Klub Senior Cafe

Klub Senior Cafe (http://www.klub.senior.pl/index.php)
-   Książka, literatura, poezja (http://www.klub.senior.plhttp://www.klub.senior.pl/f-ksiazka-literatura-poezja-99.html)
-   -   Bajki i opowiadania ku poprawy nastroju (http://www.klub.senior.plhttp://www.klub.senior.pl/ksiazka-literatura-poezja/t-bajki-i-opowiadania-ku-poprawy-nastroju-7504-print.html/)

Vika 26-06-2010 22:33

Bajki i opowiadania ku poprawy nastroju
 
Bajka o uczuciach


Dawno, dawno temu, na oceanie istniała wyspa, którą zamieszkiwały emocje, uczucia
oraz ludzkie cechy - takie jak:
dobry humor, smutek, mądrość, duma;
a wszystkich razem łączyła miłość.
Pewnego dnia mieszkańcy wyspy dowiedzieli się, że niedługo wyspa zatonie.
Przygotowali swoje statki do wypłynięcia w morze, aby na zawsze opuścić wyspę.


Tylko miłość postanowiła poczekać do ostatniej chwili.
Gdy pozostał jedynie maleńki skrawek lądu
- miłość poprosiła o pomoc.
Pierwsze podpłynęło bogactwo na swoim luksusowym jachcie. Miłość zapytała:
- Bogactwo, czy możesz mnie uratować ?
Niestety nie. Pokład mam pełen złota, srebra i innych kosztowności.
Nie ma tam już miejsca dla ciebie. - Odpowiedziało Bogactwo.


Druga podpłynęła Duma swoim ogromnym czteromasztowcem.
- Dumo, zabierz mnie ze sobą ! - poprosiła Miłość.
Niestety nie mogę cię wziąźć!
Na moim statku wszystko jest uporządkowane,
a ty mogłabyś mi to popsuć... - odpowiedziała Duma i z dumą podniosła piękne żagle.

Na zbutwiałej lódce podpłynal Smutek.
- Smutku, zabierz mnie ze sobą ! - poprosiła Miłość,
Och, Miłość, ja jestem tak strasznie smutny, że chcę pozostać sam.
- Odrzekł Smutek i smutnie powiosłował w dal.

Dobry humor przepłynął obok Miłości nie zauważając jej, bo był tak rozbawiony,
że nie usłyszał nawet wołania o pomoc.



Wydawało się, że Miłość zginie na zawsze w głębiach oceanu...


Nagle Miłość usłyszała:
- Chodź! Zabiorę cię ze soba ! - powiedział nieznajomy starzec.
Miłość była tak szczęśliwa i wdzięczna za uratowanie życia,
że zapomniała zapytać kim jest jej wybawca.


Miłość bardzo chciała się dowiedzieć kim jest ten tajemniczy starzec.
Zwróciła się o poradę do Wiedzy.
- Powiedz mi proszę, kto mnie uratował ?
- To był Czas. - Odpowiedziała Wiedza.


- Czas ? - zdziwiła się Miłość. - Dlaczego Czas mi pomógł ?
- Tylko Czas rozumie, jak ważnym uczuciem w życiu każdego człowieka jest Miłość.
- Odrzekła Wiedza.

Malwina 26-06-2010 22:40

O jakie ładne.....

Vika 28-06-2010 10:18

Ból przemija, piekno pozostaje
Mimo iż Henri Matisse był blisko dwadzieścia osiem lat młodszy niż Auguste Renoir, obaj wielcy artyści byli serdecznymi przyjaciółmi i często spędzali razem czas. Kiedy Renoir prawie nie opuszczał domu w ostatnich latach swego życia, Matisse odwiedzał go codziennie. Niemal sparaliżowany artretyzmem Renoir mimo swej choroby nie przestawał malować. Pewnego razu Matisse obserwował, jak starszy kolega maluje w swojej pracowni, zmagając się ze straszliwym bólem utrudniającym każde pociągnięcie pędzla. W końcu nie wytrzymał i poruszony wykrzyknął: - Auguste, dlaczego nadal malujesz, gdy dręczy Cię tak okropny ból?
Renoir odrzekł z prostotą:
- Ból przemija, a piękno pozostaje.
I tak, prawie do dnia swojej śmierci Renoir nakładał farbę na płótno. Jeden ze swoich najsłynniejszych obrazów: Kąpiące się artysta ukończył na dwa lata przed śmiercią, czternaście lat po tym, jak zaatakowała go bolesna choroba.



Autor nieznany


Renoir

Mekintosz 28-06-2010 11:46

Cytat:

Napisał Vika
Bajka o uczuciach


Dawno, dawno temu, na oceanie istniała wyspa, którą zamieszkiwały emocje, uczucia
oraz ludzkie cechy - takie jak:
dobry humor, smutek, mądrość, duma;
a wszystkich razem łączyła miłość.
Pewnego dnia mieszkańcy wyspy dowiedzieli się, że niedługo wyspa zatonie.
Przygotowali swoje statki do wypłynięcia w morze, aby na zawsze opuścić wyspę.


Tylko miłość postanowiła poczekać do ostatniej chwili.
Gdy pozostał jedynie maleńki skrawek lądu
- miłość poprosiła o pomoc.
Pierwsze podpłynęło bogactwo na swoim luksusowym jachcie. Miłość zapytała:
- Bogactwo, czy możesz mnie uratować ?
Niestety nie. Pokład mam pełen złota, srebra i innych kosztowności.
Nie ma tam już miejsca dla ciebie. - Odpowiedziało Bogactwo.


Druga podpłynęła Duma swoim ogromnym czteromasztowcem.
- Dumo, zabierz mnie ze sobą ! - poprosiła Miłość.
Niestety nie mogę cię wziąźć!
Na moim statku wszystko jest uporządkowane,
a ty mogłabyś mi to popsuć... - odpowiedziała Duma i z dumą podniosła piękne żagle.

Na zbutwiałej lódce podpłynal Smutek.
- Smutku, zabierz mnie ze sobą ! - poprosiła Miłość,
Och, Miłość, ja jestem tak strasznie smutny, że chcę pozostać sam.
- Odrzekł Smutek i smutnie powiosłował w dal.

Dobry humor przepłynął obok Miłości nie zauważając jej, bo był tak rozbawiony,
że nie usłyszał nawet wołania o pomoc.



Wydawało się, że Miłość zginie na zawsze w głębiach oceanu...


Nagle Miłość usłyszała:
- Chodź! Zabiorę cię ze soba ! - powiedział nieznajomy starzec.
Miłość była tak szczęśliwa i wdzięczna za uratowanie życia,
że zapomniała zapytać kim jest jej wybawca.


Miłość bardzo chciała się dowiedzieć kim jest ten tajemniczy starzec.
Zwróciła się o poradę do Wiedzy.
- Powiedz mi proszę, kto mnie uratował ?
- To był Czas. - Odpowiedziała Wiedza.


- Czas ? - zdziwiła się Miłość. - Dlaczego Czas mi pomógł ?
- Tylko Czas rozumie, jak ważnym uczuciem w życiu każdego człowieka jest Miłość.
- Odrzekła Wiedza.

A czy wiesz kto jest autorem tego opowiadania, ?
Znalazłem kilka podszywających się , n.p.
http://mojadroga.urs.pl/o16.htm
http://pietro-nizej-od-piekla.blog.o...,ID170613090,n
http://www.zamba.pl/blog/4491/dawno-...emocje-uczucia
http://karolcia-jej-zycie.bloog.pl/k...l?ticaid=6a6d3
http://www.sciaga.pl/tekst/95523-96-...z_tymi_slowami
Kopiujemy to bez wzmianki o ewent. autorze, tak jakbyśmy sami byli autorami tego opowiadania o uczuciach. A co z uczuciami autora? Przecież opowiadanie nie spadło z kosmosu !

Vika 28-06-2010 18:47

Masz rację.Brak było autora,mogłam więc napisać autor nieznany,czy też skopiowano z blogu x,czy y.
Ale też nie zauważyłam,żeby wszyscy tu tak skrupulatnie podawali żródła.

barteczek 02-08-2010 12:09

Jest śliczny do tego obraz!!! Jest na co popatrzeć i zachwycić się tym kolorowym obrazem.Pozdrawiam z serca Malwinko!!!

Vika 05-08-2010 08:32

Cytat:

Napisał psycholog
Jest śliczny do tego obraz!!! Jest na co popatrzeć i zachwycić się tym kolorowym obrazem.Pozdrawiam z serca Malwinko!!!


Dziękuję.....
Renoir zawsze mnie zachwyca.Piękno jest zawsze ponadczasowe.
Pozdrawiam.

Doc 05-08-2010 08:44

No no...
 
Cytat:

Napisał Mekintosz_44
A czy wiesz kto jest autorem tego opowiadania, ?
Znalazłem kilka podszywających się , n.p.
http://mojadroga.urs.pl/o16.htm
http://pietro-nizej-od-piekla.blog.o...,ID170613090,n
http://www.zamba.pl/blog/4491/dawno-...emocje-uczucia
http://karolcia-jej-zycie.bloog.pl/k...l?ticaid=6a6d3
http://www.sciaga.pl/tekst/95523-96-...z_tymi_slowami
Kopiujemy to bez wzmianki o ewent. autorze, tak jakbyśmy sami byli autorami tego opowiadania o uczuciach. A co z uczuciami autora? Przecież opowiadanie nie spadło z kosmosu !

Jak na"samouka"to gościu jest niezły.Chyba że mu wnuczek to wszystko wyszukuje.

Vika 05-08-2010 11:08

A tak naprawdę nikt z wymienionych blogów nie jest autorem.
Ot ,znajdzie człowiek interesujące opowiadanie,skopiuje nie pisząc nazwiska autora/czasem zresztą są to anonimowe historie/,
i leci to dalej jak każde słowo.
Jeśli jest to historia mądra, pouczająca, nie sądzę aby było grzechem ,czy przestępstwem podać dalej.
Ludzie nawet tutaj na forum sypią obelgami,fałszywymi informacjami i idzie to w świat,bo przecież czytają wszyscy i to jakoś mekintosza nie raziło.
Tak już na tym świecie jest,że jedni kochają piękno,
inni lubią obrzucać błotem kogo się da.Ale jak to z błotem bywa,pryska na wszystkie strony więc przylgnie również do chlapiącego. Najgorsze jest to,że cierpi na tym Ojczyzna,
a więc my wszyscy .

