Miałam z tym pałacem niecodzienne spotkanie przed 19 laty...
Połowa września 2004 - zobaczyłam go po raz pierwszy w niecodziennych okolicznościach.
Miała to być niespodzianka, nie bardzo wiedziałam gdzie jadę, podróż się trochę przeciągnęła
i jak wjeżdżałyśmy z córką leśną drogą na wzgórze, była już głucha noc.
Sceneria była nieziemska, marną drogę oświetlały tylko reflektory samochodu, wokół gęsty las, pohukiwały sowy...
Stanęłyśmy wreszcie przed wielką zamkniętą bramą oświetloną reflektorem.
Na nasz klakson zaczęły ujadać psy, sądząc z dźwięków było ich kilkanaście.
Przypomniałam sobie wszystkie sceny z filmów grozy...
Po długim oczekiwaniu i kontakcie telefonicznym, brama się otworzyła, zobaczyłyśmy człowieka w długiej pelerynie, z latarnią, zupełnie jak z filmu...wjechałyśmy na dziedziniec.
I wtedy oniemiałam z wrażenia...
Na tle ciemnego nieba, oświetlone nieziemskim słabym światłem, nad naszymi głowami
zobaczyłam potężne, majestatyczne zamczysko...
Starszy pan uciszył psy i wpuścił nas do wnętrza. Miałyśmy wcześniejszą rezerwację,
ponieważ w tym czasie kilka pokoi w zamku było przystosowane do przyjęcia gości jako część hotelowa.
Z wrażenia nie spałam pół nocy.