

Józef Bieniecki

600 LAT ZWYCIĘSKIEJ BITWY POD GRUNWALDEM

jozef49
17-07-2010, 11:16
Ojczyzna krzywd,obłudy ,zła,
Przez wrogów podzielona,
Kłamstwa,konfliktów,świętych krów,
Szarpana w wrogich szponach.

Bezwarunkowy tworzy gniot,
W macki wciśnięta Unii.
W prowincjonalnym tapla tle,
A rząd w niej się kołtuni.

"Zgoda buduje"-warczy wróg,
Pogubił się w intrygach.
Mają wyborczy ciągle dług,
Na niepamięci miga.

Nieszczęście,przemoc zionie z Rosji,
Z tym z Niemiec upodlenie.
Służalcze w rządzie zewsząd głosy,
Wasalskie poniżenie.

W katyńskiej krzywdzie-Mińska głos,
Poległych w kraju kata.
W rocznicę zdarzeń dzielą los.
Znów krwawe ręce "brata".

Wiadomo dziś ,jakoś będzie,
Przytakną im klakierzy.
Co podyktują z Moskwy sędzie,
W to nikt tu nie uwierzy.

Załgany portret,sumień wrak,
Na tronie posadzony.
Wokół klakierów toczy rak.
Z tymbaku blask korony.

Józef Bieniecki

Doc
17-07-2010, 14:44
Czytałem,nie zrozumiałem.

jozef49
21-07-2010, 16:54
Wzajemnej adoracji wypierdziani słudzy,
Jedni bardzo zboczeni,jeszcze gorzej drudzy.
Kiczowatym życiem chcą zarazić tłumy,
Wynaturzeń -zwyrodnień-przyczynek do dumy.

Bez wstydu i sumienia tracą orientację,
I z ludzkiego poziomu czynią degradację.
Tylko własne doznania,egoizmu skutek,
I zatrute myśli,doznania zatrute.

Banda erotomanów-stada nimfomanek,
Obleśnej subkultury,kliki wyuzdane.
Z Sodomy i Gomory bezwstydna rozpusta,
I brzydota golizny,zaślinione usta.

Koślawiona brzydota wciskana na siłę,
Jeszcze nie umarłem-a dla świata zgniłem.
Zwierz potrafi w miarę- płeć swą uszanuje,
Tylko ludzkie bydło swojego brandzluje.

Mają z czego być "dumni"-zboczenie obnosić,
Lekarza od głowy,od zwyrodnień prosić.
Ino opcja komuny do pięt wam dorasta,
Ale w końcu wypalą społecznego chwasta.

Józef Bieniecki

tadeusz50
21-07-2010, 16:57
Józefie pisz poezje o ptaszkach a to co powyżej urąga wszystkiemu, sam jesteś ... regulamin KSC zabrania napisania co myślę.

bronczyk
21-07-2010, 19:08
Poeto prześwietny dobrze, że zdrowie posiadasz. Ja przy tej wizji świata w chorobę ciężką bym jednak uciekła. A tak nawiasem dodam, że i wśród zwierząt zdarzają się przeróżne związki seksualne.

jozef49
23-07-2010, 14:45
Nie od dzisiaj już wiadomo,
Że się lubi błażnić homo.
To nie człowiek,nie idiota,
Żywy przykład Palikota.

Ma zwichnięte małpie geny,
Lubi aplaus kiepskiej sceny.
A opinia pewnie zwisa,
Pieszcząc w łapskach wzór penisa.

Wszak ,że w domu jaja liże,
W żaden sposób nie ubliżę,
Gdy dopiszę mu złowieszcze,
Pedofilskie geny jeszcze.

Tak czy owak małpa lubi,
Gdy publiczność ją hołubi.
Zrobi wszystko gdy poklaski,
Generują małpie wrzaski.

Platformersów lubi zgraja,
Gdy mu w łapskach stoi faja.
Na użytek interesu,
I współbraci ich z hadesu.

Będą diabłu dupę lizać,
By się do łask mu dolizać,
Tworząc klikę Palikotów,
Wichrzycieli-małpich młotów.

On na ogon w końcu siądzie,
Nie załapie w żadnym rządzie,
Będzie patrzał w swoją pałę,
Dumał-jakim ja cymbałem !!

Józef Bieniecki

tadeusz50
23-07-2010, 14:49
Juzek (celowe) tyś poeta tylko łeb nie ten zamień się z Palikotem

jozef49
23-07-2010, 14:50
-tak wśród zwierząt zdarza się współżycie z innymi,tylko w tym
jedna sprawa te zwierzęta nie są zwichrowane psychicznie
robią to z braku laku,a ludzie dlatego że są zwyrodnialcami,
-zgodżmy się by psychopata też sobie mordował bo ma taką
potrzebę -dlaczego nie!!-jb.

jozef49
23-07-2010, 14:54
-widzę biedaczku że masz podobne kłopoty co palikot,
trudno on z tym żyje ,ty też musisz-tylko szkoda że głupota
nie boli-wtedy byś się zawył na śmierć!!-jb.

jozef49
23-07-2010, 14:56
-o to chodzi widzę ,ze zboczka ruszyło!!

tadeusz50
23-07-2010, 15:16
-o to chodzi widzę ,ze zboczka ruszyło!!
Będzie pyskówka.!!!!
Nie jestem zboczkiem człowieczku maleńki, uznaje jednak
inne preferencje seksualne człowieczku. Ot po prostu jestem tolerancyjny, wstyd mi za takich ludzików jak Ty.:mad:

tadeusz50
23-07-2010, 15:50
Taki sobie żarcik.
Jadą! Całym peletonem. Kierownica obok kierownicy, pedał obok
pedała."

jozef49
27-07-2010, 15:17
Gdy nocą patrzę w Nieba Oczy,
Milionem gwiazd utkaną dal.
Na Mlecznej Drodze splot warkoczy,
Z kwiatami piękna-nocy szal.

Wszechświata cisza nieskończona,
Przyjętej ziemi spory szmat.
I utuloną ją w ramionach,
W astralnym pięknie-nocki szat.

W objęciach nocy i przestrzeni,
Na niekończącej Dziurze głębi.
Tam -tam wszechświata się nie
zmienił,
Odwieczną ludziom strofę bębni.

Na smole nieba zawieszone,
Latarnie planet w gwiazd poświacie.
Krzyżem Południa rozmodlone,
Na Stwórcy haftowane szacie.

I myśl zachwytu pędzi z Tobą,
Jak Boże wpadłeś na to wszystko?
Że Jesteś Trójcą -a Osobą !
Wszechświat daleki-a tak blisko !

Józef Bieniecki

jozef49
31-07-2010, 06:47
Biły dymy do nieba,a stukasy warczą,
O każdą pędż Warszawy dwaj wrogowie
walczą.
Najeżdżccy i obrońcy-najeżeni stalą,
Każdą w mieście redutę,dom po domu
palą.

Trzeba zabić ,rozstrzelać-wymordować Polskę,
Toteż tutaj stanęło krzyżactwo dziś wojskiem.
Barbarzyńskie hordy żołnierzy Goethego,
Nie miały z cywilizacją nigdy nic wspólnego.

I nad Wisłą stanęli czerwonoarmiści,
Ze Stalina pogardą-zmorą nienawiści.
Zawarli nieformalny układ dwaj wrogowie,
By postawić co polskie na obciętej głowie.

Gdy Warszawa konała-milcząc dobijają,
I po latach systemu w pokoju konają.
Dzisiaj łuny,śmierć w koło,trupów leży mrowie,
Nie stanęli do zgody walczący posłowie.