Vika 05-08-2010 11:17

MŁODZI

Pewien młody człowiek, uczestniczący w biegu przez pustynię,
zagubił się pomiędzy niezliczonymi wydmami i skałami.
Nie mógł odnaleźć właściwego kierunku.
Jednak nie upadł na duchu, lecz z odwagą podją wędrówkę.
Po kilku godzinach błądzenia słońce i upał zaczęły mu dokuczać.
Siły go opuściły.

Osłabiony wsparł się na skałach obok skrzyżowania trzech szlaków,
które znikały w oddali. "Wody!" zaczął szeptać ochryple.

Przejeżdżał tam znany ze swych doświadczeń lekarz.
Zmierzył chłopca wzrokiem i powiedział:

"Młodzieńcze pamiętaj,
że twój organizm potrzebuje dziennie przynajmniej dwóch litrów wody.
Najważniejsza jest woda, a nie jakieś świństwa, które wy pijecie".


Przejeżdżał naukowiec, który przystanął
i z satysfakcją wyjaśnił właściwości H2O oraz cud,
dzięki któremu atomy łącząc się z sobą tworzą trzeci, bardzo użyteczny element.

Jedną ze ścieżek przejeżdżał ksiądz i powiedział chłopcu kazanie.
Wyjaśnił mu, że jego pragnienie wody jest całkiem słuszne
i zrozumiałe oraz zaproponował,
by w oparciu o to doświadczenie pomyślał również o pragnieniu wyższych rzeczy.

Przejeżdżał również pijak, który pokazał butelkę wódki i kpiąco powiedział,
że to coś bardziej wartościowego od wody.
Wszyscy przejechali i oddalili się w swych pojazdach,
wznosząc w powietrze rumany kurzu.
Młodzieniec pozostał na swoim miejscu, na rozdrożu,
leżąc na piasku i prosząc coraz cichszym głosem: "Wody!".
***
"Drogi Ameryki Południowej przerywają pryzmy kamieni, zwane "ceferinos".
Na każdej z tych pryzm znajduje się butelka z wodą.
Butelki z wodą zostawiają kierowcy ciężarówek, na pamiątkę pewnej historii.
Niegdyś na jednej z tych równin zbłądziła matka z maleńkim dzieckiem.
Dziecko umierało z pragnienia, więc matka nakarmiła go własną krwią.
Znalazł ich kierowca ciężarówki. Uratował dziecko, matka już nie żyła.
Czy jest ktoś, kto buduje "ceferinos" na drogach młodzieży naszych czasów? "

Bruno Ferrero "Tajemnica czerwonych rybek"

Bardzo bym pragnęła zostawić parę kropel ożywczej wody/nie wodolejstwa/,
ale życiodajnej wody.

Kasandra1 05-08-2010 18:35

*~*Bajka o RÓŻY*~*

Zasadził dziadek RÓŻĘ w ogrodzie
Inny kwiat rosnąć w nim nie był godzien.
Wyrosła RÓŻA smukła i duża,
Gotowa wszystko wonią odurzać,
Okryta cała liści przepychem,
Zwieńczona ciemno-krwawym kielichem,
Co się do słońca wdzięcznie otworzył.
Dziadek w zachwycie rzekł: Jam cię stworzył,
Swoim talentem uczynił piękną,
Przy tobie inne RÓŻE ...???... wymiękną !
(Tu mógłbym zwieńczyć wątek tematu,
Niestety dziadek zapragnął światu
Zaprezentować swą piękną RÓŻĘ,
Skoro mam powód - wątek przedłużę).
Przesadził dziadek RÓŻĘ z ogrodu
(Ze wzmiankowanych wyżej powodów)
Do parku, po czym w krzakach ukryty
Jął obserwować Świata zachwyty.
Wpierw nikt z przechodniów nie dostrzegł RÓŻY.
A to ci ślepcy - dziad się oburzył,
Lecz czekał dalej aż kwiat ujrzała
Pani, co z pieskiem spacerowała.
Ta rozpłynęła się w swych zachwytach,
Za to jej piesek - skarlały brytan
Nogę swą RÓŻY uniósł w salucie,
Oddał honory, a potem uciekł.
Nim dziadek wyrwał się z osłupienia
- Świat jakoś RÓŻY nie chciał doceniać -
Zdeptała RÓŻĘ dzieci gromada
(Tędy gonitwy tor im przypadał)
Przebiegły szybko - jak gromu mgnienie,
Z RÓŻY zostało tylko wspomnienie.
Jakiś jegomość z ławki pobliskiej
Rzekł:Brak tej RÓŻY - dla parku - zyskiem
Zresztą, mężowie oraz niewiasty,
Większość RÓŻ tutaj to zwykłe chwasty
Trzeba by przejrzeć owych RÓŻ dużo
By znaleźć RÓŻĘ, która jest RÓŻĄ
To koniec bajki, z worka banałów
Wyciągam truizm - zamiast morału:
Świat, choć z nadzieją w krzakach się skrywasz,
Nie zadowoli twych oczekiwań.


Vika 05-08-2010 23:09

Mały książę
Gdzie jesteś, mały książę,
Gdzie odszedłeś z mej książeczki kart,
Czy po pustyni błądzisz znów,
Rozmawiasz z echem pośród skał?

Czy tam, gdzie świeci złoty wóz,
Oglądasz ziemię w swoich snach,
Gdzie pozostała z dawnych dni,
Niby wspomnienie - bajka ta.

W maleńkiej róży kochał się,
Książe na jednej z wielu gwiazd,
Nie widział przedtem innych róż,
Kiedy w daleki poszedł świat.

Na ziemi zwątpił w miłość swą,
Tę najpiękniejszą z wszystkich snów,
Bo jak miał w jednej kochać się,
Gdy ujrzał park z tysiącem róż.

Nie wierz swym oczom - szepnął wiatr,
Jeżeli kochasz - sercem patrz.

Zrozumiał wtedy książę to,
Że tylko jedna w świecie jest,
Ta którą kochał wszystkie dni,
I wrócił znów do róży swej.

Gdzie jesteś, mały książę, gdzie,
Odszedłeś z mej książeczki kart.
W świecie, gdzie nikt nie kocha róż,
Na zawsze ktoś pozostał sam...
W świecie, gdzie nikt nie kocha róż,
Na zawsze ktoś pozostał sam...

/kiedyś ..do tego tekstu śpiewała Kasia Sobczyk/

Żegnaj Kasiu

Vika 07-08-2010 22:44

Bruno Ferrero

Pewnej kobiecie

Pewnej kobiecie przyśniło się, że za ladą w jej ulubionym sklepiku stał Pan Bóg.
- To Ty, Panie Boże! - zakrzyknęła uradowana.
- Tak to ja - odpowiedział Bóg.
- A co u Ciebie można kupić? - zapytała kobieta.
- U mnie można kupić wszystko - padła odpowiedź.
- W takim razie poproszę o dużo zdrowia, szczęścia, miłości, powodzenia i pieniędzy.

Pan Bóg uśmiechnął się życzliwie i oddalił na zaplecze, aby przynieść zamówiony towar. Po dłuższej chwili wrócił z malutką, papierową torebeczką.
- To wszystko?! - wykrzyknęła zdziwiona i rozczarowana kobieta.
- Tak, to wszystko - odpowiedział Bóg i dodał: Czyżbyś nie wiedziała, że w moim sklepie sprzedaje się tylko nasiona?


Vika 15-10-2010 12:54

Każdy dzień jest szczególny

Mój przyjaciel otworzył szufladę komody swojej żony i wyjął ładnie zapakowaną paczuszkę. W środku była jedwabna bielizna. Odłożył opakowanie i długo przyglądał się delikatnej koronce.
- Kupiłem jej to, kiedy pierwszy raz byliśmy w Nowym Jorku. To było osiem albo dziewięć lat temu. Nigdy tego nie założyła, chciała zostawić sobie na szczególną okazję. Myślę, że teraz jest szczególna okazja.

Zbliżył sie do łóżka i położył bieliznę obok innych rzeczy, które zaniósł do zakładu pogrzebowego. Jego żona umarła. Kiedy się do mnie odwrócił, powiedział:

- Nie zostawiaj nic na szczególną okazję. Każdy dzień życia jest szczególną okazją.

Ciągle jeszcze myślę o tym, te słowa zmieniły moje życie. Teraz mniej sprzątam, a więcj czytam. Siadam na tarasie i podziwiam krajobraz, nie zwracając uwagi na chwasty w ogrodzie. Spędzam więcej czasu z rodziną i przyjaciółmi, a mniej w pracy. Zrozumiałam, że życie to zbiór doświadczeń, które należy cenić. Od teraz nic nie zostawiam na potem. Codziennie używam kryształowych kieliszków. Jeśli mam na to ochotę, używam moich drogich perfum i zakładam nowy żakiet na zakupy. Wszystko, co jest tego warte, chcę widzieć, słyszeć i robić tu i teraz.

Nie jestem pewna, co zrobiłaby żona mojego przyjaciela, gdyby wiedziała, że nie będzie jutra. Myślę, że zatelefonowałaby do rodziny i bliskich przyjaciół, być może zatelefonowałaby też do kilku dawnych przyjaciół, żeby przeprosić za przykrości i pogodzić się. Być może poszłaby na kolację do chińskiej restauracji (jej ulubiona kuchnia).

Gdybym wiedziała, że moje dni są policzone, byłoby mi szkoda wszystkich małych, niezałatwionych spraw, nienapisanych listów i tego, że nie spotkałam sie z przyjaciółmi, z którymi mieliśmy sie "zdzwonić". Byłoby mi szkoda, że nie dość często mówiłam ukochanym osobom, jak bardzo ich kocham.

