|
Książka, literatura, poezja Literatura, dyskusje, własne próby pisarsko-poetyckie. |
Narzędzia wątku | Przeszukaj ten wątek |
|
Książka, literatura, poezja Literatura, dyskusje, własne próby pisarsko-poetyckie. |
Narzędzia wątku | Przeszukaj ten wątek |
#21
|
||||
|
||||
Co jest za zasłoniętym oknem? Co jest za zamkniętymi drzwiami?
Jest uwięziona kobieta, która ceruje obłok pamięci. Jest dąb, który rośnie z nieprzebraną wolą pozna- nia lasu. Jest zdanie "zażyj lekarstwo", które odbija się od ściany jak gumowa piłka ścigająca się z echem. Są na ścianach ślady uderzeń i na podłodze podarte rękopisy, ślady pośpiesznego wyjazdu. Jest złowrogi hak, na którym wisi marynarka owinięta jak kokon w pajęczyny. Julia Hartwig odeszła 14 lipca 2017.r.. {+} |
#22
|
||||
|
||||
A może coś z Norwida.......?
Jak zawsze aktualny. COŚ TY ATENOM ZROBIŁ, SOKRATESIE... Coś ty Atenom zrobił, Sokratesie, Że ci ze złota statuę lud niesie, Otruwszy pierwéj... Coś ty Italii zrobił, Alighiery, Że ci dwa groby stawi lud nieszczery, Wygnawszy pierwéj... Coś ty, Kolumbie, zrobił Europie, Że ci trzy groby we trzech miejscach kopie, Okuwszy pierwéj... Coś ty uczynił swoim, Camoensie, Że po raz drugi grób twój grabarz trzęsie, Zgłodziwszy pierwé j... Coś ty, Kościuszko, zawinił na świecie, Że dwa cię głazy we dwu stronach gniecie, Bez miejsca pierwéj.... Coś ty uczynił światu, Napolionie, Że cię w dwa groby zamknięto po zgonie, Zamknąwszy pierwéj..... Coś ty uczynił ludziom, Mickiewiczu?... . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Więc mniejsza o to, w jakiej spoczniesz urnie, Gdzie? kiedy? w jakim sensie i obliczu? Bo grób twój jeszcze odemkną powtórnie, Inaczej będą głosić twe zasługi I łez wylanych dziś będą się wstydzić, A lać ci będą łzy potęgi drugiej Ci, co człowiekiem nie mogli cię widziéć... Każdego z takich, jak ty, świat nie może Od razu przyjąć na spokojne łoże, I nie przyjmował nigdy, jak wiek wiekiem, Bo glina w glinę wtapia się bez przerwy, Gdy sprzeczne ciała zbija się aż ćwiekiem Później... lub pierwéj...
__________________
Kiedy draństwo spółkuje z głupotą, bękarty są wyjątkowo odrażające ! |
#23
|
||||
|
||||
Droga S. i droga H.
