menu

senior.pl - aktywni w każdym wieku

Wróć   Klub Senior Cafe
Zarejestruj się FAQ / Pomoc Szukaj Dzisiejsze Posty Oznacz Fora Jako Przeczytane

04-06-2010 20:04

Tak daleko,chociaż za miedzą jesteś. I
tęskno, gdy ciebie braka , dusza jak skrzypce łka. I o miłości wspomina,którą zabrał zły świat
Ach, przestań łkać samotnie! Lepiej we dwoje ,w milczeniu,jak za dawnych lat , skrzyżować oddechy. Nie ważne ,ze kawa w filiżankach ostygnie,w oczach naszych znajdziemy ciepło ! I chociaż nic dwa razy się nie zdarza. Nie ma podobnych uniesień, jak podobnych dni ,ale daleko ,za miedzą są twoje piękne oczy,a samemu kawa nie w smak. A oczy te, jak niebo nad Adriatykiem widzę z daleka , jak samotny ptak kreślę w nich ósemki.
I ręce na tobie znów spleść i pogładzić pukiel włosów wtedy pragnę.,a ciebie brak. Czy ten los,co rozdziela ,będziemy oskarżać?I na wzajem się przepraszać?Przecież spotkań niebo, nam jeszcze nie odbiera!
Może ostatnie miłości takie j=tylko są na tym podłym świecie?I łkają na skrzypce,a ty daleko za miedzą ukryta nie słyszysz jej płaczu. Tylko w gwiazdach zasypiasz i we śnie wśród nich wołasz,a ja spieszę ku tobie,by nie ostygła znów kawa w porcelanowych kubeczkach I wiem,ze w oczach twoich ujrzę promień złoty i usłyszę łoskot fal Adriatyku. Przyjdę i następną nocą, gdy zawołasz by sączyć kawę wśród gwiazd. .Strzegą one naszej niedokończonej ballady księżycowej ,bo tylko tam epilog i przeznaczenie,Tam jest harmonia serc i umysłów..Tak daleko ,za miedzą na jawie,a tak blisko w marzeniach i snach.

30-05-2010 13:01

Szybko płyną lata, w sercu coraz więcej smutku,tęsknoty i żalu. .Wtedy wspomnienia przed oczyma ,jak białe róże rozkwitają i prowadzą na ścieżki leśne,na brzegi rzeczki rodzinnej ziemi. I chociaż czas starł tam moje ślady i zniekształcił krajobraz ,to idę po nich, jak wtedy gdy miałem siedem lat ,słyszę krzyk żurawi , czuję zapach czeremchy.I widzę też wujka,jakby to było dopiero wczoraj.

Wujek kochał wielką miłością przyrodę i swoją zagrodę. Mieszkał na skraju lasu. Pewnego razu spotkałem go na torfowych łąkach. Świstały kosy, w gorze wtórzył im śpiew skowronka. Sianokosy,synku,powiedział wujek ostrząc kosę. Poczekaj troszeczkę , a pójdziemy do lasu ,coś ci tam pokażę. Była piękna ,słoneczna pogoda. Zielone pachnące żywicą smukłe sosny stały w zasięgu mojego wzroku.

W lesie zobaczyłem łosi. Przywódca stada podniósł wysoko rozgałęzione poroże i nie spiesząc się szedł, za nim podążały pozostałe. Kiedy podeszliśmy bliżej,wodz zatrzymał się , z uwagą obserwował nasze ruchy. Wujek wpatrując się w stado rzekł,poczekajmy minutkę. Chyba jest mój Paszka- wskazując palcem na ostatniego z rzędu, powiedział z usmiechem. . Zostań,pójdę sam do niego. Z uwagą obserwowałem bieg wypadków,czegoś takiego nigdy jeszcze nie widziałem. Wujek wolnym krokiem podążał w kierunku stada wołając ,Paszka ,Paszka,chodź tu do mnie!Wtedy łosie zaczęły szybko odchodzić. Tylko jeden z błyszczącym porożem ,stał na miejscu. Śmiało ruszał uszami i przyjaźnie spoglądał na zbliżającego się wujka Paszka,nie poznajesz mnie,spokojnie powiedział wojek. Wtedy łoś zaczął zbliżać. Szli ku sobie coraz bystrzej i bystrzej.

