menu

senior.pl - aktywni w każdym wieku

Wróć   Klub Senior Cafe > Kultura > Książka, literatura, poezja
Zarejestruj się FAQ / Pomoc Szukaj Dzisiejsze Posty Oznacz Fora Jako Przeczytane

Książka, literatura, poezja Literatura, dyskusje, własne próby pisarsko-poetyckie.

Odpowiedz
Narzędzia wątku Przeszukaj ten wątek
  #1  
Nieprzeczytane 17-03-2007, 20:20
arczia arczia jest offline
Zagląda prawie codziennie
 
Zarejestrowany: Mar 2007
Miasto: zachodnie Wybrzeże :)
Posty: 468
Mruga oczkiem (żart) wypociny i dzieła własne :)


ONA i TOREBKA


Zawsze duża – o zmiennych kształtach - od teczki – do worka (jak ta ostatnia z dobrej skóry o zapachu lekkiego snobizmu,warta majątek. Pan M. mawia o nich – „Twój mikrokosmos” i śmieje się znacząco. Przedmioty wypełniające jej wnętrze są zmienne jak fazy Księżyca i podlegają prawdopodobnie przypływom i odpływom Oceanów. Przepływają i odpływają nagle, jakby torebka nie posiadała ścian. Zawsze na jej dnie spoczywają stałe elementy – pieczątki, dokumenty, pęki kolorowych długopisów – niby nieruchome głazy na dnie zbiornika wodnego. Kiedy przy jakiejś okazji wyłowiła - zanurzając głęboko rękę 15 (sic!) długopisów – jeden po drugim - wywołała ogólną wesołość koleżanek tym „cudem” rozmnożenia.
W różnych okresach można się natknąć na tzw. przedmioty sezonowe – kalendarze, pękate notesy, drewniane szpatułki, luźne kartki – mające o czymś przypominać, bilety na środki komunikacji, fotografie bliskich, foldery, medykamenty na wszelkie okazje - zależnie od wyobrażenia właścicielki o zagrażającym kataklizmie migreny, lub alergii.
Bywały tam plastry na otarcia, płyn w białej butelce o tajemniczej zawartości, aparat fotograficzny, jakieś rachunki i książki. Czasami torebka przypomina jaskinię ludów pierwotnych – ciemną i bezdenną, w której znalezienie klucza do mieszkania graniczyć może z cudem wygrania głównej nagrody w gonitwie okulałego konia. W ostatecznej desperacji wszystkie te przedmioty lądują na posadzce pod drzwiami – i patrzy na nie zjadliwie, jak na rozpełzające się robactwo.
Torebka – została wpisana w poczet znienawidzonych przedmiotów w jej 15 roku życia, kiedy to nagle uprzytomniła sobie, że jest skazana na nią dożywotnio, wyrokiem Najwyższego Sądu Kobiecości. Na noszenie w dłoni, na ramieniu, pod pachą czegoś, czego nie mieściły usłużne do tej pory kieszenie nastolatki.
Najwyższą jednak złośliwość ów martwy przedmiot wykazywał, gdy musiała włożyć coś doń – na krótko. Jakby była ogromnym żołądkiem, któremu nie dano strawić do końca wrzuconego kęsa. Takim „kęsem” był numerek do szatni. Wszystkie numerki, jakie tam trafiały znikały natychmiast, pomimo trudu zapamiętania odpowiedniej przegródki. W dziwny sposób przemieszczały się do całkiem innej. Pamięta, jak kiedyś – po jakiejś Konferencji – ustawiła się śmiało w kolejce po płaszcz. Tym razem była PEWNA. Numerek - złośliwe bydlę - był pod całkowitą kontrolą. WIELOKROTNIE sprawdzała w trakcie wykładów jego geograficzne położenie i znała na pamięć jego kształt i temperaturę. Aliści w stosownym momencie, kiedy życzliwa ręka szatniarki wyciągnęła się po „fant” - doznała szoku – dłoń grzebiąc nerwowo, zataczając coraz większe kręgi i młynkując wściekle - natrafiła na próżnię. Wycofała się w panice i z furią przystąpiła do poszukiwań, w nadziei szybkiego znaleziska – ale gdzie tam! Kolejka topniała na jej oczach jak odrywające się człony tasiemca, telefon ponaglająco rozbrzmiewał w kieszeni. Za chwilę będzie OSTATNIĄ osobą opuszczającą budynek! Wyrzuciła zawartość torby na wykładzinę. Posypały się …klucze – długopisy – chusteczki – – lupa – latarka – okulary- jabłko – pieczątki – bilety – „apteczka” ratująca życie – książka na niespodziewane nudy – ulotki reklamowe i wiele innych drobiazgów” Niewiadomodlaczegotamschowanych”. Na czubku tego stosu – bezczelny – numerek!
Nigdy nie czuła głębokiej więzi psychicznej z tymi – które miewały torebki mieszczące znaczek pocztowy, ale w tym momencie czuła ich wyższość. Zrozumiała, że w tej materii rządzi stara reguła – „wszystko, albo – nic” Ona wybrała wariant pierwszy – na całe życie!
Problem gubienia i porzucania był dla niej niemal rytuałem – od czasu do czasu zostawiała ją beztrosko – jak wyrodne matki zostawiają noworodki i chyłkiem uciekają ze szpitala. Zawsze znajdowała zgubę, lub była jej ONA oddawana zanim zauważyła stratę. Zadziwiająca wierność martwego przedmiotu! Wierność najbardziej namacalna w chwilach kryzysu finansowego posiadaczki – torebka potrafiła nagle otworzyć jedną ze swych zatajonych przegródek i wypluwać przechwycone podstępem monety, lub całkiem pokaźne sumy pieniędzy. Jak baśniowy „Sezam” udostępniać skarby, lub zamykać się jak na tajemne hasło. Mężczyznom nie dane jest chyba takie emocjonalne podejście do byle schowka, na tych kilka nędznych i banalnych przedmiotów, jakie zwykle noszą. Gdzie im do poezji damskich TOREBEK ! Podejrzewam, że większość z nich mogłaby swoje drobiazgi nosić zapakowane w gazetę, gdyby nie troskliwe kobiety obdarowujące ich niekiedy w jakieś żałosne NAMIASTKI-czyli saszetki.
Świadczy o tym szyderczy uśmieszek Pana M na widok Jej wściekłej miny i gorączkowego szukania pod drzwiami…Wyciąga na te okazje swój pęk -z kieszeni i jednym ruchem uwalnia ją od zmory szukania.
Gdyby tylko jeszcze umiał powstrzymać się od – „A nie mówiłem?”
Odpowiedź z Cytowaniem
  #2  
Nieprzeczytane 17-03-2007, 22:08
Nella's Avatar
Nella Nella jest offline
Zagląda prawie codziennie
Moderator
 
