menu

senior.pl - aktywni w każdym wieku

Wróć   Klub Senior Cafe
Zarejestruj się FAQ / Pomoc Szukaj Dzisiejsze Posty Oznacz Fora Jako Przeczytane

26-10-2014 16:41

Obiecałam zaprzestać patrzenia wstecz. Było, ale się zbyło. Zaczynam nową epokę... i wcale nie jest to łatwiejsze. Odpuściłam sobie i rozłożyłam się zdrowotnie i psychicznie na łobie łopatki. A przecież nie koniec. Chciała nie chciała... jeszcze będę musiała... rękawy zakasać i za robotę się brać. Podobno gen. Grant, osiemnasty prezydent USA, znany także z wojny secesyjnej, cierpiał na reumatyzm uniemożliwiający poruszanie się. W czasie bitwy pod Appomattox Court House, ostatniej w czasie wspomnianej wojny, zobaczył białą chorągiew, którą wywiesił przeciwnik gen. Robert E. Lee i … zapomniał o bólu, wyzdrowiał. Nie jest to odosobniony przypadek. Aktorzy umierający na scenie, matki ratujące dzieci, ludzie dokonujący cudów w czasie klęsk żywiołowych, żołnierze ruszający do bitwy...

Pan Bóg zamykając drzwi otwiera okno... choć czasami, gdy okno wysoko trzeba skrzydeł poszukać lub nauczyć się latać bez nich; znaleźć odwagę, zrozumieć przymus wyjścia. Heh, wszystko jest możliwe? Nie znamy granic własnej wytrzymałości ani siły charakteru dopóki nie doświadczymy przeciwności, nie spróbujemy się z nimi zmierzyć. Nie zawsze najważniejszą i jedyną decyzją dnia jest... co na obiad.

Tak chciałam napisać kilka dni temu i podeprzeć się cytatem ewangelicznym - "Niech Ci się stanie według wiary Twojej" Mat. 8.13. Stało się inaczej. Katowicka tragedia uzmysłowiła mi, że trauma i PTSD nadal są wiernymi towarzyszami. Próbowałam tylko wydarzenia zepchnąć w niepamięć. Nie da się! Nigdy się nie pozbędę wspomnień, nie zresetuję pamięci. Próbuję z tym żyć, bo – psiakrew! ciągle żyję. I ciągle nie umiem żyć chwilą, codziennością...


Za kilka dni chrześcijańskie święta - Wszystkich Świętych i Zaduszki. Słowiańskie Dziady. Celtycki Samhain przemianowany na nowomodny Halloween. I nowa tradycja, zaledwie kilkuletnia - Bale Wszystkich Świętych organizowane przez Kk dla dzieci. Oczywiście, w szkole.

Gdyby ustawić powyższe święta czasowo, listę otwieraliby Celtowie, niezależnie od Celtów Słowianie i dopiero chrześcijaństwo. Nie da się ukryć, iż Zaduszki – dzień modłów za dusze zmarłych, zostały ustanowione pod koniec wieku X (dokładnie w 998 roku). W Polsce, kraju słowiańskim, tradycja kościelna Zaduszek zaczęła się tworzyć w XII wieku, w XV była już powszechna. Radosne świętowanie Słowian wierzących w pomoc przodków przebywających w Nawii i pozwalających nawiązać z sobą kontakt, zostało zastąpione modlitwą za zmarłych i żałobnymi procesjami. Tradycja zachowała stosy układane z kwiatów i ogień zniczy. Nie ma uczt na lub przy grobach przodków, nie ma tanecznej modlitwy. Uczta zachowała się w postaci wieczerzy wigilijnej, w czas Dziadów Zimowych.

Samhain, który świętowali Celtowie miał zupełnie inny charakter. Przed duchami należało się bronić, gdyż one przejawiały żywiołową chęć zamieszkania wśród żywych. W tym dniu domy i ich mieszkańcy powinni wyglądać na tyle nędznie, by żaden duch nie miał ochoty pozostać w nim i wśród nich. Samhain nie jest bóstwem (śmierci!) ani demonem, w wolnym tłumaczeniu znaczy 'koniec lata'. Koniec starego roku, początek nowego. A druidzi nie byli satanistycznymi kapłanami, jak przekonuje 'Fronda'; zresztą nie tylko ona, czasami też stronniczy dziennikarze a także duchowieństwo zbyt głośno o tym mówią.
Halloween jest najprawdopodobniej połączeniem święta Pomony, które było świętem radosnym, festynem wieńczącym zbiory i celtyckiego końca roku. Podczas obydwu świąt stosowane były przebieranki, zwłaszcza za kościotrupy, duchy, zjawy...

O powyższych świętach pisałam już w blogach i na forum. Nic nowego, nic odkrywczego nie ma w dzisiejszym szóstym lub siódmym wpisie. Magiczny czas, kiedy to mieszają się dwa światy, czas nienależący tak do końca ani do duchów, ani do żywych. Oswajanie śmierci. Wiara, że istnieje drugie życie, że dusze odeszłe do Nawii są tak samo realne jak żyjące obecnie w Jawii...
Pamięć przodków na pewno jest ważna. Człowiek bez korzeni usycha, wiatr nim miota, trudno jest mu znaleźć własne miejsce. Dziś posiłkujemy się fotografią, filmem, nagraniem, tysiącem pamiątek... i kto tego nie stracił, nie zna ich wartości. Pamięć jest ulotna, zaciera rysy kochanych twarzy, wspomnienia traktuje wybiórczo. Na cmentarzu... zimny kamień. Cisza i samotność. Piasek bez śladu drogich stóp. Nie ma nic...