Teraz staram się nie tracić niczego, co wnosi radość i uśmiech w nasze życie. Mówię sobie, że każdy dzień jest wyjątkowy...każdy dzień, każda godzina i każda minuta są wyjątkowe.

Autor nieznany

Zastanawiam się , czy aby na pewno się to udaje?
Ile tracę czasu przed monitorem,zamiast usiąść z mężem i nawet pozrzędzić,albo zadzwonić do kogoś,z kim wcale mi nie po drodze ,ale kto jednak czeka na ten telefon?

mimoza 15-10-2010 13:24

Viko
 
Dobrze, że wróciłaś do Bajek i opowiadań...
Jakże prawdziwe są słowa: Nie zostawiaj nic na szczególną okazję. Każdy dzień życia jest szczególną okazją.
Tylko dlaczego tak rzadko o tym pamiętamy? :) - Cz

nutaDo 15-10-2010 13:29

Porzekadła

"Pleść banialuki"

Hieronim Morsztyn - pisarz z XVII wieku napisał fantastyczną bajkę-poemat "Historya ucieszna o zacnej królewnie Banialuce wschodniej krainy".
Historia ta przepojona fantazją, dziwnymi przygodami wzbudza dziś przy czytaniu uśmiech.
Piękna królewna Banialuka, na skutek czarodziejskich mocy, poniosła karę za złamane śluby i poddana zostaje groźnym przygodom.Zakochany, piękny, dzielny królewicz po wielu przygodach zdobywa jej rękę i serce co kończy się szczęśliwie.Jednakże opowieść pełna jest nieprawdopodobnych przygód, opisana przy tym zawiłym, barokowym, niesamowicie ozdobnym stylem, że trudno połapać sie w temacie.
W następnych wiekach, przygody królewny Banialuki stały się przysłowiowe i posłużyły do ukucia powiedzenia: "Pleść banialuki".

Tomasz Jurasz - Porzekadła




Vika - świetny wątek - trzeba tylko pogrzebać w bibliotece. Powodzenia.

Vika 15-10-2010 19:42

Mimozo,Nutko,
pięknie dziękuję. Mam biblioteczkę takich historii, czasem baśni
z morałem.Postaram się czasem coś odkurzyć.
Pozdrawiam serdecznie.

nutaDo 18-10-2010 16:51

Porzekadła
 
Słowo się rzekło, kobylka u płota

Król Jan III Sobieski lubił przebierać się w strój skromny szlachecki i przechadzać się po parku w Wilanowie.
Któregoś dnie spotkał szlachciurę na starej kobyle zdążającego do króla ze skargą. Nie poznał króla i opowiedział swą sprawę walki z sąsiadem. Rozgoryczony i wzburzony pod koniec opowieści dodał, że jeżeli Najjaśniejszy Pan nie zechce go wysłuchać i nie wyda sprawiedliwego wyroku, wówczas wobec całego dworu powie aby monarcha pocałował jego kobyłę w ..... I się rozstali.
Kiedy został przyjęty na dworze rozpoznał w królu swego rozmówcę.Na pytanie króla co z będzie z propozycją, którą w rozmowie wymienił? - nie stropił się i odpowiedział:"Slowo się rzekło...kobyłka u płota"./T.Jurasz Porzekadła/

Używamy tego porzekadła dla przypomnienia komuś o danej obietnicy.

Jan III Sobiaski

Kasandra1 18-10-2010 17:06

Czy mi pomożesz?


W 1989 roku trzęsienie ziemi o sile 8,2 stopnia w skali Richtera niemal nie zrównało z ziemią Armenii. W niecałe cztery minuty zginęło ponad 30 tysięcy ludzi. Wśród panującego zamętu i zniszczenia pewien człowiek zostawił żonę bezpiecznie w domu i pobiegł do szkoły, gdzie miał przebywać jego syn. Dotarłszy na miejsce zobaczył, że budynek został kompletnie zniszczony.

Po pierwszym szoku przypomniał sobie obietnicę, którą złożył synowi: "Choćby nie wiem co się zdarzyło, zawsze będę przy tobie!". Łzy napłynęły mu do oczu. Kiedy spojrzał na usypisko gruzu, które jeszcze nie tak dawno były szkołą, sprawa wydała mu się beznadziejna. Ale pamiętał o swoim zobowiązaniu wobec syna. Przypomniał sobie, dokąd odprowadzał syna codziennie rano. Jego klasa znajdowała się w prawym tylnym rogu budynku, więc pobiegł tam i zaczął przekopywać zwały gruzu.

Gdy tak pracował, nadeszli inni zrozpaczeni rodzice; przyciskali ręce do serca, powtarzając: "Mój syn!", "Moja córka!" Jeszcze inni, mając jak najlepsze intencje, próbowali go odciągnąć od ruin, mówiąc:

- Już za późno.

- Oni nie żyją.

- Nic już nie pomoże!

- Wracaj do domu!

- Spójrzmy prawdzie w oczy. Nic się już nie da zrobić!

- Pogorszysz tylko sprawę!

Każdemu z nich odpowiadał tylko jedno: Czy mi teraz pomożesz? I nadal szukał syna pod gruzami.

Pojawił się strażak i próbował go odciągnąć od rumowiska, mówiąc:

- Wybuchają pożary, wszędzie dochodzi do eksplozji. Tu jest niebezpiecznie. Proszę iść do domu. My się wszystkim zajmiemy.

Na to kochający, troskliwy ormiański ojciec spytał:

- Czy pan mi pomoże? Przyszli policjanci i powiedzieli:

- Szaleje pan z rozpaczy i gniewu. Już po wszystkim. Naraża pan innych. Proszę iść do domu. My się tym zajmiemy.

Na to on:

- Czy mi pomożecie?

Nikt jednak nie pomógł... więc sam z determinacją pracował, bo musiał się przekonać.

- Czy mój syn żyje? - zadawał sobie pytanie. Kopał osiem godzin, dwanaście, dwadzieścia cztery, trzydzieści sześć... wreszcie, w trzydziestej ósmej godzinie odsunął kawał gruzu i usłyszał głos swojego syna. Wykrzyknął jego imię: ARMAND!

- Tatuś? - usłyszał w odpowiedzi. - To ja, tato! Mówiłem innym dzieciom, żeby się nie martwiły. Powiedziałem, że jeśli żyjesz, to mnie uratujesz, a skoro mnie, to i ich. Obiecywałeś: "Choćby nie wiem co, zawsze będę przy tobie!" Zrobiłeś to, tato!

- Co się tam dzieje? Jak tam jest? - spytał ojciec.

- Zostało nas czternaścioro z trzydzieściorga trojga. Boimy się, jesteśmy głodni, chce nam się pić. Ale cieszymy się, że jesteś. Kiedy budynek się zawalił, zrobił się jakby trójkątny klin, i to nas ocaliło.

- Wychodź, chłopcze!

- Nie, tato. Niech najpierw wyjdą inne dzieci, bo wiem, że mnie na pewno wyciągniesz. Choćby nie wiem co się zdarzyło, wiem, że mogę na ciebie liczyć.

Mark V. Hansen

nutaDo 18-10-2010 17:21

Przyjaciele

Zajączek jeden młody
Korzystając z swobody,
Pasł się trawką, ziółkami w polu i ogrodzie,
Z każdym w zgodzie.
A że był bardzo grzeczny, rozkoszny i miły,
Bardzo go inne zwierzęta lubiły.
I on też, używając wszystkiego z weselem,
Wszystkich był przyjacielem.
Raz, gdy wyszedł w świtanie i bujał po łące,
Słyszy przerażające
Głosy trąb, psów szczekania, trzask wielki po lesie.
Stanął... Słucha... Dziwuje sie...
A gdy się coraz zbliżał ów hałas, wrzask srogi,
Zając w nogi.
Spojrzy się poza siebie: aż tu psy i strzelce!
Strwożon wielce,
Przecież wypadł na drogę, od psów się oddalił.
Spotkał konia, prosi go, iżby się użalił
"Weź mnie na grzbiet i unieś!" Koń na to: "Nie mogę,
ale od innych pewną będziesz miał załogę"
Jakoż wół się nadarzył. "Ratuj, przyjacielu!"
Wół na to: "Takich jak ja zapewne niewielu
Znajdziesz, ale poczekaj i ukryj się w trawie,
Jałowica mnie czeka, niedługo zabawię.
A tymczasem masz kozła, co ci dopomoże"
Kozieł: "Żal mi cię, niebożę!
Ale ci grzbietu nie dam, twardy, nie dogodzi;
Oto wełniasta owca niedaleko chodzi,
Będzie ci miętko siedzieć" Owca rzecze:
"Ja nie przeczę,
Ale choć uniosę pomiędzy manowce,
Psy dogonią i zjedzą zająca i owcę;
Udaj się do cielęcia, które się tu pasie ".
"Jak ja ciebie mam wziąć na się,
Kiedy starsi nie wzięli?" - cielę na to rzekło
I uciekło.
Gdy więc wszystkie sposoby ratunku upadły,
Wśród serdecznych przyjaciół psy zająca zjadły

Ignacy Krasicki

Vika 21-10-2010 20:13

Historia pewnego ołówka

Chłopiec patrzył, jak babcia pisze list. W pewnej chwili zapytał:
- Piszesz o tym, co się przydarzyło? A może o mnie?

Babcia przerwała pisanie, uśmiechnęła się i powiedziała:

- To prawda, piszę o tobie, ale ważniejsze od tego, co piszę, jest ołówek, którym piszę. Chcę ci go dać, gdy dorośniesz.

Chłopiec z zaciekawieniem spojrzał na ołówek, ale nie zauważył w nim nic szczególnego.

- Przecież on niczym się nie różni od innych ołówków, które widziałem!

- Wszystko zależy od tego, jak na niego spojrzysz. Wiąże się z nim pięć ważnych cech i jeśli je będziesz odpowiednio pielęgnował, zawsze będziesz żył w zgodzie ze światem.

Pierwsza cecha: możesz dokonać wielkich rzeczy, ale nigdy nie zapominaj, że istnieje dłoń, która kieruje twoimi krokami. Ta dłoń to Bóg i to On prowadzi cię zgodnie ze swoją wolą.

