|
27-06-2010 23:34 "Czaszek używano do wróżb i przepowiedni, co mogło mieć związek z legendami o gadających czaszkach i głowach, jak w legendach arturiańskich, w "Żegludze Brana", w mitologiach orfickich; "puste naczynia życia i myśli jako mieszkanie duszy" - Władysław Kopaliński - "Słownik symboli" Ten sam autor pisze również: "Kult czaszek, zazwyczaj czaszek przodków, u różnych ludów przedhistorycznych, rozpoczął się prawdopodobnie w paleolicie. Przechowywanie oczyszczonych i wygładzonych czaszek niemal z pewnością łączy się z oddawaniem czci zmarłym przodkom". Amerykański archeolog F.A. Mitchell-Hedges (niektóre źródła podają - Hadges) dokonał w 1927 roku niezwykłego odkrycia. W starożytnym mieście Majów, Lubaantunie (ówczesny Honduras Brytyjski; w miejscowym dialekcie Lubaantun oznacza "Miejsce upadłych kamieni", rzeczywista nazwa miasta do dziś nie jest znana) znalazł, a właściwie znalazła jego adoptowana córka, model ludzkiej czaszki, wykonanej z jednolitego kawałka górskiego kryształu. Przy wadze 5200 g ma ona 12,7 cm wysokości, 17,8 cm długości i 12,7 cm szerokości. W kulturze Majów, Azteków, Miksteków i innych ludów Ameryki Centralnej często można spotkać się z motywem czaszki. Wykonane są przeważnie z kości, gliny czy kwarcu i żadna z nich poziomem wykonania nie dorównuje tej znalezionej w Lubaantunie. Pierwsza zagadka, na jaką natknęli się archeolodzy, to ustalenie jej wieku. Ponieważ współczesne metody datowania nie pozwalają jednoznacznie określić wieku kryształu, przyjęto, że pochodzi on z epoki przedkolumbijskiej. Tyle, że perfekcjonizm wykonania jest niespotykany jak na czas pochodzenia. Wiek czaszki nie jest znany. Wieku kryształu górskiego nie da się zbadać konwencjonalnymi metodami. Kryształową czaszkę badały laboratoria Hewlet-Packard. Podczas pierwszej próby zanurzono ją w szklanym pojemniku zwierającym alkohol benzylowy o dokładnie takiej samej gęstości i współczynniku załamania, jak czysty kwarc. Po zanurzeniu czaszka zniknęła. Dowiodło to, że została wyrzeźbiona z niezwykle czystego rodzaju kwarcu. Był on nie tylko niewiarygodnie czysty, lecz także naturalny. Kiedy na czaszkę skierowano spolaryzowane światło, pojawiły się ledwo dostrzegalne cienie, "welony", świadczące o tym, że kryształ był naturalnego pochodzenia. Owe cienie, drobne odchylenia od wzorca rozwoju kryształu (częstokroć porównywane do słojów w pniu drzewa) nie występują w ściśle kontrolowanym środowisku kwarcu wytwarzanego w laboratorium. Tak więc czaszka nie tylko nie została wykonana z plastiku czy szkła, nie była także kryształem syntetycznym. Był to z pewnością naturalny kryształ górski, wydobyty z ziemi. Obecność "welonów" świadczyła także o czymś niezmiernie istotnym. Biorąc pod uwagę rozmiary czaszki, trzeba by było znaleźć bryłę kryształu o niespotykanej wielkości, z czego niektórzy wyciągali wniosek, iż wyrzeźbiono ją z kilku kawałków, które niezwykle precyzyjnie połączono. Jednakże próba ze spolaryzowanym światłem dowiodła niezbicie nie tylko tego, że główna część czaszki została zrobiona z jednego tylko kawałka kryształu, lecz również tego, że ruchomą żuchwę wyrzeźbiono z dokładnie tego samego kawałka skały. Pierwotnie cała czaszka stanowiła jednolitą bryłę kryształu górskiego. Badana pod mikroskopem czaszka nie posiada jakichkolwiek śladów używania (podczas obróbki kryształu) metalowego narzędzia. Opinia uczonych, że czaszki nie wykonano przy zastosowaniu nowoczesnych narzędzi, nie jest jedynie domysłem. Dowiodzą tego bowiem dalsze testy. Nawet w największym powiększeniu czaszki nie dostrzeżono na jej powierzchni śladów współczesnych narzędzi, ani charakterystycznego "karbowania", ani szlifowania. Wiadomo, że znaki takie bardzo trudno jest usunąć, tak więc badanie zdawało się potwierdzać to, co uczeni już wcześniej podejrzewali - że czaszkę zrobiono ręcznie! Stwierdzono, że niezależnie od tego, kto i jak ją zrobił, musiał mieć do dyspozycji ogromną prostopadłościenną bryłę kryształu mniej więcej trzykrotnie większą niż czaszka. Przystępując do pracy artyści nie mogli wiedzieć, czy wnętrze jest czyste, czy też są w nim pęknięcia i dziury. Piasek trzeba było troskliwie sortować, poczynając od grubych ziaren do nadania ogólnego kształtu dziełu, potem stopniowo wybierać drobniejsze ziarenka do wykonania detali. Piasek do szlifowania musiał być delikatny i miałki jak puder. Co więcej, gdyby na jakimś etapie popełniono najdrobniejszy błąd, należało zacząć od początku, od zdrapywania powierzchni. Gdyby w końcowym etapie szlifowania zdarzyło się grubsze ziarno piasku, także trzeba by było zaczynać pracę od początku. Było to więc niesłychanie trudne zadanie. Kolejne testy wykazały, że była nie tylko zrobiona z jednej bryły naturalnego kwarcu, lecz dodatkowo ze szczególnej, "piezoelektrycznej" odmiany dwutlenku krzemu. "Czaszka Przeznaczenia" - jak ją nazwano - jest idealnie gładko wypolerowana, co bez użycia wiertarki z nasadką ścierną, zajęłoby jej twórcy (twórcom?) od stu pięćdziesięciu do trzystu lat wytężonej pracy. Może dlatego wielu badaczy przychyla się do teorii o nieziemskim pochodzeniu czaszki. Tym bardziej że