Stary przywódca stada obejrzał sie jeszcze raz na skraju leśnej łąki. Z wielkim jakoby zdziwieniem spoglądał na swojego pobratymca kumającego się z dwunożnym ,odwiecznym ich wrogiem .Kiedy Paszka był w zasięgu reki,zabawnie wyciągnął mordę na spotkanie. Uszy jego , jak nożyce strzygły powietrze. Tak chyba wyrażał radość. Wujek ostrożnie gładził go po grzbiecie,a on ocierał się o niego i dotykał grubymi wargami kieszeni. Wujek tłumaczył,rozchylał ręce,ze nic dla niego dzisiaj nie ma do jedzenia..Ręką zawołał wreszcie mnie. Cichutko,z duszą na ramieniu szedłem do nich.,ale Paszka wnet mnie zauważył. Im bliżej podchodziłem ,tym bardziej był niespokojny..Wujek gładził jego najeżoną sierść. Spokojnie,spokojnie ,to swój. Strach jednak przed nieznajomym maleńkim człowieczkiem okazał się silniejszy od dobroci wujka. Łoś machnął garbato-watą głową,jakby zegnał się i pobiegł w głąb lasu.. Staliśmy w milczeniu odprowadzając go wzrokiem .Poznał mnie,a nie widziałem go od wiosny..Niebieskie oczy wujka świeciły radością, kiedy zaczął opowiadać jego historię .Maleńkim niemowlaczkiem trafił w jego ręce..Jechał wozem leśną drogą. Brzozy pachniały wiosną. Trawa bujnie szła w gorę,a mech się zielenił. Na zakręcie,toż przy skarpie koń zaniepokoił się,strzygł uszami. Czego się boi-pomyślał wujek i zaczął rozglądać na boki. Przy drodze zobaczył nieruchomo stojącą lochę. Nie uciekała,a pokornie spoglądała na wujka,W jej oczach dostrzegł jakby błaganie o pomoc. Stało się jakieś nieszczęście? Losicha powoli odwróciła się i zaczęła odchodzić. Wujek szedł za nią kilka metrów i zatrzymał się Wtedy ona też stanęła i smutnym wzrokiem jakby prosiła,pomóż mi