Druga cecha: czasem muszę przerwać pisanie i użyć temperówki. Ołówek trochę z tego powodu ucierpi, ale potem, będzie miał ostrzejszą końcówkę. Dlatego naucz się znosić cierpienie, bo dzięki niemu wyrośniesz na dobrego człowieka.

Trzecia cecha: używając ołówka, zawsze możemy poprawić błąd za pomocą gumki. Zapamiętaj, że poprawienie nie jest niczym złym, przeciwnie, jest bardzo ważne, bo gwarantuje uczciwe postępowanie.

Czwarta cecha: w ołówku nie ważna jest drewniana otoczka, ale grafit w środku. Dlatego zawsze wsłuchuj się w to, co dzieje się w tobie.

Wreszcie piąta cecha: ołówek zawsze pozostawia ślad. Pamiętaj, że wszystko, co uczynisz w życiu, zostawi jakiś ślad.

Paulo Coelho

Vika 24-10-2010 22:18

Bajka o Miłości i Szaleństwie


Powiadają, że pewnego razu spotkały się na Ziemi wszystkie uczucia i cechy ludzkich istot.
I tak: Gdy Znudzenie ostentacyjnie ziewnęło po raz trzeci, Szaleństwo, jak zwykle obłędnie dzikie, zaproponowało: - Pobawmy się w chowanego!
Intryga, niezmiernie zaintrygowana, uniosła tylko lekko brwi, a Ciekawość, nie mogąc się powstrzymać, spytała z typowym dla siebie zainteresowaniem:
- W chowanego? A co to takiego?
- To zabawa - wyjaśniło żywo Szaleństwo - polegająca na tym, iż ja zakryję sobie oczy i powoli zacznę liczyć do miliona.

W międzyczasie wy wszyscy dobrze się schowacie, a gdy skończę liczyć, moim zadaniem będzie was odnaleźć.
Pierwsze z was, na którego kryjówkę trafię, zajmie moje miejsce w następnej kolejce.

Podekscytowany Entuzjazm zaczął tańczyć w towarzystwie Euforii, Radość podskakiwała tak wesoło, iż udało się jej przekonać do gry Wątpliwość, a nawet Apatię, której nigdy niczym nie dało się zainteresować.
Jednakże nie wszyscy chcieli się przyłączyć.
Prawda wolała się nie chować, w końcu i tak zawsze ją odkrywano.
Duma stwierdziła, że zabawa jest głupia, ale tak naprawdę w głębi duszy gryzło ją, iż pomysł wyszedł od kogo innego.
Tchórzostwo z kolei nie chciało ryzykować.

- Raz, dwa, trzy - zaczęło liczyć Szaleństwo.
Najszybciej schowało się Lenistwo, osuwając się za pierwszy lepszy napotkany kamień.
Wiara pofrunęła do nieba, a Zazdrość ukryła się w cieniu Triumfu, który z kolei wspiął się o własnych siłach hen!
Na sam szczyt najwyższego drzewa.
Wspaniałomyślność długo nie mogła znaleźć dla siebie odpowiedniego miejsca,
gdyż wszystkie kryjówki wydawały się jej idealne dla przyjaciół: krystalicznie czyste jezioro było wymarzonym miejscem dla Piękności, dziupla - w sam raz dla Nieśmiałości, motyle skrzydła stworzono dla Zmysłowości, powiew wiatru okazał się natomiast najlepszy dla Wolności.
W końcu Wspaniałomyślność schowała się za promyczkiem słońca.
Z kolei Egoizm znalazł sobie, jak sądził, wspaniałe miejsce: wygodne i przewiewne, a co najważniejsze - przeznaczone tylko, tylko dla niego.
Kłamstwo schowało się na dnie oceanów, a może skłamało i tak naprawdę ukryło się za tęczą? Pasja i Pożądanie w porywie gorących uczuć, wskoczyli w sam środek wulkanu.
Niestety wyleciało mi z pamięci, gdzie skryło się Zapomnienie, lecz to przecież mało ważne.
Gdy Szaleństwo liczyło dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć
Miłość jeszcze nie zdołała znaleźć sobie odpowiedniego miejsca.
W ostatniej chwili odkryła jednak zagajnik dzikich róż i schowała się wśród ich krzaczków.
- Milion - krzyknęło na końcu Szaleństwo
i dziarsko zabrało się do szukania.
Od razu, rzecz jasna, odnalazło schowane parę kroków dalej Lenistwo.
Chwilę potem usłyszało Wiarę rozmawiającą w niebie z Panem Bogiem.
W ryku wulkanów wyczuło natomiast obecność Pasji i Pożądania.
Następnie, przez przypadek, odnalazło Zazdrość, co szybko doprowadziło je do kryjówki Triumfu.
Egoizmu nie trzeba było wcale szukać, gdyż jak z procy wyleciał ze swej kryjówki, kiedy okazało się, iż wpakował się w sam środek gniazda dzikich os.
Trochę zmęczone szukaniem Szaleństwo przysiadło na chwilę nad stawem i w ten sposób znalazło Piękność.
Jeszcze łatwiejsze okazało się odnalezienie Wątpliwości, która, niestety, nie potrafiła się zdecydować, z której strony płotu najlepiej się ukryć.
W ten sposób wszyscy zostali znalezieni: Talent wśród świeżych ziół, Smutek - w przepastnej jaskini, a Zapomnienie... cóż, już dawno zapomniało, iż bawi się w chowanego.
Do znalezienia pozostała tylko Miłość.
Szaleństwo zaglądało za każde drzewko, sprawdzało w każdym strumyczku, a nawet na szczytach gór i już, już miało się poddać, gdy odkryło niewielki różany zagajnik.
Patykiem zaczęło odgarniać gałązki...
Wtem wszyscy usłyszeli przeraźliwy okrzyk bólu.
Stało się prawdziwe nieszczęście!
Różane kolce zraniły Miłość w oczy.
Szaleństwu zrobiło się niezmiernie przykro, zaczęło prosić, błagać o przebaczenie, aż w końcu poprzysięgło zostać przewodnikiem ślepej z jego winy przyjaciółki.
I to właśnie od tamtej pory, od czasu, gdy po raz pierwszy bawiono się na Ziemi w chowanego, Miłość jest ślepa i zawsze towarzyszy jej Szaleństwo.
M.Podleśny

nutaDo 07-11-2010 18:15

Przybyło dnia na kurzą stopę
 
Kiedy Władysław Jagiełło rozkazał podwyższać mury obronne Wawelu a obok starej wieży Łokietkowej wznieść wieżę, powstała wieża mieszkalna zwana Kurzą Nogą z herbami Jadwigi i Władysława Jagiełły.
Później dobudowano wąską, wysuniętą na zewnątrz, wspartą na skarpach przybudówkę Kurzą Stopkę.Widok z niej jest rozległy i piękny.
W czasie przesilenia dnia z nocą /22 na 23 marzec/wschodzące słońce pierwszym swym promieniem oświetla okna komnat i rozjaśnia herby Jadwigi i Władysława Jagiełły.
To znak, że wraca wiosna i stąd wzięło sie porzekadło:
przybyło dnia na kurzą stopkę.


nutaDo 25-11-2010 18:38

Nieraz bowiem z bajkami jest tak jak z niektórymi ludźmi: z wiekiem wydają się nam milsi.

Komentarz do baśni Christiana Andersena.

nutaDo 29-11-2010 19:01

Konopnicka Maria

Cytara Tymona

Na rynku w Skias ciżba wre,
Zajadle lud się tłoczy;
Na smagłe lica bucha gniew,
Jak żagwie płoną oczy.

Rąk wyciągniętych cały las
Drga urąganiem wściekłym,
A krzyki, klątwy, wzgardy śmiech
Powietrzem lecą spiekłym.

Jak w górach wicher drzewa gnie,
Tak ludzkie gną się szyje;
Jak burza, tak ta ciżba głów
Przewala, pcha się, wyje...

Nie pomni Skias, odkąd nim
Wysoki Olimp władnie,
By w rynku jego taki tłum
Tak tłoczył się bezładnie.

Kobiety, dzieci, kto tam żyw,
Na kulach starce drżące,
Wszystko to pędzi, jak na dziw,
A z góry świeci słońce.

I złotych blasków leje zdrój
Z lazurów greckich ciszy
W ten ludzki wrzątek, w mrowie to,
Co oburzeniem dyszy.

I rzuca złoty promień swój
Na słup wkopany w piasku,
Co dwa ramiona, zbite w krzyż,
Podnosi w cichym blasku.

Ten słup - to pręgierz wzgardy jest,
To na bluźnierców kara;
Lecz teraz na nim, lekko drżąc,
Kołysze się cytara.

Nie czterostrunna lira to,
Nie ten tetrachord stary,
Na którym piano bogom pieśń
Doryckiej, zbożnej miary.

Na dźwięcznej desce dziesięć strun
Wysrebrza się pod słońce,
A lekki wiatr oblata ją
I budzi echa drżące...

Cytarę ową zrobił mistrz
Z najprzedniejszego drzewa
I dał jej duszę, dał jej głos,
Co jako ptaszę śpiewa.

Z Miletu Tymon przyniósł ją,
Ukrywszy pod opończą,
I szła, na sercu brzęcząc mu
Piosenką swą skowrończą.

I tak radośnie na wskroś pól,
Przez cudny kraj otwarty
Do Skias wracał, gdzie miał ród,
Do swej ojczystej Sparty.

Surowy pieśni dawnej ton
Nieraz go chwytał w sidła,
Gdy, jako orzeł w słońcu, chciał
Rozwinąć oba skrzydła...

Nieraz więziły go, jak mur,
Te ciasne struny cztery,
Gdy ręką nowych szukał brzmień
Do szerszej tęsknot sfery.

Więc cieszył się, że nowy dźwięk
I nową pieśń dobędzie;
Lecz baczny efor zabrał mu
Mistrzowskich rąk narzędzie.

Ten sam to był, co struny dwie
Na złotej zerwał cytrze,
Gdy Frynis z Lesbos przyniósł ją,
Dodawszy promion chytrze.

