Wyświetl Pojedyńczy Post
  #163  
Nieprzeczytane 16-05-2012, 20:06
Figielka Figielka jest offline
Początkujący
 
Zarejestrowany: May 2012
Miasto: mazowieckie, Polska
Posty: 12
Domyślnie

ewikomega,
popieram Cię w całej rozciągłości, jeżeli chodzi o dawanie. Warto pomagać, nawet nie dlatego,że to się zawsze zwraca, ale dlatego,że tak po prostu trzeba.To generuje dobro, którego pula jest na tym świecie bardzo ograniczona.


Co do Atosa, śmiało przyznaję że to znane mi klimaty i czasami zastanawiam się, czy to ja mam zwierzaki, czy one mają mnie, a już na pewno kwestia sporną jest kto ma łóżko. Niby tłumaczę,że wyro moje i mogą sobie wziąć krzesła , fotele czy co tam pasuje, ale bezskutecznie.Na puste łóżko żadne nie ma chęci wchodzić, ledwie na nim ktoś zalegnie- są wszystkie.
A historyjka świetna!

Proch-i-pył.
Mówisz- masz. Jeszcze świeże, spod klawiatury, tyle,że zgodnie z sugestią w mniejszych fragmentach:


Następny poranek mój i podobno mojego, skądinąd nieznośnego szczura, zaczął się raczej ponuro.

Serafin wyraźnie obrażony leżał na hamaku z przymkniętymi oczyma i darzył mnie absolutnym brakiem zainteresowania, choć nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że widział każdy mój ruch. Milczał przy tym jak zaklęty.

- Wyspałeś się? - zagadnąłem życzliwe.
Otworzył jedno oko. Spojrzał na mnie przeciągle i nie zaszczyciwszy mnie żadną odpowiedzią odwrócił się ostentacyjnie.
Doskonale wiedziałem, o co mu chodzi, ale twardo zdecydowałem, że jeden szczurzy osobnik w moim mieszkaniu w zupełności wystarczy, pomimo, że nie jest garbatą bestią i nie ugryzł mnie jeszcze w tyłek.

Niemniej, z niezrozumiałych powodów poczułem się urażony jego milczeniem, więc aby przywrócić dobre relacje poczłapałem do lodówki, wyciągnąłem pachnącą kiełbasę, z której ukroiłem słuszny plaster i wróciłem do klatki.
Serafin lekko pociągnął nosem, ale nie drgnął.
Pokazałem mu przysmak, lecz on tylko ostentacyjnie odwrócił głowę. Podstawiłem mu kiełbasę pod sam nos, ale i tym razem był nieugięty.
Chwilę uskutecznialiśmy swoistego menueta: głowa w prawo - kiełbasa w prawo, głowa w lewo - kiełbasa w lewo.

Ostatni raz widziałem jak podobną rzecz wyczyniała ( również bezowocnie) moja koleżanka z pracy karmiąc syna. Dzieciak wyraźnie odmawiał spożycia kaszki z łyżeczki, chociaż - jak sądzę - nie miał powodu być obrażony na mamę. No, chyba, że chciał rodzeństwa.

Ponieważ upór Serafina był równie skuteczny, jak owego dzieciaka - zrezygnowany położyłem kiełbasę w jego misce .
- Idę do pracy - oświadczyłem głośno.- Jak się namyślisz to zjedz i zapamiętaj smak, bo długo nie dostaniesz. Postukałem przy tym palcem w pręt klatki, aby wywołać jakąkolwiek reakcję.
Na nic, Serafin ogłuchł i oniemiał.

W dziwnym nastroju pojechałem do firmy, choć tam też nie było wesoło.
Szef miał najbardziej kwaśną minę, jaką udało mu się w tym miesiącu zaprezentować, ale mało się nią przejąłem, bo moje myśli wbrew zdrowemu rozsądkowi nieustannie krążyły koło nafochanego gryzonia.
Co więcej, w porze lunchu zrezygnowałem z moich ulubionych pierogów w firmowym bufecie i pojechałem do domu sprawdzić co u Serafina. Wpadło mi do głowy, że może chory… bo jak zwierzak nie je, to pewnie chory, nie?

