Pomacałam dłonią obok siebie, Roberta nie było. Pewnie jest późno, dlatego wstał? Obiecałam mamusi, że zaraz z rana wrócę do domu, a w najlepsze się wyleguję. To nic, są dzieci w domu to dadzą sobie radę. Jutro niedziela, urodziny Roberta, dwudziesty drugi listopad. We wtorek, dwudziesty czwarty, urodziny Alana. Wczoraj wszyscy się zjechali. Beatka urodziła Bożenkę tydzień temu. Bogu dzięki, wszystko poszło dobrze! Obie są zdrowe, jesteśmy szczęśliwi. Nawet Jurek był w szpitalu, widział małą, widział się z Beatką. Wręczył jej kwiaty. Biedactwo, od razu mnie je dała. Jurek dziękował mi za opiekę nad córką. Jak mogłoby być inaczej? Beatka uważa mnie za matkę. Dzisiaj nie będą u nas. Chyba, że Alan z Przemkiem jakoś mogliby je podwieźć? Karmi piersią, dobrze się czuje. Zobaczę jak zajadę do domu.
- Aniołku – usłyszałam głos męża. Otworzyłam oczy. Stał i uśmiechał się do mnie. Obdarzyłam go też uśmiechem.
- Zjesz śniadanko? – zapytał i trzymał w dłoniach tacę. Widziałam tylko jak nad nią wystawała piękna róża. Znów się do niego uśmiechnęłam w podzięce.
__________________
|