Od wieków Sparcie było dość
Na czterostrunnej lirze,
Od wieków był tetrachord w czci
W Tessalii i w Epirze.

Na pierwszej strunie pean brzmiał
Ku wiecznych bogów chwale,
Na drugiej piano smętny tren,
Umarłym ojcom żale -

A z trzeciej szła wojenna pieśń,
Gdy Ares brał obiaty,
Przy czwartej hymeneów dźwięk
Do ślubnej wiódł komnaty.

I dosyć było czterech strun
Na wszystkie sprawy życia,
Na wszystkie drgnienia ludzkich dusz
Do trumny od powicia.

Kto wie, do czego nowa pieśń
Na nowych strunach służy?
Odmawia może bogom czci?
Obyczaj dawny burzy?...

Ludowi może wieścić chce
Sny jakieś, jakieś mary?...
Od razu lepiej zniszczyć złe,
Uchronić zwyczaj stary!

Więc gniewny efor sroższą dziś
Wymyślił jeszcze karę
I wielostrunną w rynku w Skias
Obwiesić dał cytarę.

A obwoływacz, miejski zbir,
Od domu szedł do domu,
By przykład się ten głośny stał
I miasto strzegł od sromu.

Zakipiał wieścią w Skias lud,
I biegnie młody, stary,
By urąganiem zwiększyć swym
Wiszącej kaźń cytary.

Jak Pelion, kiedy śniegi swe
W doliny rzeką puści,
Tak huczy ten wezbrany gniew
Z tysiąca ust czeluści.

I pada kamień, pada proch
I ślina wzgardy leci
Na tę bezbronną cichą gęsi,
Co drży i w słońcu świeci.

Lecz nagle Tymon rozdarł tłum,
Cisnący się dokoła,
I śmiało podszedł pod sam słup,
I śmiało podniósł czoła.

Na smagłej twarzy gniewu żar
Z bladością walkę toczy,
Wysoko bije młoda pierś,
Goreją wzgardą oczy.

"Spartanie! - woła - odkąd to
Apollo zdał swe moce
W efora ręce, co go lży
I lirę mu druzgoce?

Odkąd to boski Zeusa ptak
Schwytany ma być w sidła,
Kiedy w błękitów wolnych szlak
Podnosi wolne skrzydła?

Odkąd to pieśń, ten złoty zdrój,
Ma w biegu być cofnięta,
Przeto iż efor powie: Stój!
I wolnej - włoży pęta?

Odkąd to - pytam Skias tu
Z purpury jest odarta?
Czy już wolnego nie ma tchu
W swych piersiach nasza Sparta?

Widzę tu motłoch, lecz gdzie lud,
Przed którym mógłbym śmiele
Przyszłości pieśnią wieszczyć cud?
Gdzie są obywatele?

Jak sępy mściwe, które rwą
Prometejowe łono,
Tak spada dzicz na lirę mą,
Słonecznie ostrunioną.

Wysoki Zeus przecież mi
Tę łaskę swoją dawa,
Że pieśń zduszona głośniej brzmi,
Niźli eforów prawa.

W wnętrznościach moich słyszę ją,
Tę pieśń ogromnej miary,
Jak się wskroś lądów i wskroś mórz
Z tej niemej rwie cytary!

Od jońskich brzegów aż po toń
Egejskiej modrej fali
Niesie ją złoty Feba koń,
Co się w jutrzenkach pali...

Z Ety mi gdzieś tam biją w słuch
Potężnej pieśni tony,
Od Chios sią podnosi duch,
Skroś wieków uwielbiony...

Mówicie: czterech strun mam dość,
By piać ku bogów chwale?
A któż to pieśni wzbronił rość,
Jak rosną morza fale?

A kto jej wzbronił róść, jak las,
Od ziemi aż do nieba?
Kto jej zamierzył kres i czas,
Gdy zmilknąć jej potrzeba?

Kto mi tajemnych duszy drgnień
Śmie liczbę trzymać w ręku?
Kto może wiedzieć, ile tchnień,
Ile mam w piersi jęku?

Kto liczył, ile boskich strzał
Rzuca mi słońce złote,
Gdy lirę chwytam, abym grał
Nadzieję, ból, tęsknotę?

Kto porachował gwiazdy te,
Których harmonię słyszę,
Gdy noc wiosenna wonie tchnie
W szeroką ziemi ciszę?

Wiecież, jaki jest pęd i ruch
W nie narodzonej pieśni?
I gdzie ją niesie skrzydłem duch
I jakie światy prześni?

A ja zaprawdę mówię wam:
Idzie już czas i pora,
W której duch zerwie fałsz i kłam
Hańbiących praw efora!

Zaprawdę, chwila idzie już,
Kiedy ta ziemia cała
Pod srebrem rzek, pod złotem zbóż,
Jak lira, będzie stała!

I milion strun ozwie się z pól,
I pieśń popłynie wolna;
I wyda rozkosz, i wyda ból
Najlichsza trawka polna.

I każda łza tych chłodnych roś,
Które po łąkach stoją,
Znajdzie swój krzyk, znajdzie swój głos
I trąci strunę swoją!

I milion strun ozwie się z chat,
Gdzie milczy dziś helota,
I stanie Grecja, stanie świat,
Jak jedna lutnia złota!

A na tej lutni wieczny duch
Swe jasne palce złoży
I zadziwionym ludom w słuch
Pieśń wpadnie nowej zorzy!

I wionie ziemią wielki mir
I zestrój, i pogoda...
A ta największa będzie z lir,
Co strun duchowi doda!"
. . . . . . . . . . . . . . .
Mówi - a każde z jego słów
O piersi tłumu trąca,
A w blaskach stoi kaźni słup
I brzęczy cytra drżąca...

Vika 29-11-2010 20:47

Dzięki Nutko za ten wiersz.
Moja ukochana Konopnicka,
poetka ponadczasowa.Ileż można z tych wersów
do obecnych czasów odnieść..............

Vika 30-11-2010 16:50

O górze nie do zdobycia

Była sobie raz, opodal miasteczka, bardzo wielka góra, tak wysoka, że tylko z rzadka można było dojrzeć jej szczyt. Każdy młodzieniec w głębi serca ogromnie pragnął na nią wejść, ale starcy byli temu przeciwni. Powiadali, że nie tylko przedsięwzięcie to jest ciężkie, ale wręcz zbyteczne; cóż takiego może się znajdować na szczycie tak wielkiej góry, jeśli nie wiatr, śnieg, chmury bez końca? I tak młodzi dojrzewali z nostalgią w sercu, a potem z kolei sami zabraniali dzieciom wchodzenia na tę górę.

W miasteczku kiełkowały urazy i napięcia, więc król, poinformowany o tym wszystkim, przybył, by pomówić ze starcami, i zganił ich: -" Czemuż zabraniacie młodym wspinaczki na górę? Może dlatego, że wam tego zabraniano, kiedy byliście młodzi? A teraz ja wam nakazuję: wy, starcy, wejdziecie tak wysoko, jak wam oddechu starczy, i zbudujecie sobie chatę. Zaniesiecie tam żywność i napitek, i maty. W ten sposób ułatwicie młodym zadanie."

Starcy posłuchali. Jakże się zdumieli, kiedy w trakcie wspinaczki poczuli w żyłach dawno zapomniany wigor i wielką, nie znaną przedtem radość. Kiedy wykonali swoją część pracy, przyszła kolej na młodych, których król wytrenował, wystawiając ich na ogromne trudy.

Przedsięwzięcie było udane. Na szczycie góry oczywiście odkryto wiatr, śniegi i chmury bez końca, ale ponadto - zamkniętą w szkatułce - dawną wiadomość od innych młodych ludzi, którzy w innych czasach wspięli się już na wierzchołek góry.

Usłyszawszy o tym, król powiedział:

- Wiedziałem o tym, miałem bowiem przekaz w moim archiwum. Nawet teraz możliwe było wejście na górę dzięki połączeniu sił starców i młodzieży. A zdarzyło się to także w czasach jeszcze dawniejszych. Zadaję sobie więc pytanie, dlaczego tak łatwo o tym zapomniano.

Także i my zadajemy sobie to samo pytanie.


Pier D'Aubrigy

Vika 30-11-2010 16:56

O tym czego nie dostrzegamy

W pewnym szpitalu w pewnej sali, leżało dwóch pacjentów. Jeden z nich miał sparaliżowane nogi i leżał pod ścianą drugi zaś zdrowszy miał łóżko pod oknem. Sąsiad bardzo mu zazdrościł ze może spoglądać na zewnątrz. Ten zdrowszy zatem codziennie opowiadał mu, co ciekawego dzieje się za oknem - że dzieci bawią się w piaskownicy, jakiś pan jedzie na rowerze, a tam z daleka dwoje ludzi idę trzymając się za ręce... Nagle piłka wpada do stawu, ptaki zrywają się do lotu a nad tym wszystkim rozpościera się cudowne błękitne niebo...

Pacjent przy ścianie z zachwytem słuchał co ma do powiedzenia jego kolega który godzinami snuł opowieści. Pragnął tak jak on choć raz zobaczyć to wszystko. I tak mijały dni... Aż pewnej nocy pacjent spod okna źle się poczuł. Nie mógł dosięgnąć alarmu. Błagał o pomoc stawał się coraz słabszy. Jednak pacjent spod ściany nie pomógł mu, spokojnie patrzył jak jego kolega umiera. Nazajutrz lekarze zabrali ciało.

Pacjent spod ściany poprosił o przeniesienie pod okno. Ucieszony resztkami sił wspiął się na parapet powoli wyciągając ręce. Otworzył oczy... spojrzał... za oknem była... ściana.

....czasami nie zdajemy sobie sprawy z tego jak wiele mamy
...póki tego nie stracimy...


