Przyznałam sobie naturalne wszak prawo do starości, a tak chętnie zbywane na rzecz bliżej nieokreślonej dojrzałości. Czuję się zniesmaczona, gdy kobiety w moim wieku określa się jako dojrzałe. Jestem stara i basta! Można by dyskutować, czy dojrzała, czy też nie.
Starzeję się i jest to proces dynamiczny. Gdyby przyjąć za moment oznaczenia dojrzałości jakąś cezurę czasową, byłoby to zapewne jakieś 20 lat temu w stosunku do mojego wieku biologicznego. Zatem co działo się ze mną przez następne lata? Wychodzi mi na to, że byłam/jestem martwa. Żyję, starzeję się. Jakby co, proszę się do mnie zwracać per stara.