PDA

View Full Version : Dzieci z pierwszego małżeństwa a nowy związek ich matki


Gabi K.
03-06-2007, 12:29
Kochane senioritki.Zauważyłam, że wiele z was jest powtórnie zamężną lub pozostaje w wolnym związku.Jak wasi mężowie czy życiowi partnerzy odnoszą się do waszych dzieci z poprzednich związkow, jakie mają z nimi relacje, czy wasze dzieci zaakceptowały nowego partnera u boku matki, a dzieci waszych mężów was?

Basia.
03-06-2007, 13:47
Tak jak to w życiu różnie z tym bywa, mój syn toleruje mojego partnera ze względu na mnie /nie ma biedak innego wyjścia/. W ciągu 25 lat naszego związku nie wytworzyła się między chłopakami więź, wręcz przeciwnie zawsze byli o siebie zazdrośni natomiast muszą być dla siebie uprzejmi. Między moim synem i dziećmi mojego partnera nie ma mowy o jakiejkolwiek więzi, między mną i dziećmi mojego partnera też nie wytworzyła się żadna więź /jesteśmi dla siebie urzejmi i nic poza tym/.

Kundzia
03-06-2007, 13:56
Ja miałam to szczęście ,że mój drugi partner życiowy był kawalerem.A syn-to w zasadzie on go sobie wybrał.Odkąd go poznał to od początku pokochał.Dziś czasami są między nimi róznice ale to wynika raczej z różnic pokoleniowych.Syn traktuje go jako ojca,zawsze zwraca się do niego "tatuś".A mąż-cóż trochę rozczarowany że syn nie interesuje się mechaniką,za to muzyka ich łączy.Mąż traktuje wszystkich jednakowo i dla nikogo nie jest to dziwne.Nawet z wyglądu są podobno podobni,co było przyczyną plotek,jakoby był faktycznie jego synem.

an_inna
03-06-2007, 15:59
U mnie podobnie jak u Lucyny - córka zaakceptowała mojego drugiego męża, on córkę. Ponieważ oboje noszą okulary, też zdarzyło się, że ktoś nieuświadomiony powiedział "Jaka córeczka podobna do tatusia". Ale nie mówi do niego tato, bo ma swojego tatę, a że nie chciał on być dłużej mężem jej mamy........ No cóż, powiem Wam, że dla mnie to lepiej :)

Basia.
03-06-2007, 16:06
Mój syn poza swoją "mamusią" nikogo nie akceptował i nie akceptuje, jest żonaty od 9 lat i do swoich teściów zwraca się bezosobowo.

an_inna
03-06-2007, 16:15
Mój syn poza swoją "mamusią" nikogo nie akceptował i nie akceptuje, jest żonaty od 9 lat i do swoich teściów zwraca się bezosobowo. To dziwne, chociaż dla mamy pewnie miłe :) Ja zaś się głupio czuję, jak słyszę, że moja córka mówi do teściowej - mamo. Ale zięć też mówi do mnie mamo, więc jesteśmy kwita 2703 (z teściową córki oczywiście)

qrystyna216
03-06-2007, 16:48
Mąż mo był kawalerem, ja rozwódką z dzieckiem, kiedy pobieraliśmy się. Od początki polubili się, tzn.mąż z moją córką. Tak jest do chwili obecnej, nigdy nie było problemów między nimi, a teraz jest kochany dziadziuś. Czasami żartuje mówiąc, że jest mężem babaci a nie dziadkiem.

Basia.
03-06-2007, 18:45
To są sprawy delikatne i bardzo skomplikowane, nie ma na to recepty. Nie jestem matką "ofermy i maminsynka", zwracałam uwagę synowi że nie wypada zwracać się do teściów bezosobowo, że to jest przykre dla nich i dla jego żony niestety nic w tej sprawie nie da się zrobić i już "ten typ tak ma".

Honorka1949
03-06-2007, 18:49
Moj maz zaakceptowal moja corke, zyja w zgodzie i przyjazni a nawet maja swoje sekrety.Maja dobry serdeczny kontakt.Slub wzielismy jak corka wyszla za maz.Corka mowi do meza tato ale z chwila jak urodzil sie wnuk coraz czesciej dziadek.Ziec mowi do meza po imieniu.Zawsze pamietaja o Dniu Ojca i Dziadka.

Honorka1949
03-06-2007, 18:54
Odnosza sie do siebie z szacunkiem.W zasadzie wszyscy traktuja go tak jakby byl w naszej rodzinie od zawsze.

Wilhelmina
03-06-2007, 19:09
No cóż, mnie się z tymi sprawami nie bardzo udało.
Mojego obecnego mężą poznałam parę miesięcy po rozwodzie.
On był wdowcem z dorosłym już synem. Nie zdecydowałam się na związek od razu, ponieważ bałam się właśnie konfliktów z dziećmi. Obecny mąż, nie należy do ludzi wylewnych, a moje dzieci, wówczas 8 i 12 lat, choć lgnęły do niego, on nie umiał jakoś do siebie przygarnąć. Zawsze była wymówka - mają ojca.
Z jego synem moje kontakty były poprawne, ale raczej koleżeńskie. W końcu miał 24 lata. Wyszłam za mąż dopiero jak dzieci moje były pełnoletnie. Do dziś pokutuje dziwaczny układ. Moje stare już dzieci, zwracają się do niego per pan. Na moje sugestie ( dużo wcześniej ), żeby choć wujku mówiły, nie zgodził się, na tatę, nie (mają ojca), na przejście na ty absolutnie nie, no i tak dotrwamy już chyba do końca w tym śmiesznym układzie.
Jego syn z biegiem lat zaprzyjażnił się ze mną. Niestety, już nie żyje od 4 lat. O moje dzieci mamy wojnę co chwilę. Wszystko jest komentowane na "nie". Nawet dobre uczynki, udane pociagnięcia cały czas są żle odbierane i komentowane.
Prawdą natomiast jest, że w trudnych sytuacjach życiowych staje koło mnie w ich obronie. Dziwny, trudny układ w którym kręcę jak mogę, aby obie strony nie nienawidziły się. Wnuków, choć od początku traktują go jak ukochanego dziadka, toleruje, choć często powtarza- jaki ja tam dziadek. To Twoje wnuki. Kiedyś wierzyłam, że miłośćią i dobrocią potrafię to zmienić, dziś już nawet nie chcę. Poprostu są ludzie którzy nie chcą miłości dawać. Już tego nie zmienię.

