Kura domowa faktycznie brzmi pogardliwie,ale jestem pełna podziwu dla tych,które świadomie decydują się na tę rolę..
Wiecie co ?
Kura jest przemiłym ptakiem ,a jako kwoka - najczulszą matką.Myślę ,że małym kurczątkom milej jest mieć mamę kwokę ,niż chudą ,wyskubaną kurę co zadarłszy ogon ,pędzi do pracy szorując skrzydłami po asfalcie..
I to mówię ja,co kury miałam w pogardzie i jako młodziutka matka ,zaraz po urlopie macierzyńskim,pobiegłam z ulgą do pracy.Mój mały synuś został pod czułą opieką babci..
Niestety.Pierwsze 3 lata są najważniejsze i ....płacę za to.
Z córką było inaczej i odbieram nagrodę..
Nie jest to reguła.Zresztą..to se ne vrati.Ale czasowe bycie kurą ,uważam za konieczne,choć ja byłam niezależna całe życie.Nawet pracując z własnym mężem..
Ale czy to takie do końca dobre ? Czy w czasach ułatwień wszelakich,kateringu ,półproduktów i firm sprzątających ,jednak nie powinnna wrócić instytucja kury domowej,pięknie upierzonej ,z umalowanym dziobem ,mającej czas na gdakanie swoim kurczątkom miłych bajek,na pielęgnację piórek oraz pazurów w spa ?
Czy zdrowa jednostka, to nie ta, która ma tożsamość - mężczyzna zachowuje się jak mężczyzna,czyli dominuje i lubi rządzić, a kobieta kobieca jest submisyjna i wdzięcznie, acz sprytnie udając uległość, nie rezygnuje ze swej odrębności.
Tak mi to przychodzi do głowy ,patrząc na córuś moją,robiącą tzw.karierę..
A także patrząc na wybitnie męską minister Hall,co pięciolatki chce posłac do szkoły...