menu

senior.pl - aktywni w każdym wieku

Wróć   Klub Senior Cafe > Praca > Seniorzy i praca
Zarejestruj się FAQ / Pomoc Szukaj Dzisiejsze Posty Oznacz Fora Jako Przeczytane

Seniorzy i praca Dyskusje na temat sytuacji seniorów na rynku pracy, bezrobocia, możliwości zarabiania na emeryturze, poszukiwania pracy.

Odpowiedz
Narzędzia wątku Przeszukaj ten wątek
  #81  
Nieprzeczytane 20-10-2007, 20:56
Karol X's Avatar
Karol X Karol X jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: May 2007
Posty: 5 420
Domyślnie

Witam
Babciu Oli powrot do Ojczyzny na starosc jest marzeniem kazdej Polki lub kazdego Polaka.
Nie wierze,ze komus moze na tym nie zalezec,by te ostatnie lata pogodnej(miejmy nadzieje)emerytury przezyc w odmienionej,piekniejacej Polsce.
Jasne,ze wiele drobnych spraw - skladajacych sie na calosc dnia powszedniego - moze nas razic,denerwowac,wprawiac w oslupienie,bo tu,gdzie mieszkamy - przywyklismy do innego - bardziej wygodnego zycia,gdzie zalatwienie tej czy innej sprawy,nie sprawia nam trudnosci.
Ale uderzmy sie w piers i przyznajmy sie,czy i w krajach zamieszkania,wiele spraw nas nie"wkurza"?
Czy zawsze jest to wszystko takie proste?
Jakos bardziej krytycznie podchodzimy do spraw polskich i nie bardzo chcemy skrytykowac to co amerykanskie,szwedzkie,niemieckie,angielskie czy powiedzmy jeszcze inne.
To co mnie najbardziej przeraza w Polsce,to strasznie niskie emerytury Polek i Polakow.
Przyjazd i osiedlenie sie w wykupionym domu,czy mieszkaniu w Polsce,budzilby zapewne zazdrosc sasiadow,a i osobom/osobie osiedlajacej sie byloby przykro,widzac straszna dysproporcje w wysokosci pobieranego swiadczenia emerytalnego.
Sadze,ze mieszkajac w Polsce bylibysmy ciagle myslami w kraju skad przybylismy.
Natomiast pozostanie na starosc w kraju obecnym,w ktorym zamieszkujemy ze wzgledu na posiadana tu
rodzine,przyjaciol,nasze przywiazanie - spowoduje ciagla nostalgie i zal,ze ostatnie lata naszego zycia spedzamy nadal na obczyznie,ze tak na dobra sprawe to przeciez sami decydujemy o swoim losie.
Pozostac tu,czy wyjechac do kraju? - podobne pytanie dreczylo nas kilkanascie,czy kilkadziesiat lat wczesniej,tyle,ze wtedy pytalismy siebie - Wyjechac z Polski,czy.... pozostac?

Znamy przypadki,gdzie osoby opuscily Szwecje i zmarly dosc szybko w Polsce.
Powtorna tesknota?Nieumiejetnosc znalezienia sobie miejsca w nowym otoczeniu?
Nie wiem.
Podobno starych drzew sie nie przesadza....
__________________
Kazdy przezyty dzien - to dar od serca.
Odpowiedź z Cytowaniem
  #82  
Nieprzeczytane 20-10-2007, 21:06
tar-ninka's Avatar
tar-ninka tar-ninka jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Dec 2006
Miasto: małopolska
Posty: 26 715
Domyślnie

Tak będzie Karolu . Jestes tam myslisz o kraju tesknisz . Przyjedziesz do kraju , bedziesz tesknil za krajem gdzie spedziles szmat zycia . To przezywa ja wszyscy .
Taka jest cena i to nie jedyna , checi poprawy sobie zycia ,zycia względnie dostatniego. Niestety jest wysoka .
__________________
Odpowiedź z Cytowaniem
  #83  
Nieprzeczytane 20-10-2007, 21:44
Malgorzata 50 Malgorzata 50 jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Apr 2007
Miasto: Warszawa
Posty: 9 624
Domyślnie

Znow może wsadzę kij w mrowisko ,ale dla mnie czym innym jest wyjazd krótki czy długi "za chlebem" a czym innym decyzja o powrocie po wielu latach mieszkania w innym kraju .Gdzie osiagnelo się pozycje zawodowa ,gdzie się mieszka i zyje niejednokrotnie dluzej niz mieszkalo i żylo sie w Polsce .Gdzie sa wszyscy bliscy -i to najwazniejsze .Nie istnieje dla mnie abstrakcyjna "ojczyzna" moje miejsce jest tam gdzie są moi najblizsi ,gdzie sa ludzie do których moge wpasć lub zdzwonic kiedy chcę ,gdzie jest moja rodzina i przyjaciele .I moze byc to Polska Honolulu czy Zimbabwe.Tak sie sklada ze jest to Polska .Dlatego swietnie rozumiem moich przyjaciol osiadlych po swiecie ,ktorych jak Karola wypedzilo z kraju poczucie beznadziei i upodlenia, ze już nie wracaja bo wszystko co im sie waznego przydarzylo w doroslym zyciu. przydazylo się TAM.Ale przyjeżdzają jak bociany na lato ,czasem jesienia czasem zima i wiosną .Interesuj a się tym,co dzieje się w Polsce i co najsmieszniejsze mimo jasnych dla wszystkich roznic w poziomie zycia i upierdliwosci tegoz oni NIE krytykuja ,nie narzekaja .Moze nauczyli się w krajach ,gdzie mieszkaja pozytywnego stosunku do swiata ,a moze po prostu kochaja nasz kraj chociaz z daleka, ale trzymaja kciuki ,zeby nam sie udalo i zeby wreszcie mozna bylo powiedziec z duma jestem z POLSKI.Zupelnie to jest inny temat niz smutna praca po to by sobie "poprawic" A babciu Oli -pomysl gdzie tak naprawde będziesz się czula samotna tu czy tam....
__________________
Bo jesli kochac to nie indywidualnie
Odpowiedź z Cytowaniem
  #84  
Nieprzeczytane 20-10-2007, 22:27
Pani Slowikowa Pani Slowikowa jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: May 2007
Posty: 7 080
Domyślnie Malgosiu

