Życie po kątem zwierząt.
Nie wyobrażam sobie, że swoje zwierzaki mogłabym komuś zostawić pod opieką. W związku z powyższym nie ruszam się bez nich /mam na myśli wyjazdy/, nie odczuwam z tego powodu dyskomfortu bo jest to mój wybór. Tak jest od zawsze, raz w życiu byłam w sanatorium z Figą, kaukazów nie dałoby rady upchnąć więc zostały z Tadziem w Radziejowicach. W czasie mojej nieobecności nie wyjeżdżał nigdzie, siedział na miejscu /tak miał przykazane/. Kiedy 3 lata temu musiałam iść do szpitala na operację /poszłam w czwartek, w sobotę byłam w domu/ nie myślalam o swojej chorobie tylko o tym żeby jak najszybciej wrócić do zwierzaków. One przez cały czas "czuwały" pod drzwiami, nie chciały jeść chociaż były w domu ze swoim panem. Kiedy weszlam do mieszkania i serdecznie się z nimi przywitałam natychmiast pobiegły do michy żeby nadrobić zaległości żywieniowe. Nie chciałabym zrobić im "numeru" i odejść przed nimi /gdyby jednak tak się stało mają być uśpione/, mam nadzieję że to mi się uda.
|