Wątek: wYJĄTKOWI
Wyświetl Pojedyńczy Post
  #37  
Nieprzeczytane 27-11-2015, 08:12
Mar-Basia's Avatar
Mar-Basia Mar-Basia jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Jul 2008
Miasto: Europa
Posty: 33 587
Domyślnie

Ewuniu, stuk,puk. Dopiero teraz wpadlam na Twoj super watek, ktory czytam z duzym zaciekawieniem. Jezeli tylko znajde cos interesujacego – napewno podziele sie z Toba i Twoimi goscmi. Na Facebooka nie zagladam – tak naprawde nie lubie tego miejsca spotkan.

Przedwczoraj na francuskiej ARTE ogladalam wspanialy film o naszym malo znanym Polaku – Jozefie Czapskim.
Byl nie tylko malarzem i pisarzem – reprezentowal duzo wiecej. W Polsce prawie go nieznano do lat koniec 80-tych, za to mozna bylo zobaczyc jego prace malarskie we Francji, Szwajcarii, Belgii…UK.
Byl dla mnie mistrzem kolorow i swiatla oraz form w jego prostych motywach z zycia codziennego.

Udalo mi sie znalesc link do filmu z ARTE – mam nadzieje, ze uda sie Wam go obejrzec. Jest w jezyku polskim ale w ARTE byl z podtytulami we francuskim. Trwa 1 godzine.
Uwaga: Wedlug ARTE mozna go ogladac na tym linku tylko do 24 grudnia.

Jozef Czapski -1896-1993 -témoin de son siècle
http://tinyurl.com/prsdq3v

tylko do 24.12.2015

Na wszelki wypadek link do arte:
http://www.arte.tv/arte_vp/index.php...u ide&share=1

Pare slow o Jozefie Czapskim – jak znajdziecie czas – polecam:

Cytat:
Przeznaczona mu była kula w potylicę, ale szczęśliwym zbiegiem okoliczności dożył blisko setki, by stać się po drodze świadkiem pomordowanych towarzyszy i oskarżycielem ich katów z "nieludzkiej ziemi". Przeznaczona mu była ślepota, ale wzorem Bacha i Beethovena, Piera della Franceski i tylu innych stworzył dzieło pełne światła i barwy, zanim pogrążył się w ciemności, a tym samym oszukał przeznaczenie i przezwyciężył słabości. Przeznaczone mu było zwątpienie i w pióro, i w pędzel ("Nie urodziłem się malarzem...", "w gruncie rzeczy uważam się za dyletanta" - powtarzał wielokrotnie z wrodzonej skromności), a wspierając pędzel piórem - jak wrażliwość intelektem - stał się dla paru już pokoleń mistrzem i autorytetem, wielkim malarzem i głębokim teoretykiem sztuki, cenionym pisarzem i publicystą. Przeznaczone mu było mieszkać kątem u Giedroycia, na "górce", na pięterku Maisons-Laffitte, a przecież giedroyciowe "pielgrzymki" lądowały prawie zawsze na wielogodzinne "nasiadówki" u Józia Czapskiego, który w sposób niemal konieczny dopełniał, to znaczy zmiękczał, humanizował "Kulturę" i Wielkiego Zasłużonego Redaktora. Bo Czapski miał w sobie niemal od początku coś z błędnego rycerza, przybysza z innej, trochę lepszej planety, sprawiał wrażenie kogoś tak autentycznie "nieżyciowego", że zabijanie takiego oryginała, takiego Don Kichota byłoby nawet dla zawodowców śmierci, nawet w ognistym piecu, w środku hekatomby, jakimś nieporozumieniem czy nietaktem. Przywykło się mówić o nieprawdopodobnym szczęściu tego wielce charakterystycznego człowieka o wyglądzie dwumetrowej tyczki przyrzuconej, nakrytej zawsze za obszernym ubraniem, intelektualisty o naiwności i uśmiechu dziecka, z promieniującą czystością w duszy. Rzeczywiście, przynajmniej dwukrotnie, cudem raczej niż sprytem, bardziej prostolinijnością niż fortelem, wychodził Czapski z opresji, które dla innych kończyły się tragicznie. Wychodził także obronną ręką z rozrywających go sprzeczności, wcale nie bagatelnych, skoro jako żołnierz, w najgorszym dla idei pacyfistycznych, ewangelicznych czasie wojny i rewolucji (1917), postanowił n i e z a b i j a ć i nigdy nie sprzeniewierzyć się temu postanowieniu. To, co brano za szczęście Czapskiego w środku rosyjskiego (1918), a potem radziecko-stalinowskiego (1941) piekła, gdy dwukrotnie w beznadziejnych misjach poszukiwał zaginionych w zawierusze wojennej i, jak się miało okazać, metodycznie uśmierconych żołnierzy, było naprawdę nową i, co dziwniejsze, skuteczną jakością wnoszoną o s o b i ś c i e, a nie pod etykietą bezosobowej idei, do strasznego świata, paradoksalnie głodnego elementarnych, ludzkich wartości. Być może sam Czapski nie był w pełni świadomy swojej siły i swej prawdziwej misji, swojej rozbrajającej bezbronnością d o b r o c i. Nie szkodzi, skoro wyczuwali to świetnie inni, choćby pułkownik Dziewicki, wysyłający odszczepieńca-"dezertera" z pierwszą misją poszukiwawczą do bolszewickiego Petersburga, czy generał Anders, powierzający swemu "kulturalnemu" ustalenie losów zagarniętych przez Sowiety po 17 września 1939 polskich oficerów, co przyniesie rewelację katyńską; skoro wyczuwali owo promieniowanie dobroci "pensjonariusze" i goście Maisons-Laffitte, początkowo, do 1954 roku, na Korneju (1 rue de Corneille), potem, do końca, przy Avenue de Poissy 91, skąd - z niemałym trudem - wyniesiono w połowie stycznia 1993 roku specjalnie stalowaną trumnę z ciałem Józefa Czapskiego.
Z upływem czasu widać coraz bardziej, że Czapski był nie tylko o s o b n y. Widać, że był piękny. Z wyglądu, życiorysu, przekonań, twórczości do nikogo niepodobny. Oryginał pełen najdziwniejszych, wzruszających sprzeczności. Trochę Don Kichote, trochę Bayard ("Chevalier sans peur et sans reproche"). Mężny artysta, czuły żołnierz. Niebanalny, trochę niepozbierany, chaotyczny, bardzo przez to ludzki myśliciel. Przyjaciel. Ciepły, piękny człowiek.

Dobrze przysłużył się sztuce, prawdzie i Rzeczpospolitej.

Autor: Aneta Wiatr, maj 2007.

Wiecej tutaj:
http://culture.pl/pl/tworca/jozef-czapski

Polecam rowniez “Wyrwane Strony” – Jozefa Czapskiego. Doskonale.

Milego dnia dla wszystkich.
__________________
Kozła bój się z przodu, osła z tylu, a złego człowieka ze wszystkich stron.
Szczęśliwego człowieka nie można obrazić. Można go tylko rozśmieszyć
Dla zasady robie screeny wszystkich moich wypowiedzi!
Odpowiedź z Cytowaniem