Autor nieznany

nutaDo 01-12-2010 14:16

Mały srebrzysty Anioł
 
Mały anioł o srebrnych włosach miał kłopoty. Był tak niegrzeczny, że Święty Piotr wezwał go do siebie. - Podejdź tutaj nicponiu - powiedział. - Coś mi się zdaje, że nie rozumiesz, że u nas w Niebie każdy ma coś do roboty, zwłaszcza teraz, w święta. Każdy z nas musi uszczęśliwić kogoś na Ziemi. - Święty Piotr spojrzał surowo i dodał: „Jednak ty byłeś tak leniwy, że nie możesz u nas zostać. Leć na Ziemię i spraw, żeby ktoś był szczęśliwy. Dopiero wtedy będziesz mógł wrócić do Nieba".

I oto mały anioł znalazł się za bramą niebios(. ..)wtem usłyszał stukot kopyt i dźwięk dzwonka u sań. To był Święty Mikołaj jadący swoimi saniami.

Kiedy Święty Mikołaj dostrzegł małego anioła, zatrzymał sanie i zapytał: „Co ty tu robisz na Ziemi?" Anioł spuścił ze wstydu głowę i przyznał się, że był w Niebie niegrzeczny i leniwy.

- Aha, leniwy - powiedział Święty Mikołaj. - No to chodź ze mną, pomożesz mi dzisiaj w nocy. Wsiadaj do sań!

Potem opróżnił swój worek, w którym były choinkowe ozdoby, i anielskie włosy.

- Może zechciałbyś mi pomóc przy ubieraniu choinek? - zapytał Święty Mikołaj.

- Och, chętnie - odpowiedział radośnie mały anioł.

No i Święty Mikołaj i aniołek razem ubierali drzewka, zawiesili też na nich małe prezenty.

Wtedy aniołek odkrył, że jedno maleńkie drzewko nie zostało jeszcze przystrojone. Co robić? ! Miał przecież złote gwiazdki na swojej koszulce! Pozrywał je i zawiesił na gałęziach drzewka. Co by tu jeszcze dołożyć? Ależ oczywiście! Pasemka swoich cudownych srebrzystych włosów! Ustroił nimi drzewko - a kiedy już skończył, wyglądało naprawdę pięknie. Nawet zwierzęta wyszły z lasu, by je podziwiać!

Święty Mikołaj wrócił, a gdy zobaczył, czego dokonał mały anioł, bardzo go chwalił. - To był wspaniały pomysł - rzekł. - Teraz musimy wszystkie drzewka zawieźć do wioski. Może znajdzie się tam ktoś, kto weźmie twoją choinkę.

Święty Mikołaj wjechał saniami na plac pośrodku wsi i rozdawał prezenty. Anioł zwijał się i pomagał jak umiał najlepiej. Przyszła wreszcie kolej i na choinkę tak pięknie przyozdobioną j ego własnymi srebrnymi włosami i gwiazdkami z jego koszulki. Wziął drzewko i poniósł je w dół ulicy, do domku, gdzie mieszkało troje dzieci. Dzieci właśnie pomagały mamie myć naczynia, kiedy anioł cichutko, na paluszkach wślizgnął się do domu, postawił choinkę i położył pod nią prezenty.

Wymknął się z domu, podfrunął pod okno i zajrzał do środka. Widział, jak dzieci wyszły z kuchni, zobaczyły choinkę, a potem uszczęśliwione radośnie śpiewały i tańczyły wokół drzewka. Krzyczały: „Jaka piękna!” i „Kto ją nam przyniósł?”

Anioł uśmiechnął się — był szczęśliwy. Pośpieszył do Świętego Mikołaja.

- Czy mogę cię dokądś zawieźć - zapytał Święty Mikołaj.

- Tak, bardzo proszę - odpowiedział aniołek. - Zawieź mnie, proszę, do lasu, tam gdzie cię spotkałem. Muszę wracać do Nieba.

- Dobrze - powiedział Święty Mikołaj i ściągnął lejce. - Bardzo dziękuję ci za pomoc. Postaram się, aby Święty Piotr dowiedział się o tym.

- Bardzo dziękuję! Do widzenia! - zawołał mały anioł i znikł w ciemnościach nocy.

Kiedy mały anioł wrócił do Nieba, Święty Piotr oczekiwał go w bramie. Popatrzył srogo i powiedział z wyrzutem: „Co ty z siebie zrobiłeś? Spójrz na swoje włosy! A gdzie podziały się twoje złote gwiazdki?"

Gdy mu aniołek opowiedział, co stało się z jego włosami i złotymi gwiazdkami, Święty Piotr bardzo się ucieszył. - Właściwie teraz możesz wrócić do Nieba! - orzekł.

Święty Piotr był tak uradowany postępkiem małego anioła, że podarował mu nowe złote gwiazdki. Starsze anioły przyszyły mu je do koszulki. A srebrne włosy wkrótce przecież odrosną!

Fragment książki „Wesołe Boże Narodzenie” Dom Wydawniczy Bellona, 199

Kasandra1 01-12-2010 14:57

Szczęście

Dawno temu pewien człowiek służył panu, który miał okropny charakter i za grosz cierpliwości. Niezależnie od wysiłków jakie podejmował, człowiek ten był wciąż przez swojego pana obwiniany i bity. Wszystkich dziwiło to, że ów człowiek był zawsze radosny, zaś jego pan smutny i przygnębiony. Jeden ze znajomych spytał się go-
" Dlaczego nie chodzisz smutny i przygnębiony, tylko twój pan?" Człowiek odparł- "Codziennie dostajemy jeden dzień zycia, pół dnia spędza się na jawie, a pół we śnie. Chociaż za dnia jestem służącym i mój pan traktuje mnie bardzo źle, w nocy śnię o tym, że jestem królem i tysiące sług dba o mój komfort. Mój pan zaś w ciągu dnia jest szalony, chciwy, złośliwy i nieszczęśliwy. Nic i nikt nie jest w stanie mu dogodzić. Nocą zaś ma koszmary i zdarza się że nie prześpi spokojnie kilku nocy z rzędu. W porównaniu z nim jestem szczęśliwym człowiekiem"

Pamiętajcie, tylko wy odpowiadacie za swoje szczęście. Jeśli nie jesteście usatysfakcjonowani tym co macie i wciąż narzekacie, to zmierzacie ku wiekuistemu nieszczęściu. Bardzo trafne są słowa "Gdy się uśmiechasz, uśmiecha się cały świat, lecz gdy płaczesz, płaczesz sam."

donka 03-12-2010 10:26

Viko - bardzo mi się Twoje dwie ostatnie bajki podobały....wydawałoby się,że znamy prawdy w nich zawarte, a czy je w życiu realizujemy? Dały mi trochę do myślenia.

Vika 03-12-2010 16:46

Cytat:

Napisał donka
Viko - bardzo mi się Twoje dwie ostatnie bajki podobały....wydawałoby się,że znamy prawdy w nich zawarte, a czy je w życiu realizujemy? Dały mi trochę do myślenia.

Dzięki.Mnie też. Tak czasem człowiek komuś zazdrości, a jednak
jest to tak jak z ubraniem skrojonym na miarę. Dopiero jak włożymy np.cudzy płaszcz, okazuje się że wyglądamy i czujemy się w nim żle.
Przykład może nie adekwatny do sytuacji , ale taki przyszedł mi do głowy.Taka ludzka natura. Całe życie się uczymy,tęsknimy za lepszym losem gdy własny zaczyna doskwierać. Trochę to tak jak w tej znanej historii o krzyżach.

Vika 03-12-2010 16:52

Tak mało trzeba..................

Bruno Ferrero - Dwie bryły lodu

Istniały kiedyś dwie bryły lodu. Powstały w czasie długiej zimy, w grocie utworzonej z pni, kamieni, krzewów, pośród lasu na stokach góry.

Leżały naprzeciwko siebie z ostentacyjną obojętnością. Ich stosunki cechowała pewna oziębłość. Czasami jakieś "dzień dobry", czasami "dobry wieczór". Nic ponadto. Nie potrafiły "przełamać lodów".

Każda bryła myślała o drugiej: "Mogłaby chociaż wyjść mi naprzeciw". Bryły jednak nie mogą samodzielnie wędrować. Z tego powodu nic się nie działo i każda bryła lodu zamykała się jeszcze bardziej w sobie.

W grocie mieszkał borsuk. Pewnego dnia stwierdził:

- Szkoda, że musicie być tutaj. Jest wspaniały, słoneczny dzień!

Dwie bryły lodu zatrzeszczały ponuro. Od maleńkości wiedziały, że słońce stanowi dla nich wielkie niebezpieczeństwo.

Tym razem, o dziwo, jedna z dwóch brył zapytała.

- Jak wygląda słońce?

- Jest cudowne... Jest życiem... - odpowiedział zaambarasowany borsuk.

- Czy mógłbyś zrobić szparę w sklepieniu tej nory? Chciałabym zobaczyć słońce... - wyznała bryła lodu.

Borsuk nie kazał sobie powtórzyć tego dwa razy. Zrobił dziurę w gmatwaninie korzeni i ciepłe, mile światło słoneczne wdarło się niczym złocisty promień.

Po kilku miesiącach, w południe, gdy słońce rozgrzewało powietrze, jedna z brył poczuła, że trochę się topi i rozpuszczając się, stawała się przejrzystym strumykiem wody. Czuła się inaczej, nie była już tą dawną bryłą lodową.

Druga bryła również zrobiła to cudowne odkrycie. Dzień po dniu, z dwóch brył lodu wypływały dwa strumyki wody, które kierowały się ku wejściu do groty. Po pewnym czasie połączyły się razem, tworząc przejrzyste jeziorko, w którym odbijało się niebo.

Dwie bryły lodu odczuwały jeszcze zimno, ale odkryły również swą kruchość i samotność oraz troskę i niepewność. Zdały sobie sprawę, że są podobnie zbudowane, i że w rzeczywistości potrzebują jedna drugiej.

Przyleciały dwa szczygiełki ze skowronkiem i napiły się wody. Owady brzęczały wokół jeziorka, wiewiórka o długim, puszystym ogonie wykąpała się w nim.

Wśród tej radości odbijały się dwie bryły lodu, które teraz odnalazły serce.

