menu

senior.pl - aktywni w każdym wieku

Wróć   Klub Senior Cafe
Zarejestruj się FAQ / Pomoc Szukaj Dzisiejsze Posty Oznacz Fora Jako Przeczytane

23-03-2007 14:44

Postanowiłam umieścić ten link w blogu, dlatego, żeby móc ostrzec tych z Was, którzy są bardzo wrażliwi. Film jest okrutny. Nie, nie film. CZŁOWIEK JEST OKRUTNY.
Może jednak warto przemóc się i uświadomić sobie i innym o złu, które jest wokół nas. Może należy zrozumieć, że zamknięcie oczu nie sprawi iż, podłosć tego swiata nagle zniknie i będziemy mieli czyste sumienie. Trzeba walczyć. Należy walczyć!!! Każdy tak jak może i umie. Jeden dając pieniądze na pomoc w walce, inny zawożąc niepotrzebne koce, ręczniki, karme do azylu. Jeszcze inny, dokarmiając ptactwo, piwniczne koty, leśną zwierzynę. Przedewszystkim jednak, każdy napewno powinien się sprzeciwić najmniejszemu przejawowi okrucieństwa, wobec tych, których my, władcy świata, sprowadziliśmy do formy niewolniczej. Dla żartu, dla nowej torebki, ślicznej kurteczki. Zło jest wokół nas. Miej odwagę spojrzeć i zacznij działać.


UWAGA! Film zawiera okrutne sceny.
http://www.petatv.com/tvpopup/video....=wm&speed=_med

22-03-2007 03:22


.........Bo w gruncie rzeczy
chodzi przecież o to,
że kot-
nikomu nie s ł u ż y.
To m y
służymy kotom.

Filip- miał być duży, muskularny, mało skoczny, o półdługiej, aksamitnie miękkiej okrywie i wspaniałym pióropuszu ogona. W porównaniu z innymi rasami, maine coony są bardzo towarzyskie i łatwe we współżyciu. Nie są pamiętliwe, lubią dzieci, pieszczoty, tolerują inne zwierzęta. Taki miał być i Filipek.
Hmmmm... ano miał być.
Jedzenie - Wołowinka mrożona, obgotowana? Pfuj, nie papa. Pierś kurczaka, żołądki, gotowana rybka? Oooo! Co to, to nie! Kocie konserwy, najlepsze z najlepszych? Nie ma mowy! Nie ruszy! Wreszcie jest; Shelba. Najlepiej w sosie śmietanowym, albo po prowansalsku, może też być zając w galarecie, krewetki, dziczyzna. Cokolwiek się za tym kryje, kot to zjada. Panie Boże, ależ mi się arystokrata trafił!
Picie - Mleka kotom nie wolno, mają biegunkę. Może być jogurt, kefir, śmietanka. Nie dotknie! Wybałuszy sowie ślepia i ze wstrętem odwraca pyszczydło.
Została woda. No i owszem, może być, tylko... z miseczki zrobił sobie myszkę. Fruwała pod wielgachną łapą po całej kuchni. Fajnie było patrzeć niewinnymi ślepkami jak pani powyciera kałuże. Powycierała? To zaczynamy od nowa. Po suchym lepiej miseczka lata.
Kuweta - Duża. Kryta. Prawdziwa buda dla psa. Posprzątać ją należy natychmiast po rannym wstaniu, bo jak nie to kot zrobi to sam. Najpierw w tej zamkniętej kuwecie odbywa się taki rumor, jakby kot walczył z samym diabłem. Następnie słychać długie szuranie i kopanie, po czym kocisko wyłazi. Pomyśli. Wraca i zaczyna robotę na nowo. Przy okazji tych powrotów wynosi na łapskach z pół kg żwirku na zewnątrz. Nie! Stanowczo lepiej natychmiast po obudzeniu, wyręczyć w tym kota.
Karmienie - Co??? Już siódma na kocim zegarze? A miseczki dalej nie ma?No... to ja ci tu pokażę! I zaczyna się... Kocisko staje pod lodówką, wyciaga cielsko na całą możliwą wysokość i łapami wali w lodówkę jak w bęben. A siłę ma, waży narazie tylko 8,5 kg. Oby tylko walił. Wrzask jaki przy tym wydaje, to nie miauczenie małego, biednego kotka, to ryk złego, głodnego tygrysa. Taka powtórka może być i trzy razy dziennie, choć w misce cały czas jest sucha karma.
Kot jest poprostu punktualny. Ma być mięsko? No to dawaj!
Kocia toaleta - Maine coona trzeba czesać i szczotkować. Najlepiej codziennie, bo inaczej zamiast dywanu jest w domu na podłodze włosienna pierzynka, a kot zamiast jedwabistej szaty ma kołtuny i dredy. Trzeba, to trzeba. Zaczynamy... Wielokrotnie z tych "fryzjerskich zapasów" wychodzę troszkę uszkodzona, a napewno zmęczona. A kot? Kot w najlepsze kręci następnego dreda.
Szafa - Kot w szafie sypiał jak był mały. Tak sobie upodobał. Teraz już nie jest mały i w szafie nie sypia, ale szafa musi być otwarta. Poprostu musi. Jeśli niechcący ktoś ją zamknie, larum i płacz jest pod szafą na cały dom.
Zabawki - Jakie zabawki? Po co kotu zabawki? O... wazon przewrócić, poobrywać kwiatki, zrzucić popielniczkę, jakiś kubeczek. A najfajniej było wypchnąć telewizor z segmentu. To była dopiero ciekawa zabawa, a nie jakieś głupie sztuczne myszki czy piórka.
Towarzystwo kota - Filip nie lubi obcych. No, moze tylko tego pana, który przychodzi z takim czarnym, dziwnym, szczekającym stworem. Ten stwór to kolega i ten pan też może być. Dzieci kota denerwują. Chcą całować, głaskać, nosić na rękach, a prawdziwy kocur wcale tego nie lubi. Mowy nie ma, żeby kot leżał u człowieka na kolanach. Te kolana to jakieś takie głupie ustrojstwo. Krzywe, wąskie, niewygodne. Stół to co innego. Kot leży swobodnie wyciągnięty, nieskrępowany. Można go nawet delikatnie, pieszczotliwie głaskać. Pani może pocałować. A niech już ma. Coś się jej w końcu należy.
Domowe zajęcia - Żadna, ale to żadna praca, nie może odbyć się bez kota.
Kot musi sprawdzić czy ziemniaki dobrze obrane, czy napewno w tej puszce jest kawa, jak pachnie nóż który pani trzyma w ręce. Kot z talerza nic nie ruszy, ale zobaczyć co te dziwne istoty jedzą, koniecznie trzeba. Wszędzie, ale to wszędzie musi zaglądnąć różowy nochal. Nie lubi tylko odkurzacza i suszarki do włosów. Zbyt głośny sprzęt, a kot jest przecież delikatną istotą i lubi spokój.

