Ostatnie Pożegnania
Myślę, że powinniśmy mieć takie miejsce w naszym Klubie gdzie będziemy zamieszczać wiadomości o pożegnaniach naszych Bliskich,Znajomych.
Chciałabym, by to miejsce miało szczególny nastrój i oprawę/nawet muzyczną,jesli ktoś będzie miał taką potrzebę/ I na koniec życzę wszystkim ,by było tu jak najmniej wiadomości. |
Mam pytanie...
Czy tu można zamieszczać także wiadomości o ostatecznym rozstaniu się z naszymi przyjaciółmi na czterech łapach? Czy to będzie dysonans ? Jak się na to zapatrujecie ? Ja z góry zgadzam z się z werdyktem większości... |
Moim nic nie znaczącym zdaniem pożegnanie ostatnie to pożegnanie,smutek to smutek.A ten wątem ma pełnić takie zadanie by można było w nim wyrzucić swój smutek nie psuć nim innych wątków.Może słowo psuć nie pasyje ale jakoś innego nie potrafię znalez.Cóż,zwierzak który był z nami wiele lat,który był jak domownik ,też zasługuje na uwagę,/czasami większą jak niejeden tzw. człowiek.Takie jest moje zdanie a jak sądzą inni to mogą się wypowiedzieć.
|
Myślę,że stworzenie tego wątku to bardzo dobry pomysł-jednolitość nastroju i treści nie będzie dysonansem jak w innych przypadkowych miejscach.Czasem nie wiedziałam,jak reagować,gdy wśród wesołych postów pojawił się nagle smutek.
|
Wszak zwierzaki to pełnoprawni członkowie naszych rodzin niejednokrotnie bardziej nas kochajacy niż niektóre istoty z gatunku posapujących homo;) ale dostosuje się do ogółu. Pozdrawiam Grażyna
|
|
[quote=Lila]Mam pytanie...
Czy tu można zamieszczać także wiadomości o ostatecznym rozstaniu się z naszymi przyjaciółmi na czterech łapach? Czy to będzie dysonans ? ------------------------------------------------------------------------ Lilu dysonans? Pozwólcie ze cos opowiem . Może ktoś z Was widział na grobie dziecka obok kwiatów ,mała maskotkę ,zabawke? Ktos się wykrzywi, a ktos inny zrozumie ze to zrozpaczona matka ,ktora nie potrafi jeszcze dopuscic do siebie myśl że dziecko nie zyje,jeszcze chce dziecku cos dac ,a może tylko sobie ulżyć w bólu.... Mój syn miał psa ,sunię .Gdy zginął , parę dni po pogrzebie wzięłam Azę i poszłam z nią na cmentarz .Pies bardzo posłuszny ,nigdy nie odchodzila bez pozwolenia od nogi . Na cmentarzu po przekroczeniu bramy pobiegła na przód.Pierwszy raz nie usłuchała wołania /wróc/ .Znalazłam ją na grobie syna usiłowała rozkopać grób . Powiedziałam do niej jak to zwykle mowiłam gdy spał a ona chciała aby znią poszedł na spacer i budziła go -nie budż Adasia on śpi-odeszła , położyła łeb na łapach a z oczu płynęły jej łzy .I tak płakałysmy obie.Do dzis nie mogę pojąć skąd pies wiedział gdzie jest grób jej ulubieńca..Poszłam z nią jeszcze raz na cmentarz i wtedy jakas kobieta powiedziała do mnie - Jak można z psem na cmentarz przychodzić !-Usłyszał to przechodzący akurat pan i powiedział ..Jezus urodził się w stajni wśród zwierząt ,niech się pani zastanowi nad tym- i odszedł, kobieta tez .. Dysonans? Czy taki przyjaciel nie zasługuje na pamięć o nim, na wzmiankę w tym watku.Myslę że bardziej niż niejeden człowiek.Więc wspominamy tutaj też i naszych "braci mniejszych " |
Wzruszyłam się.
|
Tar-ninko, to bardzo wzruszająca historia.Sprawdza się w pełni to, że pies jest największym przyjacielem człowieka.Również jestem jak najbardziej za tym, aby można tu było zamieszczać wspomnienia o mniejszych braciach.
|
Tarninko,wycisnęłaś mi mnóstwo łez swoim wspomnieniem.To naprawdę wzruszająca historia.