wiele wskazuje na to, że do wygładzenia jej powierzchni użyto... lasera. Ruchomą szczękę osadzono w taki sposób, że wystarczy lekkie dotknięcie jej, aby poruszała się tak, jakby przemawiała. Podświetlona wytwarza niezwykłe zjawiska optyczne. Dzieje się tak za sprawą skomplikowanego systemu pryzmatów i soczewek oraz kanalików przecinających całe wnętrze czaszki. Aż trudno uwierzyć, że prymitywne ludy potrafiły wykonać model w ten sposób, że jakikolwiek przedmiot położony pod czaszką odbija się w jej oczodołach. Twórcy tego fenomenu musieli być doskonałymi znawcami fizyki światła. Kiedy Mitchell-Hedges wraz z córką Anną odkopali z kamiennych zwalisk owo znalezisko, spotkali się z niezrozumiałą dla nich reakcją trzystu Indian zatrudnionych w charakterze robotników. Ludzie ci przez dwa tygodnie modlili się i całowali ziemię tak, jakby to odkrycie miało szczegolne, niemal religijne, znaczenie. Uroczystości wokół czaszki trwały kilka dni, a wśród nowo przybyłych był pewien stary mieszkaniec pobliskiej wioski. Popatrzył na czaszkę, a potem powiedział Annie i jej ojcu, że jest ona "bardzo, bardzo stara". Kapłani Majów twierdzą, że liczy ponad sto tysięcy lat. Majowie powiadają, że została wyrzeźbiona według kształtu głowy pewnego najwyższego kapłana przed wieloma tysiącami lat, ponieważ kapłan ten cieszył się miłością ludzi. Pragnęli oni w ten sposób na zawsze zachować swoje prawdy i mądrość. Ów starzec twierdził, że można sprawić, aby czaszka przemówiła, ale nie powiedział, jak to zrobić. Zmarła w wieku stu lat odkrywczyni uważała, że piękna, kryształowa czaszka przynosi ludziom dobro, pokój i radość. A co najważniejsze nie chowała jej przed światem; naukowcy a także konserwatorzy sztuki podziwiali perfekcyjne wykonanie i badali ją odkrywając przy okazji jej niezwykłe sekrety. Do jakich celów służyła czaszka? Czy była wyrocznią, kryształową kulą przepowiadającą przyszłość? Czy raczej była związana z obrzędami śmierci? Majowie pracujący z Anglikami uważali ją za genialny przekaźnik magicznych mocy, w dodatku bardzo stary, bo liczący sobie 3600 lat. Stary szaman, kiedy tracił siły szukał swego następcy. Gdy go znalazł - odprawiali wspólnie ceremoniał. Starzec i młodzieniec kładli dłonie na czaszkę, cała tajemna wiedza kapłana za pośrednictwem czaszki przechodziła na młodego adepta, po czym stary szaman zapadał w głęboki trans i odchodził w wieczność. Najciekawsze wrażenia opisał Frank Dorland, konserwator sztuki, który od 1964 do 1970 roku badał czaszkę. Jego spostrzeżenia nie były tak optymistyczne jak Anny. Uważał, że czaszka otoczona jest wyraźną aurą, a w jej oczodołach i na przezroczystych ściankach pojawiają się wizje nieznanych wojen, bitew, krajobrazów, ludzi. Nieraz doświadczał także dziwnych zjawisk akustycznych. Czaszka … śpiewała, wydawała dźwięki przypominające grę dzwoneczków, czasami też roztaczała dość przyjemny zapach, a także obracała się wokół własnej osi. Wnioski naukowca były dość niesamowite, bowiem stwierdził, że niezwykły eksponat to rodzaj pamięci komputerowej ze starożytności. Odczytamy jego przesłanie, gdy nauczymy się programować naturalne kryształy. Czaszka skrywała także wiele innych tajemnic. Rekonstrukcja twarzy na podstawie czaszki Mitchell-Hedgesa (wykonał detektyw Frank J. Domingo z wydziału zabójstw nowojorskiej policji). Przy okazji wyszła na jaw jeszcze jedna zagadkowa sprawa. Doktor Clyde Snow ze State Coroner’s Office w Oklahoma City oglądając gipsowy odlew zauważył coś bardzo dziwnego. Choć czaszka z niezwykłą precyzją oddaje szczegóły anatomiczne, to trzonowe zęby są w kształcie litery X. Karbowania na trzonowych zębach ludzie mają (patrząc z góry) w kształcie znaku plus (+). Czyżby była to pomyłka rzeźbiarza? Indianie mają piękną, prastarą legendę przekazywaną z pokolenia na pokolenie. Otóż na świecie istnieje 13 (niektóre źródła mówią, że jest ich 52) kryształowych, śpiewających i mówiących czaszek, które są przechowywane w różnych świątyniach Tybetu oraz obydwu Ameryk. Zawierają one wiedzę o największych tajemnicach ludzkości, życia oraz wszechświata. To spadek po wysoko rozwiniętej cywilizacji, którą pochłonął kataklizm. Pewnego dnia rozproszone czaszki znowu się spotkają w jednym miejscu, zostaną ustawione w jednej linii i dzięki temu ludzkość uzyska dostęp do ich zbiorowej mądrości. Czaszkom przypisuje się także funkcje ochronną; wiedza o nich ujawni się w okresie zagrożenia ludzkości i być może uratuje ją nawet przed zagładą. Czirokezi dodają do legendy wątek kosmiczny, uważają, że w dwunastu czaszkach zawarta jest wiedza z dwunastu zamieszkałych planet w kosmosie. Najmłodszą planetą, gdzie rozkwitło życie była Ziemia i ona stała się miejscem pobytu trzynastej czaszki, która zarządza pozostałymi. Wszystkie czaszki są ukryte w świątyniach; muszą być rozdzielone, kiedy bowiem są razem - ich moc sprawcza jest ogromna, a ta w rękach niedojrzałej ludzkości może doprowadzić do zagłady. Legenda stała się źródłem wielu fantastycznych domysłów. W czasie II wojny światowej Hitler i Himmler poszukiwali kryształowych czaszek podobnie jak innych przedmiotów okultystycznych aby przejąć