menu

senior.pl - aktywni w każdym wieku

Wróć   Klub Senior Cafe
Zarejestruj się FAQ / Pomoc Szukaj Dzisiejsze Posty Oznacz Fora Jako Przeczytane

07-07-2014 16:53

"In omnibus requiem quaesivi, et nusquam inveni nisi in angulo cum libro..."
Wszędzie spokoju szukałem i nie znalazłem nigdzie, jak tylko w kątku z książką - Tomasz z Kempis

Coraz trudniej o spokojny kącik. Nie mam możliwości ukrycia się. Wszędzie słyszę stukot młotków, dławią mnie chmury pyłu, potykam się o materiały budowlane, a kiedy je ominę wpadam na rozbiórkowe. Do tego upał, właściwie nadupał. Calineczka zapadła w 'malinowym chruśniaku' bystro wypatrując czerwonego w zielonym. Przez chwilę wlepia ślepia w owoc. Nie opłaca się podnosić cielska dla jednej malinki. Wypatruje więc dalej, z bernardzią cierpliwością i uporem. Wreszcie podnosi się i rusza na obchód chruśniaka. Owocki kolejno znikają w wielkiej paszczy. Zaplątany niedojrzały zostaje ze wstrętem wypluty. Niech dojrzewa! Jak każdego roku zostałam całkiem wyżarta... malinowo.

Rozpaczliwie szukam schronienia i ciszy. Szukam lektury łatwej i przyjemnej, by po chwili stwierdzić, że ta nudzi mnie niepomiernie. Jestem właścicielką wrednego charakteru. Planowane zmiany przypominają postanowienia noworoczne, o których zapomina się najpóźniej w święto Trzech Króli. Podobno wystarczy miesiąc na przećwiczenie nowych zachowań i utrwalenie zmian. Podobno. Najpierw trzeba trzasnąć drzwiami i odciąć się od 'starego'. Heh! Nie jestem susłem, któremu sen zimowy resetuje mózg. A i drzwi do trzaskania jeszcze nie mam. Próbuję włączyć wentyl bezpieczeństwa – czarny humor. I co? Ano psinco!! Freud nie sprawdza się w upalne lato 2014.

Szukając krótkich wakacyjnych lektur trafiłam na Marię Rojek, Irenę Borecką, Jerzego Cieślikowskiego, Rudolfa Steinera i innych. Czytam z zainteresowaniem, gdyż motyw krasnoludków często jest przywlekany na forum jako argument ostateczny zwycięstwa logiki i rozumu nad wiarą. Tia, widział ktoś krasnoludka? Zważył, zmierzył, wymienił poglądy? Jeśli coś podobnego się zdarzyło... uczestnik wydarzenia ma zapewniony wikt i opierunek w szpitalu bez klamek. I leki redukujące zwidy.

Żeby gołosłowia nie uprawiać wróciłam do bajki. Katowana w szkole Konopnicką serdecznie znielubiłam poetkę... wstyd powiedzieć – obdarzyłam Ją przydomkiem 'płaczka mazowiecka', obiecując sobie, że już nigdy... Nie ma czegoś bardziej mylnego niż 'nigdy'. Los zanosi się śmiechem słysząc podobne, a na koniec mówi: oj, ja ci pokażę. No i pokazał.
Wstęp do bajki napisany przez Janinę Porazińską. I właściwie tenże wstęp wystarczyłby jako zachęta na ezoteryczny rzut trzeciego oka, wyszukania podtekstu w baśni.
"W opowiadaniu tym, jak słońce w kropelce rosy, odbija się cały olśniewający talent poetycki Konopnickiej i odbija się jej wielkie serce. Nie ma tu ludzi bogatych, wiodących beztroskie życie. Główną postacią opowieści jest ubożuchna sierotka Marysia zatroskana o swe siedem gąsek. I gromada krasnali–ubożąt. Maleńkie ubożęta, które wedle legendy żyją w wieśniaczych chatach, po zapieckach, po mysich norkach, po szparkach pod popielnikiem, mogą stać się olbrzymami. Wtedy gdy usłyszą nazwę rzeczy największej.
I oto w tym opowiadaniu biedne maleństwa, chcąc zyskać siłę w chwili niebezpieczeństwa, wymawiają słowa oznaczające rzecz największą.
– Góra! – woła jeden z nich.
– Mądrość! Siła! – wykrzykuje drugi.
Ale ich usiłowania są nadaremne. A wtem lasem poniósł się szept cichy: „Miłosierdzie”...
I na dźwięk tego słowa z maleńkich skrzatów robią się nagle olbrzymy równe sosnom borowym. Bo w dobroci, w miłosierdziu największa moc się kryje.
I jeszcze jedno uczucie działa rzeczy wielkie – to ukochanie swej ziemi.
– Gdy w sercu ubogiego Skrobka ocknęła się miłość do zaniedbanego zagonu, to ten słaby, zagłodzony biedak poczuł z nagła w sobie taką siłę, że raz-dwa kawał zachwaszczonego, porosłego dzikimi krzakami pola oczyścił, zaorał i obsiał ziarnem na chleb, na odpędzenie głodu od chaty."
Janina Porazińska
Krasnoludki, słowiańskie bożęta-ubożęta, istoty elementarne, stworzenia spoza naszego wymiaru, innej rzeczywistości... znane z mitów i legend świata. Zanim krzykniemy: niemożliwe! pomyślmy chwilę o czasie. Nie jest tak prosty jak się wydaje. Nie jest księgą, której kartki przekładamy tylko do przodu. Linearność czasu od dawna nie obowiązuje. A może istnieją światy równoległe? Teoria strun??
Widzimy fragment rzeczywistości? Czy Steiner bajał mówiąc o czterech grupach istot elementarnych, czy tylko my ich nie widzimy okiem niedoskonałym przyćmionym naukową dumą?
✔ gnomy (koboldy, skrzaty, bożęta, krasnoludki). Żywioł Ziemi.
✔ undyny (nimfy wodne, utopce, rusałki, bagienniki). Żywioł Wody.
✔ sylfy (duchy powietrza, żywiołaki, elfy, błędne ogniki). Żywioł Powietrza.
✔ salamandry (duchy ognia ale także posłańcy Słońca, które mają możliwość spełniania życzeń). Żywioł Ognia.

