menu

senior.pl - aktywni w każdym wieku

Wróć   Klub Senior Cafe
Zarejestruj się FAQ / Pomoc Szukaj Dzisiejsze Posty Oznacz Fora Jako Przeczytane

Nazwa użytkownika
Awatar użytkownika rydzrydz
O mnie
Brak informacji.
Moje zainteresowania
Nie podano żadnych zainteresowań.
Album
Zdjęcie Szczegóły
Rozmiar: 44.88 KB
Data: 27-10-2009
Odsłon: 506
Komentarze: 0
Rozmiar: 376.36 KB
Data: 27-10-2009
Odsłon: 538
Komentarze: 0
Rozmiar: 67.50 KB
Data: 27-10-2009
Odsłon: 514
Komentarze: 0
Rozmiar: 47.22 KB
Data: 27-10-2009
Odsłon: 583
Komentarze: 0
Rozmiar: 68.95 KB
Data: 27-10-2009
Odsłon: 524
Komentarze: 0
Rozmiar: 76.00 KB
Data: 27-10-2009
Odsłon: 594
Komentarze: 0
Rozmiar: 84.43 KB
Data: 27-10-2009
Odsłon: 562
Komentarze: 0
Informacje kontaktowe
Brak informacji kontaktowych.
Zdjęcie
Zdjęcie użytkownika rydz
 
Forum
Data dołączenia: 20-10-2009
Wszystkich postów: 31 (0.01 postów na dzień)
Liczba postów usuniętych przez moderatora/administrację: 3
Szybkie komentarze
Brak komentarzy.
Ostatnie wpisy do bloga
30-07-2012

Katecheta wolał nalewkę w kancelarii niż być w klasie,dzieciaki z tego cieszyły. Nie spieszył się też na plebanię , popijać namawiał do spowiedzi, rozgrzeszę,boś cierpiał za grzechy ojczyzny, z przeszłości więziennej – wyspowiadaj - nalegał ,a potem
zaprowadź dzieci do Stoczka,klasztor zobaczą,gdzie prymas Wyszyński też tak cierpiał

Pamiętałem zdradę tajemnicy spowiedzi zakonnika w celi więziennej i nie miałem ochoty na podobne pieszczoty. Skąd wie o moim losie,dlaczego* namawia, zastanawiałem się nocą
,gapiąc się w okno, migały gwiazdy, gałęzie kołysały się i jakby szeptały „nie mów prawdy klechom”. I* wtedy zaskrzypiało okno a zegar ścienny dzwonił północ dzyń, dzyń. Czyżby duchy - pomyślałem, wyciągając spod poduszki niemiecki bagnet. Otworzyłem okno, gałęzie lip szumiały i pachniały miodem , w świetle księżyca zobaczyłem zwisającą grubą nić, jak pociągnąłem ją zaskrzypiała. Jak minęła noc,pytała rano woźna?Spokojnie, lipy szumiały , księżyc zaglądał do okna-odpowiedziałem.Oby tak dalej było,bo tamtych niepokoił prawie każdą nockę, zrywał kołdrę z łózka , z półek wyrzucał dzieła Stalina, a mnie woskowaną niteczką częstuje powiedzialem sobie w myślach
. Na lekcji ujawniłem tajemnicę dźwięków* nawoskowanej nitki . Wiele okien skrzypiało potem na wsi,a wiersza Brzechwy "Tańcowała nitka z igłą" hymnem szkolnym został
Pan sam to wymyślił pytała* Aldonka z drugiej klasy .Brzechwa ,poeta napisał ten wierszyk , a ona wtedy wyszeptała”ksiądz kazał nam zaprowadzić pana do spowiedzi, a klasa wolała– zaprowadzimy” .
Ze śpiewem szliśmy do kościoła,”tańcowała igła z nitką” rozlegała się przed drzwiami świątyni.. Z plebanii wyszła w rozpiętej bluzce gosposia księdza Magda,a to co fuknęła ,
do spowiedzi przyprowadziliśmy naszego pana, a gdzież on?
W sadzie jabłka zrywa, zobaczyła mnie -wybuchnęła śmiechem,dzieci tez zaczęły chichotać, ksiądz wyjrzał przez okno,a kogo to licho,tak wcześnie goni?Pana mamy do spowiedzi-odpowiedziały wyuczonym chórem.
Daj piłkę,w sadzie pograją -rozkazał gosposi ,a pan niech wejdzie do świątyni.Czekałem,a Chrystus w ciernistej koronie na mnie spozierał i jakby się tłumaczył;
- nie wymyśliłem kruchty i nie kazałem wylewać prawdy z pomyjami,a tylko nosić ją w sercu i umyśli . No to chodź -usłyszałem skacowany głos księdza Jana . Improwizowałem mu do ucha więzienne marzenia o dziewuchach , w każdej napotkanej Marię Magdalenę nagą widziałem,a najpiękniejszy biust ma Magda księdza,powiedziałem, wiem burknął,po czym zapytał
,jak się nazywał więzienny spowiednik?Nie wiem , skazańcy poduszką go udusili wyjaśniłem.A głos wewnętrzny podpowiadał „ trzymaj język za zębami ” I c o jeszcze wiesz nalegał,ale zasłoniłem się słowem „nie pamiętam.
Pobłogosławił i zaprosił do plebanii na poczęstunek.
Magda jak łania kołysała się w biodrach, nalewając zupę do talerza pochyliła się , że czułem na szyi jej dech jak wtedy nad brzegiem jeziora.
Spirytusowa nalewka z miodem i orzechami wzmagała apetyt . Ksiądz wychylał kolejną szklanicę do dna, aż się zakrztusił i poszedł do łazienki. Wtedy gosposia objęła za szyje , całować zaczęła, dorwę cię znów obiecała. O niego nie obawiaj, tylko po francusku to potrafi. Kiedy drzwi skrzypnęły w łazience, czmychnęła do kuchni.
Wyszedłem z plebanii czerwony jak burak,a dzieci pytały,odpuścił grzechy,jaką pokutę zadał?Wszystko dobrze,bóg mnie zrozumiał -wyjaśniłem.
Trzymając się za dłonie, maszerowały przez wieś, Na polnej ścieżce dopiero się rozproszyły ,tylko jasnowłosa Aldonka dreptała obok mnie i obiecała,że jak dorośnie zostanie moją żoną, a dla czego-zapytałem?Bo w oczach pana słońce maleńkie świeci-odrzekła speszona.
Rowy i brzegi stawów kaczeńcami świeciły, kolorowe motyle i pszczółki z ich kielichów nektary sączyły. Obserwowałem te cuda w niemym zachwycie. Czy one też grzeszą i spowiadają się -pytała?Na lekcji religii zapytaj księdza ,a puki co zbieraj kwiaty z koleżankami -radziłem.
Roześmiani z bukietami wracaliśmy do domu,dajcie je rodzicom jako podarunek od wiosny, w zeszytach narysujcie i opiszcie wycieczkę, Do widzenia dzieci, do—wi-dzenie panu – odpowiedziały i niby ptaki pofrunęły do rodzinnych gniazd,tylko Aldonka została. Co się stało,? Nie mam rodziców, ze łzami w oczach wyszeptała, a pana kocham , przylgnęła do kolan i wyszeptała "nie zostawi pan nas? Ze wzruszenia łzy w oczach poczułem .Babcia jak rodzice, dla niej kwiatuszki daj i ucałuj ode mnie i gładziłem włosy,a sąsiad jej z miasta wracał,z bukiecikiem pobiegła do niego. Furmanka schowała się za wzgórzem, stałem na ganku szkoły jak kołek wbity w ziemię , o niej i babce myślałem. I pragnąłem tu wtedy zostać na zawsze.Na n