Na koniec tradycja nowa, wyszczególniona w tytule. Bale Wszystkich Świętych. Nie wiem, czy mogłam napisać: tradycja. Od kilku lat, od kiedy Halloween staje się popularny w Polsce, Kościół próbował znaleźć alternatywę, zastąpić celtycko-rzymskie święto zabawą chrześcijańską. Może nie ma w tym nic dziwnego, tak się dzieje od tysiącleci. Już Konstantyn Wielki zamienił niedzielę poświęconą świętu Sol Invictus – dies Solis na święto chrześcijańskie. Podobnie stało się z dniem 25 grudnia, obecnym Bożym Narodzeniem.
Bal Wszystkich Świętych jednak mnie zadziwił. Może nie sam pomysł a wykonanie, sposób i miejsce świętowania.
"Bal rozpoczęła modlitwa o świętość. Dzieci wraz z wychowawcami i dyrekcją szkoły bawiły się przy dźwiękach muzyki chrześcijańskiej i nie tylko. Imprezę poprowadził wodzirej Norbert Śliwa. Był quiz z wiedzy o świętych, dzieci wybrały spośród siebie świętą i świętego balu. Każdy uczestnik balu otrzymał „SMS-a od Świętego” w postaci cukierków z sentencjami świętych i błogosławionych, które spadły jak deszcz z nieba. Nie zabrakło również pokazu „świętej mody”. "/.../
http://www.misje.szczecin.pl/index.p...syjni&Itemid=3
Hm... SMS od świętego... deszcz cukierków z nieba... chyba nie doceniamy najmłodszych. One się rodzą z komórką w rączce i opanowaniem nowości elektronicznych w główce, w św. Mikołaja nie wierzą w trzecim roku życia... oszustwa dorosłych wyłapują trzecim okiem i dziesiątym zmysłem (przy założeniu, że człowiek ma ich dziewięć). Kryteria wyboru 'świętych balu' są mi nieznane. Święta moda też. Po cichutku zwierzę się potencjalnym Czytelnikom... że wolę nie wiedzieć. Nie pytam także czy bal był tylko dla wybranych czy dla wszystkich dzieci. Czy dzieci innowierców i ateistów także dostały SMSa? a to się zdziwiły... choć zakładam, iż mottem tego dnia dla nich/innych był 'cukierek albo psikus' lub opowieści o dziadach/przodkach i Drodze Ptasiej...

Pozdrowienia zostawiam.

Jako pokolenie schyłkowe, odchodzące powoli za tęczę, do Nawii, pozostanę przy Budce Suflera... zabaluję! a co! w złotym kurzu, w iskrach gwiazd...
https://www.youtube.com/watch?v=kE87oI5rdew
Wszyscy święci balują w niebie zloty sypie się kurz......


18-09-2014 14:46

Jeszcze kilka zakrętów i wyjdę na prostą. Prawie finisz. Remontowy, oczywiście. Przeszło dziewięć miesięcy morderczego wysiłku fizycznego, przerastającego ludzkie możliwości i takiegoż stresu. Jedno i drugie zmienia człowieka. Uczy pokory, ale również wiary w własne siły, pokazuje wartość przyjaciół, cenę życia. Hartuje. To jest pewne. Czy pozbawia wrażliwości, nie wiem. Wrażliwość nigdy nie była moją mocną stroną. Teraz chyba jeszcze mniej niż wcześniej. Choć nie jestem pewna... częściej myślę o pobudkach ludzkich działań niż o efektach. Rozpływa się potrzeba oceniania, nawet dotąd mało silna. Nie chodzi o brak czasu... to 'trochę' udałoby się wygospodarować, tym więcej im częściej jestem wyganiana z placu remontu. Dziś szczególnie – szlifowanie ścian oznacza całkowity zakaz wstępu do chwili aż opadnie 'siwy dym'. Tracę oddech natychmiast...

Ciągle nie umiem się cieszyć. Nauczyłam się uśmiechu, który nie oddaje uczuć. Jest zewnętrznością. Uśmiecham się więc do odnalezionego okna w ścianie dzielącej pokoje. Zachowałam je, rezygnując przy okazji z drzwi, zostawiając pusty otwór - pamięć wypalonych... ciągle pamiętam tamten poranek, wejście na pogorzelisko, czarne ściany, wodę sięgającą kostek, fruwające kartki książek, czuję na plecach przemoczony sweter, bezradność, nawet nie bunt... zmieniony stan świadomości, zawieszenie pomiędzy światem realnym a wyobrażeniem, niewiara, że to co widzę jest prawdą. I myśl, może durna ale dotkliwie bolesna, że jestem jak beznogi tancerz, niczego nie mogę już stracić, niczego nie można mi zabrać... mam tylko życie. Zdumienie, dlaczego właśnie je mam? Co z nim zrobić? Jak zmienić na lepsze, pełniejsze?

Dużo, dużo później, raptem kilka dni temu, dzięki rozmowie na forum, wróciłam do Księgi Hioba.
7. 3. Zyskałem miesiące męczarni, przeznaczono mi noce udręki.

42.10. I Pan przywrócił Hioba do dawnego stanu, gdyż modlił się on za swych przyjaciół. Pan oddał mu całą majętność w dwójnasób.
12 A teraz Pan błogosławił Hiobowi, tak że miał czternaście tysięcy owiec, sześć tysięcy wielbłądów, tysiąc jarzm wołów i tysiąc oślic.
13 Miał jeszcze siedmiu synów i trzy córki.
Księga mądrościowa, która może przynosi pociechę i daje nadzieję... innym. Mnie niekoniecznie, bo nie szukam nadziei ani wskazówek na życie w świętych księgach. Zwyczajnie, po ludzku, zastanawiałam się i robię to nadal, czy można jedno zastąpić drugim? Szast prast, było, nie ma, jest inne, nowe, czy na pewno lepsze? Co ze starym? Odeszło i już? Logika podpowiada, że nie cofnę przeszłości, nie wrócę do stanu poprzedniego. Skrzypnięcie deski podłogowej, drewniana ościeżnica nagrzana słońcem i ciągle pachnąca żywicą, półki ciasno zapchane książkami, szuflady pełne pamiątek... są tylko wspomnieniem. Powracającym snem, w którym przeszłość jest realnością... i jak w kiepskim filmie sen stosuje 'przebitkę' – trzask ognia, dym, mgła, pękające szyby, łoskot blachy zrzucanej z dachu, wycie syren. Paradoksalna cisza w tle, która jest choć jej nie ma. Nie mam głosu, nie mogę krzyczeć.

