Najpierw zrobił szopkę z tego, że psa przygarnął. Potem zostawił go w upale pod schroniskiem i pobiegł "wspierać chorych w walce z chorobą". Kto? Człowiek.
Piotr Kuryło jest maratończykiem, jak informują teraz media, z ciekawą, jakby skrojoną pod tabloidy przeszłością. Szczerze? Wisi mi to. Jego przeszłość to jego sprawa. Interesuje mnie wyłącznie to, co stało się teraz. A stało się coś ohydnego. Coś co jest testem na nas i efektem pewnej postawy lansowanej w mediach. Ale od początku.
Pan Piotr Kuryło, głęboko i ostentacyjnie wierzący maratończyk pozujący chętnie z różańcem adoptował starą suczkę, dokładnie 13-letnią. Bo przecież pies, najlepiej ze schroniska, to idealny poprawiacz wizerunku. Każdego. Nawet ostentacyjnych bogobojnych katolików. Nigdy bowiem nie zaszkodzi pokazać się z JESZCZE lepszej strony, prawda?
Pies to nie człowiek. Nie poradzi sobie sam nigdy. Pies to jedno wielkie zobowiązanie i obowiązki wobec tego, który zaprasza go do swojego życia. Doskonale wiem, co mówię, bo psy mam całe życie, a żyję już bardzo długo, wierzcie mi. To opieka nad nim, spacery, karmienie, bywa że i leczenie, no i miłość. Ona jest dana nam w pakiecie od czterołapnego stworzenia. Z naszą bywa, jak widać różnie...
Pan Piotr, zapewne jak widać na zdjęciach kochający całym sercem Boga, Jezusa i JPII o odpowiedzialności i miłości wobec psa zapomniał. Nie ma tego w Biblii, na którą się powołuje? W internecie jest ten filmik, na którym widać jak w koszmarny upał przywiązuje starą suczkę, tę samą którą wcześniej adoptował, do bramy schroniska. [....]
http://kobieta.onet.pl/byc-jak-jezus/lthb5l
Zapomniał ten wierzący i praktykujący rzymskokatolickiej wiary że jest telewizja przemysłowa i widać co my robimy pod bramą. Dbanie o wizerunek i wsparcie kościoła i sponsorów nie powinno w nas zabija empatii.Z hipokryzją trzeba walczyć a w szczególności z tymi z pierwszych stron gazet. Nie wszyscy stracili samodzielne myślenie i mają swoją etykę przekazana bez cenzury i nie ma w niej immunitetów
.