|
Książka, literatura, poezja Literatura, dyskusje, własne próby pisarsko-poetyckie. |
Narzędzia wątku | Przeszukaj ten wątek |
|
Książka, literatura, poezja Literatura, dyskusje, własne próby pisarsko-poetyckie. |
Narzędzia wątku | Przeszukaj ten wątek |
#21
|
||||
|
||||
W Bogatynii jest tylko jedna ksiegarnia i tam Szczygla nie bylo.Ale mam go na liscie.
|
#22
|
|||
|
|||
Ciekawa jestem Twojej opinii, bo nie jest to ksiazka pisana "na kolanach" , czasem dosyc ostra,mimo ,ze autor to wielki sympatyk Czech i Czechow .
|
#23
|
||||
|
||||
Moi chlopcy mieszkaja w takim polsko-czesko-niemieckim trojkacie,w Libercu.Czesto tam jezdzimy,obserwuje Czechow od dawna.Moje obie synowe sa Czeszkami.Juz od drugiego piwa zaczyna sie zwykle "Hrabalowanie",czyli wspominanie,cytowanie,popisywanie sie wiedza o nim.
|
#24
|
||||
|
||||
Rózia , Ty do matury przystępujesz mając już dzieci i wnuki?.Jak Renata z kurwikami ?
Lepiej później niż wcale , po prawdzie . |
#25
|
||||
|
||||
Przypominam,ze watek dotyczy Bohumila Hrabala,jak ktos nie ma nic do powiedzenia na jego temat,to niech sie zagniezdzi na innym watku!Ordnung muss sein!
|
#26
|
||||
|
||||
No,Wieruszko!Blisko bylas!
|
#27
|
|||
|
|||
Hrabal chodził z rana z duzym dzbanem po piwo do gospody , albo wysyłal żonke , o czym sam donosi.
Czerp, Elizo, z Klasyka, choc żonki nie masz. |
#28
|
|||
|
|||
Vivat skroty , wycinanki itpCiesze się ,ze wątek barchanowych majtek nie podlega takim obostrzeniom.
|
#29
|
|||
|
|||
Przenieś sie tam gdzie weselej.
Rozie mamy rozpoznaną, tylko modki mogą ciąć tematy. |
#30
|
||||
|
||||
Cytat:
Mieszkałam tam trzy miesiące. Ale tak dawno temu, że pewnie już nieprawda... |
#31
|
|||
|
|||
(...) "i nagle miałam urodziny, i skończyłam sześćdziesiąt lat, i nagle dostałam paradontozy, i pan doktor Szlosar wyrwał mi wszystkie zęby, i obiecał, że zrobi mi sztuczną szczękę, która będzie jeszcze ładniejsza niż moje zęby, tak mówił pan doktor Szlosar, a ja czytając w jego oczach i głosie uwierzyłam, że sztuczne zęby są jeszcze bardziej lśniące niż wszystkie te, które mi wyrwał, że w Ameryce należy wprost do dobrego tonu, kiedy nadejdzie odpowiednia chwila, kazać sobie wyrwać zdrowe zęby i zamiast nich wstawić takie, które można umyć pod strumieniem wody, że plombowane zęby nadal się psują i powodują reumatyzm i choroby serca...
