menu

senior.pl - aktywni w każdym wieku

Wróć   Klub Senior Cafe > Zdrowie > Opieka
Zarejestruj się FAQ / Pomoc Szukaj Dzisiejsze Posty Oznacz Fora Jako Przeczytane

Opieka Uwaga: ogłoszenia dotyczące opieki nad starszymi osobami należy zamieszczać w dziale ogłoszenia.

Zamknięty Temat
Narzędzia wątku Przeszukaj ten wątek
  #341  
Nieprzeczytane 30-03-2008, 22:09
wuere'le's Avatar
wuere'le wuere'le jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Jul 2006
Miasto: Wielkopolska
Posty: 2 995
Domyślnie

Karol widać na przepustce, bo nic nie pisze. Ja, jak zwykle na służbie, więc pozwolę sobie opisać życie w baraku na zapasowym lotnisku zimą, o którym już wspominałem.
Jak już wspomniałem, mieszkaliśmy w dość dużym baraku, w którym była jedna duża sala żołnierska, pokój dowódcy, stołówka i świetlica, takie 2 w jednym oraz kuchnia z przyległymi magazynami. Wokół lasy i trawiaste, ogromne lotnisko. Jakieś 150-200 metrów od nas był podobny barak, ale w nim mieszkali ruscy żołnierze, z którymi nie mieliśmy żadnego kontaktu. To były dużo młodsze od nas chłopaki, do których, co poniedziałek przylatywał helikopter z listami, jedzeniem itp.
Któregoś dnia przyszli do nas, bo w TV leciał ruski film, a ich telewizor akurat nawalił, no i biedaki nie mieli wyboru. Nam to oczywiście nie sprawiło żadnego kłopotu, była to nawet jakaś rozrywka, bo ludzie z innego świata itd. W trakcie filmu taki Grisza zapytał, czy mamy zakurzyć, czyli zapalić. U nas, jak zwykle było w tym zakresie bardzo krucho, więc oni poszli do siebie i przynieśli cały kosz, taki od bielizny, papierosów. Były to tzw. ”Ochotniki” i faktycznie trzeba było być ochotnikiem i desperatem, aby to palić. Ale nim się o tym przekonaliśmy, każdy chętnie sięgnął po fajkę i zapalił. No, co to się wtedy działo, to nie sposób opisać. To były krótkie papierosy, w takiej papierowej tutce, wypełnione w 1/3 tytoniem, reszta to gilza. Po zapaleniu i zaciągnięciu się oczy wychodziły z orbit, mózg się lasował, a członki traciły wszelką władzę. Więcej więc tego nie paliliśmy.
Ruski zaś dowiedziały się od nas o tym, że w okolicy mamy różne znajomości z płcią piękną i bardzo nam zazdrościli. Tego Griszę to potem parę razy na manowce wyprowadzałem, nawet się sobaka w jednej zakochał i potem z tego problemy były, ale to były ruskie problemy nie moje, ja miałem swoje, nic ważnego zresztą, śmieszne raczej, bo z Sylwestrem związane, taki Sylwester w rodzaju „ja i ty”. Ale o tym innym razem.
__________________
"...trzeba z żywymi naprzód iść..."

https://widzewieckomentuje.blogspot.com/
  #342  
Nieprzeczytane 30-03-2008, 23:14
Karol X's Avatar
Karol X Karol X jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: May 2007
Posty: 5 420
Domyślnie