Dobry Mój Panie Boże!!!Miał być ten kot przymilny, przyjazny, taka piękna zabawka do kochania, a ja mam rudego potwora, który rządzi mną na każdym kroku. Rano budzi moment przed budzikiem, wieczorem uwali cielsko na laptopie, albo wskakuje na plecy, bo on już chce iść spać. Nie wolno rozwiazywać krzyżówek, bo kot się bardzo nudzi. Buty, bielizna, nawet figurki, muszą stać na swoim miejscu, bo inaczej kot się denerwuje. Sprawdza szafki, torby, torebki. Nawet do portfela nos mi wsadza! To nie jest kot, to żandarm w pięknym rudym futerku.
Dobry Panie Boże, co ja Ci zrobiłam takiego, że na stare lata tak ciężko mnie doświadczasz? Ale wiesz Panie Boże? Jestem bardzo szczęśliwa, że kazałeś nam być razem. Dziękuję Ci!

15-03-2007 05:03



We wrześniu 2005 roku, moja córka zaadoptowała swojego pierwszego kota, Frygę. Fryga była ślicznym, miłym kotkiem. Lubiła siadać na najwyższym meblu, skrzydle drzwi, kredensie. Z tych wyżyn czujnymi, zielonymi oczyma obserwowała ludzi i otoczenie. Pięknie witała przybyłych w odwiedziny znajomych. Szła w kierunku człowieka, wysuwając to jedną to drugą łapkę, jakby się kłaniała. To od niej zaczęła się moja tęsknota za własnym kotem.
Parę miesięcy później, córka zadzwoniła do mnie do pracy, abym w drodze do domu do niej wstąpiła. Poszłam. Usiadłam. Patrzę... na oknie siedzi kot. Rany koguta!!!!! To jakiś inny kot, nie Fryga! Inny. Przywieziony z opolskiego azylu w którym umierał na depresję, gdyż nie był akceptowany przez swych pobratymców a sam nie mógł pogodzić się ze swoim losem. Nazwano ją Plisia, gdyż każdego przybyłego człowieka prosiła o zainteresowanie i miłość. Kotka jest po wypadku i związanych z tym operacjach. Nie ma prawie wszystkich zębów, połowa ogona jest bez czucia, czasem opada jej trzecia powieka, ma przepuklinę i sylwetkę skróconą przez jakieś wewnętrzne uszkodzenia. Jest młodą, wysterylizowaną, około czteroletnią kotką. Ten kot, to najmilszy kot na świecie. Umie kochać i jest bardzo kochany.
Toto jest kotem, który przez parę dni zaczepiał ludzi koło mojego bloku. Miauczał, łasił się do nóg, żebrał. Pewnego dnia przyszedł za mną do mieszkania. Wyjadł z misek Filipa suchą i mokrą karmę, wypił wodę, warknął na rudzielca, gdy ten chciał zawrzeć znajomość, no i najchętniej poszedłby zwiedzać resztę mieszkania. Bałam się. Bałam się o mojego kota. A jeśli obcy jest chory? Jeśli coś mu zrobi? Muszę iść do pracy. Co robić? Zadzwoniłam do córki. Przybiegła, oczywiście z torbą na kota. Po dwóch godzinach miałam już telefon do pracy. Weterynarz stwierdził, że jest to roczny, zdrowy, wykastrowany kocurek. Dziwne, że znalazł się na ulicy. Kot został u córki, aż odnajdą się właściciele. Szybko poczuł się u siebie, tylko... Kot nie bał się niczego. Balkonu też nie, ale przy próbie wzięcia go na ręce na balkonie, walczył na śmierć i życie. A no tak! Ktoś najprawdopodobniej wyrzucił kota z