|
Polityka Komentarze i dyskusje polityczne oraz gospdarcze - globalne i lokalne. Na tym podforum nie jest możliwe bezpośrednie zamieszczanie zdjęć. |
Narzędzia wątku | Przeszukaj ten wątek |
|
Polityka Komentarze i dyskusje polityczne oraz gospdarcze - globalne i lokalne. Na tym podforum nie jest możliwe bezpośrednie zamieszczanie zdjęć. |
Narzędzia wątku | Przeszukaj ten wątek |
|
||||
Patrzcie jakie ludzkie paniska, co za gnoje, za zmiane umowy ze śmieciówki na umowę o prace pracownik dostanie w d...... Brawo PiS. Brakuje na pińcet???
http://wyborcza.pl/7,155287,23557186...niem-sadu.html |
|
|||
Cytat:
Osobnik niczego nie nazwie, bo od czasu jak POpłynął za morze, to mu się wszystko POmerdało na temat POlski i POlskich spraw. Taki to POziom. Jak PO sPOżyciu. Dlaczego? To jedynie POrządny spec od psyche mógłby znaleźć. |
|
||||
Jak można nie kochać słoneczka San Secobar, prezydent Europy ma reprezentować potrzeby pisowskiej Polski inaczej jest zdrajcą.
"Witold Waszczykowski był gościem Andrzeja Stankiewicza w "Onet Opinie". Były minister spraw zagranicznych wypowiedział się na temat Donalda Tuska. - Wstyd mi, że Polskę w UE reprezentuje Donald Tusk, który nie dba o polskie interesy. Nie jest tak, że przechodząc do instytucji międzynarodowych, ktoś staje się kosmopolitą - powiedział Waszczykowski. - Wysyłając przedstawiciela danego kraju oczekuje się, że on będzie informował dany kraj. Tusk przestał nas informować w 2016 roku. Przyjechał w grudniu 2016 r. do Polski i chciał stanąć na czele puczu. Zadeklarował się jako przywódca opozycji, a nie jako partner rządu - dodał były minister spraw zagraniczny" https://wiadomosci.onet.pl/opinie/wi...d-tusk/xzkl7sv Kocham Waszczykowskiego, szkoda, ze go prezio wylał |
|
|||
Cytat:
Amelio! Zanim PiS wyprowadzi naród wierny z UE, to wcześniej co młodsze wybiorą się na ......Zachód jako ojcowie , matki i wujostwo poszło Ale w końcu Szanowna Amelio! Te one też na własnej skórze muszą poznać czym wonieje neokomuna made in PiS i co znaczy olewanie wyborów. Dzis już nawet gimnazjaliści nie mogą się wykręcać tym, że nie wiedzieli czym PiS wonieje, czy podobne. Oni nie żyją w Szwecji czy innej Szwajcarii, tylko tu i jeśli nie wybędą, to na własnych grzbietach przećwiczą PiSdobrobyt. |
|
||||
Cytat:
Cytat:
I prysły zmysły....oraz puenta. PS. Waszcz też ma doktorat? Jeśli tak, to tłumaczy wszystko. |
|
||||
Cytat:
To nie PiS wyprowadzi, ale narodowcy. Być może słusznie. PiS nie ma takich jaj. |
|
||||
Cytat:
Oj tam, oj tam. Dla niektórych to będzie droga powrotna. Stamtąd przyszli ich dziadowie, wnuki wrócą do korzeni. PS. Nie ma to jak pozwolić gadać TWA. |
|
||||
Cytat:
Prawda? Tym większy wstyd było dostać baty. Niemniej wspomnieniami da się żyć. |
|
||||
Cytat:
Nie może być? TEŻ pracowali dla Służb PLR jak ojcowie założyciele PO? Pacz pani, że ja o tym nie miałam pojęcia. Przerzucam się na narodowców, czyli Polska dla Polaków, reszta won! |
|
||||
Cytat:
A to tym gnojem nie jest czasem sędzia SN od pani Gersdorf? Ładnie tak swojaków przezywać? Kwestię ''kóltóry'' zostawmy na boku, bo mnie tam rybka. |
|
||||
Obrazek jak w zach. Europie, ale to USA.
