PDA

View Full Version : Porozmawiajmy .


arszenik
05-07-2007, 13:50
My , którzy nie mamy partnerów życiowych.
Jeśli jestes sama lub sam ,opowiedz jak Ci się żyje , jakie masz radosci i smutki. Jak płynie Ci czas , jak pracujesz , jak wypoczywasz, co przynosi Ci radość. Jestem tu od dawna ,ale nigdy
nie pisałam.

Ewita
05-07-2007, 15:46
Ano - porozmawiajmy! Źle mi się żyje. Walczę i nie wiem o co, bo perspektywa samotności jest ponura. Zresztą i ta walka - to parodia. Kiedy człowiek po wielu, wielu wspólnych latach zostaje nagle sam - trudno mu przystosować się do tej jednoosobowej odpowiedzialności za wszystko. Uczciwie rzecz biorąc próbuję już od 2,5 roku stworzyć sobie jakiś własny model i "nie idzie, panie, nie idzie"... A dlaczego? Może Wy mi pomożecie odpowiedzieć na to pytanie:)

arszenik
05-07-2007, 16:40
Tak, w naszym wieku to juz tylko prespektywa samotnosci , nie ma na co liczyć , my juz z górki...:).Ja tez jestem sama , troszkę dłuzej , wiec moze przyzwyczaiłam sie do tego i nie jest mi tak żle. Jeszcze pracuję , prowadze działalność gosp., ale cos ten "sezon ogorkowy" , słabo :)
Jesli chodzi o dom, to wiele rzeczy lubię robic sama, a jak jest juz potrzebny fachowiec to, nie ma rady trzeba wzywac , ale staram sie by wszystko było zadbane i urzadzone.Na kilkudniowe wczasy tez jezdziłam sama, i naprawde było mi dobrze.

jolita
05-07-2007, 18:09
Jestem jedynaczką, wychowaną w dobrobycie, ale (jak mnie się wydaje) bez czułości...Podejrzewam, że cierpieli na tym moi partnerzy, a mnie tylko trudno było tolerować czyjąś obecność w moim życiu...Może kiedyś jaśniej wyłuszczę swoje przemyślenia na ten temat, ale jedno jest pewne - nie każdemu samotność doskwiera...:)

Nika
05-07-2007, 18:16
Mnie w czasie 5 letniego wdowieństwa bardzo doskwierała,zwlaszcza w okresach światecznych,w smutne jesienne wieczory...ale jestem babskiem towarzyskim i samotność nie dla mnie.Komuś trzeba czasem zwierzyć się ze smutków,z kimś dzielić radości..

bogda
05-07-2007, 18:28
W tym roku minie 8 lat jak jestem wdową. Pierwsze lata to była makabra, wracając z pracy myślami już byłam w domu, już wiedziałam co opowiem mężowi....a za chwilę wstrząs....komu opowiem, przecież jego już nie ma, a z dziećmi nie da się o wszystkim pogadać, chociaż relacje między nami były i są dobre. Grałam twardą babę, nie beczałam, starałam się być wesoła....ale to w końcu mnie bardzo męczyło....i póżną nocą wypłakiwałam się do poduszki...a rano uśmiech na twarz i heja....
Teraz już jest inaczej, przywykłam do tego, chociaż najgorzej jest w długie jesienne i zimowe wieczory... nie ma z kim pogadać, do kogo się przytulić, wypić wspólnie lampkę wina czy piwko.... no i to, że wszystko jest tylko na mojej biednej głowie.... Jednak jestem osobą wesołą, towarzyską, lubię się bawić i śmiać, mam wiele koleżanek i przyjaciół no i zajęć bez liku, nie lubię stagnacji.... i wiecie co, chyba nie chciałabym już być na stałe z żadnym facetem, tak jak jest jest mi dobrze.
Robię co chcę i kiedy chcę, a jak nie chcę to nic nie robię i też jest o.k. Pozdrawiam :)

ammi1952
05-07-2007, 21:15
Dzięki Bogda że pierwsza to opisałas ,ja juz nie musze tego powielać jedyna różnica u mnie to już 19 lat.Pozdrawiam,Grażyna

Ewita
05-07-2007, 21:29
To znaczy, że jest dla mnie nadzieja? :)
Na codzień podobno wygląda na to, że radzę sobie. Nie siedzę z założonymi rękami, nie płaczę bezsilnie, staram się działać, lgnę do ludzi. To, co napisałam tutaj - to moje głęboko ukryte lęki i żale. A Wy wlewacie powolutku w tę moją duszyczkę balsam wiary, że może jest po co się szarpać?

bogda
05-07-2007, 21:49
Ewito ...będzie dobrze, może nie tak samo jak wcześniej, ale dobrze.... najważniejsze to cieszyć się z życia i korzystać w miarę sił i możliwości....do końca.... Pozdrawiam :)

Nika
06-07-2007, 09:45
Ewitko,czas leczy rany...moze to i slogan,ale racja w tym jest.Głowa do góry!Wyczuwam w Tobie wspaniałą energię,chęć życia i optymizm-przytłoczone nieco ciężarem cierpienia.Wkrótce nadejdą lepsze dni.Całym sercem z Tobą...

arszenik
06-07-2007, 14:33
Taaak..... w naszym społeczeństwie panuje stereotyp , że kobieta bez mężczyzny , to kobieta samotna. Bzdura.

