|
Książka, literatura, poezja Literatura, dyskusje, własne próby pisarsko-poetyckie. |
|
Narzędzia wątku | Przeszukaj ten wątek |
|
Książka, literatura, poezja Literatura, dyskusje, własne próby pisarsko-poetyckie. |
|
Narzędzia wątku | Przeszukaj ten wątek |
#441
|
||||
|
||||
Tak dawno Ciebie nie było Nurio, ale jesteś i to jest najważniejsze.
Do tego piękne wiersze przepełnione smutkiem przemijania... Proszę, nie odchodź już na tak długo. - Cz |
#442
|
||||
|
||||
Postaram się
Trochę miałam rozgardiaszu z remontem mieszkania, trochę chorowałam...wyjeżdżałam...ale już jestem. Pozdrawiam serdecznie |
#443
|
||||
|
||||
NADMIAR PODZIELIMY PRZEZ DWA
nie była gruba była falbaniasta uda bardziej skrojone na wzór nieudanej solejki nawet plecy jeżyły się nadmiarem materii ginęły w masie guzikami zimowego płaszcza krągłe i jędrne piersi mijał i marzył by ramionami objąć całą myślał małe w dużym jest piękne kiedy przetaczała się obok jak wagon na rozjeździe spojrzeniem wbitym w ziemię obrysowywała cień pofałdowanej młodości jutro ujmie jej dłoń by poczuła jak pachnie szczerość na przejściu przez kompleksy pokazał się zielony ludzik ITAKA NIE ZNAJDZIE wyszedł z ogniem nie wrócił pudełko po zapałkach jak opuszczone małżeńskie łoże noce przestały straszyć ciemnością czas porósł aksamitem przecież nie goni się wiatru MARIA POPRZEZ MARIĘ DO MARII lub...STARZY OBOJE kolejne zdrowaś wrasta w opuszki Maria przepracowana nie słyszy prośby o szklankę wody upłyną przesypywane talkiem odleżyny koralików nie łączy spójność Józef ściął drzewo heblowanie poczeka przecież jeszcze zdrowaś Mario i nawet pan z tobą OBLICZONE NA EFEKT świąteczno - niedzielny w zgiełku potrącił boleśnie Jego nie przeprasza w cieniu ambony nie będzie rachował sumienia nie znalazł miłujcie nieprzyjaciół nie sądźcie odpuszczajcie bądźcie miłosierni trzy uderzenia w żebra i już jest godzien człowieczeństwo nie jest towarem najbardziej pożądanym możesz być chamem sześć dni siódmego jesteś godny w poniedziałek znów zstąpił do piekieł na cześć Twojego imienia CHŁOPIEC, KTÓRY LICZYŁ KOLORY tylko ona porusza się w ciasnym świecie syna nie mówiąc rozmawiali jeśli zechciał odszukać ją wzrokiem szachowe figurki ustawiał ruchem robota na wzór tasiemca obcy rozerwał ścianę wtargnął zbił dwa pionki malec zawirował niekontrolowanym bąkiem on proszę pana potrafi liczyć kolory teraz brakuje mu białego ile życia tyle liczenia na cud że kiedyś się wszystko uzgodni POZA BLEJTRAMEM monotonię urozmaica barwami tworząc zestawy światła jej kalendarze pełne świąt w czerni i w fioletach także w zieleni i żółci nigdy nie siada na niebieskim bliższy jest jej oczom w oranż lubi wkładać dłonie dają siłę otwierać dzień w szarościach na godzinach stawia pomarańczowe kropki żałuje że ma tylko jedną parę rąk NIE ŁAMAĆ REGUŁ pan mann wysapał pogodę na dziś pora zagrabić ścieżki po nocy strumieniem zimnej potraktować ciało przymierzam stopy do podłoża rozciągam grzbiet szybka z fusami dłuższy makijaż bez zawiesiny na rzęsach zrywam pierwszy kwadrans czerwone szpilki stukają rytmem Radeckiego odwraca mnie twój wzrok nie mogę pani wyprzedzić ta podwójna ciągła na jedwabiu |