Sunshine
03-06-2007, 19:11
Nie zaryzykowałam powtórnego związku ze wzg. na dobro syna.Czy miałam rację?Czy warto było?,
to trudne i już raczej retoryczne dla mnie pytania.
Po usamodzielnieniu się syna,zostałam sama-czasem myślę,że to był życiowy błąd.:confused:

Anielka
03-06-2007, 19:13
Ja zrobilam to samo i wiem ,ze to byl błąd.

Basia.
03-06-2007, 19:25
Co było a nie jest ................. wszystko jeszcze przed Wami dziewczyny. Zobaczycie!!!!!!!!!!

Basia.
03-06-2007, 19:35
Urszulko, ja też żyję w takim dziwnym układzie od 25 lat. Niedawno po raz pierwszy mój "stary" 39-letni syn wykrzyczał mi przez telefon, że bardzo jego boli to że jestem ze swoim partnerem. Za chwilę się zmitygował i ponownie zadzwonił z przeprosinami mówiąc, że nie miał prawa do takiego zachowania. Kiedy byłam operowana każdy z panów chciał pokryć koszt operacji, żeby nie ranić syna pozwoliłam jemu zapłacić. To samo było z odbiorem ze szpitala, tym razem "wygrał" Tadeusz. Nie przejmuję się tym absolutnie i już. Panowie muszą być dla siebie uprzejmi, kochać się nie muszą.

krise1
03-06-2007, 19:45
Mnie ten problem nie dotyczy, ale moja córka się rozeszła i jej drugi mąż nie zaakceptował jej syna. Więc my się nim zajeliśmy i u nas mieszka.

Sunshine
03-06-2007, 19:51
Właśnie takich sytuacji chciałam uniknąć o jakich pisze Basia,Wilhelmina,Krysia.

Basia.
03-06-2007, 20:20
Właśnie takich sytuacji chciałam uniknąć o jakich pisze Basia,Wilhelmina,Krysia.
Dlatego nie wyszłam za mąż żeby nie ranić syna /i bardzo się z tego cieszę/, ale mieszkamy razem z Tadeuszem od 24 lat. Nikt nie miał i nie ma prawa odnieść się do mojego dziecka niewłaściwie, moje dziecko musiało i musi zachowywać się przyzwoicie w stosunku do mojego partnera. Nie było i nie ma u nas kłótni i awantur chociaż ja jestem bardzo krewka, nie ma o nie było u nas cichych dni.

Wilhelmina
03-06-2007, 20:55
Wiesz Basiu, albo masz tak duże zdolności pedagogiczne, albo tak silne nerwy, że brak wzajemnej akceptacji Ci nie przeszkadza. Mnie jednak to boli i nieustannie przeżywam stres. Nie da się cofnąć czasu, ale dziś już wiem, że popełniłam błąd. Zbyt wiele mnie to kosztuje.

Basia.
03-06-2007, 21:35
Mnie ten problem nie dotyczy, ale moja córka się rozeszła i jej drugi mąż nie zaakceptował jej syna. Więc my się nim zajeliśmy i u nas mieszka.
Może nie powinnam tego pisać ale na miejscu Twojej córki "wykopałabym" drugiego męża.Przepraszam, nie chciałam Ciebie urazić ale jestem szczera.

Honorka1949
03-06-2007, 21:40
Przykro mi ze Twoja corka sie rozwiodla.Nie znam sytuacji, ale nie moge zrozumiec ukladu - oni razem a dziecko u dziadkow?Sadze , ze po latach Twoja corka bedzie zalowala tej decyzji.Nie uczestniczy / tak mi sie wydaje/ na codzien w zyciu swojego synka.Wiele rzeczy jej umknie i nic jej tego nie zrekompensuje.Ja osobiscie nie poswiecilabym dziecka dla bycia z mezczyzna.A co by bylo z malym jakby nie mial dziadkow?Pewnie powiesz dobrze jej mowic bo ten problem jej nie dotknol.Moze masz racje bo nigdy nie stanelam przed takim dylematem.To co pisze to nic osobistego, to tylko moje osobiste odczucia.Wybacz.

Basia.
03-06-2007, 21:40
Wiesz Basiu, albo masz tak duże zdolności pedagogiczne, albo tak silne nerwy, że brak wzajemnej akceptacji Ci nie przeszkadza. Mnie jednak to boli i nieustannie przeżywam stres. Nie da się cofnąć czasu, ale dziś już wiem, że popełniłam błąd. Zbyt wiele mnie to kosztuje.
Urszulko, wiedzą że mają się zachowywać poprawnie a poza tym kij ma dwa końce, Tadeusz ma dwoje dzieci i też chce żeby były traktowane przeze mnie poprawnie. Do kochania mojego dziecka jestem ja i już, inni mają być grzeczni. Moje dzieci bywają u mnie a Tadeusz u nich nie bywa bo nie jest mile widziany /takie życie/. Z Tadeuszem uzgodniliśmy, że jesteśmy ze sobą a nie z naszymi rodzinami i nie będziemy na siłę tworzyli "sztucznych więzi" z naszymi bliskimi. Tak jest wygodniej i uczciwie.