Nika
06-07-2007, 14:37
Może wśróe młodego pokolenia,w którym panuje moda na singli,samotność to normalka,ale w naszym pokoleniu kobieta samotna,zwłaszcza późna panna traktowana jest często jako "dorszy"gatunek niewiasty,której nikt nie chciał...nie potrafię tego zrozumieć.Lepszy bylejaki mąż niż samotność???

Anielka
06-07-2007, 17:24
Smieszy mnie też sprawa inna.W momencie kiedy zostajemy same,bardzo często tracimy znajomych i przyaciół.szczególnie tych ,ktore sa w parach.Nagle nasze koleżanki przestają nas zapraszać,bo a nuż im męża/pożal sie boże,byle jakiego/zabierzemy?No coż samo zycie.Niektóre kobietki muszą mieć "byle gacie "w domu a inne sa same,nie samotne i jest im dobrze.Pozdrawiam,do nas też sie słoneczko usmiechnie.3588

krise1
06-07-2007, 20:24
Moje drogie, tu nie chdzi o "byle gacie" w domu, chodzi o drugą osobę, żeby mieć do kogoś się odezwać. Żeby mieć koło siebie życzliwą osobę, móc się podzielić swoimi radściami i problemami.

Anielka
06-07-2007, 21:30
Tylko gdzie taka osobe znależć.Jakos nie mogę,często spotykam całkiem miłych panów,ale potem sie okazuje,ze jest im potrzebna gosposia,opiekunka,pani do wszystkiego.A to przecierz ja potrzebuje milego człowieka do pogadana,potańczenia do tego żeby był moim przyajcielem,podpora kiedy tego potrzebuje.Gdzie tacy są.Grzecznie pytam gdzie???????

Lila
06-07-2007, 21:40
A nigdzie ,pewnie miła Anielko...
Poza tym,życie jest wartością samo w sobie.Przekonujemy się o tym często za późno.A mężczyzna jest tylko jednym z elementów życia.

A może ja się mylę ?
Może nie wiem,o czym mówię ?

Anielka
06-07-2007, 21:46
Oczywiście masz racje Liluś i pewnie w najmniej spodziewanym momencie trafi mi sie taki na jakiego czekam.Bo takiego,którym musialam sie opiekować ,dbać i wogóle to już mialam.Nie zeby był mi "chop na gwałt potrzebny,"ale miło by było.Póki co dobrze jest jak jest.Pozdrawiam serdecznie.:)

Basia.
06-07-2007, 23:13
Jestem jedynaczką, wychowaną w dobrobycie, ale (jak mnie się wydaje) bez czułości...Podejrzewam, że cierpieli na tym moi partnerzy, a mnie tylko trudno było tolerować czyjąś obecność w moim życiu...Może kiedyś jaśniej wyłuszczę swoje przemyślenia na ten temat, ale jedno jest pewne - nie każdemu samotność doskwiera...:)
Jolitko, nie jestem jedynaczką i cholernie trudno jest mi tolerować czyjąś obecność w moim życiu. Najlepiej się czuję w swoim "przeuroczym towarzystwie".Tak naprawdę to toleruję tylko swoje zwierzaki. Nieraz zastanawiałam się czy nie jestem przypadkiem pozbawiona uczuć wyższych, widocznie tem typ tak ma.

Lila
06-07-2007, 23:59
Basieńko....kochając zwierzaki,jesteś tymi uczuciami wyższymi obdarzona w nadmiarze...
To trudna miłość,sama wiesz.Nic nie żądasz,one też nic...ale nie możecie się opuścić wzajemnie do końca życia.....
Czysta kwintesencja miłości....:)

baburka
07-07-2007, 10:43
W momencie kiedy zostajemy same,bardzo często tracimy znajomych i przyaciół.szczególnie tych ,ktore sa w parach.
Bywa też odwrotnie. Zapora od piekieł zostaje usunięta i teraz dopiero czarci harcują!
Nagle nasze koleżanki przestają nas zapraszać,bo a nuż im męża/pożal sie boże,byle jakiego/zabierzemy?
Mieszkania Ssmotnych Kobiet stają się atrakcyjną strefą spotkań babur wszelkiej maści, do której Panowie Mężowie nie mają dostępu. Tylko ciężkie przypadki zaawansowanej miażdżycy snują fantasmagorie, że ktoś zabierze im PM. Niestety, nie ma tak dobrze, przyjaźń ma swoje granice. PM trzeba się pozbyć własnymi siłami.
Niektóre kobietki muszą mieć "byle gacie "w domu a inne sa same,nie samotne i jest im dobrze.
Pomiędzy rozpaczliwą golizną a gaciami lokuje się samiec ludzkiego gatunku. Zwierzę powszechnie pożądane do towarzystwa. Może się mylę? Jeśli która zprzeczy, i tak nie uwierzę. Nie będe się rozpisywać o mechanizmach racjonalizacj. Widziało się parę przykładów.:)