Zarejestrowany: Oct 2006
Miasto: Poznań
Posty: 252
OK Cudne

Arczia,
piękne!Prawdziwa perełka.Czy masz takich więcej?Czy może coś opublikowałaś?A w ogóle to samo życie (moje!) kobiety.Przyślij coś jeszcze.Proszę!
Odpowiedź z Cytowaniem
  #3  
Nieprzeczytane 17-03-2007, 22:18
urszula-kol's Avatar
urszula-kol urszula-kol jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Sep 2006
Miasto: Wrocław
Posty: 3 067
Domyślnie

Arczia ,śliczne opowiadanie.Masz talent.
Odpowiedź z Cytowaniem
  #4  
Nieprzeczytane 18-03-2007, 01:06
qrystyna216's Avatar
qrystyna216 qrystyna216 jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Jun 2006
Miasto: Białystok
Posty: 1 410
Domyślnie

Arczia - samo życie. Ale nigdy nie zamienię swojej na żadną kopertówkę czy inne maleństwo, gdzie bym wtedy schowała swoje skarby i inne, które zawszesięmogąprzydać.
__________________
Pozdrawiam qrystyna 216
Odpowiedź z Cytowaniem
  #5  
Nieprzeczytane 18-03-2007, 13:57
arczia arczia jest offline
Zagląda prawie codziennie
 
Zarejestrowany: Mar 2007
Miasto: zachodnie Wybrzeże :)
Posty: 468
Domyślnie

Dzięki czuję się podbudowana. Prozy nie publikowałam, ale wiersze- owszemCzekam na wyniki Konkursu limeryków o Krakowie - z iskierką nadziei na zauważenie
Odpowiedź z Cytowaniem
  #6  
Nieprzeczytane 18-03-2007, 15:54
FeliksG's Avatar
FeliksG FeliksG jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Nov 2006
Miasto: Łódż
Posty: 585
Domyślnie

A niby dlaczego miałby się powstrzymywać? To by oznaczało akceptację bałaganiarstwa. To westchnienie o powstrzymywaniu się stoi w jaskrawej sprzeczności z "drobiazgami w gazecie".
Gratuluję ujęcia tematu w stylu i z wdziękim. Pozdrowienia.
__________________
Błądzi człowiek, póki dąży.
> Goethe <
Odpowiedź z Cytowaniem
  #7  
Nieprzeczytane 18-03-2007, 17:20
arczia arczia jest offline
Zagląda prawie codziennie
 
Zarejestrowany: Mar 2007
Miasto: zachodnie Wybrzeże :)
Posty: 468
Domyślnie męska solidarność:)

Cytat:
Napisał FeliksG
A niby dlaczego miałby się powstrzymywać? To by oznaczało akceptację bałaganiarstwa. To westchnienie o powstrzymywaniu się stoi w jaskrawej sprzeczności z "drobiazgami w gazecie".
Gratuluję ujęcia tematu w stylu i z wdziękiem. Pozdrowienia.

węszę tu tzw "męską solidarność" w temacie krytyki bałaganiarstwa.

