menu

senior.pl - aktywni w każdym wieku

Wróć   Klub Senior Cafe
Zarejestruj się FAQ / Pomoc Szukaj Dzisiejsze Posty Oznacz Fora Jako Przeczytane

27-05-2015 22:21

Znalazłam schronienie w blogu, nie ukrywam faktu przed sobą, tym bardziej, że jest on zauważalny tylko przeze mnie. Chwila odpoczynku, czas przeznaczony dla siebie, powrót do wspomnień, które widziane z perspektywy lat błyszczą piękniej, są bardziej interesujące. Tak objawia się starość. Kwiaty dzieciństwa i młodości durnej i chmurnej pachną intensywniej, są bardziej kolorowe. Nie dorównują oglądanym teraz. Szkoda, że młodość tego nie rozumie. I szkoda, że dla starości wspomnienia są bagażem, który ciężko nieść ale nie sposób wyrzucić, więc wraca się do nich, odświeża, koloruje młodością... bo nie ma piękniejszych farb od wspomnień dzieciństwa. Wspomnienia, bagaż na najdalszą dal...

Wczorajsza rozmowa o miejscach znanych, zapamiętanych, skazała mnie na dzisiejszy wpis. Przeszłość nieodległa, a jednak od prawie dekady wyrzucona z pamięci. Kawałek miasta dobrze znany. Biegałam tamtędy do pracy często ścigając się z czasem i zegarkiem. Powroty były spokojniejsze. Pozwalały na rozejrzenie się i zarejestrowanie zmian choć tych prawie nie było. Stare kamieniczki rozsypywały się w proch i pył, tynk spadał na chodniki, blakły zabytkowe napisy, bramy kiwały się na szczątkach zawiasów. I tylko mieszkańcy starej dzielnicy, jak kiedyś, stali w bramach, już nie młodzi chłopcy z piosenki Osieckiej a w wieku średnim lub słusznym. Dla nich też czas okazał się bezlitosny. Nie uciekli z ulicy Kamiennej, pozostali tutaj. Na swoich miejscach w bramach, na skrawkach chodników, z rękami w kieszeniach, znający 'swoich' i źle reagujący na 'obcych'. Swoimi byli dla nich także śpieszący do pracy, wystarczyło kilka razy przejść uliczką, by następne spacery były ze wszech miar bezpieczne, bez narażania się na gwizdy, wiązanki słowne, czy nagabywania o złocisza na piwo.

Ulica Kamienna zmieniła swą nazwę na Włókienniczą w końcu lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Agnieszka Osiecka, która unieśmiertelniła uliczkę, mieszkała na rogu Kamiennej i Wschodniej. Stare czasy, kiedy osiedle studenckie 'Na Bystrej' (późniejsze 'Lumumbowo') składało się się z dwóch, nieco później trzech klockowatych akademików w szczerym polu. No może nie szczerym, bo po drugiej stronie ul. Bystrzyckiej stało kilka drewnianych domków, którym daleko było do świetności słynnych domków tkaczy, że o Księżym Młynie nie wspomnę. Od 'miasta' dzieliły je ogrody działkowe. Przystanek tramwajowy zlokalizowany był przy ul. Nowotki (dziś: Pomorska). Problem leżał w tym iż wspomnianą ulicą kursowały dwa czy trzy tramwaje, nie zawsze łączące potrzebne dzielnice i miejsca. Łatwiej było dojechać do pętli, tzw. Radiostacji i stamtąd ścieżką wąską, poprzez pole, dostać się na osiedle. Pół biedy latem. Wiosną i jesienią można było utonąć w błocie, zimą 'dojeżdżało' się na butach lub pupie. Ścieżka była wyślizgana niczym lodowisko w Hali Sportowej, co nie ułatwiało zadania elegantkom w kozaczkach na szpilkach. A te ostatnie zdobywało się każdym dozwolonym kosztem... korkami, pracą w Puchatku lub głosową propozycją na korytarzu: 'sprzedam obiad na Buczka'. Hasło musiało być wielokrotnie powtarzane i poparte dodatkowym zyskiem, z innych źródeł.
Czy tak zapamiętała Osiedle na Bystrej Osiecka? Myślę, że nie popełniłam szalonego błędu. Wrażenie koszar było przytłaczające. Kilkuosobowe pokoje, podłogi z ksylolitu, wspólna szafa, pomieszczenia z ustawionymi rzędem kuchenkami gazowymi udające kuchnię, prysznice w piwnicy, pokój do nauki nazywany 'ryjcem' jeden na piętro... sceneria żywcem przeniesiona z ramotki Haliny Snopkiewicz "Paladyni", którą zaczytywało się moje pokolenie.

Dziś Osiedle Lumumby nie jest szare. Kilkanaście domów studenckich (już nie akademików), kolorowych, zadbanych, z miejscami dla małżeństw, żłobkiem, przedszkolem, dużą stołówką, zapleczem usługowo-handlowym... niczym nie przypomina pierwowzoru. Balbina, strzegąca cnót dziewczyńskich, nie straszy w przeszklonej kanciapie, nie łypie wścibskim okiem na 'całownik', nie wyrzuca zakochanych młodzieńców z wybiciem godz. 22. Nikt też nie kupuje szklanki mleka, plasterka wędliny, papierosów na sztuki w bufecie otwartym w godzinach śniadaniowych...