Jeśli więc ktoś powie, iż dzięki nieszczęściu jakim był pożar, jest prawie nowy dom... zamilknę; nie znajdę odwagi, by życzyć podobnego 'szczęścia', czasami życzenia się spełniają... więc niech nikt nie doświadczy, nie przeżyje, nie dotknie.

I ciągle nie wiem, czy chcę tutaj być, żyć... kusi zamiana na inny dom, inne niebo i krajobraz, inny skrawek ziemi wolny od wspomnień, potu i łez. Nic i nikt mnie tutaj nie trzyma. Jestem wolna. Nie boję się nieznanego, i tak nadejdzie. Nie boję się rozczarowań, są wpisane w cenę poszukiwań. A że cel poszukiwań niejasny? góra za górą, dal za dalą... ważna jest droga. Stosunek do drogi i tego, co na niej spotykamy.


Wielkimi krokami nadchodzi jesień. Jeszcze dni słoneczne, temperatury letnie... ale już wyczuwa się zapach jesieni. Lato umiera, odchodzi, by wrócić w roku następnym. Kolejne pory roku tańczą w pamięci jak cienie na ścianie: odchodzenie, sen, odrodzenie, rozkwit. Lubię złotą jesień. Spadające jabłka, kasztany i orzechy. Zapach powideł. Babie lato. Pająki tkające swoje sieci. Poranną rosę na pajęczynach. Nawet myszy pakujące tłumoczki i szukające miejsca pod dachem. Jesienią bardziej rozumiem wartość życia, choć nie zawsze jest ono ważne dla innych, choć Wszechświat nie odczuje braku małej, nieważnej istotki. Pozdrawiam gwiazdy, kłaniam się księżycowi, puszczam oko do Losu. Jestem. Żyję!

Jesień. Jesień już. Nie rozbieli bardziej włosów, bo czuprynę mam srebrną; nie zepchnie w mrok niepamięci, i tak istnieję w przeszłości. Przyniosła też uśmiech, tym razem szczery... związany z wrześniem, spowodowany wydarzonkiem drobniutkim, o którym wie zaledwie kilka osób... aczkolwiek nie wyprę się faktu jeśli zostanie on wytropiony. Początek zmian, które we mnie zachodzą? Początek, środek, może koniec? Czy praca nad sobą, więc i zmiany, kiedyś się kończą? Nie wiem, jeszcze nie wiem. Może tylko świat zna swój jesienny sens?? Człowiekowi wystarczy być?

Wbrew pozorom w jesiennym wpisie jest dużo optymizmu, nie tylko w tytule wziętym z wiersza Waligórskiego. Przemijanie, niepamięć... jest także aktem miłosierdzia Czasu. Nie zawsze oznacza całkowitą klęskę. Jak powiedział Hemingway: "Człowiek nie jest stworzony do klęski. Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać". I tego się trzymajmy. Uwierzmy poetom, którzy jesień i przemijanie widzą inaczej. Trzecim okiem.

23-08-2014 18:11

Ciągle brakuje czasu. Zjawisko nie dziwi, jest normalne i adekwatne do sytuacji. Remont odtworzeniowy jest trudny i żmudny. Nastroje huśtawkowe... a że kobitka jestem wagi słusznej, częściej dołuję. Jęczę wtedy, że tempo ślimacze, jedno nie tak, drugie źle. I kiedy rzeczywistość uwiera ponad miarę, szukając różnic sięgam do zdjęć popożarowych, choć nie lubię budzić demonów, oj nie lubię. Wspomnienia są straszne. Wiem, że będą wlokły się za mną długo. Biorąc pod uwagę wiek – nie uda się zapomnieć; chyba, że dr Alzheimer pomoże lub zwykła skleroza. Na razie nie mam czasu myśleć o chorobach. Ciągle żyję w stresie i nieustającym zmęczeniu. Żadne, nawet najdrobniejsze, przedsięwzięcie nie ma wpisanej gwarancji sukcesu, a co dopiero prace, które dla młodych i silnych są trudne. Jednak... człowiek w sytuacji beznadziejnej, extra trudnej, może więcej. Mechanizm obronny to nie tylko ucieczka przed sykiem węża. Przekonuję się o tym codziennie, każdego ranka... kiedy myślę, że już nie mogę, że to już koniec... znajduję nowe siły. A może perspektywa zimy jest wężowym sykiem mobilizującym do dalszych wysiłków?

Brakuje czasu także na lektury choć książki walają się wszędzie. Trudniej jest żyć bez książek niż bez domu. Widzę zdziwienie w oczach zaglądających do 'kanciapy', miejsca czasowego przebywania. A mówiłaś, że książki się spaliły... no bo się spaliły... te, leżące tutaj są zaczątkiem nowego zbioru, który może się powiększy, może nie. Czytelnictwo i zbieractwo jest kosztownym i czasochłonnym hobby. Pomimo książkowego amoku muszę myśleć racjonalnie. Stół, szafa, krzesło, garnek... w ogólnym rozrachunku one będą pierwsze na liście zakupów, bo choć nie samym chlebem człowiek żyje, trudno jest żyć bez chleba. Po prostu się nie da.

