|
Narzędzia wątku | Przeszukaj ten wątek |
|
Narzędzia wątku | Przeszukaj ten wątek |
#41
|
||||
|
||||
Wszystkie chwyty dozwolone !!!!!
Czyżby utworzyło nam się Państwo w Państwie?
Wszystkie chwyty dozwolone u Wocjana. Wolnoamerykanka? Lista osób i ich funkcje utworzone bez ich zgody.
__________________
Nie rezygnuj nigdy z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie. |
#42
|
||||
|
||||
Jasinku,forum należy do wszystkich.Myślę,że zbyt ostro zareagowałeś.Faktem jest jednak,że etyka forumowa wymaga zgody pozostałych na pewne poczynania.
|
#43
|
||||
|
||||
Cytat:
Czy mówi ci coś "Nowa forma eugeniki"? to a propos fundacji Gatesa i fundacji Rockefeller. Myślę, że nie będziesz miał z tym trudności bo jesteś oczytany.
__________________
Nie rezygnuj nigdy z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak upłynie. |
#44
|
||||
|
||||
Krzys galopuje, fantazjuje a mnie" popsul sie kompus - strzelil dysk i informatyk zreperuje go dopiero w srode; moj malenki "torebkowy" komputerek nie pozwala na dlugie elaboraty i wstawianie kwiatow. Krzys wstrzymaj sie wiec do przyszlego tygodnia - dobrze?
Mimcia honory rozdala, Krzys zaakceptowal - ctylko male ale.....zainteresowani powinni wyrazic zgode, bo inaczej nominacja do bani!!! nawet kwiatem.
__________________
Kozła bój się z przodu, osła z tylu, a złego człowieka ze wszystkich stron. Szczęśliwego człowieka nie można obrazić. Można go tylko rozśmieszyć Dla zasady robie screeny wszystkich moich wypowiedzi! |
#45
|
|||
|
|||
Miala byc w/g recepty Polska w oczach Polonii.
A tu ani Polski, ani tzw Polonii nie widac. Czyli ktos chcial dobrze, a wyszlo jak zawsze |
#46
|
||||
|
||||
Marbello
Cytat:
Zaszło jakieś nieporozumienie - Ja nie rozdawałam żadnych nominacji, do fundacji Wocjana, przeciwnie!!! Tylko zacytowałam jego post i złożyłam (coś na miarę oświadczenia) i odmówiłam wzięcia udziału w tej zabawie. TO WSZYSTKO - Cz |
#47
|
||||
|
||||
użytkownik wocjan jest proszony o przestrzeganie zapisów regulaminu KSC. Długie elaboraty na dowolny temat sugeruję zamieszczać we własnym profilu/blogu.
|
#48
|
||||
|
||||
uprzejmie prosze o kopie skasowanych wiadomosci
dr. n. med. Krzysztof Wocjan
nie zartuje z nikogo. senior.pl jest bardzo dobrym miejscem jako spolecznosciowy serwis likwidujacy izolacje. pomogl mi odzyskiwac zdrowie. uzywam jako online w gronie milych osob. porozumiewajac sie - teksty kopiuje na destktop i do serwera prosze o zwrot wlasnosci intelektualnej. nikogo nie urazilem wiec prosze o kopie usunietych p[ostow. starzy ludzie cierpia i nie wolno ich odzierac z ostatnich nprzyjemnosci w zyciu. nasza obecnosc to korzysc ! bardzo prosze - nie bylo zlych intencji
__________________
Christophe Jean de V. __VILLA_GARDEN__ __ SZKOŁA ŻYCIA __ ------ po prostu ----- Dom i Gospodarstwo Zdrowia Publicznego Bolero M. Ravel kto podróżuje dwa razy żyje __________________ |
#49
|
||||
|
||||
Nie rezygnuj nigdy z celu tylko dlatego, że osiągnięcie go wymaga czasu. Czas i tak !
================================================== =======
__________________
Christophe Jean de V. __VILLA_GARDEN__ __ SZKOŁA ŻYCIA __ ------ po prostu ----- Dom i Gospodarstwo Zdrowia Publicznego Bolero M. Ravel kto podróżuje dwa razy żyje __________________ Ostatnio edytowane przez xys : 08-11-2010 o 23:41. |
#50
|
||||
|
||||
Cytat:
Ale forma odpowiedzi na słowa Pluto były obrażające daną osobe Ale co tam -nosił Wilk razy kilka ponieśli i wilka zobacz na wątek Ciekawym reakcji Pana Doktora Nauk Medycznych! Jasinek123- Emeryt Górnik |
#51
|
||||
|
||||
to prosze o moje teksty nie skonczylem
http://www.klub.senior.pl/image.php?...ine=1161018755 admin
Administrator Zarejestrowany: Jan 2006 Miasto: .. Posty: 1 067 użytkownik wocjan jest proszony o przestrzeganie zapisów regulaminu KSC. Długie elaboraty na dowolny temat sugeruję zamieszczać we własnym profilu/blogu. mnie blog nie jest potrzebny. tu mi starczy. nadto. prosze zrobic mnie moderatorem w zagadnieniach o charakterze medycznym. jestem bylym glownym specjalista Ministerstwa Zdrowia i bylym Sekretarzem w Europie ACRP w Brukseli Stowarzyszenie Profesjonalne Badn Kilinicznych. 20 tysiecy członkow na świecie. Moje wiadomoisci dotycza zywotnych spraw osob okreslanych mianem senior i niepelnosprawny bylem odpowiedzi8alny za niesamodzielnosc i opiekę długoterminiową, hospicyjno-paliatywną. W 2008 wybrałem Państwa serwis. W dniu 09.09.09 zgłosiłem uwagę prostująca reklamę kolonoterapii - bezsensownego dzialania - wiodacego do dysbakteriozy - grozacej smiercia z powodu kandydiozy. Grzybicy. Z powazaniem dr
