|
Narzędzia wątku | Przeszukaj ten wątek |
#1741
|
||||
|
||||
Pozdrawiam i pozwólcie, że ponownie zapytam o Waszą opinię.
Samotność często definiowana jest jako brak partnera w życiu. Ale tak naprawdę nie jesteśmy samotni - mamy rodzeństwo, znajomych, przyjaciół. Przede wszystki dzieci. Na moim blogu toczę polemikę o zamieszkaniu z dziećmi. Pośród opinii internautów znalazłem opinię, że starość objawiła się w chwili, gdy ktoś poczuł, że dalej nie może już mieszkać samodzielnie. Z przyczyn finansowych, zdrowotnych. Samodzielność to życie, wyznacznik dorosłoci. Dopóki jesteśmy samodzielni, nawet samotni, to nic, bo jesteśmy pełni możliwości. Ale gdy los zmusza nas do wprowadzenia się do dzieci, sięgnięcia po czyjąś pomoc... A co Wy na to? 50, 60 lat to pewnie za mało, by rezygnować z samodzielności. Ale 70? 80? Czy nie warto w pewnym wieku zamieszkać z dziećmi, aby nie czuć się osamotnionym? |
#1742
|
||||
|
||||
Cytat:
Chyba nie o osamotnienie Ci chodzi, ale o pomoc. Cytat:
Prawdopodobnie mam niedaleko do niesamodzielności, ale wykluczam zamieszkanie z dzieckiem. Dlaczego? A bo za dobrze pamiętam czas, kiedy opiekowałam się swoją matką i wiem, jakie to trudne. Dla obu stron. Poza tym zmieniły się realia, w jakich żyjemy. Czasy wielopokoleniowych rodzin były i minęły. Dzieci mają własny rytm życia; muszą dłużej pracować na emeryturę; i dzieci, i my mamy swoje nawyki... I teraz nagle wszystko zmieniać, na nowo się "docierać"? Jak to rozwiązać? Nadal jestem na etapie poszukiwań rozwiązania problemu tak, aby pozostać we własnym domu, ile się da. I furt mi wychodzi, że się da, ale trzeba mieć gruby portfel. No i tak sobie trykam głową w mur |
#1743
|
||||
|
||||
Witam!
Ja również wykluczam zamieszkanie u dzieci,nie jestem w takim stanie abym wymagał pomocy drugiej osoby.Umiem przyrządzać potrawy może lepiej jak kobieta,szyć, prać,sprzątać itp.Dzieci mają swoje życie,troski codzienne obecnej egzystencji.Doskwiera mi tylko samotność,byłem przyzwyczajony do życia we dwoje.Wiem,że dzieci mają trudniejsze życie,małe zarobki,ale wystarczające aby żyć na średnim poziomie.Gdy bym zauważył,że trzeba pomocy uczyniłbym to natychmiast.Córki podobnie by postąpiły. Pozdrowienia Edward! |
#1744
|
||||
|
||||
Ja sobie też myslę ,że gruby portfel by się przydał...
Cytat:
|
#1745
|
||||
|
||||
Jak jest gruby portfel to i ludzie do pomocy się znjadą, ba nawet do towarzystwa też...tylko co jak go nie ma?
|
#1746
|
|||
|
|||
Starość i samotność zwaliła się na mnie z chwilą nagłej śmierci męża w wieku 63 lat. Nagle zdałam sobie sprawę z tego że to już jestem na tym etapie.
Ból po stracie, kostnica, sprawy pogrzebowe, spadkowe, dezorientacja i zagubienie. Dzieci mają własne życie i mam wrażenie że trochę im przeszkadzam mimo że staram się ciągle być potrzebna. Jestem samodzielna i samowystarczalna (również finansowo) a jednak czuję się osamotniona. Nie mieszkam z dziećmi ale obok a moje życie też biegnie obok. No i muszą się ciągle o mnie potykać chociaż wolałabym inne rozwiązanie. Mój ojciec zmarł nagle w wieku 89 lat ( do końca w pełni sprawny) a mnie przeraża świadomość że i ja mogłabym dożyć takiego wieku. Dożyć obok - obok dzieci, obok współczesności, obok, obok..... Nie chciałabym być dla nikogo ciężarem gdy stanę się niezdolna do samodzielnego zmagania z codziennością. Mogę nie mieć tyle szczęścia jak mój mąż i mój ojciec. Dzieci mają przykazane aby w takim przypadku zainstalować mnie w domu opieki a po śmierci spopielić. Senesco jak zwykle sprowokowałeś mnie do zabrania głosu i na szczęście nie tylko mnie ale jakoś mi lżej po tych tak osobistych zwierzeniach. Dobrze że to nie real. Czuła bym się nieco zażenowana. Pozdrawiam wszystkich samotnych seniorów. |
#1747
|
||||
|
||||
Rslucjo - to bardzo ważne, co napisałaś i bardzo Ci za to dziękuję.
