Felieton
Episkopat do zwolnienia, połowa biskupów do więzienia
Jaś KapelaPisarz, poeta, felietonista
„Tylko nie mów nikomu” Sekielskiego nie jest filmem o pedofilii. To jest film o tym, że gdy członkowie jakiejś instytucji mają za dużo władzy i poczucie bezkarności, mogą pozwalać sobie na wykorzystywanie najsłabszych i swobodnie liczyć, że nie spotkają ich żadne konsekwencje, bo są chronieni przez potężnych i wpływowych przyjaciół, polityków i swoich zwierzchników.
Nie, nie chodzi mi o szkoły, kolonie, harcerstwo, oazy, murarzy, ślusarzy, rolników ani potężną organizację zrzeszającą osoby bez konkretnego zawodu. Niestety w Polsce tą instytucją jest Kościół katolicki.
Jak wiadomo, ryba psuje się od głowy, a tej akurat rybie pozwolono gnić tak długo, że aż w końcu smród czuć w całej Polsce. Spójrzcie sobie na
mapę kościelnej pedofilii. Sam Episkopat d
oliczył się 382 ofiar księży molestujących dzieci, a zważywszy że od czasu premiery filmu Sekielskiego lawinowo zgłaszają się kolejne osoby, może ich być dziesięć, jeśli nie sto razy więcej, niż wyszło z kościelnych kalkulacji.
W Polsce mamy około 30 tysięcy duchownych i prawie stu księży skazanych za pedofilię. Gdyby przyjąć
szacunki z zachodnich raportów, przestępców seksualnych w polskim Kościele jest od 1000 do 3500. Wychodzi z tego, że prawdopodobnie co trzydziesty, jeśli nie co dziesiąty, skrzywdził jakieś dzieci, przeważnie nieodwracalnie rujnując ich dorosłe życie. Tylko 25% duchownych skazanych prawomocnymi wyrokami zostało wydalonych ze stanu kapłańskiego. 40% według hierarchów Kościoła zasłużyło jedynie na upomnienie, suspensę, zakaz pracy z dziećmi czy publicznych wystąpień. (Jak w praktyce wygląda zakaz pracy z dziećmi, mogliśmy zobaczyć na filmie. Wystarczy nie poinformować przełożonych, a kara okazuje się czysto publicznych wystąpień teoretyczna i istnieje tylko na papierze). Przewiny pozostałych 35% najwyraźniej nie zasłużyły nawet na upomnienie Przewiny pozostałych 35% najwyraźniej nie zasłużyły nawet na upomnienie.
Zamknięte oczy papieża
Głową tej zgniłej ryby, jaką okazuje się Kościół katolicki, jest papież. Niestety, ojcowie święci tej instytucji musieli najwyraźniej walczyć z innymi grzechami naszego świata, jak edukacja seksualna, antykoncepcja czy komunizm, więc na walkę z rozbestwieniem własnych funkcjonariuszy nie starczyło już im czasu. Pozostało zatem przymykanie oczu na wykorzystywanie seksualne, jak to przez długi czas robił Jan Paweł II i jego najbliżsi współpracownicy, Angelo Sodano i Stanisław Dziwisz, albo pobłażanie sprawcom, do czego miał skłonność Benedykt XVI. Jak pisze Frédéric Martel, autor głośnej
Sodomy, o naszym Wielkim Polaku: „Był to papież otoczony intrygantami, szumowinami, w większości nieujawnionymi gejami, publicznie często homofobami, nie mówiąc o tych, którzy chronili pedofilów”. Wśród tych osób główną rolę odgrywał kardynał Stanisław Dziwisz, który osobiście znał się z największymi przestępcami seksualnymi w nowożytnej historii Kościoła, a prawdopodobnie także ich chronił, zważywszy że wiele osób, z którymi rozmawiał Martel, twierdzi, że powinien siedzieć w więzieniu za współudział.
Trudno się z nim nie zgodzić, zważywszy że Watykan w osobach Jana Pawła II i Stanisława Dziwisza przez lata udzielał wsparcia Marcialowi Macielowi Degollado, jednej z najbardziej demonicznych twarzy Kościoła ostatniego pięćdziesięciolecia, stojącemu na czele prawdziwego przedsiębiorstwa przemocy seksualnej, dzięki czemu wykorzystał dziesiątki dzieci. Gdy w roku 2003 prywatny sekretarz Marciala Maciela sam informuje Watykan o zbrodniczych poczynaniach swojego szefa i osobiście przekazuje dowody Janowi Pawłowi II i Stanisławowi Dziwiszowi, ci nie reagują. Tymczasem Dziwisz o zbrodniach Degollado wiedział co najmniej od 1997 roku, gdy na papieskie biurko trafił list od siedmiu księży, byłych ofiar biskupa.
ps. Ten felieton jest b. długi, można go znaleźć na fb