BUNIA
07-07-2007, 11:07
Jak maz zyl drzwi domu nie zamykaly sie .Znajomi przyjezdzali na <wies> goscili sie .odpoczywali ,.Bylo wesolo .Telefony urywaly sie od zaproszen..
Teraz jest cisza . nikt nie zapyta co slychac,nikt nie zaprasza na imieniny,spotkania..Przypadkowo dowiaduje sie ze impreza sie odbyla... jest to przykre.
Mysle ze kobiety- samotne nie sa mile widziane w towarzystwach gdzie kazdy tworzy >pare> Moze panie boja sie o swoich < panow?> ?? moze gdzies podswiadomie czuja zagrozenie ??
Smieszy mnie to ale i tez utwierdza w przekonaniu ze mezczyzna u boku kobiety jest dla niektorych gwarantem< bezpieczenstwa>
3604

baburka
07-07-2007, 11:22
Jak maz zyl drzwi domu nie zamykaly sie .Znajomi przyjezdzali na <wies> goscili sie .odpoczywali ,.Bylo wesolo .Telefony urywaly sie od zaproszen..
Teraz jest cisza . nikt nie zapyta co slychac,nikt nie zaprasza na imieniny,spotkania..Przypadkowo dowiaduje sie ze impreza sie odbyla... jest to przykre.
Ja mam w sam raz odwrotnie. Nadwątlone zdrowie nie pozwala mi w pełni korzystać z przyjemności życia towarzyskiego, ale kiedy się podkuruję, będę się sycić do woli. Widać jako singielka jestem postrzegana inaczej niż w małżeńskim duo.

Karol X
07-07-2007, 11:22
Buniu masz racje,ze mezczyzna jest gwarantem bezpieczenstwa u boku kobiety.Choc nie zawsze tak jest.
Samotna kobieta,a jeszcze do tego zadbana,atrakcyjna jest "zagrozeniem"dla takiej"gwarancji".I nie ma to najmniejszego znaczenia,czy jest to twoja najlepsza przyjaciolka,ktorej zwierzasz sie z wielu spraw i na ktorej wierzysz,ze mozesz polegac.
Nic bardziej zludnego.
Zycie dopisuje scenariusz i czasem jest on bardzo gorzki.
A przykladow znajdziesz wiele.
Stad bierze sie ta ostroznosc.
Dotyczy to zarowno kobiet jak i mezczyzn.

Sunshine
07-07-2007, 11:26
Trudno się z Tobą Buniu nie zgodzić,sama wielokrotnie doznałam tego uczucia ,że nie jestem mile widziana w tzw." zparowanym" towarzystwie./co za dziwoląg językowy, ale gdzieś go usłyszałam/
To zwykła walka o byt i lęk przed utratą tego co się w mniemaniu niektórych posiada na własność.
Myślę że to jednak kobiety samotne,niektóre,przyczyniły się do tych obaw.
Niektóre z nas walczą bezpardonowo o to by zaspokoić swoje potrzeby,nie licząc się z uczuciami innych,nie ma dla nich żadnego tabu, żadnych świętości i dlatego trudno się dziwić obawom żon , o utratę męża.
Inną sprawą jest ,który mąż będąc w szczęsliwym związku zechce go zamieniać na inny?

krise1
07-07-2007, 12:23
Jestem jedynaczką, wychowaną w dobrobycie, ale (jak mnie się wydaje) bez czułości...Podejrzewam, że cierpieli na tym moi partnerzy, a mnie tylko trudno było tolerować czyjąś obecność w moim życiu...Może kiedyś jaśniej wyłuszczę swoje przemyślenia na ten temat, ale jedno jest pewne - nie każdemu samotność doskwiera...:)
Jolitko to nie jest tak jak piszesz, ja też jestem jedynaczką, rozpieszczoną egoistką i samolubem. Ale potrafiłam się dostosować, a różnie było, mój mąż pochodzi z biednej rodziny z nowo sądeckiego. Tam straszna bieda była, do pługa zaprzegali krowy, porąd dotarł do nich w 1966 roku. W sumie on mnie nie rozumiał, a ja jego, ale jakoś doszliśmy do porozumienia, wtej chwili nie wyobrażam sobie życia bez niego. Jest bardzo dobrym mężem, ojcem i dziadkiem, jest emerytem i jeszcze dorabia, żeby mam zapewnić godziwe życie.

Nika
07-07-2007, 12:31
Buniu,dobrze znam te suytacje z czasów mojego wdowieństwa...byłam 28 letnią wdową,więc dawne pary znajomych też dziwnie zapominały o imprezach towarzyskich,ale same żiny mnie odwiedzały...

bogda
07-07-2007, 12:34
Wszyscy macie rację...i Bunia...i Karol...i Sunshine... ale to wszystko tylko zależy od ludzi, od naszych znajomych i przyjaciół....i od nas samych też...
Faktycznie...jeżeli jesteśmy zadbane i w miarę jeszcze atrakcyjne to możemy stwarzać zagrożenie, ale tylko w mniemaniu tych osób, ja wiem gdzie są moje granice i na co mogę sobie pozwolić, gdzie opada szlaban.... ale ci co nas dobrze nie znają mogą czuć obawę... jak są takie głupki to im dobrze, też kiedyś mogą zostać samotnymi i co???.... nie będą mieć żadnych znajomych ani przyjaciół....

Lila
07-07-2007, 12:40
Eeee tam dziewczyny...
Prawda leży niby po środku,a często gdzie indziej...Ludzie i ludziska,ot co...