#444
|
||||
|
||||
...A BÓG URODZI SIĘ BEZ NIEJ
nie ma nic smutniejszego od grudnia mikołaje przymierzają szaty dopasowują brody im się śmieją przepisowym drżeniem brzucha duża dziewczynka nie pisze listów z prośbą o hulajnogę napisałaby pewnie o zwykłe przytulenie ale jej nie wypada podeprze więc policzki dłońmi i przysięgnie sobie że się nie rozpłacze z pierwszą gwiazdką po prostu zamknie oczy lubi gdy głaszcze ją sen ŁUSKI MIĘDZY PIÓRAMI ryby ponoć czarodziejskie kupiłam u anioła najprawdziwszego jak zapewniała babcia kto ma szczęście to i jego skrzydła zobaczy ja widziałam tylko granatową czapkę uszatkę przysłaniającą oczy kufajkę i walonki sine z zimna dłonie zważyły rybę bo wie pani to symbol chrześcijaństwa i w wigilię nie może go nie być teraz czekam na cud może same się zabiją i oprawią chyba że anioł ten ze skrzydłami skróci ich i moje męki |
#445
|
||||
|
||||
DWA HEKTARY SŁOŃCA
żarówka spłaszcza cień uwięzionej w kloszu ćmy zbieram wspomnienia jak motyle wycięte z firanki osiadłe na twoim torsie dzisiaj świt ma ten sam zapach żywicy z surowych desek łóżka nie tęsknię za żadnym wyobrażeniem przyszłości czas zamknął się sokiem gruszek na piersi rozpisywanych twoim językiem oblizuję usta jest dobrze nawet bez OT, TAKI PRZYDAŚ bywam lekiem na całe zło bez ulotki ostrzegającej o przedawkowaniu ścierają się obręcze ślad na palcu pozostaje dłużej niż działanie antidotum trzeba więc polizać co dyżurnie czeka pod adresem zameldowania mamy stałe ja czekanie ty huśtawkę nastrojów *** droga nawet najdłuższa zaczyna się pieczęcią pierwszego kroku trzeba uwierzytelnić ziemię a jednej nodze trudno wytyczyć szlak zgarniając zielone przestrzenie z jaskółką podzielić niebo na porcje jak witraże podobne Mehofferowi kiedy wyrówna się krok głowa niczym peryskop anektuje ludzi ciepło wyściela codzienność bezpiecznie. PRZYMIERZAM SIĘ DO DNIA stare ślady nie pasują do moich stóp szuram godzinami przyparte do drzwi śpieszą wprost w jutro wieczór ma czerwoną barwę powiek bez makijażu rankiem zastukam obcasami w spłoszone łzy wygładzę spojrzenie i permanentny uśmiech możesz zrobić zdjęcie niech widzą że jestem szczęśliwa ASTRALNA BIELIŹNIARKA kolejny dzień jak kabaretki naciągam na godziny przepychają się w ciasnocie obcinając głowy cyfrom zamkniętym w sieci mrok nadzieją bez rozciągniętych bezsensownie ust |
#446
|
||||
|
||||
Nurio jak dobrze, że nie zapominasz o swoim wątku
i przynosisz (zbyt rzadko), ale jednak... swoje wiersze. Dziękuję Ci za to serdecznie. Wszystkiego Najlepszego z okazji Nowego Roku. - Cz |
#447
|
||||
|
||||
Staram się być częściej na ile mi czas pozwala.