Krasnoludki, słowiańskie bożęta, znajdują się w grupie pierwszej. Za ofiarowane im okruchy chleba i sera z odrobiną miodu lub mleka, opiekują się chatą gospodarzy, dziećmi, pomagają w ciężkich pracach, podsuwają rozwiązania i nadzieję (Skrobek we śnie widzi własne pole obsiane pszenicą), czasami trochę psocą, ale ich psoty są życzliwe ludziom dopóki człowiek ich potrzebuje i o nich pamięta.

Mówiąc o krasnoludkach Konopnickiej nie sposób pominąć Koszałka Opałka. Jak widzi go bajarka? Zarozumiałego naukowca, mierzącego rzeczy własną miarą, opisującego świat wg własnych wizji (motyw Tatarów, pieczenia kartofli), zawierającego niechlubny kontakt z lisem Sadełko, niewidzącego otoczenia (szukanie Wiosny). A przecież i on się zmienia. W końcówce baśni rozumie popełnione błędy, staje się inny. Porzuca martwe prawdy, już wie, że fałszywa nauka może mamić i zwodzić. I że wszelkie kroniki tamtych czasów pełne są zmyśleń i nieprawdy.
"Król wszakże był spokojny i tak mówił dalej:
– Jednego z towarzyszy straciliśmy, bracia. Straciliśmy uczonego Koszałka-Opałka. Odłączył się od nas, aby szukać sławy. Nie nam go sądzić. Niech idzie za gwiazdą swoją."/.../
Ale 'uczony alchemik' Koszałek już wie, rozumie; przemienił ołowiane serce w złote -
"Porzucił już zupełnie one to myśli o sławie, co były początkiem i pychy jego, i niedoli. Prosty się zrobił, dobry, cichy, z maluczkimi przestający, z wszelkim żywym stworzeniem sercem się dzielący./.../
Wielkiej swojej "Historii Krasnoludków" pewno nigdy już nie napisze. Co mu, co i światu po księdze takiej, którą ogień spalić, a wiatr rozwiać może? On sobie znalazł lepszą, żywą księgę."
Król Błystek, który nie umie ogrzać się blaskiem złota i drogich kamieni. Ogrzewa go wiosna, słońce, miłość i pomoc niesiona Człowiekowi (przygotowanie poletka, zbieranie ziarna na zasiewy). Znów inny poziom baśni: bogactwo nie czyni szczęśliwym Człowieka ani Krasnoludka. Trzeba czegoś więcej. Słońca, radości, aktywnego uczestnictwa w życiu innych, nie tylko ludzi, także wszystkich stworzeń i małych istnień (szczur Wiechetek podkradający zboże dla szczurzątek. Król Błystek nakazał Krasnoludkom opiekę nad nim i dziećmi).

Najpiękniej jest jednak opowiedziana legenda o przeszłości Polski: Rzepicha, Piast, Ziemowit. Przyjęcie chrześcijaństwa.
Bo z dziada pradziada miały one przepowiedzianą taką pieśń, która przyjdzie od zachodowej strony, a będzie mówiła o wielkim i mocnym Panu, o Panu nieba i ziemi, a gdy ją usłyszą, znak to będzie, że muszą z chaty we świat iść i miejsca jasnym skrzydlatym duchom ustąpić.
I tak miejsce słowiańskich krasnoludków zajęły anioły. Krasnoludki uciekły od ludzi. Jednak... nie anioły wypędziły rodzime skrzaty z ich ziemi, a dźwięk dzwonów. Głos mówiący, że przestały być potrzebne, że ludzie patrzą w innym kierunku, słuchają innych prawd, czczą innych bogów.
"Przypomniały sobie Krasnoludki ową starą, starą wieść, że gdzie uderzy dzwon, tam one - pod ziemię muszą.

Naraz zaczęły dzwony bić...
Daleko gdzieś, daleko, wysoko gdzieś, wysoko, nad borem, nad lasem, głos dzwonu płynął i obejmował pola i łąki, i drżały pod nim trawy zroszone i zioła, a od nieba do ziemi w wielkiej wieczornej ciszy rozbrzmiewał szeroko głoś dzwonu. I nagle pod głosem tym zaczęły się osypywać barwy i kolory z wiernych Krasnoludków, tak właśnie jak się osypują złote liście z drzew jesiennych w modrej i słonecznej ciszy wrześniowego ranka.
Wzgórek, tron, król stary i cała drużyna rozwiały się cieniem.
Dzwon bił... słońce gasło.
Listki unoszące się lekko w powietrzu sypnęły na ziemię.
Pod ich warstwą znikł wzgórek, na którym przed chwilą stały Krasnoludki."
Nie ma już ich. Odeszły. Autorka daje nadzieję dzieciom, iż ukażą się, gdy zaświeci wiosenne słońce. Dorośli są od tej nadziei wolni. Odeszli słowiańscy bogowie, Perun, Weles, Swaróg, Świętowit, Chors, Jaryło. W ślad za nimi Mokosz, Marzanna, Perperuna, Zorza, boginki, rusałki, stworze, zdusze. W kapliczkach na rozstajach dróg siedzą pochmurni, zamyśleni święci. Palenie ogni w noce Kupały i Dziadów nie jest już słowiańskim obrzędem. Powoli zanika pamięć korzeni. Zaczynamy wstydzić się słowiańskości, braterstwa genetycznego z Rusinami. Mówimy: my - Europejczycy. Dlaczego? w Europie jest miejsce dla Słowian. Istniejemy (genetycznie) od 17,5 tys. lat. Na tych ziemiach od 3-3,5 tys. Mamy przeszłość, własne tradycje, ale też zapomnianą religię, odrzuconych bogów. Jeśli nawet nie pamiętamy - nie depczmy.