,wołała go prowadząc w głąb lasu..Idzie w rejon partyzanckich ziemianek ,pomyślał wujek. Tam ojcem mój w 1944 roku nim uciekł do Polski ,ukrywał się przed enkawudzistami. Pod dużą jodłą zatrzymała się i wydała głos podobny do westchnienia. Nisko skłoniła głowę i zaczęła coś tam lizać. na ziemi. Kiedy wujek zbliżył się , odeszła na bok i zamarła w oczekiwaniu. Obok drzewa zobaczył zerwany mech i miotającego si ę w jamie maleńkiego łosi czka Kiedyś tu była ziemianka. Zarosła mchem,drewniane stropy runęły. Zwierzę było kilka dni po porodzie,Wpadło w jamę i ściśnięte starymi korzeniami miotało się, matka nie mogła mu pomoc. Mały nie mógł stanąć na własnych nogach. Za każdym razem odmawiały posłuszeństwa..Trzeba zabrać do domu inaczej zginie,postanowił wujek i popatrzył na strwożoną matkę. Śledziła go zza drzew niespokojnym wzrokiem..Na rękach niósł małego do wozu,a matka szla za nim z tyłu..Zrozumiał,ze zal jej było swojego dziecka. Lecz inaczej nie mógł postąpić. Jego syn Lonka nazwał małego łosia Paszką. Poił mlekiem z butelki,karmił chlebem i soczystą trawą. Paszka szybko się przyzwyczaił do nowych warunków .Kiedy podrośl i ośmielił , często chodził z nim po ulicy..Wyjątkowo radowali się ze spotkania z nim dzieci. Karmili łakociami,a mały ochoczo korzystał z ich gościnności. Rósł jak na drożdżach,przeobrażał w dorodnego młodzieńca. Nogi wyprostowały się , szyja okrzepła..Był spokojnego usposobienia,nikogo nie krzywdził. Nawet kotu ustępował drogi..Trudno było tylko poradzić z Szarkiem .Na każdym kroku obszczekiwał go. Paszka był podobny do cielaka, ale krowa go też nie chciała .Podchodził do niej i próbował baraszkować, machając rogami odstraszała od siebie..Pewnego razy Wujek wybrał się na ryby i Paszka poszedł z nim. Kiedy podeszli do rzeczki, Paszka pierwszy wdepnął w wodę,pierwszy raz ją widział i myślał,ze to droga. Machał nogami i ledwie wydostał się na brzeg. Żyło się Paszce pod dachem wujka wyśmienicie,.Jednak zew krwi ciągnął do lasu. Tam przeobrażał się w dzikie zwierzę. Wąchał,nadsłuchiwał. Próbował jeść korę osiki i młodych sosenek. A kiedyś paszka poszedł w las i długo nie wracał,.Syn wtedy nawoływał i szukał swojego przyjaciela. Za kilka dni,późnym wieczorem Paszka wrócił. Spacerował po podwórku,lecz nikogo nie spotkał..Wtedy podszedł do świecącego się okna syna i grubymi wargami zastukał w szyby. Domownicy witali powrót jego z radością. Ale wujek już wiedział,zwierzę wcześniej czy później i tak pójdzie w las. Zawiesił mu na szyję pamiątkową obrożę. Jesienią Paszka wyrośl. Z sąsiednich wiosek i szkoły przyjeżdżali na niego popatrzeć. Denerwowały go jednak te odwiedziny. Uciekał od ludzi,szukał spokojnych,cichych miejsc. Złote barwy pokrywały drzewa,a Paszka spoglądał coraz częściej w stronę lasu i pewnego wieczora odszedł tam na zawsze. Rodzina z tym się zgodziła,wiedziała,ze on tam nie zginie. Las jest jego prawdziwym domem. A każdy przecież za takim tęskni..Kilka razy