Mnie jednak zdarzyło się to jesienią, pan Szlosar był w dobrym humorze, jak mi powiedziano: każda jesień to raj dla technika dentystycznego, bo to pora polowań i ostatnich sideł, a myśliwi z naszego miasteczka tak czczą każde to polowanie, że upijają się i nad ranem, kiedy czasami rzygają do rowu albo miski klozetowej, wypadają im te ich drogie sztuczne szczęki, tak więc przez całą jesień aż do Nowego Roku pan Szlosar ma ręce pełne zębów, pracuje nawet nocami, aby naprawić czy też zrobić nową sztuczną szczękę dla swoich klientów-myśliwych, którzy płacą trzy razy tyle, ile zapłacili po raz pierwszy za swoją sztuczną szczękę. Kiedy dziąsła mi się wygoiły, chodziłam na odciski dziąseł w gipsie, a po miesiącu przyszłam pełna nadziei, uśmiechałam się, bo wiedziałam, że tego dnia włożą mi do ust te zęby z porcelany, to dzieło kunsztu artystycznego, jak mawiał pan Szlosar, te konwalie zasadzone w różowych dziąsłach. Pan Szlosar zniknął w swojej pracowni, a kiedy zjawił się z powrotem w gabinecie, niósł na cynowej tacy coś owiniętego w watę, poprosił mnie, abym usiadła w fotelu i zamknęła oczy, otwarła usta, po czym wsunął mi do ust, na dolne dziąsła, coś chłodnego i ciężkiego, tak że pod tym ciężarem opadła mi broda, potem włożył mi coś jeszcze wstrętniejszego, jakiś przedmiot, po którym chciało mi się wymiotować, zaczęłam się dławić, ale głos pana Szlosara zaklinał mnie, żebym tylko przyssała do podniebienia te srebrne sprężynki i poczekała chwilę, aż cała szczęka się zagrzeje. I ja, która klaskałam, widząc pana Szlosara wchodzącego i niosącego na cynowej tacy to moje sztuczne ocalenie, ten mój ratunek, miałam teraz wrażenie, że ścisnął mi całą głowę w imadle, czułam, że jestem śmiertelnie blada, że całe moje ciało i dusza wzdragają się przed taką zniewagą, hańbą, którą pozwoliłam sobie włożyć do ust, przed tym wrogim przedmiotem, tą chłodną macoszą pieczarą, w której w dół i w górę sterczą i skapują stalaktyty i stalagmity. Zapłaciłam, pan Szlosar zapewniał mnie, że to tylko sprawa przyzwyczajenia, że za żadne skarby nie wolno mi wyjąć tego jego dzieła sztuki, do którego przywiązywał taką wagę, że muszę nawet z tym spać, że w najlepszej sytuacji są starzejące się ekspedientki i urzędniczki, które muszą mieć zęby już choćby tylko ze względu na urząd czy sklep. Odprowadził mnie aż na rynek, właściwie to musiał mnie podpierać, oddalałam się z jego gabinetu dentystycznego tak jakoś jak wdowa odprowadzana od mogiły, a on podpierał mnie i szeptał mi do ucha, żebym nie wodziła ciekawskim językiem po tych zębach, ciekawski i niespokojny język może dostać róży na koniuszku, a nawet raka, że jedna z jego klientek przez ten swój ciekawski język nabawiła się takiej choroby i musieli ją najpierw leczyć na oddziale psychiatrycznym, psychoanalityk nakładł jej do uszu, wbił jej w głowę rozkaz, że nie wolno jej, nie wolno za żadną cenę zaspokajać swojego ciekawskiego języka, bo w przeciwnym razie z róży będzie rak; pan Szlosar powiedział mi na pożegnanie, że jest wielu mężczyzn, zahartowanych mężczyzn, którzy kazali sobie zrobić sztuczną szczękę, ale mieli ją w ustach tylko raz, a potem odłożyli ją do szuflady i woleli żując skórki poodgniatać sobie bezzębne dziąsła, że mieli tam wspaniałe guzy, które doskonale zastępowały zęby... Ba! Ja jednak zawsze byłam piękną kobietą, a więc nie przyniosę mu wstydu i za wszelką cenę będę te zęby nosić! Mówił mi to poufnie i wyjął całą swoją sztuczną szczękę, podsunął mi ją pod oczy i powiedział: — Ja także chciałem te zęby wyrzucić, ale niestety! Jakżebym mógł proponować komuś’ sztuczną szczękę, jeślibym jej sam nie nosił? To byłoby tak samo jak z tym aptekarzem Kolarzem, który ma głowę łysą jak kolano, a ciągle proponuje każdemu płyn na porost włosów, płyn wprost niezawodny! Ale dla mężczyzn, którzy po raz pierwszy mają sztuczną szczękę, najlepszą