:!:
Czasami wystarcza jeden promień słońca. Jedno miłe słowo. Jedno pozdrowienie. Jedna pieszczota. Jeden uśmiech. Potrzeba tak mało, by uszczęśliwić tych, którzy znajdują się obok nas. A więc dlaczego tego nie robimy?

nutaDo 06-12-2010 17:04

Asnyk Adam

Zaczarowana królewna

Zaczarowana królewna
W mirtowym lasku drzemie;
U nóg jej lutnia śpiewna
Zsunęła się na ziemię.

Niedokończona piosneczka
Uśmiechem lśni na twarzy;
Drżą jeszcze jej usteczka,
O czymś rozkosznie marzy.

Marzy o jednym z rycerzy,
Że idać prze odmęty,
Do stóp jej tu przybieży
I przerwie sen zaklęty.

Lecz rycerz, co walczył dla niej,
Ten męstwo swe przeceniał.
Zabłąkał się w otchłani...
I zwątpił... i skamieniał.

W tym wierszyku też jest coś do przemyślenia.

Zwątpienie powstrzymuje nas przed dalszym działaniem.

http://www.youtube.com/watch?v=AXMUt2tKT_s

Zaczarowana Królewna Pieśń Jana Galla
śpiewa Adam Didur.

Vika 06-12-2010 20:11

"Gdyby nuta powiedziała: jedna nuta nie czyni muzyki
...nie było by symfonii

Gdyby słowo powiedziało: jedno słowo nie tworzy stronicy
...nie było by książki
Gdyby cegła powiedziała: jedna cegła nie czyni muru
...nie było by domu
Gdyby kropla powiedziała: jedna kropla wody nie może utworzyć rzeki
...nie było by oceanu
Gdyby ziarno zboża powiedziało: jedno ziarno nie może obsiać pola
...nie było by żniwa
Gdyby człowiek powiedział: jeden gest miłości nie ocali ludzkości
...nie byłoby nigdy na ziemi sprawiedliwości i pokoju, godności i szczęścia".

Michel Quoist



"Pielgrzym" (fragmenty)
Paulo Coelho

Istnienie młotka nie miałoby sensu, gdyby nie istniały gwoździe, które trzeba wbijać.
Ale istnienie gwoździ to jeszcze nie wszystko. Młot musi trafić w ręce Mistrza,
który użyje go zgodnie z przeznaczeniem.
Przypomniało mi się, co powiedział mój Mistrz na szczycie Serra do Mar: "Ten, kto posiada miecz, musi wciąż wystawiać go na próbę, aby nie zardzewiał w pochwie".
- Wodospad jest miejscem, w którym praktycznie wykorzystasz wszystko, czego się dotąd nauczyłeś - dodał mój przewodnik.
- Masz już pewien atut: znasz datę własnej śmierci, więc strach przed nią nie sparaliżuje cię, kiedy nadejdzie czas, by podjąć błyskawiczną decyzję, szukając punktu oparcia dla stopy.
Pamiętaj jednak, że musisz liczyć się z wodą i że to ona przyniesie ci to, czego będziesz potrzebował. Nie zapomnij też wbić paznokcia w kciuk, jeśli najdzie cię zła myśl.
Przede wszystkim zaś podczas tej wspinaczki musisz szukać oparcia w Miłości, która trawi. To ona cię prowadzi i uzasadnia każdy twój krok.
Petrus zamilkł. Rozebrał się do naga. Potem zanurzył ciało w zimnych wodach tej małej laguny i wzniósł ręce ku niebu. Zrozumiałem, że jest zadowolony, że radością napawają go rześka woda i tęcze, które tworzyły wokół nas rozpryskujące się krople.
- I jeszcze jedno - powiedział, zanim skrył się za kotarą wodospadu. - Ta sunąca w dół woda nauczy cię, jak być Mistrzem.
Pójdę pierwszy, lecz przez cały ten czas między nami pozostanie zasłona wodna.
Będę się wspinał, a ty nie zdołasz dostrzec, gdzie dokładnie stawiam stopy ani czego chwytam się dłońmi.
Podobnie uczeń nigdy nie może naśladować wszystkich poczynań swego przewodnika.
Każdy postrzega życie na własny sposób, każdy inaczej przeżywa porażki, problemy i triumfy. Uczyć się znaczy stać się znośnym dla siebie samego.
Nie odpowiadałem. Wsunąłem się między skałę a opadającą wodę i zacząłem go obserwować. Widziałem jego sylwetkę, jak widzimy kogoś przez matowe szkło. Wolno, lecz pewnie wspinał się po ścianie.
Im bliżej był szczytu, tym bardziej się bałem, bo chwila, gdy miałem pójść jego śladem, nieuchronnie się zbliżała. I wreszcie nadeszła ta przerażająca minuta -- zmagając się z wodą, musiał się spod niej wynurzyć, stale podążając w górę. Siła wodospadu o mało nie odrzuciła go w dół, na skały. Lecz głowa Petrusa wyłoniła się ponad wodę, która sunąc w dół, przyodziewała go niczym srebrzysty płaszcz. Widziałem scenę ledwie przez ułamek sekundy.
Petrus błyskawicznie wyprężył się, chwycił z całych sił skał na szczycie i przylgnął do nich wszystkimi członkami, wciąż jednak tkwił w środku rwącego nurtu.
Na kilka chwil straciłem go z oczu.
Wreszcie pojawił się na brzegu. Mokry, skąpany w blasku słońca, uśmiechał się promiennie.
- Widzisz! - krzyknął, machając mi ręką.- Teraz twoja kolej! Musiałem mu dorównać. Albo już na zawsze wyrzec się miecza. Zdjąłem ubranie i jeszcze raz odmówiłem modlitwę, oddając się pod opiekę Przenajświętszej Panny Opiekunki Pielgrzymów.
Potem zanurzyłem głowę w wodzie. Była lodowata, więc na chwilę zdrętwiałem, ale zaraz potem to doznanie ustąpiło miejsca przyjemności.
Nie zastanawiając się dłużej, ruszyłem prosto ku wodospadowi.
Silny strumień wody lejącej się na głowę przywrócił mi absurdalne "poczucie rzeczywistości",
które osłabia człowieka w chwili, gdy jak nigdy dotąd potrzebuje wiary i mocy.
Wodospad toczył wody o wiele gwałtowniej, niż przypuszczałem. Uderzeniem w klatkę piersiową mógłby mnie zwalić z nóg, nawet gdy dno rozlewiska dawało mi pewne oparcie dla obu stóp.
Ominąłem rozszalały strumień i przylgnąłem do skał, kuląc się w ciasnej przestrzeni między ścianą wody a kamiennym urwiskiem. I właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, że ta wspinaczka jest dużo łatwiejsza, niż początkowo sądziłem.
To, co z daleka wyglądało na gładką ścianę, teraz okazało się porowatą skałą.
Na samą myśl, że o mało nie wyrzekłem się miecza ze strachu przed śliskimi kamieniami, wpadłem we wściekłość.
Stwierdziłem, że jest to zwykła ściana, jakich pokonałem dziesiątki.
Wydało mi się, że słyszę głos Petrusa:
"A widzisz? Kiedy już rozwiążesz jakiś problem, przekonujesz się, że było to dziecinnie łatwe".

"- Spośród wszystkich wymyślonych przez człowieka sposobów zadawania bólu sobie samemu najgorszym jest Miłość. Cierpimy zawsze dla kogoś, kto nas nie kocha, kto nas porzucił, dla kogoś, dla kogoś, kto nie chce nas opuścić. Żyjemy samotnie, jeśli nikt nas nie kocha: mając żonę lub męża, czynimy z małżeństwa niewolę."

"- Kiedy Syn Boży zstąpił na Ziemię, przyniósł ludziom miłość. Ponieważ jednak rodzaj człowieczy nie potrafi pojąc miłości, która nie jest cierpieniem, Jezus został w końcu ukrzyżowany. Gdyby nie to, nikt by nie uwierzył w jego miłość, ludzie przywykli bowiem do tego, że dzień za dniem cierpią z powodu władających nimi namiętności"
Nie, to nie grzech być szczęśliwym. Pół tuzina ćwiczeń i uważne wsłuchanie się w świat wystarczają, by człowiek zdołał ziścić najśmielsze marzenia.
Pyszniłem się mą mądrością, kazałeś mi więc przemierzyć drogę, którą przejść może każdy, i odkryć to, co odkryłby każdy, kto nieco uważniej przyglądałby się życiu.
Pokazałeś mi, że pogoń za szczęściem jest sprawą osobistą i że nie istnieje wzorzec, który moglibyśmy przekazać innym. Aby odnaleźć mój miecz, musiałem zgłębić jego tajemnicę, a to okazało się takie proste - wystarczyło wiedzieć, co z nim uczynić.
Co zrobić z mieczem i ze szczęściem, jakie dla mnie oznacza.
"