potem wujek spotykał na tej polanie swego przyjaciela. Śmiało szedł na jego spotkanie. Ochoczo przyjmował poczęstunki. Wyjeżdżając w pole zawsze brał do kieszeni kawałek chleba,garść soli. którą wyjątkowo uwielbiał zlizywać z dłoni. Dwa lata minęło od czasu,kiedy ostatni raz Paszka zlizywał mu sol z dłoni. Byłem mimowolnym świadkiem ich ponownego spotkania. I mocno utkwiło ono w pamięci I teraz dobrze wiem.,że mimo upływu czasu ,przyjaciół poznanych w biedzie i nieszczęściu. ,nie sposób zapomnieć. Między ludźmi z tym jednak rożnie, miłość bliźniego zdewaluowała się..Od tego wydarzenia upłynęło 70 lat, człowiek człowiekowi wilkiem stał się. Tamte przyjaźnie z nad brzegów mojej rzeki, dawno spłynęły do morza. W 2006 roku stanąłem nad jej wodą i zdrętwiałem z przerażenia. Nie była to niebieska wstążeczka wijąca się wśród łąk . Płynęła mętna skażona ściekami ciecz Zginęły tamte lasy,moczary,tylko wiatr hulał po pustych zachwaszczonych polach,Siedziałem na kamieniu ze łzami w oczach. Wtedy moja przyjaciółka podroży Ania rzekła ,ludzie odchodzą ,a wspomnienia o nich zostają , może zabrać je tylko śmierć. Ale tobie nie pozwolę umrzeć.,musisz być ze mną!Prócz wspomnień mamy siebie i nadzieję,a przede wszystkim podroży. Kto podróżuje żyje dwa razy dłużnej!

24-03-2010 23:10

Rok 1944 był niełaskawy. Ojciec ukrywał się przed enkawudzistami, bo nie chciał dzielić losu braci na Syberii. Odwiedzał tylko nocą i szybko zmykał ,.A nam bieda zaglądała w oczy ,przedwojenne zapasy ze sklepu wyczerpały się . Tylko ziemniaki w łupinkach,kwas chlebowy i zupy z pokrzywy były głównym pożywieniem!Od tego czasu patrzę na nią z ukosa ,chociaż zaprawiona śmietanką jest nader pożywna .Ale wtedy morzyła głód , kiszki przystawalny grać marsza. Modliłem się z matką o lepszą strawę , o opiekę nad ojcem Jednak modły nie docierały do nieba. W drzwi walili kolbą i wrzeszczeli otwierać! Na strychu szukali ojca.,a on po drabinie złaził i umykał w pole. Wściekli , matce zadzierali sukienkę na głowę,przewracali na podłogę i wchodzili na nią jeden za drugim. Siedziałem na piecu z bratem i wolałem: "tato, ratuj mamę." Nadchodziła chłodna jesień, błoto na drodze,a rzeka wyrywała się z brzegów ,zrywała mosty,zalewała drogi i pola.Enkawudziści dzięki temu, nie mogły nas nawiedzać.. Zima zbliżała się szybko,wiatr zrywał ostatnie liście z drzew. A kiedy tylko przygrzało słonko, biegałem po runo do lasu .Stare baby bały się tam chodzić,mówiły,ze dziedzic nieboszczyk jeździ na białym koniu i wymachuje szablą. Enkawudziści rozstrzelali go za 1920 rok.Ojciec tez , razem z nim wojował. I dla tego uciekał tez przed nimi.Podczas rewizji zabrali jednak szablę, wisiała obok ikony,a on zdążył wyskoczył przez okno i pomknąć do stogów siana nad Berezynką. Mamę podskubywali,lecz wyrwała się im z rąk i pobiegła tez rzeki, Darłem się w wniebogłosy.Dopiero jak odjechali dziadek przyszedł mnie pocieszać.I radził więcej robił zapasów na zimę.