Czytać jednak muszę. Osobisty imperatyw kategoryczny wyniesiony ze szczenięcych lat. Choć kilka zdań, choć króciutki artykulik, felietonik, wzmiankę... Tak dotarłam do 'Newsweek-Historia' i do polecanego artykułu: 'Masoni wokół Piłsudskiego'. Częsącymi się ręcyma przekładałam kartki. Krążyłam kiedyś wokół tematu i ze źródeł do których dotarłam wynikało niezbicie, że Wódz nie był wolnomularzem... ale któż wie lepiej od prof. T. Cegielskiego? Tytuł nie wskazywał przynależności Naczelnika do loży, ale i jednoznacznie nie wykluczał możliwości. Nie żeby cudza masońskość uwierała, chroń łapa... wręcz odwrotnie. Ale co będzie jeśli nałgałam? O matko, myślałam jednocześnie mózgiem i rękami, a jak odszczekiwać przyjdzie? Wpis mchem zarósł, nawet ja nie pamiętam gdzie go szukać... słowo wyleciało ptakiem, a może wrócić wilkiem lub bykiem. Porażka, no kompletna porażka! Nic tylko klawiaturę sprzedać lub oddać Czy-psiom do zabawy. Ale jak, kiedy ona z resztą urządzenia połączona? Kłódką też zamknąć się nie da.

Kilkustronicowy tekst, piękny w czytaniu i łatwy w odbiorze, okraszony ilustracjami. Archiwalne zdjęcie i opowieść o konspiracyjnej loży w czasach czarnej komuny, powiązanej z KOR-em poprzez ludzi i idee, a jednak organizacje istniejące oddzielnie, obydwie jednako nielegalne i zakazane. Historia polskich lóż sięgająca końca XVIII wieku, dokładnie 1781 roku i wcześniej – tzw. loża jakobicka. Stosunek Kk do masonów. Przez chwilę myślę, że nic lub niewiele zmieniło się spojrzenie ukierunkowane przez Leona XIII i antymasoński kongres z 1896 roku http://prawda-o-masonerii.blogspot.c...oskiego-w.html Nadal część społeczeństwa uważa, że mason zjada na kolację niewinne dzieci, bez musztardy i chrzanu. A przed kolacją i w wolnych od spiskowania chwilach, czci Lucyfera, uczestniczy w czarnych mszach, walczy z chrześcijaństwem, sieje rewolucje i socjalizm a na koniec sprawdza czy już rosną mu kopytka i rogi... świadczące o głębokim wtajemniczeniu i wysokiej pozycji (to dr St. Krajski).

Uspokojona skończyłam czytanie. Naczelnik Piłsudski nie był masonem, aczkolwiek nimi się otaczał. Po zamachu majowym wolnomularzem był premier i dwie trzecie ministrów. I co? Ano nic się nie stało. Masoni pozostali wierni demokratycznym i wolnościowym zasadom. Do czasów delegalizacji w 1938 roku. Dlaczego? Odpowiedź jest w artykule. Naprawdę warto przeczytać niezależnie od osobistego stosunku do wolnomularstwa.

Oddając szacunek prof. Cegielskiemu, zachwycona lekkością wypowiedzi i umiejętnością przekazywania spraw złożonych w sposób prosty... zatrzymałam się przy artykule o relikwiach. I znów, wstyd przyznać, popełniłam ongiś wpis na temat. Problem wraca nie tylko za sprawą czytanego artykułu ale również ręki Marii Magdaleny wędrującej po polskich cerkwiach. Wczoraj i dziś w Łodzi. http://lodz.gazeta.pl/lodz/1,35153,1..._do_Lodzi.html

Maria Magdalena... jedna z najbardziej tajemniczych kobiet świata. Mity i legendy ścigają się z sobą. Pismo Święte nie mówi o Jej dalszych losach. Wieść gminna głosi, że podróżowała pomiędzy Italią i Azją głosząc Dobra Nowinę, była wszak Apostołką Apostołów, żarliwszą od Piotra i (odpuść Panie!) mądrzejszą. Inne wieści i famy mówią o 3/4 świata albo i więcej. Z legendami tak już jest, trwają dłużej i są bardziej przekonujące niż fakty. Tych nie ma. Zero czyli null.
Kościół Wschodni (grecki i prawosławny) nie miał problemów z rozdziałem: święta czy grzesznica. Czcił Ją od dawna. Wg tej wykładni do końca życia nauczała w Efezie i tam też zmarła.
Kościół katolicki połączył natomiast trzy Marie w jedną, dołożył jawnogrzesznicę, której notabene imię nie jest wymienione w Piśmie. Dla ścisłości Kk w osobie papieża Grzegorza Wielkiego miłościwie panującego w latach: 590-604. Pokutująca grzesznica pięknie wpisała się w aktualne potrzeby. I co najważniejsze, usprawiedliwiła mężczyznę – Piotra, który jak wiemy trzykrotnie zaparł się Chrystusa. Opłakująca swoje grzechy Maria Magdalena równoważyła rozpamiętującego swoją niewierność apostoła. Kk oczyścił Ją z podejrzeń o rozpustę dopiero w drugiej połowie XX wieku, myślę, że poniekąd pod wpływem biblistów świeckich. Kalendarz liturgiczny z 1969 roku przydzielił jej dzień wspomnienia 22 lipca.

Jaka jest Maria Magdalena w odbiorze i widzeniu katolików? Nie wiem. Trudno jest przełamać stereotypy, uprzedzenia i przyzwyczajenia. Więc jak jest widziana? Piękna kobieta z burzą kruczych lub rudych włosów, w grocie lub pustelni, z książką, koniecznie z krzyżem i dłonią opartą na czaszce, rzadziej z alabastrowym flakonem, zawsze smutna, pokorna, pokutująca... za grzech bycia kobietą... hm, ciągle Ją widzę w ogrodzie, obok grobu, zapatrzoną w Pana znów żywego, mówiącego: "Noli me tangere - nie dotykaj mnie, nie zatrzymuj"... lękającą się miłości, która w jednej chwili stała się inna, trudnej duchowości, odpowiedzialności jaką Pan składa na kobiece barki... a jednocześnie silną, pewną siebie, odpowiedzialną za misję jaką ma do spełnienia...