__________________
Christophe Jean de V. __VILLA_GARDEN__ __ SZKOŁA ŻYCIA __ ------ po prostu ----- Dom i Gospodarstwo Zdrowia Publicznego Bolero M. Ravel kto podróżuje dwa razy żyje __________________ Ostatnio edytowane przez xys : 08-11-2010 o 18:05. |
#52
|
||||
|
||||
Cytat:
|
#53
|
||||
|
||||
ZALETY servis.pl
1. brak cenzury
2. zdolnosc edycji 48 godzin 3. mozliwosc tworzenia wątków. 4. mozliwosc nie zakładania blogu - kto nie chce nie musi. wad - nie ma. nie uzylem tu ani jednego niecenzuralnego słowa. poza moim wolnym zawodem interesuje mnie informatyka quantum computing i genotype simmulation. ma to ogromne znaczenie dla zdrowia seniorów. www.wocjan.net
__________________
Christophe Jean de V. __VILLA_GARDEN__ __ SZKOŁA ŻYCIA __ ------ po prostu ----- Dom i Gospodarstwo Zdrowia Publicznego Bolero M. Ravel kto podróżuje dwa razy żyje __________________ Ostatnio edytowane przez xys : 08-11-2010 o 23:39. |
#54
|
||||
|
||||
Dzięki bardzo, przyjaciel to WIELKA sprawa . jesień się zaczyna
Część i całość Der Teil und das Ganze
Motto: co głupcowi po rozumie gdy użyć go i nie umie. Hebes = dawn. tępak, głupiec, bałwan, kiep; nicpoń, huncwot, gagatek. Etym. - łac. 'tępy; otępiały; głupi'. posłuchajmy na youtube.com Czesław Niemen -''Wspomnienie'' Mimozami jesień się zaczyna, złotawa, krucha i miła, To ty, to ty jesteś ta dziewczyna, która do mnie na ulicę wychodziła ? Asterix_i_Obelix Pluto - Wonder Dog Dzięki bardzo, przyjaciel to WIELKA sprawa ... "Nie lękajcie się" Jan Paweł II-gi JP II
__________________
Christophe Jean de V. __VILLA_GARDEN__ __ SZKOŁA ŻYCIA __ ------ po prostu ----- Dom i Gospodarstwo Zdrowia Publicznego Bolero M. Ravel kto podróżuje dwa razy żyje __________________ Ostatnio edytowane przez xys : 08-11-2010 o 23:37. |
#55
|
||||
|
||||
facet pisze po polsku...a ja nic nie rozumiem
Cytat:
__________________
|
#56
|
||||
|
||||
Auschwitz Birkenau Arbeit Macht Frei
www.wocjan.net/A-B Profesor Juliusz Wocjan był więżniem obozu numer 162492.
przechodniu złóż kwiaty polskie proszę ... KWIATY akwareli Marbelli rafinesse ma znaczenie
__________________
Christophe Jean de V. __VILLA_GARDEN__ __ SZKOŁA ŻYCIA __ ------ po prostu ----- Dom i Gospodarstwo Zdrowia Publicznego Bolero M. Ravel kto podróżuje dwa razy żyje __________________ Ostatnio edytowane przez xys : 08-11-2010 o 23:34. |
#57
|
||||
|
||||
Wszystkim Paniom dedykuję moje fraszki a Kwiaty Polskie Tuwima ofiarom Auschwitz
Tuwim Julian
Kwiaty Polskie Część I Rozdział pierwszy I Bukiety wiejskie, jak wiadomo, Wiązane były wzwyż i stromo. W barwach podobne do ołtarza, Kształt serca miały lub wachlarza Albo palety. Z niej to, kwietnej, Kolory brał bohomaz świetny, Rafael Rawy i Studzianny, Kiedy ku czci Najświętszej Panny Malował uczuć swoich kwiaty W tonacji bladej, choć pstrokatej. Ja nie o wiechciach z byle chwastu, Stawianych na werandzie na stół, Nie o wiązankach z kwiatów polnych, Może i wdzięcznych, lecz dowolnych, Nie o "naręczach", specjalności Wiochen i starszych dam rozwianych, Niosących je dla wykazania Polskości swej lub niewinności; Ja o bukietach z kunsztem, ładem, Z przewodnią myślą i układem, O zaściankowych, niestołecznych, Lecz ogrodniczych, lecz dorzecznych, Z kwiatów ścinanych nożycami, Ściąganych pasemkami łyka Przez popękane, czarnoziemne, Zgrubiałe ręce ogrodnika. Spójrz, jak przejmuje i przetyka Łodygi ich między palcami, Jak coraz nową barwą plami, Przeplata, więzi i zamyka, Znów kładzie, przewiązuje. ściąga, Palcami jak na drutach robi - I rośnie wizja półokrągła, On wzmacnia ją, przystraja, zdobi, Śledzi spod gęstych brwi oczyma, Jak pełznie w górę klombik pnący, A taśmę łyka w zębach trzyma, milczek surowy - bo tworzący. Patrz: znowu wybrał - odgryzł - wstawił, Na przejmy chwycił i przewinął, Łyczaną ścieśnił pępowiną I świeżym rzutem przejaskrawił, Tu tknął, tu trzepnął, tutaj przytknął, A bukiet zaraz się odezwał: Rezedą szepnął, różą krzyknął, Westchnął, pokiwał się i przestał. Więc on palcami po bukiecie Przejechał się jak po szpinecie, Falistym musnął go pasażem I wtem - do góry go nogami Łodygi chlasnął nożycami, że aż omdlały pod żelazem, Aż dreszczem poszło przez ogrody, Aż pobladł w grządkach lud pstrokaty... Więc mistrz nabiera do ust wody I opryskując cuci kwiaty.