Dowodzi jeden rozkaz- i myśl w głowie jedna,
Nienawiść do Polski wyrokuje wredna.
Elity wymordować-tu wrogowie zgodni!
Nie cofnęli od wieków narodowej zbrodni.

Nie był bratem Rosjanin,nie bywał i Niemiec,
W pokoju i na wojnie-Polski sprzymierzeniec.
Póki oba narody-to nasze sąsiady,
Polak nosić broń winien-nie tylko w parady.

Józef Bieniecki

-W 1945 r.Stalin do generałów:
"To nie Niemcy,ale Polska jest naszą największą
zdobyczą wojenną"

jozef49
31-07-2010, 06:52
Na klekoty boćka wzięło,
Wielce pobudzony.
Będzie bronił gniazda siłą,
Piórem najeżony.

To niegrzeczne dzieci z miasta,
Drażnią się wciąż z ptakiem.
Dwóch usiadło tuż pod gniazdem,
W konarze okrakiem.

Bociek ciągle pomoc woła,
Spogląda dookoła.
By do walki iść z ochotą,
Oddał się klekotom.

Chłopaczyska gniazdo kłują,
Spiczastym patykiem.
Gdy bez skutku,
Przestraszają przerażliwym krzykiem.

Bociek w końcu rozjuszony,
Dzióbnął chłopca w szyję.
Biedak bólem przerażony,
Spadł na dół, z nim kije.

Drugi zeszedł go ratować,
Już więcej nie wejdą.
Bojażliwie i z szacunkiem,
Koło gniazda przejdą.

Józef Bieniecki

jozef1949
16-11-2010, 10:40
Tatry-Samotna limba

Samotna limba zawsze w wiecznym trudzie,
Całe swoje życie stąpała po grudzie,
Gdy do początku pamięcią w dal śmiga,
Każde wspomnienie przestrachem je wzdryga.

Latem promieniem słońca wypalana,
Zimą mrozami,wiatrami smagana.
Wytrwała, harda kamiennym potokom,
Śnieżnym lawinom stawała opoką.
Twarda,uparta i zawsze samotna,
Zdana na siebie,niezmiernie obrotna,
I silna sobą,wiecznie hartowana,
Zawsze zwycięska,nigdy nie przegrana.

Dzisiaj targana wiatrami halnego,
Stoi wciąż świecą,nie ma nic do niego,
Troi się wyjąc,chce ją złamać wiecznie,
Ona przekorna sprzeciwia się grzecznie.

I póki zdrowia okazem się cieszy,
Każda nawała żywiołu ją śmieszy,
W chwilach spokoju stoi zadumana,
Myślom pochmurnym w zadumie oddana.
Dziś bije w górę ramieniem mocarnym,
Wodzi oczami po niebie astralnym,
Co będzie jutro?Osłabiona czasem,
Będzie królować ponad górnym lasem?
Czy będzie szeptać z siklawą,strumieniem?
Czy na tym stoku zalegnie wspomnieniem?

Czas leczy rany,czas je też zadaje,
I póki żyje- nigdy nie poddaje,
Tam gdzieś w dolinach zamieszkują ludzie,
Jak ona twardzi stąpają po grudzie,
Po chleb sięgają na górne granity,
Życia żywiołem każdy dzionek kryty.
Ciągle przez życie żywiołem smagani,
Wciąż kroczą naprzód-
nigdy nie poddani.

Józef Bieniecki

donka
16-11-2010, 22:25
Piękny wiersz o limbie zamieściłeś. To "drzewo poetów". Pisali o niej- Kazimierz Przerwa Tetmajer, Stanisław Wyrzykowski, Adam Asnyk. Okazuje się, że i Józef Bieniecki, nie znałam tego wiersza, dziękuję, pozwoliłam go sobie wciągnąć do górskiej poezji.
Przy okazji może Cię zainteresuje -"Poetycki przewodnik po Tatrach" - http://www.tatry-w-poezji.xemantic.com/index.html

http://i52.tinypic.com/6s3rlv.jpg

Dodam jeśli można wiersz Adama Asnyka

- Limba

Wysoko na skały zrębie
Limba iglastą koronę
Nad ciemne zwiesiła głębie,
Gdzie lecą wody spienione.


Samotna rośnie na skale,
Prawie ostatnia już z rodu...
I nie dba, że wrzące fale
Skałę podmyły u spodu.


Z godności pełną żałobą
Chyli się ponad urwisko
I widzi w dole pod sobą
Tłum świerków rosnących nisko.


Te łatwo wschodzące karły,
W ściśniętym krocząc szeregu,
Z dawnych ją siedzib wyparły
Do krain wiecznego śniegu.


Niech spanoszeni przybysze
Pełzają dalej na nowo!
Ona się w chmurach kołysze
Ma wolne niebo nad głową!


Nigdy się do nich nie zniży,
O życie walczyć nie będzie
Wciąż tylko wznosi się wyżej
Na skał spadziste krawędzie.


Z pogardą patrzy u szczytu
Na tryumf rzeszy poziomej...
Woli samotnie z błękitu
Upaść strzaskana przez gromy.

jozef49
18-11-2010, 09:55
Indyk i kogucik

Indyk ,kogutek,mikry liliputek,
Codzienne toczą boje.
Czyje podwórko-moje albo twoje.

Indor mamuci,prawie mięsa góra,
Miarowo sunie ,niby drogą fura.
Kogut stroszy piórka,
Zwinny jak wiewiórka.
To w bok uskoczy
lub w szybkim doskoku,
Pióra tarmosi na indyczym boku.
Siada na grzbiecie ,
dwoi się troi,
Dziubie i do bólu koli.
W czas odpoczynku,
W różnej stoją stronie,
Prawie nie jedzą,
czają się w obronie,
Pełno radości inne ptaki miały,
Gdy się te tłukły,aż pióra leciały.

Przez całe lato tak toczyli boje,
Kogo podwórko-moje albo twoje.

Zimową porą w końcu pogodzono,
Gdy stół na święta suto zastawiono,
Smaczną potrawę zrobiono z indyka,
Nikt kogutkowi w podwórku nie fika,
Po cóż więc było toczyć ciężkie boje,
Czyje podwórko -moje albo twoje.

Józef Bieniecki

jozef49
18-11-2010, 10:03
Dzień oczyszczenia

Jestem i dzisiaj,ile bywam razy,
Tak mi się serca zmieniają obrazy.
Gdy raz kolejny widzę Przemienienie,
Serca mojego głębokie wzruszenie.
Łzami obmywam mego grzechu ścieki,
Pragnę by z duszą nie weszły we wieki,
Twojej Osobie czystość przyrodzona,
W czyśccowych żródłach moja oczyszczona.

Chętnie powracam,stoję przed Ołtarzem,
Mały opłatek Boga jest obrazem,
W szeptanej ciszy,w rzewnym rozmodleniu,
Wszystko co za mną legło w zapomnieniu.

I znów upadki,liczne grzechu stany,
Znowu przepraszam,aby być kochany,
Patrzę i widzę brud oczami duszy,
Obraz przepastnych szatańskich katuszy.
I serce płacze i sercem wyrzekam,
Do stołu znowu ponownie uciekam.

Jestem ogarkiem w gęstniejącym mroku,
Jak zmienna woda w porwistym potoku,
Więc pragnę, aby Łaska Twoja dała,
Czystość tej wody-wszystkim smakowała.

Józef Bieniecki

jozef49
07-12-2010, 13:16
Tatry-Świt

Noc już uciekła, zaległa w otmęta,
Szczyty tatrzańskie promieniami pęta,
Słonko zbudzone daleko na wschodzie,
Kryte zmarzliną delikatnie bodzie.
Podświetla z dołu,jak scenę w teatrze,
A ja zdziwiony na to cudo patrzę.