Zbierałem grzyby i rozglądałem się, za dziedzicem na białym koniu ,ale w okol panowała cisza,tylko dzięcioły waliły dziobami w sosny.Z koszykiem grzybów i woreczkiem orzechów wracałem do domu.Przynosiłem tez borówki .Mama suszyła i kwasiła grzyby, borówki wkładała w drewnianą beczułkę i mroziła na ganku. A zimą rozgrzewała, stawiała na stół .Gośćcie się ,jeśli łaska ,mówiła do nas ,chowając dłonie z szorstkimi odciskami pod flanelowy fartuch. Był dziurawy i stary jak ten dziadek,co uczył mnie kosić siano i klepać kosę. Szkoda go wyrzucać, przypomina dobra czasy-mówiła A jej pokaleczone dłonie, wyzierały dziwacznie przez te dziury i żal mi ich było .Tak czule gładziły, gdy bylem smutny . Tez miałem bąble od pracy .. Pomagałem w polu , rąbałem drzewo ,miąłem żyto w żarnach. Bez zapasów żywności i drewna ludzie umierali zimą .Ponadto choroby zakaźne ,jak złe duchy nawiedzały wsie i wędrowały z chałupy do chałupy. Na szczęście,do nas zaraza nie dotarła. Młodszego brata i siostrę trzymała mama na piecu.A oni wołali, chleba ,chleba. Od ich skomlenia głowa bolała. Zbierałem runo głównie z myślą o nich! Moje jagody były czyste i rumiane. Roztapiały się w ustach. Z chlebem i gorącymi ziemniakami to czysty rarytas!Jesz i wydaje się, jakby aromatyczny kawałeczek lata był na języku . Brat oblizując się , wolał,mamo daj więcej ,daj więcej. To był taki mały żarłok. Oj ,miałem z nim kłopotów wiele innych. Raz włożył do pieca zapalnik od rosyjskiego granatu. Piec się nie rozwalił, lecz garnek z ziemniakami szlak trafił,a krowa ze strachu przewróciła mamie wiadro z mlekiem. Za wybuch ja oberwałem , za małego dostawałem chłostę nie jeden raz.Za co?,bo nie pilnujesz go-odpowiadała matka .Od wybuchu braciszek zachorował. Wyleczył się naparem z borówek.Na wsi mówiono ,ze są od wszystkich boleści. Chorowałem na wąsy,ale napar z nich nie pomógł ,wyrosły dopiero w Polsce. Lisice borówki zastępowały znakomicie herbatę . Dekorowały ikonę i pachniały lasem. I to była tez moja zasługa. Dziadek, popijać herbatę ,powiadał , ze borówki są długowieczne, jak dęby za stodołą. Takie przycupnięte do mchu i tak długo żyją,a ludzie znikają, chociaż są więksi ,dlaczego pytałem dziadka?Bóg tak chce-odpowiadał. Niesprawiedliwość była,jest i będzie . Kto ma władzę, ten gniecie. Wypił herbatę , otarł rękawem siwą brodę i odszedł. Prawdę tę zrozumiałem dopiero w Polsce , doświadczałem na własnym grzbiecie, oglądając niebo przez pięć lat przez kraty więzienne. Teraz podstawowym kryterium prawdy są tylko moje doświadczenia. Po wyjściu na wolność, przestałem wierzyć w sprawiedliwość i inne takie duperele, o których teraz tak głośno, ze głowa mała. Wartości spowite miłością bliźniego w ustach polityków to szydercza kpina.Zycie za Bugiem oraz doświadczenie w Polsce unicestwiły wiarę w sprawiedliwość.Słyszę i chichot historii z pól bitewnych, na których ginęli moi wujkowie, słyszę świst kul nad głową,a jedną noszę w ramieniu. I ona nauczyła rozumu, ze dla drani w ławach rządowych nie warto nigdy nadstawiać głowy. Kowalski jest tylko do modlitwy,wyborów,pracy ,a do rządzenia to oni wybrańcy ludu.I co nasi wybrańcy na przestrzeni dziejów , dla kowalskich dobrego uczynili?.Ale nie zabraknie fanatyków,naiwniaków.Pójdą ginąć za naszą i waszą wolność,za honor,ojczyznę i katolickiego Boga. Za takie hasła od kul bolszewickich zginął wujek Andrzej, a drugi siedział w łagrach syberyjskich.Tylko ojciec miał szczęście wyrwać się z ich szponów. I w tym kontekście,kiedy patrzę na ro spasione twarze rządzących ,jak opluwają się na wzajem,by utrzymać się przy żłobie,a kowalskiego mają w tym miejscu,gdzie plecy kończą szlachetną nazwę,to właśnie słyszę ten rechot historii,a nóż sam się w w pięsci zaciska