Trudno się dziwić Agnieszce Osieckiej wybierającej ucieczkę do samodzielności a raczej indywidualności. Nawet jeśli indywidualnością była dzielnica brzydoty. No, może nie do końca. Ulica Wschodnia była uliczką prywatnych sklepików, warsztatów, rzemieślników; tutaj można było kupić ekstra tusz do rzęs, cutex do paznokci, perfumy, korale i pierścionki, świeże drożdżówki. Stanowiła inny świat, przypominający bardziej ten stary, sprzed wojny, kiedy to w stopniu niewielkim ustępowała Piotrkowskiej. Tutaj Piłsudski drukował "Robotnika", Reymont pisał "Ziemię obiecaną", urodził się Artur Rubinstein, istnieje jeszcze dom Hilarego Majewskiego (Kamienna 11), architekta i budowniczego Łodzi. Do dziś w starych kamienicach zachowały się oddzielne wejścia dla służby. Zniknęły bez śladu synagogi, których w czasach przedwojennych było aż osiemnaście przy ul. Wschodniej i kilka: sześć lub siedem przy Kamiennej. Ocalała jedna przy pobliskiej uliczce 'pod wezwaniem' Rewolucji 1905 roku nr 28. I będzie istnieć do ostatniego wiernego; taka jest wola testatora. Schowana w podwórku-studni nie jest łatwa do odnalezienia dla niewtajemniczonych. Dla porównania przed II WŚ było 250 synagog i domów modlitwy, dziś są 2. Łódź była miastem kilku kultur i kilku wyznań. Sobór św. Aleksandra Newskiego ciągle pozostaje urzekająco piękny a trójwyznaniowy Cmentarz Stary założony w połowie XIX wieku jest nadal świadectwem tolerancji.

O obszarze ograniczonym ulicami: Wschodnia, Rewolucji 1905 r., Kilińskiego, Jaracza, od dawna się mówiło jako o enklawie biedy. Niewiele się zmieniło – kochankom z ulicy Kamiennej posiwiały skronie, wyrosły mięśnie piwne, dziewczynom przybyło lat i zmarszczek, kamieniczki poszarzały, coraz więcej okien jest zabitych deskami lub dyktą... uliczka umiera. Nie ma co prawda kamiennego bruku, który dał nazwę, jest dziurawy asfalt i powyszczerbiane chodniki. Starzy łodzianie pozostali wierni nazwie. Zaakceptowali nowe nazwy dla ulic: Południowa (Rewolucji 1905), Widzewska (Kilińskiego), Cegielniana (Jaracza)... Kamienna pozostała w tradycji. Nie ujmując niczego Osieckiej – Jej piosenka była mało znana, nie kojarzona z Łodzią. Do czerwcowego południa 2004 roku, w którym to dniu we wnęce kamieniczki przy Kamiennej 2 wmurowano płaskorzeźbę-fontannę zaprojektowaną przez Wojciecha Gryniewicza (tego od ławeczki Tuwima). Płaskorzeźba przedstawia zakochanych, ukrywających się pod płaszczem. Raz dziennie fontanna tryska 'deszczem', przed którym chroni się para. Obok wyryty jest refren piosenki i faksymile podpisu Osieckiej.

Naprawdę warto obejrzeć filmik. Pokazane są w nim fragmenty ulicy i rzeźba Gryniewicza. Śpiewa Sława Przybylska.

https://www.youtube.com/watch?v=COI40tca4So

Czy można pokochać ulicę Kamienną? Stąd do Werony tak daleko i tak blisko...
Łódź wyda na remont Kamiennej 200 mln złotych. Będzie pięknie. Ale ja zapamiętałam ją taką... jak na tym zdjęciu z internetu

23-05-2015 18:52

Cisza wyborcza dzwoni w uszach. Przycichł telewizor wrzeszczący przez ostatnie dni ustami polityków, dziennikarzy i spikerów, że wystarczy prawidłowy głos, by świat stał się lepszy a ojczyzna z miodem, mlekiem i miłością popłynęła. Od kilkunastu dni boję się ciszy. Próbuję zagłuszyć problem, który mnie męczy, pozbawia spokojnego snu i na który nie mam najmniejszego wpływu; mogę patrzeć i czekać. Bezradność i niemożność działania jest przytłaczająca. Próbuję je zagłuszyć, zaczytać. Ciągle nie umiem mówić i pisać. Może kiedyś, za kilka dni, tygodni... na razie wyciągam temat zastępczy. Dzieje teorii spiskowych. Temat, w połączeniu z siąpiącym deszczem i Cudzesem na kolanach, byłby piękny, gdyby nie doskwierający niepokój. Zwyczajnie się boję i próbuję zagadać strach.