Obejrzałam dzisiaj program na "STYLU" o torebkach - prowadzony przez J. Kwaśniewską i z zachwytem stwierdzam, że problem również jej dotyczy jej sklad torebki nie odbiega od w/w tekstu zachwycająca ilość i asortyment-jakbym grzebała w swojej!
Odpowiedź z Cytowaniem
  #8  
Nieprzeczytane 18-03-2007, 19:12
FeliksG's Avatar
FeliksG FeliksG jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Nov 2006
Miasto: Łódż
Posty: 585
Domyślnie

Spodziewałem się ostrzejszej reprymendy albowiem wiem jaka to świętość, te kobiece dodatki.
Ośmielony, tym łagodnym potraktowaniem, proszę o komentarz do tematu: Krolowa angielska i jej torebki.
Pozdrawiam
__________________
Błądzi człowiek, póki dąży.
> Goethe <
Odpowiedź z Cytowaniem
  #9  
Nieprzeczytane 18-03-2007, 19:42
Lila's Avatar
Lila Lila jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Feb 2007
Miasto: Polska
Posty: 57 003
Domyślnie

Jak wypociny to wypociny...moje z innego portalu,które rozśmieszyły parę osób.Ale życie jest takie poważne..

Historia z przymrużeniem oka..

łysina..
Cezara skojarzyła mi się z zabawnym wydarzeniem /patrząc z tej
perspektywy /. Chociaż to śmieszna historia,ale skoro mistrz Długosz wspomniał o
niej w swoich kronikach,to jednak zaprzątała uwagę naszych przodków..

Tak jak i Cezar ,tu też zwycięzca napisze
historię,a tym zwycięzcą będzie ...zwyczajna....peruka..

Oważ peruka była na głowie Krystyny Rokiczany ,mieszczanki z Pragi,w
której zakochał się jeden z największych naszych fircyków w koronie -
Kazimierz,syn Łokietka - duuużo później zwany Wielkim.

Jest to mimo wszystko król mi bliski.On zbudował Orle Gniazda,w cieniu
których mieszkam....

Otóż nasz Kazimierz poznał piekną wdówkę na dworze w Pradze.Zakochał
się do tego stopnia,że się z nią ożenił.
Ja go potępiam,choć nie jestem zwolenniczką mieszkania na ''kocią
łapę''...

Ale moje drogie.Jakże odszedł mentalnie od swoich przodków - Mieszka i
Świętosławy.
Wszak odpowiadał za dynastię!!!
A dzieci urodzone z osoby stanu uważanego za ''podły''- nie mogły
dziedziczyć korony. Na co liczył ? Nie słyszał o prostacie,czy co ?
Pewnie tak.Myślał,że jeszcze zdąży..

Przywiózł piękną Krychę na Wawel.Tam wyprawił wielką ucztę,po
której przystapił do konsumpcji...czyli ...bara- bara...

Niestety,za mało się biedak nawalił !I wzrok nie odmówił mu
posłuszeństwa...
W czasie igraszek,spadła Krystynie owa peruka ,i stanęła biedaczka przed
swym królewskim małżonkiem...saute...
A miała podobno świerzba...Podobno..piszę,bo nie chcę siać plotek...
Ja nie Długosz..

Wyobraźcie sobie tę scenę !!
Kazimierz ..jeszcze nie Wielki / chociaż ...hmmm...kto go tam wie/, umyka
wawelskim korytarzem,zakasawszy giezło !!!
Tak się przestraszył !!
A jakby jeszcze miała silikony zamiast piersi ? To chyba by wskoczył do
fosy !!
A rozwód kosztował podatników..i ...ich spadkobierców...NAS..

Pozdrawiam - Lila..









l
Odpowiedź z Cytowaniem
  #10  
Nieprzeczytane 18-03-2007, 20:12
Nella's Avatar
Nella Nella jest offline
Zagląda prawie codziennie
Moderator
 
Zarejestrowany: Oct 2006
Miasto: Poznań
Posty: 252
Domyślnie

Tak oto w życiu czasami bywa,
gdy brak urody ktoś nagle odkrywa.

Ostatnio edytowane przez Nella : 18-03-2007 o 20:35.
Odpowiedź z Cytowaniem
  #11  
Nieprzeczytane 18-03-2007, 23:09
arczia arczia jest offline
Zagląda prawie codziennie
 
Zarejestrowany: Mar 2007
Miasto: zachodnie Wybrzeże :)
Posty: 468
Domyślnie

Cytat:
Napisał Lila
Jak wypociny to wypociny...moje z innego portalu,które rozśmieszyły parę osób.Ale życie jest takie poważne..


