Wyświetl Pojedyńczy Post
  #4  
Nieprzeczytane 20-04-2007, 00:11
Basia.'s Avatar
Basia. Basia. jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Jun 2006
Miasto: Polska
Posty: 13 157
Post Niesamowita, nie wiem.

No to teraz ja Wam opowiem swoja historię, 26 maja 2002 r. mieszkałam w Radziejowicach /to jest wieś 47 km od W-wy/, przyjechało do mnie moje dziecię żeby złożyc mi życzenia z okazji dnia Matki. O godz. 20 odprowadziłam go do bramy i wróciłam do domu /mój Tadzio spał jak suseł/, zadzwonił telefon to byli nasi sąsiedzi zakomunikowali, że przy bramie stoi dwóch bandziorów i koniecznie chcą się dostać na posesję strzelają do kłódki. Powiedzieli żebym broń Boże nie wychodziła z domu tylko zadzwoniła na policję. Takie teksty to nie do mnie, schowałam do kieszeni komórkę i oczywiście wyszłam na zewnątrz /psy zostawiłam w mieszkaniu żeby ich czasem nie postrzelili/. Zobaczyłam 2 osiłków ogolonych "na pałę" mocujących się z brama, myślałam że na mój widok przestaną i pójdą w diabły ale nic z tych rzeczy dalej walczyli z bramą. Nie wyrobiłam i powiedziałam do nich "won stąd", wtedy jeden z nich wyciągnął broń i do mnie strzelił, odskoczyłam w bok i zatelefonowałam na policję. Policjantom zakomunikowałam, że 2 bandziorów stoi przy mojej bramie, jeden z nich do mnie strzela a ja jestem przy zdrowych zmysłach więc niech szybko przyjeżdżają. Poniewaz te typy nie dawały za wygraną i dalej "siłowały" się z moją bramą kazałam im się wynosić /nie wiedziałam, że mam taki talent w puszczaniu wiązanek/, padło znowu kilka strzałów. Wydawało mi się, że upłynęło bardzo dużo czasu od mojego telefonu na policję ale postanowiłam nie dać za wygraną. Z wściekłości gotowa byłam dać się postrzelić żeby bandzory poszły do pudła. Podjechał wreszcie radiowóz i policjant zdążył wyrwać bandziorowi pistolet z ręki przed oddaniem kolejnego strzału do mnie. Następnie bandziory zostali obezwładnieni,położeni twarzą do ziemi i skuci kajdankami. Podeszłam do policjantów i zapytałam z czego te syny do mnie strzelali czy z broni ostrej czy może to był jakiś korkowiec albo diabli wiedzą co. Jeden z tych policjantów był blady jak ściana i patrzył na mnie jak na nienormalną, powiedziałam że obudzę męża i otworzę bramę żeby mogli spisać moje zeznania. Poszłam do domu, obudziłam Tadzia i zakomunikowałam mu że bandyci leżą na ziemi skuci kajdankami i wszystko jest w porządku. Tadzio zbaraniał /w domu mieliśmy legalnie rewolwer, pistolet i karabin/, gdybym go obudziła doszłoby do strzelaniny. Zeszliśmy na dół, chcemy otworzyć bramę i nie możemy "ruska" kłódka zdała egzamin i nie dała się przestrzelić, kule zrobiły w niej wgłębienia i dlatego nie mozna było otworzyc bramy. Facet, który do mnie strzelał był policjantem z W-wy, jego kolega miał za kilka miesięcy zasilić szeregi policji też w W-wie. Nie będe opisywała przesłuchań, wizji lokalnych to było dno. Dali mi spokój dopiero następnego dnia o godz. 20, bandzior siedzial w areszcie tymczasowym do sprawy 9 miesięcy, został skazany na 2 lata więzienia. Posiedziałam jeszcze na tej wsi kilka miesięcy i postanowiłam wrócic do domu do W-wy. Zostawiliśmy niezamieszkały dom z meblami /nie zmieściłyby się w obecnym mieszkaniu/ i od chwili powrotu do domu moja noga nie stanęła w Radziejowicach. Kłódkę sąd mi po zakończeniu sprawy przysłał w paczce i wisi ona na honorowym miejscu obok zegarów

Ostatnio edytowane przez Basia. : 20-04-2007 o 00:15.