Noc spędzona nad książką. Nie lubię czytać z ekranu, nigdy nie lubiłam; skaza pokoleniowa wychowanych na papierze i szeleście kartek. Byłam jednak zdeterminowana i bezsenna. Przeorałam prawie 200 kartek i zrobiłam z 40 stron notatek. Nie namawiam do lektury. Historia teorii spiskowych dotyczy głównie wieków dawniejszych – XVIII i XIX, z uwzględnieniem templariuszy, których zabraknąć nie mogło. A propos zakonu mnichów/wojowników, dzień wcześniej przejrzałam i odłożyłam książkę mówiącą o posiadaniu przez nich broni atomowej(?). Ale nie tylko przez nich, bo w tej samej pozycji autor przekonywał, iż wyprawie Aleksandra Wielkiego skuteczny kres położyła taka właśnie broń zastosowana przez obrońców Indii. Hm... oficjalna historia mówi o odwrocie wymuszonym przez własnych żołnierzy zniechęconych niekończącą się wojną, brakiem wody i jedzenia, morderczym klimatem. Jak było naprawdę? Stara jestem, ale nie na tyle by powiedzieć, iż żyłam IV wieku p.n.e. Nie zawsze historia pisana jest w stu procentach prawdziwa, nie wszystkie spiski wpisują się w spiskową teorię, nie każda teoria jest faktycznym spiskiem.

Ostatnim w czytanej książce, dwudziestowiecznym wydarzeniem zaliczonym do teorii spiskowych, jest śmierć Lady Di. 43% z 4170 respondentów było przekonanych, iż Diana została zamordowana. Wskazywani przez ankietowanych zbrodzienie byli różni, w zależności od potrzeb. Od istot pozaziemskich, przez Security Service (lub MI5) do Mosadu działającego w porozumieniu z MI5. Mordu dokonano na zlecenie rodziny królewskiej. Co śmielsi dodają, że piękna księżna chciała zmienić wyznanie i wyjść za mąż za Dodiego Al-Fayeda. Znana, podziwiana i kochana przez miliony księżna nie mogła wszak umrzeć zwyczajnie. W wypadkach drogowych giną zwykli ludzie ale nie boginie! Wystarczy wiara, fakty i dowody są zbędne.

Podobna wiara w prawdziwość spisku otacza "Protokoły Mędrców Syjonu". Lektura wydawałoby się stara i przebrzmiała. Pierwszy raz Protokoły zostały opublikowane w 1903 roku w Petersburgu. 24 wykłady, wydrukowane w czasopiśmie Russkoje Znamia, o tajnych planach przejęcia władzy nad światem. Czy można się zatem dziwić, że dwie rewolucje: 1905 i 1917 zostały uznane za realizację podłych knowań starszych braci w wierze? I że Hitler wspomagał się książeczką jako orężem propagandy nienawiści? Ale Protokoły znane i czytane są do dziś. Także w Polsce. Oczywiście, z pominięciem historii, autentyczności, próby wyjaśnień i zrozumienia. Wygrywa wiara, że są zapisem obrad I Kongresu Syjonistycznego w Bazylei, w 1897 roku. Żydzi mają zamiar podporządkować sobie świat poprzez rewolucje i destabilizację państw chrześcijańskich. Światu potrzebne są rządy silnej ręki, a te właśnie wspomniana nacja może zapewnić. Od tej chwili królestwo Syjonu trwać będzie wiecznie.

Nie sprawdzą się słowa J. Tazbira, który "Protokoły Mędrców Syjonu" zaliczył do Biblii nienawiści, obok "Mein Kampf" i "Krótkiego kursu historii WKP(b)" Stalina. Jeśli do tej fałszywki dołożymy masonów, o których krąży więcej teorii spiskowych niż jest ich w Polsce, otrzymamy spisek żydo-masoński wyjaśniający wszystkie niepowodzenia od stworzenia świata. Przerażające? Tak! Na pewno tak. Jak można pozwolić, by tajne zapiski przez przypadek, nieuwagę, złośliwość rzeczy martwych, zwykłą ciekawość, szpiegostwo, etc. znikały i się pojawiały; dezerterzy i zdrajcy, opowiadali historie, których nikt nie sprawdza; gdzie formalna dokumentacja? Konspiracja przestaje nią być w momencie jej ujawnienia, o głoszeniu wszem i wobec nie wspomnę. A jednak nadal ludzie wierzą, że śmierć JF Kennedy'go była publiczną egzekucją (za niedotrzymanie tajemnic i chęć ujawnienia spisku), że ośrodkiem decyzyjnym jest Watykan, którego celem jest tzw. Nowy Porządek Świata, a armią watykańską Zakon Jezuitów działający w porozumieniu z masonerią i międzynarodowym Syjonizmem (organizacja!).