balkonu, dlatego nie umiał odnależć drogi do domu. Jakiś pijany właściciel? Bezlitosny wyrostek? To już zostanie tajemnicą. Kot Toto pozostał. To już był jego dom. Kocisko ma we krwi napewno vana tureckiego. Takie samo umaszczenie z charakterystyczną obrączką na ogonie. Nie boi sie wody, przychodzi na zawołanie jak pies, aportuje i prosi a nawet siada na komendę. Van to kot o cechach psa. No dobrze, ale trzy szczęścia w domu, to trochę za wiele. Któregoś kota trzeba dać na służbę. Padło na Frygę.
Ta nigdy nie była skrzywdzona. Znała ludzi tylko od dobrej strony. Nie przeżyje takiego ogromnego stresu jak któreś z tamtych dwojga. I to był strzał w dziesiątkę. Kicia poszła do domu za miastem. Poczła się tam szczęśliwa od pierwszej chwili. Wspaniałe schody do biegania tam i z powrotem. Wysokie drzewa z dobrymi punktami obserwacyjnymi. Dwa psy przy budzie, którym można usiąść tuż przed pyskiem i popatrzeć sobie jak się pienią ze złości, no i wspaniałe jedzenie. Najsmakowitszy był wrzaskliwy kanarek, no i fajna zabawa przy otwieraniu klatki. Kotka jest wysterylizowana, ale ma swego adoratora, a może przyjaciela? Oboje z czarnym kocurem z sąsiedztwa przepadają za wspólnymi, nocnymi eskapadami. Frygusia jest tam szczęśliwa, a to jest najważniejsze.
Minęlo spokojnie parę miesięcy. Pewnego dnia po pracy postanowilam zaglądnąć do córki. W drzwiach witam się z Plisią, patrzę... a w kuchni siedzi bury kot. Dobry Panie Boże... czy ja zwariowałam? A może mam coś z oczami? Ale tu słyszę głos córki - ...mamo, nie masz zwidów, to mały kot który nie ma oczu. Miałam go pozwolić zabić? Kula w moim gardle która miała trysnąć jadem i złością, gdzieś się rozpłynęła, ręce opadły mi do samej ziemi. No tak... jak można karać za to, że ktoś zna uczucie litości i ma serce. Poddałam się. Kicia została nazwana Psotką.
Psotka jest żywym, mądrym, normalnym kotem. Bezbłędnie trafia tam gdzie potrzebuje. Wspina się, siada na oknie, biega za zabawkami. Nikt kto nie wie, że ten kot nie ma prawa widzieć, nie uwierzy w to patrząc na jej zachowanie. Zawładnęła całym domem. Plisia kocha małą po swojemu, Toto matkuje, a dzieci kochaja na równi z innymi.
Świat jest pełen dobrych ludzi. Żyją tu też ludzie ani dobrzy ani źli. Nikomu nic nie robią, nie kradną, nie zabijają. Zamykają tylko oczy; na zabijanie w okrutny sposób koni, na obdzieranie żywcem ze skóry szopów, lisow, tchórzy. Na zabijanie pałkami fok. Na gotowanie żywcem psów i kotów. To nie są źli ludzie, oni przecież tylko nic nie widzą. Nie każdy może, nie każdy umie walczyć o życie, czy godną bez okrucieństwa śmierć, ale może nakarmić ptaki, wysterylizować koty, rzucić orzechy rudym wiewiórkom. Gdyby każdy z nas, choć odrobinkę, dał z siebie najmniejszym z braci, świat byłby o wiele lepszy i piękniejszy. Wiersz pt. "Życie" jest o takich i dla takich, którzy mają serce nie tylko dla swoich bliskich.