Czarna złodziejka dostaje po gębie od policjanta. https://twitter.com/Miro_Klimczak/st...19934655533056 Miło wiedzieć, że są kraje, gdzie się nie obcyndalają z przestępcami. |
|
|||
Cytat:
Faktycznie masz czego żałować. Nikt tak doskonale nie nadawał się do wyrzucania na zbity PiSk jak gwiazdor z San Escobar. Dotąd do kiedy trzymał go MSz na smyczy gdzies na bliskim Wschodzie, to nie miał pola do POPiSu. Najpierw z trzaskiem wywalił go na zbity PiSk z MSZ-u Sikorski,bo knuł z USmanami cichcem i wziął go na przechowanie polegniety KACZYŃSKI. Potem znowu na zbity PiSk wywalił go Komorowski. I znowu z braku kogoś mądrzejszego KACZYŃSKI zrobił go bossem w MSZ-cie, bo jedyne co potrafił to wywalać ludzi, których do dziś nie ma kim zastąpić. I wreszcie po zwycięstwach wszelakich nawet KACZYŃSKI miał już tumana dosyć i go wykopał znowu na zbity PiSk. KACZYŃSKI uznał widać, że nawet EXPERYMENT Ciaputowicz jest lepszy niż GWIAZDA z San Escobar, bo ileż można kopać Waszczykowskiego nie nadwyrężając sobie kolan?? No! Ile? |
|
|||
Arti!
Ty się chyba z rozpaczy zapłaczesz na amen. DeMECIEREWIZACJI ciag dalszy. Czyszczą ZŁOGI po Antonim do spodu. I jeszcze szczują jakichś "audytów" na tych co byli z nim w sitwie. Piotr Woyciechowski nie jest już prezesem fundacji Reduta PWPW. Rusza audyt jego działalności. Cytat:
kurde! żeby tak do spodu i równo z trawą? A przecież Antek -chyba- dotąd jest wiceprezesem w PiSie |
|
||||
Minęło tyle lat, wywiezieni, umęczeni zesłańcy Powstania Styczniowego i kolejnych dziejów Polski okazuja się byle kim, to przecież hołota która wróciła i nie ma praw obywatelskich, jest nikim, jest pogardzana. Ci co uciekli przed śmiercią z Wołynia też, ci co w bydlęcych wagonach zostali wywiezieni ze Lwowa też. A niech was wszyscy diabli pisowscy "patrioci", kim jesteście??
|
|
||||
Cytat:
Ojoj, umęczeni wrócili do wolnej Ojczyzny jeszcze za Piłsudskiego. Hołota siedząca okrakiem na lufie 102 zawitała znacznie później, rozmnażając się straszliwie. Ich wnuki nawet w sejmie zasiadają. PS. z Wołynia NIKT w tamtym kierunku nie uciekał. Trochę wyobraźni, jeśli brak wiedzy. Poza tym zauważcie kochani tę kulturność wypowiedzi. I wszystko jasne... |
|
||||
Z byle kim nie rozmawiam a tu ci co nie wrócili z Piłsudskim to były dzieci i wnuki zdrajców.
"Pierwsi umierali starsi i małe dzieci oraz zesłańcy pozbawieni rodzin czy przyjaciół, którzy mogliby się podzielić z nimi jedzeniem" - w tak nieludzkich warunkach kończyli życie, tysiące kilometrów od swoich domów, Polacy skazani przez NKWD na wywiezienie w głąb Związku Radzieckiego w 1940 i 1941 r. Na wygnaniu w Związku Radzieckim Wygnanie w odległe regiony rosyjskiego imperium nie było dla Polaków doświadczeniem nieznanym. Po klęsce antyrosyjskich powstań w XIX wieku wielu Polaków znalazło się na syberyjskiej zsyłce, wśród nich także część z tych, którzy teraz przekraczali granicę radziecką. Dawniejsi zesłańcy jednak znali powody zesłania, podczas gdy deportowani w latach 1940-1941 nie wiedzieli, dokąd są wiezieni, jak długo tam zostaną ani nawet dlaczego znaleźli się wśród zesłańców. Niemal dwie trzecie z nich pochodziło z terenów Polski należących przed 1918 r. do Rosji, toteż znali z doświadczeń własnych lub swoich rodziców nieprzewidywalność, nieefektywność i bezlitosność Rosjan. Wiedzieli zatem w ogólnych zarysach, jakich warunków mogą się spodziewać. Doświadczenia radzieckiej okupacji były wstrząsem, do którego doszły jeszcze trudy strasznych podróży bydlęcymi wagonami wywożącymi ich coraz dalej od domów. Stosunek Sowietów do życia i pracy ujmowało powiedzenie "U nas kto nie rabotajet, tot i