Również życzę wszystkiego najlepszego, niech się spełnia to o czym nawet złota rybka nie pomyślała A teraz nie wiersz, a opowiadanie. Smutne opowiadanko, które swego czasu na Ogólnopolskim Konkursie Małej Formy Literackiej w W-wie zdobyło pierwsze miejsce. Raz, dwa, trzy teraz ty... …………………………………… Słońce skapuje miodem, o promienie opierają się kwitnące na nowo staruszki. Mól wielkości świerszcza rozpiera się na kołnierzu lichego paltocika, pamiętającego pierwszą połowę XX wieku. Nakarmiony wełną teraz zasmakuje resztek włosów swojej pani, wdzięczny za dożywocie. Biedne, bo biedne, ale pewne. Ona mówi, że jest schyłkowa i nic już nie potrzebuje, bo czego można pragnąć, dobijając do setki. Tylko śmierci i wystawnego pogrzebu. Nie jakiś tam karawan samochodowy czy na akumulatory. Najlepiej ciągnięty przez parę karych koni, a trumna koniecznie ma być ustawiona na perskim dywanie. Mszę ma odprawiać sześciu księży. Na uwiarygodnienie opowieści dodaje, że już proboszczowi wpłaciła odpowiednią kwotę, a i co miesiąc dokłada, żeby po jej śmierci co tydzień odprawiał za nią mszę i wspomniał dobrym słowem. Dobrym? Czy słowo można kupić, tak jak pralkę czy telewizor? Babinka uważa, że tak. Ale zapomina, że dzieci drugiego męża nazywała bękartami i nie cierpiała, kiedy przychodziły, już dorosłe, ze swoimi dziećmi w odwiedziny. Cierpiała za to, kiedy w czasie jej miesięcznego pobytu w szpitalu, tylko raz odwiedził ją ksiądz, ten opłacony z góry za cotygodniowe dobre słowo o niej po śmierci. Mawiała wówczas: Widzisz, ten to ma serce, a te bękarty to by tylko hałasu narobiły, a i pewnie na cukierki bym musiała dać. Między drugim śniadaniem a obiadem zakwita też Jadwiga. Mimo swoich dziewięćdziesięciu trzech lat szybciutka i każdej wiosny bardziej sfilcowana. Wita mnie, jak mantrą, tym samym zdaniem: Wiesz, ale ta Asia to taka niedobra. Mówię ci, nawet nie porozmawia ze mną, nie chce dać potrzymać Oli, a jedzenie, jakie mi dają, to świnia by nie jadła. Jadzia przepisała mieszkanie wnuczce z dożywotnim prawem zamieszkania w jednym, największym pokoju. Wnuczka wyszła za mąż, urodziła Radka, po dwunastu latach Olę. Pewnie się nie spodziewała, że babka okaże się długowieczną istotą. Teraz, z kolejnym maleństwem, żyją na szesnastu metrach kwadratowych…a babka na dwudziestu, sama. Mimo że jedna z córek proponowała: – Mamo, zabiorę cię do siebie. Jest duży dom, ogród… Słyszała jedną odpowiedź: – Tu jest moje i tu będę do śmierci. A śmierć? Buja sobie cichutko krzesłem w mroku i wcale się nie śpieszy, aby wstać i zimną dłonią zamknąć oczy. Każdy ranek jest taki sam. Zanim przyjdzie syn, robi kawę i regularnie wylewa fusy przez okno z pierwszego piętra, wprost na przechodniów. – Bo wiesz, kwiatki pod oknem będą lepiej rosły, u mojej mamy tak robiliśmy. Zapomniała, że mieszka w bloku, a nie w wiejskich czworakach, i że pod oknem zabrakło rabatki, jest chodnik. Jesień życia przecieka na łączach. Czasem bywa teraz, czasem niegdyś. Helena nie ma szans choćby zazielenić się na dyżurnej ławeczce, nie wspominając o kwitnieniu. Od kiedy dała się oszukać metodą „na wnuczka”, nie otwiera nikomu drzwi. Żaluzje w oknach są zawsze opuszczone. Czasem mignie jej cień za szybą, ale zaraz znika. I tak od pięciu lat. Zagląda do niej syn z synową. Najczęściej wnuczek, który ma obiecane mieszkanie po babce. Emerytowany farmaceuta przepisuje pismem pętelkowym w swoim notesiku receptę na moje nazwisko i wysłuchuję wykładu o skuteczności słońca w działaniach wojennych na froncie. Nie bardzo wiem, na jakim, czy to w działaniach z Prusakami, czy w czasie wojen napoleońskich. Na wszelki wypadek, abym nie uciekła, trzyma mnie za rękę. Nie mam