Cytat:
Napisał Malgorzata 50
Znow może wsadzę kij w mrowisko ,ale dla mnie czym innym jest wyjazd krótki czy długi "za chlebem" a czym innym decyzja o powrocie po wielu latach mieszkania w innym kraju .Gdzie osiagnelo się pozycje zawodowa ,gdzie się mieszka i zyje niejednokrotnie dluzej niz mieszkalo i żylo sie w Polsce .Gdzie sa wszyscy bliscy -i to najwazniejsze .Nie istnieje dla mnie abstrakcyjna "ojczyzna" moje miejsce jest tam gdzie są moi najblizsi ,gdzie sa ludzie do których moge wpasć lub zdzwonic kiedy chcę ,gdzie jest moja rodzina i przyjaciele .I moze byc to Polska Honolulu czy Zimbabwe.Tak sie sklada ze jest to Polska .Dlatego swietnie rozumiem moich przyjaciol osiadlych po swiecie ,ktorych jak Karola wypedzilo z kraju poczucie beznadziei i upodlenia, ze już nie wracaja bo wszystko co im sie waznego przydarzylo w doroslym zyciu. przydazylo się TAM.Ale przyjeżdzają jak bociany na lato ,czasem jesienia czasem zima i wiosną .Interesuj a się tym,co dzieje się w Polsce i co najsmieszniejsze mimo jasnych dla wszystkich roznic w poziomie zycia i upierdliwosci tegoz oni NIE krytykuja ,nie narzekaja .Moze nauczyli się w krajach ,gdzie mieszkaja pozytywnego stosunku do swiata ,a moze po prostu kochaja nasz kraj chociaz z daleka, ale trzymaja kciuki ,zeby nam sie udalo i zeby wreszcie mozna bylo powiedziec z duma jestem z POLSKI.Zupelnie to jest inny temat niz smutna praca po to by sobie "poprawic" A babciu Oli -pomysl gdzie tak naprawde będziesz się czula samotna tu czy tam....

Pieknie to powiedzialas... Jak bociany
Odpowiedź z Cytowaniem
  #85  
Nieprzeczytane 20-10-2007, 23:01
Karol X's Avatar
Karol X Karol X jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: May 2007
Posty: 5 420
Domyślnie

Malgosiu pieknie napisane.
Jak bociany leca do swoich krajow....

Byla kiedys pewna jaskolka,ktora miala uszkodzone skrzydlo i nie mogla odleciec do cieplych krajow,tylko schronila sie pod posagiem pewnego ksiecia,ktory pokryty byl platkami zlota.
Spogladal ksiaze kazdego dnia na jaskolke,kulaca sie u jego stop.
W kraju w ktorym stal jego posag,byla okrutna bieda.
Uprosil wiec jaskolke,by odlupala szczerozlote platki z jego plaszcza i zaniosla biednym ludziom pod strzechy.
Kazdego dnia odlupywala jaskolka zlote platki z ksiazecego plaszcza i zanosila ubogim ludziom,czyniac ich szczesliwymi.
Nadszedl moment,gdy jaskolka mogla juz dobrze fruwac i zamierzala odfrunac do cieplych krajow.
Ale w kraju bylo tyle biednych ludzi,ze ksiaze prosil jaskolke,by ta pofrunela jeszcze do biednych ludzi i zaniosla jego zlote oczy,gdyz zlota na plaszczu juz nie mial.
Zima zblizala sie nieuchronnie.
Jaskolka pofrunela do biednych ludzi i zaniosla ksiazece zlote oczy.
Nastepnego ranka pokryl sie posag ksiecia sniegiem.
Jaskolka nie poruszyla sie juz wiecej.
Z oczodolow ksiecia poplynela rubinowa krew.
__________________
Kazdy przezyty dzien - to dar od serca.
Odpowiedź z Cytowaniem
  #86  
Nieprzeczytane 20-10-2007, 23:07
Lila's Avatar
Lila Lila jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Feb 2007
Miasto: Polska
Posty: 57 019
Domyślnie

Śliczna bajka Karolu..

Może Wasze złote oczy zostaną w Szwecji na zawsze,ale serca nigdy stąd nie wyjechały..
A świat teraz maleńki taki .Internet,skype ...i co jeszcze nam wymyślą.Czy w tej chwili nie jesteś w kraju z nami ??

Bo ja pisząc te słowa mam przed oczami Ciebie i Gosiaka,i mam pewność ,że za parę minut dotrą moje słowa do Was..
To gdzie ta emigracja ,ja się pytam ?
Czas ''Latarnika '' przeminął.Na szczęście...
Odpowiedź z Cytowaniem
  #87  
Nieprzeczytane 20-10-2007, 23:14
Malgorzata 50 Malgorzata 50 jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Apr 2007
Miasto: Warszawa
Posty: 9 624
Domyślnie

Na szczęście....
__________________
Bo jesli kochac to nie indywidualnie
Odpowiedź z Cytowaniem
  #88  
Nieprzeczytane 20-10-2007, 23:23
tar-ninka's Avatar
tar-ninka tar-ninka jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Dec 2006
Miasto: małopolska
Posty: 26 715
Domyślnie

Piękna bajka Karolu . Tak Lilus masz racje świat juz nie jest taki duzy . Mam w tej chwili przed oczyma portret moich dziadkow . Patrze na nich i widze ich swiat o ktorym mi babcia opowiadala a potem przenosze wzrok na ekran moitora czytam posty z calej Polski , od Kangura z Australi od Karola , Liduszki ...skurczył się swiat? W jakim ciekawym czasie przyszło nam zyc .Czasami chcialabym wiedziec jaki ten swiat bedzie gdy moje wnuki beda dziadkami .
__________________
Odpowiedź z Cytowaniem
  #89  
Nieprzeczytane 20-10-2007, 23:28
destiny's Avatar
destiny destiny jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Feb 2007
Posty: 12 004
Uśmiech Karolu :)

