Wyświetl Pojedyńczy Post
  #6  
Nieprzeczytane 16-06-2022, 00:07
Stefan's Avatar
Stefan Stefan jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Jul 2008
Miasto: Gdańsk
Posty: 3 762
Domyślnie

Cytat:
Napisał Gabi K.
Co Pani rozum dyktuje
gdy serce uśpione?
Wybór należy do Pani.
Droga Gabi. Ja już próbowałem.
Ta Pani ma zbyt wysoką samoocenę. Jej Mama jest na drugim planie.
Ja miałem także podobną sytuację życiową. Doświadczenie życiowe.
Z pozytywnym zakończeniem. Pozwolę sobie je przytoczyć.
To dla innych. Którzy znajdą się w takiej sytuacji: przed wyborem jak postąpić.
Opisałem kiedyś, (w wątku podkarpackie, # 38234).

Zacytuję:
Wiele już napisano na forum nt. opieki nad osobami starszymi.
Długo nie mogłem się zdecydować, ażeby o tym napisać.
Będzie o moim Tacie.
To było w latach 78-83. Mojego tatę dotknął udar mózgu, był w połowie sparaliżowany.
Ponieważ moja Mama nie była w stanie się nim opiekować, któraś z sióstr, (nb. pielęgniarka) wymyśliła, nie było mnie przy tym, umieszczenie taty w domu starców.
Uwzględnijcie tamte lata - to były lata 70-te. Nie było wtedy DPS-ów.., i in. "domów "pogodnej jesieni". Z obecnymi standardami.
Miejscowość: k/Jasła w krośnieńskim.
Po roku pojechaliśmy z moją żoną odwiedzić tatę. Już pierwsze moje wrażenie było...przygnębiające: widok pacjentki-staruszki wchodzącej po schodach ubranej tylko w górę piżamy, i boso... Tato leżał w chyba w sześcioosobowej sali. Inni pacjenci:
- jeden głośno majaczył, inny coś wołał, inny płakał, inny modlił na głos, a inny przeklinał...
Tylko tato cichutko leżał przy drzwiach.
Zabraliśmy tatę na 10-dniową przepustkę. Do jego rodzinnego domu pod Krosnem.
Stał wtedy pusty, zamknięty, klucze miała jedna z sióstr. Posprzątaliśmy dom, zaopiekowała się tatą moja żonka. Pod ścianą słoneczną domu tato miał swoją ławeczkę, z której mógł sobie paaatrzeć i patrzeć... Na swoje obejście, stary ogród..., w nim posadzone przez siebie drzewa... Posłuchać śpiewu ptaków... Jak w tej góralskiej - "..a góral na góry spoziera, i łzy rękawem ociera... ".
Wszystko co piękne ma swój koniec, skończył się czas..., trzeba było tatę odwieźć z powrotem do tego dps'u. To było pożegnanie taty z jego rodzinnym gniazdem.
Odjeżdżając, gdy go żegnałem, powiedziałem mu:
"Tato, ja tylko raz jeszcze tutaj przyjadę do ciebie - po to żeby cię stąd zabrać, wytrzymasz?" Powiedział że tak, i się rozpłakał.
Wtedy w Gdańsku mieliśmy małe mieszkanie, dwa pokoiki. Chłopcy byli mali, 7 i 3 lata. Mirek chodził do 1 klasy, Wojtka ja odprowadzałem do przedszkola. Chłopców przenieśliśmy do naszego pokoju, a w małym spał dziadek. Przeniosłem do niego telewizor, (chyba był czarno-biały, tv nie miały wtedy pilota). Kupiłem dla dziadka kanarka, żeby mu śpiewał. I ażeby coś mu się ruszało, gdy zostawał sam w mieszkaniu. Bo ja z żonką jechaliśmy do pracy. Wtedy ja musiałem odłożyć zakończenie pracy doktorskiej. Również odpowiednio planować obowiązkowe, (pensum) zajęcia dydaktyczne. U mojego szefa oraz kolegów wykładowców mogłem liczyć na zrozumienie. Moja żonka pracowała do g.16.
Załatwiłem dla dziadka obiady w stołówce szkolnej Mirka. Zawsze rano wychodził z menażką, którą zostawiał w okienku kuchni, i zabierał z obiadem, gdy wychodził ze szkoły. Przynosił po lekcjach do domu, (klucz na pasku miał na szyi), stawiał na stole w kuchni, i uciekał na dwór do kolegów. A ja spieszyłem się z pracy, żeby zagrzać obiad dziadkowi i go nakarmić. Daruję sobie szczegółowe czynności mojej opieki. To było wszystko: od golenia, po częściowe karmienie, (miał jedną rękę bezwładną, łyżki nie mógł utrzymać), aż do umieszczania go w wannie i zmienianie pościeli. Pomagała mi w tym moja niezawodna żonka.
Tato bardzo lubił Edytkę. Gdy ona wracała z pracy, pierwsze kroki kierowała do pokoju dziadka. A tato na jej widok witał ją: "o, przyszło moje słoneczko!". A ona siadała przy nim na łóżku, brała za rękę ...pytała jak się czuje...
Tak było przez trzy lata.
Ostatnie trzy miesiące były b. ciężkie. Lekki zawał, szpital. Po miesiącu oddali mi go w stanie pogorszonym, miał okropne odleżyny. Przecież tam nie wstawał z łóżka. Tam nie miał mu kto zmieniać pościeli, myć go. U nas miał to codziennie, pod koniec.
Zmarł w 1981 roku.
Tak, to było dla mnie cenne doświadczenie życiowe, lekcja życia.
I pozostała mi satysfakcja. Że Tato miał życie i śmierć wśród swoich. W rodzinie.


Przepraszam za przydługi tekst.


Ostatnio edytowane przez Stefan : 16-06-2022 o 09:43.
Odpowiedź z Cytowaniem