W artykule nie ma o tym ani słowa, choć prof. Maria Starnawska dzieli się z czytelnikami rozmaitymi ciekawostkami. Jedną z nich jest przypomnienie, iż Kk od 1170 roku, a więc od wprowadzenia procesu kanonizacji, był przeciwny handlowaniu relikwiami, mówiąc, że nie można ustalić ich ceny. Można je było ofiarować jako dar szczególnie cenny, wymienić, wyprosić wyrzeczeniem, ostatecznie... ukraść. I w tym przypadku kradzież, tzw. 'furtum sacrum' nie jest grzechem, gdyż wynika z pobożności. No i święty mógł sam chcieć zmienić miejsce pobytu. W przeciwnym razie wystarczyłoby mu mocy, by kradzież udaremnić. Żeby jednak kradzione relikwie zachowały moc i skuteczność należało przejść z nimi przez wodę, co oznaczało zerwanie więzi z poprzednią wspólnotą, oczyszczenie i zapomnienie. Analogia do przejścia Mojżesza przez Morze Czerwone rzuca się 'na oczy'. Przy okazji warto wspomnieć o Wł. Opolczyku. Znalazł, zdobył, zabrał, ukradł... cudowną ikonę namalowaną ponoć przez Łukasza Ewangelistę na blacie stołu z Nazaretu. Hodegetria - Przewodniczka, wskazująca na Chrystusa, znana jako Matka Boska Częstochowska. Książę zgrzeszył? ależ nie, skądże!
Jak się ma do powyższego Sienkiewiczowy fragment "Krzyżaków" o Sanderusie, handlarzu relikwiami? Hm... fragment był świetny, nieważne na ile prawdziwy i oddający ducha epoki. Szczebel z drabiny, która się śniła Jakubowi, bezcenny.

Nie wiem czy w czasach nam współczesnych kradzież relikwii można usprawiedliwić pobożnością. Chyba już nie... nie da się wytłumaczyć, że strach przy dokonywaniu czynu niecnego i przed karą też, jest umartwieniem a więc wartością duchową. Nie stosuje się także praktyki karania świętego (np. wrzuceniem cierni do grobu) za brak opieki lub jej niedostateczność. Ciekawe czy nieobowiązkowy święty czuł się należycie ukarany? W pierwszych wiekach chrześcijaństwa wierzono, że mieszkaniec Nieba – męczennik, asceta, święty, zachowywał więź ze swoim grobem.
Jak wygląda to dziś? Powinnam do Rzymu jechać, prosić o wstawiennictwo Tadeusza Judę, patrona spraw beznadziejnych? A może z gruntu pogrozić paluszkiem? Ech, póki co spróbuję poradzić sobie sama. Czasu i tak nie rozciągnę. Ścigam się z nim i ścigam... i ciągle przegrywam... o koci łeb.
Będzie dobrze? Będzie! Jeśli nie – głowy Wykonawcy zażądam, na tacy... niczym biblijna Salome, choć wiek taneczny przekroczyłam, uroda nie ta, mało krwiożercza jestem a i właściciel firmy solennie obiecowywuje terminu dotrzymać.
Zdjęcie z internetu: http://wyborcza.pl/10,82983,15824230...okutujaca.html

21-07-2014 16:40

Remont wszedł w fazę szaleństwa, którego nie ogarniam. Nie chcę o nim pisać, nie pokazuję zdjęć, mam nadzieję zaskoczyć efektem końcowym. Po załamce psychicznej i fizycznej, częściowo skutecznej próbie posklejania życia nadszedł etap trzeci, na który wpływ mam trochę ograniczony. Kolejność prac przemawia i decyduje.

Wiedziałam, że nie będzie łatwo... jakąkolwiek decyzję bym nie podjęła. Odbudowa nie jest czymś bardziej heroicznym czy szalonym niż 'pójście stąd precz'. Gdziekolwiek bym nie poszła, pamięć wydarzeń i niewykrzyczane emocje poniosę z sobą. Zostałam. Przetrwam. Zacznę następne życie.

Opanowanie lęku... jest problemem złożonym. Boimy się wyimaginowanych wydarzeń, a spotykają nas zupełnie inne, nieprzewidziane, czasami gorsze od najkoszmarniejszych snów. I albo nas hartują, albo zamieniają w tchórza. Od kilku miesięcy, po doświadczeniu ekstremalnym, wiem, że nie boję się niczego. Już nie! Dzień zaczynam hasłem Legii Cudzoziemskiej: maszeruj albo giń! A wieczorem powtarzam za Epikurem: przynieś mi szklankę mleka – będę ucztował. Życie to także małe zwycięstwa. Kolejna cegła, rynna, obróbka... cieszy. Daje wiarę i nadzieję, że się uda.

Pisanie o lękach i samotności (w nieszczęściu każdy jest sam) może zabrzmieć fałszywie. Niestety, trzeba zmierzyć się z sobą, wydrzeć z siebie doświadczenia, lęki i obawy, obnażyć się, co nie zawsze jest łatwe nawet przy rozliczeniach wyłącznie własnych. Nie zawsze mam ochotę o tym mówić, nawet szeptem. Częściej wybieram bezpieczne milczenie.

Poznaj samego siebie... różne oblicza samotności, strachu ściskającego gardło, koszmarnych snów, rozpaczy... sama muszę się z tym zmierzyć, znienawidzić, zaakceptować a może polubić, choć to ostatnie graniczy z cudem. Ale ze wszystkich stworzeń świata najmniej znamy siebie... Nie boję się już kąśliwych uwag, ocen, obarczania winą a nawet obrzydliwych komentarzy. Kolokwialnie i niegrzecznie mówiąc zwisają mi. Nie potraktowałam spychem chałupki na uboczu. Ten dom będzie żył. A ja mam zamiar być w nim cholernie szczęśliwa. Na przekór złośliwcom i podgryzaczom. Ale także dla siebie, dla innych, dla świata i Wszechświata, bo ten ostatni lubi szczęśliwych ludzi i dobrą energię.