Może bez zadęcia tym razem? A. Fredro Rada małpa, że się śmieli, Kiedy mogła udać człeka, Widząc panią raz w kąpieli, Wlazła pod stół - cicho czeka. Pani wyszła, drzwi zamknęła; Małpa figlarz - nuż do dzieła! Wziąwszy pański czepek ranny, Prześcieradło I zwierciadło - Szust! Do wanny. Dalej kurki kręcić żwawo! W lewo, w prawo, Z dołu, z góry, Aż się ukrop puścił z rury. Ciepło - miło - niebo - raj! Małpa myśli: "W to mi graj!" Hajże! - kozły, nurki, zwroty, Figle, psoty, Aż się wody pod nią mącą! Ale ciepła coś za wiele... Trochę nadto... Ba, gorąco!... Fraszka! - Małpa nie cielę, Sobie poradzi: Skąd ukrop ciecze, Tam palec wsadzi. "Aj! Gwałtu! Piecze!" Nie ma co czekać, Trzeba uciekać! Małpa w nogi Ukrop za nią - tuż, tuż w tropy, Aż po progi. Tu nie żarty - parzy stopy... Dalej w okno... Brzęk! Uciekła! Że tylko palce popiekła, Nader szczęśliwa. - Tak to zwykle w życiu bywa |
#24
|
||||
|
||||
Sztywny Pal Azji
Tekst piosenki: Nie gniewaj się na mnie Polsko, nie gniewaj się Ja naprawdę bardzo kocham cię, naprawdę kocham cię Więc wybacz mi Polsko, że spóźniłem się Więc wybacz, że na spotkanie spóźniłem się Dokąd pójdziemy Polsko, dokąd pójdziemy Poprowadź mnie za rękę, poprowadź mnie za rękę I opowiadaj co słychać u ciebie, co słychać opowiadaj Nie wstydź się mnie Polsko, nie wstydź się Już dobrze zgaszę światło i będę szukał w ciemnościach ciebie Ja będę szukał w ciemnościach ciebie, będę szukał twoich ust Będę szukał twoich ust Nie gniewaj się na mnie Polsko, nie gniewaj się Ja naprawdę bardzo kocham cię, naprawdę kocham cię Więc wybacz mi Polsko, że spóźniłem się Więc wybacz, że na spotkanie spóźniłem się Od jutra przyrzekam ci Polsko zmienię się Nie będę palił i pił, już nie będę palił i pił Nie będę palił i pił, będę już chodził do szkoły Ja będę już chodził do szkoły,będę już chodził do szkoły, nie będę palił i pił Nie gniewaj się na mnie Polsko, nie gniewaj się Ja naprawdę bardzo kocham cię, naprawdę kocham cię Nie nie nie gniewaj się na mnie Polsko, nie gniewaj się Ja na prawdę bardzo kocham cię, na prawdę kocham cię. https://www.youtube.com/watch?v=0shc...ature=youtu.be |
#25
|
||||
|
||||
POMIMO BURZ
Pomimo raf pomimo skał Pomimo stumetrowych fal Pomimo burz, błyskawic w ''zet'' Ja ciągle ciebie chcę Pomimo cieni, spalonych drzew I zimy, która mrozi krew Powodzi co zabiera nas Ja mam dla ciebie czas I jeszcze miejsca trochę mam Na wybuchy, słowa skruchy Na ten niepokoju stan I jeszcze znajdę więcej sił Będę walczył, będę kochał Będę się o ciebie bił Pomimo cięć pomimo ran Do przodu wszystko jakoś pcham I staram się nie zmienić nic Dla ciebie mogę żyć I mimo że szaleje wiatr Dam sobie radę, bo wiem jak Na wszystko gdzieś formuła jest Nic nie zaskoczy mnie I jeszcze miejsca trochę mam Na wybuchy, słowa skruchy Na ten niepokoju stan I jeszcze znajdę więcej sił Będę walczył, będę kochał Będę się o ciebie bił x3 Będę walczył, będę kochał Będę się o ciebie bił Znajdę więcej sił Znajdę więcej sił AUTOR TEKSTU: Antek Smykiewicz |
#26
|
||||
|
||||
Nie na zawsze
Jeżeli odlatują ptaki, Jeżeli słońce gaśnie, Wyschnięty liść akacji, To nie na zawsze... Jeżeli blednie sierp księżyca, A niebo deszczem płacze, Ciężkim się kłosem gnie pszenica, To nie na zawsze... Kiedy skrzyżują się spojrzenia, Gdy spłoszą serca nasze, Może będziemy szli do szczęścia, Lecz czy na zawsze...? Jeżeli niepotrzebne słowo Pamięć o szczęściu zatrze, Każde z nas pójdzie inną drogą, Lecz już na zawsze... Andrzej Tylczyński |
#27
|
||||
|
||||
Z szumu informacyjnego
i doniesień zalewu do których zdążyłam przywyknąć z trudem przedarło się zdumienie że ten świat mimo swego obłędu ciągle jeszcze trwa... a ja z szeroko otwartymi oczyma trwam razem z nim uczepiona własnego zdumienia Jadwiga Z. |
#28
|
|||
|
|||
Mnie jeszcze nie zdarzyło się płakać przy czytaniu poezji.