Pięknie napisałeś, pięknych metamorfoz użyłeś...aż serce ściska
Jakie to szczęście poznać takich ludzi jak Wy.
Ucałuj Gosię od nas - częstochowian.
Wszystkiego dobrego i miłej niedzieli życzę
__________________
You never have this day again...
Odpowiedź z Cytowaniem
  #90  
Nieprzeczytane 21-10-2007, 09:01
Bianka's Avatar
Bianka Bianka jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Apr 2007
Miasto: Warszawa
Posty: 6 197
Domyślnie

Może ktoś ma ochotę przeczytac jeszcze raz oryginał? Podaję linki, bo znalazłam "Szczęśliwego księcia" w dwóch częściach.

http://specialcases.blox.pl/2007/05/...SIAZE-cz1.html

http://specialcases.blox.pl/2007/05/...SIAZE-cz2.html
Odpowiedź z Cytowaniem
  #91  
Nieprzeczytane 21-10-2007, 09:26
Alsko's Avatar
Alsko Alsko jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Jul 2007
Miasto: Warszawa
Posty: 34 899
Domyślnie Buuu!

Wpakowałam do ulubionych, bo dziś jakoś nic nie widzę na tym ciemnym tle.
Ale dziękuję
Odpowiedź z Cytowaniem
  #92  
Nieprzeczytane 21-10-2007, 10:08
Bianka's Avatar
Bianka Bianka jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Apr 2007
Miasto: Warszawa
Posty: 6 197
Domyślnie Jak mnie Adminka nie pobije...

Cytat:
Napisał Alsko
Wpakowałam do ulubionych, bo dziś jakoś nic nie widzę na tym ciemnym tle.
Ale dziękuję