__________________
Christophe Jean de V. __VILLA_GARDEN__ __ SZKOŁA ŻYCIA __ ------ po prostu ----- Dom i Gospodarstwo Zdrowia Publicznego Bolero M. Ravel kto podróżuje dwa razy żyje __________________ |
#58
|
||||
|
||||
Jakiż to bukiet? Zaraz służę
Opisem ścisłym. Najpierw róże. Nie karminowe, kosmetyczne, Róże królowe poetyczne, Pragnące, pachnąc, uszczęśliwić Z łodygą jak królowa kibić: Metr wysokości, płatki rżnięte W krwawym koralu, zawinięte; Róże Hiszpanki feudalne, Nieopisanie seksualne, Przy których by sam rubin pobladł, Z jakimi na bajeczny obiad Przychodził bogacz pełnokrwisty, Lawendą woniejący ogier, Do giętkiej i wysokonogiej Panny Anieli - smutnej, czystej, Szarojedwabnej, no i z tymi Wargami z lekka mięsistymi, Którymi, po koniaku ciemnym I mocnej kawie na wanilii, Chwytała róży płomień silny I warg Alfreda, utrzymanka, Piękna Aniela, utrzymanka, Tańczyła na stołecznej scenie. Przychodził do niej ("po natchnienie") Ktoś inny jeszcze prócz amanta: Marny wierszopis, neurastenik, Z dziurami w płucach i w kieszeni. Jest właśnie teraz: zły, pijany I patrzy w róże wzrokiem szklanym; Patrzy nie widząc; pije koniak I młotem żar mu wali w skroniach, I wie - bez róż - że ją zabije, Czy dziś, czy jutro., czy za tydzień, Choć nie wie nic i róż nie widzi, I ciągle tamten konik pije. A róże nie zauważone Jak rany jątrzą się czerwone, Osypujące pierś kochanki, Pięknej Anieli-utrzymanki. I oto krwi morderczej kurzem Już dymią gorejące róże... Jak dziś, jak jutro, jak za tydzień, Żegna się i do "Adrii" idzie. Ja też tam siedzę z moją żoną, Bardzo daleko zapatrzoną; I patrzy ananas krwisty, brwisty, Pijący przy stoliku whisky, I puszcza z gęby kłęby dymne, A w kłębach widać czerwonawe Płatki odblasków, prawie krwawe, I huczy noc pijackim hymnem... Więc to nie takie róże. Inne. W bukiecie wiejskim, jak wiadomo, Róże są skromne, bo po-domu; Nie tkwią w kryształach na wystawie Za lśniącą taflą szkła w Warszawie Nie sterczą swą łodygą długą, Jakby połknęły jedna drugą; Bez aspiracji do salonu, Bez wywodzenia się z Saronu, Bez dąsów, pąsów i purpury, Nie zadzierają głów do góry; Jak porzucone narzeczone, Trzymają główki opuszczone, A oczy wznoszą - i tak trwają, I spoglądając - przepraszają. Owe z cieplarni emigrantki, Sztamowych biedne familiantki, Nie są wyniosłe ni zawistne, Lecz dobroduszne, drobnolistne, Gęste i niskie, krasne, kraśne, Zawsze przy bluzkach u podlotków Lub w szklance. Takie róże właśnie A woń kwiatowej mają wody, Świeżej jak w mojej Łodzi młodej Kwietniowy dyngus na Piotrkowskiej I uśmiech Zosi Opęchowskiej. Gdzie jesteś dziś, dziewczyno śliczna O dwu warkoczach wyzłoconych, Na pierś, wzdłuż ramion, przerzuconych, Smukła i smagła, i pszeniczna, Miodna, dysząca plonem pszczelnym I wiatrem w zbożu pochylonem, I wczesnym na wsi dniem niedzielnym, Gdy kolorowe, krochmalone, Krajkami szumiąc wzorzystemi, Ścieżką przydrożną idą z sioła Kwietne dziewczęta do kościoła: Z oczyma niebu odjętemi I chabrom inowłodzkiej ziemi; Choć wystrojone, idą boso, Trzewiki na ramionach niosą. Wcześnie na świecie - i po łące Świeżości płyną parujące. Ja, siadłszy na zwalonym drzewie, Patykiem w pniu żywicznym grzebię, Wyciągam bursztynowe pasmo W nitkę wciąż cieńszą, aż pajęczą; Las pachnie mocno, kwiaty brzęczą; Zamykam oczy - jak w nich jasno! Otwieram oczy - co to? o czem? Urwana nitka... Gdzie warkocze? Gdzie echo napiętego rymu? Gdzie wiersz? gdzie sen? "Kłębami dymu Niechaj otoczę się"... I płaczę. Drobnomieszczańskie nasze róże, Różyczki raczej niż różęta, Tak ja je widzę i pamiętam, Z barwy przyrównałbym tynkturze Na siódmej wodzie po purpurze. Coś miały z barszczu i coś z malin Rosnących dziko śród rozwalin, Gdzie żużle, cegły, osypiska I złom kredowy w słońcu błyska, I rozpalony wielki kamień (I błystki lśniącej miki na nim, A pod nim wilgny, chłodny piasek I panika spłoszonych mrówek: Dla skarbów wymarzony schówek, Więc ukrywałem je tam czasem... O, czarodziejstwo tych kryjówek!) - Gdzie stary trzewik szpilki szczerzy. Gdzie zardzewiały nocnik leży, Gdzie na cykorii kwiat niebieski, Falując, siada paź królewski, Progenitury pół-jaskółczej, Skrzydełka składa