Jeśli chodzi o czworonogów to jestem również za.Przeżyłam śmierć czterech i wiem, co to znaczy stracić najlepszego przyjaciela. |
Tarninko....teraz przeczytałam...
Siedzę i ryczę..... |
Tarninko, siedzę i płaczę ................
|
poryczałamsie
|
Kochani bardzo Was przepraszam ,nie chciałam Wam zepsuc tak pięknego słonecznego dnia .Kazdy z was ma swoje smutki nie chciałam was narazic na łzy .przepraszam.
|
A znacie tą historię?
Śmierć Johna Graya
15 lutego 1858 roku zmarł w Edynburgu John Gray, miejscowy policjant. Został pochowany na starym cmentarzu przykościelnym, zwanym Greyfriars Churchyard. Dzień po pogrzebie, przy grobie Johna Graya ktoś się pojawił. Przyszedł cichutko, usiadł, rozejrzał się dookoła pełnymi smutku oczami i już tam pozostał. Przez najbliższych 14 lat. Był to Bobby, malutki skye terrier, nieodłączny towarzysz w policyjnej pracy swego pana. Po Edynburgu szybko rozniosła się wieść o malutkim piesku z ogromnym sercem, który dzielnie, dniami i nocami, pilnuje grobu Johna Graya. Opiekun cmentarza, po bezowocnych próbach pozbycia się Bobbiego, wybudował mu schronienie tuż przy grobie. Tłumy mieszkańców przychodziły popatrzeć, jak codziennie o 13:00 Bobby opuszcza swój posterunek, aby zjeść posiłek. I zaraz wraca, smutnie powłócząc łapami, w jedyne miejsce, jakie mu zostało na świecie. W 1867 uchwalono obowiązek opłacania podatków za czworonożnych mieszkańców Edynburga. Psy bez opłaconego podatku zostały uznane za bezpańskie i były usypiane. Taki los miał czekać także Bobbiego. Jednak sir William Chambers, Lord Provost Edynburga, zapłacił za Bobbiego podatek i ufundował mu obrożę, która przetrwała 140 lat i do dziś możemy ją oglądać w Muzeum Edynburga. 14 stycznia 1872 roku Bobby zdechł. Przeżył 16 lat. Przez 2 lata żył razem ze swoim ukochanym panem, Johnem Grayem, przez pozostałe 14 lat nie opuszczał jego grobu. Nie było serca, którego nie poruszyłaby historia Bobbiego Baronowa Angelina Georgina Burdett-Coutts ufundowała pomnik Bobbiego, który miał stać tuż przy wejściu na cmentarz Greyfriars. William Brody wyrzeźbił statuę Bobbiego (dziś na ulicy widzimy replikę jego dzieła, a oryginał znajduje się w Muzeum Edynburga). Amerykańscy miłośnicy Bobbiego ufundowali kamień z czerwonego granitu dla oznaczenia grobu Johna Graya, z inskrypcją "John Gray - zmarł 1858 - Auld Jock -Pan Bobbiego Greyfriarsa - nawet po śmierci najbardziej ukochany". Granitowy nagrobek Bobbiego, ufundowany przez Szkockie Towarzystwo Pomocy Psom 13 maja 1981, nosi inskrypcję: „Greyfriars Bobby - zmarł 14 stycznia 1972 - przeżył 16 lat - Niech jego wierność i oddanie będzie lekcją dla nas wszystkich”. Malutki Bobby do dziś cichutko siedzi przed cmentarzem Greyfriars Churchyard. Patrzy w przestrzeń ponad głowami przechodniów zamyślonym wzrokiem, a w jego oczach maluje się bezgraniczna miłość i oddanie.. . |
Dziewczyny z Krakowa...wszak macie pomnik psa,którego serce nie wytrzymało ponownego rozstania...