władzę nad światem i umysłami ludzkimi. Inni z kolei wykorzystywali uzdrowicielskie właściwości tajemniczych przedmiotów, wierząc, że za pomocą czaszek docierają do własnej i zbiorowej podświadomości. Ponoć to same czaszki wybierają sobie strażników swojej tajemnicy, a ci którzy o nich piszą, czytają lub je badają przyciągają się nawzajem w przedziwnych okolicznościach życiowych, tak jakby czaszki potrafiły się ze sobą porozumiewać i w irracjonalny sposób energetycznie wiązały ludzi ze sobą. Wiadomo dzisiaj o sześciu kryształowych czaszkach. Trzy znajdują się w muzeach we Francji, USA i Wielkiej Brytanii, choć ostatnio czaszki z British Muzeum w Londynie oraz Muzeum Człowieka w Paryżu zostały uznane za falsyfikaty. Pozostałe, uważane za starożytne zabytki sztuki, znajdują się w rękach prywatnych. Czaszkę Przeznaczenia posiadała Anna Mitchell Hedges. Jednak 11 kwietnia 2007 Anna zmarła. Czaszkę odziedziczył Bill Homann - opiekun. Czy informacje rozsiewane w sieci, że właśnie ta czaszka znajduje się w British Muzeum są prawdziwe? Wiki stwierdza jednoznacznie: "Często błędnie są przypisywane prekolumbijskim kulturom Ameryki Środkowej. Pochodzenie żadnej z nich nie jest wystarczająco udokumentowane. Nie pochodzą z wykopalisk, żadna z nich nie jest znaleziskiem archeologicznym i żadna nie wykazuje cech stylistycznych sztuki prekolumbijskiej. Większość pojawiła się nagle w drugiej połowie XX wieku, a wszystkie dotychczasowe badania naukowe zaprzeczają ich prekolumbijskiemu pochodzeniu. Wyróżniane są dwa rodzaje tego typu obiektów: mniejsze i proste, które pojawiły się jeszcze w XIX wieku, będące prawdopodobnie oryginalnymi ozdobami pochodzącymi z Ameryki Środkowej, związanymi z miejscowym kultem chrześcijańskim. większe (w przybliżeniu wielkości naturalnej), uznane za fałszerstwa wykonane w Europie." Ale - - wiadomo, iż w XIX wieku w niemieckim mieście Idar-Oberstein zajmowano się obróbką kryształu, co zbiegło się z pojawieniem się kryształowych czaszek. Sprzedawał je niejaki Boban twierdząc, że pochodzą z Meksyku. Z góry przyjęto więc założenie, że wszystkie kryształowe czaszki wykonano właśnie tam lub w którejś z paryskich pracowni (niemieccy szlifierze jeździli tam terminować). Tymczasem udało się ustalić, że w tym niemieckim mieście z całą pewnością wyrzeźbiono jedną czaszkę w 1993 roku. Pracowano nad nią rok z wykorzystaniem elektrycznego, diamentowego dłuta. Pociągnęło to za sobą koszty ca 50.000 $. Choć jest wykonana niezwykle precyzyjnie to jednak jest mniejsza od czaszki z Lubaatum, nie ma tak jak tamta ruchomej żuchwy i nawet przy pobieżnym oglądaniu widać ślady obróbki nowoczesnymi narzędziami. Nawiasem mówiąc ta niemiecka czaszka także posłużyła jako wzorzec do porównania śladów podczas badań. "Ta cholerna sztuka w ogóle nie powinna istnieć na świecie - napisał o Czaszce Przeznaczenia ekspert-mineralog firmy Hawlett-Paccard w specjalistycznym miesięczniku - Ci, którzy ją wycięli, nie mieli najmniejszego pojęcia o krystalografii i całkowicie zignorowali wszystkie osie symetrii. Nie wyobrażam sobie, by nie rozleciała się ona w drobne kawałki w toku produkcji!" I komu wierzyć? Hmmmmm......... Źródła: Chris Morton, Ceri Louise Thomas - "Tajemnica kryształowych czaszek" Maciej Kuczyński - "Kryształowa czaszka - cielec New Age" Adam Lipczyński - "Czaszka Majów" Wikipedia - cytat http://pl.wikipedia.org/wiki/Kryształowa_czaszka PS - A Słowianie niech odpoczną po szaleńczej Nocy Kupały... Wrócę do nich. Na pewno. Pozdrawiam... 24-06-2010 01:25 Informacje na temat dawnych obchodów Sobótki są dość skąpe. Kościół od zawsze próbował owo świętowanie początkowo zwalczać (zarówno własnymi środkami, jak i za pośrednictwem zakazów i kar ogłaszanych przez władców świeckich), później zmieniać - nadając im sens, wyraz i symbolikę chrześcijańską. W wyniku tych działań obchody Kupalnocki stopniowo zaczęły zanikać, ulegały zapomnieniu bądź zniekształceniu już w okresie XII - XV wieku, by w drugiej połowie XVI stulecia znów "odżyć", wraz z nadejściem epoki głoszącej powrót człowieka do natury, do tego co dawne i pierwotne. Znalazło to zresztą odzwierciedlenie w literaturze tamtego okresu (vide: "Pieśń Świętojańska o Sobótce", której drobny fragment cytowałam w poprzednim wpisie). Wiadomo na pewno, że Kupalnocka poświęcona jest przede wszystkim żywiołom wody i ognia, mającym oczyszczającą moc. To również święto miłości, płodności, Słońca i Księżyca. Na Litwie istnieje pieśń, opowiadająca o tym jak pierwszej wiosny po stworzeniu świata, Księżyc ożenił się ze Słońcem. Kiedy jednak Słońce po nieprzespanej nocy poślubnej wstało i wzniosło się ponad horyzont, Księżyc je opuścił i zdradził z Jutrzenką. Od tamtej pory oba ciała niebieskie są wrogami, którzy nieustannie ze sobą walczą i rywalizują - najbardziej podczas letniego przesilenia, kiedy noc jest najkrótsza, a dzień najdłuższy. W niektórych regionach wierzono, że od przesilenia wiosennego do letniego nie można kąpać się za dnia w rzekach, strumieniach czy jeziorach; natomiast kąpiel po zmroku lub przed wschodem słońca leczyła rozmaite dolegliwości, jako że woda była podówczas