Przywiózł piękną Krychę na Wawel.Tam wyprawił wielką ucztę,po
której przystapił do konsumpcji...czyli ...bara- bara...

Niestety,za mało się biedak nawalił !I wzrok nie odmówił mu
posłuszeństwa...
W czasie igraszek,spadła Krystynie owa peruka ,i stanęła biedaczka przed
swym królewskim małżonkiem...saute...
A miała podobno świerzba...Podobno..piszę,bo nie chcę siać plotek...
Ja nie Długosz..

Wyobraźcie sobie tę scenę !!
Kazimierz ..jeszcze nie Wielki / chociaż ...hmmm...kto go tam wie/, umyka
wawelskim korytarzem,zakasawszy giezło !!!
Tak się przestraszył !!
A jakby jeszcze miała silikony zamiast piersi ? To chyba by wskoczył do
fosy !!
A rozwód kosztował podatników..i ...ich spadkobierców...NAS..

Pozdrawiam - Lila..









l


wesołe i pobudzające wyobraźnię - zapominamy, ze na Wawelu mieszkali prawdziwi ludzie(nawet ze świerzbem) pełni emocji i ułomności a nie nadęte kukły z podreczników historii
Odpowiedź z Cytowaniem
  #12  
Nieprzeczytane 18-03-2007, 23:11
arczia arczia jest offline
Zagląda prawie codziennie
 
Zarejestrowany: Mar 2007
Miasto: zachodnie Wybrzeże :)
Posty: 468
Domyślnie

... a torebki Królowej, cóż... chciało by się jedną mieć ...
Odpowiedź z Cytowaniem
  #13  
Nieprzeczytane 18-03-2007, 23:20
arczia arczia jest offline
Zagląda prawie codziennie
 
Zarejestrowany: Mar 2007
Miasto: zachodnie Wybrzeże :)
Posty: 468
Domyślnie Ona I Dom

Patrzysz na ten szary, nieciekawy budynek i widzisz tak niewiele… łuszczący się tynk, połamany parkan, gdzieniegdzie kępki przydeptanej trawy i walające się śmieci na ciasnym podwórku, które kiedyś było całym niemal światem grupki dzieciaków bawiących się tutaj niemal od świtu do późnych godzin nocnych.
To z okien tego domu dochodziły dalekie odgłosy polityki – długich monotonnych przemówień Gomółki stanowiących tło powszechnej i wielogodzinnej gry „w klasy”.
Początek lat 60– tych…Dom tętni życiem i młodością. Jest młody – jak jego mieszkańcy –dorośli - wszyscy pracujący w tym samym zakładzie pracy- wszyscy powiązani służbowo – niezrozumiale dla ich dzieci, tworzących specyficzną wspólnotę. Wspólnotę niezależną od zewnętrznych sił i nie podlegającą żadnym układom i animozjom ich rodziców.
To podwórko – teraz rozpaczliwie smutne i opuszczone, było wtedy najpiękniejszym miejscem do zbaw, kształtującym zmysły i rozwijającym wyobraźnię. Nie wie, jakim byłaby człowiekiem gdyby wyrosła w innej rzeczywistości. Rosła tu piękna, stara – powykręcana wiekiem biała magnolia, na jej pierwsze kwiaty czekali wszyscy niecierpliwie , bo ich pojawienie się na długo przed liśćmi było małym cudem. Codziennie wiosną wszyscy z zachwytem patrzyli na jej delikatne pąki. Biada jednak temu, co chciał jej kwiat przynieść do domu! Czekał go tęgi ból głowy i mdłości z powodu zbyt intensywnej woni.
To drzewo było również terenem do wysokogórskich wspinaczek – bezpiecznych i łatwych.

