menu

senior.pl - aktywni w każdym wieku

Wróć   Klub Senior Cafe
Zarejestruj się FAQ / Pomoc Szukaj Dzisiejsze Posty Oznacz Fora Jako Przeczytane

23-02-2010 16:11

Parę dni temu byłam w teatrze im. Stefana Żeromskiego na sztuce Romeo i Julia Szekspira. Niby w tym nic niezwykłego, bo przecież ludzie chodzą do teatru a tym bardziej na sztuki Szekspira. Spektakl był jednakże tak niezwykły i zupełnie niepodobny do "normalnej Julii i normalnego Romea", że postanowiłam o tym napisać. Zastanawiałam się tylko czy będę umiała o tym napisać.A tu nagle, zupełnie niespodziewanie pojawił sie zupełnie inny wątek. Romeo z Julią stał się mało ważny, wyszedł z głowy, a na tym miejscu pojawił się wątek w cale nie miłosny, tylko mojego i nie tylko mojego zdrowia.

Od pewnego czasu były jakieś symptomy, zapowiedzi, że winnam zgłosić sie do lekarza. Wiadomo, że jest to ostatnie miejsce do którego z ochotą się idzie. Ciągle ma się wrażenie, że przejdzie i że nie trzeba będzie. Niestety nie przechodziło i przejść nie chciało. Wyjścia nie było, poszłam. Służba zdrowia okazała się służebna, zrobiono natychmiast co należało i ze skierowaniem w ręce dnia następnego miałam zgłosić się w jednostce specjalistycznej.
Rankiem, ze szpitalnym bagażem, Tereską pod rękę ( oj Teresko, święta Teresko!!!)już tam byłyśmy. Przyjęto, zbadano, położono, uśpiono, zrobiono, wybudzono.

Kiedy po pewnym czasie znalazłam się w pieleszach domowych, czekało na mnie posłane łóżko i grono przyjaciółek. Chciały mnie pocieszyć.
Telefony od córki, wnuczki, siostrzenicy i innych znajomych dodawały otuchy i mówiły, nie jesteś sama. Oznaki bliskości i przywiązania są dla mnie ogromnie ważne, ale w chwilach grozy szczególnie.

Jakby tego było mało, wiedziałam, że i córkę czeka operacja, niby to nic takiego, zabieg standardowy, wytną kamień i po krzyku. Tak się mówi, ale myśli zupełnie inaczej. Okazało się, że czekała na mnie zupełnie inna bo nowa niespodzianka.
Operacji nie będzie, bo serce okazało się ważniejsze. Trzeba poczekać.
Wczoraj tę wiadomość przekazała mi córka, dołączyła wierszyk z którym i ja się podzielę.

Potrzebne mi jedno serce,
jedno serce i nic więcej.
Może być powichrowane,
może być zdiagnozowane,
że załomek Hisa skrywa,
a jam jest i tak szczęśliwa
takie same serca mamy
- moje i kochanej mamy.


Może ciało mam tatusia,
nogi, ręce oraz szyję,
ale serce mam mamusi
i ze szczęścia jak wilk wyję.
Wyję sobie do księżyca,
moje serce mnie zachwyca,
choć wyniki ma szkaradne,
to wewnątrz jest całkiem ładne.

Najważniejsze - kochać umie,
szczere jest, no i rozumie,
że nie trzeba nic, nic więcej,
byle mieć otwarte serce.

18-02-2010 13:42

Niedawno obchodziliśmy DZIEŃ KOTA. Rozumiem bo sama od wczesnego dzieciństwa nazywano mnie "kocia mamą".Najsilniejsze dziecięce uczucie związane były też z moim Kiciusiem, który uciekał na drzewo przed niemieckim psem. Potem był jeszcze jeden epizod z ŁOWCĄ SYBERYJSKIM. O kotach w naszej rodzinie się mówi, bo córka i zięć mają swoje dwa pupile.Cierpiałam psychicznie gdy wnuczka musiała oddać swoje koty, ale była to sprawa natury wyższej.