uzdrawiającym żywiołem należącym do księżyca. Obchody Kupalnocki rozpoczynały się od rytualnego skrzesania ognia z drewna jesionu i brzozy (w niektórych źródłach mowa jest tylko o drewnie dębowym), po uprzednim wygaszeniu wszelkich palenisk w całej wsi. W obranym miejscu wbijano w ziemię brzozowy kołek, po czym zakładano nań jesionową piastę, koło ze szprychami owiniętymi smoloną słomą. Następnie obracano koło tak szybko, że w wyniku tarcia zaczynało się ono palić. Wtedy je zdejmowano i płonące toczono do przygotowanych wcześniej stosów, dzięki czemu szybko zajmowały się ogniem. O tak skrzesanym ogniu mówiono "żywy ogień". Tym "żywym" rozpalano na nowo ogień w chatach. Skakanie przez ogniska i tańce wokół nich miały oczyszczać, chronić przed złymi mocami i chorobą, a palenie na stosach ofiar, składanych z drobnej zwierzyny i ptactwa oraz magicznych ziół, zapewniało urodzaj, płodność zwierząt i ludzi. Tego samego wieczoru odprawiano wszędzie wróżby miłosne. Osoby gotowe kochać, ale jeszcze nie wiedzące kogo, musiały w wielkiej dyskrecji i w całkowitym milczeniu narwać różnych kwiatów polnych i ułożyć je w równiankę (girlandkę). Potem o północy wziąć naczynie z wodą, otoczyć je równianką i patrząc w nie mówić: "Najmilszy przychodzi pić", albo, gdy wróżył sobie chłopiec: "Najmilsza sercu niech przyjdzie i da mi pić". Jeśli miłość była bliska, na dnie naczynia ukazywała się twarz ukochanej osoby. Podobno niektórzy młodzieńcy widywali buziaki swoich dziewcząt na dnie otoczonego równianką.... kieliszka. Zioła zerwane w dzień św. Jana miały czarodziejską moc. W Kieleckiem i na Podhalu zrywano je bardzo rano, "przed piersem ptoskiem", w innych regionach wieczorem. Ale wszędzie musiało być dziewięć rodzajów ziół, w tym koniecznie rumianek i kwiaty dzikiego bzu. Wito z nich wianki, suszono pod poduszką, a następnie używano jako leku przeciwko wszelkim chorobom ludzi i zwierząt. Zielem szczególnie mądrym w sprawach miłosnych był cząber. Osoba pragnąca dowiedzieć się, czy małżeństwo jej dojdzie do skutku, brała dwa krzaczki cząbru z ziemią i stawiała w izbie, w niewielkiej odległości jeden od drugiego. Jeśli krzaczki przy dalszym wzroście połączyły się z sobą, małżeństwo było zapewnione. Jeśli nie, nie wiadomo. Najgorzej, gdy któryś z krzaczków zwiądł, bo to wróżyło śmierć. Krzaczek po lewicy, gdy się stało do nich twarzą, wyobrażał dziewczynę, po prawicy chłopca. Pomiędzy godziną 11 a 12 w nocy niezawodnym wróżem stawał się również krzew ligustrowy, pod warunkiem jednak, że skończył siedem lat. Ligustr (inaczej kocierpka) krzew używany na żywopłoty, dorasta do 4 metrów wysokości. Kwitnie w czerwcu pachnącymi, żółtymi kwiatkami. Osoba pragnąca wiedzieć czy jej najgorętsze pragnienia zostaną spełnione, szła w oznaczonej porze do ligustru i starała się z zamkniętymi oczami dosięgnąć jego kwiatów. Jeśli zdołała urwać trzy, mogła mieć nadzieję na powodzenie. Za najbardziej świętojańskie ziele uchodziła u nas wieków (podobnie jak w innych krajach) bylica. Na Mazowszu, na Podlasiu i w Krakowskiem przyozdabiano nią bramy i wejścia do budynków wierząc, że roślina ta ma właściwości odbierania jadu złym oczom, zdejmowania zadanych już uroków i leczenia chorób (zwłaszcza febry) powstałych z nasłania diabelskiego. W Sandomierskiem dodawano do bylicy gałęzie bzu, znanego także ze swych magicznych mocy, szczególnie podczas odpędzania upiorów. Noc sobótkowa była również nocą łączenia się w pary. Niegdyś kojarzenie małżeństw należało do głowy rodu oraz ważniejszej starzyzny rodu i zawodowych swatów. Ale dla dziewcząt które nie były jeszcze nikomu przyrzeczone i pragnęły uniknąć zwyczajowej formy dobierania partnerów, noc Kupały była wielką szansą na zdobycie ukochanego. Młode dziewczyny plotły wianki z kwiatów i magicznych ziół, wpinały w nie płonące łuczywo i w zbiorowej ceremonii ze śpiewem i tańcem rzucały wianki do rzek i strumieni. Trochę poniżej czekali chłopcy, którzy próbowali wyłapywać wianki. Każdy, któremu się to udało, wracał do świętującej gromady, by zidentyfikować właścicielkę wyłowionej zdobyczy. W ten sposób dobrani młodzi mogli kojarzyć się w pary bez obrazy obyczaju, nie narażając się na złośliwe komentarze czy drwiny. Owej nocy przyzwalano im nawet na wspólne oddalenie się od zbiorowiska i samotny spacer po lesie. Przy okazj spaceru młode dziewczęta i młodzi chłopcy poszukiwali na mokradłach kwiatu paproci. Legendy o kwiecie paproci, zwanym też "Perunowym Kwiatem" (napięcie w przyrodzie podczas burz miało sprzyjać kwitnieniu tej roślinki) znane są z przeróżnych podań i przetrwały do dziś. W czeskich i niemieckich klechdach szczęśliwy zdobywca kwiatu paproci powinien szukać skarbów w ciemnym borze. We francuskich - biec z tym kwiatkiem jak z pochodnią na najwyższe wzgórze w okolicy, by tam rozgarniając ziemię gołymi rękami odkryć żyłę złota lub drogie kamienie promieniujące niebieskawym światłem. W rosyjskich - zerwawszy gorejący kwiat paproci rzucić go jak najwyżej w powietrze i tam, gdzie spadnie w postaci złotej gwiazdy, szukać skarbów. W Polsce też wielu próbowało znaleźć kwiat paproci w ciemnym borze. Jak dotąd nie