Dzisiaj postać Pani Janiny Ataman-Gąsiewicz
XXX
nasza miłość
nie wstydzi się
zmarszczek
ani siwych włosów
jest pozbawiona
jadu zazdrości
nie zasypia po nocach
i chodzi na palcach
po skrzypiącej podłodze
ma troskę w oczach
i wsłuchuje się w oddech
nasza miłość
nie pierwsza
nie jedyna
ZAPAŁKA
wyszła z lasu
i do lasu wróciła
kto wie czy żeby
się zemścić
czy zjednoczyć z nim
na nowo
szkoda tylko że
nie jest w stanie
podpalić ludzkich serc
XXX
wolałeś milczenie
od słów
nauczyłam się milczeć
wolałeś muzykę
od ciszy
nauczyłam się słuchać
dla ciebie polubiłam
nawet zbędne przedmioty
odkąd cię nie ma
milczę
słucham
niczego mi nie potrzeba
odkąd cię nie ma
jesteś we mnie
najczulszą struną
„Z OPOWIEŚCI DZIADKA NITKI”
była warta
bochenek chleba
potem już tylko pół
wreszcie kromkę
któregoś dnia
była bez wartości
sztabka złota
walająca się
pod pryczą w łagrze
na Syberii
XXX
zadomowiła się
wymościła sobie
miejsce we mnie
z czasem
drewniana kukułka
zamilkła
tylko psy jeszcze
szczekają na
umówiony sygnał
wdziera się
w każdy zakamarek
liże myśli
kąsa duszę
podobno
można się do niej
przyzwyczaić
podobno nawet
rozsmakować
jak twierdzą
niewtajemniczeni
a imię jej
samotność
XXX
przede mną
za mną
we mnie
jesteś
w drzewo
za oknem
nie wierzę
wiem
że tam jest
wiara moja
gór nie przenosi
nie wkładam ręki
w przebity bok
nie wątpię
nie wierzę
o tym że jesteś wiem
XXX
tam dokąd zmierzamy
ani płaszcza
ani torby
i bogacz przejdzie
z pustymi rękami
Herod miecz
Anioł skrzydła
w garderobie zostawi
przejdziemy wszyscy
nadzy
i milczący
HOMO
osiemdziesiąt procent
wody
kruche naczynie
z cenną podobno
zawartością
oscyluje między
dobrem a złem
ani zimny
ani gorący
jedyny polujący
na siebie gatunek
myśli o sobie
z dumą
MODLITWA DZIĘKCZYNNA
dziękuję Ci Panie
żeś nasłał na mnie złodzieja
brzemię mojej codzienności lżejsze
i łatwiej mi będzie
przejść przez ucho igielne
nie przesiewam piasku
w poszukiwaniu złota
w złocie czai się zło
w otwartych dłoniach
ważę uczynki z nadzieją
na prawdziwy skarb
MOJA PRZYJACIÓŁKA
już mnie
nie czekają
dalekie wojaże
przed zaśnięciem
nie barany liczę
lecz miejsca
w których mnie
nie było
to nie przysłowiowa
kula
to towarzyszka
od niepogody
co szlak mi wytycza
na przełaj
i jak pies wierna
waruje u nogi
WIGILIA
wystarczy tylko
przymknąć oczy
a już dzieciństwo
natrętnie wraca
i tamta wigilia
matka i ja
i puste miejsce
dla ojca
i rozpacz
pomnożona
matka krucha
jak opłatek
za próg wychodzi
dłonią oczy przysłania
to na niebo
spogląda
to na drogę
|