rzeczą jest podjąć z kasy oszczędności albo pożyczyć czy też wziąć od żony tysiąc koron, zafundować sobie tydzień urlopu i siedzieć wśród ludzi w gospodzie, i pić piwo, od rana do późnej nocy łykać wzmacniającą wódeczkę, bo to jedyny sposób, żeby o sztucznej szczęce zapomnieć... Oczywiście — podkreślił pan Szlosar — podczas całej tej kuracji zęby muszą być w ustach... A ja szłam przez rynek z uniesioną głową, musiałam tak iść, bo gdybym się choć odrobinę pochyliła, głowa by mi obwisła i szczęka wypadła. Czułam to, rozpłakałam się, bo z góry wiedziałam, że jestem staruszką, od tej chwili będę babsztylem, bezzębną staruchą, jako że czegoś’ takiego w ustach nie zniosę, nawet gdybym podjęła z kasy oszczędności wszystkie pieniądze, gdybym piła przez pół roku, i to tylko szampana i piwo, bo przecież na tyle siebie znałam i wiedziałam, że tych zębów nie zniosę, całe moje ciało, dusza, wszystko mi mówiło, że tej sztucznej szczęki nie chce, z każdą chwilą coraz bardziej zdawałam sobie sprawę, że zostałam oszukana, że mi do ust wsadzili kowadło z kuźni, tę ogromną szklaną popielniczkę na niedopałki i zapałki, dwie ostre muszle z rzeki, o które już sobie skaleczyłam język, język przerażony tym wszystkim bez reszty i obmacujący to obce w ustach, nie mogłam tego języka powstrzymać, jako taki wcale ten mój język nie był ciekawski, ale oszołomiony, zwariował ten mój łakomy język, krwawił i gotów był sam się zabić, tak bywa — opowiadali myśliwi — gdy łasiczka wpadnie w sidła: wcale nie zraniona umiera po zachodzie słońca. A więc kiedy wróciłam do domu, wyciągnęłam stare narzędzia ze Skody czterysta trzydzieści, wzięłam stalową dźwignię do zakładania opon, łyżkę, wyplułam zęby na stół, przerażona patrzyłam na te zęby, które się ze mnie śmiały, śmiech rozdziawiał szeroko dziąsła, i kilkoma uderzeniami roztrzaskałam te drogie zęby, porcelana roztrzaskała się jak butelka po piwie, waliłam potem jak szalona, aż zmiażdżyłam na proch i pył te różowe dziąsła, a zęby rozprysły się po kuchni. Zmiotłam resztki i wrzuciłam do pieca (...)" [B. Hrabal, Skarby świata całego] |
#32
|
||||
|
||||
Ales,Wierna narobila! Od kilku godzin Hrabalowcy,czyli moja najblizsza rodzina,docieka ,po pierwsze: kim byla ta kobieta,ktora opisala swoja przygode ze sztuczna szczeka!Czy byla nia Kwiecienka - chyba nie!Za mloda!Zona Hrabala?Czy moze jego matka,tak pieknie pokazana w podstrzyzynach?Moze,ktoras z jego znajomych,ktorej historie poprostu przytoczyl?W "Weselach w domu" pisal historie wieku kobiet.Moze ktoras z nich?Niestety,chwilowo,nie mam tej ksiazki u siebie.
|
#33
|
||||
|
||||
Prace Hrabala
Hrabal,w latach 50-60 pracowal w zbiornicy makulatury,w Pradze,na ulicy Spalenej,tam zaczytywal sie w klasykach,ktorych ustroj kazal,jako wywrotowcow,spalic.Tak pracowalo wielu czeskich intelektualistow.Hrabal ukonczyl filozofie na uniwersytecie w Pradze.Potem,jako emeryt kupil w Kersku(to niedaleko Pragi) dzialke,gdzie opiekowal sie bezpanskimi kotami.
|
#34
|
|||
|
|||
W chwili szczerości,
spowodowanej nadużyciem przyznał misie, że to ciebie miał na myśli. |
#35
|
||||
|
||||
stryj Pepin
czy ktos moze mi wyjasnic koligacje - kto to jes "stryj"?U nas,na slasku byl zawsze "wujek".Obojetnie,czy brat matki,czy ojca.
|
#36
|
||||
|
||||
ignoruje
Cytat:
Elizo. Jest to dla mnie na tyle wazny temat,ze cie za przeproszeniem,ignoruje!Czekam na odpowiedzi powazne i serio! |
#37
|
|||
|
|||
Cytat:
śniły mu się koszmary. |
#38
|
|||
|
|||
Bohaterką ksiązki jest Anusia Sedlaczkowna, pensjonariuszka domu starcow. Na kim wzorowana była to postac - nie wiem, Hrabal informował ,ze zamieszcza rzeczywiste opowiesci owych starszych ludzi.
|
#39
|
||||
|
||||
B.B - dziekuje!
|
#40
|
||||
|
||||
Gottland
Cytat:
No wiec,mam wlasnie czytam,bardzo fajna ksiazka!Polecam.Zamowilam przez internet. Marcin Szczygiel "Gottland". |