|
#29
|
|||
|
|||
Jan Kochanowski - Tren VIII
Mnie sie zdarzylo plakac. Pierwszy raz, gdy jeszcze w szkole kazano nam czytac Treny- i ten, Tren VIII, sprawil, ze po prostu sie poplakalam
Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim, Moja droga Orszulo, tym zniknienim swoim. Pełno nas, a jakoby nikogo nie było: Jedną maluczką duszą tak wiele ubyło. Tyś za wszytki mówiła, za wszytki śpiewała, Wszytkiś w domu kąciki zawżdy pobiegała. Nie dopuściłaś nigdy matce sie frasować Ani ojcu myśleniem zbytnim głowy psować, To tego, to owego wdzięcznie obłapiając I onym swym uciesznym śmiechem zabawiając. Teraz wszytko umilkło, szczere pustki w domu, Nie masz zabawki, nie masz rośmiać sie nikomu. Z każdego kąta żałość człowieka ujmuje, A serce swej pociechy darmo upatruje. Ostatnio, gdy czytalam Montaigne, jeszcze raz wrocilam do Kochanowskiego i ten konkretny wiersz stal sie dla mnie symbolem tragicznej milosci ojcowskiej. Wspominam o Montaigne, ktory byl niemal rowiesnikiem Kochanowskiego, gdyz pisal w swoich listach "zmarlo mi dwoje albo troje dzieci". |
#30
|
|||
|
|||
Piękne i dobrze dobrane wiersze. Jeśli się je powoli czyta można się wzruszyć. Bardzo miły Kącik.
|
#31
|
|||
|
|||
Do płaczu
Jeszcze jeden utwor, tym razem poemat, ktory mnie zaszokowal w wieku mlodzienczym swoim tragizmem. Nauczylam sie go (niemal calego) na pamiec, tak jak inni uczyli sie "Pana Tadeusza".
Co tam duzo mowic, za kazdym razem, gdy czytalam, plakalam jak bobr. J. Słowacki - Ojciec zadżumionych (fragment: pierwszych 218 wersow, kiedy całosc liczy 450) "Trzy razy xiężyc odmienił się złoty, Jak na tym piasku rozbiłem namioty. Maleńkie dziecko karmiła mi żona, Prócz tego dziecka, trzech synów, trzy córki, Cała rodzina dzisiaj pogrzebiona Przybyła ze mną. Dziewięć dromaderów Chodziło co dnia na piasku pagórki, Karmić się chwastem nadmorskich ajerów; A wieczór — wszystkie tu się kładły wiankiem, Tu, gdzie się ogień już dawno nie pali. Córki po wodę chodziły ze dzbankiem, synowie moi ogień roskładali, Żona z synaczkiem przy piersiach, warzyła. Wszystko to dzisiaj tam — gdzie ta mogiła Promienistemu słońcu się odśmiecha, Wszystko tam leży pod kopułką Szecha. A ja samotny wracam — o! boleści! Trzy razy wieków przeżywszy czterdzieści; Odkąd do mego płóciennego dworu W téj kwarantannie wszedł anioł pomoru. O! niewiadoma ta boleść nikomu Jaka się w mojém sercu dziś zamyka! Wracam na Liban, do mojego domu — W dziedzińcu moim pomarańcza dzika Zapyta: starcze! gdzie są twoje dziatki? — W dziedzińcu moim córek moich kwiatki Spytają: starcze! gdzie są twoje córki? Naprzód błękitne na Libanie chmurki Pytać mię będą o synów, o żonę, O dzieci moje, wszystkie, pogrzebione Tam pod grobowcem tym okropnym Szecha — I wszystkie będą mię pytały echa, I wszyscy ludzie, czy wracam ze zdrowiem Pytać się będą — Cóż ja im odpowiem?! Przybyłem. Namiot rozbiłem na piasku. Wielblądy moje cicho się pokładły; Dziecko, jak mały aniołek w obrasku