One na nieba czyste firmamenty,
Wysyła ciemne wojenne okręty,
Lub chmur bastiony ołowiane wiszą,
W bezwietrzny ranek opleciony ciszą.
I płyną, płyną w niezmierzone dale,
Nie zagubione,nieprawdziwe wcale.

Tumany mgiełek podniesione w górę,
Okryło szczyty,chmura kryje chmurę,
Lub w końcu sennie zalega w dolinach,
Szarpana drganiem, liści na buczynach.

Wreszcie ze świtu i ranek się robi,
Słonko po wierchach tarczą swoją zdobi,
Siodła,przełęcze,zdradliwe uskoki,
Dopóki pełnią wzejdzie na obłoki.
A w cieniu szczytów nie odnajdzie drogi,
Na niebie stanie,pokonując progi.

Tak piękne ranki nadziejami budzą,
Smutki ,zwątpienia ranną rosą studzą,
I pełnią ducha złączone z przyrodą,
Choć niewiadome z przestrzeni swobodą.

jozef49
27-12-2010, 11:41
Tatry -Tatrzańskie marzenia

Po wielkich górach snuł marzeniem,
Każdy tu pobyt był wspomnieniem,
Cząstkę wciąż ważną jedną w życiu,
Myśląc swe łezki ronił w skryciu.

I myślą krążył dolinami,
W swej wyobrażni gór szczytami,
Spadał,gdzie człowiek iść nie może,
Przy nim wstawały, gasły zorze.
Piął się po stromych krzesanicach,
Siadał na szczycie ,gdzie Łomnica,
Widoki pisał w serca strony,
Z myślą ,że przyjdzie czas stracony,
Który z upływem latek wschodzi,
I we starości butach brodzi.
Tymczasem chadzał w mroczne knieje,
Gdzie za widoka ,dzień nie dnieje,
Zasępion siadał na wykrotach,
Noce zaś spędzał w cichych grotach,
Przed ciekawskimi chował wzrokiem,
Zaś swe rozmowy wiódł z potokiem,
Wielką symfonią były drzewa,
I z potokami w chórze śpiewał.
Rozmiłowany do przyrody,
W pieśniach ujmował jej urody.

Gdzieś tam w dolinie w rozrzewnieniu,
Siadał w samotni na kamieniu,
Wodził po szczytach swoim wzrokiem,
Marzył by stać się choć obłokiem.

I tak czas spędzał zadumany,
Wiecznie w tych górach zakochany.

Józef Bieniecki

Malwina
27-12-2010, 11:57
Józefie zajrzyj na województwo małopolskie...od trzech lat przepięknie jest prowadzony przez Donkę wątek "Zakopane i Tatry".....poczytaj , zakochasz się w nim....tam jest wszystko wiedza,zdjęcia, refleksje, rozmowy....nie powołuj następnego dotyczącego tego samego.....

maluna
27-12-2010, 12:37
Józefie zajrzyj na województwo małopolskie...od trzech lat przepięknie jest prowadzony przez Donkę wątek "Zakopane i Tatry".....poczytaj , zakochasz się w nim....tam jest wszystko wiedza,zdjęcia, refleksje, rozmowy....nie powołuj następnego dotyczącego tego samego.....
Malwinko, Józef pisze wiersze na wszystkie tematy i chyba nie potrafi wrócić na wątek, na którym pisał i dlatego zaczyna znów nowy...:rolleyes:

Malwina
27-12-2010, 12:55
Bozę ja też tak śmieciłam na początku zanim mnie nie wyprostowały Dziewczyny....

maluna
27-12-2010, 12:59
Józef zaczynał już wiele wątków, za każdym razem nowy
razem z nowym wierszem:cool:
Kiedyś poradziłam mu, żeby wybrał jeden i tam dopisywał
następne wiersze, ale chyba zapomniał...

donka
27-12-2010, 15:34
Józef zaczynał już wiele wątków, za każdym razem nowy
razem z nowym wierszem:cool:
Kiedyś poradziłam mu, żeby wybrał jeden i tam dopisywał
następne wiersze, ale chyba zapomniał...

Malunko, a może by utworzyć mu wątek - np. "Józefowa poezja" i zebrać je razem...ale to mogłaby zrobić tylko moderator. Szkoda by jego wiersze były takie rozproszone. W jednym wątku byłyby chętniej czytane.

tar-ninka
27-12-2010, 15:46
Doniu Józef ma swój wątek
Zobacz do jego profilu tam tez Mimoza i Maluna radziły mu co ma robić.
http://www.klub.senior.pl/ksiazka-literatura-poezja/t-jez.-page11-7063.html

jozef49
07-01-2011, 10:25
Łysa Góra-Łętownia

U stóp góry ,potok sznurem,
Srebnousty ją opasa.
Mocarz łąki,pas zieleni,
Dzieli ją od głębi lasa.

Szemrze wodą po kamieniach,
Każde słowo srebrem pieści.
Woda wzmaga do strumienia,
W czasie deszczu -wiele mieści.

Jodły piękne i wysmukłe,,
Stoją wspólnie ze smrekami.
Halnym zewem poruszone,
Rozszumiane przyśpiewkami.

Tam pod wierchem dom leśnika,
Pobielane świecą ściany.
Gdy w słonecznych ślni promykach,
Jakby śniegiem pobielany.

Bieży miedza kartofliskiem,
Dzieląc ją z pastewną łąką.
Wiosną ,latem porastają,
Tęcze kwiatów,wraz z koronką.

Krowa rykiem pragnie wody,
Ciocia się po domu krząta.
Z skrajem lasu i na łące,
Śmiejąc się, dzieciarnia pląta.

Życie płynie tu beztrosko,
Chociaż tylko to pozory.
Aby ziemię o chleb prosić ,
Trzeba pracy i pokory.

Józef Bieniecki

jozef49
07-01-2011, 10:28
Tatry-Patrząc w niebo

Z wierchów spływa w doliny,
Na wzór morskiej fali,
Pomieszają ze wszystkim,
Przepadając w dali.

Oto jeżdziec na koniu,
Rydwanu dobiega,
W krótkiej walce zwycięża,
Obezwładnia zbiega.

Gdy leżałem na hali,
I w niebo spoglądał,
Hufce śnieżnych Aniołów,
W pogoni oglądał.

Słychać nieba chóry,
W śpiewnej trawie kłosów.
Pieśnie płyną ku górze,
W różnej barwie głosów.

W innym czasie po niebie,
Owieczki zbyrkają.
Kiedy giną w przestworzach,
Bekiem ogłaszają.

W innej stronie skał zwały,
Jak lodowe góry,
Śnieżnym szczytom podobne,
Odpływają w chmury.

Mógłbym ciągle tak patrzeć,
Gdyż za każdym razem,
Stwórca nowe maluje,
Już innym obrazem.

Józef Bieniecki

jozef49
12-01-2011, 10:09
Tatry-Kamienna odchłań

Krzesanice do dołu granitem spadają,
Okolone spasztami jak studnie bezdenne,
Skalne w niebo fontanny zamarłe tryskają,
Rumowiskiem kamienia w kopułach brzemienne.

U podnóży skupione w niekończącej ciszy,
Z świstu w skowyt przechodzi w łagodnej przełęczy,
Jak szemranie potoka słychać w skalnej niszy,
Piszczałkami organów zaś u wierchu dżwięczy.