i rozkłada I w lot - i na dziewannę spada: Bardziej mu swojsko tam, bo żółciej; Gdzie stare gonty, klepki z cebra I smród, i żar, i końskie zebra Albo zbielały kundla szkielet I potłuczone szkło butelek. Przez które widać świat na piwno, Gdzie rozeschnięte kół obręcze, Gdzie chaos zielska i rozbrzęczeń, Gdzie parzę się o dzicz pokrzywną I siekę kijem, mały wariat, Roślinny lumpenproletariat - Tam zawsze w rumowisku owem Stał malinowy krzak, przybłęda. Sam nie wie, jak się tu przyszwendał, Lecz rósł, lecz trwał - i malinowe Grube łzy ronił... Jednym słowem, Róż wiejskich czerwień rozcieńczona Coś miała z malin, coś z buraków Coś z pomidorów i coś z raków, Ot, jakaś niedoczerwieniona. Ogrodnik, czuły na harmonię I rozkład sił między barwami, Rezedę przypiął pod różami. Poeta dałby tu piwonie, Lewkonie albo pelargonie, Żeby słuchowi była radość, By rymem wzmocnić tę harmonię - Lecz on, kwiecistej znawca flory, Patrzącym oczom czyniąc zadość, Dbał nie o rymy, lecz kolory. Posłuszny tedy barw naturze, Kępką rezedy podparł róże. Bo jeśli czerwień róż naoczna Jakaś barszczowa jest, uboczna (Patrz wyżej, bo już nie powtórzę), To zieleń, tutaj mu niezbędna, Też musi w tonie być podrzędna, Inaczej - zginą biedne róże... Można, jak wiemy, nieskończenie (Patrz "Zieleń", bo już nie powtórzę), Lecz gdy się pióro raz rozjedzie (Rok nie pisałem, nawet dłużej), To trudno! muszę o rezedzie. Jak barszcz (pamiętaj i o uszkach!) Przedstawił róże-prowincjałki, Tak o rezedzie - ulęgałki Niech barwą świadczą; owoc miałki, Bękarty po karlicach gruszkach. Zgniławe były i rudawe, A gdy rozgryzłeś miąższ ich cierpki, Fermentujący, ziarnkowaty. Widziałeś brąz - brąz taki prawie Jak cukier umoczony w kawie. A przysypane są te kwiaty Rdzą bardzo świeżą lub przetartą Pomarańczową skórką. Rosną - - Nie wiem, jak rosną: lecz że mszyste, Gąbczaste, wilgotne i porzyste, Jakby szczeliny w nich otwarto, By chłód chłonęły i ciemń nocną - I że są rdzawe, więc w pobliżu Musi być woda zielonkawa, Staw zarzęsiony, zgniła trawa I jar bedoński na Zakrzyżu - I stąd ten przyrodzony wyrzut, I leśność kwiatu stąd wynika (Za pozwoleniem botanika, Który mi tutaj racji nie da, Bo - ogrodowa jest rezeda). A pachnie - - Właśnie? Jak opiszę Woń, którą kwiat swobodnie dysze? Ile słów trzeba i łamańców? Jaki zawiły sprzęgnąć muszę Metafor i porównań łańcuch! Jak mózg utrudzę i wysuszę, Zanim wykrętnie i wymyślnie Pióro tę woń w wyrazy wciśnie, W słowa bezradne i bezsilne, W fałszywe słowa i omylne, Co już, tuż-tuż, są niby blisko, Już wlazły w kwietny pył jak osa - - I nic. A przytknąć kwiat do nosa, Powąchać raz - i wie się wszystko. Weź jaśmin. Choćbyś zamknął oczy, On całą jaśmień mleczną leje I żółtą farbką złociścieje, I blaski listków swoich toczy, I pąki jak jajeczka ptasie, I giętkich krzaków gąszcz i trzepot, - Wszystko na dłoni masz, głuptasie, Gdy raz nim westchniesz - choć na ślepo, A róża, pachnąc samej sobie, Sobie i głupiej twej osobie (I niezawodnie innym różom, Które na wyścig tamtej wtórzą), Róża, wkrwawiona w dzień rozgrzany, Składa ci paszport swój różany. Ona w ogrodzie, ty w pokoju, Ale ci całą siebie powie. Jeśli na chwilę dzień u znoju Wybłaga upragniony powiew; Ten aromatów wierny aliant Przywionie przez otwarte okno Nią jedną tchnący, oczywisty, Cudowny dowód osobisty, Zawierający personalia. Jak pachną niezapominajki W glinianej misce pod kamieniem? Jak narcyz, biały książę z bajki, W kryzie, z zieloną długą szpadą? Jakim wyrazić mam imieniem Woń miękkiej mięty nad strumieniem? Za aptekarską stanąć ladą I poczęstować czytelnika Pastą do zębów albo proszkiem? A może pani dobrodzika Pozwoli eliksiru troszkę? A może podam na ochłodę Angielkę pepermintu z lodem? Bardzo orzeźwia zgrzanych gości, A także, co do zieloności... Rzecz by to była niepojęta, Gdyby po tylu porównaniach Ktoś nie wyrobił sobie zdania, Jak (najdokładniej) pachnie mięta. Z tym zastrzeżeniem i pointą (Niechaj czytelnik się nie żachnie), Że to nie mięta nimi pachnie. Lecz wprost przeciwnie: one miętą, Stwierdziwszy tedy niewątpliwie, Że z "opisami" wielka bieda, Należy uznać, że właściwie Rezeda pachnie - jak rezeda.