wyjścia. Słucham. Za kilka minut podjedzie po niego ambulans i zabierze na kolejną dializę. Staruszek nie widzi, ale po warkocie poznaje, że to teraz koniec opowieści. Laską ostukuje teren, wstaje i sam podąża w kierunku auta. Jan patrzy na to towarzystwo z dystansem. Z wędkami i chlebaczkiem wychodzi i po zdawkowym „dzień dobry”, zmierza do czekającego w samochodzie przyjaciela. – Jezioro, spokój i ryby. Pani Krysiu, to jest życie. Nie wiem, dlaczego moi sąsiedzi najczęściej mówią do mnie Krysiu, Teresko czy Kaziu. Przyjmuję spokojnie kolejne chrzty, bo wiem, że prostowanie mojego imienia i tak nic nie da. Dla nich co dzień jestem Krysią albo Basią, zależnie, jakie imię im zajaśnieje w pamięci. W żółto-różowej trumnie toczy się życie. Zapytasz, dlaczego trumna w takich barwach. Blok ma taki kolor. W trzydziestu mieszkaniach żyje większość cofniętych w czasie staruszków. Dziecko z rozpłakanymi kolanami to ewenement, nie wspominając o niemowlętach. Takich jest tylko troje. Młodzież, w liczbie sześciu, chętnie starowinkom wystawiłaby żółte papiery, a na bloku, zamiast numeru, powiesiłaby różowy becik. Szybkim krokiem zmierzam na plac zabaw. Siadam na ławeczce przy skate parku i z zachwytem patrzę na kręcone po niebie szlaki kółek i radości. Życia. Zawstydzona, czuję się jak wampir, który czerpie energię z tych dziecięcych pisków i śmiechów, aby mieć siłę wrócić obok zabalsamowanych sąsiadów i dożyć bez depresji kolejnego poranka. Niebo na szczycie drogi bywa dołujące. Do osobistego parkometru wrzucam monetę na modlitwę za siebie, aby kolejny raz przebrnąć przez galerię żywych trupów. |
#448
|
||||
|
||||
ASTRALNA BIELIŹNIARKA
kolejny dzień jak kabaretki naciągam na godziny przepychają się w ciasnocie obcinając głowy cyfrom zamkniętym w sieci mrok nadzieją bez rozciągniętych bezsensownie ust BEZDZWIĘCZNA STAGNACJA jeden fałszywy sygnał i pójdziesz stąd nie zostawiając śladu jakby cię w ogóle nie było przywiązaniem podążę ścieżką we fioletach ty czekasz na śmierć ja na nic Z ANTRAKTEM W TLE siedzimy obok siebie jak na widowni pustego teatru ani to życie ani to śmierć zbyt wielką wagę mają liczby aby nie pogubić się w rzeczywistości bo czy to ważne czy złote czy diamentowe kiedy straciły smak wspólne kroki rodzaj katapleksji może uda się nam obudzić jutro nie przecinając powiek obcością podpisanej kiedyś intercyzy CZAS UWIĆ GNIAZDO przypadkiem spadłam z innej planety czekając na miejsce we wszechświecie teraz mam łąkę kładę się na niej całe galaktyki poruszają się swoim torem jak człowiek który się rodzi i idzie wydeptaną drogą mojej nie ukończono jestem głodnym ptakiem mam znowu przestrzeń ZIMNO ŁAMANE CIEPŁEM śmieję się tylko dlatego aby nie płakać wiozłeś mnie zawiniętą w babciną chustę sine ręce przymarzały do kierownicy jedyne w domu rękawiczki miałam na dłoniach mogłam się zabawiać zbyt długimi palcami kiedy rowerem pokonywałeś zaśnieżone pagórki teraz w oczach wymazanych z blasku odczytuję wszystkie twoje trasy tworzyłeś z niczego coś we mnie dlatego uśmiecham się aby nie płakać PODIUM CZYLI NIEPOKÓJ W SERCU ZIELENIAKA wyobrażeniami nie sięgała dalej jak za beczkę z kiszoną kapustą nawet cytrynami nie handlowała żeby nie łamać sobie głowy ich pochodzeniem szczypiorek pietruszka seler towar o którego metrykę była spokojna żeby tylko syn skończył studia będzie mądry to wszystko wytłumaczy wpadał na targowisko i mówił masz wolne ręce to możesz mnie objąć i uśmiechał się szeroko nie przykrywał wstydem jej czerwonych dłoni wieczorem stawiał taboret pod opuchnięte stopy bała się że niedługo zabraknie dla niej miejsca na pudle |
#449
|
||||
|
||||
ROZRZEDZONY KROCHMAL
