Cytat:
Napisał martok
Rzeczywiście, taki jest obiegowy pogląd, ale ja się z nim niezupełnie zgadzam. W ostatnich dziesięcioleciach ani nie obniżyło się zawodowe przygotowanie nauczycieli, ani programy nauczania głównych przedmiotów nie uległy ograniczeniu.
|
Nie obniżyło się przygotowanie zawodowe nauczycieli? Mam nieco inne poglądy na ten temat. Może ja mam takiego pecha, ale większość znanych mi nauczycieli matematyki ma za sobą studia pedagogiczne i AŻ JEDEN rok matematyki dydaktycznej (w porywach są to dwa lata).
Tak się składa, że mam do czynienie z naszą kochaną przyszłością narodu od wielu lat. Poziom podstawowej wiedzy z matematyki jest porażająco niski. Zarzucono, praktycznie całkowicie, nauczanie arytmetyki. A, czy się komuś to podoba czy nie, właśnie ten dział królowej nauk najefektywniej uczy logicznego myślenia. Gdy uczeń nie jest nauczony najpierw logicznego myślenia, to nijak nie da rady wtłoczyć w młodą głowę cokolwiek więcej. Poziom zadań maturalnych jest dostosowany do dzisiejszych wymagań. W rezultacie bardzo niewielu maturzystów wie jak rozwiązać zadanie typu "Umieścić podaną objętość V w minimalnej powierzchni całkowitej walca". Szkoły z elektrotechniką w programie nauczania nie wykładają nic na temat liczb zespolonych czy pochodnych funkcji i efekt jest taki, że nijak nie da rady rozwiązać najprostszego zadania dotyczącego obwodów prądu zmiennego. Dalej idzie prawo serii; lwia część kandydatów na inżynierów wywraca się na najprostszych zadaniach z analizy matematycznej.
Cytat:
Napisał martok
Szkoła ma dziś dwa prawdziwe problemy. Pierwszym są rodzice. Z ich strony wymagający nauczyciele spotykają się często z chamstwem i agresją, co kiedyś było nie do pomyślenia. A ich śladem idą oczywiście uczniowie.
|
Tutaj masz rację. Ileż razy musiałem wysłuchiwać wymówek (czasem i steków najobrzydliwszych wyzwisk), szczególnie mamuśki w tym celują, że stresuję dziecko, bo każę samodzielnie rozwiązywać zadania. Przecież to niedopuszczalne, bo u dziecka stwierdził jakiś "uwalniacz" - dyskalkulię. Dys-coś-tam jest najprostszym wytłumaczeniem braków wiedzy. Tylko wystawiacze i ich mocodawcy nijak nie widzą związku z powiedzeniem: "Czego się Jaś nie nauczy, to Jan nie będzie umiał". Tutaj szczególną bolączką jest wymyślona tylko po to, aby zlikwidować polskie szkolnictwo i przerobić nas na durniów - dysortografia. Nikt nie umie mi wytłumaczyć jak to jest, że szacowny posiadacz świstka w którym stwierdzono dysortografię, nie ma najmniejszych kłopotów z opanowaniem ortografii obcej, nawet francuskiej (uchodzącej za bardzo skomplikowaną)...
Cytat:
Napisał martok
Drugim problemem jest to, że obecnie średnie wykształcenie (a właściwie powoli też i wyższe) muszą mieć wszyscy, nawet ci, którzy nie są w stanie ogarnąć materiału podstawówki. Wielu z nich nawet Sokrates nie byłby w stanie niczego nauczyć. Tu również ogromna wina leży po stronie domu rodzinnego, który nie rozbudza potrzeby poznania. Jeżeli szesnastolatek nie wie ilu mamy posłów, świadczy to bardziej o poziomie rozmów, jakie prowadzili z nim rodzice, niż o poziomie szkoły. Szesnastolatek powinien wiedzieć takie rzeczy nawet wtedy, jeśli wagarował na lekcji o funkcjonowaniu Sejmu. Przy wszystkich wadach dzisiejszej szkoły – pomstujący na nią rodzice mogliby z nią bardziej współpracować dla dobra swoich dzieci, niż z nią tak zażarcie walczyć.
*
|
Tu też się zgodzę. Dzisiejsze wykształcenie średnie ja, złośliwiec, nazywam średniawym. Spróbuj zostawić ucznia na drugi rok w tej samej klasie, a odczujesz co znaczy wybuch wulkanu nitrogliceryny. Rodzice ucznia wspólnie i w porozumieniu z dyrekcją przerobią nauczyciela na kotlety mielone, bo nie chciał przepuścić do następnej klasy rozbrykanego kozła, który zamiast uczyć się, wolał ganiać po imprezach.
Sam, w tzw. chuligańskim wieku, też świętym nie byłem, jednak pewnych granic się nie przekraczało.