Uf, przebrnęłam, choć klawiatura purpurowiała i próbowała prądem (szkoda, że nie mądrością) razić. Jak już tyle przeszło... dołożę Talmud a raczej jego zbyt dowolne interpretacje. Mnóstwo tego w sieci, dlatego podobnym opracowaniom i tłumaczeniom nadałam wspólne miano "Talmud obrażony" brzydko przekręcając część tytułu dzieła "Talmud obnażony" według czcigodnego I.B. Pranaitis.
Odpuszczam setki innych teorii spiskowych, także Iluminatów choć ich historia byłaby najlepszą ilustracją potrzeby istnienia spisków. Chwilami myślę, że wystarczyłoby dowolnemu towarzystwu nadać odpowiednią/intrygującą nazwę, ograniczyć wstęp na posiedzenia do osób wybranych, by pojawiła się następna spiskowa teoria. Tajemne Towarzystwo Czytających Nocą czy też Rozmawiających w Soboty z Psami Łaciatymi posiadające statut i przysięgę dochowania tajemnicy przestałyby być zwykłym klubikiem. I choć nie mogłyby zagrozić światu ani go zmienić... byłyby równie tępione jak te znane z tytułów kolorowych wydań zalegających we wszystkich księgarniach świata jak i pękającego od nadmiaru informacji internetu. Nie muszę dodawać, że wspaniałym nośnikiem wszelkich teorii spiskowych jest także lubiany przez nas facebook.

Dlaczego tak się dzieje? Do czego są nam potrzebne tajemnice i spiski? Autor - Juan Carlos Castillon, próbuje dać odpowiedź stawiając pytanie: "Można zbuntować się przeciwko niesprawiedliwemu światu, ale jak się zachować wobec świata niepojętego? Potrzebne były dwa stulecia, by dopuścić myśl o nieobecności Boga. Co nam zostaje, jeśli diabła też nie ma?"
Gdy nie ma Boga, nie ma Siły rządzącej światem i ludźmi, musi być wspólny rząd lub grupa ludzi wykonującej podobne zadanie z zyskiem dla siebie, szkodą dla innych. Przecież nie potrafią być doskonale sprawiedliwi, nie znają zamysłów ani planów Boga, jeśli ON jest. A jeśli nie ma... człowiek pozostaje sam, zdany na siebie, na własne decyzje i przypadkowość. I to ostatnie jest najważniejsze. Przypadkowość historii, przypadkowość pojedynczego życia... czyż można pogodzić się z wielkim Szekspirem mówiącym, że "życie jest tylko przechodnim półcieniem, (…) powieścią idioty, głośną, wrzaskliwą, a nic nie znaczącą." Czyż nie lepiej myśleć, że jednak jesteśmy skrycie kontrolowani, ustawiani w szeregu, przeznaczeni do wykonywania konkretnych zadań. I wtedy świat staje się zrozumiały. Zamknięty w jednej płaszczyźnie. Prostacko prosty. Nie jesteśmy samotni ani samodzielni. Pewien rodzaj komfortu psychicznego za iluzję niewoli.
A więc teorie spiskowe są owocem kultury zachodniej ale też odrzuconego monoteizmu. Monoteizm zakłada istnienie dobra i zła. Zło jest próbą wiary ale też bywa karą. Jest wytłumaczalne. W obecnym, racjonalnym świecie, Bóg przestał być w centrum historii, nie jest też sprawcą szczęść i nieszczęść. Człowiekowi nadal trudno jest podjąć odpowiedzialność za własne życie, jeszcze trudniej zrozumieć przypadek. Pozostaje więc anioł i diabeł, do wykorzystania jako energie mające wpływ na losy człowiecze. Rzadko się skarżymy na szczęście. Zło i pech jako przyczynek ale też szatan/kusiciel nakłaniający do braku dobra i czynienia zła. I etyka oparta na pojęciu dobra i zła jako bezwzględnego wyznacznika moralności połączonych z wolną wolą... Wszystko to jest wyniesione z monoteizmu. Autor twierdzi, że "teorie spiskowe nigdy nie rodzą się w kraju, w którym nie ma diabła. Rodzą się tam, gdzie zło postrzegane jest jako dzieło wolnej woli, gdzie decyzje tego świata przekładają się na nagrodę lub karę inną niż śmierć".

Nie umiem podjąć decyzji co do powyższej racji autora choć jako sceptka z baby prababy rzadko wierzę w palcem na wodzie pisane. Prawda czy mit? Spiskowe teorie mają swój początek w wieku oświecenia i rozumu (XVIII), kiedy człowiek przestawał wierzyć we wszechmoc Boga i w Niego też. Jeżeli Boga nie ma... ktoś musi być winny temu, że świat jest taki, jaki jest.

Pozdrawiam zaglądających tutaj, cichuteńko w ciszy.
Poniżej przykład spiskowego banknotu, nadal mającego moc... płatniczą.