Ja mam koleżankę,która owdowiała 2 lata temu.I dopiero teraz nasze kontakty nasiliły się,bo miała takiego palanta,że osobiście wolałam go unikać...
A jeżeli chodzi o osobistego partnera...Jeżeli ktoś z zewnątrz jest w stanie nam go zabrać ,jak przedmiot....to wiecie co ?...on nigdy nie był nasz,i jako taki niech idzie w cholerę..

Howgh !

Karol X
07-07-2007, 12:54
No tak Lila,ale.....zyc trzeba dalej i zupelnie inaczej i czasem ciezko.To nie jest chyba takie proste jak piszesz.
Pozostaje zal i swiadomosc,ze zostalo sie oszukanym,ze pozostaje nam zyc w samotnosci,ze wiele spraw spada na nasze barki.
Ja mysle,ze pierwsze zdanie Bogdy i przedostatnie Sunshine wyjasniaja nam wiele.

BUNIA
07-07-2007, 12:55
Lilu
Wiele kobiet wychodzi z zalozenia ze lepiej na zim ne dmuchac.Nigdy nic nie wiadomo.. zaiskrzy i niema na to sily a pokus tak wiele ... same wdowy i samotne dookola hihihi

Ewita
07-07-2007, 13:31
Taaa... według przysłowia, że "okazja czyni złodzieja"? Oj, nie chciałabym być w takim związku, w którym musiałabym bać się kontaktów partnera z niezamężną kobietą, która gdzieś tam się znalazła przypadkiem...
A wracając do tematu samotności - najbardziej mi brak nie towarzystwa na jakieś imprezy, ale tego "dzielenia się życiem, jak chlebem". Dlatego jednak fakt bycia solo kojarzy mi się z samotnością...

Lila
07-07-2007, 13:40
Karol...dla mnie jest to proste i było proste,przez całe życie.
Jak się okazało,zdało egzamin...40 lat związku.Nigdy nie unikałam moich samotnych koleżanek,wręcz przeciwnie.I do tej pory szanujemy się i lubimy.
A w naszym kręgu było sporo zawirowań damsko-męskich,akurat w gronie ludzi posiadających swoje połówki...

Jakbym miała drżeć o męża,to pal go licho.Wiem co mówię,pochodzę z rodziny silnych kobiet.A także ,jako zodiakalny Lew,byłam zawsze wierząca w swoją wartośc .Pewnie niesłusznie,ale ten typ tak ma...:)

Malgorzata 50
07-07-2007, 13:47
Karolu prezentujesz strasznie męski punkt widzenia - czy ty uważasz naprawdę ,ze zadbana ,atrakcyjna singiel ka nie ma nic innego w głowie niż dybanie na "przechodzonych" mężów swoich przyjaciółek...po prostu w Polsce panuje nieprawdopodobne kołtuństwo i co gorsza brak prawdziwej życzliwej empatii- jestem od dłuższego czasu tzw "singielką" ,nie czyham na niczyich mężów ,ale absolutnie nie narzekam na te stronę życia......tzn przestałam narzekać ,kiedy pogadałam ze sobą i przestało mi być przykro kiedy ,po rozwodzie,okazało się ,ze co prawda przyjaciółki kiwają głowami i chętnie się użalają nad moim losem ..ale jakoś dziwnie nikomu nie przychodzi do głowy ,ze ja nie chce siedzieć w domu i płakać tylko uczestniczyć ,jak dawniej, w życiu towarzyskim,wiec najpierw płakałam,później się upasłam i rzeczywiście siedziałam w domu zajmowałam się dziećmi i pracą ,aż pewnego dnia stwierdziłam dość tego i zajęłam się sobą sama, bez liczenia na innych ...i stwierdziłam ,ze można poznać nowych ludzi ,znacznie bardziej interesujących niż "zakapciowani" i tyle.....A to o czym piszesz Ewito, to jest zupełnie inna inszość.Tego mi tez najbardziej brakowało i chyba jeszcze brakuje -kogoś na codzienność -chociaż zaczyna się przecierać.......

qrystyna216
09-07-2007, 16:58
Różnie to bywa w życiu.Miałam przerwę między małżeństwami 7 lat, ale nie czułam się odeseparowana od towarzystwa. Teraz gdy jestem mężatką nie unikam towarzystwa moich koleżanek, które są singlami. Mój mąż jest zawsze duszą towarzystwa, jest lubiany przez moich znajomych i nigdy mi nie przyszło do głowy być zazdrosną o niego i unikać singielek.One były ze mną gdy miały partnerów a ja byłam samotna a teraz po prostu sytuacja się odwróciła. Tak bywa.

Nika
09-07-2007, 17:54
36413642jak Cię dopadnie chandra samotności,to do nas,Ewitko.Na rozweselenie parę kociaczków,serdecznie Cię pozdrawiam.jak juz wcześniej pisalam,doskonale Cię rozumiem i znam to uczucie z czasów swego wdowieństwa.3643

Ewita
09-07-2007, 18:23
Wiesz co, Nika?
Trudno się nie uśmiechnąć na taki widok. Dziękuję! :)

Basia.
09-07-2007, 18:27
Kiedy owdowiałam liczyłam sobie 35 lat, to prawda że ludzie odsuwają się od wdowy /znam to z autopsji/. Nie utrzymuję żadnych kontaktów z ludźmi, których uważałam kiedyś za życzliwych i z którymi bardzo często się spotykałam. Mam "swoje" grono znajomych i nie żałuję tamtych zerwanych.