Najeżyłam wpis cytatami. Chciałam pokazać, że baśń Konopnickiej można czytać na kilku poziomach, można różnie ją rozumieć... można a nawet trzeba zatęsknić za starym, słowiańskim czasem, tak odległym i tak bliskim. I że ta tęsknota nie jest wstydem. Emocje i uczucia nie mają wieku.
Kk nie kochał poetki. Ówczesna opiniotwórcza prasa ("Przegląd Katolicki") nazwała ją 'wieszczką poganizmu'. Uznała, że znieważa Kościół, jest bezbożnicą. Nie tylko dlatego, że będąc kobietą odważyła się pisać, żyć samodzielnie, wychowywać dzieci... Pamięci i pochwały starych wierzeń Kk nie wybacza. Podobnie jak krytycznego spojrzenia.

Dworek w Bronowie, sprzedany przez Konopnickich w 1872 roku. Poetka spędziła tutaj 10 lat. Czy szczęśliwych? Nie wiem... Byłam w tym domu kilka razy, polonistka jako wielbicielka Konopnickiej, włóczyła klasę śladami poetki, wbijała wierszyki do głowy, ale nie przekazała swojej pasji. Nie poczułam magii miejsca. Jednak coś zostało we mnie, jeśli po latach wielu wróciłam... nieco przewrotnie, w sposób odległy od ławy szkolnej. Od dawna wiedziałam o tajemnej, mistycznej ścieżce poetki. Potrzebowałam upału, by napisać, przewartościować, odciąć się od młodości durnej i chmurnej, od dziewczyńskiego chichotu nad lireczką wyrytą w polnym kamieniu... sorry... chyba powinnam zmilczeć... zamiast dziecinnieć. Albo o bitwie pod Grunwaldem napisać. Niestety, pacyfistka jestem. Nie nęci mnie szczęk broni.

zdjęcie wzięte stąd: http://www.panoramio.com/photo/108371583

30-06-2014 20:41

Wakacje. Słowo, które od dawna nie oznacza słodkiego lenistwa pod akacją; dla ścisłości: pod grochodrzewem lub robinią. Obecne lato będzie bardziej pracowite niż którekolwiek dotąd. Tak się złożyło i nie mam pretensji do losu. Bardziej niż kiedyś cenię rzadkie chwile odpoczynku. Wtedy twardnieję. Muszę, jeśli chcę przetrwać. Rysuję linię wolności... ogarniającą może małą przestrzeń, ale wyłącznie moją. Po przekroczeniu linii granicznej, wyjściu na zewnątrz, wznawiam proces petryfikacji. Kamienieję, ślepnę, głuchnę. Nie słyszę krytyki i 'dobrych' rad. Będzie tak jak chcę i mogę. Bo ograniczają mnie mury, ściany wewnętrzne, otwory okienne, bryła budynku, kwota odszkodowania. To tylko remont.
"Gruzy zawsze zostaną. To w końcu materia. I wiadomo, że z materii nie za wiele można zrobić. Materia robi z nami, co jej się żywnie podoba. Katastrofa zmusza nas do odbudowy. A odbudowa to praca na resztkach przeszłości, dlatego porażka jest pewna."
Golgota Picnic
Aby nie spetryfikować się doszczętnie i bez reszty... próbuję się zająć 'bieżączką'. Uciekam od 'taśm prawdy', wyników egzaminów maturalnych, letniej rezedy. Acz od tej ostatniej nie do końca. Zainteresowały mnie trzy sprawy związane z religiami, ściślej z jedną, najbardziej powszechną.
Golgota Picnic;
odpowiedź Watykanu dana ks. Lemańskiemu;
wydalenie abp. Wesołowskiego ze stanu duchownego -
"Watykański sąd zdecydował, że arcybiskup Józef Wesołowski zostanie wydalony ze stanu duchownego. To kara za molestowanie nieletnich, którego Wesołowski miał się dopuszczać, kiedy był nuncjuszem na Dominikanie."
http://swiat.newsweek.pl/watykan-arc...,342456,1.html
Nie pamiętam niczego podobnego. Głośno się mówi, iż walkę z pedofilią rozpoczął JPII, kontynuował BXVI. Jednak ta walka była, jeśli była, prowadzona za murami kościelnymi. Na zewnątrz wychodziły fragmenty, częściej świeckie niż kościelne. Myślę, że nie ma oburzonych decyzją papieża Franciszka. Jeśli jednak są... proponuję pomyśleć, iż kapłan dowolnej religii powinien być bardziej uważny od wiernego. Nie jest wolny od pokus, jednak lata ćwiczeń duchowych i wiara powinny uczynić go bardziej odpornym, lepszym.

