Janusz Zakrzeński-wybitny aktor,
wspaniały człowiek.
Zginął 10 kwietnia w katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem.
"Wspaniały aktor, twórca niezapomnianych kreacji teatralnych i filmowych, szanowany i lubiany człowiek. W piątek 9 kwietnia podczas spektaklu "Dżuma" po raz ostatni stanął z nami na scenie. Będzie nam go bardzo brakowało..." - tak Janusza Zakrzeńskiego, związanego z Teatrem Polskiem w Warszawie od 1967 r., wspomina dyrekcja i zespół tej sceny. Janusz Zakrzeński zginął 10 kwietnia w katastrofie prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem. Miał 74 lata.
Aktor Olgierd Łukaszewicz, wspominając Janusza Zakrzeńskiego, powiedział, że był on wyjątkowym pedagogiem i że chciał być przewodnikiem dla młodszych pokoleń. – Aktorstwo to przełamywanie barier, a on umiał ośmielić – podkreślił.
– Znałem go wiele lat. Był moim pedagogiem w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Krakowie w latach 60. Był o 10 lat starszy ode mnie. Uczył mnie mówienia prozą. Na tym roku byli: Wojciech Pszoniak, Jerzy Szejbal. Janusz był bardzo ciepłym pedagogiem. Uczył nas trzy lata. Umiał ośmielić studentów. Wiadomo, aktorstwo to przełamywanie barier, podjęcie ryzyka – dodał Łukaszewicz.
Łukaszewicz wspomina też wspólne krakowskie lata: – Wtedy Kraków chodził posłuchać jego pięknego głosu do Teatru Słowackiego, gdzie grał główne role. Statystowaliśmy w "Nocy Listopadowej", gdzie wcielił się w postać Wysockiego. Grał wspaniale w "Urzędzie" Tadeusza Brezy. Grał i śpiewał w "Krakowiakach i góralach". To była krakowska gwiazda.
Potem przeniósł się do Warszawy i związał na całe życie z Teatrem Polskim. W latach 70. za dyrekcji Augusta Kowalczyka, znów zachwycał swoim śpiewem w śpiewograch Ernesta Brylla i Katarzyny Gaertner, których kilka powstało. Śpiew był jego pasją.
– Nasze środowisko ceni go najbardziej za rolę Witkacego w filmie Grzegorza Dmowskiego –podkreśla Łukaszewicz. – Musiał podjąć ryzyko ekstrawagancji, przybierania min, specjalnego sposobu mówienia. To była bardzo zarysowana postać. Przyniosła mu wiele nagród. Ludzie natomiast pokochali go, jako Piłsudskiego. Wcielał się chętnie w tę postać. To była okazja do ogłaszania słów marszałka, z którymi się identyfikował. Były to ostre i mocne słowa.
Zakrzeński pisał felietony dla młodzieży w piśmie "Filipinka", o zasadach dobrego zachowania. Napisał książeczkę o tym, jak należy mówić, ładnie mówić – przypomniał Łukaszewicz.
– W pewnym momencie oddał się Polsce. Był głębokim patriotą. Brał udział w festiwalach pieśni patriotycznych. Niedawno spotkałem młodego człowieka, który zna piękny głos Janusza z serialu "M jak Miłość". I tu się zamyka łuk jego popularności, którą przyniósł mu głos – podsumował Olgierd Łukaszewicz.
+++
Janusz Zakrzeński pożegnał się ze swoją publicznością w piątek 9.IV.2010. O godzinie 21-wszej zszedł ze sceny a ostatnie słowa jakie wypowiedział do widzów w spektaklu Dżuma, gdzie grał rolę Staruszka brzmiały:
STARUSZEK:
Mają rację, że się bawią,
trzeba wszystkiego na tym świecie.
Co się stało z pańskim kolegą, doktorze?
Lubił mi się przyglądać.
RIEUX:
Umarł.
STARUSZEK:
Tak! Najlepsi odchodzą.
Takie jest życie.
Ale to był człowiek, który wiedział, czego chciał.
On mi się podobał.
A inni?
Jeszcze trochę, a poproszą o ordery.
RIEUX:
Niech pan nie zapomina o lekach.
Jedna pigułka trzy razy dziennie, pamięta pan?
STARUSZEK:
Może być pan spokojny.
Starczy mi sił na długo.
Zobaczę ich wszystkich w trumnie.
Ja umiem żyć. Widzi pan ich, co?
Oni zawsze tacy sami.
To prawda, że postawią pomnik ofiarom?
RIEUX:
Słup kamienny albo tablicę.
STARUSZEK:
Byłem pewien. I będą mowy.
Słyszę ich: "To dżuma!!!".
"Mieliśmy DŻUMĘ!".
"NASI ZMARLI!!!".
I pójdą na jednego.
A co to dżuma?
To życie, nagie życie, ot i wszystko.
__________________________________________________ _