Lila
09-07-2007, 18:34
Jasne Basiu,to nie byli Twoi przyjaciele.Przyjaciel czy przyjaciółka nigdy by w ten sposób nie postąpili.
A znajomych możesz mieć ilu zapragniesz.Choćby w wirtualu.I to całkiem dobrych.

Honorka1949
10-07-2007, 01:59
Mysle tak samo jak Lila.Po co mi partner, ktorego jestem niepewna gdyz moze poderwac byle panienke / nie wspominajac o starszej pani/Bylam kiedys rozwodka , i wiem jak postrzegaly mnie niektore znajome mezatki.Nigdy nie zachowywalam sie tak , aby moglyby poczuc sie zagrozone.Ale to wszystko zalezy od ludzi - sa ludzie i ludziska niestety.Ja teraz przebywajac w towarzystwie osob samotnych nigdy nie daje im odczuc , ze sa samotne to zle.

Nika
10-07-2007, 09:02
Bo to nic złego,wręcz przeciwnie-znak,że coś w życiu poszło nie tak.Po co do osobistych cierpień dodawać im jeszcze odtrącenie.

elusia
10-07-2007, 13:10
Jolita ,nie cierpi na samotność....Ja też jestem jedynaczką i nie zaznałam czułości i miłości w dzieciństwie.Moja mama była rozwódką w latach 50-tych,a wtedy to bylo coś niedobrego.Dlatego byłam tą gorszą.W kosekwencji jestem osobą skrytą i nie wylewną.Wcześnie wyszłam za mąż. Przeżyliśmy wspolnie 40 -lecie.Mąż zmarł w maju. Było różnie,bo i czasy były inne.Mam 2 dorosłe córki i dobry z nimi kontakt,ale to inne pokolenie i inne spojrzenie na wiele rzeczy.Stwierdzam,że samej jest ciężko.Cóż jednak poradzić trzeba żyć dalej.

hebra
10-07-2007, 15:38
Jolita ,nie cierpi na samotność....Ja też jestem jedynaczką i nie zaznałam czułości i miłości w dzieciństwie.Moja mama była rozwódką w latach 50-tych,a wtedy to bylo coś niedobrego.Dlatego byłam tą gorszą.W kosekwencji jestem osobą skrytą i nie wylewną.Wcześnie wyszłam za mąż. Przeżyliśmy wspolnie 40 -lecie.Mąż zmarł w maju. Było różnie,bo i czasy były inne.Mam 2 dorosłe córki i dobry z nimi kontakt,ale to inne pokolenie i inne spojrzenie na wiele rzeczy.Stwierdzam,że samej jest ciężko.Cóż jednak poradzić trzeba żyć dalej.
Znam to uczucie aż za dobrze ale wiesz mi jest czas na żal,czas na układania swojego świata na nowo.Nowego spojrzenia na ludzi.
Pozdrawiam serdecznie.

Ewita
10-07-2007, 15:48
Hebra! :) To ja też chcę się pod ten rytm podłapać... Da radę?

Malgorzata 50
10-07-2007, 16:08
Da Ewitko ,na pewno, ale musi minąć ten pierwszy czas... to trwa....i nie chodzi o zapomnienie ,tylko o nauczenie sie życi mimo.. i z.. tym co przeżyliśmy.

bogda
10-07-2007, 16:12
Małgosia ma rację Ewitko...to trwa, dość długo trwa i nie tak łatwo jest nauczyć się życia mimo....ale są duże szanse że da się to zmienić, trzeba tylko chcieć, samo nie przyjdzie...

Basia.
10-07-2007, 17:31
Hebra! :) To ja też chcę się pod ten rytm podłapać... Da radę?
To musi trochę potrwać ................... zobaczysz będzie lepiej.

Dreamka
13-07-2007, 14:22
Moje mile Panie. Wszystko w zyciu zdazyc sie moze. Bylam dlugo wdowa, tez myslalam, ze zycie sie skonczylo, ze nic juz w moim zyciu uczuciowym zdazyc sie nie moze.
I co? I zdazylo sie! W wieku 50 lat, gdy juz usamodzielnilam dzieci, wyszlam powtornie za maz! Wahalam sie, nie powiem, bo juz nauczylam sie zyc solo.
Balam sie troche, ale podjelam to ryzyko. I nie zaluje.
Pozdrawiam

jolita
06-08-2007, 22:17
moim zdaniem niezależnie od Twoich życzliwych rad i tak "co musi być to musi być" bo "każdy jest kowalem swego szczęścia". To wszystko zda się naiwne, ale moim zdaniem wszelkie doradzanie i komentowanie faktów sprawi, że pozbawisz Córkę możliwości wygadania się do Ciebie...

Malgorzata 50
07-08-2007, 02:37
Jakiej odpowiedzialności .....tkwienia az po grob jak jest zle ...po co?

Malgorzata 50
07-08-2007, 02:59
No wlasnie chce z kims byc to po co mi na to papier...ja nie rozumiem co za roznica...nigdy mi slub nie byl potrzebny do szczesci prawde mowiac...