Mój ojciec odszedł, gdy miał 46 lat, a ja - z uwagi na współczesność - sądzę, że miał szczęście. Odszedł szybko, bez bólu i nawet medycyna nie miała okazji się nad nim znęcać. Po prostu wyłączyć światło i zasnąć to moje marzenie. Ale, jak ważniejsze jest magiczne słowo, którego użyłaś - "obok" nie "razem". Tak, żyjemy obok siebie - w rodzinie, pośród znajomych, w społeczeństwie. Czasami odurzamy to, ale nie staramy się nic z tym zrobić. Bo, czy w ogóle jesteśmy w stanie wyobrazić sobie, zdefiniować to "razem"? Kiedy pytałem o mieszkanie razem dwóch samotników, to miałem na myśli owe sławetne "związki partnerskie", które zabezpieczają prawa majątkowe każdego współlokatora. Politycy, ale także odrobinę seniorzy-obywatele, ośmieszyli je. A przecież, to właśnie one pozwoliłyby mieszkać "razem" zaprzyjaźnionym osobom. Bo dom opieki to wyjście podbramkowe. Domów jak Skolimów jest niewiele. A mieszkanie dwóch, trzech osób razem - zatrudniających do pomocy kogoś młodszego - maksymalnie samodzielnych, samostanowiących, szanujących się wzajemnie, rozumiejących swoje potrzeby. Życie w rodzinie jest rzeczywiście trudne - żyjemy w innym rytmie niż pozostali. A w "partnerskim, ale i własnym domu" - to życie w tym samym rytmie, bez pośpiechu. Można być samemu, choć nie samotnym. |
#1748
|
||||
|
||||
Jestem sama ale nie samotna. Co prawda najbliższa rodzina jest daleko, spotykam się z córką raz w miesiącu ale codziennie rozmawiamy przez telefon i gdybym skazana była tylko na takie obcowanie, czuła bym się samotna.
Szczęście mi jednak sprzyja. Oprócz prawdziwej, dobrej i kochającej córki, mam 5 (słownie pięć) "przyszywanych córek.Mieszkamy blisko siebie, bardzo często odwiedzamy się , myślimy o sobie, pomagamy gdy trzeba. Wszystkie "córki" są w wieku mojej córki, a więc o 20 lat młodsze. Są pełne energii i chęci do życia.Chodzimy razem na koncerty, przedstawienia, a wieczorami rozmawiamy o różnych problemach dnia codziennego ale nie tylko. Robię wszystko, abym i ja była przydatna, czasami coś ugotuję, upiekę, poczęstuje swoim winkiem. Tereska sama zdeklarowała się być moim opiekunem zdrowotnym- lekarz, szpital, recepty itd.itd. Mieszkańcy osiedla są zdziwieni, że wytworzyła się między nami taka serdeczna więź. Staram się nie narzekać, nie kwękać, chociaż jestem bardzo cierpiąca. Moim dziewczynkom jestem wdzięczna za wszystko co dla mnie robią i one o tym wiedzą.
__________________
|
#1749
|
||||
|
||||
Jestem również sam ale z pozoru nie samotny.Córki mieszkają w tym samym mieście,wnuczka,wnuczek we własnych mieszkaniach.Jestem zapraszany,mile widziany i radujemy się sobą.Najważniesze jest aby być zdrowym,pogodnym i nie ukazywać siebie jako człowieka skrzywdzonego przez okrutny los.Odwiedzam małżonkę na cmentarzu,rozmawiam z nią i to przynosi mi ulgę.Jednak jestem sam,a zawsze byłem z drogą mi osobą i dopiero teraz wiem co to jest samotność.
|
#1750
|
|||
|
|||
Senesco Ty znowu raczysz żartować.