Gdy wszedłem do mieszkania, stwierdziłem, że w zasadzie nic się nie zmieniło. W zasadzie, bo Serafin nadal tkwił w hamaku, tyle, że klatka była otwarta. Zjadł też kiełbasę.
I nie tylko.
Zeżarł również kawałek oparcia kanapy, pociął na strzępy leżąca na stole gazetę, nagryzł nogę fotela i wypatroszył poduszkę.
Znaczy nie chory.

Przetarłem ręka twarz, bo nie wierzyłem, że takie małe stworzonko może tak narozrabiać w stosunkowo krótkim czasie i odezwałem się surowo:
- Serafin!
- No, co? - zrobił niewinną minę. - Nudziłem się. Samotnie - nie zapomniał podkreślić. Ale gdybym miał kolegę…
- A tak, tak… - przerwałem mu bezceremonialnie.- To razem zeżarlibyście całą kanapę.
- Albo i nie - odparł filozoficznie.
No, przynajmniej mówi.
Nie miałem czasu, na wdawanie się w rozmowy z pyskatym gryzoniem, więc zebrałem w pośpiechu dowody jego gorliwej aktywności i wróciłem do pracy.

Nijak mi robota nie szła.
Gdzieś tam natrętnie powracała myśl, że Serafin może naprawdę czuć się samotny. No, bo co ma robić, gdy mnie całe dnie nie ma w domu ? Co tu dużo gadać, czy to człowiek, czy zwierzak chce mieć kogoś koło siebie…
I zupełnie wbrew własnej woli oraz wcześniejszym postanowieniom prosto z pracy pojechałem do znajomego sklepu zoologicznego.

Miła ekspedientka o imieniu Kamila ślicznie uśmiechnęła się na mój widok i zapytała, czego potrzebuję dla pupila. Starając się nie patrzeć jej w oczy wydukałem - zgodnie z prawdą - że kolegi.
Miałem wrażenie, że moje szanse na kawę z uroczą dziewczyną lecą na łeb, na szyję, bo kto niby chciałby spotykać się z facetem, który gromadzi szczury we własnym mieszaniu.
Kamila z właściwą sobie kompetencją, czyli bez komentarzy, za to z uśmiechem zaprowadziła mnie do terrarium z gryzoniami. Tam chwilę uważnie przyglądała się stadku szczurzych maluchów, po czym zgrabnie wyłowiła z gromadki takiego śmiesznego, białego z brązowym łebkiem i kazała mi wyciągnąć rękę.

Posłusznie nadstawiłem dłoń , na której maluch wylądował bez specjalnych protestów. Za to natychmiast załatwił na niej wszystkie swoje potrzeby, czyli nasikał mi na rękę i… no, wiadomo.
- Szczurki tak robią w stresie, jak się oswoi, to nie będzie - wyjaśniła Kamila podając mi ligninową chusteczkę.
Wytarłem rękę i przyjrzałem się małemu. Miał różowe, jakby gliceryną pociągnięte łapki i taki sam ogonek. Patrzył węgielkami czarnych oczu i niepewnie węszył w moim kierunku. Ostatecznie chyba uznał, że nie jestem groźny, bo przycupnął na tylnych łapkach i zaczął się myć. Potem delikatnie skubnął mnie w palec.
- Chyba pana polubił – ucieszyła się Kamila i pogłaskała małego po głowie.
- Tak? - zapytałem z roztargnieniem, bo gdy dziewczyna nachyliła się do mojej dłoni zauważyłem, że ma piękne rzęsy, a delikatny owal policzka wzbudził wręcz moje rozczulenie i jakoś nie wiedziałem na czym mam się skupić.
- Raczej tak - odparła wesoło i łagodnie wyjęła mi malucha z ręki.- To samczyk. Może być?
Pokiwałem głową.
- Ma pan jakieś pytania o zwierzątko?
Miałem.
Po pierwsze, czy jest przemądrzały, po drugie, czy też będzie chciał kumpla, ale z wiadomych względów nie mogłem ich zadać.
- Nie, dziękuję. Mam… ehm… niezłe źródło informacji o potrzebach szczurów - odpowiedziałem wymijająco.
Trzymając w ręku tekturowe pudełko z otworkami i wiercącą się zawartością pożegnałem Kamilę, a pół godziny później otwierałem drzwi do mieszkania.
Odpowiedź z Cytowaniem