to zaryzykuję wkleić...SZCZĘŚLIWY KSIĄŻĘ cz.1
Oskar Wilde
Na wysokim cokole, górując nad miastem, wznosił się pomnik szczęśliwego księcia. Cały był pokryty delikatnymi złotymi blaszkami, oczy miał z dwóch błyszczących szafirów, a na rękojeści jego miecza świecił olbrzymi rubin.
Ogromnie go też podziwiano — ogromnie. — Jest tak piękny jak kurek na dachu — zauważył jeden z radców miejskich, usiłujący przez okazywanie artystycznych skłonności zdobyć sobie dobre imię. — Tylko mniej użyteczny od kurka — dodał obawiając się, by go nie posądzono o brak zmysłu praktycznego... co wcale nie byłoby zgodne z prawdą
— Czemu nie jesteś takim jak szczęśliwy książę? — pytała czuła matka swego synka, który napierał się księżyca z nieba; — Szczęśliwy książę nigdy się niczego nie napiera.
— Jestem kontent, że przynajmniej jeden człowiek na świecie jest całkiem szczęśliwy — mruknął zawiedziony w swych nadziejach przechodzień rzucając okiem na pomnik.
— Wygląda jak anioł — mówili mali wychowankowie sierocińca wychodząc z katedry w purpurowych płaszczykach i śnieżnobiałych fartuszkach.
— Skąd wiecie, jak wygląda anioł? — spytał profesor matematyki. — Przecieżeście go nigdy nie widzieli.
— O, widzieliśmy... we śnie! — odpowiedziały dzieci. A profesor matematyki zmarszczył czoło i gniewnie zsunął brwi, z zasady będąc przeciwnikiem wszelkich snów dziecinnych.
Pewnej nocy przelatywała nad miastem jaskółeczka... Towarzyszki jej przed sześciu tygodniami odfrunęły już do Egiptu, ona jedna tylko została, zakochawszy się w prześlicznej trzcinie. Po raz pierwszy ujrzała ją była na wiosnę, uganiając się nad rzeką za dużym, żółtym motylem; zachwycona smukłością trzciny, nieruchomo zawisła w powietrzu i wszczęła rozmowę.
— Czy wolno cię kochać? — spytała jaskółka, przyzwyczajona zmierzać zawsze wprost do celu. A trzcina głęboko się przed nią pochyliła.
Więc jaskółeczka poczęła fruwać dokoła trzciny, skrzydełkami muskając wodę, na której tworzyły się lekkie fale. Był to rodzaj zalotów, trwających całe lato.
— Śmieszne przywiązanie — świegotały inne jaskółki — toż ta trzcina nie ma żadnego majątku, a tak liczną rodzinę. — Bo w istocie brzegi rzeki całkiem były porosłe trzciną.
Z nadejściem jesieni wszystkie jaskółki odleciały za morze. Wówczas jaskółeczka uczuła się bardzo osamotnioną, i miłość do trzciny poczęła ją niecierpliwić.
— Niepodobna z nią prowadzić porządnej rozmowy — mówiła — przy tym zaczynam ją podejrzewać bo brzydką kokieterię, bo wszak najwidoczniej flirtuje z wiatrem. — I istotnie, za każdym powiewem wiatru trzcina wykonywała przed nim najwdzięczniejsze dygi!
— Przyznaję, że jest gospodarna i lubi zacisze domowe — mówił ptak — ale ja lubię podróżować, więc i moja żona musi to lubić.
— Pójdziesz ze mną? — spytała wreszcie jaskółka. — Ale trzcina przecząco potrząsnęła głową — zbyt była przywiązana do ojczyzny.
— Więc igrałaś mym uczuciem! — zawołała jaskółka. — Dobrze! Ja lecę teraz na piramidy. Żegnaj! — I odfrunęła.
Niezmordowanie szybowała przez cały dzień, a wieczorem doleciała do jakiegoś miasta.
— Gdzie teraz zamieszkam? — mówiła do siebie. — Sądzę, że miasto poczyniło przecież odpowiednie przygotowania. Wtem zobaczyła pomnik na wysokim cokole.
— Tu pozostanę — zawołała radośnie — doskonały będę mieć nocleg na świeżym powietrzu! — To rzekłszy, wygodnie usiadła w zagłębieniu u stóp księcia.
— Mam złocistą sypialnię — mówiła do siebie z zadowoleniem, rozglądając się dokoła. W chwili jednak gdy ukrywszy główkę pod skrzydełkiem zabierała się do snu, spadła na nią duża kropla deszczu.
— Dziwne! — zawołała jaskółka otrząsając się — na niebie nie ma najlżejszej chmurki, gwiazdy świecą i migocą, a jednak pada deszcz. Klimat północnej Europy jest istotnie okropny! Trzcina lubiła wprawdzie deszcz, ale powodował nią najzwyklejszy egoizm.
Wtem padła na jaskółkę druga kropla deszczu.
— Do czego służy właściwie taki pomnik, skoro nie może nawet dać schronienia przed deszczem? Obejrzę się raczej za jakim dobrym kominem — szepnęła do siebie, zabierając się do odlotu.
Ale zanim jeszcze rozwinęła skrzydełka, uczuła na sobie trzecią kroplę deszczu. Podniosła więc wzrok i zobaczyła... Co zobaczyła? Oczy szczęśliwego księcia były napełnione łzami, i łzy spływały mu po złotych policzkach. Twarz jego w świetle księżyca tak była piękna, że serce jaskółeczki zadrżało współczuciem.
— Kto Jesteś? — spytała;
— Jestem szczęśliwym księciem.
—Więc czemu płaczesz? — spytała jaskółka. — Całkiem przemokłam od twych łez.
— Kiedy jeszcze żyłem i miałem ludzkie serce — mówił pomnik — nie wiedziałem, co znaczą łzy, mieszkałem bowiem w pałacu Sans-Souci, do którego troska nie miała przystępu. Dnie spędzałem na zabawach z towarzyszami, a wieczorem prowadziłem tańce w wielkiej sali balowej. Dokoła ogrodu biegł bardzo wysoki mur, ale mnie nigdy nie przyszło na myśl zapytać, co się za nim znajduje, tak mi było dobrze i wesoło. Dworzanie nazywali mnie szczęśliwym księciem, i istotnie byłem szczęśliwy — o ile radość oznacza szczęście. Tak żyłem i tak umarłem. A teraz, kiedy nie żyję, umieszczono mnie na tym cokole, tak wysoko, że mogę widzieć całą rozpacz i nędzę mojego miasta i serce moje, aczkolwiek z ołowiu, bezustannie musi płakać.
