Wyświetl Pojedyńczy Post
  #1  
Nieprzeczytane 17-03-2007, 19:20
arczia arczia jest offline
Zagląda prawie codziennie
 
Zarejestrowany: Mar 2007
Miasto: zachodnie Wybrzeże :)
Posty: 468
Mruga oczkiem (żart) wypociny i dzieła własne :)


ONA i TOREBKA


Zawsze duża – o zmiennych kształtach - od teczki – do worka (jak ta ostatnia z dobrej skóry o zapachu lekkiego snobizmu,warta majątek. Pan M. mawia o nich – „Twój mikrokosmos” i śmieje się znacząco. Przedmioty wypełniające jej wnętrze są zmienne jak fazy Księżyca i podlegają prawdopodobnie przypływom i odpływom Oceanów. Przepływają i odpływają nagle, jakby torebka nie posiadała ścian. Zawsze na jej dnie spoczywają stałe elementy – pieczątki, dokumenty, pęki kolorowych długopisów – niby nieruchome głazy na dnie zbiornika wodnego. Kiedy przy jakiejś okazji wyłowiła - zanurzając głęboko rękę 15 (sic!) długopisów – jeden po drugim - wywołała ogólną wesołość koleżanek tym „cudem” rozmnożenia.
W różnych okresach można się natknąć na tzw. przedmioty sezonowe – kalendarze, pękate notesy, drewniane szpatułki, luźne kartki – mające o czymś przypominać, bilety na środki komunikacji, fotografie bliskich, foldery, medykamenty na wszelkie okazje - zależnie od wyobrażenia właścicielki o zagrażającym kataklizmie migreny, lub alergii.
Bywały tam plastry na otarcia, płyn w białej butelce o tajemniczej zawartości, aparat fotograficzny, jakieś rachunki i książki. Czasami torebka przypomina jaskinię ludów pierwotnych – ciemną i bezdenną, w której znalezienie klucza do mieszkania graniczyć może z cudem wygrania głównej nagrody w gonitwie okulałego konia. W ostatecznej desperacji wszystkie te przedmioty lądują na posadzce pod drzwiami – i patrzy na nie zjadliwie, jak na rozpełzające się robactwo.
Torebka – została wpisana w poczet znienawidzonych przedmiotów w jej 15 roku życia, kiedy to nagle uprzytomniła sobie, że jest skazana na nią dożywotnio, wyrokiem Najwyższego Sądu Kobiecości. Na noszenie w dłoni, na ramieniu, pod pachą czegoś, czego nie mieściły usłużne do tej pory kieszenie nastolatki.
Najwyższą jednak złośliwość ów martwy przedmiot wykazywał, gdy musiała włożyć coś doń – na krótko. Jakby była ogromnym żołądkiem, któremu nie dano strawić do końca wrzuconego kęsa. Takim „kęsem” był numerek do szatni. Wszystkie numerki, jakie tam trafiały znikały natychmiast, pomimo trudu zapamiętania odpowiedniej przegródki. W dziwny sposób przemieszczały się do całkiem innej. Pamięta, jak kiedyś – po jakiejś Konferencji – ustawiła się śmiało w kolejce po płaszcz. Tym razem była PEWNA. Numerek - złośliwe bydlę - był pod całkowitą kontrolą. WIELOKROTNIE sprawdzała w trakcie wykładów jego geograficzne położenie i znała na pamięć jego kształt i temperaturę. Aliści w stosownym momencie, kiedy życzliwa ręka szatniarki wyciągnęła się po „fant” - doznała szoku – dłoń grzebiąc nerwowo, zataczając coraz większe kręgi i młynkując wściekle - natrafiła na próżnię. Wycofała się w panice i z furią przystąpiła do poszukiwań, w nadziei szybkiego znaleziska – ale gdzie tam! Kolejka topniała na jej oczach jak odrywające się człony tasiemca, telefon ponaglająco rozbrzmiewał w kieszeni. Za chwilę będzie OSTATNIĄ osobą opuszczającą budynek! Wyrzuciła zawartość torby na wykładzinę. Posypały się …klucze – długopisy – chusteczki – – lupa – latarka – okulary- jabłko – pieczątki – bilety – „apteczka” ratująca życie – książka na niespodziewane nudy – ulotki reklamowe i wiele innych drobiazgów” Niewiadomodlaczegotamschowanych”. Na czubku tego stosu – bezczelny – numerek!
Nigdy nie czuła głębokiej więzi psychicznej z tymi – które miewały torebki mieszczące znaczek pocztowy, ale w tym momencie czuła ich wyższość. Zrozumiała, że w tej materii rządzi stara reguła – „wszystko, albo – nic” Ona wybrała wariant pierwszy – na całe życie!
Problem gubienia i porzucania był dla niej niemal rytuałem – od czasu do czasu zostawiała ją beztrosko – jak wyrodne matki zostawiają noworodki i chyłkiem uciekają ze szpitala. Zawsze znajdowała zgubę, lub była jej ONA oddawana zanim zauważyła stratę. Zadziwiająca wierność martwego przedmiotu! Wierność najbardziej namacalna w chwilach kryzysu finansowego posiadaczki – torebka potrafiła nagle otworzyć jedną ze swych zatajonych przegródek i wypluwać przechwycone podstępem monety, lub całkiem pokaźne sumy pieniędzy. Jak baśniowy „Sezam” udostępniać skarby, lub zamykać się jak na tajemne hasło. Mężczyznom nie dane jest chyba takie emocjonalne podejście do byle schowka, na tych kilka nędznych i banalnych przedmiotów, jakie zwykle noszą. Gdzie im do poezji damskich TOREBEK ! Podejrzewam, że większość z nich mogłaby swoje drobiazgi nosić zapakowane w gazetę, gdyby nie troskliwe kobiety obdarowujące ich niekiedy w jakieś żałosne NAMIASTKI-czyli saszetki.
Świadczy o tym szyderczy uśmieszek Pana M na widok Jej wściekłej miny i gorączkowego szukania pod drzwiami…Wyciąga na te okazje swój pęk -z kieszeni i jednym ruchem uwalnia ją od zmory szukania.
Gdyby tylko jeszcze umiał powstrzymać się od – „A nie mówiłem?”
Odpowiedź z Cytowaniem