menu

senior.pl - aktywni w każdym wieku

Wróć   Klub Senior Cafe
Zarejestruj się FAQ / Pomoc Szukaj Dzisiejsze Posty Oznacz Fora Jako Przeczytane

strona13
02-29-2012 10:30 PM

- Wybacz mi, ale nie mogę – prosiłam i trzymałam się za brzuch. Moc dzieci skakało i śmiali się. Adam popatrzył na swoje buty, ubranie, dłońmi otarł włosy, znów popatrzył na nas i zaczął się śmiać.
- Adam, idź do komendanta, może da ci coś suchego – powiedziałam ze śmiechem.
- Dobrze Aguś, idę. Niech go diabli! – powiedział ze śmiechem i poszedł. Dzieciaki pobiegli do obozu. Zostałam sama, usiadłam na trawie i teraz mogłam się uspokoić. Po kilkunastu minutach wrócił ubrany w dres komendanta.
- Mimo wszystko, wspaniale się bawiłem – zapewnił mnie.
- Ja też, jak nigdy! – przyznałam.
- Aguś, o której jest pobudka? – zapytał i usiadł obok mnie.
- O siódmej. Musisz sam czuwać. Ile jechałeś tutaj? – zapytałam.
- Do godziny, nie mogłem trafić. Teraz pojadę krócej – zapewnił mnie.
- Jak wyjedziesz przed szóstą, to spokojnie zdążysz do pracy – zapewniłam go.
- Oczywiście. Żeby mi tylko wyschło ubranie – powiedział z obawą w głosie.
- Wyschnie, przecież jest ciepło. A gdzie Kazan? – zapytałam i zaczęłam się rozglądać, nie zwróciłam uwagi, że go nie ma.
- Pilnuje naszego namiotu – pokazał palcem Adam.
- Zawołaj go, na pewno mu przykro – prosiłam błagalnie.
- Aguś, on się przy tobie rozzuchwalił – oświadczył stanowczo.
- Może, ale jak zrobili noc świętojańską i wszyscy wszystkich smarowali pastą, to Marko nie pozwolił mnie wysmarować. Jego wysmarowali na zielono, biedaka. Jak rano zobaczyłam, że Marko zzieleniał przez noc, w pierwszej chwili byłam przerażona, ale jak zobaczyłam, że wszystkie dzieciaki, druhny, Alina, nawet komendant wysmarowani pastą do zębów tylko ja jedna w całym obozie uniknęłam tego „zabiegu" śmiałam się do łez. Musiałam psa myć w rzece, ale i tak cieszył się. Woda w rzece była jak tęcza, bo wszyscy musieli się myć, w dodatku, bardzo dokładnie – opowiadałam.
- Jakim cudem dał się wysmarować? – zapytał zdziwiony.
- Opowiadali, że go głaskali a przy okazji wysmarowali go pastą miętową – mówiłam, widziałam, że Adam już myśli o czymś innym. Miałam rację, bo zapytał.
- Aguś, daj mi twój adres, mógłbym zajrzeć do twojej mamusi, może jej co przekazać – zapytał.
- Nie, dziękuję. Już zostało kilka dni do końca mojego urlopu. Nie, nie trzeba. Nie fatyguj się – szybko odparłam.
- Nie chcesz ze mną utrzymywać znajomości? – zapytał smutno.
- Obiecałeś, że zawieziesz mnie do domu – przypomniałam mu. Patrzył na mnie smutno.
- Zobaczysz gdzie mieszkam. Nie chcę żebyś odwiedzał moją mamę, bo może przestraszyć się, że coś mi się stało – tłumaczyłam.
- Jak chcesz – zgodził się.
- Chodźmy na kolację – powiedziałam i wstałam. Tylko podeszliśmy do ogniska zaczęła się wrzawa.
- Pan młody musi wziąć na ręce pannę młodą, i dziesięć razy obiec ognisko – krzyczały dzieciaki. Adam wziął mnie na ręce i biegał dookoła, a harcerze liczyli, doliczyli do dziesięciu, a Adam zrobił jeszcze jedną rundę honorową! W duchu podziwiałam jego krzepę, nawet nie dostał zadyszki.
Zaraz po kolacji nakarmiłam psa, pożegnałam towarzystwo i wlazłam do namiotu. Kazan był w rozterce.
- Co piesku, chcesz do pana, to idź – powiedziałam i otworzyłam namiot. Wyszedł, ledwo się położyłam usłyszałam skomlenie, wyjrzałam, psisko kręciło się niespokojnie.
- Co ci jest piesku? – zapytałam i głaskałam go po głowie. Ucieszył się i pobiegł. Zobaczyłam, że już gaszą ognisko, rozchodzą się do namiotów. Znów ułożyłam się do spania.
Obudziłam się jak poczułam, że ktoś rusza się obok mnie.
- Adam, co tutaj robisz? – zapytałam zdziwiona i zaskoczona.
- Przecież ten potwór nie dał mi spać, ściągał ze mnie koc, szarpał mnie, to on mnie tutaj przyciągnął. Ułożyłem się cichutko żeby cię nie zbudzić – zapewniał mnie.
- To teraz idź się szybko ubrać, bo nie zdążysz do pracy – popędzałam go.
- Już Aguś, już mnie nie ma. Przepraszam za tego łobuziaka – mówił i wygramolił się z namiotu. Poszedł, Marko też. Siedziałam i „dochodziłam" do rzeczywistości. Włożyłam dres i wyszłam przed namiot, nie było ich, po chwili zobaczyłam, że wychodzą z namiotu komendanta, Adam był w swoim ubraniu. Kazan mnie zobaczył, szybko podbiegł, Adam szedł powoli, podszedł, podałam mu rękę na pożegnanie, wziął ją w swoje dłonie.
- Do soboty, Aguniu – powiedział grzecznie.
- Szerokiej drogi – odparłam.
- Odprowadzisz mnie do samochodu? – zapytał. Ruszyłam w stronę samochodu, Adam szedł obok i w milczeniu kopał butem kamyki. Otworzył drzwi samochodu, stanął i patrzył na mnie.
- O co chodzi? – zapytałam.
- Cieszę się, że cię poznałem – oświadczył bardzo poważnie.
- Ja też – powiedziałam zmieszana, bo uparcie wpatrywał się w moją twarz. Czułam jak mi policzki płoną. Kucnęłam i zaczęłam głaskać psa.
- Może coś potrzebujesz, mógłbym ci w sobotę przywieść – zaproponował.
- Nic mi nie potrzeba – powiedziałam i stanęłam przed nim, pies spoglądał zawiedziony, że przestałam go głaskać.
- Dzisiaj jest środa, czwarty, przyjadę w sobotę, siódmego, mogę wrócić w niedzielę wieczorem. Czternastego też wypada sobota, to przyjadę po ciebie. Czy taki plan ci odpowiada? – zapytał.



Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:18.

 
Powered by: vBulletin Version 3.5.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.