Ta niezwykła myśl nie jest od prawdy daleka;
towarzyszy nam zresztą już od wielu lat:
Ten, kto ratuje życie jednego człowieka,
ratuje całą ludzkość.
Ratuje cały świat.

A ja dodam, choć sprawi to trochę kłopotu,
bo będę to powtarzał, być może zbyt często:
Ten, kto życie jednemu uratuje k o t u,
uratuje tym czynem swoje człowieczeństwo.

Ten wiersz jest też córeczko dla Ciebie. Podziwiam Cię, cenię i kocham.


13-03-2007 02:47

Żeby człowiek nie miał złudzeń.

Żeby człowiek nie myślał, że jest doskonały
i żeby nie miał złudzeń, że się z Bogiem zbratał,
że wszystkie mu zwierzęta będą się kłaniały
i uznają, że właśnie on jest panem świata -
żeby więc człowiek nie wpadł w samouwielbienie,
by poznał jak ułomna jest z niego istota,
Bóg dał mu przykazania,rozum i sumienie,
a gdy to nie pomogło, wtedy sworzył KOTA.
Franciszek J.Klimek

Wybrałam ten wiersz za dzisiejsze motto, bo... Jestem precyzyjna, dokładna, dociekliwa, uparta tzw. perfekcjonistka. Hmmm... Byłam!!!
Od momentu nastania czasów kota, pomału uczę się rezygnacji ze wszystkiego, do czego przywykłam przez wiele lat. Najpierw zrezygnowałam z większości kwiatów, które były moją dumą i pasją. Mogły być niebezpieczne dla kota. Potem przyszła kolej na obrusy i serwetki. Przy takiej masie ciała, jaką ma moje maleństwo, najpiękniej wyprasowana serwetka wygląda za chwilę jak używana ścierka. "Artystycznie" ustawione bibeloty, kruche i śliczne, zostały schowane, bo... motylkowi odgryzł niewiele, tylko skrzydełko. Wymuskane, zadbane mieszkanie nosi ślady małego wampira. Pazurki najlepiej ostrzyć na tapecie. Po co taki wydatek jak drapak. Szafa musi być otwarta. Osobistość wprawdzie rzadko tam wchodzi, ale ma być otwarte i już! Jak zamknę, to kot pokaże jaki dźwięk jest najgorszy na świecie. Wazony z kwiatami najlepiej wyglądają na leżąco, a jak z nich płynie woda to wtedy dopiero jest ciekawie. Stoły wcale nie służą do jedzenia, to przecież najlepszy punkt obserwacyjny, ewentualnie duże, wygodne miejsce do spania. Ale najgorsze, najgorsze są kraty.
Czytałam o niebezpieczeństwie jakie dla kotów niosą balkony i okna. Mieszkam na pierwszym piętrze, więc kot nawet jak wyjdzie... Pierwsze pytanie weterynarza brzmiało: Pani wie, że powinna założyć zabezpieczenia? Ale, doktorze... Żadne "ale". Kot to nie ptak! A teorię, że koty spadają zawsze na cztery łapy, należy włożyć do lamusa. Muchę będzie chciał złapać i poleci w dół jak kamień. Szkoda kota i pani.
Trudno. Robimy siatkę. Tylko jaka siatka wytrzyma wagę 10 - 12 kg? Cholender, ale klops!!! Zleciłam "robótkę" fachowcowi i po wielu utarczkach, błędach i próbach dopięliśmy celu. Jest! Silna. Sztywna. Trwała. O PANIE BOŻE!!!!Toż to prawdziwa m a ł p i a r n i a!!!! Brakuje tylko bananowców i lian. Małpy są! Dwie! Tygrysek pozostał tygryskiem. Niewzruszony. A ja, czyli człowiek, nie mam już złudzeń - tu jest królestwo kota.