Bianka
07-08-2007, 07:49
Przeczytałam dość uważnie Waszą rozmowę. Sama mam pewne doświadczenie w omawianej materii, bo jestem od wielu lat sama. Kiedyś zostałam wdową, wychowywałam sama córkę, poznałam wszystkie uroki samotności. Począwszy od braku jakiejkolwiek pomocy dorosłego człowieka w domu, a skończywszy na gwałtownym zawężeniu sie kręgu znajomych, wystraszonych tym, że jestem sama i nie wiadomo w związku z tym, co teraz mam w głowie, jeśli chodzi o ich mężów :D Wiem, o czym piszecie, Dziewczyny.
Ja po jakimś czasie wyszłam zamąż, ale byłam zmuszona szybko wziąć rozwód - to był facet, z którym żyć nie można było, niestety. Na "byle gaciach" nigdy mi nie zależało, chciałam mieć przyjaciela, a nie pana i władcę.
No więc znowu od pewnego czasu jestem sama. Powiem, że nie jest mi z tym dobrze. Jasne, robię to, co chcę (to znaczy je sporo pracuję i wolnego czasu za dużo nie mam), ale nie mam z kim pójść do kina, czy na spacer. Nie mam Przyjaciela, mam nadzieję, że rozumiecie, co mam na myśli. Straciłam też wiarę w jakąkolwiek odmianę losu. Nie, żebym użalała się nad sobą, choć czasem jest mi przykro, ale jestem realistką.
I tak to trwa, to samotne życie. Umila mi je córka i wnuczka - obie moje ukochane dziewczynki, ale to co innego.
Nie piszę tego, żebyście mnie broń Boże pocieszały.
Tak sobie gadam, skoro znalazłam dość bolesny dla mnie temat.
Pozdrawiam wszystkie :)

Bianka
07-08-2007, 07:55
Czas nie leczy ran. Sprawia tylko, że się do nich przyzwyczajamy. Moc leczenia ran posiada inna miłość, tak myślę. Dlatego w głębi duszy tak rozpaczliwie każdy jej pragnie.
Tylko, że ona przychodzi albo nie - sama. Poszukiwania niczego nie dają. Miłość jest darem losu, nie efektem poszukiwań. Tak sądzę.
Jeszcze raz pozdrawiam :)

Nika
07-08-2007, 09:39
Zapewne w takiej sytuacji jest wiele kobiet,Bianko i to samo mogłyby powiedzieć.Wiele gorzkiej prawdy jest w Twojej wypowiedzi..też byłam wdową przez 6 lat i doskonale Cię rozumiem.Niewiele kobiet potrafi iść przez życie samotnie i nie czuć z tego powodu przytłaczającego osamotnienia.

Honorka1949
07-08-2007, 10:02
Bianka ma racje.Rany sa, one moze przybledna ale tylko inna milosc moze je uleczyc.Ale warto na nia czekac.Ja tez po rozwodzie bylam kilka lat sama.Potracilam wiele przyjaciolek bojacych sie ze moze odbije im meza.Wolalm zrezygnowac z wszelkich imprez i zaszylam sie w domu.Ale przyszedl taki moment , ze zaczelam sie tym wszystkim dusic i postanowilam wyjsc do ludzi.Corka moja tanczyla taniec towarzystki, chodzilam na turnieje tanca i tam wlasnie poznalam mojego Jaska.Zaiskrzylo.Nie myslalam ze jeszcze moze mi sie cos takiego przytrafic.Wiec dziewczyny drogie, nie rezygnujcie Wasza poloweczka jabluszka tam gdzies jest, moze nawet blisko , rozgladajcie sie uwaznie.Pozdrawiam.

baburka
07-08-2007, 10:40
chce z kims byc to po co mi na to papier...ja nie rozumiem co za roznica...nigdy mi slub nie byl potrzebny do szczesci prawde mowiac...
Przeważnie związek tworzą dwie osoby.

Ewita
07-08-2007, 10:40
... nawet bardzo uważnie, chociaż znalezienie kogoś łatwe nie będzie na pewno. Znam odczucia Bianki. Co prawda krócej się męczę z tą samotnością, bólem i poczuciem straty, z tymi pretensjami do losu (bo dlaczego? Za co? Oboje chcieliśmy być razem!) - ale rzeczywiście to jest tak, jak rana, która niby się zasklepiła, ale wystarczy gwałtowny ruch i otwiera się znowu...

Honorka1949
07-08-2007, 10:49
Moze jeszcze dwa slowa na temat czy papier potrzebny czy nie....Wydaje mi sie ze jezeli decydujemy sie na zwiazek z druga osoba , zwiazek staly / nie na dochodzaca/ zwiazany ze wspolnym zamieszkaniem to " papier " powinnismy brac po uwage.Przeciez , zyjac razem prowadzimy wspolne gospodarstwo , dokupujemy sprzety i inne rzeczy.Nie wyobrazam sobie bycia razem i ukladu twoje pieniadze i moje pieniadze.I wlasnie taki brak " papieru" czasem po smierci jednej z osob powoduje lawine komplikacji.Dlatego uwazam , ze jezeli jestesmy przekonane , ze chcemy z ta osoba spedzic reszte zycia to zawrzyjmy zwiazek malzenski.

baburka
07-08-2007, 10:59
wlasnie taki brak " papieru" czasem po smierci jednej z osob powoduje lawine komplikacji. zwiazek malzenski.
Nie wiem, czy masz wyobrażenie, jak "papiór" komplikuje rozstanie jeszcze za żywota.