Witam pozna juz pora!
Z tymi przepustkami to wcale nie bylo tak lekko!
Kobietki mysla sobie,ze przepustka,spotkanie z poznana dziewczyna,pojscie do kina,jakies tam pocalunki w parku?Owszem,ale tez zerkal czlowiek czesto w prawo i lewo,czy gdzies nie nawinie sie patrol garnizonowy,lub niedaj boze WSW(nazywalismy ich kanarami).
Mialem takie przykre spotkanie z nimi,gdy jechalem na urlop do mojego rodzinnego miasta.
To bylo na dworcu Warszawa - Wilenska,wysiadlem z wagonu i wpakowalem sie wprost na nich - tych w bialych otokach z paskiem pod broda,czyli Wojskowa Sluzba Wewnetrzna.
Mialem wtedy ponadregulaminowo dlugie wlosy jak na zolnierza i na pewno zadali by udania sie z nimi,a do tego sprawdzali,czy zolnierz ma igle,nici przy sobie,takie tam bzdury jak rozkaz wyjazdu i inne sprawy i jesli chcieli "udupic" zolnierza - to zawsze znalezli sposob.
Lepiej bylo ich unikac i ja tak postapilem.
W jednej chwili cyk - wskoczylem z powrotem do wagonu,oni za mna,ja korytarzem,zdjawszy czapke,puscilem sie biegiem,a oni za mna.
Ten oficer zasapal sie szybko,cos wrzeszczac za mna,bym sie zatrzymal i odpadl z poscigu,ale ci dwaj?!!!... mieli niezla kondycje jak na patrol przystalo.
Ja,sciskajac te czapke puscilem sie biegiem do najblizej stojacych zbudowan,pozniej w jedna ulice,druga i zgubilem ich.
Ludzie ogladali sie za tym "cyrkiem ulicznym",nie pojmujac dlaczego dwoch zolnierzy goni innego trzeciego zolnierza?
Gdyby mnie zatrzymali,byloby niedobrze ze mna.
Bylem wtedy wysportowany,w biegu kompanijnym na 3km. zajalem drugie miejsce i co najwazniejsze nie palilem jeszcze wtedy papierosow.Na torach przeszkod radzilem sobie swietnie,to samo skaczac tygrysim skokiem przez skrzynie na ustawiony za nia materac.Na "scianie placzu" tez nie mialem problemow.
Ale strachu sie najadlem wtedy niemalo.Gdy dostalem sie na Dworzec Glowny,tez widzialem tam patrol,ale garnizonowy,odczekalem jakas chwile,az znikneli,wskoczylem do pociagu i bylem szczesliwy,ze opuszczam stolice.

W moim rodzinnym miescie,zrzucilem mundur,przebralem sie w ciuchy cywilne i inaczej oddychalem przez caly urlop.
Nigdy nie wlozylem przez ten czas munduru,az do chwili odjazdu do jednostki.
Na "lewiznach"(samowolne oddalenie sie z jednostki)to juz byla wyzsza szkola jazdy,aby nie wpasc w lapy patrolowi,bo gdyby zlapali to ....ech lepiej nie mowic.
Istnialo tez inne niebezpieczenstwo,ze mogl byc ogloszony w tym czasie alarm bojowy na kompanii,albo w jednostce,a wtedy to juz chyba tylko sad wojskowy,albo liczenie na laskawe oko dowodcy kompanii lub dowodcy jednoski moglo jedynie uratowac.
__________________
Kazdy przezyty dzien - to dar od serca.
  #343  
Nieprzeczytane 31-03-2008, 08:47
tar-ninka's Avatar
tar-ninka tar-ninka jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Dec 2006
Miasto: małopolska
Posty: 26 713
Domyślnie

Karolu ,Wuere'le, i co dalej?.. co?..
napiszcie , czekamy na ciąg dalszy
__________________
  #344  
Nieprzeczytane 31-03-2008, 09:44
Jadzia P. Jadzia P. jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Polska
Posty: 12 324
Domyślnie

Oni w tym wojsku to mieli jak w sanatorium....
  #345  
Nieprzeczytane 31-03-2008, 21:34
wuere'le's Avatar
wuere'le wuere'le jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Jul 2006
Miasto: Wielkopolska
Posty: 2 995
Domyślnie

Karol pisze między innymi o alarmach.
To faktycznie był problem.
Pamiętam jednego roku, w samym lutym mieliśmy 18 alarmów i to w różnych porach dnia i nocy. Jak już pisałem, była to jednostka liniowa i jeśli tylko ktoś z ministerstwa uznał, że jest coś niebezpiecznego w kraju, zaraz przystępowano do podnoszenia gotowości bojowej jednostek. Tak było wówczas ale powód nie jest mi znany. Bywało, że nawet dwa razy w ciągu doby był alarm. Kiedyś, w sobotę, kilku kolegów poszło na lewiznę do oddalonej o kilka kilometrów wsi na zabawę. No i ogłoszono alarm. Na pododdziale zostało nas zaledwie kilku i nie było możliwe nieobecności ukryć. Przeskoczyłem więc płot i pobiegłem na przełaj przez pola do owej wsi. Ludzie, co to było, zapadałem się po pas w zaspy, myślałem już, że zostanę gdzieś w polu. Poczucie solidarności jednak pomogło mi w zwalczaniu słabości i brnąłem dalej, bo trudno to nazwac biegiem. W tym czasie koledzy powystawiali nasze wozy bojowe, tzn. samochody – odkażacze, mój gazik zwiadowczy, kąpielową DDE, i jeszcze kilka innych o różnym znaczeniu na wyznaczone miejsce zbiórki.
Ja w końcu dotarłem, kierując się hałasem, na zabawę, tam wpadłem na salę i pełnym dramatu głosem zawołałem – alarm. Koledzy błyskawicznie, przy pomocy wiejskich chłopaków ciągnikiem „pognali” w okolice jednostki , tam zajęli w ostatniej chwili swoje stanowiska. Ja zaś zostałem przez miejscowych sowicie ugoszczony, a potem dostarczony również w okolicę jednostki, gdzie już spokojnie dotarłem na pododdział. Było już po alarmie. Chłopaki doskonale ukryły moją nieobecność tłumacząc czymś tam i już.
Tymi alarmami to myśmy się zupełnie nie przejmowali, bo procedury były opanowane, więc wszystko odbywało się w stoickim spokoju. Nieobecnośc w tym czasie, to jednak był kryminał.
Jak już pisałem, naczelną zasadą w wojsku było przetrwac ten czas w względnym spokoju i wygodzie.
Karolu, czyż nie tak?
__________________
"...trzeba z żywymi naprzód iść..."