nie kuszajet" (U nas kto nie pracuje, ten też nie je); szokiem dla Polaków było to, że pojmowano je dosłownie. Wywózka do Związku Radzieckiego miała stanowić niekończącą się walkę o przetrwanie. Poza cywilami, których los zostanie opisany w tym rozdziale, było jeszcze 196 tysięcy polskich jeńców wojennych, którzy teraz znajdowali się w obozach pracy, 210 tysięcy obywateli polskich wcielonych do Armii Czerwonej oraz 250 tysięcy aresztowanych i skazanych na wiele lat łagru, ponadto nieznana liczba obywateli polskich, którzy z własnej woli zgłosili się do pracy w Związku Radzieckim. Choć nie osiąga ona wysokości szacunków rządu polskiego na uchodźstwie, wydaje się obecnie prawdopodobne, że w latach 1940-1941 wywiezionych zostało przynajmniej 500 tysięcy obywateli polskich. W liczbie tej 52 procent stanowili Polacy, 30 procent Żydzi, a około 18 procent Ukraińcy i Białorusini. Wszyscy oni w tym rozdziale uznawani będą za Polaków. Wywiezieni ze wschodniej Polski trafiali na daleką północ w europejskiej części Rosji, na Syberię oraz do północnego Kazachstanu - od Syberii aż po granice Mongolii. Każdą wywózkę radzieckie prawo klasyfikowało inaczej, określając miejsce docelowe i warunki życia, a zatem także szanse na przeżycie każdej z wywożonych grup. Pierwsze wywózki z lutego 1940 r. traktowano podobnie jak akcję rozkułaczania, czyli likwidacji warstwy bogatego chłopstwa, przeprowadzoną przez Stalina w początkach lat trzydziestych. Wysiedleńców określano jako "osadników specjalnych" (specpieriesieliency osadniki); trafiali oni do osiedli specjalnych liczących po 100-150 rodzin, lokowanych z dala od innych siedzib ludzkich i pozostających pod ścisłą kontrolą NKWD. Osiedla te znajdowały się w północnej Rosji, w większości w rejonie Archangielska i w Republice Komi, oraz na Syberii, w większości w obwodach swierdłowskim, omskim, tobolskim, nowosybirskim i krasnojarskim. Wśród wywiezionych znajdowała się duża liczba chłopów i robotników leśnych, przywykłych do ciężkich prac fizycznych. Dlatego odsetek ocalałych był w niej nieco wyższy niż w pozostałych wywózkach. W kwietniu 1940 r. wywożono głównie kobiety i dzieci skazywane na wygnanie zgodnie z artykułem 59 radzieckiego kodeksu karnego, na mocy którego w czasie Wielkiego Terroru do łagrów trafiały kobiety uznane za "członka rodziny zdrajcy ojczyzny". Winą polskich kobiet i dzieci było to, że wcześniej ich mężowie i ojcowie zostali aresztowani przez NKWD, ukrywali się, byli jeńcami wojennymi lub uciekli za granicę. Klasyfikowano je jako "zesłańców administracyjnych" (administratiwno-wyssłanie) i rozrzucono w sześciu obwodach Kazachstanu: aktiubińskim, kustanajskim, pietropawłowskim, akmolińskim, pawłodarskim i semipałatyńskim. Odsetek zgonów był bardzo wysoki; bardzo niewielu udało się wydostać ze Związku Radzieckiego po ogłoszeniu w roku 1941 amnestii. W czerwcu 1940 r. jako "specjalnych przesiedleńców-uchodźców" (specpieriesielency-bieżiency) wywożono całe rodziny - polskie, ukraińskie, białoruskie, przede wszystkim zaś żydowskie - które uciekły z terenów okupacji niemieckiej. Wiele z tych osób odmówiło przyjęcia radzieckiego obywatelstwa, zatem uznano je za politycznie podejrzane. Wśród wywożonych Polaków większość stanowili ci, którzy uciekli na terytorium Litwy przed jej wcieleniem do ZSRR. Określano ich jako "wygnanych osiedleńców" (ssylno-posieliencki). Teoretycznie posiadali prawa obywateli radzieckich i mogli wybrać miejsce zamieszkania oraz pracę. Jednak po przybyciu na teren ZSRR mężczyźni zostali oddzieleni od rodzin i zesłani do obozów pracy w obwodzie swierdłowskim, rodziny zaś osiedlono