jolita
07-08-2007, 11:03
Pisałam już kiedyś o tym, ale ponieważ grono powiększyło się znacznie pozwólcie, że powtórzę:
trafiła w moje ręce książka p.t."Małżeństwa koleżeńkie". Adwokaci, sędziowie zdawali relacje z prowadzonych spraw rozwodowych par, które po "zdelegalizowaniu" swoich małżeństw żyli długo i szczęśliwie, czego nie można było powiedzieć o życiu w t.zw. związku legalnym...Ponowny ślub przywracał ponowne "piekiełko". Poprostu są takie osobniki i to należy uszanować...
p.s. w kierunku "wolnych" rzucam bukiet - może któraś złapie..4801

Honorka1949
07-08-2007, 12:15
Jolitko! Ja szanuje wybor kazdej z Was.Nie twierdze, ze wszystkie zwiazki z papierami sa szczesliwe i zgodne.Sama tego doswiadczylam.Czasem faktycznie lepszy jest luzny zwiazek niz malzenstwo.A sprawy zwiazane z pozbyciem sie papieru sa niestety bardzo skomplikowane i bolesne.Kwestia papieru - to wybor kazdej z nas i zycze tym bez papieru jak i z papierami duzo szczescia.Kurcze - chyba sie zapapierzylam!

Nika
07-08-2007, 12:56
Obie strony mają wiele racji.Każdy powinien wybierać taką formę związku,jaka mu pasuje,jest zgodna z jego poglądami i potrzebami.Osobiście popieram Honorkę.Ważne by nie zawierać pochopnie związku małżeńskiego,toteż popieram długie narzeczeństwo i mieszkanie na próbę.

Malgorzata 50
07-08-2007, 13:29
Przeważnie związek tworzą dwie osoby.
Barburko nie czepiaj sie slow - chodzilo mi o to po prostu ,ze bedąc z kims jestem bez wzgledu na to czy dochodzimy do wspolnego wniosku ,zeby to stadlo usankcjonować czy nie .Nie bardzo rozumiem zwiazek między brakiem ślubu a brakiem odpowiedzialnosci -bo to sa byty niezależne od siebie -ale niestety szalenie tradycjonalistyczny sposob myslenia o tych sprawach powoduje kupe komplikacji i tragedii.Parcie rodziców mlodych malo asertywnych osob na slub np/Papier jest owszem pewnym misteruim ale niekoniecznie i nie dla wszystkich.Sprawy inne czyli zyciowe mozna uregulowac nie bedąc w zwiazku formalnym.A pozniej przynajmniej nie ma placzu pt "nie moge sie zdecydować na odejscie bo się boję że sobie nie poradzę" jak czytam cos takiego to po prostu nie jestem w stanie tego zrozumieć

Malgorzata 50
07-08-2007, 13:33
Nie wiem, czy masz wyobrażenie, jak "papiór" komplikuje rozstanie jeszcze za żywota.
Cos tropie cię dziś barburko- No wlasnie .........oczywiscie ,ze to jest sprawa indywidualna i nikomu nic do tego -nie ma wtej kwestii lepiej /gorzej tylko po prostu nie rozumiem oburzenia herby -która zycie dwojga ludzi bez pieczeci urzedowej nazywa "brakiem odpowiedzialności" wydaje mi sie to dosć ograniczone podejscie :)

baburka
07-08-2007, 13:51
chodzilo mi o to po prostu ,ze bedąc z kims jestem bez wzgledu na to czy dochodzimy do wspólnego wniosku ,zeby to stadlo usankcjonować czy nie .
Wyobraź sobie sytuację, gdy facet nie kwapi się do formalnego małżeństwa, bo nie chce komuś narzucać ograniczeń związanych ze swoją osobą. Pragnie pozostawić komuś otwartą drogę odwrotu. Takiego - jak sądzę - należałoby chwycić za kark i postawić przed ołtarzem.
Nie bardzo rozumiem zwiazek między brakiem ślubu a brakiem odpowiedzialnosci -bo to sa byty niezależne od siebie -ale niestety szalenie tradycjonalistyczny sposob myslenia o tych sprawach powoduje kupe komplikacji i tragedii.
Niektórym osobom potrzebna jest gwarancja - wiem, że często złudna - na to, że towarzysz na życie nie wymięknie w obliczu zas...ych pampersów znacznego rozmiaru. Mnie nie chodzi o brak odpowiedzialności jednego/obojga partnerów, lecz ich komfort psychiczny, szczególnie słabszej strony, a taka jeśli nie zawsze, to przeważnie jest.
"nie moge sie zdecydować na odejscie bo się boję że sobie nie poradzę" jak czytam cos takiego to po prostu nie jestem w stanie tego zrozumieć
Nie wierzę, że to Cię przerasta. Samo życie na tej planecie. Tu i teraz.

baburka
07-08-2007, 13:55
po prostu nie rozumiem oburzenia herby -która zycie dwojga ludzi bez pieczeci urzedowej nazywa "brakiem odpowiedzialności" wydaje mi sie to dosć ograniczone podejscie :)
W zupełności się zgadzam z takim ujęciem. Zaglopowała się dziewczyna i tyle. Każdy ma swoje ograniczenia.

baburka
07-08-2007, 13:58
Ważne by nie zawierać pochopnie związku małżeńskiego,toteż popieram długie narzeczeństwo i mieszkanie na próbę.
Nie przeczę, że hop siup przynosi lepsze reultaty, jednak życie pokazuje, że nie ma reguł.