Nazajutrz wróble ćwierkały w kazdej zagrodzie o spowiedzi mojej ,babcia Aldonki z tej okazji butelczynę nalewki dała i pobożnie rzekła,teraz żaden nieczysty duch naszej szkoły nie nawiedzi.A jednak pewnej nocy i mnie dopadł.

0 komentarzy
30-07-2012

Głosowali za władzą dziedziców ,bo innej tam nie było i dalej biedę klepali ,bolszewicy przyszli,do kołchozów zapędzili ,a wioskę naszą zrujnowali , nieliczni starzy w niej dogorywają, zrusyfikowani stryjeczni bracia do miasta poszli , sanację i okupację ze wspomnień dziadków znają i dzieciom opowiadają,a w Polsce urodzonym po wojnie bajki tylko kolorowe o dworkach magnackich i ułanach prawią.O Berezie Kartuskiej i przymusowym nawracaniu na katolicyzm- „kto nie katolik ten nie Polak -nie mówią- a ja pamietam jak biegałam w łapciach za karetą dziedzica, cukierki dzieciom rzucał.

Nasi włodarze takich hołubią , zrusyfikowanych katolików kartą Polaka nęcą , białoruską opozycję , sanacyjnych potomków za utracone mienie finansują . a prośby kowalskich o tanie leki,o pomoc socjalną itp mają w miejscu ,gdzie plecy kończą szlachetna nazwę!

Po latach szedłem śladem syberyjskim i nad tym dumałem, nad Angarą wujka Andrzeja czekista zastrzelił , drugi z rodziną siedem lat tam pokutował , za co -pytałem siebie,za wierną służbę sanacyjnym panom? A dwie kobiety chichotały , czego chichoczą ? Z budowniczych wartości mitycznych, wyjaśnił buriacki szaman i podarował szyszkę cedrową,z jej nasionek wyrosną drzewka pod oknem twoim i opowiadać będą legendy o zwichrowanych przodkach...

Dzieje te,puki co syn wujka przy kominku wnukom głosi,jechał do Polski w dwunastym roku życia ... w szkole przezywali kacapem za kaleczenia języka ...Dziadku , za to wszystko syberyjski dodatek - 200 złoty - dostajesz pocieszają wnuczęta, wujek przywiózł szyszkę,
,cedry to drzewa wiekowe, zostaniemy legendą.....

