Wyświetl Pojedyńczy Post
  #19  
Nieprzeczytane 22-05-2009, 13:50
baburka's Avatar
baburka baburka jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Jan 2007
Miasto: Wielkopolska
Posty: 1 416
Domyślnie Żuję problem

Za mną nieudane małżeństwo. Od trzech lat jestem sama. Boję się samotności, choć nie mogę powiedzieć, żebym boleśnie doświadczała tak nazywanego stanu. Natomiast za małżeńskich czasów trzymał mnie pod gardło.
Boję się więc na zapas. Skąd to się bierze?
Mam w świadomości wyidealizowany obraz związku opartego na głębokiej bliskości, a więc tęsknię do owego marzenia. Marzeń na szczęście dawno się wyzbyłam, więc nie ma we mnie nierealistycznych pragnień.
Stykam się natomiast na co dzień ze skargami na samotność i to one tworzą zmorę, której się bardzo boję.
Boję się więc wyobrażenia, a nie doświadczam dotyku samej zmory. Daję się nastraszyć swojej własnej imaginacji.
Samotność to stan ducha, a mój duch ma tyle problemów do przemyślenia, że na ogół zajęty nic-nie-robieniem jest bardzo zaabsorbowany.
Między samotnością a nudą postawiłabym z pewną ostrożnością znak równania. Tak więc aktywność niweluje poczucie osamotnienia.
Samotność także kojarzy mi się z utratą sensu życia. Jeśli ten sens budować z drobiazgów zwykłego dnia, samotność zaczyna się cofać.
Naturalnie odczuwam potrzebę kontaktów z ludźmi, ale wydaje mi się że jestem z bardziej samowystarczalnych. Zdarza się, że pędzę do kogoś pogadać, ale na ogół całe dnie jestem sama. Gdyby nie liczyć komputera oczywiście.
Nie mam jeszcze tematu samotności do końca przepracowanego. Czasem myślę, że nie zdążę doczekać momentu, żeby mi to było potrzebne.