Wilhelmina
03-06-2007, 22:04
Basiu u mnie też niby jest poprawnie. Przy wzajemnej obecności. To tylko ja wyłapuję wszystkie miny, spojrzenia, gesty. To tylko ja słucham opinii "stron" i staram się je neutralizować. Ale szczerze mówiąc, mam czasami tego dość. Bardzo często mam tego dość. Mój mąż nie ma już żadnej innej rodziny oprócz nas. Wymagam od dzieci szacunku dla niego i zrozumienia, tylko od niego nie mogę wymóc tolerancji, lub choćby obojętności. Jego gadanie, często wymyślone problemy, czepianie się drobiazgow, doprowadza mnie do pasji.

Ala-ma-50
03-06-2007, 22:31
Współczuję Ci Kochana Wilhelminko serdecznie...ale i podziwiam Cię bardzo..bo żyć w takim układzie jest niezwykle trudno ..w którą stronę nie uderzyłabyś..boli równie mocno.
Wierzę , że nie masz czasami siły walczyć..że masz już dość..że obojętność i czepianie się drobiazgów boli równie mocno jak nienawiść.
Bo z nienawiścią naprawdę łatwiej walczyć..wiadomo o co chodzi, a tu ...tak naprawdę nie ma się do czego przyczepić...bo pozornie wszystko jest O.K.
Trzymam kciuki aby wreszcie stało się coś, co przełamałoby tę sytuację i byś wreszcie odzyskała spokój serca.
Pozdrawiam gorąco

Basia.
03-06-2007, 23:21
Urszulko, ja nie wysłuchuję żadnych opinii /nie pozwalam na ich wygłaszanie/, jeżeli trzeba kogoś ochrzanić bez świadków robię to i Tobie radzę to samo: ochrzań swojego męża, uswiadom mu że nie życzysz sobie jego "much w nosie" bo masz wystarczającą ilość swoich.

Wilhelmina
04-06-2007, 01:56
Gabrysiu- to nie tak. Z konieczności posty to nie hstoria życia i nie da się być zbyt dokładnym. Jednakże choć są niedomówienia, niezbyt dokładnie przeczytałaś mój post. Nie wyszłam za mąż po rozwodzie, zrobiłam to, gdy moje dzieci stały się dorosłe. Nikt nikogo nie detronizował. Mój syn gdy poznałam obecnego męża miał 8 lat, to córka była starsza. Syn był gotów ( tak to widziałam ), przyjąć do serca i świadomości innego mężczyznę, bo jego ojciec, pomimo usilnych z jego strony starań, nie okazywał mu zainteresowania. Wtedy był okres, że za trochę dobroci i czasu mu poświęconego, poszedłby za diabłem do piekła. Niestety, to obecny mój mąż, przez wszystkie te lata nie umie nikomu okazać uczucia. No, może mnie, ale też jest to mocno zawoalowane.Raczej polega na dobrach materialnych, a nie na okazywaniu słowem czy gestem. Wbrew Twoim przypuszczeniom, śmierć jego rodzonego syna ( kawalera, lat 40 ) poprawiła nieznacznie nastawienie męża do moich dzieci. Wcale nie muszę się domyślać dlaczego, sam to powiedział. Teraz nie ma już nikogo bliskiego prócz nas. To prawda, ale jest w jego charakterze coś, co widzi wiele w krzywym zwierciadle. I nie dotyczy to tylko moich dzieci. Znajomi też podlegają raczej ostrej krytyce i z wieloma spotykam się poza terytorium domu. Trudne sprawy. Domorosła psychologia tu nie pomoże, na fachową on się nie zgadza, a może już i za póżno na zmiany. Ktoś, kiedyś, komuś odpisał; widziały gały co brały. Racja. Tylko czasem są powody, że choć człowiek trochę wie, troche przewiduje, to rzeczywistość wychodzi poza te ramy. Wcale nie oczekuję analizy, ani współczucia. Ja tak zadecydowałam i ja ponoszę konsekwencje. Żałuję, że napisałam w tym wątku. Trudnych spraw których nie da się wyjasnić w jednym zdaniu, nie powinno się poruszać.
Przykro mi, ale coraz częściej myślę, że nie pasuję do Waszego miłego, ciepłego kącika. Natomiast pisać posty "tak" i "nie" dla samego faktu zaliczania ilości, nie chcę i nie umię.

Malgorzata 50
04-06-2007, 04:44
Wilhelminko kochana oczywiscie ,ze nie ma sensu pisac tu wyłacznie 'tak" i "nie" oraz zalewać się miodem bo ciepełko moze przerodzić się w zaduszek niestety.A na naszym etapie życia dobre rady cioci Zosi na nic sie nie zdają bo zycie jest bardziej skomplikowane niż nasze osobiste doświadczenie ,ale nie odchodź w siną dal bo kiepsko się będzie bez ciebie gadało.Moje osobiste doświadczenia w temacie są również dość skomplikowane i nie mam zamiaru opowiadac tu historii tylko wysnuć wniosek ,że tak jak staram sie unikać ingerencji w życie moich doroslych dzieci tak samo nie życze sobie ich ingerencji w moje .Co nie zawsze jest zreszta łatwe miłe i przyjemne z wymienionych zreszta przez ciebie powodów.Tak jak niektóre poprzedniczki przez ileś lat bałam sie fundować dzieciom nowego tatusia i uważam to za swój błąd -bo kiedy zdecydowałam sie na to żeby zająć się swoim życiem być może trochę sie spóźniłam.

hannabarbara
04-06-2007, 08:35
Myślę moje Panie, że czasem piszemy dla samych siebie, aby lepiej zrozumieć stan swoich odczuć. Musimy jednak zawsze zakładać, że porozumiewając się przez pisanie będziemy źle zrozumiane. Urszulo - Wilhelmino, masz bardzo bogatą osobowość, wiele ciekawych przemyśleń, to wspaniale, że nie piszesz "dla zaliczenia". Dzięki Twoim postom można sobie uświadomić, że nie jesteśmy grupą jednolitych charakterów i postaw, lecz różnie ukształtowało nas życie. Lubię, gdy ktoś myśli odmiennie niż ja. Pozwala to nieraz zweryfikować własne poglądy. Jeszcze raz przemyśleć jakieś sprawy i nie tkwić w przekonaniu, że "zjadło się wszystkie rozumy".