— Co? Więc nie jest cały ze złota? — szepnęła do siebie jaskółka. Zbyt jednak była uprzejma, by głośno wypowiadać osobiste uwagi.
— Daleko stąd — mówił pomnik cichym, melodyjnym głosem — daleko stąd, w wąskiej uliczce, stoi nędzny, stary dom. Jedno z okien jest otwarte — mogę przeto widzieć siedzącą przy stole kobietę, ma bladą zmęczoną twarz i szorstkie czerwone ręce, a palce pokłute igłą, gdyż jest hafciarką. Haftuje złote lilie na atłasowej sukni, którą nosić będzie na balu dworskim najpiękniejsza dama dworu królowej. Na wąskim łóżeczku, w ciemnym kącie izdebki, leży chory chłopczyk. Zrywa się w niespokojnym gorączkowym śnie i błaga o pomarańcze. Ale matka nie może mu nic dać prócz wody studziennej, więc chłopczyk płacze i jęczy. Jaskółeczko, jaskółeczko, czy nie zechciałabyś jej zanieść ten rubin, świecący w rękojeści mego miecza, bo moje nogi tak są mocno przytwierdzone do tego cokołu, że nie mogę się ruszyć.
— Kiedy mnie oczekują w Egipcie — odparła jaskółka. — Towarzyszki moje lecą wzdłuż Nilu i rozmawiają z wielkimi kwiatami lotosu. Niezadługo ułożą się do snu w grobie wielkiego króla. Ubrany on jest w kosztowne żółte szaty i zabalsamowany. Na szyi ma łańcuch z bladozielonego nefrytu, a ręce zeschłe niby żółte liście.
— Jaskółeczko, jaskółeczko — rzekł książę — czy nie możesz zostać u mnie przez tę jedną noc i być moją wysłanniczką? Chłopczyk jest taki spragniony, a matka jego taka smutna.
— Kiedy ja w gruncie rzeczy nie lubię chłopców — odparła jaskółka — bo gdy zeszłego lata mieszkałam nad rzeką, dwaj niedobrzy chłopcy, synowie młynarza, ustawicznie rzucali za mną kamieniami. Wprawdzie mnie nie trafili, bo my, jaskółki, latamy zbyt szybko, a ja pochodzę z rodziny sławnej nawet za granicą z chyżego lotu, ale w każdym razie był to z ich strony dowód lekceważenia.
Szczęśliwy książę miał jednak minę tak smutną, że; jaskółeczka szczerze się zmartwiła.
— Bardzo tu zimno — rzekła — ale mimo to zostanę u ciebie przez dzisiejszą noc i będę twą wysłanniczką.
— Dziękuję ci, jaskółeczko — rzekł książę.
Więc jaskółka wydziobała z rękojeści księcia olbrzymi rubin i trzymając go w dziobku wzbiła się wysoko ponad miejskie dachy.
Przeleciała koło wieży katedry ozdobionej białymi rzeźbionymi w marmurze aniołami, przeleciała koło zamku, z którego dochodziły dźwięki muzyki tanecznej. Prześliczna dziewczyna wyszła na balkon ze swym ukochanym.
— Jak cudnie migocą gwiazdy — szepnął młodzieniec — i jak czarodziejską jest potęga miłości.
— Czy też moja suknia będzie gotowa na bal — odparła — kazałam na niej wyhaftować złote lilie. Ale te hafciarki takie są leniwe!
Jaskółeczka pofrunęła nad rzekę i zobaczyła latarnie, wiszące u masztów okrętowych, pofrunęła w stronę getta i zobaczyła starych Żydów, jak się targują i pieniądze ważą na wagach miedzianych. Wreszcie doleciała do starego nędznego domu i przez otwarte okno zajrzała do wnętrza mieszkania... Chory chłopczyk rzucał się niespokojnie w gorączkowym śnie, a matka zdrzemnęła się nad haftem, tak była znużona. Więc jaskółeczka wleciała do izby i położyła olbrzymi rubin na stoliku, obok naparstka kobiety. Potem cichutko podleciała do łóżeczka i skrzydełkami poczęła chłodzić rozpalone czoło chłopczyny.
— Jak mi chłodno — szepnął chłopczyk — zdaje mi się, że wnet wyzdrowieję. — I popadł w sen głęboki, pokrzepiający. Wówczas jaskółeczka ruszyła z powrotem do szczęśliwego księcia i opowiedziała mu, co uczyniła.
— Dziwne — rzekła — tak zimno na świecie, a mnie nagle zrobiło się całkiem ciepło.
— To dlatego, że spełniłaś dobry uczynek — rzekł książę, a jaskółka zamyśliła się nad jego słowami i zasnęła. Myślenie zawsze ją przyprawiało o senność.
O świcie zerwała się i poszybowała w stronę rzeki, by się wykąpać.
— Co za rzadki fenomen — zadziwił się profesor ornitologii, właśnie przechodzący przez most. — Jaskółka w zimie! — Napisał o tym długi artykuł i umieścił go w jednym z najpoczytniejszych dzienników.
Artykuł wzbudził ogólne zainteresowanie, obfitował zresztą w taki balast słów, że prawie nikt nie wiedział, o co chodzi. — Dziś wieczór lecę do Egiptu — powiedziała sobie jaskółka, a myśl ta sprawiała jej rozkosz królewską. Tymczasem odwiedzała wszystkie pomniki, aż wreszcie spoczęła na szczycie wieży kościelnej. Gdziekolwiek się ukazywała, dolatywał ją świegot wróbli: co za dostojna cudzoziemka! I jaskółka świetnie się bawiła.
Gdy księżyc ukazał się na niebie, pofrunęła do szczęśliwego księcia. — Czy dasz mi jakie zlecenie do Egiptu? — zapytała — bo właśnie mam zamiar odlecieć.