Malgorzata 50
07-08-2007, 14:01
Ja się nie oburzam na wolne związki tylko na brak odpowiedzialności ludzi w tych związkach przecież chcieli budować swoje życie razem .....a potem po kilku latach odchodzi jedna albo druga strona czy to był tylko układ przjacielski nie wiem.Czy wracają czasami ale zawsze mówię że nigdy nie wchodzi się do tej samej rzeki ......bo i nurt inny .
To co, lepiej jest twoim zdaniem zrobic skok w bok a pózniej odpowiedzialnie powrócic na rodziny łono i jeszcze najlepiej żeby nikt sie nie dowiedział.Herba kompletnie nie rozumiem w dalszym ciagu co ma piernik do wiatraka -Czyli związku braku odpowiedzialnosci ,czy naglej niecheci do budowania zycia razem ze statusem zwiazku.Uważasz ,ze zakontraktowane życie razem ,kiedy nie ma na to checi z jednej strony ,toczace sie siła rozpędu jest budowaniem czegokolwiek...to ja juz wolę nie mieć nic....

baburka
07-08-2007, 14:02
J zycze tym bez papieru jak i z papierami duzo szczescia.
Składam w tym miejscu podpis. Dodam dla nieformalnych: dużo zrozumienia i tolerancji ze strony bliższego i dalszego otoczenia.

Malgorzata 50
07-08-2007, 14:04
Barburko bkompletnie mnie nie zrozumialas nie pisalam o sobie - w ogole dyskurs jest moj z pogladem herby ogolnym bo mnie się istota sprawy nie zgadza -a w szczegółach i zyciu wiadomo ,ze kazdy zyje tak jak chce i lubi i nikomu nic do tego

Basia.
07-08-2007, 14:10
na pewno nie tylko medal zawsze ma dwie strony,a w życiu różnie się plecie raz jest dobrze raz gorzej.Nikt z Nas nie jest ideałem.A roli wolnych związków i tak nie jestem wstanie zrozumieć bo albo chce się z kimś być albo nie.Ale jest to tylko moje zdanie.
Czego nie możesz zrozumieć, papier jest najważniejszy? Byłam mężatką przez 18 lat i to był związek cholernie nieudany, miałam męża który uciekał od jakiejkolwiek odpowiedzialności. Teraz od 25 lat jestem w "wolnym"związku, mieszkamy razem, mamy wspólne pieniądze ............ po mastektomii której musiałam się poddać z powodu raka mój partner się nie zwinął ......... jest ze mną ........... to jest dobrze czy źle? Jesteśmy ze sobą na dobre i na złe z całym "dobrodziejstwem inwentarza". Papierek małżeński cholernie mi utrudnił życie i przysięgłam sobie, że więcej takiego "grzechu" nie popełnię, to chyba nie jest naganne? Małżeństwo nie jest złą instytucją ale może cholernie skomplikować życie, unieważnienie "papierka" to jest koszmar ............ sprawy w sądzie, pranie brudów itd. itp. Tak jak napisałaś w zyciu różnie bywa i nie ma się pewności co jest lepsze : małżenstwo czy wolny związek? Moim zdaniem nie ma na to recepty a "wolni związkowcy" nie zaliczają się do kategorii B.

Malgorzata 50
07-08-2007, 14:35
Basia jak zwykle precyzyjnie ujęła to co chcialam belkotliwie powiedzieć .A poza tym Herbo jest typ kobiet przyciagających takich "co żona go nie rozumie" (wiem coś o tym!) moze Twoja corka jest własnie takim typem....?

baburka
07-08-2007, 15:41
Herbo jest typ kobiet przyciagających takich "co żona go nie rozumie" (wiem coś o tym!)
A co i skąd?

Malgorzata 50
07-08-2007, 17:57
Czy ja musze opowiadac historie swojego życia w odcinkach?????Wiem co wiem i tyle

Honorka1949
07-08-2007, 20:25
Ja rowniez jestem za zyciem " na próbę " . Sama to przerabialam.Z pierwszego malzenstwa wyszlam okaleczona i przyzeklam sobie , ze nigdy wiecej zaden facet mnie nie skrzywdzi.Sporo lat bylam sama. Nie interesowaly mnie byle gacie.Mojego drugiego poznawalam 4 lata zeby zdecydowac sie powiedziec tak.Ten czas wystarczyl mi poznac go , zaakceptowac jego wady i zalety.I wlasnie dlatego powinna byc ta proba i nic na sile. Jezeli jest tylko wola z jednej strony to z tego nic nie bedzie.I zadna presja tego nie zmieni.

Nika
07-08-2007, 21:18
Maria Czubaszek powiedziala dzisiaj na forum telewizyjnym-jeśli facet ma taki a nie inny charakter,to nie licz,ze uda ci sie go zmienic.Albo go zaakceptuj ,albo rzuć..

Honorka1949
07-08-2007, 21:31
Swiete slowa Niko!

inka-ni
07-08-2007, 21:57
I to jest swięta prawda,lecz często ta prawda niekiedy zapóżno dociera....