11-03-2007 22:16

No i zostaliśmy sami z rudym. Hodowcy powiedzieli co wiedzieli, my grzecznie wysłuchaliśmy, ale po zamknięciu za nimi drzwi, zaczęła się szara rzeczywistość.
Goldi... Goldi... Goldi... - a tam do cholery, kota nie widać, ale to imię choć piękne, tak jakoś plącze mi się po języku. Łatwiej byłoby Gołda, ale jakże takie cudo kojarzyć z ordynarną wódą. Hmmm... niech już będzie... Filip.
Filip, Filipku, Filusiu... Ani kota, ani nawet cienia kota nie widać. Wzięłam w pracy dzień wolnego na oswajanie kota, a tu nie ma kogo oswajać. Córka wydzwania, szefowa wydzwania, a kot nie je, nie siusia, nie pokazuje się. Wlazł pod ogromne łoże i rób co chcesz.Nigdy nie zapomnę widoku mojego męża leżącego płasko na dywanie i starającego się wywabić Filipka z kryjówki. Chłopisko waży 98 kg więc przypominał wieloryba wyrzuconego przez fale na brzeg. Zdychającego wieloryba. Jeszcze lepsze było jak wieloryb przybierał pozycję pionową! Tymbardziej trudne, że oboje zarykiwaliśmy się śmiechem.
Przez cały dzień nie było kota. Przyszła noc. Nadszedł pierwszy sen. Nagle... łubu - dudu. Coś leci, tłucze się, brzęczy... Doniczka, wazon, jakaś figurka. Trzeba wstać. Światło pstryk. No tak - pobojowisko! Należy wszystko gdzieś pousuwać, bo choć go nie widać, to jednak mamy kota. Malutkiego, czteromiesięcznego, ale jednak to rasa maine coonów, największych kotów na świecie. Nasze maleństwo waży 5 kg i rusza się jak słoń w składzie porcelany.
Pierwsza noc to pełna, totalna porażka wychowawcza.J a się kładę - kot szaleje. Wstaję - kot znika. Gdzieś koło czwartej w nocy, wlazło do mnie olbrzymie, ciepłe futro, mruczące głośno jak traktor. Wywaliło brzuszysko do głaskania, nosem trącało o nos i kazało się całować po łebku. Gdy przestawałam, nos lądował na mojej twarzy i trzeba było zaczynać na nowo. Jakimś cudem udało mi się na chwilę zasnąć i już budzik zaterkotał, trzeba wstać, pokrzątać się i do pracy. W dzień oczywiście kota nie ma. Kiedy wracam z pracy, o dziwo, kot siedzi na środku pokoju. Mąż twierdzi, że cały dzień go nie widział. Wyszedł teraz, gdy mie usłyszał.
No tak! Przecież to jednak jest mój kot.
Z tej nocy do dziś zostało nam wspólne zasypianie. Kot normalnie śpi w najdziwniejszych miejscach, najchętniej na kuchennym stole, w szafie, pod łóżkiem, ale gdy kładę się spać, mrucząca bestia przychodzi na nocne pieszczoty.
W krótkim czasie przekonałam się, ze kot w mieszkaniu wcale nie śmierdzi. Kupiłam krytą kuwetę z wymiennymi filtrami i dobrałam odpowiedni żwirek. Zmieniam ten żwirek co 4 - 5 dni.Codziennie rano wybieram łopatką tzw. "prezenciki" i nie ma w mieszkaniu absolutnie żadnego zapachu. Odpowiednio żywiony kot nie ma biegunek, więc problem z czyszczeniem kuwety właściwie nie istnieje. I tu przekonałam się, że kot pijący mleczko to mit. Kot mleka nie powinien pić, chyba ze jest to mleczko sojowe, produkowane specjalnie dla kotów. Po zwykłym mleku ma rozwolnienie, gdyż go nie przyswaja.Może pić kefir, jogurt, śmietankę. Mój Filipek tego nie lubi. No i dobrze. Jest więcej dla mnie.


Strona 1 z 2:
 1 
 > 
Archiwum


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:06.

 
Powered by: vBulletin Version 3.5.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.