Z płaśni skalnej kozica między ziemią niebem,
Potrącone kamienie posypała żlebem,
Płyną srebrnym potokiem,kamień bije ,dudni,
By się w wieki pogrzebać w przepadzistej studni.

Kryte mrokiem podnóże oświetlone górą,
Raz wiszą kamieniem,innym razem chmurą,
By w czeluści przepastnej dać obraz prawdziwy,
W wilgoć otulone w samotności ckliwym.

Szczyty w chmury wtopione, mgłą spowite dołem,
Porzucone gdzieś w próżni suną w dal z mozołem.
Zaś chwila w tej otchłani,ciszy zawieszona,
Bije kamiennym sercem,przez wszystkich zdradzona.

Józef Bieniecki

jozef49
18-01-2011, 10:33
Tatry-Halny wiatr

Po górach hula halna wichura,
Kłania się drzewom,z wysiłku dżwięczy.
Jęczy.

Tam rozbrykane tysiące koni,
Wpada na chmury i chmury goni,
Przędzę chmur rzuca,nie zna litości.
Złości.

Zaś na Kasprowym posypie śniegiem,
Tak od niechcenia pędząca biegiem,
Śwista wśród wierchów swym świstem suchym.
Głuchym.

Na wyżnich halach kładzie pokosy,
Trawy pokładzie jak ciężkie kłosy,
Trawy potulne zrównują z ziemią.
Drzemią.

Z warkoczy kosmyk mgiełek wyrwany,
Toczy po ziemi mgielne dywany,
By wóz bojowy rozbić o skały.
Cały.

Potok kamieni grzmi skalnym stokiem,
Spadając w przepaść ciemnym obłokiem,
Legnie lawiną w przepastnej studni.
Dudni.

Zalegnie w skałach,biegiem zmęczony,
I cisza płynie w przeróżne strony,
Wieczorem cichym wietrzykiem muśnie.
Uśnie.

Józef Bieniecki

jozef49
18-01-2011, 10:51
Wyprzedaż Państwa

Głupiec zarżnie złote kury,
Które złote jaja znoszą.
Pustogłowych jęczą chóry,
O pożyczkę wrogów proszą.

Ci tubylczy okupanci,
Bronią jawnie stanowiska.
Szuje,zdrajcy i dewianci,
Gonią" bydło "-na pastwiska.

Zbiór przepisów broni władzy,
I utrwala przywileje.
Właściciele-głodni ,nadzy,
Zagłosują za złodziejem.

Wydojone z nas bogactwo,
Powywożą jak z kolonii,
By tubylcze tu prostactwo,
Nie miało się za co bronić.

Z ręki jedzą konfidentów,
I głosują na nich zgodnie.
Krąg czerwonych konfidentów,
Żyje nad stan i wygodnie.

Składki, zbiórki i daniny,
Ich nieróbstwo pozatyka.
Nie ponoszą żadnej winy,
Winy rzucą w przeciwnika.

Józef Bieniecki

Scarlett
18-01-2011, 10:54
Mam prośbę, aby każdy tytuł wiersza
nie był osobnym wątkiem, bo nikt Cię tu nie znajdzie.
Niechaj to będzie jedność pod konkretnym tytułem:)

mimoza
18-01-2011, 11:16
Napisałam do Ciebie na prywatną pocztę, ale jak się okazuje nadal masz nie uruchomioną? Brak z Tobą kontaktu - tym samym nie dajesz szansy, aby Ci pomóc.
Cytuję zatem moją wiadomość do Ciebie, której nie mogłam wysłać z ww. powodów:

"Informuję, że jako moderator scaliłam Twoje wiersze przenosząc do wątku "Jeż" - który przez czas jakiś prowadziłeś konsekwentnie. Teraz wpisujesz każdy wiersz jako nowy wątek, przyznasz, że jest to bez sensu? Nie wiem dlaczego to robisz, jeśli nie pamiętasz tytułu wątku już raz założonego przez siebie to przypominam "JEŻ", TAM WPISUJ KOLEJNE UTWORY. - Powodzenia - Cz"

jozef49
25-01-2011, 11:22
Czas najwyższy

Już zagląda w pola lato,
Kolorową kwiatów szatą,
Łąki,pola pięknem zdobią,
Zachłystując się urodą.

Ptaszki potworzyły chóry,
Doglądając piękno z góry.
Aby dodać im patosu,
Wyśpiewują w tysiąc głosów.

Nie harmider -czysta sztuka,
Poezyjną nutką puka,
W nostalgiczny wiew harmonii,
Wzrusza serca-łezki roni.

Tam ptaszkowie -łąki ,pola,
I pachnąca chlebem rola,
Mleko z miodem spływa z nieba,
Cóż więc więcej ci potrzeba ?

Dołożone kilo pracy,
Dar pomnoży -ubogaci.
Gdyby wieczni nam wrogowie,
Nie stawiali rzecz na głowie.

Samych sobie niech zostawią,
We kłopotach swoich pławią.
By nas z nimi nic nie splotło,
Bo będziemy dla nich miotłą.

Józef Bieniecki

jozef49
25-01-2011, 11:30
Tatry-Muzykalny potok

Te tatrzańskie potoki, słońcem uśmiechnięte.
Nocy czarem księżyca głęboko zaśnięte,
Rozbudzone od rana kolorują tęczą,
Porostami kamieni , szmaragdami wdzięczą.

W rozpadlinach i jazach, zastygają ciszą,
A przy zejściu na progach muzykalnie piszą,
Pluskiem małe bąbelki,wodą popychane,
Grzywy tworzą i wiry,wody rozczochrane,
Szumią gniewnie, tryskają,skałą ujarzmione,
Biją dwojaką siłą,wyją rozwścieczone,
By w siklawie wytoczyć miliony promyków,
Wodnych drobin okruchy- małych brylancików.

W głębię wody rzucone,chwilę zatrzymane,
Głucho mruczą na miejscu, głębią zbuntowane,
Płynąc będą porwiste,na głębokiej wodzie,
W szerszych wrotach spłycone o kamienie bodzie.
W zwinnym nurcie wesoły,potańczy i śpiewa,
Pieśnie łącząc wraz z wiatrem,rozśpiewane drzewa,
Chce się stanąć,a ciężar swej podróży zrzucić,
W takty włączyć melodii,ze swoją zanucić.

Józef Bieniecki

jozef49
31-01-2011, 12:00
Tatry-Skalni Mnisi

W turkusie nieba nad Tatrami wisi,
Niby kopuła Piotrowej Świątyni,
W półmroku nocy modlący się mnisi,
Na czas skupienia,miejsce świętym czyni.

Mnich z uniesionym Krzyżem w obu dłoniach.
Jako Piotr Skarga gdy mówił kazania,
Zwiewnych nadziejach,niebezpiecznych toniach,
To dla Ojczyzny-Okrętu wskazania.

Bezchmurne niebo niby życia fale,
Nie uzupełnią tej nocy uroków,
Za horyzontem niezmierzone dale,
Przypłyną pięknem lub cieniem obłoków.

Tysiące światów nad Tatrami świeci,
Niebo skazane na przewrotność losu,
W górach pogoda cieszy tylko dzieci,
Mądry pomyśli,nim da prawo głosu.

Stery okrętu ciągle wyrywane,
Zbaczają z kursu,właściwego celu.
I przez niewielu w tułaczkę skazane,
Będzie nieszczęściem dla podróżnych wielu.

Józef Bieniecki

jozef49
02-02-2011, 11:23
Tatry-Rozśpiewany Jasiek

On tęsknym głosem wyśpiewywał w hale,
Pieśni uczone przez rodziców stare,
I dżwięcznym głosem jak dzwonków zbyrkania,
Niósł śpiewy wiater bez muzykowania.