cichym mlaskaniem spływa deszcz rynny potokami zalewają podwórze niczym rozgdakane maglarki czas przesypuje się na drugą stronę dnia aby nocą zmienić tylko bok i wygodnie dospać brzasku rano jedni powalczą o przetrwanie wbijając w chodniki deszczową piosenkę mnie krople przyszpilą bólem do strzępu tobie ktoś wymówi uczucie CZTERY ROGI STANU REM przechodzisz przez sen cieniem delikatnego obrazu i ciszy nadsłuchiwaniem bosych kroków mówiących echem lata wypełni się czas podzwonnym lipca w pamięci głowy nie chcę odwracać gdy zimy zabierają kawałki nas potrzebuję tylko chusteczki niekoniecznie błękitnej LISTOPAD Z GRUDNIEM NAJSMUTNIEJSI MIESZKAŃCY ROKU pierwszy najdroższą dzielnicą willową kapie przetopioną stearyną monety odbijają się bezgłośnie od plastikowych kwiatów i zbutwiałych złocieni łzami rozpuszczanymi na specjalną okazję według rytualnego przepisu pozmywa zapomnienie z cmentarnych płyt wypłucze sumienia jeden festiwal sztuczności przejdzie w drugi z naciskiem na fajerwerki łącznie z wcielaniem w życie makatkowego zastaw się a postaw się gwiazdorom zawodowo trzęsą się brzuchy z pustego śmiechu naiwność kupujących bliska przedszkolnego brzdąca czyli dużo i barwnie a więc chińskopodobnie STRÓJ TO STAN SUMIENIA mojemu Tacie na dźwięk swojego imienia uścisk stalowych łap na gardle otwarłam okno czekałam aż minie pomagałam włożyć czystą koszulę zawiązywałam krawat między kołnierzykiem a szyją kilka centymetrów wolnego miejsca tyle wolnych miejsc pozostanie po jego odejściu ale trwał kiedy odmówił morfiny ból przeszczepem przyjął się we mnie słyszę dźwięk swojego imienia i tylko mogę otworzyć okno by puścił uścisk stalowych łap rozebrał z lęku przyoblekł smutkiem PRZEJADANE ZARZEWIE tracę panowanie nad sobą i wybucham łatwiej niż pożary najlepiej wściekłość nakarmić w lodówce kotlety cholera pakowane po dwa wszystko na tym świecie jest podwójne przewidziane na dwie osoby nie ułatwia to życia złość narasta aż do samotnego biegu na ruchomej bieżni samogaszenie potem najbardziej skuteczne POŻEGNANIE ZIMNYM NOSEM zagościła w niej zima jak horda nieproszonych krewnych dryfuje wzorem starej eskimoski na lodowej tafli przemarznięta przez nikogo niechciana zewsząd chłód za plecami skrzypnęła furtka od życia w kierunku którego już nie chce się odwrócić nie zostawia po sobie nic nikt nie rozwinął się z jajeczek wyschniętych w niej przed czasem |
#450
|
||||
|
||||
STRUKTURA SMUTKU
mosiężna klamka ustępuje jakby ktoś we wnętrzu czekał a tam mrok zapach kurzu stęchlizny i choroby między kotarami a ścianą oczu cisza dzisiaj smutek ma swoją postać smak i strukturę STĄGIEW NA SEN kapią minuty z zegara na ścianie godzina dwie dzień tydzień gdyby były cieczą na podłodze stałoby wiadro czas jest płynącą wodą kiedy nikt nie każe go dzielić na pracę rozrywkę miłość przestał mieć znaczenie odpłynął codzienność wydaje się mniej szara kiedy ubrać ją w egzotyczne marzenia ale to ciągle ona nic więcej SPRINTERKA laską wymacywała rzeczywistość jakby nie wiedziała że jest za wysoka na jej nogi nie chciały nieść chyżo uśmiechała się na wspomnienie babci która właśnie chyżo doszła do setki i szłaby dalej gdyby ktoś nie wyłączył światła zabrakło by dostrzec ścieżkę ona ma wizję i fonię a każdy stopień jawi się alpami zgrzytając metalową klamrą na kręgosłupie WINIEN - MA po stronie aktywów niespełnione marzenia pasywami wszystkie rozczarowania efekty pospieszne błahych pragnień zrozumiała prawdziwym partnerem jest czas a umiejętnością jaką winna posiąść cierpliwość |
#451
|
||||
|
||||
ZAWSZE PEŁNE