Gabi K.
04-06-2007, 08:40
Ula-to takie skrzywienie zawodowe u mnie, że chcąc Ci pomóc, wylałam dziecko z kąpielą. A że wyszła z tego domorosła psychologia, to tym bardziej czuję dyskomfort, bo właśnie z zawodu jestem psychologiem i stąd taka analiza, bez podstaw, bo faktów było niewiele a ja chcąc Ci pomóc, w dobrej wierze,"próbowałam" jak , gdzie i kogo. Mnie też nie interesują odpowiedzi "tak lub nie", może musimy wyciągnąć wniosek, że są sprawy, ktorych nie powinno się dotykać na forum , bo więcej przyniesie odpowiedź na nie krzywdy niźli pomocy.Zycie potoczy sie dalej,a mężowi sądzę i psycholog nie pomoże. W tym wieku ma się już ukształtowaną osobowość i wszystkie jej blaski i cienie, więc jeśli nawet osobisty dramat męża nie zmienił jego nastawienia ani nie uszczknął trochę uczucia, to "ten typ tak ma" i już.
Pozdrawiam Cie serdecznie, dobrze, że masz grupę przyjaciół w realu i oni Cie z pewnością wspierają.

Anielka
04-06-2007, 08:58
Wilhelminko- Ulu wszystkie mamy jakieś zawody,w zwiazku z tym skrzywienia zawodowe.Każdej z nas od czasu do czasu przydarzy sie czasami napisać coś co innym nie przypadnie do gustu, a szczególnie kiedy sie tak zupełnie odkrywamy i chcemy sie wygadać.Wiele razy po prostu"madrzymy" się,bo to wynika z natury człowieka.Uleńko po prostu trzeba przyjmować wszystko z lekkim przymrużeniem oka i zycie będzie latwiejsze,czy lepsze ,pewnie nie.Milego dnia zyczę.:)

Honorka1949
04-06-2007, 10:50
Uwazam,ze u kazdej z nas jest inna sytuacja.Nie ma recepty na szczesliwa rodzine.Jedne mialy wiecej szczescia inne mniej.Wydaje mi sie,ze dorosle dzieci nie musza kochac naszych zyciowych partnerow, ale powinny szanowac ich i nasze wybory.Tak samo partner powinien szanowac nasze dzieci.

inka-ni
05-06-2007, 00:39
Urszulo bardzo dobrze ćię rozumię i nie dzieci sa powodem problemw ale osoba mieniąca się twoim mężem, to egoista,który ma na wzgledzie wlasną osobę, wygodę i nie stać go na tolerncję. W moim malżeństwie nie ma dzieci i jest podobnie.Nawet komputer przeszkadza, bo nie wie z kim i oczym rozmawiam.No wlaśnie dzięki tej wirtualnej znajomości jest nam latwiej.Urszulo nie dajemy się ęęęęęęęęę2737

Malgorzata 50
06-06-2007, 00:35
Zarzucano mi nie używanie polskich znaków ,ale ich nadmiar to chyba też przesada -przepraszam -ale naprawdę, ROZUMIEM.Dlaczego nazywasz męża Wilhelminy osoba mieniącą sie jej mężem.On sie nie mieni on JEST jej mężem i pewnie ma wady i zalety jak każdy.Najwyraźniej zalety przeważają .

qrystyna216
06-06-2007, 08:16
Moje drogie a mnie się wydaje,że problem tkwi w tych panach. Mój pierwszy mąż nie lubił dzieci i one to wyczuwały. Tolerował tylko naszą córkę ale i w stosunku do niej miał wymagania ponad jej wiek.
Drugi mąż to dusza towarzystwa. Dzieci uwielbia i wszystkie do niego lgną. Dlatego moja córka nigdy nie odczuła żadnej różnicy między nią a młodszą. Od zawsze mówiła do niego tatuś a do biologicznego tato. To chyba o czymś świadczy.

Basia.
06-06-2007, 10:56
Moje drogie a mnie się wydaje,że problem tkwi w tych panach. Mój pierwszy mąż nie lubił dzieci i one to wyczuwały. Tolerował tylko naszą córkę ale i w stosunku do niej miał wymagania ponad jej wiek.
Drugi mąż to dusza towarzystwa. Dzieci uwielbia i wszystkie do niego lgną. Dlatego moja córka nigdy nie odczuła żadnej różnicy między nią a młodszą. Od zawsze mówiła do niego tatuś a do biologicznego tato. To chyba o czymś świadczy.
Niezupełnie się z Tobą zgadzam, są dzieci które zaakceptują nowego partnera swojego rodzica i są takie które za żadne skarby świata tego nie uczynią. Jeżeli chodzi o "więzy" to ich nie ma i nie będzie wcześniej czy później to wyjdzie /znam to z autopsji i obserwacji/.

Basia.
06-06-2007, 11:06
Urszulko, rozumiem Ciebie doskonale bo to "przerabiałam". Było mi przykro, Piotrkowi też. Ponieważ kij ma 2 końce /Tadzio ma dwoje dzieci/ jemu tez było bardzo przykro. Nie potrafiłam wykrzesać z siebie cieplejszych uczuć dla jego dzieci, to nie był rewanż poprostu nie mogłam.