__________________
Christophe Jean de V. __VILLA_GARDEN__ __ SZKOŁA ŻYCIA __ ------ po prostu ----- Dom i Gospodarstwo Zdrowia Publicznego Bolero M. Ravel kto podróżuje dwa razy żyje __________________ |
#59
|
||||
|
||||
A polski bez jak pachniał w maju
W Alejach i w Ogrodzie Saskim, W koszach na rogu i w tramwaju, Gdy z Bielan wracał lud warszawski! Szofer nim maił swą taksówkę Frajerów wioząc na majówkę, Na trawkie, pifko i muzykie; Gnał na sto jeden, na rezykie; A wiózł śmietankie towarzyskie: Kuchtę Walercię, tę ze Śliskiej, - mieszkałem 60 m 17 1963 - 1970 Burakoszczaka z Czerniakowskiej I Józia Gwizdalskiego z Wolskiej. - mam tam jedna z nieruchomosci jako dziedzic i pismo od plenipotenta do mojej prababci Teresy Florentyny , ze PPS i KPP się jednoczą i na Krochmalną moga tylko przejść przez bramę kamienicy - ponieważ to ważne - pani rozumie - proszę siuę zgodzić data bodaj 1947 rok. Potem kamienicę jedną z nielicznych ocalałych zburzono - na tym miejscu stoi od lat 60-tych wysokościowiec 10 pięter. Druga prabacia zdążyła sprzedać zakład. Pradziadek Nikodem, nie opuścił domu przy 6 sierpnia przy placu Zbawiciela - dziś Aleja Wyzwolenia - od Placu z kościołem Zbaweiciela do Placu na Rożdrożu, gdzie urodzony w czasie przewrotu majowego spotykał z mamą jako dziecko marszałka Piłsudzkiego bez eskorty. Babcia dzień dobry, Józef Piłsudzki, skinął głową - dzień dobry. Historia. Historia Warszawy. Babcia Lucyna sprzedała zakład na Przyokopowej - tam jest Muzeum Powstania Warszawskiego dzisiaj. Jestem warszawskim autochtonem. Reliketm. Ostatni zgaszę światło. Byli spocone i zziajane I wszystka trzech w drebiezgi pjane, I jak jechali bez Pułaskie, Fordziak w latarnię wyrżnął z trzaskiem, I przebiegł (tyż pod gazem krzynkie) Flimon szarpany za podpinkie. Szofer czarował go natralnie, Że on zapychał leguralnie, I "Niech ja skonam, niech ja skonam (Zawsze dwa razy! Rzecz stwierdzona), Skoro jeżeli znakiem tego Nie jest to wina bzu danego, Któren cholernie się uwietrzniał I mocny zapach uskuteczniał; Ciut, ciut mnie z niego zamroczyło I właśnie bez to się zdarzyło". Policjant mówił: "Ja nie frajer I pan nie weźmiesz mnie na bajer, Pan się zatrudniasz anhoholem" - I nagle krzyk : "To ja chramolę!" I "Nie bądź pan tu za szemrany!" A kuchta w pisk: "Zabiją! Rany!" A Józio w pysk, z Józia w mordę, I już w powietrzu pachnie mordem, I wszyscy do komisariatu, A z winy - majowego kwiatu. Potem to ślicznie Wiech uwieczniał, Z daleka więc do pana Wiecha Pełen wdzięczności się uśmiecham... I cóż pan też uskutecznia? ... Więc jak pachniałeś, bzie warszawski, Kiedy, rażąca i nieznośna, Przyszła, ruiny strojąc w blaski, Nowej niewoli pierwsza wiosna? Gdy szafirami cię uświetnił Bezwstydnie piękny strop niebieski, Ty, znad ogrodzeń wzdłuż Królewskiej, Z zarośli przy Teatrze Letnim, I ty, od Żabiej, od Niecałej I z tego wzgórza ponad stawem, Na którym, w owym wrześniu krwawym, Ptaki, od huku oszalałe, Przed śmiercią - jeszcze pożegnały Łabędzią pieśnią swą Warszawę! Jakżeś się wstydem nie zapłonił, Kiściami pachnąc obfitymi? Nic nie mów. Nie chcę znać tej woni. Lecz już chrapami rozdętymi Węszę twój mokry, chłodny zapach, Gdy znów nurtować będę w krzakach Świeżego bzu na wolnej ziemi. A, jakie salwy aromatu Zagrzmią z gałęzi twych kwitnących, Z pąków na wiwat pękających, Na zazdrość i na dziw armatom, Armatom tobą umajonym, Grzmocącym hordy rozgromione Tych zbirów, łotrów, szuj, psubratów, Szubrawców, rozbójników, katów - A to nie tylko o gestapo, O "hitlerowcach" czy "rasistach" Ta komplementów krótka lista. [. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .] I wy, warszawskie psy, w dniu kary Psi obowiązek swój spełnijcie. Zwyjcie się wszystkie i zbiegnijcie Straszliwie pomścić swe ofiary, Za psy bombami rozszarpane, Za zmarłe pod strzaskanym domem, Za te, co wyły nad swym panem, Drapiąc mu ręce nieruchome; Za te, co z wdziękiem beznadziejnym Łasiły się do nieboszczyków, Za śmierć szczeniaków, co w piwnicy Jeszcze bawiły się w koszyku; Za biegające rozpaczliwie, Pozostawione po mieszkaniach, W dymie duszące się, półżywe, Pamiętające o swych paniach; Za nastroszone, za wierzące, Że człowiek wróci - bo pies czeka; I tak, w pozycji czekającej, Siadł ufny pies na grób człowieka; Za wzrok błagalny, przerażony Tumultem, trzaskiem, pożarami, Za psy, co same pazurami W ogrodach ryły sobie schrony - Za wszystkie męki i niedole, Własne i tych, co was kochali Śród wspólnych ścian i śród rozwalin, Zwyjcie się, bracia, na Psie Pole! Niechaj w was wściekłe piany wzbiorą I hurmem w trop zdyszaną sforą. W trop, kiedy z Polski będą dymać I tylko pludry w garści trzymać! O cegły gruzów kły wyostrzcie I o zbielałe