Był tam również krzak bzu – i drzewko brzoskwiniowe, a w pobliżu śmietnika – wysoki stary krzew bzu czarnego, o którym niesłusznie mówiono, że jego ciemne owoce są trujące. Patrzyli na nie z nabożnym lękiem, jak się patrzy na wielokrotnego mordercę. Nikt z nas jednak, nie miał odwagi sprawdzić "trucizny" na sobie. W pobliżu wejścia – tuż za płotem sąsiedniej posesji wyginał gałęzie i sięgał na podwórko – duży rozłożysty orzech. Jakby chciał się podzielić swoimi owocami z gromadką dzieci zadzierających co roku głowy wysoko, w poszukiwaniu zielonych kulek. W latach szczególnej obfitości - właściciele orzecha obdarowywali mieszkańców szarego domu papierowymi torebkami pełnymi orzechów, wywołując ogólną radość dzieciarni.
Jednak największą uciechę wzbudzała rosnąca na tyłach domu – również na terenie sąsiadów stara – ogromnie stara i wysoka jabłoń. Właściciele owoców nie dzielili się z nikim, ale sama jabłoń posyłała na obie strony drucianej siatki swoje skarby. Były to ogromne – żółtawe jabłka z rumieńcem , o delikatnym zapachu i niespotykanej soczystości. Po gwałtownych burzach dzieci gromadnie wysypywały się z budynku , aby potem, gdy jeszcze siąpił drobny deszczyk – wzajemnie się przepychając i piszcząc z uciechy wybierać z trawy potłuczone, często pęknięte owoce, pyszne -jakich więcej nie miała okazji skosztować.
To podwórko – porośnięte dość gęstą trawą było terenem różnych „wojennych akcji”- wielogodzinnych turniejów” skakankowych”, terenem pierwszych ogrodniczych doświadczeń, plażą, czytelnią, trasą rowerową, polem walki o równość, sprawiedliwość i zachowanie hierarchii, oraz pierwszych niepokojących doznań, w postaci nawiązujących się sympatii w miarę dorastania podwórkowiczów.
Tam też- podglądała tajemnicze trasy mrówek, rysowała patykiem skomplikowane esy-floresy na wydeptanej ziemi i kąpała stopy w deszczówce tworzącej wesołe strumyki wyciekające z rynny. Uczyła się życia w społeczności – praw dżungli – była świadkiem narodzin nowych mieszkańców, zaczynała rozumieć co znaczy – mieć rodzeństwo – pojmować jego solidarność i własną niewygodną sytuację jedynaczki.
Korytarz domu był mroczny, ponury i duży. Służył często do zabaw w deszczowe dni –
świetna akustyka została mu do dzisiaj i szerokie drewniane poręcze – zjeżdżanie po nich –jako podstawowy sposób przemieszczania się z pietra na parter – zakazywany przez wszystkich rodziców, wiec tym bardziej pożądany i atrakcyjny. Wszyscy mieliśmy świetne poczucie równowagi, a chwila z dreszczykiem, połączona z szybkością przemieszczania nie dorównywała nijak grzecznemu wdrapywaniu się po kamiennych schodach. Na szerokich korytarzowych parapetach, wylegiwał się jej bury pręgowany kocur. Jedyny w tym budynku – co noc wyruszający na łowy i wracający grzecznie rano do domu, aby odespać przygody związane z naderwanym uchem, lub potarganym futerkiem .Pewnego dnia nie wrócił…
Nie sposób opisać wszystkich wylanych łez, jak i tych które mieli w oczach mieszkańcy domu, kiedy żegnał się z tym światem jedyny PIES, jaki tam był ”od zawsze” – duży – dog bezdusznych sąsiadów, którzy zwierzę wykorzystywali do udziału w polowaniach, dając mu w zamian jakiś ochłap i zimną gumową wycieraczkę pod drzwiami. Zbyt mało na mroźne, śnieżne noce. Zwierzę niesłychanej łagodności o mądrym spojrzeniu, które nie doczekało się nawet własnego imienia. Mówiło się po prostu – Dog. Często w krytycznych sytuacjach, litościwi mieszkańcy skradali się, aby podrzucić mu coś do jedzenia, lub rzucić szmatę za posłanie.
Przez to podwórko przebiegała wielokrotnie w różnych porach roku dziewczynka z ciemnymi warkoczami, trzymająca ciężki czarny futerał na skrzypce- do pobliskiej szkoły muzycznej. Tak bardzo lubiła grać, że niekiedy nie mogła się powstrzymać i swoje radosne pierwsze koncerty dawała przez szeroko otwarte okna mieszkania. Działo się to ku uciesze wielu gapiów spieszących na usytuowane opodal targowisko. Czasami wybiegała nagle z rozśpiewanymi skrzypcami na korytarz, prowokując otwieranie się drzwi znajomych mieszkań – bo za nimi stali zawsze uśmiechnięci ludzie. To pamięć o ich rozradowanych twarzach przetrwała w jej sercu, mimo upływu czasu i chociaż dzisiaj już właściwie nie gra, to powieszone na ścianie skrzypeczki przywołują dawne postacie i dawne chwile, lepiej , niż pamiętniki i fotografie, nigdy zresztą nie zrobione…

Kiedy zobaczysz przypadkowo - ten szary, cichy dom w niewielkim miasteczku - będziesz wiedzieć, że to TEN. Stoi smutny i opuszczony, choć ma jakichś nowych mieszkańców. Jednak nie słychać tu dziecięcych kłótni i nawoływań, z okna na piętrze próżno słuchać piskliwych skrzypeczek. Spełnił już swoją rolę gniazda garstki dzieci, które rozproszyły się jak przysłowiowe wróble we wszystkie strony świata. ONA –dziewczynka z futerałem wyfrunęła pierwsza przed wielu laty, ale zawsze stara się, będąc przejazdem, choć rzucić okiem na miejsce, swojego dzieciństwa i odruchowo szuka ukochanych nieobecnych drzew…
Tylko w pobliżu śmietnika widnieją jakieś rachityczne resztki czarnego bzu rozgrzeszonego dawno z morderczych skłonności ,a który o ironio - okazał się rośliną leczniczą
Odpowiedź z Cytowaniem
  #14  
Nieprzeczytane 18-03-2007, 23:59
Lila's Avatar
Lila Lila jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Feb 2007
Miasto: Polska
Posty: 57 003
Domyślnie