Honorka1949
06-06-2007, 12:49
Piszecie mile senioritki ,ze sa rozne dzieci.Jedne akceptuja naszych wybrankow inne nie.Pewnie male maja wiekszy problem z akceptacja, ale dorosle?Chyba rozumia sytuacje.Oczywiscie pomijam przemoc w drugim zwiazku i wynikajaca z tego niechec dziecka do partnera matki.Kazda z nas ma inna sytuacje i pewnie trudno nam pewne sprawy zrozumiec o ile one nas nie dotknely.Mysle , ze z pewnymi sytuacjami trzeba sie pogodzic a w innych cos wywalczyc.Potrzebny niestety jest kompromis.

Malgorzata 50
06-06-2007, 23:53
Ja was dziewczyny bardzo przepraszam ale mi zgrzyta czasownik rozumieć odmienia się : ja rozuMIEM oni rozuMIEJĄ.
A jeśli idzie o poruszany problem to jak widać recepty nie istnieją.A ludzie są tylko ludżmi.Małe dzieci to inna sprawa ,ale dorosłe -tak jak kiedys napisałam -nie należy sie wtrącac w ich zycie ,żeby one nie wtrącały sie w nasze.I to powinno byc jasne.A cała reszta mysle,że ma jednak cos wspólnego ze skomplikowanymi relacjami na linii dziecko-rodzic.Ale to juz zagadka do rozwiazania przez psychologa w kazdym indywidualnym przypadku.

Honorka1949
07-06-2007, 14:06
Malgosiu! Przez slowo "rozumie" mamna mysli to, ze dorosle dziecko to chyba istota myslaca.Jezeli nawet nasz wybor jej sie nie podoba to musi sie z nim pogodzic / jak nie chce zaakceptowac czy pokochac /ale nie ma prawa go krytykowac czy potepiac.Jestem zwolenniczka nie wtracania sie w zycie swoich dzieci.One same dokonuja wyborow/ nieraz sie pewnie sparza/ale jezeli spytaja mnie o rade - zawsze sluze im rada.My tez to przerabialismy i w dalszym ciagu twierdze ze zeby byl wilk syty i owca cala potrzebny jest kompromis.Ale masz racje zeby bylo dobrze i nam i im nikt nie ma recepty.

kropka48
19-06-2007, 13:06
No cóż, mnie się z tymi sprawami nie bardzo udało.
Mojego obecnego mężą poznałam parę miesięcy po rozwodzie.
On był wdowcem z dorosłym już synem. Nie zdecydowałam się na związek od razu, ponieważ bałam się właśnie konfliktów z dziećmi. Obecny mąż, nie należy do ludzi wylewnych, a moje dzieci, wówczas 8 i 12 lat, choć lgnęły do niego, on nie umiał jakoś do siebie przygarnąć. Zawsze była wymówka - mają ojca.
Z jego synem moje kontakty były poprawne, ale raczej koleżeńskie. W końcu miał 24 lata. Wyszłam za mąż dopiero jak dzieci moje były pełnoletnie. Do dziś pokutuje dziwaczny układ. Moje stare już dzieci, zwracają się do niego per pan. Na moje sugestie ( dużo wcześniej ), żeby choć wujku mówiły, nie zgodził się, na tatę, nie (mają ojca), na przejście na ty absolutnie nie, no i tak dotrwamy już chyba do końca w tym śmiesznym układzie.
Jego syn z biegiem lat zaprzyjażnił się ze mną. Niestety, już nie żyje od 4 lat. O moje dzieci mamy wojnę co chwilę. Wszystko jest komentowane na "nie". Nawet dobre uczynki, udane pociagnięcia cały czas są żle odbierane i komentowane.
Prawdą natomiast jest, że w trudnych sytuacjach życiowych staje koło mnie w ich obronie. Dziwny, trudny układ w którym kręcę jak mogę, aby obie strony nie nienawidziły się. Wnuków, choć od początku traktują go jak ukochanego dziadka, toleruje, choć często powtarza- jaki ja tam dziadek. To Twoje wnuki. Kiedyś wierzyłam, że miłośćią i dobrocią potrafię to zmienić, dziś już nawet nie chcę. Poprostu są ludzie którzy nie chcą miłości dawać. Już tego nie zmienię.
Zasmuciłaś mnie Wilhelmino. Jestem właśnie w takim związku.Może nie do końca w związku, bo znamy sie czwarty rok, nie mieszkamy razem, ale problem z dziećmi jest. Moje są trochę młodsze (20 i 23 l.) od jego (32 i 26). Moje akceptują tę znajomość, ale uważają, że on za mało się stara, zajmuje mną. Jest człowiekiem bardzo wrażliwym, ale dość oschłym, zamkniętym w sobie, bardzo spokojnym, rozsądnym, zrównoważonym (super!!), nie okazuje uczuć (niestety!!!). Bardzo mnie dotknęło ostatnio, gdy jego córka (z którą się widuję czasem u niego) po urodzeniu dziecka - zignorowała moją obecność w życiu jej ojca. Cała rodzina była bardzo radosna i podniecona faktem urodzin potomka, przez dom mlodych rodziców przewijały się babcie, dziadkowie, ciotki i wujkowie. Ja 3 dni po jej powrocie do domu przesłałam im kwiaty z gratulacjami i bardzo chciałam zobaczyć maluszka. Minęło 6 tygodni i nic..........Rozumiem, że na początku jest duże zamieszanie, zmęczenie, uczenie się młodych i dziecka nawzajem, ale myślałam, że mnie zaprosi, pokaże, pochwali się. Może ja źle myślę?, może nie powinnam tego oczekiwać? Tylko, gdy widzę mojego partnera zachwyconego, z blaskiem w oczach opowiadającego o maluszku - chciałabym go zobaczyć, też w jakiś sposób uczestniczyć - marginalnie, wiem to. Do tej pory sytuacja przedstawiała się tak, że jego dzieci przyjęły do wiadomości moją obecność w życiu ich ojca i właściwie nic więcej. Do młodszego syna mówię po imieniu, córka (32l.) nie zaproponowała mi tego i.........jest to dla mnie dowód na..........."jesteś to jesteś, dobrze, że ojciec nie jest sam, ale nie licz na nic więcej". Jesli tak ma być dalej, to dla mnie to jest bardzo ciężkie. Jestem osobą otwartą, ciepłą i może nie oczekuję tego samego od innych, ale chciałabym czuć, że inni to wiedzą i widzą. Dlatego zasmuciłaś mnie Wilhelmino........

