Wyświetl Pojedyńczy Post
  #1  
Nieprzeczytane 09-07-2009, 10:45
Marzka67 Marzka67 jest offline
Początkujący
 
Zarejestrowany: Jul 2009
Posty: 13
Gaduła Wyrodna matka...?


Do ukończenia przez córkę gimnazjum nie miałam z nią większych problemów.Uczyła się dobrze,dostała się do dobrego liceum.Jednak już na początku wakacji(2 lata temu) poznała nieodpowiednie towarzystwo,a wśród nich chłopaka-ćpuna.Robiłam co mogłam żeby ją przed nim uchronić,jednak moje starania przynosiły wręcz przeciwny skutek.Jeżeli jej nie pozwoliłam wyjść na jakieś spotkanie to i tak uciekała przez okno.Przez te moje zakazy tylko mnie znienawidziła...Dodam jeszcze,że pół roku wcześniej rozeszłam się z mężem(decyzję odwlekałam przez 5 lat),zajmowałam się nią i starszą o 3 lata córką sama.Zresztą już wcześniej,przez ponad 2 lata były tylko pod moją opieką,gdyż mąż pracował w Szwecji i do domu przyjeżdżał tylko na święta...
Córka przerwała naukę w liceum,bo jak stwierdziła "chce sobie dać luz przez rok".Udało mi się ją namówić na zaoczne liceum,które również przerwała...
Zaczęła przyprowadzać swojego chłopaka do domu.Na początku protestowałam,lecz odpuściłam sobie żeby jeszcze bardziej nie zaostrzać naszych konfliktów.Cały czas dawała mi do zrozumienia,że mnie nienawidzi.Gdy przechodziłam obok,spoglądała na mnie z pogardą.Czułam się zupełnie niepotrzebna.(Tu muszę dodać,że 2 lata temu poznałam kogoś z kim od roku dzielę swoje złe i dobre chwile,jest dla mnie wsparciem,ale nie ingeruje w moje konflikty z córką)Rok temu starsza córka wyjechała do Anglii,wtedy chłopak młodszej(może zacznę w końcu używać imienia),Pauliny zaczął sobie pozwalać na dłuższe przesiadywanie.A ja zamiast spać to czuwałam do 1-ej,2-ej w nocy żeby go poprosić o zakończenie wizyty.A on śmiejąc się niemal mi w twarz wychodził po godzinie i (jak się okazywało później) wchodził z powrotem oknem.
We wrześniu ubiegłego roku Paulina zaszła w ciążę.Załamałam się bo nie tak wyobrażałam sobie jej przyszłość,tym bardziej że rozpoczęła naukę w kolejnym liceum.Ale cóż,stało się...Myślałam,że może nasze relacje wreszcie się poprawią.Przecież tak naprawdę to tylko ja mogłam i chciałam jej pomóc.Byłam w błędzie,stała się jeszcze gorsza.Doszło do tego,że w grudniu ubiegłego roku wyzwała mnie od suk,dziwek,szmat...reszty niecenzuralnych słów nie będę przytaczać.W każdym bądź razie doszłam do wniosku,że nie ma sensu dalej się tak starać.Jednak późniejsza Wigilia i Święta zatuszowały to całe zajście.Powiedziałam tylko córce i przyszłemu zięciowi,że jeżeli chcą razem mieszkać to u jego rodziców.Tam przede wszystkim mieliby lepsze warunki(osobny pokój i łazienkę na piętrze).
Przed samym porodem jednak córka się zmieniła(tak przynajmniej mi się zdawało).Poczułam się wreszcie potrzebna.Nawet byłam przy niej gdy rodziła(było to 12 maja tego roku).Prosto ze szpitala pojechała z córeczką(mam wnusię) do teściów.Jednak bardzo ciężko znosiła pobyt tam,więc uległam i zgodziłam się żeby przez ten pierwszy miesiąc(dopóki nie dojdzie do siebie)zamieszkali ze mną.Doszliśmy do porozumienia z przyszłymi teściami,że najlepiej jak będą mieszkać osobno i zadeklarowaliśmy się ,że będziemy opłacać za nich czynsz.Zięć pracował,więc poprosiłam żeby przez ten miesiąc odłożyli sobie jego wypłatę(tygodniówki),a ja jakoś sobie poradzę finansowo.Teraz żałuję tej decyzji.Przez ponad miesiąc nie miałam z ich strony żadnej pomocy,byłam ich kucharką,praczką,sprzątaczką...w weekendy zabierałam wnusię do swojego pokoju żeby mogli się wyspać do 13ej,14ej i...zero wdzięczności.Przez ten okres nie odłożyli nawet złotówki.W międzyczasie Paulinka dostała od ojca znaczną kwotę pieniędzy.Wszystko wydali na markowe ciuchy dla siebie.Gdy córce przypomniałam na jakich zasadach się umawiałyśmy to usłyszałam,że i tak się nie wyprowadzą bo to jest również jej dom.
Miesiąc temu podupadłam na zdrowiu(problemy z kręgosłupem) i jestem na zwolnieniu chorobowym.Do tej pory,gdy tylko wnusia zapłakała,biegłam ją uspokajać(Paulina twierdziła,że nie daje sobie rady),teraz mam problem bo nie mam siły jej nosić...
Dwa i pół tygodnia temu policja zabrała zięcia do więzienia...Okazało się,że ma do odsiedzenia trzymiesięczny wyrok...Od czasu,gdy Go zabrali,starałam się pomagać jak mogłam.O 5ej rano już zabierałam wnusię do siebie żeby Paulinka mogła się wyspać.Gdy jechała na widzenie,też ja z nią zostawałam,pomimo że zdrowie nie bardzo mi na to pozwalało,a wczoraj...przeczytałam przypadkiem list jaki do zięcia napisała.Jestem ponoć najgorszą matką i babcią jaka tylko może być.Skoro tak jest,to znów zaproponowałam,że po jego wyjściu niech szukają sobie mieszkania,na co usłyszałam,że to jest jej dom i oni nigdzie stąd nie pójdą.Gdy weszłam uspokoić malutką,bo strasznie płakała(córka wyszła zapalić),to wyprosiła mnie i zakazała wchodzić do jej pokoju...
Jestem już zmęczona tym wszystkim...
Jak pomóc sobie i jej...?
Odpowiedź z Cytowaniem