Maleńkie cedry pod oknem już wyskoczyły,ale kogo to obchodzi?.

Fałszerzy historii ,psychopatycznych patriotów z pogardą do wschodu?

A może tych, co zbrodniarzom pomniki stawiają, z kapelanami żołnierzy wysalają zabijać Allacha?!

Samolot ich pod Smoleńskiem zrobił bum, to drugi Katyń,wołają ,krzyżami o władzę pod belwederem się nawalają , Rosję za to oskarżają!Tych mam prosić o sprawiedliwość?

Rachunki z Rosją równać oni chcą tylko z pomocą bożą i przyjaciół z zachodu ,o rakiety skomlą u bram białego domu, a prawdę chowają pod dywan kościelny i Allach-ów u boku amerykańców ubijają.....

Uległem takim wpływom , za kratą zrozumiałem dopiero ,że to pic na wodę , pełno w nim judaszy i innych kanalii z miłością bliźniego w gębie,wiele przez nich ,wącha kwiatki od dołu,brat tez przez to zginał,a rodzice tez nie doczekali, nie wiedzą więc,ze burdel na kółkach trwa,a przeszłość w archiwach butwieje, a czas ucieka,jak ziarnka maku z dziurowego worka,ale puki trwam ,we wspomnieniach to wszystko mam i nie zadaję już nikomu pytań,czy warto było walczyć o gruszki na wierzbie,o judaszowski zlepek”bóg-honor-ojczyzna|”?

Ta trójca święta diabłem straszy dzieci, dorosłych atomem z kremla, zakątek ciszy,bez niej tylko we snach i marzeniach mamy!

A się zaczęło obiecująco”nie lękajcie się wołał całując ziemię pod Wawelem , na stadionie dziesięciolecia, solidarnościową zbudujemy skandował z matką boską w klapie Wałęsa ale ,ta budowa ością w gardle dławi do dziś, nie tylko mnie , obiekty sakralne i mafijne z elektroniczną ochroną, odgrodzone od mas dodatkowo murami,żyją za nimi jak u pana boga za plecami,a bezdomni w śmietnikach szukają chleba,starcy kołyszą się na kulach w kolejkach do lekarza,a radio Maria jak na ironię emituje w rocznicę jego śmierci te zwodnicze słowa „nie lękajcie się” , w kościele modły za jego,biskupów i prezydenta ,co bum pod Smoleńskiem zrobił też lecą,lecą ..rozmnażają zbiurokratyzowane kumoterstwo i korupcję.,a tym na kulach,co dźwigali z ruin wojennych kraj figa z makiem !

Pieje się hymny pochwalne skurwielom sanacyjnym , mordercom pokroju Lubaszki i Ognia", pomniki,a budowniczym Zamku Królewskiego , Starówki miejsce,gdzie plecy kończą szlachetną nazwę!
.Ilokroć patrzę na żelazny płot obok pomnika Mickiewicza,na nieczynną fontannę na Mariensztacie to widzę ojca z kielnią w dłoni , przynosiłem tam wątrobiankę na posiłek.

Takich miliony było! . Ich dzieci wobec zmowy milczenia i pogardy władzy są bezradni . Ich zakłady pracy sprywatyzowano, zdewastowano i rozkradziono , ich dzieci też są bezrobotni, jak ich dziadkowie za sanacji chleba szukali w Brazylii.,tak oni w Niemczech,ale pasibrzuchom to zwisa i powiewa.. za pieniądze podatków byczą się ględząc frazesy o lepszym jutrze.Sami zaś jak dziedzice , dzieci w elitarnych szkołach i forsy w bród,a kowalscy biedę i smród
Hańbią przeszłość robotniczą,chandryczą się o groby ,bo nie wszyscy walczyli po stronie honoru sanacyjnego , sprzedają majątek obcym kapitalistom i za bóg zapłać ”biednemu” kościołowi. Ale to niestety toleruje naród, uczestniczy w zadymkach politycznych, w majestacie dzwonów kościelnych wymachuje krzyżami na ulicach. Tu Nie ma obrońców, jestesmy oskarżeni , za wartości na mitach, za miłość blizniego plączącą krwawymi łzami i za marnowanie od wieków szansy na dobrobyt!Tu nie ma obrońców wysoki sadzie, wszyscy jesteśmy oskarżeni!
Kogo więc ma naśladować młody kowalski, księdza rozpustnika,Wałęsę,czy zakłamane ekipy rządzące??
Zgnilizna moralna cuchnie od nas z daleka! Młodzi to na szczęście już dostrzegają i w dupie to wszystko mają , uciekają w narkotyki , a gruszki z wierzby co w gardle stanęły, wódką wypłukują , najpiękniejsze lata przez to marnowałem,..dalej dupa blada.

