Wyświetl Pojedyńczy Post
  #66  
Nieprzeczytane 28-04-2007, 22:42
Basia.'s Avatar
Basia. Basia. jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Jun 2006
Miasto: Polska
Posty: 13 157
Post

Cytat:
Napisał malgos651
wiesz co sorki ale nie zgadzam sie z toba ta choroba chyba ma jakis poczatek problemy zyciowe mial pewnie a nie wszyscy potrafia szukac pomocy poprostu sie wstydza
Małgosiu, najłatwiej jest zwalać na problemy to tak ładnie brzmi i wzbudza przez jakiś czas współczucie i zrozumienie. W 1982 r. mój jedyny syn został "przestrzelony na wylot" przez swojego kolegę z pistoletu jego ojca /P 64/, dziecko miało przestrzelone płuco i strzaskane 2 żebra, 2 lata później pochowałam swojego męża /zmarł na raka/, którego pilęgnowałam w chorobie najlepiej jak umiałam /jego rodzina się wypięła/, byłam wtedy w Twoim wieku. W pierwszą rocznicę śmierci męża dowiedziałam się, że mam komórki nowotworowe. Powiedziałam synowi, że gdyby coś mi się stało ma zapewniony byt i powinien się uczyć. W 1987 r. odprowadzałam swoją Mamę w "Dzień Babci" na amputację nogi, w 1988 r. musiałam się poddac operacji kręgosłupa /usunięcie 2 dysków/ bo groziło mi kalectwo i poruszanie się na wózku inwalidzkim. Nie mogłam do tego dopuścić bo miałam na utrzymaniu studenta, 3 miesiące po operacji wróciłam do pracy. 1993 r. umarła moja Mama, w 1994 r. mój brat 3 godziny po powrocie do domu ode mnie nagle zmarł /chyba się przyszedł pożegnać/, w 2002 r. strzelał do mnie bandzior z pistoletu P 64, oddał 6 strzałów jeden pocisk przeleciał nad moją głową i wpadł do pomieszczenia. Szczęście, że było puste bo mogłoby dojść do tragedii, w 2003 r. wykryto u mnie raka i musiałam poddać się operacji, zażądałam od lekarza prawdy i powiedział mi, że na przeżycie 5 lat mam 50% szansy. Nie będe opisywała rewizji w moim domu w stanie wojennym, zmiany pracy bo zlikwidowane zostało biuro projektów w którym pracowałam 23 lata, śmierci moich ukochanych psiaków i wielu innych rzeczy. Nigdy nie korzystałam z pomocy psychologów /odrzuca mnie od nich/, nie łykałam "uspokajaczy" ani środków nasennych. Gdybym chciała swoje smutki topić w alkoholu osiągnęłabym "dno wklęsłe". Kiedy miałam kłopoty nigdy nie piłam alkoholu, odrzucało mnie od niego. Alkohol piję w ilościach umiarkowanych kiedy mam dobre samopoczucie psychiczne, jestem w miłym towarzystwie, bo wszystko jest dla ludzi. Alkoholizm jest chorobą "na własne życzenie", dodaje się oprawę w postaci problemów bo to ładniej "wygląda" i na początku budzi współczucie i zrozumienie. Alkoholik pije bo lubi i musi, taka jest brutalna prawda. Nie jestem osobą zgorzkniałą i pełną nienawiści do innych, wręcz przeciwnie. Kocham życie i lubię ludzi, jeżeli mogę komuś pomóc robię to bardzo chętnie i z pełnym zaangażowaniem, nie pomogę nigdy alkoholikowi.

Ostatnio edytowane przez Basia. : 28-04-2007 o 23:08.
Odpowiedź z Cytowaniem