Wacuniu, czy Ty przypadkiem nie kierujesz się na katolickiego świętego lub innej kariery doczesnej w Kk nie chcesz zrobić?
Kolejna reklama, tym razem stacji telewizyjnej jak najbardziej katolickiej, jako poparcie tezy naczelnego ateisty i antyklerykała forum... brzmi intrygująco. W 'towarzystwie' brakuje prof. Posackiego, który bioenergoterapeutów nie kocha. Kilku innych też brakuje. Bo to sól w oczach Kk, magia, okultyzm, sodomia z gomorią, ruja i porubstwo.
Dokładam link do kompletu:
http://pierzchalski.ecclesia.org.pl/...01&sz=&pyt=343 Bez cytatu, żeby nie przedłużać posta. W sieci (w realu pewnie też) jest tyluż przeciwników uzdrawiania, co uzdrawiaczy i ich zwolenników. Całkiem przypadkowo powstała nowa gałąź nauki eniologia. O tzw. medycynie informacyjnej nie wspomnę. Przecież to niemożliwe, by umysł i ciało człowieka wzajemnie się przenikały i stanowiły dwa poziomy energetyczne. Człowiek jest wyłącznie materią, kto śmie mówić o energii?
Twój link prowadzi do wywiadu Sławomira Zalewskiego, NTV Warszawa. Jerzy Strączyński jest tym bioenergoterapeutą właśnie. Ponoć znanym. Rozmowa
z Jerzego Strączyńskiego z bioenergoterapeutą Jerzym Strączyńskim... byłaby nieco dziwna, lustrzanym odbiciem trąci.
Nie wypowiadam się na temat możliwości i efektów leczenia, bom nie próbowała. Jedno wiem na pewno – w kolejkach pełno duchowieństwa różnych wyznań. Równie dobrze można postponować medycynę chińską czy tybetańską, trochę inną od zachodniej. Czy skuteczniejszą? nie wiem. Na pewno będącą zagrożeniem dla koncernów farmaceutycznych, które produkują leki mające leczyć, niekoniecznie wyleczyć.
Jeszcze jedno, o czym przekonywał mnie lekko zaprzyjaźniony bioenergoterapeuta, ścisła współpraca z medycyną akademicką; alternatywna wyłącznie jako uzupełnienie, dodatkowy impuls dla organizmu. Wiem, że nie kłamał, spotkałam go (przypadkowo całkiem) w jednym z renomowanych szpitali, z którym współpracował nie przeszkadzając chirurgom, lekarzom i farmakologii.
Doskonale wiemy, iż na wyniki leczenia ma wpływ stan psychiczny, stosunek pacjenta do metody leczenia, a także chęć pokonania choroby. Medycyna akademicka jest zbyt zajęta nauką i papierologią, by zwracać uwagę na podobne. Nie zajmuje się psychoterapią. Choć co poniektórzy medycy wiedzą, że należy leczyć ciało i duszę, ups – psychikę pacjenta. Lukę zapełniają psycholodzy, bioenergoterapeuci (także zielarze, homeopaci) i spowiednicy. Pierwsi pomagają się pogodzić z chorobą, ostatni przekonują, iż cierpienie ma sens, ci pogardzani i wyśmiewani często dają cień nadziei i chęć do walki. A że niewytłumaczalne wyzdrowienia się zdarzają, wiemy wszyscy. Czasem pacjent wróci do zdrowia pomimo starań fachowej medycyny. Są na świecie rzeczy, o których nie śniło się filozofom. I nie wszystkie należy rozpatrywać w kategorii cudów lub z gruntu odrzucać. Czyż nie lepiej włączyć ciekawość i poszukać wyjaśnień?
Przecież nie jest to ujmą dla nauki... i ateizmu.
Żeby nie było, nie bronię medycyny alternatywnej. Twierdzę, że człowiek ma prawo wyboru metody leczenia.
Sorry, ciągle pada. Deszcz usprawiedliwia moje gadulstwo, jestem bezrobotna.