słychać jednak, aby się to komuś udało. Może dlatego, że niewidzialne - ale wyjące, czyniące okropny łoskot i huki - oraz widzialne straszydła, które strzegą zazdrośnie owych skarbów, robią wszystko, aby śmiałka do kwiatu paproci nie dopuścić. A może dlatego, że - jak twierdzą ludzie wierzący podręcznikom botaniki - paproć nie rozkwita ognistą gwiazdką, lecz jest rośliną skrytokwiatową, zarodnikową? O świcie młodzi powracali do wciąż płonących ognisk, by przepasawszy się bylicą, trzymając się za dłonie, przeskoczyć przez płomienie. Skok ów kończył obrządek przechodzenia przez wodę i ogień i w tym jednym dniu w roku ongiś stanowił rytuał zawarcia małżeństwa. Wobec tak wybitnie zabobonnego charakteru sobótki, która uparcie nie dawała się dostosować do chrześcijańskich wymogów, kapłani zaczęli ją zwalczać. Potępiali ją w kazaniach, nie dawali rozgrzeszenia przy spowiedzi i grozili ogniem piekielnym każdemu, kto dołożył ręki do rozpalania pogańskich ognisk. Zakonnicy z krzyżami i zapalonymi świecami przychodzili procesją na zabawy i rozpędzali świętujących. Nie tylko duchowni, ale i liczni panowie szlachta zwalczali sobótkę jako pogański zwyczaj Panu Bogu wielce już uprzykrzony. Sprzeczali się o nią poeci publikując na jej temat pełne uczuciowego zaangażowania utwory. Mikołaj Rej woła w swej Postylli pełen oburzenia: "W dzień świętego Jana bylicą się opasać, a całą noc koło ognia skakać... toć... niemałe uczynki miłosierne! a tam nawiętsze czary, błędy w ten czas się dzieją!". Mam nadzieję, że bawiliście się dobrze, bo... osobom biorącym czynny udział w sobótkowych tańcach, skokach przez ogień i innych swawolach nic złego nie może się stać aż do następnej Nocy Świętojańskiej. 21-06-2010 21:19 Noc Świętojańska - Noc Kupały, Noc Kupalna, Kupalnocka, Palinocka, Sobótka, Sobótki, Wianki - to święto przywitania lata, związane z letnim przesileniem i najdłuższym dniem roku, wywodzące się jeszcze z pogańskich obrzędów Słowian. Noc Świętojańska obchodzona jest w wigilię Świętego Jana więc jest to noc z 23 na 24 czerwca. Zbiega się ona (nie co do dnia) z najdłuższym dniem w roku. Noc Kupały - geneza tej nazwy nie jest dokładnie znana i istnieje na ten temat kilka teorii. W polskiej wikipedii forsowana jest teza jakoby słowo "kupała" miało związek z indoeuropejskim "kump", słowem oznaczającym grupę ludzi, gromadę, zbiorowość, z którego to słowa wywodzą się: kupa, skupić, kupić (w sensie "gromadzić"). Jednakże w angielskiej wersji wikipedii możemy znaleźć listę litewskich bóstw, wśród, których występuje "Kupole" - duch wiosny, płodności, urodzaju. Rosyjska nazwa święta "Iwan Kupala", białoruskia "Kupalle", ukraińska "Iwana Kupala" wskazują jednak na powiązanie tej nazwy z Janem Chrzcicielem (Iwan - Jan, Kupat - myć, kąpać), a to by znaczyło, że Noc Kupały nie jest nazwą pierwotną. Z powyższego wynika, że słowo "kupała" (wbrew powszechnie głoszonym opiniom) najprawdopodobniej nie ma nic wspólnego z ruską formą słowa "kąpiel". Tłumaczenie zostało wymyślone przez świat chrześcijański nie wcześniej niż w X-XI stuleciu. Kościół nie mogąc wykorzenić z obyczajowości ludowej corocznych obchodów "pogańskiej" Sobótki podjął próbę zasymilowania święta z obrzędowością chrześcijańską. Kapłani, doceniający potęgę tradycji w wierzeniach religijnych i obrzędach, postanowili włączyć kupalnockę do kalendarza kościelnego (w nadziei "rychłego oczyszczenia jej z pogańskiego szkaradzieństwa") i oddali ją pod opiekę św. Jana Chrzciciela, którego zaczęto nawet zwać Kupałą, z tej racji, że stosował chrzest w formie rytualnej kąpieli. Zmiana patrona nie zmieniła jednak istoty święta związanego z wyobrażeniami i praktykami zabobonnymi. Ludzie młodzi nadal odprawiali misteria i zabawy "biesom jeno miłe, a Panu Bogu obmierzłe". Nazwa "Kupała" używana była także przez wschodnich Słowian. "Kupałą" nazywano kukłę, którą uroczyście owej nocy palono i topiono. Na nasze ziemie, zwłaszcza na sąsiadujące z Rusią Mazowsze, nazwa ta przenikała jako "kupalnocka" - zresztą słowo to zniekształcano najdziwniej i choć niektórzy badacze uważali, iż wzięło się ono od obrzędowego "kąpania się" bardziej prawdopodobne jest, iż podobieństwo to jest przypadkowe. Nazwa - Kupała - jest pozostałością wygasłego języka ludu, który w starożytności sąsiadował ze Słowianami i został przez nich wchłonięty i zasymilowany. Mówili oni językiem podobnym do łaciny lub celtyckiego; zostało po nich kilkadziesiąt słów. Prawdopodobnie byli to półlegendarni Wenetowie. Słowo "Kupała" jest uderzająco podobne do przydomka rzymskiego Amora - Cupido. Sobótka (Noc Sobótkowa) - tu także pojawiają się różne teorie na temat genezy tej nazwy. Jedna z nich mówi o pochodzeniu słowa sobótka od "sabatu", czyli spotkania, zlotu złych mocy. O prawdopodobieństwie tej teorii może świadczyć fakt, że "sobótkowe spotkania" były często pełne rozpustnych obrzędów, czarów i magii. Inne źródła zwracają uwagę, że być może nazwa wzięła się od nazwy dnia - soboty. Był to podobno świąteczny dzień Słowian. Istnieje także legenda o Sobótce, przepięknej dziewczynie, która została zamordowana w najkrótszą noc roku. Sobótka w