03-03-2010 02:04

Matka Jezusa była wzorową gospodynią żydowską i spełniała wiele posług rodzinnych zgodnie z wolą bożą. Gdyby współczesne żony wykonywały tak gorliwie obowiązki nie byłoby tyle rozwodów,a mężowie nie zaglądaliby do sąsiadek Obecna dama woli telewizor i wibratorem między udami niż pieczenia chleba .A Maria wstawała przed świtem I na paluszkach by nie obudzić starego Józefa zmykała do kuchni,a duch święty chuchał w palenisko,by ogień zapłonął. Gotowała na nim zupkę ,a duch wsadzał w jej garnek palec i smakował i mieszał,był wszak odpowiedzialny za zdrowie małego Jezu ska bardziej niż stary impotent Józef. W powietrzu unosił się zapach przypraw,że głowa mała i wzbudzał pragnienie ,a on wciąż mieszał ,aż Maria rzekła dosyć .Za oknem rozlegały się odgłosy wielbłądów i pokrzykiwanie karawaniarzy spieszących na targ .,a święta rodzinka w skupieniu siorbała z cedrowych talerzy zupkę. Po śniadaniu Józef znów heblował deski w pocie czoła ,a Maryja odprowadzał synka do szkoły w synagodze. A potem ,kiedy stary mąż chrapał pod palmą kokosową duch napełniał jej lampę oliwą w dowód,ze jest oblubienicą Boga,a ona pochylona nad cedrowym korytkiem ugniatała ciasto na chleb i modliła się" niech się stanie wola twoja mój umiłowany królu i władco. Moja dziewica należy do ciebie i spraw by była w twoim niebie na zawsze!I po takiej modlitwie w jej oczach mąż widział siódme niebo i anielski uśmiech na różanych ustach Pracowała wtedy jak pszczółka. Biegła po zakupy na rynek(dzieje17:17)W drodze powrotnej powtarzała wersety o wielkiej miłości ducha świętego,a serce płonęło w świętej ekstaza .Na jej widok mąż się rozjaśniał uśmiechem i dalej heblował cedrowe deski na skrzynkę dla rabina. I mruczał pod nosem,ze ma zaradną ,oszczędną i wierną żonę ,która tylko z duchem świętym się spotyka. Nie tak jak inne ladacznice,co biegają za legionistami rzymskimi i rodzą bękartów niewiadomego pochodzenia. Maria chodziła tylko do studni po wodę,gdzie rozmawiała z innymi kobietami o duchu świętym i zwiastującym aniele. Opowiadała jak w nocy,gdy mąż chrapie na palmowej macie napełniają ją bożą rozkoszą. Wielką jakiej nie doznała ,nawet w noc poślubną z Józefem . Pranie nad strumieniem tez sprawiało jej radość. Wypłukane gacie męża i majteczki dzieciątka suszyła na krzakach ciernistych i skalach .A Jezus w tym czasie w synagodze prowadził uczone rozmowy z rabinami. W nauce miał same piątki , nie rozglądał się wracając do domu za młodymi żydówkami .Nie podglądał tez matki w nocy jak rozmawiała z duchem świętym .Rosół jak na drożdżach ,coraz bardziej wkurzał swoją mądrością rabinów i agentów imperium pogańskiego Idąc do domu na obiad myślał jak rozwalić zgniły imperializm cesarza i pobudować sprawiedliwy ustrój. Jedli obiadki skromnie i nie na złoconych talerzach jak jego obecni namiestnicy .Chleb,warzywa,ser i suszona ryba,a do popicia podawano chłodną wodę. Popijał i myślał o zamianie jej jednak w wino. I cudu tego dokonał ,kiedy woda z tej studni zbrzydnie mu jak stara baba młodemu . I chociaż matka mu wpajała,ze tylko woda zdrowia doda ,on jej nie usłuchał i fuknął" a co ci niewiasto do tego"I zamienił w wino przednie ,polało się ono strumieniami "w gardła wasze,za zdrowie nasze" Biesiadnicy chwalili cudotwórcę pod niebiosa - hosanna ,hosanna,a Maria Magdalena masowała mu kończyny dolne,a może i coś więcej Ale póki co Jezu-sek był małolatem. .. Wieczorem w świetle migocącej lampki Maria i Józef opowiadali mu historie biblijne i modlili się ,by został zbawicielem świata,uwolnił ludzi od tyranów. W ich skromnym domu powoli zapadała cisza,niebo srebrzyło się,a betlejemska gwiazda promienie święte kładła im na rzęsy I Józef z pełnym przekonaniem zasypiał,.,że młodą i dzielna żonę bóg mu zesłał. ( przysłow31:10). Maria spełniała i wiele , wiele innych posług(Lukasz10:40) Brak jednak danych n a ten temat w kościelnych kazaniach ,a min. o igraszkach łóżkowych z własnym mężem. Uczeni w piśmie świętym rożnie tłumaczą to nieszczęście ..Tak czy inaczej słowa Boga "kochajcie się i rozmnażajcie" było lekceważone z własnym mężem. Ale zakochanie starca w młodej kobiecie i dzisiaj nie należny do rzadkości. I można to tłumaczyć nie tylko miłością i wolą bożą. A Marię usprawiedliwić należy z tych kontaktów świętych należy . Stanowiły niejako rekompensatę za opiekę nad zniedołężniałym Josefem. Wtedy nie było wibratorów. I ,kiedy gwiazda usypiała domowników (Mateusz24:14) Maria oddawał się bez reszty w ekstazie miłosnej duchowi Świętemu. Za dnia była znów dobrą cząstką dla syna i męża(Mateusz 24:14)