Gdy chciał z orkiestrą śpiewać swe chorały,
Czekał by Tater Organy mu grały,
Potok zaś z lasem podkłady dawała,
Świstaniem ostrym z wierchów nań spadała.

Kochał swe pieśnie i często tu chadzał,
A echo chórem te pieśnie nagradzał,
I zdrowym głosem niósł tam pośród szczytów,
W póżne wieczory rozbudzonych świtów.

One mu w pieśni wyżyć się dawały,
Śpiewał dla Boga i dla swojej chwały,
Wszystkie tęsknoty pieśni swe ubierał,
Gorące serce dla piękna otwierał.

Chociaż śpiewania minęło pół wieku,
Dawne uczucia zostały w człowieku.
Dalej przychodzi,tym razem wsłuchuje,
Jego marzeniom przyroda wtóruje.

W skał pieśnie dawne wpisane granity,
Dziś odtwarzają jak z włączonej płyty.
I chociaż solo już Jasiek nie śpiewa,
Muzyka Tater mu serce rozgrzewa.

Józef Bieniecki

jozef49
02-02-2011, 11:30
Po kraju wędrowanie

Wędrownym szlakiem Kraj przemierzam,
Przemierzam Kraj szeroki.
Zapiszę w sercu jego piękno,
Wpatrując się w widoki.

Odbite stopy czas zaciera,
Choć byłem razy kilka.
Piękne obrazy mi otwiera,
W czasie przeżyta chwilka.

Tuż za zakrętem jest to samo,
To samo za tą bramą,
Choć nieznajome ,takie swojskie,
Jak dom nasz ,z moją mamą.

Horyzont burzą poorany,
Na łąkach kwiaty lata.
Brudy podróży,deszcz kochany,
Wraz z wiatrem kurz zamiata.

Wiejskie obejścia i zagrody,
I czarno-biała krowa.
Bogactwo,piękno jej przyrody,
Znów wzrusza mnie od nowa.

Wiejskie kapliczki i kościółki,
I wieczne miasto ciszy.
Modlitwa dzwonów Anioł Pański,
Od pól szeptany słyszysz.

Mijani ludzie,gest pozdrowień,
I wciąż ,wciąż nowe twarze.
W polu mogiły znaczne krzyżem,
Ofiarne Jej Ołtarze.

Za każdym razem coś nowego,
I coś swojskiego widzę,
Pozostaw takim mój kolego,
Takiego się nie wstydzę.

Józef Bieniecki

jozef49
06-02-2011, 11:16
Hymn Boskiemu Artyście

Stwórco Wszechświata-Poeto,
Mój Poeto-Boże,
Biednym sercem ogarnąć,
Twe dzieła nie może,
Ani okiem widzieć,
W ludzkim swym wymiarze,
Człowiek ,na wzór stworzony,
W Twoim Boskim Darze.

Świat rzeżbiony pięknem,
W misternej robocie,
Rozbudzone talenty,
Pośród ludzi krocie.
W pięknych obrazach nieba,
Morza ,oceanu,
Nie przepełnią mej czary,
Nie dopełnią dzbanu,
Ciągłego niedosytu,
I skrytych tajemnic,
Nie zbadane dno mroku,
Nieprzejrzanych ciemnic.

Twą muzyką dla ucha,
Wonie pięknych kwiatów,
W ziemię ludzką wpisane,
W wieczne niebo światów,
I bukietów smakowych,
Przeróżne bogactwo,
Piękno zwierząt,w owadach,
I przeróżne ptactwo.

Duchem ślepy-nie widzi,
Twojej Ręki -Boga,
Mały w ludzkiej naturze,
Też duchem uboga,
Jego być albo nie być,
Już dzisiaj skończone.
Zaznaczone życiem,
Życiem skaleczona.

O Poezję Twą Stwórco,
Oczy które widzą,
Za biednymi się modlą,
Za ślepych -nie szydzą.

Józef Bieniecki

jozef49
06-02-2011, 12:48
Matka

Dziecko świętym jest obrazem,
Zaś ofiarnym jej ołtarzem,
Matka.
Matka modli,matka szlocha,
Kocha.

Uczuć stałość i kochanie,
Całym życiem jej oddanie,
Obce trudy,obce żale,
Wcale.

Po bezdrożach życia ludzi,
Matka duszę z ciałem trudzi.
Budzi.

I w kalectwie i w chorobie,
Zawsze matka sercem w tobie.
W grobie.

Posądzenia czy oszczerstwa,
Dla niej słowa- to blużnierstwa,
Przyjmie jako słowa próżne.
Różne.

Chociaż serce matki płacze,
Skreśli winy twe biedacze,
I je odda w powątpienie.
Zapomnienie.

To dla ciebie serce bije,
Zawsze kocha,dokąd żyje,
A w wieczności ku obronie,
Błagać będzie w Ojca Tronie.
Boga.

Józef Bieniecki

slava
06-02-2011, 12:52
Józef jest wątek poezji własnej i innych autorów.

jozef49
09-02-2011, 08:54
Kresowe łzy

Nad historią,przeszłością zadumać się warto,
Jaką ją rozegrano współczesności kartą,
Na śmietniku historii wypalić na stosie,
Wsze wady narodowe -służące w chaosie.
Na wspaniałej historii bohaterskich czynów,
Ognie zawsze tlić będą, swąd toksycznych dymów,
Gdzie złodziejstwo,obłuda,zdrada narodowa,
Traktowana jak woda żródlana -firmowa.
Tu konfident i zdrajca odbiera profity,
I prezydenckiej władzy osiągają szczyty,
Nic z siebie nie dając-jedynie przeszkadza,
Razem z głową rządową-taka nasza władza.

Warto tu nad przeszłością zadumać się szczerze,
Co z głupoty oddano z mocarstwa i w wierze.
Czy napór barbarzyńskich orientalnych ludów,
Nie spaczył los ludzki w koleinach brudu.

Tam w kamienieckich murach,okopach Zbaraża,
Kipiała ciągła polskość,czynami pomnażał,
Cywilizacyjny napór rozbił o puklerze,
I o tarcze polskości stawiających w wierze.
O mury zamków,dworów ,o Kościoły Polskie,
Co Przedmurze tworzyły na szańcu podolskim.
O twierdzę Chocimską,Okop Świętej Trójcy,
Rozbijali swe ordy barbarzyńscy zbójcy.
Cywilizację łacińską stawiali nad życie,
Wiatr nad mury unosi i głosi niezbicie,
Że Świątyń nie oddadzą swym wrogom, niestety,
Nie pozwolą zamienić w Polsce na meczety.

Z barbarzyństwa marazmem,ateizmu jadem,
Można posiąść niewolę i dozgonną zdradę.
Więc broniono do końca,dziś jeszcze szczęk zbroi,
Barbarzyńskich sąsiadów pamięć niepokoi.

Mowy nie zapomniano,nie zdradzono wiary,
Mimo szykan więzienia i z życia ofiary,
Chociaż ziemię niewolą-tam Polskie Kościoły,
Są polskimi rękami dla wiary i szkoły.

I choć wróg wyszedł obok i stanął za sobą,
Pamięci nie odbierze, tamtym polskim grobom.
Choć milczą zapomniane,są ich testamentem,
W pokoleniach spisane i pamięci świętem.
Przepadł Rzym,Kraje Rad i faszystów racje,
Europę zboczono w nowe kombinacje,
Polska Krajem stać będzie-między ziemią-Bogiem,
Bo nikt nigdy nie wygrał z takim właśnie Wrogiem.