Odpowiedź z Cytowaniem
  #93  
Nieprzeczytane 21-10-2007, 10:11
Bianka's Avatar
Bianka Bianka jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Apr 2007
Miasto: Warszawa
Posty: 6 197
Domyślnie

I część druga...

— Jaskółeczko, jaskółeczko — rzekł książę — czy nie mogłabyś zostać u mnie jeszcze przez jedną noc?
— Oczekują mnie w Egipcie — odparła jaskółka — jutro moje towarzyszki ruszą do drugiego wodospadu. Tam hipopotam spoczywa wśród sitowia, a na olbrzymim tronie siedzi bóg Memnon. Całą noc spogląda na gwiazdy, a ukazanie się gwiazdy porannej wita przeciągłym okrzykiem radości, po czym znów popada w milczenie. W południe żółte lwy przychodzą gasić pragnienie nad brzegami rzeki, oczy mają zielone jak beryle, a ryk ich głośniejszy jest od huku wodospadu.
— Jaskółeczko, jaskółeczko — rzekł książę — daleko, daleko stąd, na drugim krańcu miasta, widzę młodego człowieka w ciasnej izdebce na poddaszu. Siedzi przy biurku, pochylony nad papierami, a przed nim, w szklance z wodą, wiązanka zwiędłych fiołków. Włos ma ciemny i jedwabisty, usta pąsowe jak owoc granatu, oczy duże, rozmarzone. Próbuje dalej pisać rozpoczęty dramat, ale palce mu drętwieją z zimna. Ogień dawno wygasł w piecu, a głód osłabił młodzieńca.
— Więc jeszcze przez dzisiejszą noc zostanę u ciebie — rzekła jaskółka, która istotnie miała dobre serce. — Czy mam mu także zanieść rubin?
— Ach, Boże! — westchnął książę — ja już nie mam drugiego rubinu, oczy mi tylko zostały, lecz są one z drogocennych szafirów, przed tysiącem lat przywiezionych z Indyj. Wydziób mi jedno i zanieś je głodnemu młodzieńcowi. Sprzeda go jubilerowi, kupi sobie za niego pożywienia i opału i dokończy swój dramat.
— Kochany książę — rzekła jaskółka — tego uczynić nie mogę. — I zaczęła płakać.
— Jaskółeczko, jaskółeczko — rzekł książę — zrób, jak ci powiedziałem.
Więc jaskółeczka wydziobała księciu jedno oko i uleciała z nim do izdebki na poddaszu. Łatwo się tam dostała, bo w dachu była ogromna dziura, i przez nią jaskółka wleciała do wnętrza domu. Młody człowiek, z głową wspartą na dłoniach, dumał tak głęboko, że wcale nie słyszał szelestu skrzydeł ptaka i i dopiero po jego odlocie zobaczył wśród zwiędłych fiołków cudnie błyszczący szafir.
— Zaczynają mnie wreszcie uznawać! — zawołał. — Niewątpliwie podarek od jakiegoś gorącego wielbiciela. Teraz będę mógł skończyć mój dramat — szeptał, a twarz jego jaśniała radością.
Nazajutrz jaskółka poleciała do portu. Usiadła na maszcie wielkiego okrętu i przyglądała się, jak majtkowie wyciągali z ładowni na grubych linach skrzynie.
— Ohoj! ohojoj! — krzyczeli za każdym pociągnięciem liny.
— Odjeżdżam do Egiptu! — zawołała jaskółka, ale nikt na nią nie zwracał uwagi, więc z nadejściem nocy odfrunęła do szczęśliwego księcia.
— Przyleciałam, by cię pożegnać! — zawołała. — Jaskółeczko, jaskółeczko — rzekł książę — czy nie mogłabyś zostać u mnie jeszcze przez noc dzisiejszą?
— Już zima — odparła jaskółka — i za parę dni spadnie chłodny szkaradny śnieg. W Egipcie słońce gorące pieści teraz zielone palmy, a krokodyle leżą w mule i leniwie się przeciągają. Towarzyszki moje budują gniazda w świątyni Baalbek, a białe i różowe gołąbki gruchając przyglądają się ich robocie. Kochany książę, muszę cię teraz opuścić, ale nigdy cię nie zapomnę i zaraz z wiosną przylecę tu do ciebie i przyniosę ci dwa cudowne kamienie na miejsce tych, które darowałeś. Rubin będzie czerwieńszy od czerwonej róży, a szafir tak błękitny jak wielkie morze.
— Tam w najdalszej dzielnicy miasta — odparł szczęśliwy książę — stoi mała dziewczynka, sprzedająca zapałki. Ale zapałki wysypały się jej na ulicę, przemokły, i nikt ich nie chce kupować. Ojciec ją obije, jeśli nie przyniesie do domu pieniędzy, i dlatego biedactwo płacze. Nóżki ma bose i główkę odkrytą na tym strasznym wichrze. Wydziób mi drugie oko i zanieś jej, to ojciec jej nie ukarze.
— Jeszcze przez dzisiejszą noc zostanę u ciebie — rzekła jaskółka — ale oka ci nie wydziobię, bo byłbyś już przecie całkiem ślepy.
— Jaskółeczko, jaskółeczko — rzekł książę — zrób, jak ci powiedziałem.
Więc jaskółka wydziobała księciu drugie oko i uleciała z nim ku miastu. Zatoczyła krąg nad głową dziewczynki z zapałkami i wypuściła z dziobka klejnot, który padł prosto na zziębniętą rączkę dziecka.
— Jakie śliczne szkiełko! — radośnie zawołała dziewczynka i śmiejąc się pobiegła do domu.
A jaskółka wróciła do księcia i rzekła:
— Teraz jesteś ślepy, więc na zawsze już zostanę z tobą.
— Nie, jaskółeczko — odparł biedny książę — ty musisz odlecieć do Egiptu.
— Na zawsze zostanę z tobą! — powtórzyła jaskółka zasypiając u stóp księcia.
Cały dzień następny siedziała na ramieniu księcia i opowiadała mu dziwne historie o wszystkim, co widziała w dalekich krajach. Opowiadała o czaplach, jak w długim szeregu stoją nad brzegami Nilu, dziobami łowiąc złote rybki; opowiadała o Sfinksie, który jest tak stary jak świat, żyje w pustyni i wie o wszystkim; opowiadała o kupcach, jak powoli kroczą obok swych wielbłądów, niosąc w rękach bryły bursztynu; o królu Gór Księżycowych, czarnym jak heban i modlącym się do olbrzymiego kryształu; o zielonym wężu, który śpi na palmie, a dwudziestu kapłanów karmi go plackami z miodem; i o karzełkach, co na szerokich płaskich liściach przepływają wielkie morze i wiecznie prowadzą wojnę z motylami.
— Jaskółeczko kochana — rzekł książę — cudowne mi opowiadasz historie, ale nad wszystko zajmujące jest ludzkie cierpienie. Żadna tajemnica nie jest tak wielka i potężna jak niedola człowieka. Wzleć nad miasto, jaskółeczko, a później mi opowiesz, co tam widziałaś.
Więc jaskółeczka szybowała nad miastem i widziała bogaczy, opływających w zbytkach i rozkoszy, podczas gdy żebracy ginęli u ich progów. Szybowała nad ciemnymi uliczkami i widziała blade twarzyczki zgłodniałych dzieci, posępnie patrzących na smutne, ponure ulice. Pod arkadami mostu zobaczyła dwóch chłopczyków, oplatali się nawzajem ramionkami, chcąc się rozgrzać.
— Tak nam się chce jeść — jęczeli.
— Nie wolno tu leżeć — burknął policjant przechodząc koło mostu i biedne dzieci musiały wędrować w mrok i deszcz. Jaskółeczka poleciała do księcia i opowiedziała mu co widziała.
— Cały jestem pokryty złotem — rzekł książę — musisz ze mnie zdejmować blaszka po blaszce i rozdawać je moim ubogim. Wszyscy ludzie żyjący zawsze sądzą, że złoto daje szczęście.
Więc jaskółeczka zdejmowała dziobkiem jedną złotą blaszkę po drugiej, aż wreszcie szczęśliwy książę, ogołocony z wszystkich ozdób, stał się zupełnie szary. I jaskółeczka nosiła jedną blaszkę po drugiej ubogim, a twarzyczki dzieci zaróżowiły się i rozweseliły.
— Teraz mamy co jeść! — szczebiotały na ulicach.
Potem nadszedł śnieg, a za nim mróz. Ulice wyglądały, jakby były całe ze srebra, tak się świeciły i migotały. Długie sople lodu niby sztylety kryształowe zwieszały się z dachów, ludzie chodzili otuleni w ciężkie futra, a mali chłopcy w czerwonych czapkach ślizgali się, gdzie tylko napotkali lód.
Biednej jaskółeczce było z każdym dniem zimniej i zimniej, ale zbyt kochała księcia, by go mogła porzucić. Zbierała okruszynki przed piekarnią, gdy piekarz się oddalał, i starała się rozgrzać, ustawicznie trzepocząc skrzydełkami.
Ostatecznie jednak poczuła, że zbliża się jej koniec. Tyle jeszcze miała sił, by wzlecieć na ramię księcia.
— Żegnaj, kochany książę — szepnęła — czy mogę ucałować twą rękę?
— Cieszę się, jaskółeczko, że wreszcie odlatujesz do Egiptu; zbyt długo już tu bawiłaś — rzekł książę. — Ale musisz mnie pocałować w usta, bo cię kocham.
— Ja nie odlatuję do Egiptu — odparła jaskółka — lecz do krainy Śmierci. Śmierć jest siostrą snu, nieprawdaż?
Ucałowała szczęśliwego księcia w usta i nieżywa padła u jego stóp. W tejże chwili z wnętrza pomnika wydobył się dziwny dźwięk, jakby coś pękło. Istotnie pękło w nim ołowiane serce. Bo też mróz był straszliwy...
Nazajutrz wczesnym rankiem burmistrz przechadzał się po mieście w towarzystwie radców miejskich. Przechodząc koło pomnika, rzucił nań okiem i krzyknął:
— Na Boga! Jakże nędznie wygląda szczęśliwy książę!
— Jak nędznie! — zawtórowali jednogłośnie radcy, którzy zawsze podzielali zdanie burmistrza, i podeszli bliżej do pomnika.
— Rubin wypadł mu z rękojeści miecza i oczu już nie ma ani pozłótki — rzekł burmistrz — wygląda teraz jak ostatni żebrak.
— Jak ostatni żebrak — powtórzyli radcy.
— I w dodatku nieżywy ptak leży u jego nóg — oburzył się burmistrz. — Będziemy musieli co prędzej wydać rozporządzenie, że ptakom wzbroniono na tym miejscu umierać. — A sekretarz burmistrza na poczekaniu wniosek ten zaprotokołował. Wkrótce usunięto pomnik szczęśliwego księcia.
— Przestał być ładny, więc jest bezużyteczny — objaśnił profesor historii sztuki. Następnie przetopiono pomnik w giserni, a burmistrz zwołał zgromadzenie, celem obrady nad tym, co począć z metalem.
— Oczywiście musimy mieć inny pomnik — rzekł burmistrz — niechże więc będzie mój!
— Mój! — równocześnie zawołali wszyscy radcy i rozpoczęli sprzeczkę. Gdy o nich słyszałem po raz ostatni, sprzeczka ta ciągle jeszcze nie była ukończoną.
Dziwne — mówił inspektor giserni — to pęknięte serce z ołowiu w żaden sposób nie da się przetopić.
Musimy je odrzucić. — I odrzucił je na śmietnik, gdzie leżała martwa jaskółka.
— Przynieś mi dwie najkosztowniejsze rzeczy z tego miasta — rzekł Bóg do jednego ze swoich aniołów, a anioł przyniósł ołowiane serce i martwego ptaka.
Dobry zrobiłeś wybór — rzekł Bóg — bo ptak ten wiecznie będzie śpiewał w mych rajskich ogrodach, a szczęśliwy książę po wieki chwalić mnie będzie w moim złotym grodzie.