w Kraju Ałtajskim, a niektóre posłano aż do obwodu aktiubińskiego w Kazachstanie. Mało wiadomo na temat ich losów, gdyż według radzieckiego prawa niewielu podlegało amnestii. Zesłańcy w nieznanym kraju Nie sposób wyolbrzymić znaczenia szoku kulturowego, jakiego doznali Polacy po przybyciu na teren Związku Radzieckiego. Wywożeni w lutym 1940 r. podążali do obozów pracy w samym środku zimy, wśród zdawałoby się niekończących się, zaśnieżonych lasów. Jeden z wywiezionych napisał o swoim obozie: "Jak okiem sięgnąć na horyzoncie rozciągała się mroczna ściana lasu. Ścieżki prowadzące przez zonę obozową składały się z dwóch desek położonych obok siebie; każdego dnia oczyszczali je księża, usuwający śnieg wielkimi drewnianymi łopatami. (...) przed kuchnią stała kolejka obszarpanych cieni, w futrzanych czapkach uszankach, stopy i nogi opatulone szmatami obwiązanymi sznurkiem". Nie było jednak prądu ani bieżącej wody; zachowanie higieny stanowiło poważny problem. Panowały zatem warunki idealne dla rozwoju wszy roznoszących śmiercionośny tyfus. Życie wywiezionych uprzykrzały także pluskwy. Próby poprawy panujących w barakach warunków były postrzegane przez NKWD jako burżuazyjne zachowanie; co bardziej przedsiębiorczy deportowani bywali przenoszeni do innego miejsca, gdzie musieli zaczynać od początku. W Kazachstanie kobiety i dzieci musiały radzić sobie same. Bardzo często Polacy byli przywożeni ze stacji kolejowej do jakiegoś miasteczka lub wioski, gdzie pozostawiano ich samym sobie. Warunki życia panujące w Kazachstanie również wywoływały szok. Nina Kochańska wspominała swe przybycie do wsi Dawidówka w obwodzie kustanajskim: "Zbiegli się ludzie, a ja zastanawiałam się, gdzie oni mieszkają, bo dookoła aż po horyzont żadnych domów mieszkalnych nie mogłam dostrzec. Było tam tylko coś, co wyglądało jak nędzne obory lub stajnie". Jak się okazało, były to gliniane domki bez podłóg i mebli, które miały się stać dla nich nowymi domami na najbliższą przyszłość. Ściany domków wykonane były z powycinanych kawałków gliny. Na szczycie ścian kładziono deski, na których budowano dach z żerdzi i gałęzi. Na koniec dach, ściany i podłogę smarowano gliną zmieszaną z nawozem, który po zaschnięciu impregnował konstrukcję. Domki te wystarczały ledwie na dwa-trzy lata, po czym trzeba było je budować na nowo. Stanowiły idealne siedlisko dla wszelkiego rodzaju owadów, wręcz kłębiły się od skorków, stonóg, pcheł, pluskiew i wszechobecnych wszy. (...) Zdzisława Kawencka, przybywszy wraz z grupą wyczerpanych kobiet i dzieci do biednego miasteczka we wschodnim Kazachstanie, trafiła na coś w rodzaju targu niewolników, zorganizowanego przez kierownictwo kołchozów, które starało się zdobyć dla siebie osoby potencjalnie najlepiej pracujące. Kobiety z małymi dziećmi wybierano na samym końcu, gdyż nikt ich nie chciał. Mimo to zakazano im opuszczania terenu wyznaczonego przez NKWD. Polacy musieli przekonać miejscowych, żeby przydzielili im domek albo przyjęli ich do własnych prymitywnych siedzib. W wielu przypadkach rodziny musiały się rozdzielić. Rodzina Kochańskich składała się z siedmiu osób: ciotka znalazła miejsce w pokoju z inną wysiedloną, matka i dwoje najmłodszych dzieci spały w jednej chacie, a pozostała trójka dzieci dzieliła słomiany materac na podłodze innej lepianki. Rankiem gospodyni otwierała drzwi i wpuszczała świnię, która je budziła; świnia za dnia sypiała na materacu dzieci. Brakowi mebli zaradzić było trudno ze względu na brak drewna. Polacy musieli radzić sobie za pomocą tego, co przywieźli ze sobą. Łóżka robiono, stawiając kufry na kamieniach i wyściełając je