Ten,co 2 lata mieszkał przy pętli tramwajowej,gdzie karetka zabrała jego zmarłego na zawał pana. |
Cytat:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Pomnik_psa_D%C5%BCoka |
Człowiek i zwierzęta
1 Załącznik(ów)
Smutny wątek....:mad:
Już George Bernard Shaw napisał: Istoty ludzkie to jedyny gatunek zwierząt, których szczerze się obawiam. ale i też dodał: Im bardziej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta. Załącznik 3895 Ostatnio i mnie dotknęła smutna sprawa. Już od ponad 2 tygodni nie wróciła do domu moja kotka SARA. Nie będę opisywać jak bardzo mi jej brakuje, bo nie znam takich słów które by to oddały... Nie ma chwili, żebym nie myślała o niej, ciągle jeszcze z nadzieją , choć wiem, że z każdym dniem szanse maleją :mad: |
Iwo1111 - bardzo to wzruszajace co opisalas.
Swiadczy to o bezgranicznym oddaniu czworonoga do czlowieka. An-inno - to polskie podworko i widzisz,gdyby nie wstawiennictwo kilku znanych osob,to kto wie,czy taki pomnik by powstal?. Mielismy kiedys psa-czarnego mieszanca. Kazdego dnia,kiedy wracalismy z pracy - czy to zona - czy tez ja - ten pies stal przed brama i wyczekiwal naszego przyjscia. Doskonale orientowal sie w godzinach naszego przyjscia z pracy. Kiedy jedno z nas wracalo wczesniej do domu,to pies powital go merdaniem ogona,bardzo sie przy tym cieszac. Po pewnej chwili biegl ponownie przed brame witac drugiego domownika. Nigdy nie wystawal przed brama,gdy mielismy dzien wolny. Bedac w drodze do domu - juz z pewnej odleglosci - widzac mnie - biegl w moja strone.A ja - jak kazdego razu - musialem dac mu w pysk gazete owinieta w folie,bo bardzo ja slinil i tak - niosl ja w pysku do domu. Odcinek drogi od przystanku do domu musialem pokonac poprzez ruchliwa droge Czestochowa - Poznan. Ktoregos dnia,wracajac z pracy nie zastalem jak zwykle wyczekujacego psa pod brama. Zaniepokoilo mnie to bardzo. Gdy wszedlem do domu - zauwazylem,ze moja malzonka ma lzy w oczach.Dowiedzialem sie od zony,ze nasz pies zginal na trasie - okrutnie rozjezdzony przez samochody. Sasiad nasz,ktorego poprosila zona o pomoc,zebral resztki psa na taczke i pochowalismy go w ogrodzie u tesciowej u ktorej mieszkalismy. Bardzo przezylismy jego odejscie i nigdy wiecej juz nie mielismy psa. |
Karolu....dla pamięci tamtego,trzeba abyś miał jeszcze psa...
Wiesz...3 lata temu odszedł nasz Łapa.Znalezisko,z połamanymi przednimi łapami,pewnie przy wypchnięciu z samochodu. Wyleczyłam go tak,że śmigał przez najwyższe ogrodzenia. Niestety,oszczekiwał rowery i samochody,choć łagodny jak baranek.Został otruty... Ale 3 dni wcześniej ,przyprowadził kolegę...brudnego ,zapchlonego Liska Wiesz,jak Łapa odchodził...pod kroplówką,dałam sobie słowo,że już nigdy... Ale pod bramą czekał Lisek.Więc go zabrałam,bo tak chciał tamten.Jest kochany i mądry.Jak każdy z ....NICH. |
Lilus cos Ci opowiem,ale nie tylko Tobie wszystkim.....