Co ulica to kaplica , a bezdomnych,biednych i chuliganów pełno, policja strzeże złodziei, ktorym naród dał władzę,czy to nie ironia losu? ...

. Był kiedyś taki co kochał lud , z wody winko robił jemu,ale ukrzyżowali ,Marksa za obronę roboli tez potępili ,a Lenina do mauzoleum Stalin wpakował i świat w gułag zamieniał.
Dyktatorzy jednak żyją w ewangeliach wyznawców ,nad Wisłą też mamy męczenników,świętych i bohaterów multum poległych za” sprawę wielką”,ostatni najważniejszy leży obok dyktatora na Wawelu.,a my jak przed wojną zachodowi dajemy dupy ,idziemy śladem przodków, wyciągamy szabelkę,”hej,kto żyw na Moskala!

Wiecej: http://www.eioba.pl/a/3v62/prawo-i-s...#ixzz227MNE5hJ

30-07-2012

Odejść nagle , bez pożegnania tam ,gdzie kwiatki od dołu wąchają , to jest to!Nie żałuj mnie wtedy ,a współczuj sobie - żyć będziesz na własny rachunek .Nie rozpaczaj na polu moim, wiatr na nim zasieje niezapominajki,wić z nich we snach twoich będę wianki aż o mnie zapomnisz. A puki co,wyjdź tam pewnego ranka ,na niezapominajki dłonie złóż i ucałuj jak kochanka...
Co się stało, nie odstanie,tak od stworzenia świata, człowiek umiera raz i nigdy więcej! .
Tylko ponoć Maria nieśmiertelnika spłodziła,żywcem do nieba za nim wstąpiła ,a ciebie powinni tam też wziąć , ogłosić błogosławioną,jako-żeś męczennicą przez męża pijaka od lat na tym padole .
Nie żałuj jego , niech chla,aż zipnie,nagrobek postawisz "tu leży mąż,dręczył wciąż,teraz w grobie, ulżył mnie i sobie"
. W mogiłę tylko wtedy nie spoglądaj , by nie wirowało w głowie, jak kiedyś w nocy poślubnej.. .
Z lęku nogi też drżą. Kto stał nad przepaścią życia , patrzył na dno grobu kopanego latami , to powie,"co było ,a nie jest, nie pisze się w rejestr",najważniejsze tu i teraz,bo życie krotko trwa...!
Lecisz między ziemią ,a niebem ,a samolot płonie,płyniesz okrętem,a on tonie, a kiedy zipniesz , zawalczą o duszę. Piekło , albo raj?. Jeden czort ,wszędzie są rodacy!
A póki co mocno siedź w siodle i nie pozwól by przed metą strącono. Wielu spadało z konia w pogoni za złotym runem. I nie wszyscy go ponownie dosiedli i ryzykując złamaniem karku pędzili z szablą nadziei do zwycięstwa.

Cieszyłem się kromką czerstwego chleba i gwiazdką na niebie.,a kiedy sił brakowało , nie stałem w miejscu ,a pełzłem,nie odwracałem się do tyłu ,jak brama więzienna otwarła się przede mną , czekał białogrzywy rumak. Pogalopowałem nim w Polskę.

Brakowało nadziei, wiarę w siebie miałem, za grzywę marzenia trzymałem i galopowałem, drogi z nimi łatwiejsze.,a tory przeszkoda wtedy małe piwko...
Moją prawdą doświadczenia, medytuję nimi i serce łączę z rozsadnikiem ,a ble ble ,to szambo i błoto..
Politykierzy- blagierzy wmawiają jednak kowalskim,że błoto to złoto i sprzedają jak czeki bez pokrycia., wielu oddało za nie życie. I dla tego Ojczyzna wartosciami żyje,bez nich , JP2. i Radia Marii kowalski by nie znał!
Ale mnie ,to zwisa i powiewa , wewnętrzny głos, medytacja,rozmowa ze sobą ważniejsze od tych wartości ,w sobie znaleźć boga to moja dewiza i być nim dla siebie - to sztuka życia!

Pies, druh wierny, krzyżuje spojrzenia ,kiedy tak szukam boga.,w jego oczach widzę bezgraniczne oddanie...
.Krzyżować oddechy , udawać orgazmy,płodzić niedowiarków idiota potrafi, skrzyżować myśli i marzenia ,tworzyć z polówek harmonijną całość,to wyższa jazda kawaleryjska-osiągalna tylko w ogrodzie marzeń.
.Dwunożne demony w szatach ŚWIĘTOSZKÓW czuwają , by ta jazda się nie udala,a marzenia o prawdzie ,u stop boga ,niezdobyte leżały.
.Kopałem grób dla swego druha ,a on patrzył., westchnął,podał łapę i zamknął powieki,nad nim. teraz wiatr zasiewa niezapominajki i on w nich żyć będzie.,a puki co pachną w moich wspomnieniach..
"pierwsza miłość matczyna,druga psia,a trzecia dziewczęca-medytuję

.W życiu tak bywa,ze tych co kochamy odchodzą najprędzej .Skrzypce roztrzaskane twoje,to pozwól innym grać ,nie zagłuszaj ich skowytem i zgrzytaniem zębów-powiedział mnie dawno temu ojciec.