w kieszeni nie noszę szminki wzorem Haliny nie maluję ust gdybyś zechciał pocałować nie pachnę tuberozą byś mógł łatwiej odnaleźć a jednak idziesz przy mnie krok w krok poranny pocałunek w nocny prawy policzek prowadzi dniem by wieczorem musnąć ustami lewy snem jeszcze nierozśpiewany kieszeń pełna skrzypienia podłogi pod bosymi stopami jest oczekiwaniem na dzwonek u drzwi JAK GROSZ SZCZĘŚCIA kiedy zaśpiewam wiecznym snem nie zdzieraj z siebie koszuli to przecież ja wrośnięta latami w skórę podwiń tylko rękawy bym nie plątała się dniem kiedy odpadną guziki usypiając pamięć jeden noś na sercu będę talizmanem NA SKRAJ ŚWIATA, CZYLI DO CIEBIE zwyczajny list w białej kopercie ze znaczkiem pachnie zimą i optymizmem piszesz zdobyłem swoje Kilimandżaro stawiam co dzień trzy kroki więcej w kierunku stołu i chleba do wakacji uczynię trzy miliony dochodząc do siebie przyjdę do ciebie BAR MAŁOSTKOWY jesteś niczym ziemniak nie ten sałatkowy długo zachowujący twarz ale taki który szybko i na sypko wirtualna przestrzeń pełna gwiazd z zimnym światłem poddajesz się urokowi słów pozornie ciepłe ładnie brzmią dajesz się ugotować w ramach terapii dodadzą sałatkowego z twarzą przesypią ból krochmalem i zostaniesz kluską skrojoną na szagę zawsze to jakaś postać z odzysku *** sięgam ust jak wysokiego nieba nie odwzajemniasz pocałunku zmarszczony humor przytwierdzonym do belki ponurym nietoperzem PINOKIADA ty kłamiesz ja nie mówię prawdy czyli wszyscy gramy odpada noga ręka dziwnie zwisa serce w plecaku nie zużywa baterii lekarz w swoim warsztacie doradza konsultacje z NFZ na pokrycie kosztów remontu jak takiemu przemówić do rozsądku kiedy nie można go znaleźć mistrzu Dżeppetto noga może być wystrugana z nosem na kolanie pozwoli sprawiedliwie dzielić razy tym co dobrem pacjenta i bogiem lukrują usta za plecami słychać tylko eutanazja eutanazja nie odwracam się nieszczęścia lgną same może to za plecami będzie szczęściem kiedy na czerwonym postawię stopę nie traktuj tego kolokwialnie idę odebrać złoty glob za kreację życia |
#452
|
||||
|
||||
Wracam po dwóch latach.
Przeszłam gruntowne leczenie z którego udało mi się po wielu perypetiach wyjść cało / zapalenie otrzewnej, guz w płucach i inne wątpliwe "przyjemności/. Postaram się bywać częściej. Miło być znowu z Wami moi drodzy ZSZARZAŁE KARTKI PAMIĘCI nie patrzę już w oczy cierpieniu a słowa są i tak za małe by opisać pamięć kiedyś miłości umarłe chroniły się w listach pismo przywoływało kształt dłoni czułości okrzepłe dokonane jak wędrówki po nekropoliach dzisiaj sms któremu brak namiętności ot krótka informacja tekstowa pod którą brak podpisu imię nadawcy staje się numerem nowego właściciela obcy abonent bez imienia które znaczyło DOPÓKI JESTEM cień jakby mniejszy jestem w zaniku codziennie wymyślam siebie od nowa tworzę szkice życiorysów których i tak nie przeżyję nic nie daje trzymanie czasu za uzdę zostanie w rękach tylko ona a siodło wymknie się udom NIE JESTEM TCHÓRZEM ALE Z TCHÓRZEM BYWAM oswajam śmierć na własnej piersi jak rudawą fretkę bywa że daje się pogłaskać ugryźć znienacka boleśnie żyjemy w symbiozie ja ją żywię ona przewraca oczami a kitą zasłania pyszczek zdegustowana moimi poczynaniami na ściance wspinaczkowej życia kiedy uzna że nadeszła pora kiedy pokruszy się czas pod stopami po prostu przegryzie nieopatrznie tętnicę tuląc się na wzór etoli różnicę temperatur między nami wyrówna ziemia DO NIEBA WIODĄ DRUGIE DRZWI palec boży niechętnie wskazał kierunek między jednymi a drugimi drzwiami trzeba stąpać samemu choć podłoże chybotliwe z czasem krok zmienia się w twardy zdecydowany przejść między wrotami narodzin i śmierci to wirtuozeria rozpisana wiosennym oddechem ziemi przez dojrzałą skarbnicę lata po jesień zmarszczoną mgłami aż do zimnej zbitej grudy i szurających kapci |
#453
|
||||
|
||||
Witaj, po długim niebycie...