Arczia .....jakie to piękne.Dam głowę,że to dom Twojego dzieciństwa,bo tęsknisz za nim.
Jak i ja za starą kamienicą,choć już za nic nie chciałabym tam mieszkać.
Pozdrawiam - Lila.
Odpowiedź z Cytowaniem
  #15  
Nieprzeczytane 19-03-2007, 11:44
arczia arczia jest offline
Zagląda prawie codziennie
 
Zarejestrowany: Mar 2007
Miasto: zachodnie Wybrzeże :)
Posty: 468
Domyślnie

Dzięki za przebrnięcie przez przydługi tekst - ciesze sie, że sie podobało
Hmmm... na mojej ścianie wiszą skrzypeczki
A może inne internautki tez pokuszą sie o napisanie tekstu o dzieciństwie?
Odpowiedź z Cytowaniem
  #16  
Nieprzeczytane 19-03-2007, 15:20
Lila's Avatar
Lila Lila jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Feb 2007
Miasto: Polska
Posty: 57 003
Domyślnie

To może ja....arczie.Moje podwórko w starej kamienicy.Cud ,poezja ,smak lodów w wafelku i zapach starych murów.

Podwórko - studnia,z maleńkim trawniczkiem po środku,uhonorowanym jakiś rachitycznym drzewkiem.W czasie wojny kamienica ta mieściła się na terenie getta,ale kiedy ja się tam urodziłam,o dawnych mieszkańcach nikt już nie wspominał.
Teraz napiszę o czymś,czego samej przez ponad 50 lat nie udało mi się zrozumieć....Sen...straszny sen...który mnie prześladuje od dziecka.Nic nie pomogło przez tyle lat,poza tabletkami nasennymi...
....Zawsze to samo : ja mała dziewczynka,leżę pod łóżkiem w sypialni moich rodziców...kulę się do ściany i płaczę.Boję się straszliwie,nie wiem czego.Słyszę jakiś ludzi...krzyczą,stukają butami.Do mojej kryjówki idą buty; są to wysokie ,wojskowe buty ,podobne do butów mojego ojca....ale tych bardzo się boję....zatrzymują się przy łóżku a ja czuję taki strach,że budzę się cała mokra !

Jako dziecko nic nie wiedziałam o tym co się tam działo.Nie było telewizji a pierwszy film na temat wojny zobaczyłam mając kilkanaście lat...więc nic nie rozumiem.To trwa do dzisiaj.Czyżby sciany mogły przekazywać jakąś energię ? Nie,to śmieszne...

Nasza kamienica ; na straży pan Kuś - dozorca (mówiło się wtedy -stróż ),który był postrachem nas,dzieciaków.Niech no tylko który odważył się wejść na ów trawniczek.No...miotła pana stróża lądowała mu na siedzeniu natychmiast.Delikwent uciekał z wrzaskiem,z okna wychylała się rozsierdzona macierz,która - jako że kamienica była w większości zamieszkana przez klasę aktualnie rządzącą - wymyślała obywatelowi stróżowi jak najdosadniej,z reguły poddając w wątpliwość prowadzenie się jego mamusi ....
Ogólnie było wesoło...
Zwierzęta...też rozdział osobny...
Starsi państwo w oficynie mieli jamnika, imieniem Karlik,który był wielkim wrogiem kotów.Pani Ostrowska - samotna sąsiadka,była właścicielką ślicznego burasa,który nienawidził psów a kochał gołębie pana Wiesia z pierwszego piętra.
Bożeeeeeeee,co się działo jak wyskoczył Karlik i zdybał burasa !
Wrzask kota!!!lament podrapanego psa!!!...i ta soczysta wiązanka zazwyczaj spokojnej pani Ostrowskiej.
A co było,gdy burasowi udało się złapać ulubionego gołębia,nader sympatycznego pana Wiesia !!!!
...Po co nam dzieciom była telewizja,skoro tyle się działo na podwórku....
Oczywiście,poza tym była solidarność,gościnność i wzajemne wspieranie się w nieszczęściu,jak chociażby wtedy ,gdy na kamienicę spadały nieszczęścia w postaci epidemii chorób.Wszak nie było jeszcze szczepionek.Pamiętam strach mojej matki ,gdy w kamienicy grasował wirus Heine-Medina...Dwie towarzyszki moich zabaw zostały o kulach...A dyfteryt ? Ja przeszłam bardzo ciężko,ale roczny synek sąsiadki nie przeżył..... I tak to się plotło,aż przeminęło...jak wszystko.