Sprawy pozostawione samym sobie rzadko idą w pożądanym kierunku. Najgorsza jest bezradność. Poddawanie się bez walki. Rezygnacja z marzeń. Decyzja, dobra czy zła, wymusza działanie. Sprawdza człowieka a jednocześnie mobilizuje siły w nim tkwiące. Tych jest zawsze więcej niż sądzimy. Nie mogę zmienić tego, co już się wydarzyło.... więc wybieram przyszłość. Lepszą, gorszą? Nie wiem. Być może daleką od wyobrażeń. Być może inną. Ale pójdę za marzeniem. Za wizją ciepłego domu, półkami znów pełnymi książek, uśmiechem psa, kroplami deszczu na parapecie, księżycem zaglądającym w okno, śladem kociej łapy na szybie...

Poznaj samego siebie... hasło, z innej półki, znane mi od wielu lat. I przerabiane w sposób różny. Do końca nie wiem na co mnie stać. Załamię się czy spionuję. Zdobywam góry i potykam się o kretowiska? Wszechświat odpowiada na nasze myśli, chęci, marzenia. Daje nam to, czego pożądamy, nie odróżniając życzeń dla nas i sąsiadów. Chcesz – masz. Tak mówią ludzie dla których duchowość nie jest czczym wymysłem a codzienną drogą. Ta prawdziwa, normalna jak oddychanie a nie duchowość w wersji pop, wzorowana na kolorowych pisemkach, uwielbiana lub pogardzana, przeważnie traktowana jak narzędzie proste i łatwe w użyciu... dwa zaklęcia, siedem magicznych słów... dla niektórych śmieszna, niegodna uwagi, bo powinna być związana z religią a jeszcze lepiej z sektą... Innej nie ma. Jest realizm, materia, technika, media, wszechobecne, narzucające sposób myślenia, zastępujące religię, etykę, filozofię codzienną, wskazujące drogę, narzucające sposób życia. Zważone, zmierzone, zapisane, współczesna interpretacja mane, tekel, fares. Ale dla mnie te trzy słowa (a może cztery, bo różne są interpretacje biblijne) oznaczają przymus zmierzenia się z nową sytuacją, nowym światem... w którym nic nie jest przesądzone. Zamiast zapowiedzi klęski - nadzieja! Człowiek potrzebuje nadziei, jej cienia lub choćby cienia cienia. Bez niej nie da się żyć.

Poznaj samego siebie... pozwól dojść do głosu odrobinie szaleństwa. W każdym tkwi ta odrobina większa lub mniejsza. Matka często powtarzała: to jest tak szalone, że może się udać. Dziadek, kręcąc na palcu mój dziewczyński warkoczyk, uczył: najważniejszym jest zaskoczyć los, zdumiony szaleństwem człowieczym będzie się gapił, zamiast przeszkadzać. Wtedy jest szansa na realizację marzenia, pod warunkiem, że nie krzywdzi ono innych.
Szaleństwo oswojone staje się normalnością. Po pierwszym etapie zdumienia własną odwagą odkrywam, że nie robię niczego nadzwyczajnego. Po prostu, chcę mieć dom. Zwyczajny. Bez pamiątkowych albumów, serwetek po babci, ale z oknem otwierającym się na daglezje. Czy to znaczy, że przewróciło mi się we łbie? A jakie mam inne wyjście?? Żadne, no żadne. Losem bezdomnych państwo ani samorządy się nie przejmują. Wzięłam więc sprawy w swoje ręce i doprowadzę je do końca, do ostatniej cegiełki i muśnięcia pędzlem. A czy później udam się na emigrację wewnętrzną... nie wiem. Chyba nie... Tak wiele dobra mnie spotkało. Muszę, chcę się nim dzielić, żeby rosło, potężniało, a egoizm go nie udusił.

Maszeruję, idę, czołgam się... za marzeniem... nie chcę ginąć! Jeszcze nie! Chcę poznać siebie, swoją siłę. Chcę za dużo? Jeśli zginę, to nie bez walki. Może nie do końca, nie całkowicie... ale trochę poznałam siebie. Już wiem, że potrafię być twarda i odważna. Umiem spojrzeć życiu i śmierci w oczy. Umiem zaczynać od nowa, od dymu z komina...

Dziś znalazłam na fejsie. Autorce gorąco dziękuję. Takich i podobnych słów potrzebuję. Wspierających, ciepłych, optymistycznych. Bez Compensy nie byłoby nic; bez Was nie byłoby decyzji odbudowy.
Cytat:
Odczytuję maila od Tosi, której dom spalił się w grudniu ub.r., o czym pisałam na łamach „Gazety Ubezpieczeniowej” dwukrotnie, apelując o książki, bowiem Tosia jest zapamiętałą czytelniczką, a jej spalony księgozbiór liczył ponad 6 tysięcy woluminów. Na apel odpowiedziało mnóstwo osób z naszej ubezpieczeniowej (choć nie tylko, bo byli i masoni) branży, ale układać ich jeszcze na półkach Tosia nie może – trwa odbudowa domu. Jest już bardzo zaawansowana, co widać na zdjęciu. Wszystkiego pilnuje pies o wdzięcznym imieniu Cudzes. Ubezpieczyciel, którym była Compensa, wywiązał się ze zobowiązań szybko. To za te pieniądze Tosine „mury pną się do góry”.

Utopiła męża w wannie, na rozkaz garbatego kochanka
poniedziałek, 21 lipca 2014 07:32
Cudzes, piękny całą urodą płaskowyżu poddębickiego, ciągle wraca jak bumerang, sukcesywnie skracając czas nieobecności obok swej wybranki. Jednak nadal jest psem wędrownym. Powinien zmienić imię? Nasz? Mójon?? Któregoś dnia zostanie na zawsze, nie przeciśnie się pomiędzy prętami w płocie. Więzień własnego łakomstwa.
Powyżej Cudzes w całej krasie, bez upiększeń, pilnuje bałaganu. Zdjęcie zrobiłam w początku lipca. Dziś wszystko jest inne. I 'krajobraz' i pies. Niezmieniona została tylko miłość Cudzesa do Kruszynki. Księżniczka i jej paź.