Lepiej wejdź na dach i policz gwiazdy,i chociażbyś w wilkołaka zamienił,to i tak wypijesz do dna co nawarzyłeś .Ale na boga, co z tymi ,co dręczą innych skowytem modlitewnym, nieudanym związkiem ,CHOROBAMI duszy i pretensją ,że nikt nie chce ich bzykać.?

0 komentarzy
30-07-2012

Iskrzyły barwami jesieni rzędy młodych klonów i obok ziemia szara też złociła się się ich urodą..Niebieskie niebo,białe obłoki i siwy dym znad palących się torfowisk uzupełniały głębię tej kompozycji . Siedziałem pod tym drzewem,a grzyby pachniały w koszyku. A ojciec trzymając złote liście w dłoni mówił”Drzewa jak ludzie mają duszę,czują ból i radość,tylko dłużej żyją od nas i umierają stojąc. A teraz co robią?

Zegnają lato. Drzewa tez mają swój los i swoje miejsce na ziemi Szliśmy dalej,a wciąż czerwieniły się rzędy klonów i świeciły się żółte liście brzóz. Do maleńkiej pod lasem drewnianej chaty ciotki było jeszcze daleko. Dzień jasny ,słoneczny towarzyszył nam w podroży. Długo krążyliśmy po leśnych dróżkach póki nie pokazała się na wzgórzu chata. Z komina unosiły się kłęby dymu. To znak ,ze nie pocałujemy w klamkę-powiedział ojciec. Dom wydał się duży Zbudowany z grubych belek . Okna rzeźbione barwnymi ptakami przyciągały z daleka wzrok,a dym pachniał jakoby skwarkami Chciało mi się jeść. Drzwi otworzyła na oścież ciocia,aż róg łosia na nich zakołysał się .Mąż poprowadził konia na łąkę,zaraz wróci.

Nie zdążyliśmy się rozejrzeć jak Nadia-tak się ciocia nazywała-postawiła na stół gliniany garnek i dwa drewniane kubki .Częstujcie się mleczko chłodne,powiedziała i zniknęła za drzwiami. Piliśmy mleko rozglądając się , uwagę skoncentrowałem na drewnianych rzeźbach głuszców,rysi i rudej wiewiórki. Skrzypnęły drzwi i na progu stanął jej mąż . No nareszcie przyszli,witajcie!Z niekłamaną radością ścisnął rękę ojcu, a mnie podniósł aż pod sufit. Uroczo u was,duży las,a obok rzeczka. Tak potwierdziła ciocia,żyć i nie umierać. N a stół postawiła smażone borowiki, a jej mąż butelkę samogonki .Po obiedzie aż do wieczora chodziliśmy po brzegu rzeki,wiłą się ona wśród złocących się zagajników jak niebieska wstążeczka, w jej torfowych odnogach i bagiennych zatoczkach brodziły siwe czaple i ganiały się stada kaczek. Przed oczyma roztaczały się czarodziejskie pejzaże jesieni,a my słuchaliśmy jego opowieści o mądrych bobrach i ich budowlach. W zaroślach olszyny pokazał nam również legowisko wilków i innych płochliwych zwierząt i nieufnych ptaków..

Wydawało się ,ze tam nigdy nie był człowiek,Pod stopami trawa syczała i unosiły się niebieskawe bąbelki,a ziemia jakby stękała To torfowiska,w nocy po nich biegają świetliki,a ludzie mówią,ze duchy harcują. I dla tego tu raj dla zwierząt i ptaków. Unikały tych miejsc granatowi policjanci,nie wchodzą tu tez enkawudziści. Wypita wódka przy obiedzie dodawała mu animuszu.I niepostrzeżenie zaczął opowiadać o swoim ojcu Z wojny polsko-bolszewickiej wrodził on bez prawej ręki,poraniony i całkiem chory. Tez pracował w lesie dziedzica,a dziadek jego to był zaufanym gajowym bratanka Pilsudzkiego i pomagał jemu nogę wkładać do strzemiona. Tak mu język rozwiązalna gorzała,ze o swoim ojcu zaczął mowie z poboczną godnością Był znawcą przyrody,daleko mnie do niego powiedział i uszczypnął mnie za policzek. Każde zwierzę ,każdego ptaka po glosie poznawał i rozmawiał z nimi. Zmieniłem się w słuch,a on cicho ciągnął leśne opowieści..Pewnego wiosennego poranka ojciec zabrał mnie do lasu. O tam,wskazał zieloną ścianę grubych stuletnich sosen,szliśmy przez nie daleko,za do czarnego stawu i wtedy ojciec zaczął wyć. Żałobnie i rozciągliwe. Powyje ,powyje,a potem wsłuchuje się w ciszę leśną. I wśród tej ciszy nagle z rożnych stron odezwały się głosy wilcze! . Wilków po wojnie było bardzo dużo. Jednak nie wchodziły w jego rewiry, gdyż donośny wilczy głos leciał aż na drugi brzeg jeziora I wszyscy w lesie wiedzieli,ze `to wyje najsilniejszy przywódca stada , mój ojciec-powiedział dumnie Szedł kilka minut w milczeniu łamiąc w ręku suchą gałąź sosny.Prowadził nas w kierunku gęstych klonów.. Jak bardzo on kochał te drzewa -powiedzial w smutnej zadumie.Posadził je z matką przed wojną .W nagrodę dał mu dziedzic dubeltówkę i 30 złotych zloty . Za pieniądze te kupił nam krowę i konia . Z dubeltówką chodzi teraz komisarz rejonowy ,a zwierzęta zabrali do kołchozu, pozostawili mnie tylko wspomniane..Na Syberię jestem dla nich za stary.Staliśmy już na leśnej polanie, przed nami było maleńkie pole Tutaj ojciec sadził ziemniaki,siał owies,a teraz leży na skarpie przy samym lesie.I prowadził do niego.