I jak już zaczęło mi się od końca wyliczanki – sprawa druga:
"Stolica Apostolska uznała, że abp. Henryk Hoser słusznie nałożył na ks. Wojciecha Lemańskiego zakaz medialny."
http://polska.newsweek.pl/watykan-pr...,342454,1.html
Rok temu w zewnętrznym blogu pisałam, iż w Kk panuje ustrój feudalny. Bezwarunkowe posłuszeństwo zwierzchności i jedność głoszonej doktryny. Nie ma dowolności ani wybiórczego traktowania. Kk nie jest klubem dyskusyjnym, w którym dogmaty, nakazy i decyzje zwierzchności mogą być przyjmowane przez głosowanie.
W tym sporze wszyscy są przegrani. Od taktu, empatii i człowieczeństwa stron zależy przełożenie klęski na choć minimalny sukces: nowe spojrzenie na polski Kk, próba reform, naprawianie wyrządzonego zła, nauczanie ale i dialog z laikatem, itp… co i tak nie wróży dobrze buntownikowi… bo depcze się szczebel, drogę… Szanuję buntowników, którzy za obronę własnych idei płacą wysoką cenę, pozostając wierni przekonaniom.
http://zapiski-na-skrawku-dysku-2.bl...ureole-o-rahn/

Cytat z 'Golgota Picnic' Rodrigo Garcii umieściłam na początku wpisu. Nie zgadzam się z tym fragmentem. Każdy ma jakąś przeszłość od której nie może się odciąć. Im życie dłuższe, tym przeszłość większa, bardziej znacząca i rzutująca na teraźniejszość. Rozumiem - materia. Często dominująca, przytłaczająca strefę ducha. Tak, w budowę na gruzach wkładamy stare tęsknoty, niespełnione marzenia, niepokój, złudzenia nowego życia, ale to nie znaczy, że przegrana jest pewna. Nowe życie ciągle od nas zależy. Myślę, że nie należy poddawać się ślepo materii, nie pozwolić jej zwyciężać zawsze i wszędzie. Czyż nie o zaniku duchowości i zwycięstwie materii jest 'Golgota Picnic'?

Nie widziałam sztuki, nie czytałam tekstu pominąwszy fragmenty znalezione w sieci. Być może nie zainteresowałabym się problemem, bo przyzwyczaiłam się do protestów i protestów przeciwko protestom. Tolerancja jest ciągle czymś nieznanym, kończy się na wołaniu o poszanowanie: moich poglądów, moich przekonań, mojego zdania i ta mojszość jest najważniejsza. W moją nieuwagę wpadł prof. Mikołejko. Zmusił do zatrzymania się chwilę przed telewizorem. Co ciekawe, nie mówił o bogach, wiarach, obrazie uczuć religijnych... a o wolności. Ściślej – o granicach wolności. http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,tit...wiadomosc.html Tak więc (mądrze mówi profesor) katolik ma prawo protestować przed teatrem, potrząsać różańcem, eksponować transparent z napisem anty, ale nie wolno mu zagradzać drogi do teatru, zabraniać wejścia. Protestujący może krzyczeć, że sztuka została wystawiona za pieniądze społeczne, wspólne, ale nie może zapominać, iż z tej samej puli jest (w znacznej części) finansowana budowa Świątyni Opatrzności Bożej acz nie tylko, bo i inne świadczenia są wypłacane. Jak widać, demokracja jest trudna do ogarnięcia.
Przez chwilę pomyślałam jakbym się czuła, gdyby ktoś, w imię wyższych racji, zaczął cenzorować moje lektury, wskazywać palcem co mogę a czego nie powinnam czytać z uwagi na treści jemu nieodpowiadające. Hmm... jakem spokojny ostatek wkurzałabym się wcale nielekko. Czy nie inaczej czuje się człowiek chcący obejrzeć sztukę znaną protestującym tylko ze słyszenia? Nie, nie bronię sztuki, bronię wolności, prawa wyboru.

Nie pamiętam nazwiska czeskiej pisarki ani tytułu książki. Pamiętam jedno zdanie: zdejmijcie Chrystusa z krzyża, oddajcie Go ludziom. Tak, wiem, Czechy są państwem bezreligijnym, w 80% ateistycznym. Jeśli jednak ortodoksyjny katolik przeczyta zdanie ateistki bez zacietrzewienia i zrozumie sens - spojrzy inaczej. Może odrobinę szerzej. Religia jest wspaniała dopóki jest poezją, dobrą wskazówką na życie; staje się groźna, gdy jest ideologią, nakazem. Serca ludzi nie zmieniły się wcale, ani na dobre, ani na złe. Nienawiść czy tylko strach... przed innością. Przed niezrozumiałym lub obcym, choć nie zawsze groźnym czy zagrażającym. Strach każe protestować przed teatrem, podpisywać 'Deklaracje Wiary', dewastować meczet w Kruszynianach, mazać sprayem nagrobki na mizarze, rysować szubienice obok kotwicy i gwiazdy Dawida. Strach wykpiwa każdą wiarę, szuka sprzeczności w dogmatach, podnosi wartość człowieka wolnego od przesądów. Serca ludzi nie zmieniły się wcale... pozostają lękliwe i drżące... jak przed wiekami. I choć zmienił się świat, wzorce zachowań pozostały takie same.


'Nad Rozlewiskiem' cisza. Tydzień temu odeszła Małgorzata Braunek, Sensei Małgorzata, obdarzająca wszystkich promiennym uśmiechem i wewnętrzną radością.
Wczoraj dowiedziałam się o śmierci Lucyny, przyjaciółki forumowej. Wiadomość spadła na mnie jak grom, choć wiedziałam o Jej nierównej walce z rakiem. Na zdjęciach widziałam promieniejący uśmiech i wiedzę o 'czymś więcej' w oczach. I dobroć. Tylko prawdziwie Wielki Człowiek umie tak patrzeć, tak się uśmiechać.
Nie dotrzymała słowa, nie przyjedzie jesienią, nie obejrzy widoku z okna. Tak bardzo żal... Nieskończony anioł leży na półce. Nigdy go nie skończę. Żegnaj Lucynko, odpocznij po pracowitym, ciężkim życiu. Niech Ci będzie dobrze po drugiej stronie tęczy... różami ścielę Twoją najdalszą drogę.
Najbliżsi potrzebują dużo spokoju i wytrwałości. Przed Wami ciężki czas. Współczuję gorąco. Wspieram Was myślą i życzliwością.