Taki mam teraz piękny widok za oknem,ale przed chwilą miałam piękniejszy....bo na moje dzieciństwo.Tak wszystko pamiętam.Dopiero co otwarto mi drzwi do życia,a już zmierzam do tych,które będę musiała zamknąć za sobą...I kiedy ja przeszłam tę drogę ?...Tak szybko...

Ściskam Was bardzo mocno -Lila


[
Odpowiedź z Cytowaniem
  #17  
Nieprzeczytane 19-03-2007, 16:05
arczia arczia jest offline
Zagląda prawie codziennie
 
Zarejestrowany: Mar 2007
Miasto: zachodnie Wybrzeże :)
Posty: 468
Mruga oczkiem (żart) brawo!

Lilu - wspaniale piszesz... jakbym tam była z Wami - Twoja kamienica to taka trochę, jak z serialu "Dom" ul. Złota...
Wspaniale ujęci mieszkańcy. Ja celowo nie pisałam o konkretnych ludziach, może kiedyś... niektórzy jeszcze mieszkają w mojej kamienicy. Lody - wspomniały mi się lody "Pingwin", te kokardy we włosach, których dziś się nie nosi i pończochy "patentki" nikomu z młodych nie znane - i dobrze! bo do dzis pamiętam koszmarne "worki" na kolanach
Odpowiedź z Cytowaniem
  #18  
Nieprzeczytane 19-03-2007, 17:16
Lila's Avatar
Lila Lila jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Feb 2007
Miasto: Polska
Posty: 57 003
Domyślnie

Ach arczia,pamiętam również ...
Pończochy obowiązkowo.Jako mała dziewczynka nosiłam rajtuzy - z
bawełny w prążki,dopiero później zostałam nobilitowana pończochami;były to chyba tzw.'fildekosy '...pamiętacie coś takiego,
czy cos pokręciłam,wszak pamięć ludzka jest zawodna...
Później były już pończochy -helanco-taka była u nas ich nazwa.
Obowiążkowo zapięte na pasku do pończoch za pomocą żabek

Temat poważny,nie powiem...




...ale i ciężar gatunkowy jest akurat na pogaduszki przy kawie,gdy siąpi wiosenny deszczyk - tak jest u mnie.

Na czym to ja skończyłam ?

Na ponczochach przypiętych do paska.No tak,ale to było w innym tysiącleciu..
Te cholerne żabki potrafiły odpaść w najmniej spodziewanym momencie.Ratunek był tylko jeden;zamiast gumowej żaby,wstawiało się monetę - chyba o nominale 1 złoty,ale nie jestem pewna - i tak się dochodziło do domu,gdzi zawsze trzeba było mieć zapas owych żab.

Ponczochy...to temat sam w sobie.Czy któraś jeszcze pamięta kaprony ? Kupowało się je w komisie,za cięzkie pieniądze.Oczywiście
- nie dla mnie - tylko dla mojej eleganckiej matki...
No nie...!
Wyżej i niżej podpisana też chciała być elegancka ! Tym bardziej,że w wieku 13 lat,była obdarzona aparatem do oddychania,jakim obecnie dysponuje Doda...i to bez żadnej renowacji...
Chłopaki szalały.Nie miały biedactwa do dyspozycji internetu i widoków lasek do wyboru i koloru,więc koleżanka dysponująca czymś tak fascynującym - co jej wyrosło w jedne wakacje - i jeszcze pszennym warkoczem do pasa....to musiało być dla nich mocne!
...Ja też się czułam w tej powodzi testosteronu,która zalewała mnie dosłownie, na przerwach w szkole ,jak ryba w wodzie.Mój mózg,otumaniony dodatkowo dopiero co odkrytą Heleną Mniszkówną,uroił sobie...że oto narodziła się...Julia i Izolda w jednym.
...Mało myśląc,z komódki mojej mamy,zabrałam te piekielnie drogie kaprony.Założywszy je na nogi,postanowiłam zadać szyku !
Swoje włosy rozpusciłam,i za pomocą gumki zrobionej z rowerowej dętki utworzyłam koński ogon - a la Brigitte Bardot.Spojrzałam w lustro matczynej toaletki.Ja +kaprony -według mnie - było to piękno skończone.A na ulicy już czekał na mnie Zbyszek - najlepszy piłkarz w szkole- piękny niesłychanie,chociaż w wieku już poważnym - jako,że skończył lat 15 / nauka mu niestety nie szła - ale za to ta uroda !!! /
...Oczywiscie- zawsze miałam środek lokomocji -ja na rowerze ,damce.