an_inna
20-06-2007, 09:37
......... Tylko, gdy widzę mojego partnera zachwyconego, z blaskiem w oczach opowiadającego o maluszku - chciałabym go zobaczyć, też w jakiś sposób uczestniczyć - marginalnie, wiem to. Do tej pory sytuacja przedstawiała się tak, że jego dzieci przyjęły do wiadomości moją obecność w życiu ich ojca i właściwie nic więcej. Do młodszego syna mówię po imieniu, córka (32l.) nie zaproponowała mi tego i.........jest to dla mnie dowód na..........."jesteś to jesteś, dobrze, że ojciec nie jest sam, ale nie licz na nic więcej". Jesli tak ma być dalej, to dla mnie to jest bardzo ciężkie. Jestem osobą otwartą, ciepłą i może nie oczekuję tego samego od innych, ale chciałabym czuć, że inni to wiedzą i widzą. Dlatego zasmuciłaś mnie Wilhelmino........
Witaj Kropko! Mam pytanie - czy powiedziałaś mu o tym, o swoich oczekiwaniach, o rozżaleniu?
Pozdrawiam cieplutko :)

kropka48
20-06-2007, 10:08
Do an_inna:
Witam. Tak powiedziałam. Odpowiedział, że młodzi czuliby się skrępowani, bo cały czas jest duży rozgardiasz, więc na razie nie.....Im nie zależy, jemu nie zależy, no jest jak jest. W ogóle chodzi o to, że rzadko bierze pod uwagę moje oczekiwania, chociaż ja wyraźnie je artykułuję (naczytałam się mądrych książek, że trzeba mówić do mężczyzny powoli i dużymi literami). Wysłucha, przytaknie i rzadko jest efekt. To taki związek_nie_związek na dystans albo na duży dystans. Biorąc pod uwagę jego wady - do kitu, ale jak się przyjrzeć zaletom (a partner ma ich parę i to znaczących) to w porządku. Tylko ta oschłość jest dla mnie bardzo dokuczliwa.

an_inna
20-06-2007, 10:23
To bardzio Ci Kropko współczuję ! Mężczyźni nie są na ogół zbyt wylewni, ale Twój wybraniec jeszcze odbiega od tej normy (!) Pewnie te inne zalety to rekompensują :)

Wilhelmina
20-06-2007, 21:44
Do Kropki48
Nic Kropko, nie zrekompensuje braku miłości.Ani pieniądze, ani seks, ani najwspanialszy pałac. Wszystko z czasem staje się więzieniem. Smutne są dni i noce, gdy człowiek odczuwa samotność. Bo samotność we dwoje jest okrutniejsza niż przeżywana w pojedynkę. Jeśli już nie ma mowy o miłości, niech przynajmniej będzie przyjażń.
Wiesz, powiedziałabym Ci, na to o czym piszesz, uciekaj, uciekaj bo nigdy nie będziesz szczęśliwa. Tylko...może nie lubisz być szczęśliwa? Powodów dla mnie jest dość.
Jesteś ciepła, czuła, otwarta? To jak Ty chcesz żyć w obojętności i lekceważeniu? Stwardniej, albo....

Basia.
20-06-2007, 21:53
Wilhelmina ma rację Kropko, decyzja należy do Ciebie ........

kropka48
21-06-2007, 08:15
Dzięki, dzięki Wilhelmino i Basiu. Wiem, że to chory układ i pewnie to ostatnie zdarzenie będzie kroplą, która przelewa czarę (nie mylić z czarem!:)). A tak na marginesie te zalety to ani pieniądze, ani pałace.........hmmmm może trochę seks?:). Po rozwodzie byłam 8 lat sama z dziećmi, więc to nie to, że boję się samotności. Umiem być sama......Od dawna się nad tym całym ambarasem zastanawiam, ale teraz już nie mam siły i ochoty dawać kolejnej szansy.
Pozdrawiam

Honorka1949
21-06-2007, 17:55
Piszesz mila Kropko, ze ani kasa, ani palac a moze tylko seks.....A gdzie jest miejsce na milosc?Gdzie wzajemne zrozumienie i kompromis?.Chcesz mojej rady - prosze daj sobie z nim spokoj / przepraszam to tylko rada nie nagana/.Znajdziesz jeszcze takiego , ktory Ciebie zrozummie i Twoje potrzeby oraz zaakceptuje Twoje ? nie musi kochac / dzieci.A seks .... Z kazdym nastepnym ktoryCie pokocha bedzie napewno wspanialy.I tego Ci wlasnie zycze!!!.

Basia.
21-06-2007, 20:17
Kropko, podpisuję się pod postem Honorki. Zobaczysz, spotkasz na swojej drodze kogoś kto będzie Ciebie wart. Życzę Ci tego z całego serca.

ammi1952
21-06-2007, 21:00
Kropko nie ma co sie zastanawiać lepiej jest być dobre samej niz byle jak z kimś dla kogo jesteś tylko odskocznia w chwilach kiedy to będzie wygodne dla tego kogoś a nie dla obu stron

qrystyna216
21-06-2007, 21:14
Droga Kropko, tak jak i moje poprzedniczki radzę Ci zrezygnuj z tego związku póki czas. Brak akceptacji ze strony jego rodziny i ta oschłość to za wiele. Napewno stać Cię na kogoś kto będzie czuły i miły, tego Ci życze.