Jakies moze ze dwadziescia lat temu - gdy synowie byli mali - kupilismy szynszyla chilijskiego - takie nieduze futerkowe zwierzatko. Kazdego dnia wymienialismy mu siano w klatce,karmilismy,poilismy - slowem traktowany byl jak pozostali domownicy .Po pewnym czasie otworzylismy drzwiczki klatki i obserwowalismy jego poczynania. Niesmialo wyszedl z niej i obwachiwal wszystko,ale kazdy najmniejszy ruch kogokolwiek,ploszyl go i zmykal do klatki. Trwalo tak jakis czas,ale z biegiem czasu,poczynal sobie ten szynszyl coraz smielej. Po okolo 6-ciu miesiacach poruszal sie swobodnie po mieszkaniu,wskakujac nam na rece i jedzac w kuchni na podlodze,tuz kolo nas. Uwielbial rozne przyniesione przez zone chwasty,wybierajac sobie te,ktore mu smakowaly najbardziej. Nazwalisma ja(samica)Kasia. Reagowala ona na wypowiadane jej imie i biegla do nas. To bylo cos niesamowitego,bo szynszyle sa bardzo plochliwymi zwierzatkami.Mielismy ja kilka lat. Ktoregos razu chcielismy wyjechac do Polski. Taki wyjazd na kilka tygodni. Oddalismy klatke z nasza szynszyla do znajomych na ten okres. Poinformowalismy o sposobach karmienia - co i jak - i wyjechalismy. Po powrocie poszlismy odebrac szynszyle,ktorej...oni juz nie mieli. Okazalo sie,ze po naszym wyjezdzie szynszyla nie chciala jesc ani pic.W koncu zdechla z glodu,a moze z nostalgii? Oni(malzenstwo)opowiadali - a nam lecialy lzy,bo bardzo bylismy przywiazani do tego zwierzatka. Nie wiedzielismy co powiedziec chlopcom. Bardzo to przezyli. Nie.... juz nigdy wiecej.Sorry Lilus. Problem jest wtedy,kiedy okazuje sie,ze trzeba wyjechac poza granice. Kolezanka miala psa.Martwila sie bardzo,bo musiala wyjechac do Polski i nie miala z kim go zostawic. Jechalem z nia do hotelu dla psow,gdzie mu zalatwila miejsce. Te hotele sa bardzo drogie i trzeba jeszcze dodatkowo oplacic ubezpieczenie itd. Lila nie wyobrazasz sobie jak ten pies wyl,tak jakby cos przeczuwal. Gdy dojechalismy na miejsce i uslyszelismy ten psi skowyt innych psow,to zal mi sie zrobilo tej kobiety i powiedzialem jej,ze wezmiemy go na okres jej wyjazdu do Polski. Byla bardzo uradowana ta propozycja,choc przyznam ,ze ja mniej. No i wyjechala.....a pies zostal...i zaczely sie nasze klopoty. Od poczatku polubil tylko malzonke i nikomu nie pozwolil sie dotknac. Malzonka nie mogla opuscic mieszkania,bo ten pies chcial byc tylko tam,gdzie i ona. Po przyjezdzie wlascicielki - pies powital ja serdecznie,ale to wszystko,bo nie chcial isc do domu.Ciagnela go na tej smyczy,a ten sie zaparl i ani rusz. Zawsze potem,gdy wychodzila na spacer,to pies ciagnal ja w strone naszego domu. Dzwonila do nas i mowila,ze rozpiescilismy psa,bo ten nic nie chcial zrec.Dopiero po uplywie kilku dni zaczal jesc cokolwiek. Zwierzeta przezywaja bardzo kazde rozstanie. |
Karol...i tu tkwi sekret naszych oddzielnych wyjazdów ,moich i mojego męża.Odkąd mieszkam na Jurze i mam tyle zwierzaków...
Razem mogliśmy wyjeżdżać tylko na weekend ...Paryż,Praga,Budapeszt... A tak ...kawał świata oddzielnie.Choć przymierzamy się do zatrudnienia kogoś razem z zamieszkaniem,więc to może się zmieni.Na starość... Ale nie było innego wyjścia.Coś za coś. Niemniej nie żałuję,bo na takich wyjazdach skorzystała moja córka,bo każdemu z nas towarzysząc,zaliczyła kawał świata.. Oczywiście teraz już nie towarzyszy,bo woli ekstremę...rajd koński Krakow -Wołosate,wyprawa na norweski lodowiec,czy narty w Alpach...albo żagle.. Nic dla mnie ..:) Ale w tej chwili pisząc to,siedzę u siebie na tarasie.Przy nogach -Nero.Inne badziewie lata po lesie ,rzekomo pilnując.Na huśtawce siedzą 2 koty,reszta w altanie. Wierzycie,że czuję wprost fizyczną przyjemność patrząc na nie ? |
Życie po kątem zwierząt.