Karmiło wróble, a ptaszęta jadły, Aż do rąk prawie przychodząc dziecinie — Widzisz tę małą rzeczułkę w dolinie? Od niéj wracała najmłodsza dziewczyna, Z dzbankiem na głowie, prościutka jak trzcina. Przyszła do ognia i wodą z potoku Śmiejąc się lekko trysnęła na braci — Najstarszy — z ogniem zapalonym w oku Wstał, dzbanek wody chwycił w drżące dłonie; I rzekł: sam Bóg ci za wodę zapłaci, Bo chcę pić jak pies, bo ogień mam w łonie. To mówiąc wodę wypiwszy ze dzbana, Powalił się tu jak palma złamana. Przybiegłem — nie czas już było ratować. — Siostry go chciały martwego całować; Krzyknąłem wściekły: niech się nikt nie waży! Porwałem trupa i rzuciłem straży; Aby go wzięła na żelazne zgrzebła, I tam gdzie grzebią zarażonych grzebła. A od téj nocy tak pełnéj boleści, Naznaczono mi nowych dni czterdzieści. Téj saméj nocy Hafne i Amina, Umarły leżąc na łożu przy sobie. A patrz! — tak cicho umiérały obie! Że choć po śmierci majmłodszego[1] syna Oczy się moje do snu nie zawarły, A nie słyszałem jak obie umarły. I nawet matka własna nie słyszała, Choć wiém że także téj nocy nie spała. Rankiem, obiedwie sine jak żelazo, Dwie moje córki, zabite zarazą, Wywlec kazałem strażnikom z namiotu; I porzuciły nas! — i bez powrotu!... A jak dorosłym przystoi dziewicom, Włosami ziemię zamiotły rodzicom. Widzisz te słońce w niebie lazurowém? Zawsze tam wschodzi za lasem palmowym, Zawsze zachodzi za tą piasku górą; Zawsze te niebo nie splamione chmurą: A mnie się zdało wtenczas, nie wiém czemu, Że słońce, słońcu nie równe złotemu; I już nie takie jakie było wczora, Ale podobne do słońca upiora. A niebo które patrzało na zgubę Mego rodzeństwa, moich trojga dzieci; Tak mi się mgliste zdawało i grube Ziemi wyziewem i słońca purpurą; Że nie wiedziałem czy pacierz doleci, Do Pana Boga co się zakrył chmurą. I tak dni dziesięć przeszło, choć nie skoro. Reszta mych dzieci żyła — wszystko czworo. Małżonka moja serca miała lżejsze, I nawet moje dzieciątko najmniejsze Żyło, i kwiatkiem nie chciało usychać — Ja sam nareszcie zacząłem oddychać; Bo nie wierzyłem żeby wziąwszy troje Bóg mi chciał zabrać wszystkie dzieci moje. O! była to więc piekielna godzina? Gdy patrząc na twarz najmłodszego syna Śmierć zobaczyłem. — Ach ja go tak strzegłem! — Pierwszy na twarzy znak wystąpił drobny; Niktby nie dostrzegł — ja ojciec spostrzegłem. On do tamtego stawał się podobny; Stawał się jak mój trup pierworodzony Z jasnego blady, z bladego czerwony. Patrzę! — Na twarzy plam żelaznych krocie, — Więc zawołałem głośno: śmierć w namiocie! I pochwyciwszy go z takiemi trądy, wyniosłem na step, pomiędzy wielblądy; Aby go tam śmierć zgryzła do ostatka; I żeby na to nie patrzała — matka. Przy konającym czuwaliśmy bliscy Ja z wielblądami — na kolanach wszyscy. Łamałem ręce i wołałem głośno: Oby nie umarł! lub się był nie rodził! — A tam nad palmy, z twarzą nielitośną, Gdy konał mój syn, blady miesiąc wschodził: I patrzał: — tego z pamięci nie