Nie ukrywam Nurio, że przeżyłam mały szok widząc,
że coś się dzieje na Twoim wątku - wchodzę i oczom nie wierzę... Jednocześnie bardzo ucieszyła mnie Twoja wiadomość, o przyczynie nieobecności. Tzn... druga część wyjaśnienia. Fakt, że wróciłaś do zdrowia i znowu dajesz porcję swoich niezwykłych wierszy jest najlepszym dowodem na to, iż nie należy się poddawać, tylko walczyć i wracać na tarczy... Buziaki Miła... Wiersze poruszające. - Cz |
#454
|
||||
|
||||
PIERWSZE KROKI NA ZIEMSKIM GLOBIE
kardiomonitor połowy łóżka zgasł śmiercią naturalną wchodzenie w atmosferę uczy twardych podstaw pierwszą nie patrzeć na horyzont poduszki po zejściu z nieba ziemia okazuje przychylność wyciągam język by posmakować znów słodkiego życia ŻYCIA NIE ROZDAJĄ SZEWCY czarne okno jak noc za szybą pojedyncze szczeknięcie psa urwane w pół zdania podobnie brzmi człowiek który mówi a nikt go nie słucha myśli biją jak wszystkie zegary w mieście wyłączyć ten hałas nie sposób wyłączyć myśli nie można ciągle siebie okłamywać że cieszy dynia słońca na porannym horyzoncie życie jest jak stosunek człowieka do butów nie sposób udawać że pasują jeśli uwierają boleśnie należy z nich wyjść ostatecznie TYLKO PAJĘCZE STRUNY WYDAJĄ DŹWIĘK tak cicho że słychać rozmowę much ostrzegających się przed radarem pająka zapominam żywego słowa martwe mają papierowe oczy gwarzą językiem zrozumiałym dla każdego znawcy alfabetu nie ma słów skierowanych wyłącznie do mnie próbuję powiedzieć witaj wśród czterech ścian odklejam język od przeciwległej WYPRAWA DO ŹRÓDŁA na kilka godzin dziennie przydzielono mi anioła stróża który poda dłoń w geście powitania czy popchnie wózek kiedy krawężnik za wysoki stopień obniży choć nie podkłada się pod rzeczy skomplikowane zostawia mnie opieram się nadgorliwości jego i ścian które nie rozstępują się cellulitem pod naporem wiotkiego ciała podłoga boli uderzając w plecy na drodze ku łazienkowemu wodotryskowi co rano ten sam dylemat w wyborze złowić trochę wilgoci w kuchennym kranie czy uskutecznić pieszą ekspedycję do łazienki na zwaciałych nogach on wie że nie ma sposobu by złamać mój upór udaje wówczas że drzemie a ja że jestem samodzielny wracam do źródeł obmyję nogi w rzece czasu Życzę Wam, Kochani, aby te święta wielkanocne wniosły do Waszych serc wiosenną radość i świeżość, pogodę ducha, spokój, ciepło i nadzieję. |
#455
|
||||
|
||||
REZYGNACJA
nie mogę stracić tego czego nigdy nie miałam chciałam życia jak z powieści Hemingwaya a mam corridę w TV chciałam uciec do Hiszpanii poślubić matadora mam m2 i kapciowego przesiąkniętego politycznymi tyradami jest pomysł na ucieczkę na czas ciszy połonin drewnianej chaty i źródlanej wody nad ranem wpatrzona w spiczaste cienie rzucane na sufit sypialni godzę się z tym że zostanę gdzie jestem choć nie mam tu niczego czego chciałam NIE MOŻNA BYĆ RAZEM KIEDY KOCHA SIĘ NA ZAWSZE spotkaliśmy się aby ominąć oddalenie spinały listy ode mnie gorące od ciebie coraz bardziej zimne jak kamień który rośnie w gardle