Nie wyobrażam sobie, że swoje zwierzaki mogłabym komuś zostawić pod opieką. W związku z powyższym nie ruszam się bez nich /mam na myśli wyjazdy/, nie odczuwam z tego powodu dyskomfortu bo jest to mój wybór. Tak jest od zawsze, raz w życiu byłam w sanatorium z Figą, kaukazów nie dałoby rady upchnąć więc zostały z Tadziem w Radziejowicach. W czasie mojej nieobecności nie wyjeżdżał nigdzie, siedział na miejscu /tak miał przykazane/. Kiedy 3 lata temu musiałam iść do szpitala na operację /poszłam w czwartek, w sobotę byłam w domu/ nie myślalam o swojej chorobie tylko o tym żeby jak najszybciej wrócić do zwierzaków. One przez cały czas "czuwały" pod drzwiami, nie chciały jeść chociaż były w domu ze swoim panem. Kiedy weszlam do mieszkania i serdecznie się z nimi przywitałam natychmiast pobiegły do michy żeby nadrobić zaległości żywieniowe. Nie chciałabym zrobić im "numeru" i odejść przed nimi /gdyby jednak tak się stało mają być uśpione/, mam nadzieję że to mi się uda.
|
Basiu:) w jednym czasie,pisałyśmy o tym samym !!!
|
Ale jesteśmy ..............
Cytat:
|
Ja juz kilka lat jak
zalatwiam osobe ktora albo mieszka u mnie i zajmuje sie psami i domem albo przychodzi do psiakow 3 razy dziennie , podczas naszych wyjazdow
Rzadko jednak wyjezdzamy razem na dluzej.. Czesto zapraszam do mnie na "psie letnie kolonie" inne czworonogi np. suczka mojej corci jest juz u mnie cale lato i kawalek wiosny a pieseczek sasiadki ( wielkosci konika) spedza weekend .. One nie nudza sie we wlasnym towarzystwie, bawia sie ze soba w berka i w chowanego... ale tylko jak my jestesmy z nimi.. Jak nas nie ma to drzemia sobie ... |
Dopiero teraz
Dopiero teraz weszłam do tego wątku. Przeoczenie? Roztargnienie? Nieistotne!
Chcę Wam powiedzieć, że bardzo, bardzo się cieszę, że jest w Klubie takie miejsce. Miejsce, gdzie można pożegnać kochanego, bliskiego człowieka i ukochane zwierzę. Gdzie - z nutką nostalgii - można powspominać, licząc na zrozumienie i współczucie. Każdy powinien mieć taki malutki azyl... Kiedy czytam Wasze wspomnienia o zwierzętach - przychodzą mi na myśl dwa psy, które zechciały dzielić ze mną swoje ziemskie dni... Bey - kundel rudy i paskudny zewnętrznie, przybłęda o największym psim sercu, jakie można sobie wyobrazić! On sobie mnie wybrał. Kochał mnie miłością nieogarnioną wręcz. To był pies, który całym swoim życiem przeczył opiniom o tym, że zwierzętami rządzi instynkt i tylko instynkt. Nieprzeciętnie inteligentny, nie potrzebował obroży i smyczy, nawet podczas jazdy środkami komunikacji miejskiej. Wystarczyło powiedzieć: "wysiadamy na następnym przystanku" i stał przy wyjściu, gotów do dalszej drogi. Nie widziałam mądrzejszego psa! Miał jedną słabość, która go zgubiła: gonił samochody. Potrącony przez jeden z nich, z żebrem, które przebiło płuca - umierał (bo nie zdychał) świadomie i z godnością. Kiedy nasze błagania o operację zostały bez echa (nie operuje się takich przypadków) - Bejucha pożegnał się z nami i poprosił - czytelnie i wyraźnie, żeby pomóc mu w cierpieniach. Jeszcze dziś mam łzy w oczach... Drugi - to Tops. Mieszaniec owczarka niemieckiego i rotweilerra, wzięty przez nas ze schroniska i całym swoim psim życiem (był u nas 12 lat) odpłacający nam ogromną miłością. Po śmierci mojego męża stracił ochotę do życia. Przeżył go jedynie o 2 miesiące - a i to na moje gorące prośby i namowy. Żal... |
Ewito, przykro mi to pisać ale nie przyszło Tobie do głowy że ten wspaniały i inteligentny pies potrzebował jednak obroży i smyczy? Współczuję z powodu "godnego" odejścia pieska, odejścia spowodowanego niefrasobliwością opiekunów. Nie jest moim zamiarem obrażać Ciebie, ale szlag mnie trafia kiedy czytam o ineligentnych zwierzętach wpadających pod samochody.