słomą. Siedmioletnia Krzysia Kochańska sypiała w wielkim wiklinowym koszu, w którym przywieziono z Polski rodzinny dobytek. Inaczej było w Kazachstanie. Drewna nie było, więc Polacy musieli szybko polubić kiziak (wysuszony nawóz), który często pojawia się na kartach wspomnień zesłańców, zwłaszcza dzieci. Wszyscy nauczyli się chodzić za krowami i zbierać ich odchody, które suszono na słońcu i magazynowano na zimę. Palący się kiziak dawał niewielki płomień, jednak produkował dużo ciepła. Ratowało ono życie, gdy na zewnątrz temperatura spadała do -50°C. Dla niektórych pracujących w kołchozach Polaków głównym zajęciem było zbieranie i suszenie kiziaku, wykorzystywanego także do uszczelniania prymitywnych lepianek. Ci, którzy pierwszej zimy nie mieli kiziaku, musieli znaleźć inny sposób na ogrzanie domów. Rodzina Kochańskich nie otrzymała przydziału kiziaku, ale za radą kierownika kołchozu Stanisław Kochański wypuszczał się na wielodniowe wyprawy w step, gdzie znajdowało się wyschłe jezioro porośnięte łoziną. Stanisław ścinał ją i dowoził całe pęki do Dawidówki. Niestety łoza pali się szybko i pod koniec zimy rodzina musiała się ograniczyć do palenia w piecu co drugi dzień. Żeby przeżyć, Polacy oprócz dachu nad głową musieli znaleźć też pracę. Wywiezieni w lutym i czerwcu 1940 r. i wysłani na północ Rosji oraz na Syberię mieli za zadanie - zgodnie z rezolucją Rady Komisarzy Ludowych nr 2122-617ss z 29 grudnia 1939 r. - "karczować lasy w regionach należących do Ludowego Komisariatu Leśnictwa ZSRR". Nakaz pracy wydawano wszystkim osobom, które ukończyły szesnaście lat, ale w praktyce pracować musiały nawet dziesięcioletnie dzieci. Nawet gdy temperatura spadała do -70°C, a słońce niemal nie pokazywało się nad horyzontem. Zmiana przyszła wiosną, gdy roztopy umożliwiły spławianie drewna w dół rzek. Młodsze, dziesięcio-, jedenastoletnie dzieci musiały pracować w tartakach. Innych Polaków posłano do pracy w kopalniach, gdzie często musieli pracować na dwunastogodzinnych szychtach, stojąc w lodowatej wodzie. Niektórych, w tym także dzieci, posłano do budowy linii kolejowej. Jak wspominała pewna czternastoletnia dziewczynka: "Zabrano nas do układania toru kolejowego. Ziemia była zamarznięta na kamień. Kopało się z całych sił kilofem i szpadlem i ładowało ziemię na wózek. Pracowało się tak cały dzień. Wieczorem wracaliśmy do czegoś w rodzaju stołówki, gdzie przy odrobinie szczęścia dostawaliśmy zupę. Jeśli nie, musiała nam wystarczyć racja 400 gramów chleba. Zupa robiona była z rybich łbów gotowanych w wodzie. Po tym "posiłku" wracaliśmy do baraków, gdzie sypialiśmy na podłodze". Zbyt młodzi, zbyt starzy lub zbyt chorzy, by pracować, polegali wyłącznie na podziale skromnych racji swoich pracujących krewnych. Pierwsi umierali starsi i małe dzieci oraz zesłańcy pozbawieni rodzin czy przyjaciół, którzy mogliby się podzielić z nimi jedzeniem. Wygłodzone polskie dziecko-zesłaniec. Uratowane przez armię Andersa (szpital Wrewskoje, 1942 r.) /KARTA /Agencja FORUM Wygłodzone polskie dziecko-zesłaniec. Uratowane przez armię Andersa (szpital Wrewskoje, 1942 r.) /KARTA /Agencja FORUM W kazachskich kołchozach praca miała charakter sezonowy. Wiosną w step wychodziły grupy poszukujące maszyn rolniczych pozostawionych na zimę w polu - nikt nie odnotowywał ich dokładnego położenia. Potem zaczynano orkę, za pomocą wołów lub ciągników. Polacy nie mieli doświadczenia w oraniu wołami; w wielu wspomnieniach pojawia się motyw nieposłusznych zwierząt, które do pracy zmusić mogły tylko rosyjskie lub kazachskie przekleństwa. Kierowcy ciągników traktowani byli jako elita, mieszkali