Naprawdę uważasz że do wspólnego zamieszkania staruszków konieczna jest ustawa o "związkach partnerskich" lub jakaś inna ustawa? Przecież funkcjonują wspólnoty, towarzystwa, spółdzielnie itp. Do zamieszkania w domu opieki dużym lub malutkim "rodzinnym" nie są konieczne jakieś szczególne akty prawne. Przyznaj się że chciałeś cichutko przemycić inny nurtujący Ciebie temat "związków partnerskich" w późnym wieku. Edwardzie za rok lub dwa cień żony zblednie na tyle że nie da się z nim rozmawiać a pustka po niej stanie się bardziej dojmująca. Z czasem nauczysz się z tym żyć jak wiele i wielu z nas. Cudnie że masz córki i wnuki oni powinni teraz wypełnić Twoje życie. Rozglądaj się też wokół siebie. To czego nam najbardziej potrzeba przeważnie jest w zasięgu ręki (wzroku) jednym słowem blisko. Pozdrawiam. |
#1751
|
|||
|
|||
Cytat:
A ja już myślałem, że jestem w swoich marzeniach osamotniony. Ale jak się okazuje są jeszcze seniorzy, którym chodzi po głowie to samo co mnie Dzięki, że poruszyłeś tak ważny temat !!!!! |
#1752
|
|||
|
|||
Ja jestem corka, pisze w imieniu mojej mamy, ktora co prawda ma dzieci i wnuki, ale wszyscy mieszkamy za granica. Bardzo mnie martwi, ze nie moge mamie wiecej pomoc, ale w malych polskich miastach nie ma domow seniorow i organizacji dla seniorow. Mama jest samotna, ale na razie samodzielna. Nie wiem co bedzie, gdy podupadnie na zdrowiu. Nawet gdy sa fundusze, to brakuje opcji, zwlaszcza w malej miejscowosci. Czy macie panstwo jakies rady?
|
#1753
|
||||
|
||||
Cytat:
Prawdę powiedziawszy, myślałem wyłącznie o umowach majątkowych i kłopotach ze spadkobiercami. U nas jest taki nacisk, by żyć we własnym domu, choć może wygodniej byłoby dom skapitalizować, mieszkanie wynajmować i mieć fundusz bezpieczeństwa w banku. Ale wynajmowanie wspólne jest bardzo ryzykowne. Potencjalni spadkobiercy mogą za życia uprzykrzyć życie troską o "swój" majątek. Wspomniałem o ustawie, bo wbrew temu, co słychać z ust polityków,, umowy wygasają wraz ze śmiercią jednej ze stron. Ale skoro sugerujesz, że mnie coś nurtuje, to może i owszem. Wydaje mi się, że zbyt wiele kobiet i mężczyzn w późnym wieku dąży do małżeństwa, a potem w tym małżeństwie tkwią nieszczęśliwi. Walczą ze sobą i nie mogą uciec. Walczą o dzieci, o drobiazgi, są dla siebie bardziej niż uciążliwi. Wydaje mi się, że seniorat to świet wiek, by żyć "na kocią łapę", po partnersku. Za młodu liczą się emocje i namiętności, w podeszłym wieku - mam taką nadzieję - docenia się przyjaźń. Bardziej niż to, że mamy o czym porozmawiać, liczy się, że możemy ze sobą pomilczeć. Domowe pensjonaty - popularne w wieku XIX, na początku XX - nie wspólny pokój, ale pokoje po sąsiedzku, wspólny salon. Powtórne małżeństwo rodzica wywołuje tyle nerwowych sytuacji u dorosłych dzieci... Konkubinat demoralizuje lub wydaje się ryzykowny, zatem partnerstwo. Rslucjo - nie myślałem o partnerstwie w obrębie tej samej płci, ani nawet o emocjonalnych relacjach w obrębie tej samej płci, ani o komunach. Myślałem, że dwojgu lub kilkorgu niezależnym, ale zaprzyjaźnionym osobom byłoby łatwiej żyć pod jednym dachem. Osobno, ale i razem zarazem... |
#1754
|
|||
|
|||
Senesco rozumiem i myślę podobnie.