Gabi K.
27-06-2007, 21:25
uciekaj I To Jak Najszybciej!

Ala-ma-50
28-06-2007, 20:54
Też podzielam zdanie koleżanek...ktoś kto nie szanuje czyichś uczuć ..nie jest wart, aby obdarzyć go uczuciem....uciekaj póki nie jest za późno ..bo jak sie wkradnie do związku przyzwyczajenie ..to ugrzęźniesz na dobre.
Pozdrawiam i życzę powodzenia ...szczególnie w miłości..bo na nią zasługujesz z całą pewnością.

Gabi K.
30-07-2007, 19:38
Dzięki, dzięki Wilhelmino i Basiu. Wiem, że to chory układ i pewnie to ostatnie zdarzenie będzie kroplą, która przelewa czarę (nie mylić z czarem!:)). A tak na marginesie te zalety to ani pieniądze, ani pałace.........hmmmm może trochę seks?:). Po rozwodzie byłam 8 lat sama z dziećmi, więc to nie to, że boję się samotności. Umiem być sama......Od dawna się nad tym całym ambarasem zastanawiam, ale teraz już nie mam siły i ochoty dawać kolejnej szansy.
Pozdrawiam

czy coś zmieniło sie przez te półtora miesiąca?

kropka48
31-07-2007, 12:29
czy coś zmieniło sie przez te półtora miesiąca?
Witam Gabi.
Nie umiem się z tego wyplątać. Jest mi z tym źle (i w tym układzie i z tym, że nie potrafię z tym skończyć!). Był potężny kryzys między nami, wygarnęłam wszystko bez ogródek........., parę tygodni przerwy w kontaktach,coś tam może się poprawiło, ale niewiele. Tyle, że facet się przestraszył, ale przecież wiadomo....jest mu wygodnie to boi się stracić taki "status". Źle się czuję nawet, gdy o tym piszę teraz. Widoczne jest, że wiek niewiele wpływa na rozsądek.....Niestety. Wiem, że powinnam się zastanowić czemu w tym tkwię? Może jednak boję się samotności? Wakacje spędzamy osobno, we wrześniu jadę na wycieczkę do Paryża i Brukseli (sama!). Paranoja.
Pozdrawiam i dzięki za posty.

slonko962
06-03-2008, 12:46
Witam przygotowuje program o braku akceptacji partnera, o problemach... jak temu zaradzic. chciałbym porozmawiać.
kontakt: slonko962@gazeta.pl

s.kasia
24-06-2009, 21:25
Witam.Jestem tu nowa.Mam poważny problem i mam nadzieje że któras z Was mi pomoże.Jestem mężatką drugi raz i mam córkę z pierwszego małżeństwa.Mój obecny mąż zawsze uwielbiał moją córkę(ona jego też) i traktował ją jak własną ,ale niestety do czasu.Córka ma 13 lat,wiem że to trudny wiek,ale jest opryskliwa i nie ma szacunku do mojego męża.On teraz też zobojętniał i wiecznie się kłócą.Ja stoję między nimi,kocham oboje,ale nie mam już siły.Między mną a mężem z tego powodu są coraz częstsze awantury.Proszę o radę,co zrobic by wszystko wróciło do normy?Boję się,że skończy się to naszym rozwodem.
Kasia

tadeusz50
25-06-2009, 19:05
Witam.Jestem tu nowa.Mam poważny problem i mam nadzieje że któras z Was mi pomoże.Jestem mężatką drugi raz i mam córkę z pierwszego małżeństwa.Mój obecny mąż zawsze uwielbiał moją córkę(ona jego też) i traktował ją jak własną ,ale niestety do czasu.Córka ma 13 lat,wiem że to trudny wiek,ale jest opryskliwa i nie ma szacunku do mojego męża.On teraz też zobojętniał i wiecznie się kłócą.Ja stoję między nimi,kocham oboje,ale nie mam już siły.Między mną a mężem z tego powodu są coraz częstsze awantury.Proszę o radę,co zrobic by wszystko wróciło do normy?Boję się,że skończy się to naszym rozwodem.
Kasia
Witaj Kasiu.
Co się stało z pierwszym mężem chodzi mi rozwód czy zmarł. W tym wypadku pewnie dość znacząca różnica.
Może (oby nie) córka jest molestowana przez ojczyma?

Basia.
25-06-2009, 20:30
Witam.Jestem tu nowa.Mam poważny problem i mam nadzieje że któras z Was mi pomoże.Jestem mężatką drugi raz i mam córkę z pierwszego małżeństwa.Mój obecny mąż zawsze uwielbiał moją córkę(ona jego też) i traktował ją jak własną ,ale niestety do czasu.Córka ma 13 lat,wiem że to trudny wiek,ale jest opryskliwa i nie ma szacunku do mojego męża.On teraz też zobojętniał i wiecznie się kłócą.Ja stoję między nimi,kocham oboje,ale nie mam już siły.Między mną a mężem z tego powodu są coraz częstsze awantury.Proszę o radę,co zrobic by wszystko wróciło do normy?Boję się,że skończy się to naszym rozwodem.
Kasia
Twoja córka zachowuje się typowo dla dzieciaków w tym wieku, trzeba wykazać duzo cierpliwości w stosunku do pannicy, to nie jest łatwe dla nikogo dla niej też. Rozumiem Twojego męża, porozmawiaj z nim i wytłumacz, że nadejdzie taki moment kiedy relacje między nim i córką znormalnieją, porozmawiaj z córką i poproś ją żeby odnosiła się do ojczyma poprawnie.