Józef Bieniecki

866) Kiedy zabraknie...

Kiedy Polski zabraknie na mapie,
A za chlebem podąży twój wnuk.
Życie samo ukaże przysługami
niedżwiedzie,
A oblicze obnaży twój wróg.

Na skradzionym bogactwie i sąsiada
garnuszku,
Popularność zatacza zły krąg.
Liberalne ofiary,masonerii poczwary,
Milionami uniosą się rąk.

Patriota się spyta- gdzie Rzeczypospolita?
Obojętnych ubodzie wsze zło.
Tyś unosił na sercu ,wszelkie zło inowierco,
Za twą zgodą pod rękę z nim szło.

Precz uciekaj do kąta- z pochodzeniem
psubrata,
Przepadając niech piekło ominie.
Będą ciebie nie chcieli, nawet piekła anieli,
Zdrada gorsza niż diabeł w przyczynie.



Judaszowe pieniądze zły duch trzyma
i zmora,
W panteonie strof dumnych, wiecznie grzmi
Wernyhora.

Józef Bieniecki

jozef49
13-02-2011, 12:30
Studnia

Studni oko,w dół głębokość cienia,
Kilka omszałych cembrowin ,a reszta
z kamienia.
Tafla wody u dołu skłon skradła
zwierciadła,
Płynie nieba błękitem,w studni
prostopadła.
Dbano kiedyś ,kryta modrzewiowym
gontem,
Gospodarstwa ozdoba,przed domostwa
frontem.
Gasi żar podniebienia i wnętrza ognisko,
Gdy panicze leczyli nad ranem kacysko.

Modra woda i zimna,z samego bieguna,
Miała w ręki zasięgu w lodowcu piastuna.
Do minerałów gościa ckniło podniebienie,
Każdym łykiem wielbiło pragnienie,

westchnieniem,
Niespożyta jej siła,każde gardło łakło,
Jak za dechem koniecznym, gdy powietrza
brakło.

Od lat zapomniana,na garnuszku miasta,
Ta dziś zbędnym ciężarem,śmietnikiem
obrasta,
Obym nie był prorokiem iż czas wróci srogi,
Staną ludziom naprzeciw samozwańcze bogi.
Łatwo ludzi niewolić,gdy są argumenty,
Odpowiednie atuty,głos i instrumenty.

Wrócisz do łask zapewne i jak krew w obiegu,
Zajmiesz miejsce poczesne znów w pierwszym
szeregu,
Dziewcze będzie słuchało ,echo w odpowiedzi,
Pośle wierną zapowiedż:kto,gdzie,kiedy,siedzi.
Legendami powróci i będzie ci wróżyć,
To coś chciała usłyszeć,jeszcze raz powtórzyć.

Józef Bieniecki

barteczek
13-02-2011, 13:22
jozef49, jak powiem, to mądry wiersz, to będzie bardzo płytkie określenie. To wspaniała przepowiednia! Pisz człowieku, pisz!
Pierwszy raz jestem tutaj i z radością czytałam Twoje myśli!
Pięknie to ująłeś.
Dziękuję.

jozef49
13-02-2011, 14:30
Westchnienie lasu

Z lasu wyczytam, jak z otwartej księgi,
Przebrzmiałych czasów odwróconą kartą,
Upadłych wieków i wieki potęgi.
I kartę czasu na dzisiaj otwartą.

Młodzież i starce z wyłysiałą głową,
Wiersze kroniki w wieczystym pacierzu.
Głośne dyskusje gdy wiatru rozmową,
Zaprzysięgają w starym przymierzu.

Dąbrowy nagie na zimowej próbie,
Iglastych pełnią wyraziste futro.
Lasów pożary w podpalaczy zgubie,
Zdrada przyjaciół ,nie dbając o jutro.

Cichych mokradeł stęchłe uroczyska,
Zaszyta,cicha nieskażona nutka,
Oczy widziadeł,otwarte wilczyska,
Stęknięcie bagien,melodia krótka..W

Ach,och stęknęły dębiska wiekowe,
Dziobem pokłute leśnego lekarza.
Echem przemkneło w bolesną dąbrowę.
Powtórnym bólem echo wciąż powtarza.

Pniaki zmurszałe północy wilgocią,
Liście osiki popłakują ckliwie.
Rozcapierzone pożółkłą paprocią,
I akwarele kalin,pieszczotliwe.

Józef BienieckiW

jozef49
16-02-2011, 09:48
W zaciszu Świątyń

W zaciszu Świątyń Twych,
Zamieszkał z Tobą Syn,
Nabożnych modlitw mych,
Przemienia Ojciec w czyn.

U stóp Twego Ołtarza,
Twarz ludu zatroskana.
W miłości Twej pomnaża,
W ofierze Syna Pana.

Kadzidła woń pokorna,
Gromniczny światła znak.
Modlitwy pieśń mozolna,
Ducha Świętego-Ptak.

Na skrzydłach Twego Ducha,
Łaski popłynie myśl.
Żałosna żalu skrucha,
Łez krople-róży liść.

W gromniczną weż opiekę.
Wysłuchaj ludu głos.
I polską chroniąc strzechę,
Odbij szatański cios.

Gdy okręt nasz zawinie,
Do portu Nieba-raz.
Bądż światłem nam
w przyczynie,
W ten wiekuisty czas.

Józef Bieniecki

jasinek123
16-02-2011, 10:01
józef 49

nie pragnę Cię urazić,
przecież pisząc swoje wiersze nie musisz za każdym
razem zakładać nowy wątek, wystarczy jeden i do niego
wpisywać swoją twórczość
pozdrowienia!

jozef49
15-03-2011, 13:00
Tatry -Powrót wiosny

Po szczytach płyną już melodie,
Że krótkie nocki,dłuższe to dnie,
A słońce ciepłym już promieniem,
Goni na północ zimy cieniem.

Godzi na szczytach w śnieżne łachy,
Spada lawiną do potoków,
Inne wiszące białe gachy,
Gdzieś zawieszone u obłoków.

Z potoków rwące tworzy rzeki,
Polu nizinnym szkody czyni,
Tłoczy wodami śnieżne ścieki,
Mocnych zostawia ,słabych wini.

Wyrwana ze snu drzew przyroda,
Już nie da pospać grzmiąca woda,
I ku dolinom wiosna spływa,
W żywiołach zimy czasy skrywa.

I chociaż wiosna,zimny wiater,
Zamiecią śniegu spłynie z Tater,
W dolinach śmieje się kwiatami,
Z pod śniegu patrzą krokusami.

Lecz czas ostudzi zimy pędy,
Wskaże jej drogę,iść którędy.
Poprzez storczyki i szarotki,
Zanuci Tatrom letnie zwrotki.

Józef Bieniecki

jozef49
15-03-2011, 13:14
Tatry-Dawne wspomnienia

Chociaż w górach stęskniony,
Patrzę w Tater korony,
Które śniegiem błyskają z daleka.

Każdy powiew,westchnienie,
Miłe przeżyć wspomnienie,
Sięga wzrokiem,więc myślą ucieka.

Tu młodości czas płynął,
Z ukochaną dziewczyną,
W listach zsyłał tęsknoty miłosne.

Wracał sercem spragnionym,
Dawnych przeżyć stęskniony,
I rozbudzał uczucia radosne.

W samotności ,doliną,
Przytuleni z dziewczyną,
Urokliwe przemierzał przestrzenie.

I upajał miłością i nadzieją,radością,
Odjeżdżając zostawiał westchnienie.

Dziewczę zgrabne z urodą,
Spisał z górską przyrodą,
I zostawił wspomnienia nie starte.