|
Ech, Basiu! Pisałam w skrócie wielkim! Miał i smycz i obrożę, kochanie! Traktował zakładanie akcesoriów jak nagrodę, bo to znaczyło, że gdzieś dalej go zabieramy... Jeździliśmy wtedy na działkę pociągiem, a przepisy PKP wymagały "psiej uprzęży"... Zginął, kiedy na działce złośliwy sąsiad przycisnął go samochodem do płotu... Nie będę powtarzać, co temu ... hmmm... człowiekowi powiedziałam. Trochę się wstydzę...
A tak z innej beczki, Basieńko: przyjedziesz do mnie z Małgosią? Bardzo, bardzo serdecznie proszę! |
Przepraszam ........... bardzo przepraszam.
Cytat:
|
Nie mam żalu, rozumiem - pewnie dokładnie tak samo bym zareagowała:D
Byłam ukochaną bezwarunkowo panią Beja - odwzajemniałam jego uczucia... Przyjedź, proszę! Poznasz najgłupszą (ale moją, a to znaczy, że kochaną) Kropkę, która opiera się wszelkim naukom. Ale przede wszystkim - bardzo chcę poznać Was obie! |
Cytat:
|
Ewito
Cytat:
|
Słowikowo kochana! Mam się przyznać? Hmmm... no cóż... Chyba nigdy w życiu tak się nie zachowałam... Ja - po prostu dałam temu szmatławemu człowieczkowi w gębę, kiedy stwierdził, że to przypadkowo... I... podrapałam mu tę niby twarz do krwi... Chociaż dowodów niby nie miałam. I wcale się tego nie wstydzę!
|
Brava Ewita
Zycie jest za krotkie na to zeby sie ceregielic z mordercami. I tak malo mu zrobilas :confused:
|
Ewita...dałaś mu w ryja ?
To ja składam uroczyste oświadczenie,biorąc wszytkich tu obecnych na świadków,że jak do tej pory lubiłam Cię bardzo,to teraz ...uwielbiam...
....Tak jak i wszystkie zakręcone na punkcie naszych mniejszych braci,chociażby w realu były zmorami i jędzami zbolałymi..:D Rzekłam.Howgh ! |
Liluś!
Ten pies był wart tyle, że... ech, ten "ludzik" (w jakimś tam ministerstwie pracował) nie bardzo rozumiał, za co w ryj dostał... Ale Bejuchy już nic mi nie wskrzesi...
|
A ja nawet nie wiem i nie domyślam się ,kto mojemu Łapie dał kiełbasę z watą szklaną,aby umierał w bólu....
Ale mam nadzieję,że Ktoś go za to rozliczy.... |
Ja mialam też kochanego bardzo psa o imieniu Wirus znalezionego w lesie -to byl pies ,który sie uśmiechal -byl wielki i kochany -niestety mial mocznicę i nie dalo się go uratowac .odszedł uspiony kiedy sie okazalo ,ze nie je i nie pije -ale cały czas byliśmy -ja i dzieci przy nim .mam też starą bardzo sukę Szajbę -która jest na emeryturze u moich rodziców.Podczas przeprowadzki poszla do nich na przechowanie i...nie chciala wrócić ,tak samo jak swoje 12 lat zdecydowała się spedzić z nami -przyszla któregoś dnia pod moje drzwi i zostala ...poniewaz dalam ogloszenie przychodzili rózni ludzie ,ktorym zginał podobny pies -gryzla wszystkich .Ta baba ma charakter!!!! Basiu życze ci jutro lepszego samopoczucia!!!!
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:51. |
Powered by: vBulletin Version 3.5.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.