i jedli lepiej niż pozostali robotnicy. Dlatego też Polacy bardzo chcieli znaleźć się w ich gronie. Kazimierz Dobrowolski wspominał, że trawa na stepie była bardzo twarda i trzeba było orać ostrożnie, by pług się nie zakleszczył. Dzienna norma powierzchni gruntu do zaorania była niewykonalna, nawet gdyby oracze pracowali do późnej nocy. Kochański wspominał, że inny kierowca radził mu orać na odpowiednią głębokość tylko na skraju pola, potem zaś podnieść nieco pług, tak by tylko naruszał powierzchnię. Dzięki temu orało się szybciej, a ryzyko wykrycia wybiegu było niewielkie, gdyż rosyjscy nadzorcy nie mieli ochoty ubłocić sobie butów, biegając po polu. Gdy zboże rosło, na pola wychodziły grupy kobiet usuwających chwasty. Pola błyskawicznie zarastały piołunem, toteż przed zbiorami odchwaszczano je trzykrotnie. Praca była bardzo ciężka; szło się rzędem wśród dojrzewającego zboża, schylając się co chwila i wyrywając twarde pędy piołunu. Temperatura sięgała 50°C. Piołun był gorzki; otarcie potu z czoła dłońmi, które go dotykały, powodowało palący ból. Kobiety często robiły sobie przerwę; podczas gdy kilka pilnowało, czy nie zbliża się nadzorca, pozostałe kładły się wśród zboża i spały. Nie było żadnego cienia, toteż woda przyniesiona w metalowym kanistrze szybko się nagrzewała i nie gasiła pragnienia. Podczas żniw cały kołchoz wychodził na step, by zbierać zboże i siano. Praca przeciągała się do późnej nocy. Dobre zbiory były warunkiem przetrwania, gdyż państwo zabierało ustalony kontyngent zboża, i jeśli kołchoz nie zebrał więcej, jego mieszkańców czekał zimą głód. Nawet matki opiekujące się niemowlętami zostawiały je w kołchozach i dołączały do żniwiarzy. Normy nie dawało się wyrobić - wynosiła ona 500 snopów siana dziennie; Weronika Hołowak napisała później, że udawało jej się osiągać 90. Norma przewozu siana wynosiła 12 wozów dziennie, ale przy największych wysiłkach udawało się przewieźć najwyżej 7 lub 8. (...) Jedna z Polek w brutalny sposób zapoznała się z radzieckimi metodami pracy. Wraz z innymi kobietami otrzymała polecenie przerzucenia ogromnej sterty kiziaku. Choć tuż pod powierzchnią nawóz był zamarznięty, nie dano im kilofów, a łopaty były bardzo ciężkie. "Gdy słońce było wysoko, lód się topił i wówczas stałyśmy po kolana w lepkim, cuchnącym, lodowatym nawozie (...). Po kilku dniach sterta stała się dość płynna i kobiety w ciągu ośmiogodzinnych zmian musiały wręcz taplać się w brązowym bagnie i nie robiły nic pożytecznego. Choć bezsens pracy był oczywisty, nadzorca pozwalał na to, dbał jedynie, by kobiety stawiały się do pracy i cały czas machały łopatami". (...)Radzieckie metody pracy były dla Polaków kolejnym szokiem. Mimo programów industrializacji i kolektywizacji dysponowano jedynie najbardziej prymitywnymi lub niewłaściwymi narzędziami. Organizacja pracy była często skrajnie nieefektywna. Wydawało się, że bardziej liczyły się pozory niż rzeczywiste rezultaty pracy. Wyznaczane normy były najczęściej nie do osiągnięcia. Dlatego zwykłą praktyką stało się oszustwo, przekupstwo i korupcja. (...) Praca była nie tylko trudna, ale w dodatku przynosiła Polakom niewiele korzyści. W Kazachstanie podstawową dietę stanowiły chleb, jeśli był dostępny, oraz zupa i nieco ziemniaków. Ilość żywności była zależna od produkcji samego kołchozu, gdyż państwo zawsze zabierało wyznaczony kontyngent. Niewielu deportowanych do Związku Radzieckiego jadło mięso w ciągu całego zesłania - od wywózki po dołączenie do Armii Andersa. (...) Brak witamin i białka miał katastrofalny wpływ na stan zdrowia zesłańców. Powszechna stała się ślepota śnieżna i kurza