22-06-2014 19:18

Zespół stresu pourazowego, zaburzenie stresowe pourazowe, PTSD?
Minęło pół roku. Mówi się, że czas leczy rany. Nieprawda. Może czas za krótki, stres zbyt duży, brak możliwości odcięcia się od źródła a więc patrzenie i rozdrapywanie ran... nie wiem. Stres zamiast maleć, rośnie. Dziś, bardziej niż w kilka dni po pożarze, czuję się bezradna. Nie umiem uwolnić się od wspomnień. Pół roku przeżyte w warunkach ekstremalnie trudnych. I to nie koniec. Jak długo jeszcze? Do jesieni a może do nigdy?

W mroku wszystkie róże są czarne... Nie widzę kolorów; mrok, szarość, zniechęcenie. Trudny czas. Zbyt trudny.

Niezależność emocjonalna... można ją stosować czy też jej używać w sprawach drobnych, mniej ważnych. Znaleźć w sobie siłę na zmiany codzienne, niewymagające przebudowy wszystkiego. Co zrobić, gdy zawaliło się życie? W jaki sposób zmieniać siebie... bo wiem, że od tego trzeba zacząć i na tym skończyć; dom w międzyczasie. Przebudować konstrukcje myślowe, zmienić czowieka. Jak przekonać siebie, że wszystko jest złudzeniem, że nie należy kurczowo się przywiązywać ani do materii, ani do psychiki. Nie, nie do psychiki... do emocji; ciągle nie umiem uwolnić się uzależnienia emocjonalnego. Próbuję zająć się czym innym, i wiem, że jest to tylko odsuwanie problemu, do nocy, do jutra. Ciągle nie godzę się z myślą, iż okoliczności zaistniały po to, by nas zmienić. Nas – dotkniętych problemem. Cóż winne były zwierzęta? Dla tych, które przeżyły nieszczęście, najcichszy dźwięk syreny jest bodźcem do wycia i trzęsawki. Jak je uspokoić, jak zmienić biel oczu w ślepia radosne?? Zapewnić im poczucie bezpieczeństwa?

Buntownicze zdanie często przeze mnie (i nie tylko) powtarzane – odrodzę się jak Feniks z popiołów... Feniks, Benu, Żar-Ptak, Simurgh, Garuda. Większość mitologii ma w swych opowieściach nieśmiertelnego, odradzającego się poprzez ogień ptaka. Symbol Słońca.

Benu, z mitologii egipskiej. Odradzał się co 500 lat. Mity mówią, iż powstał z serca Ozyrysa jako żywy symbol boga. Również zmartwychwstania i nieśmiertelności.

Feniks, znany od starożytności. Podobnie jak Benu w mitologii egipskiej żył 500, czasami 1000 lat, w niektórych mitach nawet rok platoński, budował stos pogrzebowy i spalał się o wschodzie słońca... po to by powstać w nowym ciele, po trzech dniach. Łagodny jak jednorożec. Żywił się rosą.

Garuda, wierzchowiec boga Wisznu, złoty lub czerwony orzeł z ciałem człowieka. Powszechnie uważany za odmianę Feniksa. Strażnik dharmy. Nieprzyjaciel nagów... a może odwrotnie? nagowie byli nieprzyjaźni Garudzie?

Simurh z mitów irańskich. Mieszka w Drzewie Wiedzy i Życia. Podobno jest tak stary, iż trzy razy widział zniszczenie świata. Odradza się w płomieniach co 1700 lat. Podobnie jak Garuda nie kocha węży. Boski ptak łączy Niebo z Ziemią.

Turul. Wiem, że przesadzam... wkładając w przegródkę 'mityczne ptaki' świętego raroga lub sokoła Madziarów. Siłą rozpędu powinnam dołożyć gruzińskiego Paszkundżę, świętego orła Azteków, i o naszym nie zapomnieć, choć opowieść o trzech braciach, orle i gnieździe w Gnieźnie jest legendą wymyśloną przez kanonika Dalemila Mezeritzkiego z Bolesławca w początkach XIV wieku...

Żar-Ptak. Feniks słowiańskich legend i opowieści. Jemu, zapomnianemu, nieznanemu, powinnam poświęcić chwilę. Znany w baśniach rosyjskich, razem z Konikiem Garbuskiem, trzecim synem Wańką, carem i Córką Księżyca. Pamiętamy bajkę z dzieciństwa... Mocno odnowiona przez Annę Brzezińską przestała być baśnią, wystylizowana została na literaturę s/f. Nie ma w niej Konika Garbuska, 'głupiego' Jasia i bajkowego ciepła. Jednak, jak w wielu baśniach, po Żar-Ptaka "musi iść mąż święty, żeby wieści przynieść i na drogę błogosławić, mądry, żeby drogę pokazać, zbrojny, żeby w drodze obronić, i młody a czystego serca, żeby ognistego raroga pochwycić". Opowiadanie (dla mnie) zbyt okrutne i mroczne. Przyznaję, prześlizgnęłam się zaledwie; przeraził mnie klimat mrożący krew w żyłach.
Inną, stylizowaną opowieść znalazłam w sieci. Żar-Ptak jest tam Słońcem wędrującym z jednego krańca ziemi na drugi, umierającym wieczorem, rozrzucającym iskry gwiazd... a wtedy, z nastaniem mroku rodzi się zło, demony i strach. Szczęściem Żar odradza się świtem, przemyka przez niebo, daje nadzieję, znów umiera, i znów się rodzi. Wieczny i nieśmiertelny. Obojętny na ludzki los... a podobno wystarczy zdobyć jedno pióro dla odmiany losu, dla spełnienia marzeń... hm... nie umiem już marzyć... nawet o marzeniach... boję się... że wszystko stanie się ruiną, gruzowiskiem, że niczego już nie zdołam odbudować. Za mało sił, za mało wiary.