Dzisiaj patrząc w twe szczyty,
Wzbudzam dawne zachwyty,
Niechaj dalej,tak dalej zostaje.

Józef Bieniecki

Łętownia-Łysa Góra.

jozef49
15-03-2011, 13:20
Tatry -Na górze

Śnieżne turnie przede mną,
Ciemną chmurą kryte,
Nieciosane kamienie,
Puchem zim spowite.

Niepłodna bo bez ziemi,
Nagie zimne skały.
Niepłodne ,a tak wiele,
Człowiekowi dały.

To Dekalog- Bóg Stwórca,
Na górze darował,
Błogosławieństw udzielił,
Do biednych kierował.

Choć Przemienienie Pańskie,
Wzrosło w sens w dolinach,
Ale Boga przemienia,
W skale na wyżynach.

I Mojżesza ofiara,
Wszystko co czyniono,
W skalnym pięknie na górze,
W surowość łączono.

Spojrzyj na dół ,bo z góry,
Widać wielkie, małe,
Widać brzydkie i piękne,
I wartości całe.

To na górę się wspinasz,
Z ryzykiem i wiarą.
Kiedy szczyt już zdobędziesz,
Mierzysz inną miarą.

Józef Bieniecki

jozef49
15-03-2011, 14:41
Majowa modlitwa

Bogurodzicy hołd zanośmy razem,
Pieśni majowe w przestworzach szybują.
Gorące serca darujmy obrazem,
Wdzięczności nasze w modlitwie królują.

Królowo Piękna,niech poranka rosa,
Spłynie płatkami wzrastających kwiatów.
Ścieżkami życia niech twa noga bosa,
Kroczy po czystych drogach naszych światów.

Czyste swe serca zanosimy Pani,
Wzbogacaj darem Matczynej Miłości,
Króluj nam wiecznie,jak w słowach litanii,
I bądż Królową wieczystej radości.

Majowe piękno niech serce odmieni,
W zenicie słońca,niech oświeca jasno,
Z życia wymiecie widmo naszych cieni,
Bym z jasną myślą zawsze w wieczór,zasnął.

Uczyń od dzisiaj życie wiecznym majem,
Niech Twoje dzieci już się cieszą rajem.
Ubogać serca ,by dusze w czystości,
Zasnęły w Panu-a Twojej Miłości.

Józef Bieniecki

jozef49
15-03-2011, 14:45
Moja wybranko

Miła czas minął,
Byłaś dziewczyną,
Dzisiaj już kwiatem-mą żoną.

W tym samym świecie,
Zdobisz pól kwiecie,
W piękny świat kwiatów wtulona.

Płatki korony śmieją do słońca,
W kolorze kwiatów gorąca,
Zapach odurza ,jak letnia burza,
Burzą i kwiatem pachnąca.

Pawik Rusałka na twoim kwiatku,
Spija twój nektar słodyczy.
Skrzydłami miżdży ,podobny bratkom,
Piękno- aż w obu was krzyczy.

Kwitnij mój kwiatku,
Niech kwiat uroczy nie zazna nigdy jesieni.
W mej wyobrażni,dawnych tęsknotach,
Przyszłość zielenią uczyni.

Niech w barwach tęczy świat nasz malują,
Orzeżwia jutrznia dzień ranka.
Uczucia moje tobie hołdują,
Bo ty ma przecież wybranka.

Józef Bieniecki

jozef49
15-03-2011, 14:48
Błądzenie

Co myśl nie sięga,niech ogarnie serce,
Bo dobrym duchem oświecone wielce,
I to co czynem w brudny but obute,
Ze rdzawej stali, w nowy oręż kute.

Cierniowe drogi i niemiłe mowy,
To czas przegrany-duchowej odnowy,
To czas milczenia kiedy anioł płacze,
Zamiast słać w niebo modlitwy śpiewacze.

W ilu to grzechach w pokorze się schylę?
Ileż to razy Bogu się przymilę ?
Znowu powrócę tam na grzechu łono,
Krzywdę uczynię, choć Boga zdradzono.

Niech serce myśli w swej dobroci przędzie,
By szły przede mną i sięgały wszędzie,
Gdzie zło okrakiem siada na mej drodze,
Kaleczy duszę,och kaleczy srodze.

Józef Bieniecki

jozef49
15-03-2011, 14:51
Świętojańska noc

Niebo strojne, pewnie Stwórca wiedział,
Że na łące nieba będzie właśnie siedział.
Gwiazd tysiące - bezkresne połacie,
Srebrny księżyc w granatowej szacie.
Masz odczucie z wyciągniętą ręką,
Jakbyś nieba dotknął szatę miękką.
Były tuż, tuż, są w twoim zasięgu,
Nie wiszące w nieba widnokręgu.

Słowik z dawna, wiecznie romantyczny,
Wpisał w niebo swój talent muzyczny,
Nie opuszcza jednej nutki z tonu,
Muzykują dla Bożego Tronu.

Skrzypeczkowa gra orkiestra polna,
Pojedynczo, wirtuozi z wolna,
W końcu gromko smyczkowa kapela,
Pod słowika, muzyczką z wesela.

Wiatr zawiesił wieczorne chimery,
I podkładem posłużyły szmery,
Które cichym i sennym potokiem,
Pieśnie niosą otulone mrokiem.

Świętojańskie małe świecidełka,
Nocy letniej niebiańska perełka.
Razem z gwiazdą, która z nieba spada,
W pięcioliniach muzykę układa.

Józef Bieniecki

jozef49
15-03-2011, 14:53
Liścik

Na płatkach róż,
Napiszę liścik słodki.
Stęskniony już,
Scałuję ucz stokrotki.

Z twych pięknych ust,
Miód słodki kwiatu spiję.
A pączków biust.
Przytulę. Jak lilię.

Na słodkim śnie,
Marzeniem sennym wrócę.
W nocy, we dnie.
Tęsknoty rozstań skrócę.

Wypełnię czas.
Stracony by nadrobić.
Więc włosów las,
Chcę kwiatem przyozdobić.

We wianek z kwiatów,
Warkoczem włosy wplotę,
Bławatów chabrem,
I usta twe jedwabne.

Już świta dzień,
Nikt czasu z nas nie liczy.
Bo wspomnień cień.
Jedyny i dziewiczy.

Józef Bieniecki

jozef49
15-03-2011, 14:55
Piorun

Ognia zygzak.
Błysk - nawała.
Słupy ognia, ogni strzała.
Suche trzaski.
Bębni głucho.
Pojedynczo - strzela sucho.

W horyzoncie ściana ognia,
Niczym wschodu słońc, pochodnia.
Ognie w chmurach, topi one,
Toną w ziemi, na ogonie.
Bicza kary. Lota żona,
Onym biczem porażona.

To nie koniec.
To początek.
W każde miejsce i zakątek.
Chmur ognisko, rozpalone,
Od wulkanu zniewolone.

Woda w rzece, lawą płonie,
Smoczy jęzor, syczy, zionie.
Ogniem, siary.
Piekła czary.
Strzela, miga,
Skrami ściga.
Bitwa, wojenna sceneria,
Grzmi niebieska artyleria.

Józef Bieniecki

jozef49
15-03-2011, 14:59
Wisło

Jesteś jak krew.
W sercu Polski,
Bijąc w miastach, każdej wioski.

Dumna, wieczna.
Czasem wieków nieskażona,
Nieśmiertelna, nieskończona.

Pieścisz z morzem.
U twych źródeł na poranku,
Od północy dwóch kochanków.

Nieba bezkres.
Na błękicie wód spisane.
Sny historii nieskalane.

