Wyświetl Pojedyńczy Post
  #15  
Nieprzeczytane 27-02-2008, 15:09
gratka's Avatar
gratka gratka jest offline
Stały bywalec
Moderator
 
Zarejestrowany: Dec 2007
Miasto: wioska
Posty: 16 020
Domyślnie

Pierwsze moje spotkanie z bieszczadzką przyrodą miało miejsce 45 lat temu. Obóz wędrowny, około dziesięciu uczestników, w tym cztery dziewczyny. W Bieszczadach nie było wówczas bazy noclegowej ani w myśli, ani w mowie, ani w postaci materialnej. Nie było sklepów. Plecak z prowiantem (konserwy, makaron, chleb, kocher, paliwo , herbata, manierka itp), zapasowym ubraniem oraz grubym kocem i materacem był tak ciężki, że na początku podróży patrzyłam głównie pod nogi - taka byłam zgięta w pół. Koledzy mieli gorzej, bo nosili jeszcze namioty. Codzienne ciepłe danie to makaron z wrzuconą do niego konserwą mięsną, - jak ludzie poczęstowali - popijało się taki rarytas kwaszonym mlekiem.


Pamiętam zdziczałe opuszczone sady, jakąś obłąkaną staruszkę, która biegła za nami i krzyczała, żeby nie iść na Chryszczatą, bo tam są bandy. Pamiętam też najsłodsze i najbardziej pachnące poziomki - południowy stok, polana pełna dzikich poziomek. We dwie z koleżanką za długo łasuchowałyśmy na tej bożej plantacji, tymczasem reszta grupy schodziła w dół. Nagle na ścieżce, którą powinnyśmy iść pojawił się dzik. Znieruchomiałyśmy jak dwie żony Lota, dzik też. Dzik miał szybszy refleks. Chrząknął i zawrócił ścieżką w tym kierunku, w którym my miałyśmy schodzić w dół. Cóż było robić, ...nie poszłyśmy za dzikiem, wybrałyśmy drogę na skróty. I tu się zaczęła następna przygoda.
__________________
Nie możesz zatrzymać żadnego dnia, ale możesz go nie stracić....
Odpowiedź z Cytowaniem