menu

senior.pl - aktywni w każdym wieku

Wróć   Klub Senior Cafe
Zarejestruj się FAQ / Pomoc Szukaj Dzisiejsze Posty Oznacz Fora Jako Przeczytane

strona 5
02-29-2012 09:17 PM

- Już po dwunastej, prawie trzy godziny jak pan Mróz poszedł, mógłby już wrócić – mówiłam głośno. Marko słuchał i merdał ogonem.
- Chce ci się pić? Napasłam cię herbatnikami i po nich bardziej cię suszy. Biedny piesek – mówiłam do niego bo serdecznie było mi go żal. Mnie też strasznie chciało się pić, a z głodu burczało mi w brzuchu.
- Może otworzymy konserwę? E, nie, bo po niej jeszcze bardziej będziemy pragnąć wody – tłumaczyłam psu i sobie. Przed pierwszą przyjechał pan Mróz, wynagrodził nam długie oczekiwanie!
- Żona ugotowała ten makaron i dała dużą miskę dla psa, tutaj dała mleko do makaronu. Dla pani podała obiad – mówił, oparł rower o drzewo, stawiał torby na trawie.
- Obiad to taki jaki ugotowała, ale czym chata bogata – zacytował przysłowie.
- Niech pani nie gardzi. Kupiłem pani bułki, masło, żona podała kawałeczek kiełbasy, to z wesela córki – postawił wiadereczko z makaronem i menażki z obiadem.
- Jak ja się państwu odwdzięczę? – zapytałam skrępowana ich serdecznością.
- E tam, nie ma o czym mówić – zapewnił mnie.
- Było, to żona dała – tłumaczył mi. Woda była zimna, makaron ciepły, obiad gorący!
- Dziękuje panu i proszę podziękować żonie – prosiłam.
- Sama pani podziękuje, i tak będzie pani przechodzić koło naszego domu, a żona zaprasza na herbatę.
- Bardzo dziękuję, na pewno wstąpię – zapewniłam go. Wyjął z kieszeni pieniądze i położył na kocu.
- Teraz to ja jadę, a wieczorem tutaj zajrzę, czy aby się pani jaka krzywda nie dzieje. Żona aż się za głowę złapała jak jej powiedziałem, że pani taka młodziutka i sama z obcym psem w lesie, okropnie lamentowała, że jeszcze panią kto zaczepi – opowiadał.
- Nic mi nie będzie, tylko martwię się o przyjaciółkę, jest lekarzem w obozie harcerskim, napisałam jej, że na pewno przyjadę, oczekiwała mnie wczoraj – zwierzałam się.
- Może ja tam wyślę syna, powie co i jak – zaproponował.
- Będę bardzo wdzięczna! – ucieszyłam się jego pomysłem.
- Jak nazywa się ta pani doktor? – zapytał.
- Alina Wierzbicka – oświadczyłam.
- Zaraz wyślę syna, powie co i jak, że nic się pani nie stało. Niech się pani już nie trapi, szkoda takiej ładnej główki kłopotać – tłumaczył mi.
- Dobrze, bardzo dobrze! Dziękuję panu – podziękowałam serdecznie.
Tylko odjechał, zabrałam się do nakarmienia psa, wlałam mu do miski wody, czekałam chwilkę aż wypił, teraz przelałam mu makaron i mleko, pałaszował aż po lesie niosło się jego mlaskanie. Otworzyłam menażkę, w pierwszej był barszcz czerwony i ziemniaki, w drugim kopytka, młoda kapusta i kotlet mielony, w butelce kompot z porzeczek. Zabrałam się za jedzenie, w połowie barszczu psisko już miało pustą michę. Położył się i śledził każdą łyżkę którą wkładałam do ust. Zrobiło mi się jakoś dziwnie, że ja jem a on patrzy.
- Jeszcze ci mało? – zapytałam. Podniósł głowę, pomerdał ogonem. Wlałam mu do miski resztę zupy. Szybko wylizał miskę i znów patrzył, dzieliłam każdą kluskę na pół, jedną połówkę zjadałam, drugą wkładałam mu do miski. Kotleta też zjedliśmy na pół. Napiłam się kompotu a resztę wlałam mu do miski. Umyłam menażki i zapakowałam do torby. Spojrzałam na psa bo zaczął cichutko skomleć.
- Co ci jest? – zapytałam.
- Acha, pewnie siusiu? – domyśliłam się i odpięłam smycz, zniknął w krzakach.
- Chwała Bogu! – ucieszyłam się.
- Może pognał do domu!? – pomyślałam z radością i zarazem ze smutkiem. Moja rozterka była krótka, bo Marko wpadł na mnie z taką radością, jakby mnie nie bardzo dawno nie widział, obtańcował mnie i nawet udało mu się liznąć po twarzy.
- Już dobrze, dobrze – śmiałam się w głos.
- Połóż się – prosiłam.
- Piesku, muszę zapiąć ci smycz, ja muszę troszeczkę poleżeć, będę cię trzymać – mówiłam i przypięłam smycz do kolczatki w drugi włożyłam rękę, zaczepiłam na przegubie. Ułożyłam się do snu, Marko też położył się obok mnie i czułam, że od razu zasnął.
Poczułam lekkie szarpnięcie, otworzyłam oczy, Marko stał na sztywnych nogach i niebezpiecznie szczerzył kły.
- Co się stało piesku?
- Agata! Cholera! Czyś ty zgłupiała? Czy ci panieństwo na mózg sadzi? Weź tego diabła, bo cię zostawię i niech cię nawet wilki zeżrą – groziła mi Alina, ale z przyzwoitej odległości. Wstałam, zobaczyłam Alinkę, pana Mroza i dwie harcerki.
- Chodź piesku, muszę cię przywiązać, bo pani doktor gotowa zlać się ze strachu – mówiłam głośno, żeby Alinka słyszała.
Odpowiedz 0 Komentarzy



Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:18.

 
Powered by: vBulletin Version 3.5.4
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.