https://widzewieckomentuje.blogspot.com/
  #346  
Nieprzeczytane 31-03-2008, 21:38
bogda's Avatar
bogda bogda jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Feb 2007
Miasto: Częstochowa
Posty: 62 079
Domyślnie

Swietnie się czyta te Wasze wspomnienia...
  #347  
Nieprzeczytane 31-03-2008, 23:00
Karol X's Avatar
Karol X Karol X jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: May 2007
Posty: 5 420
Domyślnie

Oczywiscie Wuere`le,ale nie zawsze tak bylo.
Z czasow mojej sluzby byly dwa wypadki,gdzie zolnierze nie wytrzymali tego bylo nie bylo duzego obciazenia psychicznego.
Tragiczne przypadki.
Byly tez przypadki ucieczki z wojska.
Nie bede opisywal tu tych przypadkow,bo nie o to chodzi by przedstawic sluzbe wojskowa jako horror,jako cos co,nie dawalo cienia szansy na przetrwanie,bo przeciez przetrwalismy,ale jedno musze z wielka przykroscia napisac.
To "sanatorium" ,szczegolnie jego poczatki,musialy wryc sie gleboko w psychike mlodych ludzi,wyrwanych przeciez z roznych srodowiski i wcielonych do wojska.
Rozne osobowosci,rozne podejscia do tej sluzby,ale tez i rozne postawy kadry oficerskiej i podoficerskiej, w relacji do przybywajacych nowych poborow ludzi.
Widzialem przypadki ludzkiej zyczliwosci,czasem odbiegajace od utartych standardow sluzby wojskowej - te w jej najszlachetniejszych formach,ale widzialem tez przypadki calkowitego zezwierzecenia,znecania sie nad podwladnymi,chorej do absurdu checi awansu za wszelka cene,karierowiczostwa,lizusostwa i donosicielstwa.
Masz racje Wuere`le,ten wygrywal w tym wszystkim,ktory umial sie do tego "kotla" dostosowac.
Im szybciej sie dostosowal,tym wiecej zaoszczedzil zdrowia i zszarganych nerwow.
I nie nalezalo sie zbytnio przejmowac sluzba wojskowa,a juz w zadnym wypadku zalamywac,bo to bylo najgorsze,co moglo zolnierza spotkac.
Mnie w wojsku duzo pomoglo to,ze mialem zdolnosci plastyczne i malowalem rozne gazetki na wazne rocznice jak 22 lipca,Dzien zolnierza,Dzien zwycistwa,Rocznice Rewolucji,a ze bylem zdolny w historii,to sam podpowiadalem szefowi kompanii,co nalezaloby zrobic.Nie mialem do tego przekonania,ale to byla "furtka na przetrwanie".
On awansowal za dzialanosc KO(kulturalno-oswiatowa),a ja mialem korzysc w postaci przepustek i urlopow i nie musialem uczestniczyc tak czesto w nudnych zajeciach szkoleniowych.
Opisze jeszcze cos jesli tylko sobie przypomne,bo to bylo przeciez tak dawno temu....
__________________
Kazdy przezyty dzien - to dar od serca.
  #348  
Nieprzeczytane 01-04-2008, 14:04
Jadzia P. Jadzia P. jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Polska
Posty: 12 324
Domyślnie