Partnerstwo najbardziej mi się podoba i podobało za młodu. Małżeństwo to głównie zabezpieczenie potomstwa. Osobiście wyszłam za mąż dopiero gdy zapragnęłam dzieci. Wspólne mieszkanie staruszków tak jak je opisujesz wydaje mi się bardzo atrakcyjne. Zaprzyjaźnieni i obok siebie z pełną akceptacją i zrozumieniem. Razem tylko z wyboru. Co do majątku i spadkobierców to jedynym sposobem jest nic nie obiecywać i nie dawać nadziei na dary. Raczej nic nie dawać a właściwie tylko to co my chcemy dać i temu komu chcemy. Przyjąć zasadę że nic nikomu się nie należy. Są akty darowizny i testamenty, zapisy. Trumna kieszeni nie ma i ze sobą nic nie zabierzemy a "to co po nas" nich się martwią ci co tutaj zostają. Duch powinien być wolny. To co materialne służy ciału a ono potrzebuje coraz mniej. Co ma być to będzie. Nie o wszystkim możemy decydować. Pozdrawiam cieplutko. |
#1755
|
||||
|
||||
Witam miło samotnych seniorów.Trudno jest samemu gdy nie ma kto podać ręki nie ma z kim zamienić słowa .Jestem już 4 lata po nagłej śmierci mojego męża i teraz coraz częściej zdaję sobie sprawę z tego ,że życie staje się smutne brak w nim marzeń planów.Żyje się rytmem szarej codzienności. Im dłużej człowiek jest samotny to bardziej popada w nostalgie.Mam dobry kontakt z dziećmi ,wnukami ale to jest nie to .Nie chciała bym nikogo zasmucać ale to jest tylko życie .Pozdrawiam.
|
#1756
|
||||
|
||||
Obserwując życie i czytając posty w tym wątku dochodzę do wniosku, że samotność w równym stopniu dotyczy osób, które przez całe życie przeszły "solo", jak i tych, które miały współmałżonka. Singlowi pod pewnym względem jest łatwiej - nie musi przyzwyczajać się do samotności i wie, że może w potrzebie liczyć tylko na siebie. Na pewno jest bardziej samodzielny niż osoba w pierwszej fazie wdowieństwa. Nie ma jednak kogo i co wspominać. Nie ma dzieci i zdaje sobie sprawę z tego, że ustrzegł się kłopotów związanych z ich wychowaniem, ale nie miał też radości z tego powodu. Nie oczekuje wizyt wnuków, ale też nie jest mu przykro, gdy nie przychodzą. Każdy aspekt życia ma dwie strony - jak medal. Tylko, że obydwie są jednakowe - jestem sama/sam.
|
#1757
|
|||
|
|||
Moje drogie samotniczki i drodzy samotnicy już tak ten świat jest urządzony że człowiek jest samotny w swoim odczuwaniu, postrzeganiu siebie, otoczenia i świata.
Tak naprawdę zawsze jesteśmy sami w swojej indywidualności. Znalezienie bratniej, pokrewnej duszy, tej drugiej połowy jabłuszka, zawsze i w każdym wieku jest cudem. Jej utrata natomiast stratą połowy siebie. Zostajemy psychicznie okaleczeni i trzeba czasu aby rany się zabliźniły a puste miejsce czymś wypełniło. Młodym niewątpliwie łatwiej bo są bardziej ruchliwi, aktywni i co tu dużo mówić również naiwni. Mają większe szanse popełnienia błędu ale również większe szanse odsamotnienia. Wygląda na to że aby się odsamotnić trzeba psychicznie odmłodnieć, uaktywnić się na każdym polu i świadomie "zgłupieć" czy też znaiwnieć. A Wy jak myślicie? Czy mam choć trochę racji? Pozdrawiam cieplutko. |
#1758
|
||||
|
||||
Cytat:
Rystyno - to tylko pozornie prawda. Wdowieństwo - jak wskazują wszystkie badania - to największy stres, jaki może się człowiekowi przydarzyć. Wdowcy, o wiele częściej niż wdowy, nie radzili sobie z nim, bo w istocie byli bezradni życiowo. Nie umieli się odnaleźć wobec najprostszych, najbardziej błahych spraw, a to rujnowało ich poczucie wartości. Wpadali w pętlę osamotnienia. Bo "samotność" to nie to samo, co "osamotnienie". Samotność to pojedynczość w życiu, osamotnienie to głęboki i dojmujący ból, który może odczuwać ktoś otoczony rodziną i przyjaciółmi. To poczucie bezradności i beznadziei wobec własnych słabości. Tylko pozornie singlowi jest łatwiej. Owszem, nauczył sobie radzić z codziennością, ale