Mar-Basia
25-06-2009, 21:07
Kasiu, 13 lat to tzw "malpi wiek", zwlaszcza u dziewczynek. Zreszta i chlopcy nie sa latwiejsi. Moj maz wychowal gromadke dzieci, ktore nie sa jego i choc byly gorki i dolki - wszyscy wyrosli na porzadnych ludzi. U dziewczynki jeszcze jest tzw kompleks "zazdrosci" o matke - ona poprostu nieswiadomie chce zrobic z Ciebie jej wylacznosc. ...a maz, ktory Cie kocha stoi jej na przeszkodzie. Nie zapomnij rowniez, ze corka zaczyna sie robic "kobietka" i wiesz jakie chwyty stosuja kobiety aby usunac kazdego meskiego przeciwnika. Porozmawiaj z mezem, pewna jestem, ze jest inteligentnym czlowiekiem i zrozumie co jest grane - poprostu niech zalozy ignora na smarkatke i tyle. Nie daj jej rozwalic Twego malzenstwa, bo o to jej chodzi.
Ona dorosnie, 18 lat i wyjdzie z domu - a Ty zostaniesz sama, corka napewno nie bedzie Ci towarzyszyc.

Rozmowa z corka tez moze przyniesc rezultaty - poprostu ustalcie reguly gry pod Twoilm dachem i tyle. Prostu powinna sie podporzadkowac i szanowac Twoj wybor - choc pozornie. Jeszcze pare lat, opusci dom i bedziesz miala spokoj. Pozdrawiam.

Mar-Basia
25-06-2009, 21:11
Witaj Kasiu.
Może (oby nie) córka jest molestowana przez ojczyma?

Dlaczego zawsze musi byc czarny scenariusz....nie rozumiem dlaczego wlasnie takie posadzenia zawsze sa naz pierwszym miejscu. Ludzie w jakim swiecie wy zyjecie?:mad: Czy tylko takich mezczyzn znacie? :mad:

tadeusz50
25-06-2009, 21:17
Ojej
A nie widzisz tam wątpliwości!
Podałem jedną z możliwości tą okrutną Tak też bywa.

s.kasia
26-06-2009, 20:30
Dlaczego zawsze musi byc czarny scenariusz....nie rozumiem dlaczego wlasnie takie posadzenia zawsze sa naz pierwszym miejscu. Ludzie w jakim swiecie wy zyjecie?:mad: Czy tylko takich mezczyzn znacie? :mad:
Dziękuje za wszystkie odpowiedzi.Moja córka napewno nie jest i nigdy nie była molestowana.A mój pierwszy związek zakończył się rozwodem w bardzo nie miły sposób zarówno dla mnie jak i dla mojej córki.Zaczęłam chodzic z nią do psychologa(5 lat temu).Ona ma charakter swojego ojca i mimo "trudnego" wieku coraz bardziej to okazuje.Żadne rozmowy i tłumaczenia nie pomagają.Generalnie jest coraz gorzej.W wakacje wybieramy się do Polski(obecnie mieszkamy poza granicami kraju juz drugi rok) i napewno zwrócę się o pomoc do tego samego psychologa.

sorgenskamer
22-11-2011, 17:19
Witam
Nazywam się Kinga Nowaczyńska i jestem dziennikarką. Do realizacji programu telewizyjnego poszukuję kontaktu z matkami, które po rozwodzie znalazły sobie nowego mężczyznę, lecz ich nastoletnie córki nie akceptują tego związku, nie chcą nowego partnera mamy, buntują się i kłócą. Chcę poruszyć problem, jakim jest trudna sytuacja rodzinna po rozwodzie i z jakimi problemami borykają się matki i córki pragnące ułożyć sobie życie. Będę wdzięczna za wszelką pomoc z Państwa strony w uzyskaniu kontaktu do takich osób.
Pozdrawiam serdecznie
Kinga Nowaczyńska

minia27
13-10-2012, 23:13
Witam , mam problem i może ktoś mi poradzi co mam zrobić...
jestem mężatka z pierwszego małżeństwa mam dwie córki 7lat i 4 latka obecny mój mąż traktował je z szacunkiem ale kiedy urodził się nam wspólny syn wszystko się zmieniło moje córki zrobiły się zazdrosne o brata a mój mąż zaczoł moje dzieci traktować jak nie potrzebne dla niego dzieci ... krzyczy na nie zamiast je przytulać nie rozmawia z nimi wogóle jak by nie istniały. Jak roamawiam z mężem to tumaczy to tym że dziewczynki stały się niegrzeczne... natomiast ja zastanawiam się nad naszym małżeństwem czy jest sens dalej tak żyć skoro moje dzieci cierpia, dodam że córki nie mogą liczyć na ojca biologicznego i potrzebują ojcowskiej miłości.:(

minia27
13-10-2012, 23:15
Witam
Nazywam się Kinga Nowaczyńska i jestem dziennikarką. Do realizacji programu telewizyjnego poszukuję kontaktu z matkami, które po rozwodzie znalazły sobie nowego mężczyznę, lecz ich nastoletnie córki nie akceptują tego związku, nie chcą nowego partnera mamy, buntują się i kłócą. Chcę poruszyć problem, jakim jest trudna sytuacja rodzinna po rozwodzie i z jakimi problemami borykają się matki i córki pragnące ułożyć sobie życie. Będę wdzięczna za wszelką pomoc z Państwa strony w uzyskaniu kontaktu do takich osób.
Pozdrawiam serdecznie
Kinga Nowaczyńska
prosze o kontakt na meila Monika198535@wp.pl

Moris5565
28-05-2014, 12:58
Ja nie ma tego problemu, ale moja siostra związała się z mężczyzną, który ma dzieci, sama też ma syna z I małżeństwa. Wszyscy się znają i tolerują, ale daleko im do ciepłych, rodzinnych relacji. No ale cóż, to w końcu już dorośli ludzie, trudno nawiązać rodzinną więź z kimś kogo się w ogóle nie zna i rzadko widuje.