16-05-2015 20:29

Wzniosłości w moim blogu nie było, a jeśli to zdarzała się niezamierzenie. Weny też brakowało. Nie było jej, więc nie tyła ani nie chudła. Pozostało zawołanie: muzo! - podaj szczudła. Muza nadal ślepa, głucha i bezręka. Kapryśna jest. A może przez tysiąclecia cywilizacji rozdała dobra lepszym i dla gorszych nic już nie zostało oprócz grafomanii i mozolenia się w kamieniosłowie... Wiersz J. Kofty nie pasuje do całości wpisu... ale od czegoś trzeba zacząć.
"Podobno w tym jest poezji treść
Że trzeba wzbić się, wzlecieć, wznieść
I krążyć chłonąc słońca światło
Też chciałbym... Ale mnie nie natchło
Cóż zrobię, gdy mi wzniosłość zbrzydła
Cóż zrobię, gdy mi wena schudła
Nie wołam - muzo! Daj mi skrzydła!
Zwyczajnie proszę - podaj szczudła"!!
J. Kofta
Wróciłam do blogowania po trosze broniąc się przed 'nawałą wyborczą', po trosze gryziona przez sumienie wypominające grzech zaniechania. Żaden temat nie będzie dobry w gorące politycznie dni. Ale też nie mam nic konkretnego do przekazania. Świat toczy się powoli, odmienia dni tygodni przez pory roku i kolejne lata mozołu. Choć ten mozół lśni kolorami, obrasta w wydarzenia drobne acz ważne. Życie jest takie jakim je widzimy, chcemy widzieć. Niezadowolenie stwarzamy sami. Narzekanie i poczucie krzywdy nie zmieni niczego jeśli nie jesteśmy gotowi do zmian i nie zechcemy ich wprowadzić w czyn. Wydaje się to proste. Potrzebujemy gwaru, idziemy tam gdzie hałaśliwie i gdzie własnych myśli nie słychać. Poszukując ciszy i spokoju nie natrudzimy się zbytnio; wszystko to znajdziemy w sobie. Wystarczy pomyśleć, że jesteśmy duchową potęgą, że nasza podświadomość da nam to, czego oczekujemy. I to wcale nie jest nierealne.

Wczoraj czytałam artykuł o synestezji. Podobno rodzimy się z widzeniem słów/liter/przedmiotów lub dźwięków jako kolory i smaki. W czasie dorastania ta właściwość mózgu zanika. Włączamy kontrolę. Przez kontrolny filtr nie przeciśnie się wielozmysłowość. Stajemy się racjonalni. Najpiękniejsza poezja ani muzyka nie spowoduje widzenia tęczy. Słyszymy ją tylko uchem, widzimy oczami teksty, a więc ograniczamy inne zmysły. Nie wierzymy, że dźwięki – podobnie jak litery - można widzieć kolorami, że można czuć ich smak i/lub zapach a nawet temperaturę. Racjonalność przede wszystkim! A przecież synesteci istnieją. Wg statystyk (bardzo różnych) jeden człowiek na tysiąc posiada naturalną, dodatkową zdolność odbierania pojedynczego bodźca kilkoma zmysłami (co stanowi 1 promil populacji) ale też może ona pojawić się na późniejszym etapie życia; ostatnie badania naukowców mówią, że synestezję można wypracować. Nauczyć się pomieszania zmysłów? Dźwięki, smaki, kolory docierające do organizmu są odbierane nie tylko przez obszary mózgu im przypisane ale też przez inne i przez nie także przetwarzane. Także, bo właściwy zmysł odpowiedzialny za właściwy odbiór nie jest wyłączony. Dlatego sądzę, że nie można myśleć o synestezji jako o ułomności lub kalectwie ale jako o bogactwie. Szczególnym darze dla artystów, zwłaszcza parających się piórem, dźwiękiem lub pędzlem. Rzut oka na tekst i od razu widać, że zbędne lub nieodpowiednie słowo świeci innym kolorem, nie pasuje do reszty. A na poważnie... synestetą był Nabokov, Rimski-Korsakow, Franciszek Liszt, wizjonerzy, mistycy, widzący aurę.

Mówienie o synestezji jako o chorobie jest (chyba!) nadużyciem. Nietypowy odbiór rzeczywistości jest tylko poszerzonym oglądem. Bez korzystania ze 'wspomagaczy' (narkotyki lub psychotropy) czuje się więcej i wie się więcej. Przypadłość ponoć częściej dopada kobiety. Może dlatego, że są wrażliwsze, że częściej posługują się wyostrzoną intuicją. Mężczyźni trenują widzenie aury w klasztorach buddyjskich, razem z trudną sztuką medytacji także zmieniającą mózg. Od dawna prowadzone są badania, z udziałem Dalajlamy. Przyznać trzeba, że Wschód pod tym względem od tysiącleci wyprzedza technologiczny Zachód. To wcale nie znaczy, że buddyści widzenie aury mają z przydziału. I nie uzyska się 'widzenia trzecim okiem' przez drzazgę wbitą w mózg, co usiłował w swojej książce przekazać Tuesday Lobsang Rampa. Nie oszukujmy się, jego wywody mają mało wspólnego z buddyzmem i praktykami medytacyjnymi. Zbyt proste. Pięć minut strachu, dwie minuty bólu i dar widzenia aury na resztę życia! Tak się nie da. Nie zdarza się czarodziejski rozbłysk kolorów... tak całkiem za darmoszkę.

