Wątek: wYJĄTKOWI
Wyświetl Pojedyńczy Post
  #46  
Nieprzeczytane 28-11-2015, 21:37
ewikomega's Avatar
ewikomega ewikomega jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Jun 2008
Miasto: 00-621warszawa
Posty: 6 878
Domyślnie

cd.

Maria całe dzieciństwo, młode lata spędziła w Białymstoku. Tutaj zdobyła wyższe wykształcenie ; ukończyła Politechnikę Białostocką .” Miasto” wykształciło ją, a pracuje w Warszawie, do dzisiaj nie przeszła na rentę, choć podejrzewam dostałaby od ręki, ale jest WYJĄTKOWA.
Wieczór na peronie w Białymstoku przywitał typową aurą zimową, lecz białe płatki śniegu spadające na ramiona Marysi i które smagały jej twarz nie cieszyły -cały czas myślała o swoim bólu głowy i kiepskim samopoczuciu.
Z mamą dotarły do domu i po przywitaniu ze swoim ukochanym psem Maria położyła się do łóżka.
Zasnęła –ból i zmęczenie po długiej podróży pozwolił zasnąć. Wypadek w pociągu poszedł w niepamięć / a może to amnezja????
Gdyby zraniła ją spadająca walizka????To ten fakt może zapisałby się w pamięci.
Matka zmartwiła się; w ciągu trzech dni nie ustępował ból głowy .
W drugi dzień świąt wieczorem zadzwoniła do swojej kuzynki, która jest internistką.
Następnego dnia po zbadaniu i wywiadzie internistka twierdziła , że to prawdopodobnie migrena nabyta w Warszawie.
Tłumaczyła .....zmianą klimatu i smogiem , tempem życia w stolicy.
Namawiała Marię do powrotu, ale nie zdawała sobie sprawy, że w Białymstoku brak pracy.

Idąc do mieszkania Marysi wykupiła leki przeciwbólowe i dodatkowo przepisała receptę na silne leki eliminujące migrenę .
Zaopatrzona w leki i receptę dziesiątego stycznia nasza bohaterka wróciła do Warszawy.
Czuła się niby lepiej , ale pod koniec stycznia bóle nasiliły się.
Maria telefonicznie skontaktowała się z mamą i opowiedziała o swoich dolegliwościach.
Zdenerwowana matka zamówiła wizytę prywatną u neurologa i po rozmowie z lekarzem zorganizowała szybkie badanie lekarskie ... rezonans, kosztowne , ale które wreszcie coś konkretnego wykaże.
Z początkiem lutego Maria stawiła się w Białymstoku u neurologa .
Lekarz po przeprowadzeniu długiego wywiadu wysłał swoją pacjentkę na rezonans podejrzewając guza mózgu.
Rezonans głowy nic nie wykazał. Lekarz zrezygnowany odpowiedział ; pod względem neurologicznym nic pani nie jest.
Nic nie poradzę .
Maria wróciła do Warszawy, lecz będąc w swoim mieście jeszcze odebrała receptę od /znajomej kuzynki /internistki, która wcześniej ją badała .
Tym razem były to leki , które po specjalnym dawkowaniu działały jak antybiotyk i niwelowały wszelkie stany zapalne w organizmie .
Faktycznie leki pomogły, lecz nie na długo.
Zbliżała się Wielkanoc – w tym roku święta wypadały z początkiem marca.
Maria szykowała się na wyjazd.
W nocy przed wyjazdem coś strasznego stało się z jej ciałem.
Obudziła się z lewą stroną ciała z minuty na minutę coraz bardziej deformowaną . Dostała przykurcz lewej ręki, bardzo słaba była noga/próbując chodzić –powłóczyła nią. Najgorszy był przykurcz lewej powieki i szczękościsk po lewej stronie.
To już nie były żarty. Natychmiast lekarze zajęli się nią. Trafiła do szpitala na oddział neurochirurgii .
Zrobiono wszelkie stosowne badania, łącznie z rezonansem głowy i kręgosłupa szyjnego.
Lekarzom odczytującym kliszę „stanęły włosy dęba” ; cały kręgosłup szyjny zmiażdżony ,
Dyski, czyli krążki międzykręgowe składające się w 90% z wody –chyba tak zwane poduszeczki, które przy zginaniu kręgosłupa działają jak balony z których przy wygięciu kręgów uchodzi powietrze, a potem gdy kręgosłup wraca do stabilnego położenia, one ponownie stają się nabrzmiałe i są na swoim stałym miejscu między kręgami. Podejrzewam amortyzują każde zgięcie kręgosłupa.
U Marysi było inaczej …. poduszeczki niestety ….. zwiotczałe/nie były w stanie wykonywać swojego zadania/ i….. przez okres prawie trzech miesięcy zaczęły coraz bardziej wbijać się w rdzeń uszkadzając centralny układ nerwowy.
Jeden z lekarzy powiedział: natychmiastowa operacja.
Jednak ci bardziej doświadczeni lekarze przeciwstawili się twierdząc, że operacja w tym stadium jest niezasadna – duże ryzyko całkowitego uszkodzenia rdzenia- pacjentka będzie zdana na wózek inwalidzki – jedynie korzystne dla chorej , to ciągła konkretna rehabilitacja, która częściowo cofnie objawy choroby.
Jak wcześniej pisałam u Mari zdiagnozowano spastyczność i naruszenie centralnego układu nerwowego.
Decyzją lekarzy Maria została skierowana do bardzo dobrego ośrodka rehabilitacyjnego /rangi Konstancina / do Mławy blisko Białegostoku.
Następnie w lecie rehabilituje się od siedmiu lat w Busko-Zdrój.
Obecnie ponad 70% zdrowia odzyskała .
Jednak do końca swoich dni musi być rehabilitowana i ciągłą kontrolą lekarza.
Poznając ją nie byłam świadoma choroby z jaką się zmaga.
To dzięki wielkiej sprawności fizycznej/ciągłych ćwiczeń, pływania i biegania nie skręciła karku; mięśnie chroniły kręgi , jednak dyski nie były w stanie po takim wstrząsie wykonać swojego zadania.
Marta pogodziła się ze swoją niepełnosprawnością . Nadal pracuje, uśmiecha się jest pełna werwy i optymizmu i przede wszystkim bardzo uczynna- rozumie innych potrzebujących pomocy, bo wie z własnego doświadczenia , że z dnia na dzień każdemu może się coś stać okropnego i będzie potrzebował pomocy .Nikt z nas nie jest całe życie "młodym bogiem" i każdy wcześniej , czy póżniej będzie miał swojego "mola" choć może jeszcze tego nie wiedzieć , ale z wiekiem -czas nas uczy go pogody ....jak śpiewa.....Stanisław Sojka

