Wyświetl Pojedyńczy Post
  #43  
Nieprzeczytane 01-06-2007, 01:01
Lila's Avatar
Lila Lila jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Feb 2007
Miasto: Polska
Posty: 57 008
Domyślnie Ciemno faktycznie,Wilhelminko...

...ale do klubu to ja mam drogę obcykaną.Trafię zawsze...

No więc....

...wracamy na obiadek do hotelu,jest pięknie na razie.Kuchnia turecka bardzo dobra,baraninka ...trzymajcie mnie wszyscy święci,ale nic to.W dzieciństwie spróbowałam dżdżownicy,niech będzie i baraninka.Tylko coś mi się kręci w głowie,choć w kraju muzułmańskim nie podawano wtedy żadnych trunków...

Jeszcze upłynęła godzinka,podjeżdża autokar ,bo dalsze zwiedzanie ,ale ja już wysiadłam...Sorry moi mili,ale ja kocham łazienkę najbardziej w tym pięknym mieście,i świątynia Haghia Sofia,skoro tyle setek lat wytrzymała bez mego widoku,to sądzę ,że sie nie zawali..
A zresztą niedobrze mi się robi,jak widzę te brudne dywany...i w ogóle jest mi niedobrze...idźcie sobie wszyscy...

No i poszli,a ja jak Mickiewicz.Leżę i jęczę z bólu,okropnego bólu,który się nasila.Już wydaje mi się,że jakiś straszliwy dżin,wyciąga mi kiszki szydełkiem przez pępęk,który wtedy wart był lepszego losu...Więc litry czarnej jak smoła herbaty,i jeszcze jest gorzej.
Po powrocie ze zwiedzania,zajęło się mną małżeństwo lekarzy z Zielonej Góry,staruszków ,bo mieli tych lat tak na oko z 50 ? Ona dała mi jakieś mikstury i zaparzyła dziurawiec.Ot ,zwykła przypadłość w tym klimacie ponoć...
Przetrwałam do rana już z gorączką...w południe wyjazd,a ja się skręcam z bólu.Ale co z tego ! Czy ja nie dzielna baba? Moja praprababka na Sybirze urodziła troje dzieci i nic jej nie było,więc cóż ja ?

Zegnamy Istambuł i dwóch wycieczkowiczów,którzy postanowili olać Ojczyznę i nie wracać,ja mam zaburzenia wzroku,coś dziwnego się dzieje ...i ten straszliwy,przeszywający ból.Ani nigdy wcześniej,ani nigdy później ,nie doznałam takiego bólu.Myślę tu o bólu fizycznym,bo psychiczny trafił mi się taki,że najgorszemu wrogowi /którego nie mam / nie życzyłabym...
Jedziemy,czas mija...a ja tracę świadomość chwilami.Mój biedny starszy pan,aczkolwiek 29 -latek ,zwilża mi usta wodą i w oczach ma łzy..Czy ja umieram ,do licha ? W końcu zajęli się mną obaj piloci,tym bardziej,że jeden z kierowców tureckich zaczyna krzyczec z bólu,trzymając się za brzuch.Sytuacja zaczyna być groteskowa,bo jedziemy przez jakieś pustkowia..

Był z nami również pewien znany chirurg z Warszawy i on zarządził położenie mnie w tyle autokaru i badanie.Wykazało ono ni mniej ni więcej ...wyrostek,bliski pęknięcia.On daje mi najwyżej godzinę do dwóch i szybko operować...bo gorączka prawie 40stopni.
Akurat ! A czy on wiedział o winogronkach ? Skąd,bo ja ani mru mru..
Szukają szpitala,ja leżę z woreczkiem lodu z autokarowej lodówki na brzuchu,przy mnie mój mąż...dzieckiem zajmuje się wycieczka....Kierowca wrzeszczy z bólu,dając dowód iż nie miał w rodzie żadnego janczara,pochodzącego z matki Słowianki..

Dojeżdżamy.Ja z najwyższym trudem podnosze się z mar i co widzę ? O Jezu...miasteczko pełne mężczyzn zdążających do meczetu.Muezin wyje jak kojot,na wzgórzu długi budynek z powiewającą flagą z półksiężycem,a z drugiej strony też wzgórze / kochali widocznie pagórki / pokryte kamieniami...O nie ! cmentarz !!!
Nigdy ! Całe pokolenia sióstr moich były wleczone w jasyrze,szły w łapy muzułmańskie jako branki, ja mam iść dobrowolnie ? Na rżnięcie ? A potem pewnikiem leżeć na tym wzgórzu pod półksiężycem ? A dziecko nawet świeczki mi nie zapali na Wszystkich Swiętych,skoro planują mnie zostawić samą a mąż niestety,jechać do Polski..

Na pamięć Kamieńca i małego rycerza,który wolał się prochami rozerwać - nigdy....
Koniec.Nie pomogły prośby i błagania wystraszonych pilotów.Mój właściciel/ wg .tego wystraszonego Turka/,dostał pater noster ,że jeżeli mnie tu zostawi,a ja się wyliżę,natychmiast się z nim rozwiodę ,więc podpisał oświadczenie,że bierze odpowiedzialność za moje życie..
Chirurg zaczął na mnie już patrzeć,jakby zastanawiał się od czego zacząć sekcję.Od brzucha czy od głowy,na którą też coś padło najwyraźniej.Ale opiekował się mną czule,w moich ostatnich godzinach,które musieliśmy przebyć do Burgas , z jednym już kierowcą..

Koszmarne kilka godzin,ale gorączka zaczęła spadać.Na lotnisku czekała karetka ,zawiadomona z granicy.Jeszcze raz badanie i stwierdzenie,że wyrostek wytrzyma do Warszawy...

No i tu coś cudnego.Moje wejście na pokład samolotu - na noszach,jak w lektyce prawie.Owinięta troskliwie kocami ,przespałam lot w kabinie stewardes,a w Warszawie na krolową czekała następna karetka ,a wycieczka kochana utworzyła łancuch serc gorących i tym łańcuchem oplotła nas ,jak chonkę bożo-narodzeniową.Więc i nocleg w Warszawie dla moich chłopaków,i interwencja w szpitalu kochanego chirurga,który przecierał oczy ze zdumienia,że wyrostek ocałał w stanie nie wymagającym cięcia .Jest on ze mną zresztą do dzisiaj..

No więc zakaźny i izolatka...i tam...dowiedziałam się,że śpiewająco przeszłam ...cholerę,jedną z jej licznych odmian,niegroźnych a mylonych często z zatruciem,a śmiertelnych jedynie w wypadku pandemii..

I tak zostałam w rodzinie jako ta,co jej cholera nie dała rady....Autorytet mój wzrósł niepomiernie,choć muszę przyznań,że przyczyna tegoż ,została już nieco zapomniana..
To było tak dawno..a wirus cholery w porównaniu chociażby z wirusem eboli,to niewinny wróbelek przy groźnym sępie...