Odpowiedź z Cytowaniem
  #94  
Nieprzeczytane 21-10-2007, 10:18
Alsko's Avatar
Alsko Alsko jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Jul 2007
Miasto: Warszawa
Posty: 34 899
Domyślnie Dziękuję,

dobra Bianko

Adminka odpowiedziała na moje pytanie dotyczące używania dużej czcionki, że w niczym to nie wadzi i serwerowi jest obojętna wielkość.

Ostatnio edytowane przez Alsko : 21-10-2007 o 14:06.
Odpowiedź z Cytowaniem
  #95  
Nieprzeczytane 21-10-2007, 10:29
ZoSka's Avatar
ZoSka ZoSka jest offline
Czasem zajrzy
 
Zarejestrowany: Apr 2007
Miasto: warmińsko-mazurskie
Posty: 80
Domyślnie

Basia napisała:

[quote][/QUOTE]Kundzia wybierała się do Włoch taka informacja jej się przyda.

Tak Basiu, nie tylko dla Kundzi. Nie chciałam się rozpisywać, bo wiem, że moi znajomi, którzy nigdy nie pracowali za granicą i tak nie słuchają tego, co mam im do powiedzenia. A jeśli słuchają, to docierają do nich wybiórczo tylko dobre strony. Bardzo mi się podobają na tym wątku wypowiedzi Małgorzaty. Wszystko w życiu ma swoją cenę i żeby coś osiągnąć, trzeba ją zapłacić. Jeśli chcesz zarobić za granicą, a nie znasz języka, to musisz godzić się na "południowe Włochy" (niech to będzie metafora). Niektórzy mówią, że pierwszy raz za granicę jedzie się po "rozum", dopiero później "po pieniądze". I coś w tym jest.
__________________
"Życie jest jak pudełko czekoladek -
nigdy nie wiesz, co ci się trafi." -Forrest Gump
Odpowiedź z Cytowaniem
  #96  
Nieprzeczytane 21-10-2007, 11:51
Bianka's Avatar
Bianka Bianka jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Apr 2007
Miasto: Warszawa
Posty: 6 197
Domyślnie

[quote=ZoSka]Basia napisała:

Cytat:
[/QUOTE]Kundzia wybierała się do Włoch taka informacja jej się przyda.

Tak Basiu, nie tylko dla Kundzi. Nie chciałam się rozpisywać, bo wiem, że moi znajomi, którzy nigdy nie pracowali za granicą i tak nie słuchają tego, co mam im do powiedzenia. A jeśli słuchają, to docierają do nich wybiórczo tylko dobre strony. Bardzo mi się podobają na tym wątku wypowiedzi Małgorzaty. Wszystko w życiu ma swoją cenę i żeby coś osiągnąć, trzeba ją zapłacić. Jeśli chcesz zarobić za granicą, a nie znasz języka, to musisz godzić się na "południowe Włochy" (niech to będzie metafora). Niektórzy mówią, że pierwszy raz za granicę jedzie się po "rozum", dopiero później "po pieniądze". I coś w tym jest.

Zosiu, może podzieliłabyś się trochę doświadczeniem? To zawsze jest bardzo cenne.
Odpowiedź z Cytowaniem
  #97  
Nieprzeczytane 21-10-2007, 14:08
Alsko's Avatar
Alsko Alsko jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: Jul 2007
Miasto: Warszawa
Posty: 34 899
Domyślnie Bianko,

ja w sprawie używania dużej czcionki.
Pytałam Adminkę. Odpowiedziała, że nie ma żadnych przeciwwskazań. Dlatego zaczęłam ich używać.
Odpowiedź z Cytowaniem
  #98  
Nieprzeczytane 21-10-2007, 15:58
ZoSka's Avatar
ZoSka ZoSka jest offline
Czasem zajrzy
 
Zarejestrowany: Apr 2007
Miasto: warmińsko-mazurskie
Posty: 80
Domyślnie Do Bianki i nie tylko.