ślepota. W jednym z obozów udało się temu zaradzić, dopiero gdy władze radzieckie sprowadziły tran z dorsza. Wielu Polaków cierpiało na obrzęk, powszechną przypadłość przy niedożywieniu. Najpierw puchły powieki i podeszwy stóp, potem całe ciało. Brak witamin powodował także liczne dolegliwości skórne, takie jak świerzb, często zmieniający się we wrzody. Sińce i rany odniesione w czasie pracy nie chciały się goić. Deski na trumny trzeba było kraść Opieka zdrowotna była prymitywna w całym Związku Radzieckim, szczególnie marna była jednak w rejonach, do których trafi li zesłańcy. Życie ludzkie miało niewielką cenę. Ludzi zmuszano do pracy mimo choroby, chyba że lekarz (jeśli w ogóle był) stwierdził, że gorączka przekracza 40°C. Kobieta chora na zapalenie opłucnej musiała iść 12 kilometrów do lekarza, by uzyskać zwolnienie z pracy - mniejszym wysiłkiem było pójść na swoją zmianę. Śmierć czy kontuzja pracującej osoby mogła oznaczać katastrofę dla członków jej rodziny. Ojciec Stanisława R. odniósł obrażenia głowy i pleców, gdy w kopalni spadł na niego duży kamień. Lekarz najpierw uznał go za symulanta i zagroził, że na pół roku ograniczy mu płacę o jedną czwartą. Gdy stało się jasne, że mężczyzna musi trafić do szpitala, w ciągu jego dwutygodniowego pobytu rodzinie nie wydano racji żywnościowych. Andrzej W., jedenastoletni chłopiec pracujący na Syberii przy budowie kolei, zachorował na zapalenie opłucnej i trafi ł do szpitala, gdzie poddano go zabiegowi. Nie było leków, środków znieczulających ani przeciwbólowych, musiał zatem wytrzymać nieznośny ból, gdy zakładano mu dren do opłucnej i odciągnięto ponad litr ropy. Chorował potem przez dziewięć miesięcy, a na podstawie wykonanego później prześwietlenia stwierdzono, że jego płuca "niemal całkiem wygniły". Ocenia się, że spośród wywiezionych ze wschodniej Polski dzieci zmarło około 20 procent. (...) Wśród "wolnych osadników" z Kazachstanu śmiertelność wynosiła 10-15 procent rocznie. Pierwsi umierali starcy i dzieci. Na Syberii było wiele zgonów z powodu zapalenia płuc oraz powracających, niszczycielskich epidemii tyfusu. W Jeglecu w obwodzie archangielskim w czterystupięćdziesięcioosobowym osiedlu zmarło 150 osób. Rozpacz po stracie bliskich potęgował brak możliwości urządzenia im godnego pogrzebu. Jedna z matek musiała nieść ciało swego sześcioletniego syna ze szpitala do kołchozu przez 10 kilometrów, podczas nocnej burzy. W Kazachstanie nie było drewna na trumny; na Syberii, gdzie drewna nie brakowało, deski na trumny trzeba było kraść. Zachowało się wiele opowieści Polaków o tym, jak musieli błagać miejscowych o konia i wóz, by mogli zabrać ciało zmarłego w głąb stepu lub lasu, żeby tam je pochować, oraz o kilofy, by mogli wykopać grób w zamarzniętej ziemi - do większości zgonów dochodziło w ciągu długich i mroźnych zim. Czytaj więcej na http://nowahistoria.interia.pl/polsk...ampaign=chrome To sa ci zdrajcy, którym udało sie uciec a to ich dzieci i wnuki przyjechały na lufie Rudego 102. |
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Senior Cafe | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Polska telewizja. | senior A.P. | Polityka - wątki archiwalne | 40 | 19-12-2009 10:37 |
A to (też) Polska... | Mavronka Freydis | Społeczeństwo - wątki archiwalne | 243 | 08-12-2009 21:30 |
Polska rzeczywistość | Ibir | Społeczeństwo - wątki archiwalne | 5 | 08-12-2009 14:21 |
Samoobrona - Polska ! | senior A.P. | Polityka - wątki archiwalne | 45 | 20-03-2009 07:26 |
Polska i Ukraina ... | BUNIA | Różności - wątki archiwalne | 1 | 18-04-2007 15:10 |
Narzędzia wątku | Przeszukaj ten wątek |
|
|