Szliśmy w milczeniu .Wujek zdjął czapkę i my tez. Ojciec prosił -powiedział żeby zamiast krzyża,posadzić nad jego grobem klon. Spełniłem jego prośbę,powiedział w zamyśleniu wujek i przeżegnał się.,ojciec wtedy objął go.I tak wpół objęci w milczeniu wracali do domu,dreptałem obok nich. W miękkich promieniach zachodzącego słońca świeciły złote liście młodego klona niby znicze żywego pomnika postawionego mądremu ojcu przez szlachetnego syna.Oddalaliśmy się od niego ,a przed nami wyłaniał się dom dom.Na ganku stała ciocia i zapraszała na kolację. W talerzach parowały ziemniaki i pachniała czosnkiem smażona kiełbasa.Wujek postawił znów butelkę gorzalki i powiedzial do ojca:"wypijemy na pobiel naszych wrogów."był to początek 1940 roku,a toast spełnił się dopiero za rok kiedy sowieci zmykali od nas w popłochu,a Niemcy ich gonili w głąb Rosji, Po sześćdziesięciu latach pojechałem tam ze swoją przyjaciólką Opisane miejsca zmieniły wygląd do niepoznania, stalinowska powszechna kolektywizacja kresów oraz totalna melioracja terenów zdewastowała krajobraz,lasy wycięto w pień,a po klonach zostały tylko wspomnienia.


Wiecej: http://www.eioba.pl/a/3vpo/klon#ixzz226533znP

0 komentarzy
30-07-2012

bachir, 10 Lipca 2012, 12:26
Zawartość merytoryczna, styl lub forma tego materiału mogą odbiegać od standardów przyjętych w dziennikarstwie.



Tliły się zgliszcza domów,na polach stygły spalone czołgi,,a niedobitki w zagajniku rany bandażowali , marchew im nosiłem , braciszek to wypaplał . Pojechali i automatami wysiekli ich ,a buty ,zegarki sprzedali za bimber .Bimber ważniejszy od złota był wtedy,animuszu dodawał,a innym życie ratował.
Enkawudziści z miejscowymi partyzantami-jak psy myśliwskie szukali niedobitków i kolaborantów. Na liście ich gończym figurował ojciec ,legionista, sklepikarz ,faszystom krowy hodował i akowców dokarmiał-to wróg wladzy sowieckiej-okrzyknięto, odwiedzał nas tylko w nocy. pukał cichutko w maleńką szybkę .Mama, nie zapalając lampy otwierała drzwi, przytuleni szeptali o ucieczce do Polski. Skoro świt żegnał się ,pilnuj mamy mówił , jego szybkie tup tup rozlegało się za oknem i ginęło za górką , koczował w stogach siana, w leśnych ziemiankach , na kolei pracował pod przybranym nazwiskiem