ludzkie koście, A gdy ich dopadniecie - skoczcie Do grdyk, brytany, do gardzieli! Ostrymi kłami wgryźć się, szarpnąć, By nie zdążyli, hycle, charknąć! Do grdyk, wilczyce! A pazury W ślepia! by nawet nie mrugnęli. A powalonych niech opadną Wojska pomniejszych psów-mścicieli, Niech ich poszarpią na kawały, Żeby i matki nie wiedziały, Gdzie szukać rozwłóczonych cząstek!... Bo nasze - też nie znajdywały Główek swych dzieci, nóżek, piąstek... II Ero kamienia łupanego, A jeśli bliżej - to, Asyrio! Prawieku, w który myśli biegą, Wspomnień maligno i delirium! Przedpotopowe czy kopalne, Znieruchomiałe czasy ludów! Panopticum prowincjonalne, Jarmarczna kosmoramo cudów! (O, czarodziejskie widowisko: Mekka, Wezuwiusz, chińskie mury, Hamburg, Wenecja z gołębiami I papież w lektyce - a wszystko Z wychodzącymi za kontury Bardzo rzewnymi kolorkami...) O, kalkomanio sprzed lat tylu! O, "Muchy", "Kolce" i "Bociany"! Stary, poczciwy wodewilu, Przez amatorów odegrany: Z kupletem o automobilu, Z mężusiem, co kobitki lubi, Teściową, która majtki gubi, I jak ją podszedł chytry filut. Słowem - letnisko tuż pod miastem W dawnej "Gubernji Pietrakowskoj", I stuknął już, z pomocą boską, Rok tysiąc dziewięćset dwunasty, Był to na lato punkt inwazji Drobnej żydowskiej burżuazji, Nie było tam potężnych szczepów, Wsławionych w przemysłowym dziele, Lecz tacy sobie właściciele Mniejszych fabryczek, większych sklepów, Bo księstwo o manierach dworskich, Rody Rotwandów i Przeworskich, Poznańscy czy Natansony Nie zaglądały w tamte strony/ Oni po Ritzach, Biarritzach, Ostendach, badach, zagranicach, A moi łódzcy Goldbergowie I co lepszego w Tomaszowie - Zjeżdżali tu. I tu, nieśmiała, Panieńsko smutna i nerwowa, Z Girą i Julkiem przyjeżdżała Pani Adela Tuwimowa. Ojciec jest w mieście. Głowę wspiera Na lewej dłoni, prawą pisze... ... Była uliczka od Piotrkowskiej, Od tego rogu, gdzie Roszkowski, Co zwała się "Pasaż Majera". [. . . . . . . . . . . . . . .] Na tej uliczce, tam gdzie krzaczki, A naprzeciwko państwo Klaczkin, Ojciec mój, ojciec nieumarły, W Azowsko-Dońskim Banku siedzi, Pisze francuskie długie listy I liczb sumuje ciąg spadzisty, I siwiejącą głowę biedzi. Setki tysięcy wstawia w kratki Buchalteryjnych swoich rubryk, A brak mu sześćdziesięciu rubli Dla nas, tam na wieś, na wydatki. A weksel... a krawcowi rata... Znów się zadłuży i załata... Pisze i pisze w głównej księdze Fortuny panów fabrykantów, Zadowolonych posiadaczy Pałaców, karet i brylantów. Wybija pierwsza. Zamknął księgę. Wyjął lusterko kieszonkowe, Małą szczoteczką i grzebykiem Przyczesał krótki wąs i głowę - I w marynarce czesunczowej, W słomkowym kapeluszu lotnym, Z laseczką w prawej, lewa z tyłu, Wychodzi z banku. Ja, markotny Myślami o nim, biedą, plamą, Złymi stopniami, sprzeczką z mamą, Nową miłością, dość zawiłą, Idę na hamak - z nienawistną Książką, bodaj ją dunder świsnął, Mistyczną, apokaliptyczną, Z abrakadabrą liter greckich Szatańskich szyfrów, cięć zdradzieckich: Z kabałą trygonometryczną. Ojciec wstępuje do cukierni Na swą partyjkę karambolu. Kładę się, Skwar niemiłosierny. Za łąką ogród. A na polu Żniwiarze koszą. Ojciec stawia Trzy ciężkie kule na zielonym Suknie bilardu. Dwie są białe, Jedna czerwona. Wonią zawiał Gorący oddech. Skier miliony Migocą w oczach ociężałych. Cóż z tą miłością będzie, z biedą, Z tą plamą, co mi życie truje? Ach, zamalować by ją kredą!... Cotangens. Ojciec kij smaruje. Dwa sinus alfa do kwadratu. Białość i czerwień na zieleni. Patrzę na łąkę szmaragdową W kulkach śniegułek, w plamach maków, O, nieszczęśliwa moja głowo, Zasypiająca na hamaku! Książka, na której cień gałązki Buja migotem listków wąskich, Wypada z rąk - i jedna zwisa, Gdy druga odwróconą dłonią Zasłania oczy. Chwile dzwonią Już hamak w senność się kołysał I, skrzypiąc, sznur o korę trze się, Słyszę cosecans cienki osy I szorstki dźwięk ostrzonej kosy, I recital kukułczy w lesie, Metronomicznie odmierzany, I, w senną sieć zasznurowany. Wzdłuż ciała czuję złoty tangens I wraz z Pilicą wpływam w Ganges, Który, indyjskim będąc wężem, Kukaniem nakrapianym lśniąco, Ruchami sprężeń i rozprężeń Pełznie przez trawę, sen, gorąco I, jak kipiącym śniegiem, błyska Upajająca piana z pyska. Oj, jak mi ciężko w tej podróży!... Ojciec się schylił. złamał, zastygł W wyraźny wykres, w kąt kanciasty Dwa sinus beta. Oko zmrużył, Drugim odmierza. Już odmierzył - I łokciem w tył! i jak uderzył, Obudził mnie stuknąwszy białą W czerwoną, ta znów w białą stuknie, I w pojedynku bił po suknie szpadami barw zamigotało. Otwieram oczy. Po zieleni Barwa się z barwą w słońcu mieni Na połyskliwej trawie gładkiej: I wiatrem zwiało, przemieszało Białe i krwawe kwiatów płatki.