11-07-2014 21:21

Kilkudniowe upały skończyły się gwałtowną burzą. Dziś niebo szare a deszcz nie odpuszcza. Chciałoby się rzucić słowem ciężkim, nie powiem – nieparlamentarnym, bo to ostatnie nie jest już określeniem adekwatnym. Język parlamentu dawno zszedł na psy... przepraszam moje Czypsie, dziewczynki nie używają słów, ups – szczeków, uważanych za grubiańskie. Może nie są zbyt grzeczne, taki ich pieski charakter i 'dobra' szkoła panci. Prę uprzejmie, mam dowody. Brygada remontowa zmęczona upałem postanowiła rozpocząć pracę wcześniej, o świcie. Niestety, zapomniała powiedzieć o tym Czypsom. No i skończyło się awanturą. Stado nie wpuściło brygady na budowę. Nawet z nami kłóciły się zawzięcie, wyszczekując, że o świcie normalni ludzie i ich psy śpią i nie należy nikogo budzić. Do chóru niezadowolonych dołączył się Cudzes, wierny paź i obrońca Kruszynki przerastającej go wagą, siłą i wielkością kilkukrotnie. Ot, epuzer zawzięty...

W poprzednim życiu lubiłam letnie deszcze. Zwalniały mnie z obowiązków działkowych, podlewania grządek, wabiły zapachem iglaków, kroplami wody na płatkach róż, ropuchami kicającymi po działce, szydełko samo znajdowało drogę do nitki i ręki... obecnie deszcz krzyżuje plany, spowalnia prace. Jestem zła. Żeby zdołować się do końca... sięgnęłam po (arcy!)dzieło Krajskiego. Jak już, to już! Przetrwam i to. Przez litość dla siebie wyciągnęłam z zakurzonego kąta dysku "Szkice o masonerii i pogaństwie", zakładając, że wiekopomne dzieło jest krótkie i da się czytać w odcinkach. Kolejne lektury (q-rcze nie mam gwarancji, że przez tę przebrnę) zostawię na inne, dołujące dni. Już pierwsze zdania mnie nie rozczarowały. Nie mogło być inaczej.
"W początkach naszej ery, czasach cesarstwa rzymskiego świat był pogański. Chrześcijaństwo dopiero gdzieś się rodziło na jego marginesie. Pogaństwo, które wyznaczało i przenikało ten świat nie było prymitywne. Miało już za sobą wielowiekową tradycję. Było więc dojrzałe intelektualnie i kulturowo i zarazem, jak to z pogaństwem, przegniłe moralnie, dotknięte wieloma chorobami duchowymi, skazane, z tego powodu, na zagładę. Królował w nim relatywizm poznawczy (nie ma prawdy), relatywizm moralny (nie ma dobra), pycha, kult anarchii (róbta co chceta), obojętność i bierność (tzw. tolerancja), konsumpcjonizm, kult użycia, przeświadczenie o tym, że człowiek jest najwyższa istotą, Panem Świata i Prawodawcą (to, co ustalimy jest prawda i dobrem) itp., itd."
dr Stanisław Krajski
Dalej jest o niszczeniu wartości, degeneracji i karłowaceniu ludzi, ups – pogan. Tak na dobrą sprawę należałoby się zastanowić, kto to jest ów poganin i dlaczego on jest tak strasznie zły, zgniły, skazany na zagładę a przy okazji groźny. Encyklopedia i SJP mówią wyraźnie, iż określenie oznacza człowieka uznającego wielobóstwo, więc poganinem nie może być ateista, ani wyznawca jedynego Boga (judaizm, chrześcijaństwo, islam). Problem żydowski odkładam na bok... wzajemna niechęć zaistniała w pierwszych wiekach, a po uzyskaniu przez chrześcijaństwo statusu religii państwowej sukcesywnie się pogłębiała, choć od judaizmu trudno się odciąć, gdyż wspólne korzenie trzech religii są doskonale widoczne. 'Pagani' przed panowaniem Konstantyna Wielkiego oznaczał jedynie 'wieśniaka'. Później nabrał pejoratywnego znaczenia. W czasach Walentyniana I (cesarz rzymski IV w.) i św. Augustyna (przełom IV i V w.) islam jeszcze nie istniał, więc określenie paganus (niechrześcijanin), nie dotyczyło jedynie 'właściwie wierzących'.
Co ciekawe, istnieje nadal stereotyp poganina większego lub mniejszego. Najbliższym prawdy (i zbawienia) jest katolik. Inne odłamy chrześcijaństwa są jakby gorsze (proces ekumenizacji nie posunął się nawet o krok), o Żydach-Bogobójcach nie ma co mówić, a muzułmanie... no nie, porażka. Reszta religii się nie liczy. Co najwyżej można się pozastanawiać czy taki np. buddyzm w ogóle religią jest!

