Wielki powrót Terminatora
/tak nazwał mój syn Bazyla w kołnierzu weterynaryjnym/
Dziś Zbyszek poszedł do kościoła na 9.Wracał ze znajomym z naszej ulicy.On mieszka kilka domów dalej w bliźniaku.Jedną część domu mają niewykończoną ,bo syn mieszka za granicą.Korzystają tylko z garażu. Opowiadał Zbyszkowi,że wczoraj wieczorem wszedł do garażu i zmartwiał,bo schroniło się tam jakieś wielkie czarne zwierze z białym łbem i szerokim ogonem.Wyglądało jak skunks. W obawie przed atakiem,zamknął garaż i poszedł uprzedzić żonę. Postanowili,że zobaczą rano bo o 22 już nic dobrze tam nie widać.
W nocy zamierzał jeszcze raz zajrzeć,ale zona w obawie przed wścieklizną,zabroniła mu tam wracać.Rano zobaczyli wielkiego kocura w foliowym kołnierzu wokół głowy leżącego na płytkach. Chwilę odczekał i skoczył wprost do uchylonych drzwi.
W garażu syn zostawił worek karmy dla labradora.Worek był rozdrapany i kot się pożywiał.
W kącie stało wiadro z wodą do mycia samochodu,wiec i pić co było.
Zbyszek od razu zrozumiał gdzie był zaginiony tydzień temu nasz Bazyl.Resztę dowiedzieliśmy się gdy zadzwoniłam do żony tego znajomego.
Kot,gdy wymknął się z garażu,od razu trafił do naszego domu i czekał na tarasie. Kołnierz już ma zdjęty,głodu nie odczuwa,tylko zrywa się co trochę ze snu i miauczy,sprawdza czy wszystko jest jak dawniej.
Nie wiadomo jak długo był w garażu ,bo siedział tam cicho i czekał aby się wymknąć.
Nie wierzyliśmy ,że jeszcze żyje.
Życie jest wielką tajemnicą i płata niespodzianki.