Otrzymałam dziś skierowanie do sanatorium Swit w Solcu- Zdrój. Może ktoś z przemiłych forumowiczów był tam i może mi coś więcej napisać na temat tego uzdrowiska i miejscowości. Szukam w internecie ale nie zawsze rzeczywistość jest taka jak opis w internecie.
  #349  
Nieprzeczytane 01-04-2008, 20:43
wuere'le's Avatar
wuere'le wuere'le jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Jul 2006
Miasto: Wielkopolska
Posty: 2 995
Domyślnie

jp50 nie znam tego sanatorium, ale życzę samych tylko przyjemności.
A tu są dalsze wspomnienia z naszego sanatorium.

Piszesz Karolu o działalności kulturalnej, to rzeczywiście było dobre rozwiązanie i doskonały sposób na, przynajmniej część wojska.

Z takiej możliwości też skorzystałem. Co prawda nie w Twojej dziedzinie ale na płaszczyźnie słowa mówionego. Nie powiem abym był szczególnie w tym zakresie utalentowany, ale można śmiało powiedzieć, że ukończyłem tych akademii trochę, pierwszomajowych oczywiście, zawsze, na wszystkich etapach kształcenia brałem udział w różnych akademiach i przedstawieniach. W średniej szkole, to były nawet jakieś konkursy recytatorskie, teatrzyki itp. Tak więc i wojsku przy pierwszej nadarzającej się okazji zgłosiłem się do chorążego od kultury. Znalazłem tam oczywiście zatrudnienie. Poza jakimiś tam drobnymi występami postanowiliśmy zrobić coś większego, bardziej ambitnego, no powiedzmy na miarę ambicji ludzi młodych i niedoświadczonych, oraz chorążego, który był szefem klubu i orkiestry dętej.
Po wielu dyskusjach stanęło na Żołnierzach Ernesta Bryla. Pomysłów na realizację było wiele, ale ostatecznie stanęło na dość ciekawym rozwiązaniu. Mianowicie ubrani w mundury polowe, na zupełnie ciemnej scenie wygłaszaliśmy swoje kwestie podświetlając takimi chińskimi reflektorkami swoją twarz pod różnym katem, to znów świecąc na ręce, to tworząc wspólnie punkt, który przypominał księżyc, to znów ruchem światła imitując płynące trupy poległych, stojąc, leżąc, itp. Grałem tam rolę Narzeczonego, który opisuje czas wojny w formie listów do swej dziewczyny. Muszę powiedzieć, że przedstawienie bardzo nam się udało, tym bardziej, że do reżyserii wojsko zaprosiło zawodową panią reżyser z wojewódzkiego miasta, która kilkanaście razy do nas przyjeżdżała. W jakiś czas potem odbył się festiwal teatrów wojskowych, na którym zajęliśmy pierwsze miejsce. To spowodowało cały szereg innych działań. Dorobiliśmy do tego program rozrywkowy; był zespół muzyczny, jakieś śpiewy, recytacje, skecze (np. z „dzidą bojową”)itp., no i wojsko nas wysłało w tournee po jednostkach, domach kultury. Dostaliśmy autobus i w drogę. Spaliśmy w różnych koszarach w dużej części Polski. Ponieważ żołnierzom nie wolno płacić, tak przynajmniej nam mówiono, po każdym występie organizowano nam przyjęcie, na którym było dużo jedzenia, co to znaczy dla żołnierza, nie muszę mówi, dużo dobrej wódy, no i czego nam więcej było potrzeba? Trwało to jakieś pół roku. A pamiętam jeszcze, że na ten festiwal, to mnie telegraficznym rozkazem dowódcy zaciągnięto nawet z poligonu. Wracałem stamtąd pociągiem w pełnym oporządzeniu, nawet z bronią. No, po drodze 2 czy 3 dni zgubiłem się w domu, ale potem się wytrząsali, ale co było moje, to moje. Ten fragment wojska mile wspominam.
__________________
"...trzeba z żywymi naprzód iść..."

https://widzewieckomentuje.blogspot.com/
  #350  
Nieprzeczytane 02-04-2008, 20:58
wuere'le's Avatar
wuere'le wuere'le jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Jul 2006
Miasto: Wielkopolska
Posty: 2 995
Domyślnie

Karolu, czybyś miał LB (leżenie bykiem), czy inne powody sprawiają, że nic nie piszesz?