Po co mam pisać dalej ? Było cudownie,niewinnie i był mój pierwszy pocałunek - taki śmieszny,niezdarny.

Wróciłam do domu z sercem w kawałkach,oraz podartymi o łańcuch kapronami.Awanturę ,jaką zrobiła mi moja matka - pamiętam do dzisiaj.Zawsze była drobiazgowa - zauważyła podarte kaprony ,a umknęła jej uwadze burza w moim sercu..

To tyle .Temat naszej bielizny - to rzeka.Chyba do niego wrócimy,bo to już prehistoria ,w porównaniu z tym co jest teraz w sklepach.
4 miesiące temu dostałam wiadomość,że Zbyszek - moje pierwsze ,dziecinne zauroczenie - nie żyje...
Też przeminął.Jak wszystko i wszyscy...
I jak ja również - Lila
Odpowiedź z Cytowaniem
  #19  
Nieprzeczytane 19-03-2007, 18:21
arczia arczia jest offline
Zagląda prawie codziennie
 
Zarejestrowany: Mar 2007
Miasto: zachodnie Wybrzeże :)
Posty: 468
Domyślnie ojojoj:)

Liluś - popłakałam się, czytając o tej "kapronowej" randce. To było piękne opowiadanie -masz naprawdę wenę twórczą do wykorzystania! I nie mów, że przemijasz - opisz swoje życie z takimi drobiazgami, o których się obecnym nastolatkom nie śniło. To wyjątkowe wspomnienia i szkoda, żeby przepadły!

Ps. Ja zapinałam pończoszki awaryjnie - guzikiem od pościeli - zawsze taki musiał być w kieszeni były też białe tenisówki i białe skarpetki - biała kreda w kieszeni na wypadek "obkopania"

wybawieniem były pończochy "nielecące oczka", ale one - darły się w dziury...
Odpowiedź z Cytowaniem
  #20  
Nieprzeczytane 19-03-2007, 21:16
Lila's Avatar
Lila Lila jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Feb 2007
Miasto: Polska
Posty: 57 003
Domyślnie

Ha !!!

Nielecące oczka,czyli zwane u nas - siatki.
Arczia,toż to była nowoczesność i marzenie.To było ucieleśnienie marzeń o wyglądzie Marylin Monroe i Sylvii Vartan,bo B.B już wtedy się opatrzyła..

Ale zanim się doszłysmy do ''siatek '' trzeba było przejść przez okropne pończoszyszka,w których leciały oczka od ukąszenia komara ...

A nasze haleczki ? Pamiętacie ?
Czy teraz ktoś produkuje i nosi halkę ? Młode pokolenie nie zna tego pojęcia,bo nawet opera narodowa pod tym tytułem jest pewnie im nieznana.
Zresztą ktoż by zrozumiał Halkę,w czasie gdy nie było postinoru ? I adopcji pewnie też nie !
Ale żeby zaraz się topić.Jak Wanda,która rzekomo Niemca nie chciała..Jakież to nieszczęście dla dziewczyny współczesnej ? Bierze sie becikowe i prosi o pomoc rodziców .Koniec.Kropka.

No i odeszłam od koronkowej halki - bardzo daleko.
A jednak było to cudeńko sztuki bieliźniarskiej i cud kobiecości.
Chociaż obecnie nie wyobrażam sobie ,aby coś takiego wciągnąć na siebie,to jednak szkoda ,jak sobie przypomnę siebie w owej haleczce obszytej piękną koronką...
No ,ale jakby ta koronka wyjrzała spod spódnicy,to ci byłoby dopiero.Gafa wielka..

Pozdrawiam - Lila..

Ps.A pasek do pończoch zasługuje chyba na post osobny ,prawda ?
Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz

 



Podobne wątki
Wątek Autor wątku Senior Cafe Odpowiedzi Ostatni Post / Autor
A to ciekawe! (nasze własne historyjki z pobytu za granicą) arczia Podróże, turystyka 17 21-06-2011 15:12
Dzieła wiekopomne czyli pisać każdy może.. Lila Książka, literatura, poezja 235 04-02-2009 17:45
Czy bylibyście w stanie adoptować dziecko i pokochać je jak "własne"? Basia. Rodzina bliższa i dalsza 80 06-10-2008 01:41
proszę pomocy, moze macie własne doświadczenia dotyczące mojego problemu. becia8311 Choroby, badania, terapie 16 06-07-2007 23:31

Narzędzia wątku Przeszukaj ten wątek
Przeszukaj ten wątek:

Zaawansowane wyszukiwanie

Zasady pisania postów
Nie Możesz: tworzenie nowych wątków
Nie Możesz: odpowiadanie na posty
Nie Możesz: wysłanie załączników
Nie Możesz: edytowanie swoich postów

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Skocz do forum


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:31.

 
Powered by: vBulletin Version 3.5.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.