Żar-Ptak mojego dzieciństwa mieszka w koronie Drzewa Świata, Axis mundi, górach kosmicznych: Łysa Góra lub Ślęża, wieczny, oczyszczony ogniem, który nie parzy, nie spala i nie krzywdzi. Istnieje z bogami życzliwymi ludziom. Czy kiedyś odnajdę takiego... w myślach, legendach, wspomnieniach? Pomyślę o Nim bez trwogi, może z wdzięcznością? Gdy już uspokoję skołowany świat?
zdjęcie jest własnością Dziennika Łódzkiego.

16-06-2014 18:45

Wypłakać resztę łez... hm, niemożliwe, człowiek składa się głównie z wody, lata miną zanim wyschnę na wiór;
Przypodobać się bliźnim... równie niemożliwe. Bliźni nie są monolitem, jednym organizmem myślącym tak samo. To co podoba się jednym, u innych wywołuje dreszcz zgrozy lub obrzydzenia;
Myśleć wyłącznie racjonalnie... dobrze, dobrze, bez przesady. Racjonalność i techniczne myślenie stosuję na budowie. Kawałeczek mnie jednak pozostaje niezmienny i pytam siebie: dlaczego mam zmieniać się na odwrotność, która niezbyt mi się podoba? Spróbowałam s/f, na szczęście ebooka i bez żalu wyrzuciłam do kosza, zajrzałam do romansu - porażka... Mam wredny charakter, poczułam się ogłupiała i wpędzona w maliny przez obydwa rodzaje literatury; wolę kryminał z przewidywalnym morałem. Nie, nie, nie! Hobby ma być przyjemnością, nie katorgą.

Zbuntowana całym człowiekiem, umysłem, duszą... wróciłam do Hermaionu (http://sklep.okultura.pl/hermaion.html spokojnie mogę reklamować, nakład wyczerpał się dwa lata temu, w ciągu 9 godz.) i ezoteryki. Zbuntowana dusza... dusza daleka od pojęć religijnych, które ją ograniczają, zamykają w dogmatach i przykazaniach. Nie wiem: śmiertelna czy nie, bo nie sprawdziłam, i obym sprawdziła jak najpóźniej. Dusza egipska składająca się z trzech: Ka, Ba, Ach, późna judaistyczna złożona także z trzech: nefesz (wegetatywna), ruah (emocje i wola), neszama (inteligencja duchowa), potrójna duszyczka słowiańska, jednorazowo opakowana w ciało pojedyncza (w pierwszych wiekach też potrójna: nous, psyche i soma) dusza chrześcijańska lub muzułmańska, dusza/niedusza w buddyzmie tak odrębna od pojęć przyjętych w naszej kulturze, że aż nie do pojęcia, wreszcie pneuma rozumiana różnie przez filozofów i jaźń także wielorako tłumaczona, osobowość, umysł, rozum, świadomość... kilka kartek można zapisać rozważaniami i niezależnie od włożonego wysiłku... to 'coś' tkwi we mnie, nie pozwala o sobie zapomnieć. Nawyki, przyzwyczajenia, obrona przed nowym? hm... wszystko to możliwe. Włączam egoizm i tłumaczę siebie: moja dusza, moja jaźń, mój rozum. Byle jakie wszystkie, ale moje. Nikomu nieprzeszkadzające, nie ma obowiązku zgadzania się, a nawet czytania. Nie narzucam nikomu moich przekonań i sama nie chcę być zniewalana. Nie dlatego, że tak wypada. Człowieka i jego przekonania szanuję bardziej niż kiedyś, dawniej... ale nie biorę odpowiedzialności za historię i poczynania innych; nie czuję też potrzeby permanentnego oceniania przeszłości i współczesności. Każdy ma prawo do wyboru własnej drogi, rozterek, zainteresowań, tematów wpisów, upadków. A jak każdy, to prababcia też!

Okrężnymi ścieżynkami wróciłam na własną drogę poszukiwania jedności. Dzielą nas poglądy, sposób widzenia świata, łączy człowieczeństwo. A człowieczeństwo składa się także z wątpliwości. Racjonalnemu materialiście 'w kominie czasem coś załka', stanie przed niewyjaśnionym przez naukę, któremu nie zaprzeczy, bo dotknął i doświadczył. Wierzący i religijny może przeżyć chwile zwątpień; jego obroną są jedynie tradycje i wiara, dowodów żadnych. Idący samotnie pozareligijną ścieżką rozwoju duchowego, często bywa nazywany głupcem. Nie jest ani racjonalistą, ani homo religiosus. Głupiec podwójny. Nie wierzy, a wierzy... w potęgę myśli, miłość, sprawczą siłę słowa, przebaczenie, człowieczeństwo, cuda... irracjonalnie, ale z nadzieją, że dobro może się zdarzyć, i że się zdarza. Wierzy, czasem tracąc złudzenia... nie jest wszak wolny ludzkich od uczuć: zwątpień, rozpaczy, beznadziei. Potwierdzenia słuszności wyborów rzadkie i niepewne. Nie ma natychmiastowej zapłaty, czasami nie ma jej wcale.

To samo można wytłumaczyć przeciwstawnie. W zależności od potrzeb. Łażąc bez celu po sieci znalazłam dwa zdania jednako prawdziwe.
"Żaden wiatr nie jest dobry dla okrętu, który nie zna portu swego przeznaczenia."
"KAŻDY wiatr jest dobry dla okrętu, który nie zna portu swego przeznaczenia. BYLE SILNY!!"
Racjonalna nauka i duchowość. Nie ma punktu wspólnego, niczego krzyżującego ścieżki pozwalającego na porozumienie... choć na próbę porozumienia? ależ jest! Znalazłam ciekawą informację, absolutnie nową dla mnie.