Myślę, że powoli kończą się nam wspomnienia, bo i mnie już ich coraz mniej pozostało.
Coś jednak jeszcze zostało, więc może i Tobie się przypomni to i owo.

Tym razem opiszę dwie tragiczne sytuacje, w których zginęli moi koledzy. To sytuacje, o których wiem, a mówiło się o wielu innych.
Obie sytuacje miały miejsce na poligonie, rok po roku.
Pewnego razu poinformowano nas na zbiórce przed zajęciami, ze będzie użyte bardzo duże stężenie środka chemicznego, graniczące ze śmiertelnym. Informacja ta oznaczała, że będą zastosowane szczególne środki ostrożności, że maski będą sprawdzane w namiocie z kwasem pruskim, o czym już wcześniej pisałem. Pomni tych ostrzeżeń, rzeczywiście szczególnie sprawdziliśmy swój sprzęt, ubrania L-2, to takie ubranie ochronne, które nie przepuszcza powietrza, wody itp. Ruszyliśmy więc do zajęć polegających w moim przypadku na wykryciu miejsca skażenia. Upał był sakramencki, około 30 C, pole wrzosowe, nogi się plączą w tym wrzosie, pot zalewa zaworki maski p-gaz, pod L+2 pot płynie ciurkiem, ale zadanie jest zadaniem i trzeba je wykonać. Kolega, który ze mną chodził w cywilu do średniej szkoły, z innego miasta i innej jednostki uznał, że to wszystko strach na lachy, pic na muchy itp.
i postanowił ułatwić sobie życie odkręcając rurę od pochłaniacza gazu. Efekt był taki, że śmiał się z nas, że my się męczymy, a on sobie lżej oddycha. Jakoś nikt nie próbował go naśladować i całe szczęście. Wieczorem rozpętało się piekło, koleś zaczął się dusić, zawieziono go do szpitala i tam po kilku godzinach zmarł z powodu uszkodzenia układu oddechowego.
Inny wypadek był bardziej prozaiczny, jeśli tak w ogóle można powiedzieć o wypadku śmiertelnym. Jechaliśmy wszystkimi samochodami nad takie niewielkie jeziorko w lesie, też na tym samym poliginie, tyle, że rok później. Po zajęciach pojazdy musiały być umyte i nic to, że w jeziorze i zatruwano naturalne środowisko, ja i nikt z nas wtedy nie zdawał sobie z tego sprawy. Przecież wówczas nikt nie mówił o ochronie środowiska. Tak więc w to przepięknie położone w głębi lasu jezioro wlewaliśmy ogromne ilości środków chemicznych pochodzących z odkażania sprzętu. Jadąc do tego jeziorka, jechało się leśną drogą. Podczas takiej drogi doszło do okropnego wypadku. Przyczyną pewnie była brawura młodzieńcza, albo brak w umiejętnościach prowadzenia samochodu. Tak, czy inaczej, w pewnym momencie nawalił jeden z samochodów odkażających
( popularnie zwany arsem), inny wziął go na sztywny hol. W pewnym momencie droga zapadała się w taki dół. Holujący samochód wyjeżdżał z dołu, a holowany właśnie w niego wjeżdżał, no i ten wyjeżdżający nagle zredukował biegi, co spowodowało szarpnięcie holem, który wyskoczył z zaczepu i przebił maskę, osłonę silnika i kierowcę. To było straszne. Chłopak zmarł na miejscu. Do cywila miał jedną miarkę krawiecką.
Przepraszam za te bardzo smutne wspomnienia, ale nie mogłem nie wspomnieć o tych kolegach, to taki skromny hołd dla nich. Oddali życie, za co? Po co?
Wybaczcie już więcej tak smutno nie będzie.
__________________
"...trzeba z żywymi naprzód iść..."

https://widzewieckomentuje.blogspot.com/
  #351  
Nieprzeczytane 02-04-2008, 21:19
Basia.'s Avatar
Basia. Basia. jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Jun 2006
Miasto: Polska
Posty: 13 157
Domyślnie Byłam w tym sanatorium