03-03-2010 02:03

Szukałem szczęścia
Szedłem przez życie kierując się nie tylko własnym rozumem,ulegałem też sugestii innych ludzi i pod wpływem ich wciąż szukałem kwiatów paproci. Kochałem się i zawierałem związki małżeńskie aby być szczęśliwym,rozwodziłem się aby być szczęśliwym. Uczyłem się i wspinałem po drabinie społecznej i też dupa blada .Szukałem jak wielu innych szczęścia w alkoholu,zostałem pijakiem i żyć bez butelki już nie potrafiłem. Przepiłem 45 lat życia. Od półkroku prowadzę abstynencki tryb życia. Pomaga w tym mój ogród oraz psy Saba i Ben , rozmawiam z nimi o swoim nałogu .Na pomoc zony nie liczę,powiedziała: mąż to nie rodzina.. Ogród więc jest moim azylem ,daje ulgę jest moją ostatnią miłością.
Pierwszą była matczyna ,niedoceniana i nadużywana , gdy jej zabrakło mój świat zaczął się walić., .Co nas łączy- pytam się w myślach żony? Przebaczać nie umie, zapomnieć nie potrafi,a dzień rozpoczyna litanią moich grzechów .A nic przecież dwa razy się nie zdarza, do tanga trzeba dwojga..zgodnych ciał i gorących serc.
Mam skomleć o przebaczenie jak pies o jedzenie?Wyrywam się z alkoholizmu mozolnie ,nie awanturuję się ,a ona wciąż się nakręca. To co było ,a nie jest, nie pisze się w rejestr. Bez tolerancji i przebaczenia nienawiść zniszczy resztki naszego życia! Osamotniona,starzejąca się i schorowana ,szuka otuchy w modlitwach , w rozmowach telefonicznych z siostra zakonną .Połyka pastylki od siedmiu boleści,chociaż ma ich więcej..
,Za drugą stroną ściany siedzę też samotny .Tylko brzózka zagląda do okna..A kochanki? Wódka ich wygnała! :Zenię, Hanię Odeszły ,bo kochałem tylko pić!Została jednak Ania. Z nią kino,teatr,tance i wycieczki. Daje to czego żona nie daje!. Kobiecość,ciepło rąk i uśmiech!.Rozgrzewa lepiej niż gorzała. Zona zaś każe kajać się na klęczkach w kościele !.Żadnych ustępstw.,ortodoksja totalna!.
A w rozmowach ogrodowych i monologach do brzózki szukam wciąż szczęścia!
,Szukam go wciąż tam gdzie nie trzeba.,A szczęściem jest miłość,bogactwo,wiedza, zdrowie?Szczęście to radość ,inna dla każdego?Moim szczęściem trzeźwość?Czy walka o niego?Wiara przenosi góry,a ja chcę siebie samego przenieść na drugi brzeg,gdzie nie piją. Czy taki brzeg istnieje,skoro alkohol leje się strumieniami? Zdrowie wasze w gardło nasze rozlega się od morza do gór ,a pod pomnikami JP2 i kościołami małolaty rzucają w przechodniów pustymi puszkami po piwie i żądają szmalu na flaszkę Uczyć się życz bez wódki w śród pijących,czy powrócić do białych myszek i potworków biegających po poduszce?
Wiem,ze moje zmagania dla możnych tego świata,to dupa blada!Problemy są moje! Piją oni luksusową gorzałę za pieniądze podatników i trąbią o wychowaniu społeczeństwa w rzeźwości,natomiast środki przeznaczone na ten cel przekazują utrwalaczom moralności katolickiej,a alkoholizm mimo to zagląda już do przedszkola Wobec tego liczę na siebie,uczę się rozwiązywać swoje problemy. Na naukę nigdy nie jest za późno. Wprawdzie czego Jaś za młodu nie nauczył ,to Jan tego nie zrobi na starość. Z moim alkoholizmem jest odwrotnie,na starość uczę się zapomnieć tego czego uczyłem się ponad 45 Poznaję siebie,by mięć nad myślami i uczuciami pełną kontrolę! W tym kierunku idą moje medytacje. Sprawiedliwość i uczciwość to dupa blada! Walka o o te bzdury zaprowadziła za kraty więzienne. W 1956 roku dano mi wolność,lecz zabrano wiarę w człowieka. Sprawiedliwości szukałem więc w wódce. Ale tam tylko chwilowa euforia Nie znalazłem złotego runa - zostałem alkoholikiem .Teraz wracam do trzeźwości ,nie pije drugi rok!
I wiem,ze szczęście nie tkwi tam,gdzie go szukałem. ..Nie można go kupić,,znaleźć na zewnątrz ,wygrać na loterii. W urodzonych w czepku też nie wierzę. Jeśli nie mogę znaleźć zadowolenie w sobie,to nie ma czego szukać gdzie indziej,Jeśli moja radość zależny od kogoś lub od czegoś poza mną,jestem skazany na rozczarowanie. Szczęście nic nie ma wspólnego z braniem,a polega na zadowoleniu z tego, co mam i .czego nie ma. Wiele trzeba by zadowolić mędrca,a głupca żadne dobra materialne nie zadowolą Mój pomyśl na szczęśliwe życie polega na skupieniu się nad sobą. To wyższa szkołą jazdy ,ale dla żony,znajomych,kochanki to może być tylko dupa blada!To ich problem. Idę już po nowej drodze i wiem ,że prowadzi do trzeźwości Są gorsi i lepsi niż ja. Taki jest świat. Nie zmienię go,ale siebie mogę i muszę!Do puki wiem ,ze coś mogę zrobić dla siebie by być lepszym, poznać siebie ,żeby nie bać się podróżny na drogi bezpowrotny brzeg mogę mówić o szczęściu ...
Czerwiec 2003 rok

Strona 1 z 11:
 1 
 > 
Archiwum


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:29.

 
Powered by: vBulletin Version 3.5.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.