Jak każdy trening tak i widzenie aury jest procesem żmudnym. Ale nie niemożliwym. Wyczuwamy emocje, wychwytujemy nastroje a więc możemy zauważyć inne energie, równie subtelne. Dlaczego nie możemy czy nie powinniśmy ich widzieć jako kolory czy poczuć ich smaku. Ten przypadek nauka coraz rzadziej klasyfikuje jako odmianę padaczki a religie nie mówią o szamaństwie i opętaniu. Na razie obowiązują dwie teorie wyjaśniające synestezję: 1. dodatkowe połączenia w mózgu, te obszary 'normalnie' nie są połączone 2. zachwianie równowagi pomiędzy impulsami docierającymi do mózgu, a więc źle działający filtr, który równie dobrze można nazwać uwolnionymi bodźcami podprogowymi. Pocieszające jest to, że religie nie wloką synestetyków na stos, medycyna nie zamyka w szpitalach bez klamek a nauka zajmuje się problemem uważniej. Fizyka mózgu, psychologia, neurologia, zamiast okultyzmu, czarów-marów i latania na miotle. Oczywiście, możemy okultystycznie uważać, że aura jest emanacją ciała eterycznego, albo – zgodnie z filozofią Wschodu mówić o manifestacji sił witalnych, ale możemy też nazwać ją (prawie naukowo) zmiennym polem biologicznym.
Rolę szyszynki pomijam. Zasługuje na odrębny wpis, jako 'oko mądrości', biologiczny zegar, centrum człowieczej duchowości, oko Horusa, dar boskiej Parwati ofiarowany Śiwie... który to dar stał się szóstą czakrą, narzędziem nieograniczonego poznania.

Z dużym powodzeniem synestezja jest łączona ze świadomym śnieniem. W nim występuje ponoć nie tylko u synestetyków. A jeśli istnieje we śnie... czy można podobne zdolności rozwijać na jawie? Nauka mówi, że można. Ale dla mnie i tak dowodem pozostanie trzecie oko, znane w wielu religiach i kulturach, pozwalające zobaczyć i odczuć rzeczy, których nie da się normalnie widzieć... a może tylko nie wszyscy widzą i czują? Dobry Bóg i wspaniała Natura obdarowali nas powiekami pozwalającymi je zamknąć i obronić się przed natłokiem obrazów. Inna rzecz, że niektóre obrazy zostaną zapamiętane, wyryte w części mózgu. Jeszcze gorzej jest ze zmysłami słuchu, smaku, dotyku... Wtedy katar może być błogosławieństwem, ale też utrudniaczem normalnego życia. Zakładając stopery sami skazujemy się na ciszę, która na dłuższą metę jest groźniejsza od otaczającego nas szumu. Nie da się uciec od siebie. Od świata też nie. Jesteśmy czującą materią.

Łączenie dwóch dróg: duchowej i fizycznej dawno przestało być modne. Współczesny, techniczny człowiek zastąpił wizje telewizją. Rozwój techniczny i regres duchowy? Wystarczy nam materia i ruchome obrazki na ekranie? hm... na ten raz wystarczy. Reszta w następnym życiu. Lub w baśniach i mitach.
zdjęcie z internetu


06-04-2015 00:59

Spóźniłam się z życzeniami. Dziś nie wypada już życzyć 'wesołych świąt'... półmetek świąteczny mamy za sobą. Przepraszam, naprawdę przepraszam. Życzenia zostały na forum i Fecebooku. Pozbierane i zapisane w blogu niech będą świadectwem mojego niezorganizowania.

Jare Gody, Niedziela Palmowa, Pascha, Wielkanoc, Śmigus-Dyngus. Kończy się okres świąteczny. I jak to się w przewrotnym i nieprzewidywalnym świecie zdarza... było zaćmienie Słońca, a kalendarzem świątecznym rządzi Księżyc.
- Jare Gody trwały od pierwszego dnia wiosny do pierwszej niedzieli po równonocnej pełni księżyca.
- Niedziela Palmowa tydzień przed Świętem Zmartwychwstania.
- Pascha rozpoczęła się w tym roku (znów ruchomy kalendarz dostarczył zdrowej rozrywki i zmusił do sprawdzania) 3 kwietnia, po zachodzie słońca i potrwa osiem dni.
- Wielkanoc chrześcijańska w toku.
- Prawosławna i pozostałych Kościołów wschodnich, tydzień po chrześcijańskiej – 12 kwietnia. Myślę, że do wyznaczenia tegorocznej daty, w różnicę oprócz dwóch kalendarzy juliańskiego i gregoriańskiego, wmieszał się nieprzekraczalny dla Wschodu warunek, że Wielkanoc nie może być wcześniej niż Pascha. W tym roku chrześcijańska Wielkanoc i żydowska Pascha nakładają się (5-6 kwietnia i 4-11 kwietnia; uczta sederowa 3 kwietnia po zmroku). Tak więc, kończy się Pascha żydowska, zaczyna Pascha Christowa.
- Śmigus Dyngus powinnam dokleić do Godów Jarych. Ale wtedy także bazie wierzbowe, wiosenno-świąteczne porządki (wyrzucanie zimy, oczyszczenie i przyjęcie nowego), ogień, wodę i jajka – pisanki/kraszanki jako symbole nowego życia występujące w wielu kulturach i religiach.