Cytat:
Napisał jp50
Otrzymałam dziś skierowanie do sanatorium Swit w Solcu- Zdrój. Może ktoś z przemiłych forumowiczów był tam i może mi coś więcej napisać na temat tego uzdrowiska i miejscowości. Szukam w internecie ale nie zawsze rzeczywistość jest taka jak opis w internecie.
osiem lat temu, pojechałam tam w maju byłam pierwszą kuracjuszką w historii powojennej /wiem o tym od właściciela/ sanatorium, która przyjechała z psem. Mieszkałam w willi "Prus" na parterze, nade mną na I piętrze mieszkał jeden z właścicieli sanatorium i dyrektor w jednej osobie. Bardzo malownicza postać /zaprzyjaźniliśmy się/, "na wygnanie" przyjechał z Warszawy poniekąd zmuszony przez rodzinę. Sanatorium wróciło do swoich poprzednich właścicieli w styczniu 2000 r. w latach 50 rodzina Daniewskich musiała opuścić Solec Zdrój i ich sanatorium zostało upaństwowione. W ciągu kilkudziesięciu lat za komuny nie robiono tam zbyt wiele i w związku z tym obiekt wymagał remontu. Mam nadzieję, że właścicielom udało się chociaż częściowo przywrócić obiekt do dawnej świetności.
  #352  
Nieprzeczytane 02-04-2008, 23:19
Karol X's Avatar
Karol X Karol X jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: May 2007
Posty: 5 420
Domyślnie

Witam!
Wuere´le poruszyles bardzo smutna sprawe zwiazana ze sluzba wojskowa(sanatorium).
Tak naprawde,to kazdy dzien w tym "sanatorium",mogl byc dniem ostatnim dla tego,czy innego zolnierza.
To,co opisujesz z tym gazem w namiocie,to pamietam,ze kiedys mielismy szkolenie bojowe wlasnie z uzyciem gazu.
Dostalismy takie dziwne plaszcze,nawet ochronne rekawice,na buty tez ochrone i w takim oporzadzeniu z zalozonymi maskami stalismy w tym namiocie - do ktorego wrzucono gaz bojowy.
Pot zalewal te okulary w masce,ale to wynikalo wiecej ze strachu(tak mi sie wydaje),gdyz z takim gazem mielismy do czynienia tylko dwa razy w ciagu calej sluzby.
Maske uzywalo sie czesto i nie raz czlowiek byl w niej goniony,ale bez uzycia gazu.
W tych dwoch jednak przypadkach byl to autentyczny gaz bojowy,gdzie wszelkie lekcewazenie go,moglo sie skonczyc dla zolnierza tragicznie.

Z poligonem tez mialem kiedys bardzo przykre przezycie.
To bylo latem,wyjechalismy na poligon,gdzie w promieniu kilkunastu kilometrow nie bylo zadnej chalupy,zywego ducha,takie przyslowiowe "zadupie" - teren wojskowy,gdzie osobom cywilnym byl wstep surowo wzbroniony.
Pamietam,ze byl to ostatni dzien poligonu,zwijalismy juz sprzet na radiostacjach,szykujac samochody do odjazdu.To bylo sporo pracy przy tym.Przez caly okres pobytu w lesie ,nazbieralo sie w tych samochodach -radiostacjach duzo kurzu,brudu na podlodze i aparaturze.Samochody odjezdzajace do jednostki musialy swiecic czystoscia.
W tych samochodach(kilkanascie sztuk "Starow 66")mielismy tez plecaki,helmy,maski i bron.
Wystawilismy to wszystko z samochodow,czyszczac radiostacje,sprzatajac samochody wewnatrz.Te plecaki wraz z bronia ze wszystkich plutonow ustawiono w "stojaki" i lezaly na kupie.Pilnowal tego jeden zolnierz.
Przy tym sprzataniu byl niezly tumult.
Pozniej,juz po posprzataniu samochodow,ladowalismy to wszystko z powrotem do samochodow
I wlasnie wtedy zauwazylem brak mojej broni.
Taki "kalasznikow" to przeciez nie byla "igla w stogu siana" a jednak...O kradziezy nie moglo byc mowy,bo osob postronnych tam nie bylo.
Kazda bron miala swoj numer - wygrawerowany na boku,ktory to numer kazdy zolnierz musial znac jak "amen w pacierzu".
Sprawdzilem wszystkie numery broni u chlopakow i mojego numeru tam nie bylo.Nie bardzo wiedzialem,co mam robic? Zameldowanie o braku broni do dowodcy kompanii to bylo rownoznaczne z "paka".Czas naglil do wyjazdu,dzien mial sie ku koncowi,a broni niet.Wszyscy z plutonu szukali tej broni.Zolnierz,ktory pilnowal tych stojakow z bronia przysiegal,ze wszystko zostalo zabrane jak nalezy.
Powiedzialem mu,ze jesli broni nie znajde,to ja pojde do "paki",ale przedtem oberwie mu wlasnymi rekoma j..a!
Pot lal mi sie po plecach,wlasciwie to juz widzialem sie w tej "pace",ale mialem nadzieje,ze ktos z innego plutonu zabral te bron przez pomylke.
Szukalismy tej broni i nic,jakby ja wcielo....
Silniki samochodow zostaly juz zapuszczone - gotowe do odjazdu,a ja i kilku chlopakow chodzilismy wciaz i szukalismy tej cholernej broni.
Kiedy bylem juz zrezygnowany,zalamany,dopomogl mi przypadek.Zachodzace juz ostatnie promienie slonca oswietlily ziemie,w ktorej cos mi blysnelo przed oczami.Gdy podszedlem blizej zauwazylem kawalek,doslownie centymetr ,moze dwa centymetry srebrzystej barwy suwadla.
Odgrzebalem powoli moja bron,zasypana calkiem piaskiem i sciolka.
Boze jak ja sie wtedy ucieszylem!
Do dnia dzisiejszego nie wiem,czy o zaginieciu jej zadecydowal przypadek czy moze zlosliwosc,lub przykry dowcip,ktoregos z "kolegow"?
To wydarzenie wrylo sie gleboko w moja pamiec.