Pół wieku temu, w 1965 roku na paryskiej Sorbonie powstała katedra Historii Ezoteryzmu Chrześcijańskiego. Odnośnik uściślił i poprowadził dalej. I tak dowiedziałam się, że nazwa katedry uległa zmianie na Kat. Historii Ezoterycznych i Mistycznych Nurtów Nowożytnej i Współczesnej Europy, że powstały następne: w Amsterdamie - Kat. Filozofii Hermetycznej i Pokrewnych Nurtów (1999 r.) i w Exceter - Kat. Zachodniego Ezoteryzmu (2005 r.). I jakby było mało, w tym samym roku, 2005 – Europejskie Towarzystwo Badań Zachodniego Ezoteryzmu.

Uff, co za ulga. Jeśli ezoteryką zajmuje się poważna nauka... tzn, że ona istniała i istnieje, ta ezoteryka (wspólna nazwa wielu zjawisk została użyta i wprowadzona w 1828 roku). I hermetyzm też, pod wezwaniem Hermesa, boga kupców i złodziei, przewodnika dusz, boskiego posłańca. Dzięki skrzydlatym butom był nie do prześcignięcia i dlatego też lotem błyskawicy przekazywał wiadomości rozsyłane przez bogów; oprócz skrzydlatych butów posiadał skrzydlaty kapelusz i kaduceusz - laskę z dwoma wężami symbolizującymi mądrość i równowagę. Żeby za radośnie mi nie było, tenże Hermes, rzymski Merkury, patronuje zodiakalnym Pannom i Bliźniętom... obdarzając podopiecznych cechami tak dobrymi jak i złymi. Szczęściem astrologia pozostaje dla mnie nauką tajemną, zamkniętą na siedem pieczęci; cienka jestem jak majowy szczypiorek. Dzięki temu martwię się mniej.

Nie jest łatwo odróżnić fikcję od fałszu. D. Misiuna napisał (zdanie zachwiało rodzącą się racjonalnością), że żyjemy w czasach wyzwolonych spod boskiego pręgierza ale nie jesteśmy wolni od tyranii rozumu. Sądzę, że za bardzo starałam się być jednoznaczna, niepotrzebnie szukałam rozdziału, próbowałam postawić wszystko na jedną kartę: albo-albo... nie myśląc, iż nie chcę żyć połową człowieka odrzucając drugą część jako zbędny balast. Na szczęśliwe znalezisko mogę się natknąć gdziekolwiek, także (a może przede wszystkim) na poboczach nauki i racjonalizmu. Powinnam tylko patrzeć uważnie. Los pokazał mi Niebo... po co to zrobił? Hmmm.... żeby nie patrzeć wyłącznie pod stopy ale również w górę?

Pozdrawiam... dziękując gorąco Ofiarodawczyni Hermaiona i podziwiając 'strzał w dziesiątkę'. Wiem, że nie zagląda w zapiski, jednak nie tracę nadziei, że kiedyś uda mi się podziękować Jej osobiście... cuda się zdarzają... ale tylko poszukującym, wytrwałym i mającym oczy otwarte. Uda się, wytrwam? może...
Blog przypomina 'Plastusiowy pamiętnik'? Ups, sto razy gorszy. Ale... piszę dla siebie, przyjaciół, bliskich; proszę, nie chowajcie mojego piórnika... jeszcze przez chwilę....

14-06-2014 14:19

Zmiany, ciągłe zmiany. Łatwiej jest je zaakceptować, gdy są chciane. Trudniej, gdy los stawia przed nami nowe zadania. Czy starość powinna być spokojna? Leniwa intelektualnie? W którym momencie można powiedzieć: dość! Uczyłam się w młodości (za oceny na świadectwach szkolnych i w indeksie), teraz odcinam kupony od wiedzy zebranej. Z nowości wystarczy zainteresowanie techniką i kulinariami.

Późna dorosłość szybko może stać się stagnacją. Bezruchem. Obrastamy nawykami, przekonaniami i przedmiotami. Tracimy ochotę na zmiany. Książka, kubek, pudełko z herbatą... wszystko ma ustalone miejsce i czas. Czas, bo o określonej porze sięgamy po książkę, robimy herbatę, kładziemy się spać... wiedząc, że nie na nas dzwoni budzik, nie zmusza do wstawania o tej właśnie godzinie, podpisywanie listy obecności jest prehistorią... świat nie stanie w miejscu (nigdy nie stał, nawet gdy ścigaliśmy się z czasem) jeśli pół nocy spędzimy na szydełkiem, książką, krzyżówką, układaniem pasjansów, zabawą z psem (niepotrzebne skreślić) i odeśpimy zmarnowany czas w środku dnia... przecież i snu nasz organizm wymaga mniej. Inna sprawa, że aktywności też. I podejmowania decyzji.

Żyjemy na marginesie. Dopieszczamy starość. Nie naprawiamy ani nie budujemy świata. Nasze doświadczenie nikomu nie jest potrzebne. Tkwimy na uboczu, jak żubr i szarotka, zauważalni okazjonalnie. Żywy skansen. Skamielina.

Co można zrobić kiedy życie nas zaskakuje? Wiedząc, że nie jesteśmy już elastyczni, spontaniczni, pełni entuzjazmu w akceptowaniu i kreowaniu nowości? Każda decyzja drobiazgowo zostaje przeanalizowana, rozłożona na czynniki pierwsze, wyliczone 'za' i 'przeciw'... stare nawyki trzymają mocno. I jeśli nawet 'nowe' wygląda obiecująco, często wygrywa zachowawczość. Daje nam poczucie bezpieczeństwa? Stałość, niezmienność?? Zamykamy się w własnych światach... i najważniejszą decyzją dnia staje się odpowiedź na pytanie co zjemy na obiad... każde 'nowe' wydaje się groźne. Wygrywa strach przed innością i zmianami, choćby te niosły lepsze.