Jezus rzekł do niej: "Mario!". A ona obróciwszy się powiedziała do Niego po hebrajsku: "Rabbuni", to znaczy: Nauczycielu! Rzekł do niej Jezus: "Nie zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie wstąpiłem do Ojca." (Jan 20. 16-17)
Noli me tangere... nie dotykaj Mnie, nie zatrzymuj. Skończył się wspólny czas. Nie zatrzymuj. Nie jestem twoim światem, twoim życiem. Zaczyna się inny rozdział. Decyduje jeden zmysł. Widzisz, nie możesz dotknąć. Komu była dana większa łaska? Niewiernemu Tomaszowi, który dotknął i uwierzył czy Magdalenie, która dotknąć nie mogła? Czyja wiara była silniejsza? Ta oparta na doświadczeniu czy wymykająca się zmysłom... oczy widzą, uszy słyszą... złudzenie, mit, wiara? Dlaczego Magdalenie nie została dana łaska dotyku, tak ważna dla kobiety?

Od dawna druga wersja tłumaczenia jest mi się bliższa. Noli me tangere – nie zatrzymuj Mnie. Pan przeżył śmierć, nie jest już ziemski, idzie dalej... w inny wymiar, inny czas. Człowiek zostaje, ze swoim życiem, rozterkami, poszukiwaniem. szamotaniem się między wiarą i zaufaniem a niewiarą.

Uśmiech i zdziwienie odbite na całunie z bisioru, pusty całun w grobie... wiara, nadzieja... i odpowiedzialność, którą Pan obciążył Marię Magdalenę. "Nie Zatrzymuj Mnie", nasza droga nie jest już wspólna, głoś moje nauki, mów o człowieku, o miłości dla której warto cierpieć i oddać życie. Ale nie tylko mów, ucz się jej, wprowadzaj do swojego życia, zarażaj Miłością innych.

Przesłanie miłości i wzajemnego szacunku jest wspólne wszystkim religiom. Znajduje też swoje miejsce w ateizmie.
Nie zamykajmy oczu. Spróbujmy, choć przez chwilę, być lepsi. Spróbujmy iść lepszą drogą, niezatrzymywani przez zawiść, pychę, własne ego, chęć dokopania innym, bez ochoty prostowania ścieżek bliźnim. Prostujmy własne i obsadzajmy je tysiącem kwiatów. Dla siebie. Dla innych.

25-02-2015 21:04

Bure przedwiośnie. Szare, pochmurne i mgliste. Gdzieś, za chmurami sierp księżyca, ukryte słońce, granat i błękit nieba. W takie dni jak dziś... moje sady by zakwitły czarno. Jestem złym człowiekiem, ośmielam się mieć własne zdanie, inne.
Dlaczego przyczepiłam się do tekstu Osieckiej? Niesłusznego, bo żydowska muzyka i teksty nawiązujące do tamtej kultury powinny być potępione jak film "szkalujący" historię Polski i wojenne losy wszystkich Polaków? Po cóż nieroztropnie spróbowałam oddać się najgorszej rozpuście jaką jest myślenie?
Wszystko stało się jasne: tematem wpisu będzie tekst Osieckiej "Ucisz serce" pięknie wyśpiewany przez Magdę Umer (tekst najpełniejszy, choć niczego nie ujmuję A. Szałapak czy K. Jamróz), "Ida" nagrodzona Oscarem i W. Szymborska "Głos w sprawie pornografii".

Nie jest łatwo pisać o emocjach. Powinno się również emocjami, sercem, nie obojętnie; mieć coś do powiedzenia, używać właściwych słów, coś znaczących. Co zrobić by słowa słuchały, były posłuszne emocjom? Wyrąbuję zdania z kamieniosłowu... a kiedy rzucę je na monitor tracą sens i znaczenie... stają się płaskie.

"Ida", który to film obejrzałam już po jego nagrodzeniu; nie trafiłam na niego wcześniej, ciągle mam mało czasu. Po krytyce medialnej i forumowej, naostrzyłam pazury. Za nic nie chciałam uwierzyć w to, że czarno-biały film, utrzymany w konwencji lat 60. oszczędny w środkach i formie, zrobiony za niewielkie pieniądze, może nieść przekaz aż tak uniwersalny, zrozumiały każdemu człowiekowi posiadającemu odrobinę wrażliwości. Nie szukałam prawdy historycznej, wiernego reportażu z życia bohaterów, ani faktów. Artysta, także filmowiec, ma prawo (i powinien) inaczej patrzeć na świat... przypadkowe zdarzenie czy zaobserwowany epizod może stać się kanwą całkiem innej opowieści niż ta realna. Tłumaczenie widzom, iż fabuła jest fabułą, byłoby obelgą.