https://www.youtube.com/watch?v=XRu0skUstWo



Będąc w Busko-Zdrój prawie dwa miesiące poznałam jeszcze jedną wyjątkową osobę z mojego miasta i….prawie sąsiadkę ...... z Ursynowa.
Joanna to dojrzała kobieta , chorująca od ponad dwudziestu lat na stwardnienie rozsiane .
Samotna podobnie jak ja , ale jaka zaradna!!!!!
Nauczyłam się od niej wiele.Przykładowo....
chodząc z kijami /służą mi jako kule/ kije N.W. ,lecz do wysokości moich piersi, abym chodziła wyprostowana ……/chodzik odpada- zginam kręgosłup, o kulach bujałabym się , a to przy implantach niewskazane/

w sanatorium prosiłam , aby współlokatorka poszła do łazienki i umyła mi szklankę.
Od Joanny nauczyłam się chodzić sama ;myć szklanki i nie tylko
A jak?
Po prostu stawiałam szklankę na stabilne krzesło i…tym „transporterem” kierowałam się do łazienki.
Jakie to proste
Joanna obiecała mnie nauczyć sztuki Decoupage

Prace Joanny
Jest bardzo przedsiębiorcza. Podejrzewam czas nauczył jej radzenia sobie.
Ja uczę się od niej. Mam kochającą córkę i brata na których w każdej chwili mogę liczyć , lecz staram się jak najmniej korzystać z ich pomocy . Wiem jak dzisiaj ludzie są zalatani.
Jeszcze jednym muszę się podzielić.
W sanatorium byłam świadkiem wielkiej /moim zdaniem/ głupiej zazdrości i to wiekowej pani wobec
Joanny rzadko w naszym kraju spotykanego wózka inwalidzkiego na akumulatory……. wyglądającego jak skuter.
Kobieta głupio się wyraziła ;
„ może spotka mnie taka choroba i kupię sobie ,też taki wspaniały pojazd , którym dojadę wszędzie.”

__________________

Większość obrazków i tekstów pochodzi z Internetu
Odpowiedź z Cytowaniem