bliżej nieokreślonym czasie zamieszkiwała ponoć bliżej nieokreśloną wioskę. Narzeczony jej, Sieciech, powróciwszy z wojny miał swą wybrankę pojąć za żonę, jednak wioska ich została nagle zaatakowana przez wroga. Podczas odpierania ataku Sobótka zginęła, trafiona w samo serce. Wianki - nazwa ta wywodzi się z całą pewnością od popularnego w tym dniu zwyczaju puszczania wianków na wodę. Ks. Kitowicz pisze, że "Sobótka bez wątpienia wzięła początek od Polaków jeszcze pogan, którzy na cześć bożków swoich ognie palili i przez nie skakali". Ale prawda wygląda inaczej. Sobótka znana jest... od dawien dawna we wszystkich krajach Europy i gdzieniegdzie poza nią. A wszędzie była nocą nie tylko zabaw lecz i odprawiania wróżb. - Czesi, podobnie jak Polacy, przepasywali się wieńcami z bylicy i skakali przez ognisko, co miało obronić ich przed duchami, żyjącymi wiedźmami i wszelkim nieszczęściem, z bólami krzyża włącznie. Wierzyli również, że popiół z ogniska, wystudzony i rozsypany na dachu, chroni domostwo od pożaru, zasuszony wianek z bylicy stanowi niezawodny lek dla bydła, a dym ze świętego ogniska zaostrza wzrok. - Węgrzy uważali, że ogień św. Jana chroni bydło przed wiedźmami i że kto nie przyjdzie na sobótkową zabawę, będzie miał dużo ostu w jęczmieniu i chwastów w owsie. - Serbowie po skończonej sobótce zapalali od dogasającego ogniska pochodnie z kory brzozowej i obchodzili z nimi zagrody dla wykurzenia złych duchów i wszelkich uroków. - W Danii i Norwegii palono ogniska na rozstajnych drogach, gdzie, jak wierzono, zwykle spotykają się wiedźmy ze swymi ukochanymi diabłami. - W Szwecji wigilia św. Jana była jednocześnie świętem ognia i wody, więc ogniska palono nad brzegami jezior i rzek, co sprawiało, że woda nabierała właściwości leczniczych. - W Rosji skoki przez ogień odbywały się parami, a właściwie we troje, bo para niosła na ramionach figurę Kupały. Gdy posążek wpadł w ogień - koniec miłości. - W Grecji przez ognisko skakały najpierw dziewczęta wołając: "Pozostawiam za sobą moje grzechy". Dopiero za nimi przez ogień skakali młodzieńcy. Na Lesbos skakano przez ogień z kamieniem na głowie, aby głowa była twarda, mądra i zdrowa jak kamień. - Palenie ognisk w noc przesilenia letniego praktykowano było również przez ludy mahometańskie Afryki Północnej. Spróbuję opowiedzieć... o najkrótszej i najpiękniejszej nocy słowiańskiej... w następnym wpisie. Bo - "Wsi spokojna, wsi wesoła, Który głos twej chwale zdoła? /.../ Dzień tu, ale jasne zorze Zapadłyby znowu w morze, Niżby mój głos wyrzekł wszytki Wieśne wczasy i pożytki." - jak zauważył Mistrz z Czarnolasu - czasu trzeba... Pozdrawiam. Słowiki już nie śpiewają, ale jaśmin pachnie upajająco i zachody słońca są wciąż piękne... 17-06-2010 19:15 Nie lubię urodzin (własnych) i rocznic (wszystkich), bo skłaniają do zadumy i podsumowań... "smutek rodzi się zawsze z czasu, który upływa, a nie zostawia owocu" (Antoine de Saint-Exupéry). A właśnie dziś mijają dwa lata mojego pobytu na forum. Co prawda ostatnio nie widać mnie w KSC... ale jestem... na trochę innej płaszczyźnie, trochę obok, trochę inaczej... Dziękuję Wam za dwa lata. Dziękuję za rozmowy, przyjaźnie, koleżeństwo, tolerancję... za prawie 1,6 tys. postów, które napisałam, wystawiając Waszą cierpliwość na ciężką próbę, zanim wpadłam na pomysł emigracji blogowej... Sorkuję, nie umiem być tak interesująca jak bym chciała być. Nie umiem pisać porywająco, brakuje mi wiedzy... I patrzę na świat przez gałązkę jaśminu. Czy widzę go inaczej? Jaśmin rozmazany, niejasny, świat niejasny, w zwierciadle niejasno: "widzimy wszystko jakby w zwierciadle, niejasno. Czasami możemy zajrzeć przez lustro i zobaczyć odrobinę tego, co jest po drugiej stronie. Gdybyśmy całkiem wyczyścili zwierciadło, zobaczylibyśmy o wiele więcej. Ale wtedy nie moglibyśmy zobaczyć siebie..." (Jostein Gaarder) Pozdrawiam serdecznie, dziękuję Wam za zaglądanie tutaj i za życzliwość, której mi nie skąpicie... Dzięki Wam blog jeszcze istnieje, choć coraz częściej zastanawiam się nad sensem tegoż istnienia... 13-06-2010 00:12 Uroczystość Bożego Ciała należy do jednej z dziesięciu najważniejszych uroczystości Kościoła katolickiego. Dlatego od wieków obchodzi się oktawę (skrót łacińskiego wyrażenia "dies octava", czyli "dzień ósmy"; przedłużenie obchodów uroczystości o cały tydzień). W czwartek po uroczystości Bożego Ciała kończą się ośmiodniowe obchody ku czci Najświętszego Sakramentu. Napisałam i .... od razu wnoszę poprawki, bo właściwie oktawa obowiązywała do roku 1955; została zniesiona przez papieża Piusa XII. W Polsce, na prośbę Episkopatu, zachowano zwyczaj oktawy i procesji teoforycznej - celebrans niesie Najświętszy Sakrament poza kościół wśród uroczystych obrzędów i śpiewów - jednak nie ma ona już charakteru liturgicznego. Procesja jest wspólnotowym, modlitewnym pochodem; przemieszczaniem się z jednego miejsca zbiorczego do drugiego docelowego. Jest symbolem. Przypomina wiernym, że są na ziemi pielgrzymami, ludźmi w drodze. W ostatni dzień oktawy, w czwartek, kapłan błogosławi przyniesione przez wiernych wianki splecione z pierwszych kwiatów i ziół leczniczych. Wierni wraz z kapłanem proszą Boga, aby swą wszechmocną opieką otaczał pola, łąki i lasy, strzegł przed zatruciem i zniszczeniem oraz pozwolił im wydać obfite owoce i plony. Przyniesione wianki są symbolem ludzkiej pracy, którą uświęca zjednoczenie z Chrystusem Eucharystycznym. Tak obyczaj splatania i święcenia wianków tłumaczy Kościół. Właściwie jest to już nudne. Przywołuję święto, piszę o jego znaczeniu nadanym przez Kościół... i w następnym zdaniu zaczynam ględzić, że inaczej było, że święto jest starsze, że już starożytni Słowianie........ I tym razem nie będzie inaczej. Tak z ręką na sercu, przyznajmy... że wianki kojarzą się nam z gorącą nocą Kupały, magią miłosną, zalotami, zabawą... Wydaje się więc, że albo jakiś bardzo stary symbol znalazł sobie doskonałe miejsce do wyrażenia sensu niektórych świąt, którym zabrakło liturgicznego wyrazu, albo przechował się on w zrytualizowanych zachowaniach starej tradycji. Zbieraniem roślin na wianki oraz ich wiciem zajmują się głównie kobiety. Zioła powinno się zbierać przy księżycu lub przed wschodem słońca. Czyż nie jest to zabieg magiczny? - - Wyobraźmy sobie: skraj lasu, księżyc i pole macierzanki... powrót do domu... w koszu pachną zioła... wschodzi słońce... na trawie błyszczą krople rosy... cisza... zaczyna śpiewać pierwszy ptak... to skowronek, wysoko, pod niebem zachłystuje się pieśnią... inne ptaki podchwytują melodię... las zaczyna żyć i śpiewać... Wianuszki muszą być małe. Wielkości dłoni. Najczęściej związuje się je czerwoną tasiemką lub wstążeczką, można też lipowym łykiem. Mimo iż nie ma wymogu co do ich ilości, zwyczajowo przyjęło się, że musi to być liczba nieparzysta (3, 5, 7, 9 lub 12 - wianek na każdy miesiąc), gdyż wtedy dom będzie chroniony przed nieszczęściami, piorunami, złymi siłami. Z kolei parzysta liczba - odwrotnie - miała nieszczęścia przyciągać i nie miała mocy ochronnej (parzystość jest związana w symbolizmie kultury ludowej ze statyką i bezsilnością). Obecnie nie przestrzega się tego zwyczaju; można spotkać tylko jeden wianek zawieszony przy drzwiach wejściowych do domu (to najczęstsze miejsce), rzadziej dwa lub trzy. Skład roślin w wiankach jest zróżnicowany – zależy od tradycji danego regionu, grupy etnicznej oraz roślin, które tam występują. Jednak niektóre zioła powtarzają się w wielu regionach. Trzy pierwsze muszą być... - macierzanka, - rozchodnik, - przywrotnik (grzmotnik), - kopytnik, - biała róża, - rumianek, - chaber, - dziurawiec, - lipa, - czarny bez, - liść poziomki, - jaskółcze ziele, - mięta, - pietruszka, - pokrzywa, - jaśmin, - czarcie żebro (ostrożeń warzywny). Rozchodnik, kopytnik i przywrotnik to trzy prawie zapomniane rośliny lecznicze. Rozchodnik stosowano w formie wywaru przy chorobach skóry, obrzękach gardła, przeziębieniach. Święconego z wianków używano do okadzania przy chorobach uszu i zębów. Liście przywrotnika stosowano przy chorobach układu moczowego, wątroby i układu pokarmowego. W niektórych częściach Polski (np. na Sądecczyźnie) nazywano go fartuszkami Matki Boskiej. Wywar z kłączy kopytnika pito na kresach przy chorobach zakaźnych - febrze, malarii. Stosowano go też przy problemach z układem oddechowym, pokarmowym i oczami. W większych ilościach toksyczny, działa wymiotnie. Macierzanka ponoć dobra jest na choroby kobiece; wianek wiesza się nad łóżkiem gdzie spała kobieta. Kwiat białej róży - do okadzania, szczególnie trudno gojących się ran. Róża musi być specjalnego gatunku. Żaden tam szklarniowy "Mercedes". Kiedyś moją działkę zarastały takie "dzikuski", w dwóch kolorach: białe i czerwone. Wydałam im wojnę... którą z godnością przegrałam. W niektórych regionach uplecione wianki zanoszono do kościoła już w Boże Ciało i zostawiano je tam na całą oktawę. Kościelny wieszał je na specjalnych drążkach przy ołtarzu. Po ośmiu dniach ludzie zabierali swoje wianki i po powrocie z kościoła wieszali je głównie na zewnątrz domu: przy drzwiach wejściowych, nad oknem, czasem w izbie lub w pobliżu wrót do obory czy stajn. Po to, by poświęcone ziele chroniło przed wszelkim nieszczęściem i sprowadzało szczególne łaski. Niektórzy wianki zakopywali też w rogach obsianych zbożem pół, co miało je zabezpieczać od gradu. W rogi pola wkopywano także przepisane odręcznie teksty czterech Ewangelii czytanych podczas procesji (w każdy róg inną), aby słowo Boże strzegło upraw, szczególnie przed gradobiciem. Zwyczaj praktykowany był głównie na dworach, czasami przejmowany przez chłopów, np. w Lubelskim i Sieradzkim. Poświęconym wiankom przypisywano wiele cudownych właściwości. Najpowszechniejsze jest wierzenie, że chronią one od grzmotów, piorunów i gradobicia: "Nad Pilicą sypią zioła z tych wianków na ogień, aby oddalić zbliżające się chmury gradowe. Na Podlasiu wierzą, że dym z ziół tych, unosząc się z rozżarzonych węgli nad kominem, rozpędza chmury piorunowe. Niekiedy też okadzają niemi chaty i budynki gospodarcze przed nadchodzącą burzą. W Rzeszowskiem kadzenie pokrzywą i rozchodnikiem ma rozpędzić "złe" chmury". Poświęcone wianki i ich cudowne właściwości są też wykorzystywane w innych dziedzinach: "Na Podlasiu kładą