Generalnie lubię wszystkie zwierzęta, ale w głębi duszy najbardziej lubię KOZY.
W naszym rodzinnym domu była koza, nazywała się Sarna. Była do sarny podobna z wyglądu, miała tylko inny kolor. Była cała czarna i miała zakręcane rogi. W czasach wojny, dawała nam mleko i pozwoliła mamie mnie zdrowo wychować. Z Sarną chodziło się "na tak zwane doły" gdzie pasło się ją razem z innymi zagłębiowskimi kozami. Razem z nią uciekaliśmy przed Niemcami. Jej pozwoliła mama jeść kapustę na polu babci i wtedy powstało u mnie po raz pierwszy pytanie "dlaczego". Dlaczego dzisiaj może jeść tę kapustę a wcześniej wyganiało ją się z pola kapuścianego. Uchowaliśmy tę kozę przed "zakolczykowaniem", bo takie obowiązywało niemieckie prawo.Wszystko u Niemców musiało być dokładnie policzone, zapisane po to by nie przyszło nam do głowy np. kozę zabić.
Sarna chociaż zgrabna i mądra (tak uważałam) pewnego razu zjadła (myślę, że nieopatrznie) podeszwę od buta i.......umarła. Dla mnie było to tak silne przeżycie, że siedzi we mnie po dzień dzisiejszy.
Potem już innej kozy nie miałam, ale wszystkie kozy napotkane, po prostu kochałam i tak jest po dzień dzisiejszy.

Byłam jedną z tych, które chciały by powstał pomnik kozy. W latach powojennych był taki pomysł, by wznieść pomnik kozie.Ona właśnie była często jedyną żywicielką rodziny.( mleko, dobre kozie mleko) a sama w zamian za to bardzo mało chciała, wystarczała trawa z miedzy. Matki Zagłębia Dąbrowskiego wychowały swoje dzieci w czasach przedwojennych, wojennych i powojennych na mleku kozim. Nie wiem czy zamysł został zrealizowany, ale chętnie widziałabym kozę na postumencie.

O kozach myślę często jeszcze z innego powodu - metafizycznego.

Byłam już osoba dojrzałą, może nawet więcej jak dojrzałą. Szłam na spacer leśną drożyną w kierunku Raju. Dzień był piękny, słoneczny, niebo błękitne. W pewnej chwili zauważyłam za drzewem małe stadko kóz. Było ich przynajmniej 4, a wśród nich mała kózka. Wszystkie były koloru rudego. Natychmiast pomyślałam, że są to kozy pana K, który miał liczne stado i które pasał w tych okolicach.
Podeszłam bliżej, chciałam nawet zrobić zdjęcie, gdy nagle kozy znikły, rozpłynęły się. Pobiegłam do lasu, licząc, że kozy tam się skryły. Kóz nie było, nie było i pasterza.Nie mogłam i dotychczas nie mogę uwierzyć, że to "fata morgana". Po przyjściu do domu zadzwoniłam do mojej siostrzenicy, która jest biegła w sprawach niezwykłych a nawet nieziemskich. Wytłumaczenia nie miała.
A ja idąc ta drogą, po dzień dzisiejszy widzę je jak żywe, stojące za drzewem.

Będąc racjonalistka, nie mogę sobie wyjaśnić tego zjawiska. a chciałabym bardzo.

13-02-2010 14:43

12 lutego 1809r. urodził się najbardziej znany angielski przyrodnik, twórca teorii ewolucji. Jego teorię, oczywiście nie bez oporów,jeszcze za życia uznali uczeni i duża część społeczeństwa.Od tego czasu wszystko zmieniło się, w tym wyobrażenia ludzkie na temat życia na ziemi. Komu przed nim przyszło do głowy, że to nie Bóg stworzył człowieka.
Po śmierci, ten największy z uczonych, pochowany został w Opactwie Westminsterskim obok Isaaca Newtona.

Poniżej cytuje kilka wypowiedzi Darwina.