__________________
Christophe Jean de V. __VILLA_GARDEN__ __ SZKOŁA ŻYCIA __ ------ po prostu ----- Dom i Gospodarstwo Zdrowia Publicznego Bolero M. Ravel kto podróżuje dwa razy żyje __________________ Ostatnio edytowane przez xys : 08-11-2010 o 18:02. |
#60
|
||||
|
||||
Ogrodnik, palacz i astmatyk,
Więc pokasływacz i chrząkała, Z gęstą szczeciną, szpakowaty (Rzekłbyś: sól z pieprzem przemieszana), Siąknął nad wąsem tabaczanym I znad cynowych okularów Piwnymi patrzy się oczami Na duet woni i kolorów, Na róż z rezedą dwugłos miękki (Rzekłbyś: jak lody malinowe Z pistacjowymi). Z lekkiej, cienkiej Paprociej siatki koronkowej Tło za kwiatami. Mistrz zapala Szczątek zgasłego papierosa, Przymruża oczy i z ukosa Ogląda kwiaty - i pochwala. Kaszlnął, pochrząkał, postanowił: Ważkości doda bukietowi. Więc znowu parę muśnięć, prztyków I wziął ze stołu garść goździków. Najpierw śnieżyście białe, ciemne, Głębokokrwawe albo ściślej: Bordo, jak małe czarne wiśnie, Które w pękatej bani szklanej, Obficie cukrem przysypane, Stawiano w słońcu, robiąc wiśniak; I on, i wiśnie - przedni przysmak. Zapach ich także ciężki, ciemny, Tyleż kwiatowy, co korzenny, Razem aromat i przyprawa. A woń i barwa, gdy ich cechy Zespolić, łącząc dwa oddechy, Dadzą nam wyraz sangwaraba, Które to pnącze rośnie w mroku, Pnącz rubinowy je oplata, I jest moc tajna w jego soku, Gdy Rhodomelos nad nim lata, A kwitnie w piątej porze roku I tylko w szóstej części świata... Gdy on goździki w bukiet wwija, Na ławce, obok, siada wnuczka: Wysmukła, czysta, jak lilija, Z wargami z lekka mięsistymi, Dziewczynka smutna, choć malutka; Ma sześć lat może. Milcząc patrzy, Znać że ją przebieg stuki zajął, Ten bukiet bowiem - to teatrzyk, Gdzie kwiaty za kukiełki grają. Ogrodnik w bukiet białość wtrąca, Która porankiem jest pachnąca, Przedwakacyjnym w mieście czerwcem, Kiedy zamierające serce W kolana lękiem zapadało, Płynęło potem do przełyku, Słabło po drodze, w dołku mdlało I ćmiło markotnością słodką Przelewów, ciągot i dreszczyków; Gdy do gimnazjum na egzamin Piśmienny szło się - i dlatego Z rulonem kancelaryjnego Papieru - razem z narcyzami... Z obłoków musującej pianki Z narcyzów i lirycznej termy I z jakiejś struchlałości niemej Brały swą białość te poranki. Powiedz, że czerwiec - czas zieleni, Błękitu, złota, a mnie - biało... Nie wiem. Białością we wspomnieniu, Białością ślubną pozostało, Białością nieodżałowaną... Na scenie dramat. Do ogrodu, Gdzie pośród róż i rezed mieszka Błękitnooka białośnieżka, Królewna z lilijnego rodu, Wdarł się gorący Murzyn krwawy, Straszny, błyszczący król z Afryki, Gdzie smok zamorski pełznie z sykiem I kwitną dzikie sangwaraby. Nabrzmiały krwią, jak czarne wiśnie, Rzuca się na nią, w usta wpija, Przygniata, pierś do piersi ciśnie! Dygocą kwiaty, kłonią, gną się, I nagle - słodko, błogo, słabi... W rozkoszy przejmującym wstrząsie Anielka tonie w ciemnym pąsie, Durzącym mroczną sangwarabą. Za dziesięć lat - okrutniej, słodziej W tym samym stanie się ogrodzie; I w chwili gdy nią rozkosz targnie, Gdy mu do krwi rozgryzę wargę, Drgnie jasnym, ostrym przypomnieniem: Murzyn i śnieżne. Jedno mgnienie. Wstaję z hamaka. Jeszcze w sennej Zmorze widziadeł białodziennej, Chmurzę się, gniewny, burzą wzbieram, Kroplisty z czoła pot wycieram. Cisza. Ta wielka - straszna prawie. Skwarna martwota. Bezruch. Ale Złowróżbny słyszę szum w upale, Syczy jak żmija w suchej trawie... Niby to prosty pejzaż polski, Ten znany i widziany co dzień, Ale za łąką, już w ogrodzie, Olśniewający gad zamorski, Wężysko jakiejś opowieści, Barwami czarów nakrapiane, Pijaną z pyska tocząc pianę, Sunie przez życie i szeleści. Ruchami sprężeń i rozprężeń To ukazuje się, to znika, I błyska, i owija wężem Samotny domek ogrodnika. III Przed żółtą willą, dzikim stworem, Z opasującą ja galerią, Ze zwariowaną boazerią, Zgniłym budulcem i kolorem, O oknach, co szarzyzna zioną, O ścianach w sękach, szparach, piętnach, Z drabiną schodów przystawioną Na zewnątrz do górnego piętra, O dachu w asfaltowe łaty, Skwierczące w słońcu smolnym smrodem, Willą - mieszańcem kurnej chaty, Bóżnicy, szopy i pagody - - Przy stole, przedobiednią porą, Mężusiów brzuszkowatych czworo, W rannych pantoflach, cyklistówkach Na mniej lub więcej łysych główkach, Bez marynarek, ale w szelkach, Gra w "telefona" lub "mauszelka", Inaugurując leni salon... (Gdzieś, Kostrzewski?) Grają, palą, Kto "Carski Dzióbek", kto "Renomę", A kto cygarko, które