Witam
Jestem po dłuższej przerwie...ostatni tydzień minął pod znakiem bólu, choroby, złej pogody i przygotowań do wieczoru poezji. Wiadomo, że gdy człowiek cierpiący, to nieskładnie dość ta organizacja idzie
więcej stresu, ekscytacji, niżby należało
Choroba powolutku, opornie ale mija. Piątek mi przeszedł jakby we śnie...ale wszystko się udało, a przynajmniej tak mi mówili i mówią bliscy i inni uczestnicy bierni i aktywni.Młodzież spisała się na medal, publiczność nie zawiodła, nasze dziewczyny (2 synowe i córka) napiekły i zasponsorowały pyszne (zresztą jak zawsze) ciasta.
Małżonek był wszechstronnie pomocny, tylko ja taka cierpiąca i spięta byłam. Wprawdzie trochę "tynku" na twarzy i szminka nieco mnie ożywiły i "uzdrowiły"
Są nawet fotki, które z wielkim mozołem dzisiaj przekładałam na kompa, niektóre są oporne nie chcą się dać i nie wiem dlaczego. I te właśnie są najlepsze na telefonie. Mogę tylko na watch tsapa, albo na messengera.
Teraz mówię DOBRANOC i uciekam, bo za długo ślęczałam przy kompie i już muszę się położyć. Serdecznie Was pozdrawiam i przepraszam, że dzisiaj tylko z taką relacją wpadłam. Do jutra