Pewnego razu po jego odejściu, załomotano w drzwi !
Otwieraj-rozległ się groźny rozkaz. Otulona prześcieradłem otworzyła . Do izby weszło dwóch oficerów. Gdzie mąż -pytali, wymachując naganami. Nie wiem-wyszeptała drżącym głosem- i zaczęła szlochać i my też. Spokój rykną jeden z nich groźnie aż ciarki po plecach przeleciały .
.. Na strychu przewracali tobołki, zaglądali do kurnika, pruli słomę bagnetami,
Matce zadzierali sukienkę na głowę, krzyczałem "tato, ratuj mamę",a siostra chlipała i po łydkach sikała ze strachu.
Gdzie ma kryjówkę? -do lagrów wyślemy jak nie powiecie- straszyli. ! Na wojnie , odpowiadała . Łżesz suko ! Krzyczałem,tata na wojnie,na wojnie. Spokój zarazo,rykną jeden strzelając w sufit
. ,a potem pchnął mamę na siennik.
Nie ,nie,krzyczała, z mężem jak było- rechotali? .
Słońce zaglądało do okna, a mama leżała skulona,włosy potargane , z siennika wystawała słoma,dygotała i cichutko popłakiwała .Nie płacz mamo pocieszałem,tata ich pozabija,całowaliśmy jej łzy i szorstkie dłonie z popękanymi odciskami od pracy ,Nie palacz,prosiłem,a niedojona krowa ryczała , ktoś nas zdradził ,mówiła nalewając do kubków mleka,usta miała spuchnięta,a oczy pełne łez.. Żyliśmy w strachu i osamotnieniu. Sąsiedzi unikali nas , bali się enkawudzistów.
.Zanieś ojcu do kryjówki jedzenie,biedaczek nie jadł pewnie pięć dni,szedłem do niego przez Majsiucino ,a tam pojmali sołtysa, w 1941 roku wydał Niemcom ukrywających się bolszewików. ,wlekli go na rozstrzał , wartownik na moście ,kiedy chciałem przebiec na drugą stronę rzeki, tam w stogu ,ojciec głodny czekał -warknął nie -nie wolno i wycelował na mnie pepeszkę.
Za bimber,duszę diabłu odda-powiedziała staruszka z chatki nieopodal rzeki. Mam kropelkę z wywarem maku ,wypije i uśnie,a ty przejdziesz .Uradowany dał konserwę amerykańską i jednym haustem opróżnił butelkę , ułożył się na trawie z automatem na piersiach i śpiewał czastuszki ...
- ,zanieś konserwę ojcu,niech zmyka puki żyw, jutro z psami będą szukać.. Rusak bełkotał do pustej butelki, o obławie, po czym zwinął się w kłębek i mamrocząc zasnął.

Nie zdążyłem się oddalić, z krzaków wyłonił się Niemiec z wilczurem . Szedł w kierunku drzemiącego ,a pies prężył się do skoku,ogonem kręcił , czołgał się .

Rosjanin , chrapał jak lokomotywa,a Niemiec klęczał przed nim z podniesionymi rękoma i darł się:" Hitler kaput,rus Gut.Wreszcie zerwał się,chwycił pepeszkę, serią skosił Niemcu głowę z szyi. Zraniony pies ,skowycząc potoczył się w krzaki.

Ciągaj Niemcu buty, rozkazał,sam przeszukiwał jego ubranie ,plecak, zabrał z ręki zegarek , pierścionek ,bransoletę i wisiorek zerwał z pokrwawionej szyi.Nadbiegła babcia z butelką bimbru,

?oddaj nam coś mu zabrał,a dostaniesz gorzałę?rzucił jej pod nogi te kosztowności,chwycił butelkę i haustami ,aż w gardle bulgotało, pociągał.Potem ściągnął brezentowe,podziurawione buciory,a nałożył skórzane połyskujące Niemca,zakopać faszystę - powiedział i zepchnął go do rowu.

Nadjechali gazikiem oficerowie,wskoczył do nich śpiewając,machał pepeszką i obiecał,ze z Berlina worek zegarków przywiezie,a mnie podaruje nowe buty Hitlera.

Babcia przyniosła łopatę, zasyp go synku, nie mam sił na to. Rzucałem piasek,a wilczur skomlał w krzakach ,a babcia modliła się i czołem bila w ziemię Mój syn ucieka tez gdzieś przed ruskami- płakała na klęczkach .
.
Ojcu opowiadałem o tym wydarzeniu ,tulił mnie ,czułem jak jego serce kołacze.
Nic tutaj po mnie,trzeba wiać jak najdalej- Opiekuj się rodzeństwem,pomagaj mamie. . Pocałował w czółko,z woreczkiem na plecach pomknął w zagajnik. Smutek jak ta mgła znad rzeki otulał,a łzy zasłaniały oddalającego ojca
Na grobie Niemca babcia kwiaty kładła , jej siwe włosy błyszczały niby korona przenajświętszej, w moczarach wilczur zawodził żałośnie ,bądź dzielnym pocieszała , biegłem bosy na przełaj do domu..
. Na podwórku ,nad mamą enkawudzista naganem wymachiwał, wyrwał z rąk chleb i ryknął:" Skąd to masz?Od babci -odpowiedziałem. Rzucił nim w mamę i poszedł na wieś szukać ojca.
Musimy wiać,-powiedziałem , a braciszek przestał chlipać i podniósł mój chleb.
Uciekniemy do Adamowic ,tam dom po babce-powiedziała mama-po czym podzieliła na kawałeczki chleb i każdemu dała.