wobec nowych wyzwań jest tylko słabszy. Ekonomiści mówią, że prawdziwa samotność to nie mieć od kogo pożyczyć, gdy zajdzie potrzeba. Osamotnionym może być ktoś stary i słaby, ale i ktoś bardzo młody, nawet piękny i zdrowy. Trudno powiedzieć, co w osamotnieniu jest gorsze - brak nadziei, czy nieustająca nadzieja, że coś może się zmienić. Jako singiel twierdzę, że lepiej już na prawdziwej bezludnej wyspie, bo przynajmniej nikt nie nazywa samotności czymś nienaturalnym. W zatłoczonym świecie, to ciągłe oczekiwanie na zmianę, na nadejście ... pojawienie się kogoś, jest bolesne. I tu tkwi tajemnica osamotnienia. Bo, jak chcesz żyć obok kogoś (lub z kimś razem) musisz mu wyjść na spotkanie, a nie czekać na niego w pustym mieszkaniu. Singlowi jest trudniej, bo nie nauczył się tego, nie potrafi budować więzi, cierpliwie znosić obecność drugiej osoby w swojej przestrzeni lub być u kogoś. Dlatego twierdzę, że łatwiej zbudować kolonię singli niż dwoje z nich połączyć w parę... |
#1759
|
||||
|
||||
Cytat:
Rslucjo - nie da się. Aby "zgłupieć" wystarczy poddać się demencji, ale nikt nie życzy sobie żyć z kimś "ogłupiałym". Łączymy się w pary, by się wspierać - szczególnie, gdy już nie ma szans na rozmnażanie. Ale nie da się cofnąć czasu, wymazać emocjonalnych doświadczeń, a po ranach pozostały widoczne szramy. Można zamknąć oczy i pójść na ślepo, ale - jak to mówią - stojącego nad przepaścią od sukcesu dzieli tylko jeden krok. Raczej trzeba zmądrzeć, umieć wybierać, zrozumieć, czym się różni akceptacja od tolerancji, bo coraz trudniej nam coś zaakceptować, a i tolerować nas nie jest łatwo. Trzeba nauczyć się nie oczekiwać, a dawać (ale nie "rozdawać"). Trzeba też nauczyć się brać nie to, co chcę, ale to, co jest mi ofiarowane. Samotni jesteśmy także dlatego, że boimy się być oszukani, wykorzystani, boimy się stracić coś. No i strasznie dużo wymagamy. Nie umiemy też nazwać tego, co jest naszą samotnością. A ona jest różna - jest samotność w myśleniu, w radości i w smutku, przy stole, w łóżku. Czy czujemy się osamotnieni, bo nie ma kogoś, kto by nas przytulił, czy dlatego, że to my potrzebujemy przytulić kogoś. Pamiętajmy też, że - jak uczy rzeczywistość i donoszą media - bycie z drugim człowiekiem bywa gorsze od więzienia. Ale samotność to najlepszy punkt wyjścia do bycia z kimś razem... http://senescoeu.blogspot.com |
#1760
|
||||
|
||||
Rslucjo, inaczej pojmuję słowo "samotnik". Dla mnie to osoba, która nie szuka, a może nawet unika, towarzystwa innych ludzi. Dobrze jej samej i już. Natomiast człowiek samotny to ktoś, kto w wyniku splotu różnych okoliczności nie ma bliskiej osoby - przyjaciela lub małżonka, partnera. Spędza czas sam, chociaż niekoniecznie to lubi. Kiedyś pewnie stanie się samotnikiem i problem zniknie. Na razie jednak jest mu źle, Może podejmuje jakieś kroki, może próbuje zmienić ten stan rzeczy, ale idzie to opornie. Odmładzanie ducha trochę ryzykowne - można się ośmieszyć - ale czy naprawdę potrzebne? Zgadzam się z Senesco - trzeba najpierw zdefiniować swoją samotność, swoje oczekiwania i to, co mamy do zaoferowania innym.
|
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Senior Cafe | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Szukam Samotnych Kobiet! | Kasia_H66 | Zaproszenia | 46 | 04-06-2023 21:02 |
wieczorki taneczne dla samotnych | Eliza | Hobby, pasje | 91 | 12-02-2020 08:46 |
Nie odwracaj się od samotnych seniorów - komentarze | barbara41 | Ogólny | 119 | 16-08-2017 18:36 |
Dlaczego pomimo że jest tylu samotnych, potrzebujących rodziny | Małgosia G. | Opieka | 38 | 14-01-2017 21:45 |
zapisanisobie.pl serwis dla samotnych chrześcijan | pawels | Miłość, przyjaźń, związki, samotność | 19 | 27-04-2015 14:03 |
Narzędzia wątku | Przeszukaj ten wątek |
|
|