zatrzéć I nie wiem jak ten sam miesiąc mógł patrzéć? Gdy skonał w moim ojcowskim uścisku, Chciałem go spalić na popioł w ognisku: Lecz ledwie ogień zaczął biedz po szacie, Wyrwałem trupa i rzuciłem straży — Poniosło mi go czarnych dwóch grabarzy, I lepiéj mu tam przy siostrach i bracie. Od tego zgonu i od téj boleści, Naznaczono mi nowych dni czterdzieści. Pod kręgiem słońca jako krew czerwonym, I pod namiotem tym zapowietrzonym, Żyliśmy, słowa nie mówiąc do siebie, I śmierć przed samą śmiercią udawali: Myśląc że Boga oszukamy w niebie, Że się ten bałwan zarazy przewali. — Powrócił! — Anioł powrócił morderca! Ale mnie znalazł bez łez i bez serca, Już omdlałego na boleści świeże, Już mówiącego: niech Bóg wszystko bierze! Miałem na syna trzeciego cierpienia, Powieki bez łez, i serce z kamienia. Boleść już była jako chleb powszedni. I pod oczyma mi konał mój średni, Najmniéj kochany w mém rodzinném gronie, I najmniéj z dzieci płakany po zgonie. To téż Bóg jemu wynagrodził za to, Bo mu dał cichą śmierć i lodowatą, Bez żadnych bolów, bez żadnych omamień. Skonał i skościał, i stał się jak kamień, A tak okropnie po śmierci wyglądał, Jakby już próżnych naszych łez nie żądał, Ale chciał tylko lice swoje wrazić W serca nieczułe, oczy nam przerazić, I wiecznie zostać w rodziców pamięci, Z twarzą co woła — jesteście przeklęci! — Skonał. Myślałem wtenczas — o! rospaczy! — Że jeśli reszcie Pan Bóg nie przebaczy, Jeśli Anioła śmierci przyszle po nie: Dziecko mi weźmie — żonę — a po żonie Mnie nieszczęsnego zawoła przed Stwórcę. Córka! — Ja myśleć nie śmiałem o córce! I trwoga o nią nie gryzła mię żadna. Ach ona była młoda! taka ładna! Taka wesoła, kiedy moją głowę Do lilijowych brała chłodzić rączek, Kiedy zrobiwszy z jedwabiu osnowę, Około cedru biegała po trawie, Jak pracowity snując się pajączek. Patrz! i ten pas mój błyszczący jaskrawie Ona robiła — i te smutne oczy Ona rąbkami złocistych warkoczy Tak przesłaniała; że patrzyłem na nią Jako na róże, przez łzy i słońce. Ach, ona była domu mego panią! Ona jak jaśni anieli obrońce, Najmniejsze dziecko w kołyseczce strzegła. I gdzie płacz jaki słyszała tam biegła; I wszystkie nasze opłakała ciosy, I wszystkie nasze łzy — wzięła na włosy. Dziesięć dni przeszło, i nocy tak długich, Że śmierć już mogła na gwiazdy odlecić. Dziesięć dni przeszło, dziesięć nocy długich Przeszło — nadzieja zaczynała świecić..... Po dzieciach ustał wielki płacz niewieści, I naliczyliśmy ranków trzydzieści. Nareszcie zbywszy pamięci i mocy Położyłem się i zasnąłem w nocy. I we śnie, w lekkie owinięte chmury, Ujrzałem moje dwie umarłe córy. Przyszły za ręce trzymając się obie; I pozdrowiwszy mię pokojem w grobie, Poszły oczyma cichemi błyszczące Nawiedzać inne, po namiocie śpiące. Szły cicho, zwolna, schylały się nisko, Nad matki łożem, nad dziecka kołyską; Potém, na moją najmłodszą dziewczynę Obiedwie, ręce położyły sine! Budzę się z krzykiem i umarłą dziatwę Klnąc wołam dziko: Hatfe! moja Hatfe! Przyszła jak ptaszek cicho po kobiercu, Rzuciła mi się rączkami na szyję; I przekonałem się że Hatfe żyje, Słysząc jéj serce bijące na sercu. Ale nazajutrz grom przyszedł uderzyć — Córka!!! — Lecz na co z boleścią się szerzyć? I te mi dziecko sroga śmierć wydarła! I ta mi córka na rękach umarła! A była jedna najstraszniejsza chwila — Kiedy ją bole targały zabójcze Wołała: ratuj mię! ratuj mój ojcze! I miała wtenczas czerwone usteczka, Jak młoda róża kiedy się rozchyla. — I tak umarła ta moja dzieweczka, Że mi się serce rozdarło na ćwierci — A piękna była jak Anioł — po śmierci! Przyszli nademną płakać nieborakiem Strażnicy; przyszli mi wydrzeć to ciało. I nie ostróżni zaczepili hakiem — Hak padł na pierś jéj twardą, krągłą, białą... I tu — Bogdajby jak ja nie umarli! — Tu ją pod memi oczyma rozdarli. — Ty im to Boże niebieski spamiętasz! Wziąłem ją — i sam zaniosłem na cmentarz." |
#32
|
|||
|
|||
Dramatyczna część wiersza. Po przeczytaniu całego, na pewno każdy wrażliwy odpowiednio po swojemu zareaguje.
|
#33
|
|||
|
|||
To jest bardzo wzruszające
|
#34
|
|||
|
|||
"Jaka Ty jesteś, Polsko? Co z Ciebie nam zostało?
Z tej mojej, naszej, wspólnej, tak wiele i tak mało. Gdzie się uczciwość skryła, gdzie duch Twój, serce, wiara, Gdzie rozum i dojrzałość, gdzie wina i gdzie kara? Gdzie są podłości tamy, gdzie chamstwa, hejtu, buty, Że Ten co czyni dobro, tak łatwo jest opluty. Gdzie są granice prawa, którego strzegł nasz Orzeł, Że nić ludzkiego życia przecina się dziś nożem. Gdzie spokój, szczęście, miłość, o których kiedyś śniłem, Nie takiej Polski chciałem, nie taką wymarzyłem" ~ Tadeusz Ross |
#35
|
|||
|
|||
Za czym kolejka ta stoi?
Po szarość, po szarość, po szarość Na co w kolejce tej czekasz? Na starość, na starość, na starość Co kupisz, gdy dojdziesz? Zmęczenie, zmęczenie, zmęczenie Co przyniesiesz do domu? Kamienne zwątpienie Bądź jak kamień, stój, wytrzymaj Kiedyś te kamienie drgną I polecą jak lawina Przez noc, przez noc, przez noc Bądź jak kamień, stój, wytrzymaj Kiedyś te kamienie drgną I polecą jak lawina Przez noc, przez noc, przez noc, Ernest Bryll |
#36
|
|||
|
|||
Do polityka
Kto ty jesteś, człowieku Zbrodniarz, czy bohater? Ty, którego do czynu Wychowała noc Oto starca i dziecka W ręku dzierżysz los I twarz twoja zakryta Jak Golem nad światem Kto ty jesteś, człowieku? Czy obrócisz w popioły Miasto czy ojczyznę? Stój! Zadrżyj w sercu swoim Nie umywaj rąk Nie oddawaj wyroku Niespełnionym dziejom Twoja jest waga I twój jest miecz Ty ponad ludzką troską Gniewem i nadzieją Ocalasz albo gubisz Pospolitą rzecz Ciemność nadchodzi... Gwarne miasta i pola Kopalnie, okręty Na twojej dłoni ludzkiej Jakże ludzkiej Patrz: linia twego życia Tędy będzie szła Trzykroć błogosławiony Po trzykroć przeklęty Władco dobra lub zła Władco dobra, albo władco zła Kto ty jesteś, człowieku? Czesław Miłosz |
#37
|
|||
|
|||
Miłość ze szkolnych lat