Wuere`le nie jestem jeszcze emerytem ani rencista.Moj czas pracy to przewaznie 12 godzin.Nie mam "LB" jak widzisz.
__________________
Kazdy przezyty dzien - to dar od serca.
  #353  
Nieprzeczytane 03-04-2008, 15:46
wuere'le's Avatar
wuere'le wuere'le jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Jul 2006
Miasto: Wielkopolska
Posty: 2 995
Domyślnie

Czołem Karolu, odwołuję LB.
Z tą bronią, to rzeczywiście mogłeś mieć nieźle przechlapane, bo to nie zwykła paka, to kryminał. Swoją drogą ciekawe, komu dałeś się we znaki, ze taki numer Ci wywinął, no ale za to miałeś co czyścić.
__________________
"...trzeba z żywymi naprzód iść..."

https://widzewieckomentuje.blogspot.com/
  #354  
Nieprzeczytane 03-04-2008, 21:05
Karol X's Avatar
Karol X Karol X jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: May 2007
Posty: 5 420
Domyślnie

Wuere`le ta bron byla tak "zasyfiala",ze.... tylko psst!,bo wiesz,ze tak sie nie robilo
Bron po wygrzebaniu oczyscilem tylko z zewnatrz.
Na czyszczeniu broni - juz w jednostce,sprawdzilem czy nie ma dowodcy plutonu?
Gdy sie okazalo,ze byl tylko podoficer dyzurny,to wzialem bron ze zbrojowni,niby do czyszczenia jak inni na taboretach,z przybornikami.Rozejrzalem sie wokol i gdy stwierdzilem,ze kompania byla wolna od "zlewow",to wyszedlem z ta bronia do lazni,gdzie bylo duzo umywalek,tam wsadzilem pod strumien zimnej wody i splukalem piasek.Rozkrecilem bron na czesci,wyczyscilem zamek,suwadlo,magazynek,splukalem woda wewnatrz lufy i tak mokry jeszcze "kalach" zabralem na sale,gdzie wytarlem szmata,wyciorem przeczyscilem pare razy lufe i juz ladnie wymyta i wysuszona "giwere" naoleilem i blyszczala jak psu....j..a!
Martwilem sie tylko,czy szczerbinka nie zostala uszkodzona,bo wiesz co to oznaczalo na strzelaniu,ale nie -byla OK.
To tyle.
__________________
Kazdy przezyty dzien - to dar od serca.
  #355  
Nieprzeczytane 03-04-2008, 21:25
Basia.'s Avatar
Basia. Basia. jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Jun 2006
Miasto: Polska
Posty: 13 157
OK Ale fajnie piszecie

czyta się jak powieść.
  #356  
Nieprzeczytane 05-04-2008, 21:49
wuere'le's Avatar
wuere'le wuere'le jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Jul 2006
Miasto: Wielkopolska
Posty: 2 995
Domyślnie