je pod podwaliny nowobudującego się domu, w stodole pod pierwszy przywieziony z pola snop zboża, kadzą też niemi dzieżę chlebną. W Małopolsce kładą wianki w rogi stodół, zawieszają nad drzwiami stajni i okadzają nowobudowane domostwa. W Stradomiu zboża święcone mieszają z ziarnem do siewu. Gdzie indziej znowuż (w Rzeszowskiem) lud wymienia wśród ziół, wchodzących w skład wianków, dzwonki, które rolnik, wyjeżdżając po raz pierwszy w pole, podkłada pod pierwszą skibę, aby Bóg pobłogosławił zasiewom. W Wielkopolsce zioła poświęcone zatykają wśród zagonów kapusty, lnu i konopi, jako ochronę od robactwa. W okolicach Pińczowa zioła z wianków kładą na pola zasiane grochem, gdy groch zaczyna kwitnąć". Powszechne tez było okadzanie wiankami krów - w celach zdrowotnych po wycieleniu oraz aby chronić je przed czarownicami. Według wierzeń ludowych czarownicę mógł rozpoznać ksiądz po niewidocznym dla innych, włożonym na głowę skopku od mleka, jeśli podczas błogosławieństwa Przenajświętszym Sakramentem spojrzał w tłum przez hostię. O czary i czarownictwo podejrzewano kobiety, które w przeddzień Bożego Ciała, w samo święto i oktawę po zachodzie słońca przychodziły do sąsiadek, aby coś pożyczyć, prosić o kubek wody itp. Uważano, że w ten czarodziejski i magiczny sposób próbują odebrać ludziom i przywłaszczyć sobie różne ich dobra. Wianki można było także wykorzystać do takich niecodziennych spraw: "Oto nad Rabą, gdy nie mogą odszukać topielca, puszczają na wodę miskę z wiankami, wierząc, że będzie ona płynąć bez przeszkody tak długo, dopóki nie trafi na to miejsce, w którem na dnie rzeki leży topielec. Wtedy miska z wiankami albo stanie spokojnie, albo wiruje na jednem miejscu". Wianki służą też do celów leczniczych. W wielu okolicach wierzono, że uśmierzą wszelkie bóle, wyleczą i zapobiegną chorobom - zarówno u ludzi, jak i u zwierząt. Najczęściej w chorobach stosuje się całe wianki – kruszy się odpowiedni do danej dolegliwości wianek i zaparza go w gorącej wodzie, zdarzają się jednak przykłady stosowania w konkretnych przypadkach odpowiednich ziół, np. w Kieleckiem "kopytnika, ostróżeczki, rozchodnika i macierzanki używa się do okadzania krowom spuchniętych wymion po ocieleniu. Z ostróżeczki sporządza się wywar służący do kompresów na chore oczy. Dziurawiec i miętę stosuje się przy chorobach żołądka". Wianki stosuje się najczęściej okadzając nimi chorego człowieka lub zwierzę, inne sposoby to picie naparów czy wywarów, kąpiel w naparze i okłady. Stosowano je także w odczynianiu uroków. Zielem wykruszonym z wianka, sypanym na rozżarzone węgle okadzano dom, bydło, chorych ludzi. Dodawano je do różnych naparów leczniczych. Wkładano pod głowę umarłym jako świętość, która pomoże im odejść w zaświaty i uzyskać wiekuiste zbawienie. Poświęcone wianki wkładano w bruzdy zagonów z kapustą (Pomorze), aby odstraszyć motyle bielinki i ich gąsienice. Wypowiadano przy tym zaklęcie: "Na Boże Ciało słowo nam się chlebem stało, więc w oktawę puść obawę, nie tknij zboża i kapusty, bo znajdziesz dzień (albo liść) pusty". Jeżeli do przyszłorocznego Bożego Ciała wianki nie zostaną zużyte, to tak jak wszystkie poświęcone przedmioty, należy je spalić. Nie wolno ich wyrzucać. We wszystkich odprawianych w Boże Ciało i oktawę tegoż święta praktykach ludowych występowały (i nadal występują) jednocześnie elementy religii i magii. Czego było/jest więcej?? Pozdrawiam. Zwycięską różę zostawiam...
|
Archiwum
2007
Luty Marzec Kwiecień Maj Czerwiec Lipiec Sierpień Wrzesień Październik Listopad Grudzień 2008 Luty Marzec Kwiecień Maj Czerwiec Lipiec Sierpień Wrzesień Październik Listopad Grudzień 2009 Luty Marzec Kwiecień Maj Czerwiec Lipiec Sierpień Wrzesień Październik Listopad Grudzień 2010 Luty Marzec Kwiecień Maj Czerwiec Lipiec Sierpień Wrzesień Październik Listopad Grudzień 2011 Luty Marzec Kwiecień Maj Czerwiec Lipiec Sierpień Wrzesień Październik Listopad Grudzień 2012 Luty Marzec Kwiecień Maj Czerwiec Lipiec Sierpień Wrzesień Październik Listopad Grudzień 2013 Luty Marzec Kwiecień Maj Czerwiec Lipiec Sierpień Wrzesień Październik Listopad Grudzień 2014 Luty Marzec Kwiecień Maj Czerwiec Lipiec Sierpień Wrzesień Październik Listopad Grudzień 2015 Luty Marzec Kwiecień Maj Czerwiec Lipiec Sierpień Wrzesień Październik Listopad Grudzień 2016 Luty Marzec Kwiecień Maj Czerwiec Lipiec Sierpień Wrzesień Październik Listopad Grudzień 2017 Luty Marzec Kwiecień Maj Czerwiec Lipiec Sierpień Wrzesień Październik Listopad Grudzień 2018 Luty Marzec Kwiecień Maj Czerwiec Lipiec Sierpień Wrzesień Październik Listopad Grudzień 2019 Luty Marzec Kwiecień Maj Czerwiec Lipiec Sierpień Wrzesień Październik Listopad Grudzień 2020 Luty Marzec Kwiecień Maj Czerwiec Lipiec Sierpień Wrzesień Październik Listopad Grudzień 2021 Luty Marzec Kwiecień Maj Czerwiec Lipiec Sierpień Wrzesień Październik Listopad Grudzień 2022 Luty Marzec Kwiecień Maj Czerwiec Lipiec Sierpień Wrzesień Październik Listopad Grudzień 2023 Luty Marzec Kwiecień Maj Czerwiec Lipiec Sierpień Wrzesień Październik Listopad Grudzień 2024 Luty Marzec Kwiecień |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:38.