Od tego wydarzenia minęło kilka dni.
Wilczur wykaraskał się z ran, na trzech nogach przykuśtykał na grób pana swego, nie jadł , z tęsknoty umarł mówiła babcia.
Pogładziłem błyszczące futerko i zasypałem piaskiem obok jego pana ,a szosą podążali czerwonoarmiści na Berlin,śpiewały katiusze i grali na harmoszce
Dwóch przyjaciół ukryłaś przed złym światem mówiła babcia .,wierność psia do grobowej deski, dorośniesz to zrozumiesz,w rozłące takim nie sposób żyć. To jak ja bez do taty ,też umrę -wyszeptałem.Nie umrzesz,bóg was ocali, powiedziała chlipiąc..
Leciały bombowce, niby stada olbrzymich kruków . Szosą parły czołgi wzniecając chmury kurzu,a obława na wrogów wladzy radzieckiej trwała,w zagajnikach rozlegały się serie z automatów i ujadanie psów... obejrzałem się odruchowo na mogiły przyjaciół ,piasek na nich połyskiwał w promieniach zachodzącego słońca,a babcia przy swojej chatce czekała na mnie,dała pół bochenka chleba . Biegłem z nim co tchu do domu.

Na podwórku enkawudzista naganem wymachiwał znów , mnie zobaczył i ryknął:"gdzie ojciec" nie znaj-odpowiedziałem,znajdziemy go i rozwalimy jak tego sołtysa!

Musimy wiać do Adamowic ,tam dom po babce,mówiła mama i dzieliła między nami przyniesiony chleb .

Jaka miłość ważniejsza ,pytałem mamy?Taka,co nigdy nie rdzewieje, jak nasza, dorośniesz,to pogadamy ,a teraz zmykaj na łąkę po szczaw ,jutro uciekamy.

Jak złowrogie ptaki leciały bombowce, łąka drżała . Szosą parły czołgi wzniecając chmury kurzu,a po zagajnikach biegali enkawudziści ,rozlegały się serie z automatów.,boże ocal tatusia szeptałem patrząc w niebo,a ono huczało od samolotów z gwiazdami na skrzydłach.

Do Adamowic polnymi dróżkami zmierzaliśmy z tobołkami na plecach ,mama prowadziła krowę, a my za nią na bosaka człapaliśmy gęsiego, w pewnym momencie zatrzymała się,przeżegnała patrząc na strzechy słomiane naszej zagrody,chowały się za wzniesieniem, brat i siostra popiskiwali -'chcemy do domu? Nie plączcie zaraz krowę wydoję ,mleczka popijecie -pocieszała

W chałupie po śmierci babci nikt nie mieszkał .Socha drewniana i brona podpierały ścianę,a na dachu bocian piórka czyścił , na podwórko krowa zaryczała,wtedy bocian załopotał skrzydłami.Wita nas ,to dobry znak, wujek dopiero za tydzień z jadłem i ziarnem przyjedzie , prócz chleba, soli i mleka nic więcej nie mamy,pójdę do lasu po grzyby i jagody, pocieszałem mamę.

W lesie runo było obfite, grzyby same wskakiwały do koszyka.Pewnego razu na polanie leśnej znalazłem konia,był przywiązany do drzewa do drzewa długa linką ,wydeptana i wygryziona trwa ,korę obgryzał , a dalej wozu z grantami karabinami stał

Ciągnąłem konia za uzdę do domu,koszyk grzybów w drugiej ręce,a mazer na plecach, łapczywie skubał trawę i nie chciał iść ,wio,wo wołałem, ale nie rozumiał po naszemu Nazwałem go Niemcem.

Nie mieścił się w chlewie, stał w stodole, położył się pewnego razu na klepisku i już nie wstał, trawę jadł z ręki i patrzył na mnie,a potem tylko chrapami ruszał. Niemca ratuj, prosiłem dziadka , obejrzał go i powiedział ,że Niemiec kaput , ściągnąć skórę i uszyć z niej buty,a mięso rozdać głodomorom! Przeżegnał się ,po czym machnął kosą.Mama zasłoniła dłonią moje oczy, przez szparki palców widziałem , jak krew rozlewała się po słomie,a kopyta ryły klepisko.

Gospodarz bez konia, jak szewc bez butów,powiedział dziadek,a mnie zrobiło się smutno. Zbliżała się jesień ,trzeba orać i siać żyto,a bez konia jak? .

Mama ,jak wujek ziarno przywiózł, za bimber kupiła od żołnierzy czarną szkapę ze strupami .Stała obok pieca chuda jak szczapa ,smarowałem ją maścią z leśnych ziół ,do wiosny wydobrzeje-pocieszał dziadek.Za oknami szalała śnieżyca,mroź murował okna,a ona miała ciepło , smarowałem co dziennie ,z utęsknieniem czekałem na wiosnę ,a Ojca widziałem tylko we snach. ,jak uciekał , chował się w stogach siana ,stanąłem przed nim w butach ze skory Niemca dopiero po wojnie w Polsce, dziadek. uszył nam przed wyjazdem do nowej ojczyzny !



Wiecej: http://www.eioba.pl/a/3vwe/nie-placz-mamo#ixzz22629IPHB

0 komentarzy
Znajomi
Lista znajomych jest pusta.
Akcja
Akcje dostępne są po zalogowaniu.
Oceń
Oceny dostępne są po zalogowaniu.
noir Sąsiadujące profile Euredyka


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:39.

 
Powered by: vBulletin Version 3.5.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.