Cicho nucisz.
Hymnu wiecznie siostro wierna,
Chociaż życia nić mizerna.

Skromna, cicha.
Mlekiem płyniesz Wisło rzeko,
Miodem słodka, słodzisz wiekom.

Piękna rzeko.
Wszystkie słowa w ustach miękną.
By wzruszenia oddać piękno.

My żołnierze.
Zaprzysięgli morza brzegom.
Ciebie również wiernie strzegą.

Józef Bieniecki

jozef49
17-03-2011, 12:13
Tatry - Od Spisza

Dwa tysiące.
Tu wyniosłe, jednym skłonem,
Brył wzniesienia grzmią ogromem.

Moc, potęga.
Na Krywaniu legend chwała,
Granitowy Gerlach, skała.

W samotności piękna.
Tater sławna baletnica,

Samodzielna lśni Łomnica.

Grad brylantów.
Nad kotliną u Popradu,
Spada deszczem wodospadów.

Nieskończone wielkie.
Choć urwiska u stóp kończą,
Na koronie z niebem łączą.

Chwała Bogu.
W twórczym trudzie,
Świat stworzyłeś w piękna cudzie.

Patrz z daleka.
Dziwne dzieła Twa potęga,
Na granicy widnokręga.

Józef Bieniecki

jozef49
17-03-2011, 12:16
Tatry - Od północy

Hen wysoko.
Po turniach gdy się księżyc wspina.
We włosach srebrnych pnie kosodrzewina.

Wpatrzony w one.
Na starym zrębie skrzą granitów wrota,
I dawnych legend zastygła tęsknota.

Na krawędzi.
Oczodół jaskiń ma diabelskie ślipie,
Na tajemnicze opowieści łypie.

Szemra cichutko.
Turla potokiem okiełzuje głazy,
Na progach skalnych rozbryzgując razy.

W głębokiej wnęce.
Na wiecznym śniegu historii czas drzemie.
Jakby zmęczony niosąc jego brzemię

Patrząc z góry.
Zląkł się przestrzeni, doliny skrył siwą.
Mgłą, która dzieli niebo między niwą.

Bóg znalazł ciebie.
Daleko w hali, ciszą śle ostrożnie.
Żebyś się modlił w tej ciszy pobożnie.

Podziwiam piękno.
Choć widok rankiem urzeka tym samym.
Cię zaskakuje, na tle nieba bramy.

Józef Bieniecki

jozef49
17-03-2011, 12:20
Tatry - Piętro lasów

Zachwyca zawsze.
Podgórza piękno, których szata ciemna,
Wspina się w niebo, choć ciągle przyziemna.

Mieszańce lasu.
Smreki i buki, a także dębiny,
Na piętrze kończą, u kosodrzewiny.

Rodzynki lasu.
Królewska limba, na granicy siada,
W sporze o wszystko z wierchami przegada.

Sosny krasnale.
Kosodrzewina, ma swoiste zdanie,
Na limby dyskurs i gór zadumanie.

Stęsknione hale.
Na piętrze muraw choć owiec nie pasą,
Wiatr wyśpiewuje pradawnym juhasom.

Pieśnią powraca.
Halny pamięta i często przygrywa.
Sabały śpiewkę czasami wyśpiewa.

Na nieba skłonie.
Po wierchach skalnych i ku orlim gniazdom.
Tu tego piękna siedzib wiecznym gazdom.

W cichej zadumie.
Błądzę szczytem cicho,
Gdzie księżyc bywa, a nie dotrze licho.

Józef Bieniecki

jozef49
18-03-2011, 10:30
Tatry-Akwarela Tatr

A na turniach mechatych porosłych algami,
Wokół szczytów spiętrzonych pomiędzy szczytami,
Kują słońca promienie,które w nieba świcie,
Ogarnia ogniem w wszechwładnym bukiecie.
Snują marzenia, gdzie oko nie sięga,
Przepada w otchłani mgielnych widnokręga.

Złoto w siklawie puszystych strumyków,
Sypie potokiem brylanty promyków.
Na kaskadzie okala tęczą aureoli,
By strumieniem jej włosów cudnymi kolory,
Łączyć potok warkoczem.W pojedyńcze głazy,
Bije pianą wzburzoną wymierzając razy.
To się cicha przytula, gdzie zatoka z jazem,
Chyli czoło żywiołem pochyłym upłazem.

Wokół smreki wiekowe Reglem ku granicy,
Limby wiecznie strzęgące,tatrzańscy strażnicy.
Tuż pod Reglem dolina,na niej nocy szata,
Ostatnimi śpioszkami stopy Tatr oplata.
Pewnie w końcu ustąpi.Po smreków wiersyckach,
Złotym włosem prześwita na mgławic promyczkach,
Mgielnym snując tumanem w szmaragdowej łące,
Łączy złoto z kamieniem, wszędobylskie słońce.

Ranek życie obudził w pięknie przerażliwym,
W młodych jodłach zanucił,wiatr wspomnieniem ckliwym.
Rozbudzona przyroda w wiosennym powiewie,
Podnieciła pogodą, kochliwe cietrzewie.
I jarząbki wzruszone wesołością ranka,
Poszukują gorliwie od dzisiaj kochanka.

Orzeł, ptak nam życzliwy wiedząc ,że jest w godle,
Na koronie Tatr usiadł,wyżnich szczytów-siodle.
Potem uniósł się w górę, gdzie żaden nie sięga,
Bo też jemu pisana królewska potęga.
Nieba skłonem szybuje majestatu ruchem,
Ciesząc wszystkich godnością,powagą ,posłuchem.

Niezbadana pogoda,prawie w oka mgnieniu,
Porwać człeka potrafi w podgórskim strumieniu.
Rośnie z chwili na chwilę,wzmaga burzy grzmotem,
Kładzie wiekiem zmożony drzewostan pokotem.
Grożne ciska pioruny powiększone grzechem,
Ciągłe głosząc pomruki powtarzane echem.

Niebo rankiem pogodne w nawałnicy mocy,
Szalem sadzy ogarnia rozhukanej nocy,
Wije wężem błyskawic, od nieba ku ziemi,
Na mgławicy kolorów i bezdusznych cieni.
Sine zrazu,to znowu barwione fioletem,
W tło błyskawic wpisane ponurym szkieletem.,
Jako zjawy w kapturach ,których pomruk dziki,
Płynie chichotem nieba, obrócone w ryki.
Łzą ostatnią już spłonął wyciszywszy struny,
Gnane wichrem po niebie,wypalił pioruny,
I już słonko ostrożne jak zwiewna pochodnia,
Penetruje ponownie,powracając do dnia.

Józef Bieniecki

jozef49
18-03-2011, 10:59
Oczy niebieskie

Oczy chabrowe.
Mało tego, że błękitne,
W rzęs oprawie aksamitne.

W lustrze oczu.
Na głębinie w modrym tonie,
Lazurowe niebo płonie.

U brew brzegu.
Modrych oczu powiek fala,
W brzeg uderza i oddala.

Oczu gwiazdy.
Na błękitnym oczu skłonie,
Z gwiazd diademy i w koronie.

Za dnia, w nocy.
Raz błękitne, szafirowe,
Nocy sadzą granatowe.

W wczesnym brzasku,
O poranku wód źródełka,
Dwie gwiazdeczki, ucz perełka.

Na błękitnym oceanie.
Gwiazdki we dnie, gwiazdki w nocy,
Kochające dziewcząt oczy.

I nasuwa się pytanie,
Czym by było piękno nocy,
Gdyby nie ich gwiazdy - oczy?

Józef Bieniecki