Bardzo chętnie podzielę się informacjami na temat pracy we Włoszech, bo tam tylko byłam. Zaczęłam, jak prawie wszystkie Polki, na południu, konkretnie w Salerno - tj. prowincja Neapol.
To biedny region, z wysokim wskaźnikiem bezrobocia i dużą liczbą starych ludzi, których dzieci wyemigrowały na północ Włoch albo za granicę. Często tak jest.
Nie ma kto się nimi opiekować. Są biedni i mało płacą, dlatego godzą się na opiekunkę bez języka.
Z kulturą - bliżej im jest do Trzeciego Swiata, niż cywilizacji europejskiej, ale to są ludzie najczęściej bardzo ciepli i serdeczni. Mają serce na dłoni. Niektóre Polki tak się przywiązują do nich, że zostają z nimi do końca.
Mnie interesował zarobek, bo po to tam pojechałam. Już w pierwszych dniach wiedziałam, że stamtąd ucieknę jak tylko poduczę się języka. I wiedzieli o tym moi pracodawcy, bo ich podsłuchałam, wiedzieli, że po trzech miesiącach każda opiekunka od nich odchodzi.
Kunegundzie tego nie powiedziano - to jest tajemnica poliszynela - powodem odchodzenia opiekunek są małe pieniądze. Rzadko trafia się na złych ludzi,przecież można od nich uciec. Bywają prace ciężkie, z dźwiganiem, gdzie nie można spać po nocach, czasami kobiety doświadczają głodu itp. Zawsze jest wyjście - albo żąda się podwyżki albo ucieka.
Na północy zarabia się lepiej, ale ludzie są bardziej zimni i wyrachowani. Trzeba walczyć o siebie i swoje wynagrodzenie.
Nauczyłam się tam egoizmu. A może asertywności?
Dołączam ciekawy link o pracy w Anglii.
http://gazetaolsztynska.wm.pl/W-Angl...k-rozowo,33065
__________________
"Życie jest jak pudełko czekoladek -
nigdy nie wiesz, co ci się trafi." -Forrest Gump

Ostatnio edytowane przez ZoSka : 21-10-2007 o 16:03.
Odpowiedź z Cytowaniem
  #99  
Nieprzeczytane 21-10-2007, 16:21
Pani Slowikowa Pani Slowikowa jest offline
Stały bywalec
 
Zarejestrowany: May 2007
Posty: 7 080
Domyślnie Zosiu

Cytat:
Napisał ZoSka
Bardzo chętnie podzielę się informacjami na temat pracy we Włoszech, bo tam tylko byłam. Zaczęłam, jak prawie wszystkie Polki, na południu, konkretnie w Salerno - tj. prowincja Neapol.
To biedny region, z wysokim wskaźnikiem bezrobocia i dużą liczbą starych ludzi, których dzieci wyemigrowały na północ Włoch albo za granicę. Często tak jest.
Nie ma kto się nimi opiekować. Są biedni i mało płacą, dlatego godzą się na opiekunkę bez języka.
Z kulturą - bliżej im jest do Trzeciego Swiata, niż cywilizacji europejskiej, ale to są ludzie najczęściej bardzo ciepli i serdeczni. Mają serce na dłoni. Niektóre Polki tak się przywiązują do nich, że zostają z nimi do końca.
Mnie interesował zarobek, bo po to tam pojechałam. Już w pierwszych dniach wiedziałam, że stamtąd ucieknę jak tylko poduczę się języka. I wiedzieli o tym moi pracodawcy, bo ich podsłuchałam, wiedzieli, że po trzech miesiącach każda opiekunka od nich odchodzi.
Kunegundzie tego nie powiedziano - to jest tajemnica poliszynela - powodem odchodzenia opiekunek są małe pieniądze. Rzadko trafia się na złych ludzi,przecież można od nich uciec. Bywają prace ciężkie, z dźwiganiem, gdzie nie można spać po nocach, czasami kobiety doświadczają głodu itp. Zawsze jest wyjście - albo żąda się podwyżki albo ucieka.
Na północy zarabia się lepiej, ale ludzie są bardziej zimni i wyrachowani. Trzeba walczyć o siebie i swoje wynagrodzenie.
Nauczyłam się tam egoizmu. A może asertywności?
Dołączam ciekawy link o pracy w Anglii.
http://gazetaolsztynska.wm.pl/W-Angl...k-rozowo,33065
Ja bylam w okolicach Salerno nie jako pracownik ale jako gosc-turysta jeszcze za mlodu... i nie odnioslam tego wrazenia biedy.. wprost przeciwnie.. odnioslam wrazenie ciepla i piekna.. Bylam gosciem co prawda rodziny nauczycieli ale nie byli oni wcale bogaci.. i mieli spora rodzine gdzie wcale sie specjalnie nie przelewalo... Za to dawke stylu zycia, cudownej wloskiej kuchni, i piekna na codzien ... dostalam na reszte zycia... No i to slonce!!! To morze!! Te antyki co krok!! Ta mlodziez taka piekna z olbrzymimi aksamitnymi oczami!!! Te skaly kapiace sei w lazurowej wodzie... Te dyskoteki wiszace na skalnych balkonach.... Ach!!
Wiem ze praca to nie turystyka ale po pracy przeciez tez jest zycie.... Czy sie myle??
Ja KOCHAM Wlochy!!! Kocham polnoc i poludnie a najbardziej srodek czyli Tuskanie!!!
Odpowiedź z Cytowaniem
  #100  
Nieprzeczytane 22-10-2007, 09:56
ZoSka's Avatar
ZoSka ZoSka jest offline
Czasem zajrzy
 
Zarejestrowany: Apr 2007
Miasto: warmińsko-mazurskie
Posty: 80
Domyślnie Pani Słowikowo!

Pięknie napisałaś! Też jestem oczarowana tym wszystkim, co widziałam, co przeżyłam, co posmakowałam, czego się nauczyłam itp...
To jest moje prawdziwe bogactwo, które pozostanie mi na całe życie i nikt mi tego nie odbierze, a pieniądze się rozeszły... Wprawdzie, dzięki nim córki skończyły studia, ale poza tem niczego się nie dorobiłam, chociaż we Włoszech spędziłam blisko 5 lat.
Południowi Włosi są bogaci w porównaniu do nas, ale w porównaniu do ich północnych regionów to różnicę widać gołym okiem. Statystyka to też potwierdza.
Emocjonalnie najbardziej jestem związana z Veneto, a szczególnie z Padwą, gdzie przebywałam jakieś 3 lata.
__________________
"Życie jest jak pudełko czekoladek -
nigdy nie wiesz, co ci się trafi." -Forrest Gump
Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz

 



Narzędzia wątku Przeszukaj ten wątek
Przeszukaj ten wątek:

Zaawansowane wyszukiwanie

Zasady pisania postów
Nie Możesz: tworzenie nowych wątków
Nie Możesz: odpowiadanie na posty
Nie Możesz: wysłanie załączników
Nie Możesz: edytowanie swoich postów

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Skocz do forum


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:54.

 
Powered by: vBulletin Version 3.5.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.