Gdybym miał raz jeszcze życie rozpocząć, trzymałbym się takiego prawidła, ażeby przynajmniej raz na tydzień przeczytać coś z poezji lub posłuchać nieco muzyki; wtedy bowiem zanikłe obecnie części mego mózgu zachowałyby się może przez używanie. Utrata wrażliwości na takie rzeczy jest pewną utratą szczęścia i jest, być może, szkodliwa dla inteligencji.

Dla każdego człowieka to przekleństwo dać się tak pochłonąć jakiemukolwiek przedmiotowi, jak mnie pochłania moja praca

Nie wiem, ile wytworzyliśmy niedorzecznych kodeksów postępowania i bezsensownych wierzeń religijnych; nie wiem też, jakim sposobem wryły się tak głęboko we wszystkich krajach świata w umysł człowieka; warto jednak zaznaczyć, że wierzenie wpajane w pierwszych latach życia, gdy mózg jest wrażliwy, staje się niemal instynktem; a zasadniczą cechą instynktu jest to, że się go słucha niezależnie od tego, co mówi rozum.

Od wczesnej młodości moim najgorętszym pragnieniem było zrozumienie i wyjaśnienie wszystkiego, cokolwiek podpadało mojej obserwacji, czyli podporządkowanie wszystkich faktów ogólnym prawom.

Prawdopodobnie wszystkie formy życia organicznego, jakie kiedykolwiek istniały na tej Ziemi, pochodzą od pierwotnej formy, w którą po raz pierwszy tchnięto życie […] Jest coś wspaniałego w takiej wizji życia […] albowiem podczas gdy ta planeta krążyła zgodnie z niezmiennym prawem grawitacji, z tak prostych początków rozwinęły się nieskończone formy, najpiękniejsze i najcudowniejsze, i dalej się rozwijają.

W budowie ciała człowieka wciąż widzimy niezatarte ślady naszego zwierzęcego pochodzenia.

12-02-2010 10:59

Czy należy pisać o "Tłustym czwartku" gdy ten przeminął. Może należałoby zakryć zasłoną, ten dzień obżarstwa i tycia, ale mimo wszystko napiszę.

Już rankiem, właściwie wczesnym rankiem, wracając po ciężkim nocnym szpitalnym dyżurze, zawitała do nas Tereska.(pamiętacie to jedna z "przyszywanych córek")W ręku niosła dwie torby. Nie musiałam pytać co w nich jest, bo wiadomo było, że są to pączki od Ramiączka, tzn naszego miejscowego cukiernika, jakoby najlepszego.
Umówiłyśmy się na godzinę 19,00. Dzień szybko zleciał, bo jak zwykle, to tamto i owo było do zrobienia. W między czasie małe "służbowe" (jakież ono służbowe) spotkanko w celu omówienia spraw ogródkowych tzn zbliżających się wyborów.
do Rodzinnego Ogrodu Działkowego.
Przed 19-tą puk, puk wchodzi z torbą Małgosia. Nie będę pisać co w niej było poza pączkami (też od Ramiączka). To było, dobre, smaczne ale jak to dawniej mówiono "czuć było malizną".

Stół już nakryty, obrus bordowy (ostatni upominek od córki) z białą serwetą, a na nim moja najlepsza zastawa. Pączki w roli głównej.Ponadto przygotowałam sałatkę owocową ( dieta, dieta, wszystkie odchudzają się na każdy możliwy sposób lub mówią o odchudzaniu. Ja ani nie mówię, ani nie odchudzam się, czasami tylko myślę, że należałoby, oj należałoby.) Nie rozpoczynamy biesiadowania, bo nie ma Bogusi. Ona jest na długim dyżurze i wróci po 19-tej. Wszyscy wyglądamy przez okno. Pojawia się.Machamy rękami zapraszając. Wychodzę na klatkę schodową, przynaglam. Ona mówi, że musi zejść do piwnicy, ja wiem po co, odradzam, tłumacząc, że Tadek był w tym miejscu wcześniej.
Jesteśmy prawie wszyscy, Eli nie będzie, ale dzwoni. Jest wykończona, bo to i dyżur, wyjazd do pacjentów i kilka spraw osobistych. Trudno, siadamy nieco w zmniejszonym gronie.