Zaskoczona przez los próbuję zmienić wszystko. Budować od nowa świat, który mnie otacza i własne wnętrze, nowe 'ja'. Zapomniałam, że bunt jest przywilejem młodości. I buntuję się... przeciwko losowi, życiu, zainteresowaniom, przekonaniom... uczę się żyć od nowa, wiedząc, że mój czas się kurczy, że mam go coraz mniej. Nie mogę jednak zapomnieć, że ten czas został mi darowany. Powinnam wykorzystać go dobrze. Dobrze to znaczy jak?

W poprzednim wpisie, kłócąc się z sobą, krzyczałam o końcu starego. Koniec! Koniec!! Ech, nie jest to proste. Coraz bardziej kusi kompromis. Fanatyczny racjonalizm mocno mnie przeraża. Od zawsze bałam się fanatyzmów. Od zawsze myślałam, że ograniczają, dają odpowiedzi na każde pytanie, są zbyt proste. I nadal nie wiem, czy dzięki nim żyje się łatwiej... jak więc z dnia na dzień mogę szukać odpowiedzi na innych poziomach, z pozoru logicznych? Moja prywatna 'brzytwa Ockhama' dawno stała się tępym nożem... że nie powiem obuchem siekiery, nie w każdej sytuacji zdaje egzamin, nie każde rozwiązanie proste jest dobre (CJDU). Ciągle myślę, że tejże brzytwy nie należy używać gdzie popadnie, czyli wszędzie. Nie zawsze się sprawdza jako kryterium ustalania prawdy.
Tyle lat szukałam czegoś nieuchwytnego, szalenie subtelnego, niewyrażalnego... goniłam cień, złudzenie? Przegrałam, bo człowiek jest zlepkiem komórek, chemią i elektrycznością mózgu, konstruktem ewolucji... emocje, uczucia, wyobraźnia są błędem oprogramowania, a szukanie czegoś więcej marnowaniem czasu? W rozwiniętej cywilizacji niepotrzebne są prymitywne odruchy i umiejętności. Duchowość jest zbędna. Nadprodukcja źle wykorzystywanego mózgu. Dobre samopoczucie i sen bez snów zapewni tabletka. Mądrość komputer. Dostatnie życie ZUS. Homo electronicus??

Jeśli nawet przestanę rozpatrywać kwestię w kategorii 'wygrana-przegrana'... zostanie gorzki posmak. Choć myślę, że materialiści, wolni od metafizycznych rozterek, są także niewolnikami. Zniewalają ich własne przekonania, ciasnota umysłowa właściwa prawie wszystkim ludziom zarówno materialistom jak idealistom i mistykom, brak szerszego spojrzenia, niewiara przekształcona w wiarę własnym lub podsuniętym poglądom nazywanymi dumnie światopoglądem.

Alchemia. Powszechnie, choć bezzasadnie, jest wulgaryzowana. Sprowadzona do prób przemiany metali nieszlachetnych w szlachetne, ołowiu w złoto. Jest wyśmiewana, wyjaśniana jako prymitywny sposób myślenia przodków, zwodnicza ułuda, poprzedniczka chemii-nauki. Nie powinnam pisać, iż chemia istniała obok alchemii, bo podobne jest powrotem do starego. Zabijcie, nie umiem inaczej. Nie doznałam nagłego oświecenia, nie przeżyłam 'nocy mediolańskiej', nie obudziłam się jako racjonalistka czy materialistka... Stare przekonanie, że alchemia jest filozofią, przemianą człowieka... nie materialną, nie dotyczącą tylko ciała, ale poziomem 'wyższym': przemianą ducha i duszy... uczuć, myśli, woli... ciągle tkwi we mnie. Wierzę, że człowiek może rozwijać się duchowo, szlachetnieć... stawać się złotem.

Alchemia jako symbol przemiany i rozwoju duchowego człowieka;
Róża jako symbol tajemnicy, wszechświata, zmysłowej miłości, pamięci;
Labirynt jako symbol zła, grozy, ale też niematerialnego świata, poszukiwań i błądzenia;
Koło jako symbol nieskończoności, harmonii, równowagi, doskonałości, pierwiastka żeńskiego...
i tak dalej, bo symboli jest mnóstwo i są rozumiane podobnie niezależnie od rasy i kultury.

Hm... powinnam odrzucić symbole? Wszystkie?? łącznie z np. nożem i widelcem informującym, że za xx metrów znajduje się knajpka, w której można zjeść obiad i napić się kawy???

Ot, zagwozdka. I jak pokochać jutro, kiedy dziś niepewne i skołowane?? Zmieniać się czy czekać na zmiany? 'Się' jest trzepotem skrzydeł motyla. Czekanie poddaniem losowi... wyborem pomiędzy lenistwem a nic-nie-robieniem. Rzuty monetą? Paradoks hazardzisty, złudzenie gracza czy czekanie na cud? A nuż moneta stanie sztorcem?? ponoć istnieje wcale niezerowe prawdopodobieństwo... Ech, szybciej muskuły wytrenuję niż satysfakcjonującą odpowiedź uzyskam.
zdjęcie z sieci
Blog zamienia się w zapiski wyłącznie dla forumowiczów. Tak jest lepiej, myślę.

Strona 6 z 36:
 < 
 6 
 > 
Archiwum
2007
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2008
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2009
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2010
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2011
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2012
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2013
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2014
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2015
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2016
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2017
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2018
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2019
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2020
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2021
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2022
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2023
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2024
Luty
Marzec
Kwiecień


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:51.

 
Powered by: vBulletin Version 3.5.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.