nutaDo 16-08-2011 21:36

Bajka o zasmuconym smutku-


Po piaszczystej drodze szła niziutka staruszka.
Chociaż była już bardzo stara, to jednak szła tanecznym krokiem,
a uśmiech na jej twarzy był tak promienny, jak uśmiech młodej,
szczęśliwej dziewczyny. Nagle dostrzegła przed sobą jakąś postać.
Na drodze ktoś siedział, ale był tak skulony, że prawie zlewał się z piaskiem.
Staruszka zatrzymała się, nachyliła nad niemal bezcielesną istotą i zapytała:
"Kim jesteś?" Ciężkie powieki z trudem odsłoniły zmęczone oczy,
a blade wargi wyszeptały: "Ja? ... Nazywają mnie smutkiem"
"Ach! Smutek!", zawołała staruszka z taką radością, jakby spotkała dobrego znajomego.
"Znasz mnie?", zapytał smutek niedowierzająco.
"Oczywiście, przecież nie jeden raz towarzyszyłeś mi w mojej wędrówce.
"Tak sądzisz ..., zdziwił się smutek, "to dlaczego nie uciekasz przede mną.
Nie boisz się?" "A dlaczego miałabym przed Tobą uciekać, mój miły?
Przecież dobrze wiesz, że potrafisz dogonić każdego, kto przed Tobą ucieka.
Ale powiedz mi, proszę, dlaczego jesteś taki markotny?" "Ja ... jestem smutny."
odpowiedział smutek łamiącym się głosem.
Staruszka usiadła obok niego. "Smutny jesteś ...",
powiedziała i ze zrozumieniem pokiwała głową. "A co Cię tak bardzo zasmuciło?"
Smutek westchnął głęboko.
Czy rzeczywiście spotkał kogoś, kto będzie chciał go wysłuchać?
Ileż razy już o tym marzył. "Ach, ... wiesz ...", zaczął powoli i z namysłem,
"najgorsze jest to, że nikt mnie nie lubi.
Jestem stworzony po to, by spotykać się z ludźmi
i towarzyszyć im przez pewien czas.
Ale gdy tylko do nich przyjdę, oni wzdrygają się z obrzydzeniem.
Boją się mnie jak morowej zarazy." I znowu westchnął.
"Wiesz ..., ludzie wynaleźli tyle sposobów, żeby mnie odpędzić.
Mówią: tralalala, życie jest wesołe, trzeba się śmiać.
A ich fałszywy śmiech jest przyczyną wrzodów żołądka i duszności.
Mówią: co nie zabije, to wzmocni. I dostają zawału.
Mówią: trzeba tylko umieć się rozerwać.
I rozrywają to, co nigdy nie powinno być rozerwane.
Mówią: tylko słabi płaczą. I zalewają się potokami łez.
Albo odurzają się alkoholem i narkotykami, byle by tylko nie czuć mojej obecności."
"Masz rację,", potwierdziła staruszka, "ja też często widuję takich ludzi."
Smutek jeszcze bardziej się skurczył. "Przecież ja tylko chcę pomóc każdemu człowiekowi.
Wtedy gdy jestem przy nim, może spotkać się sam ze sobą.
Ja jedynie pomagam zbudować gniazdko, w którym może leczyć swoje rany.
Smutny człowiek jest tak bardzo wrażliwy.
Niejedno jego cierpienie podobne jest do źle zagojonej rany,
która co pewien czas się otwiera. A jak to boli!
Przecież wiesz, że dopiero wtedy, gdy człowiek pogodzi się ze smutkiem
i wypłacze wszystkie wstrzymywane łzy, może naprawdę wyleczyć swoje rany.
Ale ludzie nie chcą, żebym im pomagał.
Wolą zasłaniać swoje blizny fałszywym uśmiechem.
Albo zakładać gruby pancerz zgorzknienia." Smutek zamilkł.
Po jego smutnej twarzy popłynęły łzy: najpierw pojedyncze,
potem zaczęło ich przybywać, aż wreszcie zaniósł się nieutulonym płaczem.
Staruszka serdecznie go objęła i przytuliła do siebie.
"Płacz, płacz smutku.", wyszeptała czule.
"Musisz teraz odpocząć, żeby potem znowu nabrać sił.
Ale nie powinieneś już dalej wędrować sam.
Będę Ci zawsze towarzyszyć, a w moim towarzystwie zniechęcenie już nigdy Cię nie pokona."
Smutek nagle przestał płakać.
Wyprostował się i ze zdumieniem spojrzał na swoją nową towarzyszkę:
"Ale ... ale kim Ty właściwie jesteś?"
"Ja?", zapytała figlarnie staruszka uśmiechając się przy tym tak beztrosko,
jak małe dziecko. "JA JESTEM NADZIEJA!"

Znalazłam tą bajkę w serwisie miasta Kędzierzyn, lecz nie podano autora.

Vika warto czytać bajki. Pozdrowienia

Vika 16-08-2011 22:51

Dziękuję Danusiu!
Gdzieś tę opowieść spotkałam i czytałam. Ale..z tą nadzieją jest tak,
że maleje z upływem lat i przybywającymi chorobami.
Tak myślę iż NADZIEJA to jednak DAR od Boga, nie każdemu dany,
nie każdy nawet potrafi go sobie wymodlić, bo ból przesłania wszystko,zmienia kolory, zniekształca dżwięki. Już nie cieszy ni deszcz ,ni słońce,
ani las czy łąka - podziwiane przez okno bo nie ma sił tam pójść.
Aż na usta się ciśnie strofa recytowana przez Holoubka/chociaż wiersz innej tematyki tyczył/..."rwać mi kwiaty rękami obiema,czemuż rąk mych tam na kwiatach nie ma.............." I żal ściska za serce,
i przychodzi noc koszmarna,ból budzi co rusz,,maści,tabletki, łoże nagle niewygodne,poduszki wszystkie w kamienie się zmieniają....
I nagle tęsknota za tymi,którzy odeszli, myśl,że cierpienie się tam skończy..
i znowu strach- a jak tam jest,jesli jest.., a jeśli cierpienie większe bo brak cierpliwości i pokory, bo skarga się wymyka,czasem złość i żal...
Niełatwo jest Danusiu zachować nadzieję,gdy nie ma nadziei na przyszłość,
a przeszłość szarobura także nie rozpieszczała.
Ale proszę jednak o takie opowieści o nadziei,
trzeba mieć nadzieję na......nadzieję,
kiedyś to musi się skończyć,jak wszystko.
Pozdrawiam serdecznie.

Vika 18-08-2011 23:06

KIEDY KOŃCZY SIĘ NOC ?


Pewien stary rabin zapytał kiedyś swoich uczniów, na podstawie czego można rozpoznać dokładnie chwilę w której kończy się noc a zaczyna dzień.
- Może jest to ów moment, gdy można już łatwo odróżnić psa od owcy?
- Nie - powiedział rabin.
- A gdy można odróżnić drzewo daktylowe od drzewa figowego?
- Nie - powtórzył rabin.
- A więc kiedy? - spytali uczniowie.
- Wtedy, gdy patrząc na twarz jakiejkolwiek osoby, rozpoznajesz w niej brata lub siostrę. Aż do tego momentu panuje noc w twoim sercu - wyjaśnił rabin.

---------------------------------------------------------------------
Wiele w tym prawdy.
Na duszy jaśniej się robi i cierpienie łatwiej znieść,gdy spotykamy się z życzliwością i dobrocią innych.Nawet tą wirtualną.
A jednak....boję się nocy,tej realnej.

Kasandra1 19-08-2011 07:31

Dzwonek i kot

Dawno, dawno temu wszystkie myszy żyjące w wielkim domu spotykały się, by podyskutować jak mogą bronić się przed atakami wielkiego, sprytnego kota mieszkającego w tym samym domu.
Przedstawiono wiele pomysłów. Wreszcie jedna z myszy powiedziała:
- Myślę, że znam wspaniałe rozwiązanie. Musimy zdobyć dzwonek i zawiesić go na szyi kota. Gdziekolwiek on się przemieści, dzwonek będzie dzwonił. W ten sposób ostrzeże nas, gdy kot będzie się skradł, gotowy do ataku.
- Wspaniałe! Nadzwyczajne! – wiwatowały pozostałe myszy. – Oto jest rozwiązanie. Dzwonek musi zawisnąć na szyi kota. Dlaczego nikt wcześniej o tym nie pomyślał? Nasze kłopoty wreszcie się skończą.
Podziękowały myszy i obiecały złożyć jej dar w postaci worka ziaren.
Pośród wiwatów i pomruków zadowolenia dał się słyszeć cichy głosik należący do niewiele znaczącej myszki, która zapytała:
- Ale kto zawiesi dzwonek na szyi kota?
Zapadła cisza, która stawała się coraz dłuższa. Dopiero szuranie łapek przypomniało myszom istotny powód, dla którego musiały uciekać. Od tej pory nikt już nie wspominał o zawieszeniu dzwonka na szyi kota.

nutaDo 25-09-2011 21:40

HISTORIA STWORZENIA I ZNACZENIE MARZEŃ
Legenda Abenaki

Wielki Duch, w czasie nam nieznanym, rozejrzał się i nic nie zobaczył. Żadnych kolorów, żadnego piękna. Był to czas ciszy i ciemności. Nie było żadnych dźwięków. Niczego nie można było zobaczyć ani poczuć. Wielki Duch zdecydował się napełnić tę przestrzeń światłem i życiem.
Dysponując swoją wielką władzą, nakazał rozpocząć proces tworzenia. Rozkazał Tôlbie – Wielkiemu Żółwiowi, by wyszedł z wody i stał się lądem. Na skorupie żółwia Wielki Duch uformował góry i doliny. Ułożył też białe chmury na błękitnym niebie. Był bardzo szczęśliwy. Wtedy powiedział, "Wszystko jest gotowe. Napełnię to miejsce życiem." Myślał i myślał, jaki rodzaju stworzeń uczynić. Gdzie by żyli? Co by robili? Co by było ich celem? Chciał ułożyć doskonały plan. Myślał tak mocno, że się zmęczył i zasnął. Jego sen wypełniały marzenia o tym co chce stworzyć. Widział w swoim śnie dziwne rzeczy. Widział zwierzęta pełzające na czterech nóżkach, inne na dwóch. Latające, skrzydlate stworzenia, inne pływające i mające płetwy zamiast rąk i nóg. Były rośliny wszystkich kolorów, pokrywające wszędzie ziemię. Owady naprzykrzały się, psy szczekały, ptaki śpiewały, a ludzie odwiedzali jeden drugiego. Wszystko wydawało się nie na miejscu. Wielki Duch myślał, że miał zły sen. Pomyślał, że nic nie może być tak doskonałe. Kiedy Wielki Duch obudził się, zobaczył bobra ogryzającego gałąź. Zrozumiał, że świat z jego snu stał się rzeczywistością. Wszystko o czym śnił, ziściło się. Kiedy patrzył, jak bóbr robi dom i tamę, by stworzyć staw dla jego rodziny, zrozumiał, że każda rzecz ma swoje miejsce i cel w czasie, i nic nie pojawia się bez powodu. Ta historia była przekazywana z pokolenia na pokolenie. Uczy nas, że nie wolno kwestionować naszych snów, gdyż one tworzą nasze życie.


Legendy Indian - Autor: DanY


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:40.

Powered by: vBulletin Version 3.5.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.