Zaczynamy biesiadować!!!

Nagle dostrzegamy, że telewizor nie był wyłączony a na ekranie pojawia się postać byłego vice premiera Leppera, dawnego posła Łyżwińskiego na wózku jeszcze więźnia i pani Krawczyk.
I rozpoczęło się. Takiej dyskusji w naszym gronie, dawno nie było. Wszystkie potępiały proceder to rzecz oczywista, ale gdy doszło do oceny pani Krawczyk, to zdania były podzielone.W ferworze ostrej dyskusji zjedliśmy pączki,( no nie wszystkie, takimi żarłokami to nie jesteśmy) faworki, wypili wino i czas było się rozejść.

Ale problem pozostał, bo jak ocenić postawę pani Krawczyk. Która z nas miała rację?


To moje wszystkie "przyszywane córki". Zdjęcie robione w Mikołaja


07-02-2010 16:09

Parę dni temu przeczytałam na jednym z blogów, że starość wg. tej osoby zaczyna się od stałej i nieustannej walki z bólem. Być może jest to jeden z wyznaczników starości, występuje często, ale nie koniecznie.
Zaczęłam myśleć co u mnie jest tym wyznacznikiem, oczywiście nie piszę tu o oznakach zewnętrznych. bo te występują u wszystkich, z mniejszym lub większym natężeniem, wcześniej bądź później.

Zawsze byłam osobą pogodną, chętną do rozmów. To też w otoczeniu swoim miałam znajomych i przyjaciół z którymi miło było rozmawiać o wszystkim, kwiatkach, bratkach, niebie, polityce, sprawach ważnych, mniej ważnych, czasami zupełnie błahych. Zawsze to był dialog, nigdy monolog. Chętnie również pisałam długie listy spodziewając się też tego samego. Z biegiem czasu, niezauważenie dla mnie samej, rozmowy sprawiały mi co raz mniej przyjemności. ( oczywiście są wyjątki) Wiedziałam niemalże na pamięć, kto i o czym będzie ze mną mówił. W spokoju ducha słuchałam, słuchałam i co raz mniej włączałam się w dyskusje.

Jeszcze nie tak dawno, dłuższe domowe milczenie ( nie chodzi tu wcale o ciche dni, bo takich w ogóle nie znałam) było dla mnie przykre a dzisiaj nie zwracam
na to większej uwagi, cisza jest błogim nastrojem.(gdyby nie te szumy w uszach i głowie)

Zmianę w sobie najbardziej zauważyłam przy pisaniu. Nigdy nie miałam kłopotów z wypracowaniami, dłuższymi wypowiedziami na piśmie a dzisiaj wszystko wydaje mi się za długie. Dotyczy to również moich blogów. Każde zdanie zmieniam wielokrotnie, bo ciągle jest tam za dużo słów. Skreślam je, zmieniam, zamieniam i ciągle wydają mi się ze długie i zbędne. Nawet swoje życie zamknęłam w którymś z blogów w 8 zdaniach. Jak dobrze pójdzie i dojdę w tym względzie do perfekcji, to braknie mi nie tylko zdań, ale najprostszych słów.

Te skróty dotyczą tylko mówienia i pisania, bo nie myślenia. Ono mnie nigdy nie opuszcza, a najbardziej "owocne", ( pisze w cudzysłowie bo jakież z niego są owoce) jest podczas bezsennych nocy, a tych jakoś ostatnio przybywa.

I to są chyba oznaki mojej starości. (nie pierwsze, nie pierwsze!!)

Strona 1 z 2:
 1 
 > 
Archiwum
2007
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2008
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2009
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2010
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2011
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2012
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2013
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2014
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2015
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2016
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2017
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2018
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2019
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2020
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2021
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2022
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2023
Luty
Marzec
Kwiecień
Maj
Czerwiec
Lipiec
Sierpień
Wrzesień
Październik
Listopad
Grudzień
2024
Luty
Marzec
Kwiecień


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:12.

 
Powered by: vBulletin Version 3.5.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.