Obejrzałam kawałek filmowej poezji o wycofaniu, samotności, szukaniu tożsamości, o ciemnej i jasnej stronie serca, duszy, umysłu... film mnie poruszył, wzruszył, zmusił do myślenia. Przypomniał też trudne piękno Łodzi tamtych lat, robotniczego miasta przyprószonego bawełnianym pyłem, zasnutego dymem z kominów fabrycznych, szarego do bólu. Ulice, sklepy, wystawy, które pamiętam. Podwórka - studnie. Stare kamieniczki, których wnętrza tak właśnie wyglądały. Wiejskie sklepiki w kształcie klocków. W małych miasteczkach kocie łby, kałuże, polne drogi. Nawet muzyka tamtych lat i fryzury w 'chałkę', krzyk mody dancingowej. Trubadurzy jeszcze 'próbowali' w piwnicy domu przy Obrońców Stalingradu. Nie mówmy, że było inaczej. Wszechobecna, siermiężna szarość. Lenczewski (zdjęcia) powalił mnie na kolana. Dobra szkoła łódzkiej Oświatówki (WFO)!
Odbieramy literaturę, sztukę, kino własnymi oczami. Wybieramy to, co jest nam znane lub bliskie albo odwrotnie – szukamy innego spojrzenia na problem. Jeden jest zachwycony, inny zdegustowany. Magia kina; latarnia czarnoksiężnika. Niczym "pokojówka, sprzątaczka czy kucharka w wielkim Hollywood" (to cytat!) dałam się uwieść czarno-białemu (z przewagą szarości) obrazowi zamiast mokre od łez chusteczki wyciskać na "M jak maczuga".

A podobno miałam myśleć. Analizować chłodno i rozważnie. Nazywać rzeczy po imieniu. Chyba nie jest mi to dane. Od gonitwy za faktami zadyszki dostałam. Przyślepłam od szukania źródeł. Ręce mi się nie trzęsą przy poruszaniu 'drażliwych' tematów, bo myślę, że nie ma takich. Drażliwa jest rozmowa o nich, zwłaszcza gdy jest pusta, głupia i ma na celu udowodnienie wyłącznie własnej racji z podeptaniem racji drugiego. Tak jak remont podeptał moje 'stokrotki'.
"Nie ma rozpusty gorszej niż myślenie.
Pleni się ta swawola jak wiatropylny chwast
na grządce wytyczonej pod stokrotki.
Dla takich, którzy myślą, święte nie jest nic.
Zuchwałe nazywanie rzeczy po imieniu,
rozwiązłe analizy, wszeteczne syntezy,
pogoń za nagim faktem dzika i hulaszcza,
lubieżne obmacywanie drażliwych tematów,
tarło poglądów - w to im właśnie graj."
http://poema.pl/publikacja/37429-glo...ie-pornografii
Dlaczego właśnie film skojarzył mi się z wierszem Szymborskiej, skoro są odległe od siebie o lata świetlne? Oszczędność środków wyrazu, wyważenie, emocje ukryte pod spokojem, 'wyuzdana prostota'?? W moim kamieniosłowie brakuje odpowiednich określeń dla nazwania myśli. Odmawiam porównywania Nobla i Oscara. Nie o nagrodę mi chodzi, choć jedna i druga jest bardzo ważna. Wyłącznie o skojarzenie, leciutkie, bardziej przeczucie skojarzenia. A jednak wiersz Szymborskiej, surowy w wyrazie, śmiały w skojarzeniu, wraca do mnie co pewien czas... czy będzie wracać "Ida" - nie wiem.

Odważyłam się zanieść fragment wiersza na Facebooka i na forum. W pierwszym miejscu bez echa, dostęp mają tylko znajomi, więc kilka komentarzy, bez wstrząsów; w drugim zebrałam należne mi baty (co prawda, entuzjazmu nie oczekiwałam, bez przesady!). Koleżanka miała rację – kurczy się miejsce dla ludzi podobnie myślących i czujących. Ciąg dalszy prosty jak metr drutu kolczastego! Nie powinni zabierać miejsca swojsko i zdroworozsądkowym, nie powinni istnieć, nie powinni żyć, nie powinni widzieć innego świata nad ten biały i czarny a już na pewno pisać!... więc... jak mam uciszyć serce? Jak żyć, jeśli jednak żyję?? Pisać nie pisząc??
Tak, chciałabym umrzeć w 'noc serdeczną'. Bez białego parawanu i nerwowości szpitala... w zapachu jaśminu, z zazłoconą i już nie czarną gwiazdą serca... nie, jeszcze nie teraz, nie tej wiosny... choć nie jest to zależne ode mnie; ale... jestem pogodzona z faktem, że kiedyś to nastąpi. Wcześniej, później – nie wiem. Zawsze za wcześnie, zawsze za późno? Czy jest czas właściwy? Dobra śmierć?

Posłuchajcie, jeśli chcecie. Piosenka nie niesie optymizmu. I nie da się jej słuchać z rozwagą, bez emocji. Dla mnie jest krzykiem rozpaczy, modlitwą o spokój, ciszę, nadzieję, łaskę.... o biało kwitnące jabłonie, o złotą gwiazdę serca.
https://www.youtube.com/watch?v=rp4NL-16UiA

Strona 3 z 36:
 < 
 3 
 > 
Archiwum
2007
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2008
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2009
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2010
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2011
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2012
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2013
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2014
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2015
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2016
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2017
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2018
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2019
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2020
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2021
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2022
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2023
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2024
Luty
Marzec
Kwiecień


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:02.

 
Powered by: vBulletin Version 3.5.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.