Wracam do pogaństwa. Religia słowiańska, z mnogością bogów i bogiń, jak najbardziej zasłużyła na miano pogańskiej. Była silniejsza i trwalsza niż chcieliby misjonarze nawracający Słowian. Przetrwała. Znalazła miejsce w chrześcijaństwie, w wierzeniach, mitach, obyczajach. Dziś trudno jest przeciętnemu wierzącemu odróżnić pozostałości pogańskie od przekazów chrześcijańskich. Prof. Mikołejko przekonuje, iż z problemem poradziły sobie np. kultury celtyckie, germańskie, skandynawskie. Doskonale wiadomo, które motywy są chrześcijańskie, które odziedziczone po przodkach. Stało się tak dlatego, iż tamte kultury przyjmowały nową wiarę powoli, Słowianom nowa religia została narzucona nagle, zbyt szybko. Stare walczyło z nowym i jak często bywa, nawyki i przyzwyczajenia wygrywały; w nowych świątyniach pod nową nazwą byli czczeni starzy bogowie. Znane są wszystkim walki z nową religią. Cyrylometodianizm, który był swoistą, słowiańską odmianą chrześcijaństwa, kult Bogini-Ziemi-Matki przeniesiony na Matkę Boską... ech, blog pęka w szwach od podobnych zapisków. Bo też pogaństwo wyłazi z każdego kątka, z prawie każdego święta, gołym okiem je widać. Chrześcijaństwo jest pozłotką, przykrywką. Oczekując narodzenia Chrystusa świętujemy słowiańskie Dziady (wigilia); Święto Zmartwychwstania czcimy kraszankami i pisankami, kończymy pogańskim dyngusem; wspominając świętych i zmarłych palimy ognie na cmentarzach tak jak robili to nasi praprzodkowie; Kupała ukryła się za nocą świętojańską; rozstajów dróg i krańców wiosek pilnuje świątek frasobliwy siedzący w kapliczce... a przecież kapliczki są obyczajem tak starym, że najstarsi ludzie nie pamiętają ich prasłowiańskiej genezy. Pomijam opłatek, siano pod obrusem (zaklinanie dobrych plonów), kolędników, wianki, palenie ziół, Zielone Świątki,wielkosobotni ogień przed kościołem, wieńce dożynkowe składane Maryi, mnóstwo innych obyczajów i rytuałów. Przetrwały ponad tysiąc lat i nadal mają się dobrze. I większość z nas gubi się już w odróżnianiu co chrześcijańskie a co słowiańskie.

Zgnilizna moralna... kaznodzieje wszystkich pokoleń wspominają 'stare czasy' jako lepsze, doskonalsze. Czyżby człowiek aż tak bardzo się zmienił? Nieśmiało myślę, że pozostał taki sam jak przed wiekami... samotny na swojej ścieżce, bojaźliwy, ciągle poszukujący... nie tylko wiedzy empirycznej ale i tej duchowej, żądający wolności i nieumiejący z nią żyć, jednak ciągle bardziej dobry niż zły. Hasło św. Augustyna: "kochaj i rób co chcesz" nadal jest aktualne, w sensie pierwotnym. Kocha, więc nie wyrządza krzywdy. Robi co dyktuje serce, ono jest dobre, wybiera właściwie, unika zła. Przywilej człowieczeństwa, niezależny od religii czy jej braku.

Tak, dr Krajski ma rację pisząc, iż pogaństwo (czyt. religia słowiańska) nie było prymitywne. Czy skazane na zagładę? nie wiem... kto wie jak potoczyłyby się jego losy, gdyby nie nowa religia, Konstantyn Wielki, jednoczenie się ówczesnej i nieco późniejszej Europy pod religijnym sztandarem.
"Tak. Pogaństwo ma wiele twarzy. Masoneria to pogaństwo. “Społeczeństwo otwarte” to pogaństwo. Teozofia i antropozofia, jak również każde odwoływanie się do tych “nauk” czy poważne ich traktowanie to pogaństwo. Globalizm to pogaństwo. Feminizm to pogaństwo. “Niech Moc będzie z tobą” – to pogaństwo."
dr Stanisław Krajski
W tym momencie dr Krajski rozwiał resztkę moich złudzeń. W następnych rozdziałach książki wyczytałam, iż to nie masoni są winni 'wszystkiemu' a różokrzyżowcy, gdyż oni byli pierwsi, od nich zaczęło się zło i spiski. I tak to masoni zostali zdetronizowani przez braci niefartuszkowych i siostry też... a w końcu przez dr Krajskiego. Zmiana hasła? Nie bójcie się masonów? Bójcie się różokrzyżowców!? bardziej skrytych i ukrytych niż masoni i realnie istniejących!!
Sorry bardzo, osobiście nie mam czasu (ani ochoty) się bać. Proszę Moc, by mnie nie opuściła, niech będzie ze mną! - "Nowa Nadzieja".
Link do wywiadu z prof. Mikołejką: http://wiadomosci.onet.pl/religia/ka...o-tezeje/0h4r8
Myślę, że warto zajrzeć. Przeczytać wywiad bez uprzedzeń.

Na zakończenie wpisu informacja: Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego opublikował doroczne (za 2013 rok) wyniki liczenia wiernych. Ups, poprawiam się, bo zdanie nie zabrzmiało zbyt ładnie – statystyka wiernych uczestniczących w mszach świętych. Nie wygląda to imponująco. Dlaczego?
"Wyniki nie są zbyt optymistyczne dla Kościoła. Liczba uczęszczają na niedzielną mszę spadła w 2013 roku do 39,1 proc. to o prawie punkt procentowy mniej niż w 2012 r. i aż siedem punktów procentowych mniej niż 10 lat temu, kiedy w dniu badania w Kościele pojawiło się 46 proc. wiernych. W komentarzu do wyników ISKK zauważa, że to najniższy odsetek od 1980 r."
http://polska.newsweek.pl/uczestnict...,343384,1.html
PS - od miesiąca wpisy blogowe dostępne są wyłącznie userom zalogowanym w KSC; dlatego też wpisów jest więcej, dla równowagi na forum jest mnie mniej. Nie jest to zasługą trolli czy hejterów a pewnego portalu, z którym od przeszło roku mam na pieńku. Nie wątpię w to, że Plikostrada/Oszustostrada podzieli los Pobieraczka. Na razie... wara od moich wpisów, nie nadają się do sprzedaży. Piszcie sami, sprzedawajcie swoje, wstydźcie się własnej twórczości lub bądźcie z niej dumni czy co tam jeszcze chcecie.
Nie ma w sieci nowych zapisków na skrawku dysku. Pozamiatane.

Strona 5 z 36:
 < 
 5 
 > 
Archiwum
2007
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2008
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2009
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2010
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2011
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2012
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2013
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2014
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2015
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2016
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2017
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2018
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2019
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2020
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2021
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2022
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2023
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2024
Luty
Marzec
Kwiecień


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:48.

 
Powered by: vBulletin Version 3.5.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.