Przychodziłeś co dzień, grałeś w szachy z moim Bratem. Potrafiłeś godzinami z Nim grać - nie widząc mnie... Przychodziłeś co dzień. W naszym domu wisiał Twój płaszcz. Nie mówiłeś nic, że kochasz mnie... Milczałam też... Dlaczego milczeliśmy tak???!!! A teraz za późno jest już! Nie znaliśmy słów, przepadła gdzieś nam ta miłość ze szkolnych lat... Pamiętam złych nocy strach. Żabą mnie straszyłeś... A teraz, choć tyle znam słów, za późno jest już, za późno jest już, za późno do tamtych dni! Ty do mnie nie możesz przyjść... Dokąd chodzisz co dzień? W czyim domu wisi Twój szary płaszcz? Czy Ty jeszcze lubisz w szachy grać - ciekawi mnie... Dokąd chodzisz co dzień? Komu dajesz Twoją wierną twarz? Gdzie, Kochany, teraz możesz być? Czy wszystko masz? A może zacząłeś już pić?! Teraz za późno jest już! Nie znaliśmy słów, przepadła gdzieś nam ta miłość ze szkolnych lat... Pamiętam zielony sad. Żabą mnie straszyłeś... Teraz, choć tyle znam słów, za późno jest już, za późno jest już, za późno do tamtych lat! Choć został w zeszycie kwiat... Z repertuaru Urszuli Sipińskiej |
#38
|
|||
|
|||
"Modlitwa o wschodzie słońca":
"Każdy Twój wyrok przyjmę twardy/ Przed mocą Twoją się ukorzę/ Ale chroń mnie Panie od pogardy/ Przed nienawiścią strzeż mnie, Boże/ Wszak Tyś jest niezmierzone dobro/ Którego nie wyrażą słowa/ Więc mnie od nienawiści obroń/ I od pogardy mnie zachowaj/ Co postanowisz niech się ziści/ Niechaj się wola Twoja stanie/ Ale zbaw mnie od nienawiści/ I ocal mnie od pogardy Panie" (autor: Natan Tennenbaum) |
#39
|
|||
|
|||
Niewola
W państwie totalitarnym Wolność Nie będzie nam odebrana Nagle Z dnia na dzień Z wtorku na środę Będą nam jej skąpić powoli Zabierać po kawałku (Czasem nawet oddawać Ale zawsze mniej, niż zabrano) Codziennie po trochę W ilościach niezauważalnych Aż pewnego dnia Po kilku lub kilkunastu latach Zbudzimy się w niewoli Ale nie będziemy o tym wiedzieli Będziemy przekonani Że tak być powinno Bo tak było zawsze. Kornel Filipowicz |
#40
|
|||
|
|||
Mądry i głupi
Pyta mądry głupiego: - Na co rozum zda się Skoro już go przestają chwalić nawet w prasie? Czemu głupi po świecie jeździ własnym autem, Gdy mądrego pod kościół wypychają gwałtem. Bo dziś może, w warunkach pogmatwaniu krętem, Jedynie bezrobotnym być inteligentem? Na cóż mu tedy rozum i mądrość bez granic? - "Na co rozum" - z uśmiechem odparł głupi - "Na nic" Bruno Jasieński |
Podobne wątki | ||||
Wątek | Autor wątku | Senior Cafe | Odpowiedzi | Ostatni Post / Autor |
Ludzie z pasją i... cukrzycą | agnieszka3 | Choroby, badania, terapie | 1 | 16-05-2010 22:40 |
Toksyczni ludzie...? | marion | Różności - wątki archiwalne | 163 | 31-03-2010 08:56 |
Ludzie, ludzie - jak ten czas leci, | kufa86 | Różności - wątki archiwalne | 30 | 03-05-2008 22:57 |
Ciekawi ludzie | FeliksG | Społeczeństwo - wątki archiwalne | 49 | 29-04-2008 14:01 |
Ludzie otworzcie oczy ! | senior A.P. | Polityka - wątki archiwalne | 0 | 13-01-2008 11:57 |
Narzędzia wątku | Przeszukaj ten wątek |
|
|