hoduję ich mnóstwo może przydadzą się na grób dla dwojga zamówiłam wiosną rozwieje mnie wiatr jak kłaczki dmuchawca dobrzy mężczyźni to tacy dla których warto się poświęcić niech tak o tobie myślą AŻ ZABOLI wmawiam sobie jak mantrę nie jesteś zły jesteś po prostu smutny ubrana w szeroki uśmiech i niewiele więcej chronię się pod twoimi skrzydłami całujesz w czubek głowy jakbyś składał pieczątkę z napisem moja ci ona i tak do następnej karczemnej ozdobionej kryształkami szkła i fajansu sklejasz z nich sukienkę dla mnie a ja już się nie uśmiecham KROPKA JAK ŻYCIE kiedyś będę starym strychem zaszeleszczę wierszami rozdrapując ciszę w której ktoś nieopatrznie postawił kropkę |
#456
|
||||
|
||||
JEDNORĘKA ALE NIE BANDYTKA
nie kradła obejmowała świat rękami dotykiem poznawała nowe a jednak odcięto przyczajona jak lis w norze z kilkoma drogami ucieczki brak fantazjowania o żarłocznym rekinie czy plemieniu ludożerców usuwał w cień świat oferował atrakcje z których nie korzystała nie można bić braw jedną ręką jednoręcy marzną bardziej niż inni nie mogą objąć się ramionami NISKOBUDŻETOWCE życie zapisuję ubogimi dekoracjami ale mięsistym tokiem zdarzeń zdążyłam być Anną Kareniną której tuż przed finałem rozebrano torowisko lokomotywa sapnęła w ostatnim orgazmie a dworzec oddano za friko gminie nawet pożegnalny pocałunek grałam w scenerii zarośniętego po pas peronu którego już nikt nie wydeptuje miłością z Isadorą nie było lepiej zmieniła się moda nikt nie nosi powiewnych szat które zechciałyby wkręcić się w drewniane szprychy auta zasłaniają twarze kół kołpakami a szyje otulają golfy bez skrzyni biegów więc żyję nie włożę przecież głowy pod trzaskające drzwiczki i jak tu żyć w mało romantycznym świecie panie producencie kolejnych jak żyć TYLKO PAJĘCZE STRUNY WYDAJĄ DŹWIĘK tak cicho że słychać rozmowę much ostrzegających się przed radarem pająka zapominam żywego słowa martwe mają papierowe oczy gwarzą językiem zrozumiałym dla każdego znawcy alfabetu nie ma słów skierowanych wyłącznie do mnie próbuję powiedzieć witaj wśród czterech ścian odklejam język od przeciwległej UMIERANIE ZA ŻYCIA oczy jak dziurawy parasol sieją wilgoć staję się niełatwopalna w objęciach własnych ramion nie braknie pociechy albo i stu pociech jeśli spojrzeć z boku okrojona czasem staję się malutkim okapem nad parującym garnkiem z parafiną ostrzegającym bym nie igrała zostaje osmalony czas którego nie da się zmyć żadnym do rondla |
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Senior Cafe | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
moje hobby | mumia60 | Hobby, pasje | 73 | 28-06-2023 11:33 |
moje przemyslenia ...... | arszenik | Miłość, przyjaźń, związki, samotność | 49 | 28-04-2018 11:52 |
Moje pps-y | krise1 | Hobby, pasje | 501 | 11-05-2009 08:47 |
moje domowe zoo | danuta | Wszystkie zwierzęta duże i małe | 504 | 14-08-2007 22:29 |
Moje miasto | krise1 | Różności - wątki archiwalne | 112 | 07-05-2007 20:08 |
Narzędzia wątku | Przeszukaj ten wątek |
|
|