Przypomniało mi się takie zabawne zdarzenie.
Otóż z aresztu zwiał jakiś wojak i widać potrzeba go nagła przypiliła, bo uciekł do leżącej parę kilometrów wsi i tam zgwałcił jakąś dziewczynę. Czy rzeczywiście zgwałcił, czy potem tylko go ona o to oskarżyła, nie wiem, fakt, że w jednostce odbył się pokazowy proces. Wojskowy prokurator, obrońca, sędzia i td. Chłopak został oczywiście skazany. Następnego dnia, jak co rano była zbiórka całego pułku i na tej zbiórce, po codziennych rytuałach związanych z raportami o obecności, omówieniu zadań na bieżący dzień, głos w sprawie tego gwałtu zabrał politruk, który pełnił w jednostce taką rolę wychowawczą. Facet pochodził gdzieś tam ze wschodu, bo i mowę miał taką dziwaczną, i powiedział tak: (cholera pamiętam to jak by było dziś) żołnierze, jak który nie może wytrzymać, to niech wsadzi między drzwi i poprosi kolegę żeby mu laczkiem przypierdolił, jasne?
No i to by było na tyle.
Coś mi się tam jeszcze przypomina, ale to innym razem.
__________________
"...trzeba z żywymi naprzód iść..."

https://widzewieckomentuje.blogspot.com/
  #357  
Nieprzeczytane 06-04-2008, 00:42
Jadzia P. Jadzia P. jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Mar 2008
Miasto: Polska
Posty: 12 324
Domyślnie

Basiu, czy mogłabyś coś więcej napisac mi o tej miejscowości. W internecie znalazłam o niej niezbyt wile informacji. Wiem, że dość blisko jest do Buska Zdrój. Jedziemy tam razem z mężem samochodem i myślę aby przy okazji zwiedzić troszke ziemie kielecką. Będziemy tam podczas weekendu majowego a wtedy nie ma zabiegów. Mam nadzieje, że pogoda będzie ładna.
  #358  
Nieprzeczytane 09-04-2008, 20:30
wisia's Avatar
wisia wisia jest offline
Początkujący
 
Zarejestrowany: Jan 2008
Miasto: małopolskie
Posty: 40
Domyślnie

Solec Zdrój to wioska uzdrowiskowa, niewiele się tam dzieje, ale jest ładny park,sanatorium takie sobie /może teraz się coś zmieniło / jest hotel SPA Malinowy zdrój, natomiast do Buska jest kilkanaście kilometrów i warto się tam wybrać.W Solcu napewno możecie liczyć na spokój, pozdrawiam -miłego pobytu!
  #359  
Nieprzeczytane 10-04-2008, 15:42
piczys piczys jest offline
Początkujący
 
Zarejestrowany: Apr 2008
Posty: 2
Domyślnie

Witam wszystkich użytkowników tego forum
Dostałem właśnie skierowanie z Zus-u na rehabilitacje do Centrum Szkoleniowo-Rehabilitacyjnego im. Ojca Pio w miejscowości Stróże. Czy był tam już ktoś i może powiedzieć coś na temat tego ośrodka? W internecie niestety nie znalazłem zbyt wielu wartościowych informacji na ten temat. Za każdą informację będę bardzo wdzięczny

pozdrawiam
  #360  
Nieprzeczytane 11-04-2008, 14:41
wuere'le's Avatar
wuere'le wuere'le jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Jul 2006
Miasto: Wielkopolska
Posty: 2 995
Domyślnie

Dostałem skierowanie do sanatorium Arka-Mega w Kołobrzegu. Czy ktoś tam był, napiszcie jak tam jest. Skierowanie mam na przełomie czerwca i lipca.
__________________
"...trzeba z żywymi naprzód iść..."

https://widzewieckomentuje.blogspot.com/
Zamknięty Temat

 



Podobne wątki
Wątek Autor wątku Senior Cafe Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
A może do sanatorium? - komentarze emka46 Ogólny 629 20-12-2022 16:38
Upadek – traktuj go poważnie - komentarze Jagoda Ogólny 7 20-08-2012 09:47
Sanatorium Połczyn 19-11-07 myszek Turystyczne 15 14-11-2011 19:14
Sanatorium - Krynica Boga Turystyczne 3 31-05-2011 15:32

Narzędzia wątku Przeszukaj ten wątek
Przeszukaj ten wątek:

Zaawansowane wyszukiwanie

Zasady pisania postów
Nie Możesz: tworzenie nowych wątków
Nie Możesz: odpowiadanie na posty
Nie Możesz: wysłanie załączników
Nie Możesz: edytowanie swoich postów

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Skocz do forum


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:53.

 
Powered by: vBulletin Version 3.5.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.