ścina W takim breloczku-gilotynce. W tymże salonie, tuż przed domem, Kurczęta hurtem się zarzyna I lody kręci się w maszynce. (Tradycja! Któż by nie pamiętał? Niedziela: lody i kurczęta.) Są to tak zwani "kominiarze", Opuszczający miejskie mury Dla łona żony i natury, I innych poetycznych wrażeń Od piątku do niedzieli wieczór; Więc grają, nucąc, głupek z głupkiem To "Oczi czornyje", to "Puppchen"... [. . . . . . . . . . . . . . . . . . .] Opodal - a leżakach - panie, Kolorystyczne niesłychanie: W szlafrokach kalejdoskopowych, Pomidorowo-fioletowych, W pstre kwiaty, ptaki, psy, komety, I azjatyckie alfabety. Wygląda to, gdy spojrzysz na nie I parę razy szybko mrugniesz, Jak sen papugi zwariowanej O pawiu, zwariowanym również. Przy nich na trawie dwaj młodzieńcy. Jeden wymokły i cielęcy, Warszawiak - rzadki gość w tych stronach - W zaprasowanych pantalonach, Z przedziałkiem, woniejący Pulsem, W żółtych sztybletach i koszulce "A la Słowacki". Jest to pyskacz, Dowcipniś, Chlestakow letniska, Don Juan "zza Żelaznej Bramy", Masowo uwodzący damy. Kiedy zaśpiewa - dolce, lento - "O sole mio" - czy "Sorrento", Lub z frywolnością godną Reda, Kuplecik z "Krysi Leśniczanki", Omdlewa każda z nich jak Leda - I któraż się całować nie da W mroku alejki lub altanki? Pan Wacio właśnie opowiada, Jak dobrze z bracią jest aktorską. Łodzianka marzy, wzdycha z cicha I sama czuje się Bogorską... Drugi, pan Szura, jak maszkara: W zgniecionych krągłych szarawarach, W "kosoworotce" malinowej, W trepkach, binoklach, a na głowie Białą chusteczka z supełkami Na czterech rogach. Słucha, śwista I gryzie źdźbło zerwanej trawy, Żeby gryzącą swą ironię Wyrazić tu dla ich Warszawy. [. . . . . . . . . . . . . . . . . . .] Takie letnisko. Jedno słowo: Wypisz-wymaluj - Soplicowo. Przechodząc krokiem Guliwera, Zagarniam dłonią i zabieram Papuzie damy, dwóch młodzianów I willę i grających panów. Robię to błyskawicznym ruchem (Jak się na stole łapie muchę) I dalej idę. Oni, w garści, Bzykają, nudzą, więc ich gniotę I, gniewny, rzucam gdzieś, pod płotem, Jak sforę biesów do przepaści. Znowu się chmurzę burzą wzbieram I naprzód - krokiem Guliwera - Do mej altany. Altana była naturalna, Uformowana z bzu, leszczyny I jakiejś bujnej plątaniny, Przez którą przeświecając, słońce Przesypywało blaszki drżące, Przeróżne złocistości, plamki I cienkie liści wycinanki. W altanie stół, jak młyński kamień, Stojący na kamiennej osi, Upstrzony gęsto nazwiskami, Inicjałami w dat chaosie, Gdzie "Kuba bardzo kocha Zosię". Gdzie "R.K." z "M.P." w jednym sercu, Przebici strzałą, razem sterczą, Gdzie "Staś jest świnia" ("a ty większa"), Gdzie "Frenkiel" podpis swój upiększa Profilem wyrzezanym z boku W tysiąc dziewięćset trzecim roku... Runiczny kamień! Gdybyż mogli Uczeni w piśmie serc klinowem, Tych letnisk Champoliony nowe, Odczytać nam ów głaz-hieroglif! Zwyczajnych ludzi zwykłe dzieje, Codzienne sprawy ich i troski, Nie mniej ciekawe niż koleje Person tragedii Szekspirowskiej. Tak kwiaty na zwyczajnej łące Codzienne są, zwyczajne, znane, A rosną z głębi wstrząsającej, Z walki żywiołów opętanej A potem - trzeba by Szekspirów, By w wiekopomne zakuć słowa Łódzkich Otellów, Królów Learów I was, Ofelie z Tomaszowa! Przy takim stole, otoczonym Zmurszałej ławki ośmiokątem, Siedzę, wzorzyście zaliściony Słonecznym piątem-przez-dziesiątem, I scyzorykiem na kamieniu Drapiąc, uwieczniam nowe serce, Ryję literkę po literce I stawiam imię przy imieniu Przeszywam serce nową strzałą, Strzepuję pył - i już gotowa Wrzeźbiona w granitowe ciało I miłość, i tragedia nowa.
__________________
Christophe Jean de V. __VILLA_GARDEN__ __ SZKOŁA ŻYCIA __ ------ po prostu ----- Dom i Gospodarstwo Zdrowia Publicznego Bolero M. Ravel kto podróżuje dwa razy żyje __________________ |
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Senior Cafe | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Stare niezapomniane bajki naszego dzieciństwa | Małgosia B. | Książka, literatura, poezja | 108 | 21-11-2021 16:21 |
Kwiaty w naszych domach | Marylka | Dom, wnętrza, ogród | 578 | 30-11-2017 11:44 |
Pracownicy 50+ w oczach firm: doświadczeni i samodzielni, ale chorują - komentarze | krystynka | Ogólny | 0 | 01-03-2010 15:47 |
Informacja Dla Polonii | eres9596 | Kupię, sprzedam, zamienię | 0 | 01-01-2010 20:52 |
ciekawe kwiaty... | Kazimierz | Dom, wnętrza, ogród | 89 | 21-10-2009 19:03 |
Narzędzia wątku | Przeszukaj ten wątek |
|
|